42,90 zł
Myślisz, że słyszałeś już wszystko o wojnie trojańskiej? Ta powieść to epopeja, w której kobiety, dziewczęta i boginie znalazły się w centrum największej opowieści świata zachodniego.
To była wojna kobiet, tak samo jak mężczyzn. One już wystarczająco długo czekały na swoją kolej. W środku nocy budzą się i widzą, że ich ukochane miasto stoi w płomieniach. Dziesięć pozornie niekończących się lat konfliktu między Grekami a Trojanami dobiegło końca – Troja upadła.
Poczynając od trojańskich kobiet, których los leży teraz w rękach Greków, przez amazońską księżniczkę, która w ich imieniu walczyła z Achillesem, Penelopę oczekującą powrotu Odyseusza, aż po trzy boginie, od których waśni wszystko się zaczęło – oto historie kobiet, których życie na zawsze zmieniło się w wyniku długiej i tragicznej wojny.
W tej powieści poznasz matki, córki, siostry, żony i boginie, które wychowywały, kochały, niszczyły i opłakiwały sławnych bohaterów. Dowiesz się, czy Penelopa była faktycznie tak delikatna, jak ją sobie wyobrażamy, czy uroda Heleny stanowiła prawdziwy powód wojny oraz czy miłość macierzyńska to zawsze najszczersza siła na świecie…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 396
Oczywiście dla Keziah
Wieczna, wieczna chwała Czystej Penelopei! Na jej cześć niebianie Natchną pieśni i cześć jej nigdy nie ustanie. Nie zbrodniarka to z rzędu Tyndareja córy, Co zabiła małżonka i w pieśni ponurej Przejdzie do potomności, hańbiąc ród niewieści Na wieki i te nawet, co warte są cześci!*
Homer, Odyseja, pieśń dwudziesta czwarta, w. 202‒208, słowa Agamemnona
* Homer, Odyseja, tłum. Lucjan Siemieński, oprac. Jerzy Łanowski, wyd. 10, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wrocław 1992, s. 459.
GRECY
Dom Atreusza
AGAMEMNON, król Myken koło Argos, w Grecji kontynentalnej. Syn Atreusza, mąż:
KLITAJMESTRY, królowej Myken i matki:
IFIGENII, ORESTESA, ELEKTRY
MENELAOS, brat Agamemnona, mąż:
HELENY, królewny Sparty, później znanej jako Helena Trojańska. Helena była jednocześnie siostrą i szwagierką Klitajmestry. Miała z Menelaosem córkę:
HERMIONĘ
Ponadto:
AJGISTOS, syn Tiestesa (brata Atreusza), kuzyn Agamemnona i Menelaosa
Dom Odyseusza
ODYSEUSZ, król Itaki, syn LAERTESA i ANTYKLEI, mąż:
PENELOPY, królowej Itaki, tkaczki i matki:
TELEMACHA
W ich gospodarstwie domowym mieszkają również:
EURYKLEJA, piastunka Odyseusza
EUMAJOS, wierny świniopas
Odyseusza w drodze spod Troi do domu zatrzymali (między innymi):
POLIFEM, jednooki olbrzym albo cyklop, syn POSEJDONA, boga morza
KIRKE, czarodziejka, która mieszkała na wyspie Ajaja
LAJSTRYGONOWIE, plemię olbrzymów ludożerców
SYRENY, pół kobiety, pół ptaki, które swoimi pieśniami wabiły marynarzy, a następnie ich pożerały
SCYLLA, połączenie psa i kobiety, potwór morski o wielu zębach
CHARYBDA, potwór morski wchłaniający wodę razem z okrętami
KALIPSO, nimfa, która mieszkała na wyspie Ogygia
Dom Achillesa
PELEUS, grecki król i bohater, który poślubił:
TETYDĘ, nimfę morską. Mieli syna:
ACHILLESA, największego wojownika, jakiego znał świat. Najbliższym przyjacielem i prawdopodobnie ukochanym Achillesa był:
PATROKLOS, grecki wojownik i pomniejszy szlachcic. Podczas wojny trojańskiej pojmali:
BRYZEIDĘ, księżniczkę Lyrnessus, niewielkiego miasta niedaleko Troi
Achilles miał syna NEOPTOLEMOSA
Wśród innych Greków uwikłanych w wojnę trojańską byli również:
SINON, wojownik
PROTESILAOS, król Filaki, niewielkiej greckiej osady. Mąż:
LAODAMII, królowej Filaki
TROJANIE
Dom Priama
PRIAM, król Troi, ojciec niezliczonych synów i córek oraz mąż:
HEKABE, przez Rzymian i później przez Szekspira zwanej Hekubą. Matki:
POLIKSENY, królewny trojańskiej, bohaterki spod Troi
KASANDRY, kapłanki APOLLA, boga łucznictwa, życia i śmierci
HEKTORA, wielkiego bohatera trojańskiego
PARYSA, wojownika trojańskiego i uwodziciela żon innych mężczyzn
POLIDORA, najmłodszego syna Priama i Hekabe
Hekabe i Priam byli również teściami:
ANDROMACHY, żony Hektora, matki Astyanaksa
Wśród innych Trojan uwikłanych w wojnę byli:
ENEASZ, szlachcic z Troi, syn ANCHIZESA i mąż:
KREUZY, matki EURYLEONA, później znanego wśród Rzymian jako Askaniusz
TEANO, żona ANTENORA (doradcy Priama) i matka CRINO
CHRYZEIDA, Trojanka i córka CHRYZESA, kapłanka w świątyni Apolla
PENTEZYLEA, królowa Amazonek, siostra HIPPOLITY. Nie była Trojanką, ale walczyła po ich stronie w ostatnim roku wojny
ONJONE, nimfa górska, mieszkała pod Troją
BÓSTWA
KALIOPE, muza poezji epickiej
ZEUS, władca Olimpu. Ojciec niezliczonych bogów, bogiń, nimf i półbogów. Mąż i brat:
HERY, władczyni Olimpu, która nie lubiła nikogo, kogo uwodził Zeus
AFRODYTA, bogini miłości, a zwłaszcza wszelkich przejawów pożądania. Żona boga kowali HEFAJSTOSA i kochanka boga wojny ARESA
ATENA, bogini mądrości i sprawiedliwej wojny. Patronka Odyseusza, bogini patronka Aten. Kochała sowy
ERIS, bogini niezgody, intrygantka
TEMIDA, jedna z najstarszych bogiń. Uosabiała porządek jako przeciwieństwo chaosu
GAJA, jednej z najstarszych bogiń. Myślimy o niej jako o Matce Ziemi
MOJRY, boginie losu, trzy siostry: KLOTO, LACHESIS i ATROPOS, które trzymają w rękach nici naszego życia
Kaliope
Śpiewaj, muzo”, mówi, a ton jego głosu wyraźnie sugeruje, że nie jest to prośba. Gdybym miała coś przeciwko temu, by spełnić jego życzenie, mogłabym powiedzieć, że zaostrza ton głosu, wymawiając moje imię, niczym wojownik, który ostrzy sztylet na kamieniu, gdy przygotowuje się do porannej bitwy. Jednak dzisiaj nie mam nastroju, żeby odgrywać rolę muzy. Może się nie zastanowił, jak to jest być mną. Z pewnością tego nie zrobił – jak wszyscy poeci myśli tylko o sobie. Ale zaskakujące, że nie wziął pod uwagę tego, ilu mężczyzn zachowuje się podobnie jak on, codziennie wszyscy wymagają mojej bacznej uwagi. Jak bardzo świat tak naprawdę potrzebuje poezji epickiej?
Wszystkie konflikty, do których się przyłączono, wszystkie wojny, w których walczono, wszystkie miasta, które oblegano, wszystkie miasteczka, które ograbiono, wszystkie wioski, które zniszczono. Każda niemożliwa podróż, każdy wrak okrętu, każdy powrót do domu – wszystkie te historie opowiedziano niezliczenie wiele razy. Czy on naprawdę wierzy, że ma coś nowego do powiedzenia? Czy sądzi, że potrzebuje mnie, bym pomogła mu nadążać za jego bohaterami albo wypełnić wszystkie te puste chwile, kiedy metrum nie pasuje do opowieści?
Patrzę w dół i widzę, że ma spuszczoną głowę, a szerokie ramiona mu opadły. Kręgosłup w górnej części wygiął mu się w łuk. Ten mężczyzna jest stary. Starszy, niż sugeruje ostrość jego głosu. Jestem ciekawa. Zazwyczaj to młodzi ludzie traktują poezję jako palącą sprawę. Przykucam, by spojrzeć mu w oczy, zamknięte w żarliwej modlitwie. Nie potrafię go rozpoznać, kiedy są zamknięte.
Nosi piękną złotą broszę, misterne listki wykute w lśniący splot. Ktoś w przeszłości musiał go sowicie wynagrodzić za poezję. Ma talent i cieszy się dużą popularnością. Bez wątpienia miałam w tym swój udział. Ale wciąż chce więcej i chciałabym ujrzeć jego twarz w świetle.
Czekam, aż otworzy oczy, ale już podjęłam decyzję. Jeśli zechce mojej pomocy, złoży ofiarę w tej intencji. Tak właśnie czynią śmiertelnicy – najpierw proszą, potem błagają, a w końcu się targują. Dlatego podaruję mu te słowa, jeśli on podaruje mi broszę.
Kreuza
Obudził ją ogłuszający huk i wstrzymała oddech. Rozejrzała się za niemowlęciem, zanim sobie przypomniała, że on już nie jest niemowlęciem, ale przeżył pięć lat, kiedy za murami miasta szalała wojna. Jest w swoim pokoju, oczywiście, że tam jest. Jej oddech stał się spokojniejszy i czekała, aż usłyszy, że synek płacze za matką, przerażony piorunem. Ale nie dobiegał żaden płacz – jej mały chłopczyk był odważny. Zbyt odważny, by krzyczeć na widok błyskawicy, nawet jeśli cisnął nią sam Zeus. Zarzuciła pelerynę na ramiona i usiłowała się domyślić, jaka to pora nocy. Bębnienie deszczu stawało się coraz głośniejsze. Musiało być wcześnie rano, ponieważ widziała drugi koniec pokoju. Ale to światło sprawiało jakieś dziwne wrażenie – przypominający tłuszcz żółty kolor, który oświetlił ciemnoczerwone mury i zabarwił je na brzydki, krwawy odcień. Jak to możliwe, że światło miało aż tak żółtą barwę, skoro słońce jeszcze nie wzeszło? I jakim sposobem światło wypełniło jej pokój, skoro słyszała bębnienie deszczu na dachu? Zdezorientowana ostatnimi snami, dopiero po kilku chwilach uświadomiła sobie, że gryzący zapach dymu czuje w nozdrzach, a nie w wyobraźni. Huk nie pochodził od pioruna, lecz od bardziej przyziemnego zniszczenia. Bębnienie na dachu nie było deszczem, ale odgłosem suchego drewna i słomy trzaskających w ogniu. A migocące żółte światło nie było słońcem.
Uświadomiwszy sobie niebezpieczeństwo, w jakim się znalazła, wyskoczyła z łóżka, próbując odwrócić swoją wcześniejszą powolność. Musiała się wydostać na zewnątrz i uciec przed ogniem. Dym pozostawiał na jej języku tłustą sadzę. Zawołała swojego męża Eneasza i synka Euryleona, ale nie odpowiedzieli. Wyszła z maleńkiej sypialni – stało w niej wąskie łóżko z czerwonobrązową narzutą, którą z taką dumą samodzielnie utkała, kiedy po raz pierwszy wyszła za mąż – ale daleko nie doszła. Tuż za drzwiami swojej sypialni przez małe, wysokie okienko ujrzała płomienie i rzuciła się na podłogę najszybciej, jak mogła. To nie jej dom stał w ogniu. Płonęła cytadela – najwyższy punkt Troi, który wcześniej rozświetlały jedynie ognie straży, płomienie ofiarne albo bóg słońca Helios, podróżujący po niebie zaprzężonym w konie rydwanem. Teraz ogień buchał przez kamienne kolumny – tak chłodne w dotyku – i Kreuza przyglądała się w milczeniu, jak część drewnianego dachu staje w płomieniach, a deszcz iskier nagle strzela w górę niczym maleńkie, wirujące świetliki w kłębach dymu.
Eneasz pewnie pobiegł pomóc walczyć z płomieniami, pomyślała. Musiał pobiec, by pomóc swoim braciom i kuzynom, którzy nosili wodę, piasek i wszystko, co zdołali znaleźć. Nie był to pierwszy pożar w mieście, odkąd rozpoczęło się oblężenie. A mężczyźni zrobiliby wszystko, by ocalić cytadelę, miejsce, gdzie znajdowały się najcenniejsze skarby – skarbiec, świątynie i dom ich króla Priama. Lęk, który wyrwał ją z łóżka, ustąpił, kiedy się zorientowała, że jej dom nie stoi w płomieniach, a ona i syn są bezpieczni, ale – jak to często bywało w trakcie tej niekończącej się wojny – jej mężowi groziło niebezpieczeństwo. W miejsce panicznego lęku o życie natychmiast pojawił się znajomy, uwierający niepokój. Była tak przyzwyczajona do widoku Eneasza, który wychodził, by walczyć z zarazą Greków, którzy od dziesięciu długich lat stali obozem za murami miasta, tak przyzwyczajona do przerażenia, które ogarniało ją, kiedy widziała, jak mąż wychodzi z domu, i do paraliżującego strachu, gdy czekała, aż wróci, że teraz to wszystko niemalże podniosło ją na duchu, jakby ciemny ptak przysiadł jej na ramieniu. Dotąd zawsze wracał do domu, przypomniała sobie. Zawsze. Usiłowała zignorować myśl, którą ptak skrzeczał w jej głowie: dlaczego przeszłość miałaby być gwarancją przyszłości?
Podskoczyła, kiedy usłyszała kolejny potężny huk, głośniejszy niż ten, który wybudził ją ze snu. Zza krawędzi okna spojrzała na zewnątrz, ponad niżej położonymi częściami miasta. Teraz dostrzegła, że to nie jest pożar jak inne – nie ograniczał się do cytadeli. Plamy rozwścieczonego pomarańczowego światła błyskały w całym mieście. Kreuza wyszeptała modlitwę do bogów ogniska domowego, ale za późno było na modlitwy. Nawet jeśli język Kreuzy układał się w dźwięki, zrozumiała, że bogowie porzucili Troję. Po drugiej stronie miasta płonęły świątynie.
Pobiegła krótkim ciemnym korytarzem przed dom, przez dziedziniec, który uwielbiała ze względu na jego wysokie i bogato zdobione ściany. Nikogo tam nie było, nawet niewolnicy uciekli. Potknęła się o swoją suknię, po czym zacisnęła dłoń na tkaninie, by ją podciągnąć. Znowu zawołała syna. Czyżby Eneasz zabrał go ze sobą, by pójść po jej teścia? Czy to właśnie tam poszedł? Otworzyła ogromną drewnianą bramę prowadzącą na ulicę. Teraz zobaczyła sąsiadów, którzy uciekali drogą – nikt nie niósł wody, a wyobraziła sobie, że właśnie to będzie robił Eneasz ‒ tylko torby, w których mieli wszystko, co zdołali pozbierać, zanim uciekli, albo nie mieli ze sobą niczego. Kreuza nie była w stanie powstrzymać płaczu. Zewsząd dochodziły wrzaski. Dym sączył się na ulice, jakby miasto było zbyt zniszczone, zbyt upokorzone, by spojrzeć jej w oczy.
Stała w drzwiach niepewna, co robić. Oczywiście powinna zostać w domu, bo inaczej mąż nie będzie w stanie jej odnaleźć, kiedy tam wróci. Wiele lat temu obiecał, że jeśli miasto kiedykolwiek upadnie, zabierze ją, ich syna, swojego ojca oraz innych Trojan, którzy przeżyją, i odpłynie okrętem, by znaleźć nowe miasto. Położył sobie jej palce na ustach, aby kolejne słowa nie popłynęły z jego ust. Już samo wypowiedzenie na głos takich rzeczy mogło przywołać jakiegoś złośliwego boga, który by je urzeczywistnił. Jego broda łaskotała ją w dłonie, ale nie roześmiała się. On też się nie roześmiał. „To moja powinność”, powiedział. „Priam jest moim władcą. Ktoś musi wziąć na siebie założenie nowej Troi, gdyby stało się najgorsze”. Znowu spróbowała stłumić natłok myśli, że on nie wróci, że poległ, że przed świtem miasto zostanie zrównane z ziemią i że do jej domu – podobnie jak do wielu innych – już nikt nigdy nie powróci.
Ale jak to się mogło stać? Przycisnęła głowę do drewnianych drzwi i poczuła na skórze ciepło metalowych ćwieków. Spojrzała po sobie i dostrzegła tłustą czarną sadzę, która osadziła się w zagięciach jej sukni. Przecież to, co na jej oczach działo się w całym mieście, nie było możliwe, bo Troja już wygrała tę wojnę. Grecy w końcu uciekli po dziesięciu latach wojny oblężniczej na równinach wokół miasta. Przed laty przypłynęli na swoich strzelistych okrętach i cóż osiągnęli? Bitwy rozgrywały się raz bliżej, a raz dalej od miasta, przesuwając się aż do osiadłych na mieliźnie okrętów, a potem znów zbliżały się do miasta. Toczyły się pojedynki i regularna wojna. Choroby i głód trawiły obie strony. Wielcy bohaterowie polegli, a tchórze potajemnie się wymknęli i uszli z życiem. Ale Troja w końcu wyszła z tej wojny zwycięsko.
Czy to było trzy dni temu, może cztery? Kompletnie straciła poczucie czasu. Jednak nie miała żadnych wątpliwości, jakie są fakty. Na własne oczy widziała, jak flota odpłynęła, ponieważ wyszła na akropol, by to zobaczyć. Podobnie jak pozostali mieszkańcy miasta, kilka dni wcześniej usłyszała plotki, że grecka armia się wycofuje. Rzeczywiście wrócili do swojego obozu. Eneasz i jego ludzie – nigdy nie myślała o nich w kategorii wojowników, ponieważ taka była ich rola poza murami miasta, a nie w ich obrębie – dyskutowali na temat dokonań najeźdźców, mając nadzieję, że odkryją, co takiego się stało, że powstał chaos. Jednak pozostali w mieście, cierpliwie obserwując, co się wydarzy. I po kolejnym dniu albo kilku dniach, kiedy nie zostały rzucone żadne włócznie ani wystrzelone żadne strzały, w ludziach zakwitła nadzieja. Być może kolejna plaga pustoszyła obóz Greków. Doszło do tego kilka księżyców temu i Trojanie radowali się, składając dziękczynne dary każdemu z bogów. Grecy zostali ukarani za swoją bezbożność, za bezsensowny opór wobec faktu, że Troja nie upadnie, że nie zostanie zdobyta przez zwykłych śmiertelników. Nie przez takich jak aroganccy Grecy ze swoimi strzelistymi okrętami i zbrojami z brązu, błyszczącymi w słońcu tylko dlatego, że jeden spośród nich zaakceptował koncepcję, że powinien pracować w mroku, niewidziany i niedoceniany.
Kreuza, podobnie jak inni, modliła się o plagę. Nie sądziła, by istniało coś lepszego, o co można by się modlić. Ale minął kolejny dzień i okręty zaczęły odpływać, trzepocąc żaglami, kiedy mężczyźni wiosłowali, wypływając z zatoki na głębokie wody oceanu. Trojanie wciąż siedzieli cicho, nie wierząc własnym oczom. Obóz Greków był szkaradnym widokiem na zachód od miasta, za ujściem rzeki Skamander, tak długo, że brzeg morza bez niego wyglądał dziwnie, niczym dotknięta gangreną kończyna, którą w końcu amputowano. Widok mniej przerażający niż wcześniejszy, ale wciąż niepokojący. Dzień później ostatni, najpowolniejszy z okrętów zniknął, jęcząc pod ciężarem ludzi oraz okupionych chorobami skarbów, które pochodziły z ograbionych małych miasteczek Frygii, gdzie mieszkało mniej ludzi, a mury były niższe niż w Troi. Wiosłowali na wietrze, a potem rozwinęli żagle i odpłynęli.
Kreuza i Eneasz stali na murach miejskich, obserwując białą pianę, która burzyła się na brzegu jeszcze długo po tym, jak okręty zniknęły z pola widzenia. Trzymali się za ręce, kiedy ona szeptała pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć: „Dlaczego odpłynęli? Czy powrócą? Czy teraz jesteśmy bezpieczni?”.
*
Dobiegający z daleka głośny, głuchy odgłos przywołał Kreuzę do rzeczywistości. Nie mogła teraz wyjść na akropol, by szukać Eneasza. Nawet ze swojego domu widziała, że dach cytadeli zapadł się w kłębach dymu. Wszyscy, którzy się pod nim znajdowali, zginą. Usiłowała nie myśleć o plątającym się ojcu pod nogami Euryleonie, który zapewne próbował pomóc ugasić nienasycony ogień. Lecz Eneasz nie naraziłby ich jedynego syna na niebezpieczeństwo. Musiał zabrać Anchizesa, zaprowadzić tego starego człowieka w bezpieczne miejsce. Ale czy wróci po Kreuzę, czy spodziewa się, że to ona odnajdzie jego na ulicach miasta?
Znała serce Eneasza lepiej niż własne. Wyruszył, by odnaleźć swojego ojca, zanim pożoga rozniesie się na dobre – Anchizes mieszkał bliżej akropolu, gdzie płomienie buchały najbardziej zaciekle. Eneasz z pewnością wiedział, że wyprawa do domu jego ojca będzie trudna. Przewidywał powrót, ale teraz zrozumiał, że to niemożliwe. Na pewno ruszyłby ku bramom miasta i ufałby, że ona pójdzie w jego ślady. Odnalazłaby go na równinach za murami miasta. Skierowałby się w miejsce, które do niedawna było obozem Greków. Zatrzymała się na chwilę na progu, zastanawiając się, co powinna zabrać. Ale krzyk mężczyzn było słychać coraz bliżej, a ona nie rozpoznawała tego dialektu. Grecy znajdowali się w jej mieście i nie było czasu szukać cennych rzeczy, a nawet peleryny. Spojrzała na zasnute dymem ulice i ruszyła biegiem.
*
Kreuza dała się ponieść atmosferze święta, która ogarnęła miasto poprzedniego dnia – po raz pierwszy od dziesięciu lat bramy Troi stały szeroko otwarte. Kiedy po raz ostatni wyszła na równiny Skamandra, które otaczały miasto, była jeszcze niemalże dzieckiem, miała dwanaście lat. Rodzice powiedzieli jej, że Grecy to piraci i najemnicy, którzy pływają po lśniących morzach, by znaleźć łatwy łup. „Nie pozostaną na długo we Frygii”, mówili wszyscy. Po cóż mieliby tutaj pozostać? Nikt nie wierzył w ich pretekst – że przybyli, by odzyskać jakąś kobietę, która uciekła z jednym z synów Priama. Ta koncepcja była śmiechu warta. Niezliczone okręty, około tysiąca, które przepłynęły przez oceany, by oblegać jedno miasto z powodu jakiejś kobiety? Nawet kiedy Kreuza ją zobaczyła – ujrzała Helenę z długimi złocistymi włosami ułożonymi na czerwonej sukni, które pasowały do złotego haftu ozdabiającego każdy rąbek sukni, i złotych sznurków, które nosiła wokół szyi oraz nadgarstków – nawet wtedy nie uwierzyła, że jakaś armia przepłynęłaby taki kawał drogi, by zabrać ją do domu. Grecy wyprawiali się na morza z tych samych powodów, co pozostali – aby napełnić swoje skrzynie łupami, a domostwa niewolnikami. Kiedy tym razem przypłynęli do Troi, przeliczyli się z siłami. W swojej ignorancji nie wiedzieli, że to miasto jest nie tylko zamożne, ale i dobrze bronione. „Typowi Grecy”, jak powiedzieli rodzice Kreuzy – dla Hellenów wszyscy nie-Grecy byli jednakowi, wszyscy byli barbarzyńcami. Nie przyszło im do głowy, że Troja jest miastem przewyższającym Mykeny, Spartę, Itakę i wszystko, co nazywali domem.
Troja nie zamierzała otworzyć swoim bram przed Grekami. Kreuza przyglądała się, jak brew jej ojca pociemniała, kiedy mówił do jej matki, co postanowił zrobić Priam. Miasto będzie walczyć i nie oddadzą tej kobiety ani jej złota czy sukien. „Grecy to oportuniści”, powiedział. „Zwiną żagle, zanim pierwsze zimowe sztormy zdruzgocą ich okręty”. Troja była miastem legendarnej dobrej fortuny – król Priam miał pięćdziesięciu synów i pięćdziesiąt córek, nieskończone bogactwa, wysokie mury i lojalnych sprzymierzeńców. Grecy nie mogli usłyszeć o takim mieście i nie pragnąć go zniszczyć. Taką mieli naturę. Trojanie wiedzieli, że Grecy przybyli, jako pretekst wykorzystując odzyskanie Heleny. „Król Sparty zapewne celowo odesłał Helenę z Parysem, by dać sobie i swoim pobratymcom Grekom wymówkę, jakiej potrzebowali, aby wyruszyć w morze”, szeptały między sobą żony Trojan, kiedy zebrały się nad rzeką, by uprać swoje ubrania.
Niezależnie od powodów, gdy Grecy rozbili obóz przed domem Kreuzy, ta była jeszcze dzieckiem. A kiedy następnym razem wyszła poza mury miasta, trzymała za rączkę swojego syna, który całe miasto traktował jak plac zabaw, ale nigdy nie biegał po równinach za murami. Nawet Eneasz, zmęczony walką, po latach toczenia bitew poczuł lekkość, gdy bramy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Oczywiście wciąż nosił swój miecz, ale włócznię zostawił w domu. Zwiadowcy donieśli, że na tyłach nie zostali żadni wojownicy. Na wybrzeżu nie było ani śladu mężczyzn i łodzi. Pozostała tylko święta ofiara, ogromny drewniany przedmiot, jak powiedzieli. Nie wiadomo, komu Grecy ją poświęcili ani dlaczego. „Posejdonowi, za bezpieczny rejs do domu”, zasugerowała Kreuza swojemu mężowi, kiedy ich synek przedzierał się przez błotniste podłoże. „Trawa odrośnie”, powiedziała Euryleonowi, gdy po raz pierwszy wyszli poza miejskie mury. Przywołując w pamięci własne dzieciństwo, obiecała mu zbyt wiele. Nie pomyślała o tych wszystkich depczących ziemię stopach odzianych w buty z kolcami, o kołach rydwanów ryjących ziemię, o krwi, która w nią wsiąkała.
Eneasz kiwnął głową, a ona przez ułamek sekundy w jego rysach, pod tymi krzaczastymi ciemnymi brwiami dostrzegła twarz swojego syna. Tak, to zapewne Posejdonowi złożyli ofiarę. A może była to Atena, która tak długo chroniła Greków, albo Hera, która nienawidziła Trojan bez względu na to, ile bydła zarżnęli na jej cześć. Szli w kierunku zatoki wzdłuż granicy tego, co jeszcze do niedawna było polem walki. Euryleon wreszcie poczuje pod stopami piasek zamiast kurzu i kamienia. Kreuza już czuła odmianę, ponieważ błoto stało się bardziej ziarniste, a wokół wyrastały kępy gęstej trawy morskiej. Poczuła ciepłe łzy na policzkach, kiedy lekki zachodni wiatr buchnął jej w oczy. Mąż Kreuzy wyciągnął pokrytą bliznami dłoń i kciukiem otarł jej łzy.
– Czy to zbyt wiele? – zapytał. – Chcesz wracać?
– Jeszcze nie.
*
Kreuza znowu poczuła na twarzy łzy, ale nie zostały one wywołane lękiem, chociaż się bała i nie było tam Eneasza, by ją pocieszył. Gęsty dym snuł się po ulicach, dlatego po policzkach kobiety płynęły smoliste łzy. Skręciła w ścieżkę prowadzącą do niższej części miasta, gdzie mogła obejść mury, dopóki nie dojdzie do bram. Dziesięć lat spędziła zamknięta w Troi i przemierzała te ścieżki niezliczenie wiele razy. Znała każde domostwo, każdy róg, każdy zakręt. Ale chociaż była pewna, że idzie w dół wzgórza, nagle znalazła się w ślepej uliczce. Poczuła panikę wzbierającą w klatce piersiowej, a potem z trudem złapała powietrze i wypluła z siebie tłustą czerń, która wypełniała jej gardło. Obok niej przebiegli jacyś mężczyźni – Grecy, Trojanie? Nie potrafiła rozpoznać, ponieważ na twarzach mieli zawiązane szmaty, by ochronić się przed dymem. Rozpaczliwie rozejrzała się dookoła za czymś, czego mogłaby użyć w tym samym celu. Szal zostawiła w domu i teraz nie mogła po niego wrócić. Nawet gdyby znała drogę powrotną, czego już nie była pewna.
Kreuza chciała przystanąć i znaleźć coś znajomego, coś, co pozwoliłoby jej dokładnie określić, gdzie się znajduje, i ustalić najlepszą trasę ucieczki z miasta. Ale nie było czasu. Zauważyła, że dym wygląda na rzadszy u jej stóp, i na chwilę przykucnęła, by złapać oddech. Ogień rozprzestrzeniał się we wszystkich kierunkach i chociaż dym utrudniał jej ocenę sytuacji, zdawało się, że niektóre pożary są bardzo blisko. Wycofała się stamtąd, aż doszła do pierwszego skrzyżowania i zerknęła w lewo, gdzie wydawało się trochę jaśniej, a potem w prawo w najgłębszy mrok. Muszę uciec przed światłem, uświadomiła sobie. W najjaśniejszych częściach miasta szalał ogień. Wobec tego Kreuza ruszyła w mrok.
*
Gdy zbliżyli się z Eneaszem do cypla, który utrzymywał obóz Greków na nizinach, oślepiło ją słońce. Obóz był widoczny tylko z najwyższego punktu Troi – z cytadeli i z wież strażniczych. Kreuza wchodziła tam za każdym razem, kiedy jej mąż walczył poza murami miasta. Gdyby mogła go zobaczyć walczącego na tych nizinach, mówiła sobie, nawet jeśli nie była w stanie go rozpoznać pośród błota, krwawej jatki i lśniących ostrzy, mogłaby go ochronić. A teraz był tutaj, szedł u jej boku z dłonią na jej ramieniu. Spodziewała się, że kiedy zobaczy opuszczoną zatokę i porzucony obóz, poczuje ogromną ulgę. Ale gdy weszli z Eneaszem na piaszczystą plażę, ledwo zauważyła brak łodzi i pozostałości po obozie na brzegu. Podobnie jak wielu Trojan przed nimi ich wzrok przykuł koń.
Była to największa święta ofiara, jaką widzieli nawet ci spośród Trojan, którzy przed wojną popłynęli do Grecji. Grecy starali się w ten sposób wyróżnić. Ich ofiary dla bogów były ekstrawaganckie ponad wszelką miarę. Po cóż składać w ofierze krowę, skoro można złożyć hekatombę? W pierwszych dniach wojny Troję wypełnił dochodzący zza murów zapach palonego mięsa, podczas gdy Kreuza nie jadała niczego poza miseczką kaszy jęczmiennej z odrobiną mleka. Grecy robili to celowo ‒ wiedziała o tym – obnosili się z padliną na oczach mieszkańców oblężonego miasta. Ale głód nie wystarczył, by złamać ducha Trojan. Kiedy wojna przeciągała się z roku na rok, Kreuza pomyślała, że Grecy pożałowali swojej hojności dla bogów. Gdyby tylko uratowali część spośród tego bydła, mieliby teraz całkiem pokaźne stadko, które być może pasłoby się trawą morską i wykarmiłoby żołnierzy, z każdym rokiem coraz szczuplejszych.
Jednak ta ofiara była tak ogromna, że oszukiwała oczy. Kreuza na chwilę odwróciła wzrok, a kiedy znowu spojrzała na wielkie drewniane deski, była zszokowana. Górowały ponad nimi na wysokość trzykrotnie albo czterokrotnie większą niż wzrost człowieka. I chociaż projekt był prosty – czegóż innego można się spodziewać po Grekach? – w tym kształcie od razu rozpoznała konia: cztery nogi, długi ogon z trawy i łeb, chociaż bez grzywy. Drewno zostało niezdarnie wyciosane siekierą, ale deski były dość starannie zbite gwoździami. Czoło konia przewiązano wstęgami na znak, że jest to święta ofiara.
– Widziałeś kiedyś coś takiego? – zapytała męża.
Pokręcił głową. Oczywiście, że nie widział.
Trojanie podeszli do konia ostrożnie, jakby mógł ożyć i kłapnąć zębami. Głupio obawiać się atrapy, ale jakim sposobem armia najeźdźców nie pozostawiła po sobie niczego więcej? Mężczyźni zaczęli dyskutować, co z tym zrobić, a kobiety stanęły z boku, szepcząc o tej dziwnej bestii. Może powinni nanieść długich traw i gałązek, ułożyć z nich stos pod tą figurą i ją podpalić? Jeśli była to ofiara dla boga za pomyślne wiatry w drodze powrotnej do Grecji – jak się zdawało, chociaż Kreuza słyszała, że w przeszłości składali brzydsze ofiary – to czy Trojanie mogli zadać ostateczny cios swoim wrogom, niszcząc ją? Czy to odwróciłoby od Greków przychylność tego boga? Czy też powinni zabrać konia i złożyć go w ofierze bogom we własnej intencji?
Rozmowa, z początku prowadzona szeptem, wkrótce zmieniła się w krzyki. Mężczyźni, którzy walczyli ramię w ramię, towarzysze broni i bracia krwi, teraz zwracali się opryskliwie do swoich krewniaków. Tego konia trzeba spalić albo ocalić. Wjechać nim do morza albo zaciągnąć go do miasta.
Kreuza miała ochotę poprosić o ciszę, by mogła usiąść na wydmach, położyć się na plecach, wyciągnąć ręce i nogi, poczuć piasek na skórze. Od tak dawna nie czuła się wolna. Jakie znaczenie miały teraz dla Trojan ofiary Greków? Chwyciła za rękę Euryleona i posadziła go blisko swoich nóg. Eneasz zrobił krok do przodu i ścisnął Kreuzę za ramię, zanim odszedł. Nie zamierzał dać się wciągnąć w kłótnię, ale nie mógł się uchylać od swoich obowiązków jako jeden z obrońców Troi. Mężczyźni doświadczali wojny w inny sposób niż kobiety, które na nich czekały, pielęgnowały ich i karmiły pod koniec każdego dnia. Kreuza uświadomiła sobie, że dla Eneasza miejsce, gdzie teraz stali, nadal było polem bitwy. Tymczasem ona chciała, by Trojanie zniknęli zupełnie, aby mogła nacieszyć się nim w spokoju razem z mężem i synem.
Nagle zgiełk ucichł i jakiś powłóczący nogami, pełen cierpienia człowiek przeszedł obok Kreuzy, a ciemnoczerwone szaty zaplątały mu się wokół powykręcanych stóp. Priam szedł jak stary człowiek, jakim był, ale głowę wciąż trzymał prosto jak król. Dumna królowa Hekabe sunęła u jego boku na środek tłumu. Nie pozostałaby z tyłu jak inne kobiety.
– Dość! – krzyknął Priam nieco drżącym głosem.
Euryleon zaczął tarmosić suknię Kreuzy, chcąc zwrócić jej uwagę na coś, co zobaczył – żuka, który pracowicie przedzierał się przez piaszczystą wydmę u ich stóp – ale uciszyła go. Nic w tym pierwszym dniu poza murami miasta nie było zgodne z tym, co sobie wyobrażała, co kiedyś wnosiło światło w najmroczniejsze chwile. Pragnęła, by nadszedł dzień, w którym jej syn po raz pierwszy zobaczy zwierzęta żyjące nad brzegiem morza. A teraz go uciszała, aby król mógł przemówić do swoich rozwścieczonych poddanych.
– Nie walczymy między sobą – powiedział Priam. – Nie dzisiaj. Wysłucham was wszystkich.
Kreuza wysłuchała argumentów przemawiających i doszła do wniosku, że nieszczególnie obchodzi ją to, co postanowi zrobić Priam. Spalić konia, zatrzymać konia – co za różnica? Ostatnim mówcą był kapłan Laokoon, pulchny mężczyzna z natłuszczonymi olejkiem czarnymi lokami, który zawsze aż nazbyt rozkoszował się dźwiękiem własnego głosu. Stanowczo stwierdził, że konia należy podpalić tam, gdzie stoi. „To jedyny sposób, żeby udobruchać bogów, którzy karali Troję przez tyle lat”, powiedział. „Każde inne rozwiązanie będzie katastrofalnym w skutkach błędem”.
*
Dym z niezliczonych pożarów kłębił się wokół niej i Kreuza potknęła się, kiedy szła ścieżką wzdłuż murów miejskich. Sądziła, że zmierza we właściwym kierunku, ale nie była tego pewna. Ledwo dyszała, jakby biegła pod górę. Nie widziała niczego przed sobą, więc wyciągnęła ręce, jedną do przodu, by zamortyzować ewentualny upadek, a drugą w prawo, aby namierzyć mijane budynki. Był to jedyny sposób, by mieć pewność, że porusza się do przodu.
Kreuza usiłowała nie dopuścić do tego, by ta myśl stała się słowami, dostrzegała ją w jakiejś mglistej formie, po czym ją odrzucała, ale nie mogła temu zaprzeczyć – miasta nie dało się uratować. Tyle pożarów szalejących w różnych miejscach. Coraz więcej dachów zajmowało się ogniem, a dym stawał się coraz gęstszy. Ileż pożarów można wzniecić w jednym kamiennym mieście? Myślała o wszystkim, co było w domu i miało spłonąć: o swoich ubraniach, pościeli, gobelinach, które utkała, kiedy na świat miał przyjść Euryleon. Poczuła piekący ból wywołany nagłym poczuciem straty, jakby sama stanęła w płomieniach. Straciła swój dom. Dziesięć lat lęku przed tym, że miasto zostanie zdobyte, a teraz upadało, kiedy biegła.
Ale jak to się mogło stać? Troja wygrała tę wojnę. Grecy odpłynęli, a gdy Trojanie znaleźli drewnianego konia, zrobili dokładnie to, co kazał im zrobić kapłan. I w tym strasznym pośpiechu Kreuza dobrze wiedziała, co sprawiło, że jej miasto stanęło w płomieniach. Dziesięć lat konfliktu, o którego bohaterach poeci pisali pieśni, a zwycięstwo nie należało do żadnego z mężczyzn walczących poza murami miasta, ani do Achillesa, ani do Hektora, zresztą obaj już dawno nie żyli. Natomiast należało ono do człowieka, którego znaleziono ukrywającego się w trzcinie obok tego konia. Powiedział, że ma na imię… Nie mogła sobie przypomnieć. Syczący dźwięk, niczym wąż.
*
‒ Sinon ‒ zaszlochał mężczyzna.
Przytknięto mu do szyi dwie włócznie i upadł na kolana. Trojańskie straże znalazły go, jak ukrywał się w niskich krzewach na dalekim brzegu Skamandra, tuż przy ujściu rzeki do morza. Przyprowadzili go – uzbrojeni w noże i włócznie – w sam środek zgromadzenia Trojan. Dłonie jeńca były związane w nadgarstkach, a wokół kostek widniały czerwone ślady, jakby w ciało wżarły się liny.
– Pewnie byśmy go nie zauważyli – wyjaśnił jeden ze strażników, szturchając jeńca końcówką włóczni.
Mężczyzna stłumił krzyk, chociaż włócznia nie uszkodziła mu skóry.
– Naszą uwagę przykuły te czerwone kokardy.
Jeniec wyglądał dziwnie – myszate włosy miał podwinięte w stronę karku i wywinięte na zewnątrz, a jeśli kiedykolwiek były natłuszczane olejkiem, teraz miały matowy kolor od błota, które pokrywało sporą część skóry mężczyzny. Miał przepaskę na biodrach i nic poza tym. Był boso. A wokół skroni miał przewiązane jasne wstążki. Wydawało się niemożliwe, by tak brudny człowiek – który bardziej przypominał zwierzę niż mężczyznę, pomyślała Kreuza – mógł mieć na sobie coś tak czystego i ładnego. Jeniec wydał żałosny jęk.
– To, co miało mnie zabić, teraz staje się przyczyną mojej śmierci!
Kreuza nie potrafiła ukryć obrzydzenia brudnym, jęczącym Grekiem. Dlaczego straże nie zabiły go tam, gdzie go znaleziono?
Priam podniósł do góry dwa palce lewej dłoni.
– Cisza – powiedział.
Tłum zamilkł i nawet dręczący lament jeńca osłabł.
– Jesteś Grekiem? – zapytał Priam.
Sinon kiwnął głową.
– A jednak cię tu zostawiono?
– Niecelowo, królu. – Sinon podniósł dłonie, by otrzeć z twarzy śluz. – Uciekłem od nich. Bogowie mnie ukarzą, wiem. Ale nie mogłem znieść tego, że miałbym być… – Słowa znowu zaczęły mu się plątać.
– Miarkuj się – powiedział król. – Albo moi ludzie zabiją cię tam, gdzie klęczysz, a twoją krwią nakarmią mewy.
Sinon wydał jeszcze jeden drżący szloch i odetchnął.
– Proszę o wybaczenie.
Priam skinął głową.
– Uciekłeś od nich?
– Uciekłem. Chociaż jestem Grekiem z urodzenia i przez całe życie walczę ramię w ramię z Grekami – odparł Sinon. – Przybyłem tutaj z ojcem, kiedy byłem jeszcze chłopcem. Zginął w walce wiele lat temu, zabity przez waszego wielkiego wojownika, Hektora.
Szmer przeszedł przez tłum.
– Błagam – powiedział Sinon, po raz pierwszy się rozglądając. – Nie chcę okazać braku szacunku. Walczyliśmy po przeciwnych stronach, a Hektor nie zabił go ze złośliwości. Zabił go na polu bitwy i nie zabrał żadnej części jego ciała, a nawet tarczy mojego ojca, która była misternie wykuta. Nie żywię urazy do rodziny Hektora.
Śmierć Hektora była tak straszna i tak nieodległa, że na twarzy Priama pojawiły się cienie i Kreuzie zdawało się, że na chwilę się zagubił. Przed nią, przed nimi wszystkimi nie stał król, ale załamany stary człowiek, którego wiekowa szyja ledwie była w stanie udźwignąć złote łańcuchy. Jeniec być może zauważył to samo, ponieważ przełknął ślinę, a kiedy znowu przemówił, miał cichszy głos i zwracał się tylko do króla. Kreuza musiała nadstawić uszu, by go usłyszeć.
– Ale mój ojciec miał wrogów, potężnych wrogów wśród Greków – wyjaśnił Sinon. – Na nieszczęście naraziliśmy się zwłaszcza na wrogość dwóch mężczyzn, chociaż przysięgam, królu, że ani ja, ani mój ojciec nie zrobiliśmy niczego, by na to zasłużyć. A jednak od samego początku nastawiano Kalchasa i Odyseusza przeciwko niemu i co za tym idzie, przeciwko mnie.
Na dźwięk znienawidzonego imienia Odyseusza Kreuza nie mogła powstrzymać drżenia.
– Mamy nić porozumienia w osobie naszego wroga Odyseusza – odparł powoli Priam.
– Dziękuję, królu. To najbardziej znienawidzony spośród ludzi. Zwykli żołnierze greccy nie cierpią, jak przechadza się dumnym krokiem, jakby był jakimś potężnym wojownikiem albo szlachetnym królem. Daleko mu do wyjątkowego bojownika, a Itaka – jego królestwo, jak je nazywa – to w istocie skaliste urwisko, którego nikt by nie pozazdrościł. A jednak nasz przywódca Agamemnon i inni traktują go niczym bohatera. W konsekwencji jego arogancja tylko rośnie.
– Bez wątpienia – powiedział Priam. – Jednak to nie wyjaśnia, dlaczego tutaj jesteś ani dlaczego twoi pobratymcy tak nieoczekiwanie zniknęli. A imię Kalchas nie jest mi znane.
Sinon zamrugał kilkakrotnie.
Zrozumiał, pomyślała Kreuza, że musi szybko przedstawić swój punkt widzenia albo na zawsze straci szansę, by przemówić.
– Grecy już od jakiegoś czasu wiedzieli, królu, że muszą się wycofać. Kalchas jest ich głównym kapłanem i zwrócił się do bogów o pomyślne wieści. Jednak ich odpowiedź była niezmienna od zeszłej zimy: Troja nie podda się greckiej armii, koczującej za murami miasta. Oczywiście Agamemnon ani jego brat Menelaos nie chcieli tego słuchać. Ale w końcu wyczerpały im się wszelkie argumenty. Grecy bardzo tęsknią za domem, kiedy są daleko. Tej wojny nie dało się wygrać, więc lepiej było zabrać zdobyte łupy i wypłynąć w morze. Ten argument został wysunięty przez wielu ludzi…
– W tym przez ciebie? – zapytał Priam.
Sinon się uśmiechnął.
– Nie w oficjalnych rozmowach – odparł. – Nie jestem królem, nigdy nie pozwolono by mi przemawiać. Ale jako zwykły żołnierz byłem za tym, byśmy zrobili odwrót. Uważam, że nigdy nie powinniśmy tutaj przybyć. Moja opinia nie przysporzyła mi popularności. Nie pośród szeregowych żołnierzy, bo ci się ze mną zgadzali, ale wśród dowódców, ludzi, którzy na tej wojnie ryzykowali reputację, u Odyseusza. Jednak nie mogli się spierać z przekazem, który płynął od bogów. Niechętnie zgodzili się odpłynąć do domu.
– I zostawili cię tutaj, by cię ukarać? – zapytał Priam.
Jego straże nieco zmniejszyły nacisk włóczni, więc Sinon nie miał ich już pod samym gardłem, kiedy mówił.
– Nie, królu. – Na chwilę wciągnął pokryte śladami łez, upaprane błotem policzki. – Znasz historię wyprawy Greków do Troi? Zgromadziliśmy naszą flotę w Aulidzie, ale nie mogliśmy ruszyć w morze, ponieważ wiatry ustały.
Trojanie pokiwali głowami. Wszyscy słyszeli i opowiadali opowieść o tym, jak Grecy obrazili boginię Artemidę i ta zabrała im wiatr, dopóki jej nie uspokoili. Przerażające, że zrobili to, składając w ofierze ludzkie życie. Czego Trojanie nie wiedzieli o tym potwornym, typowym dla Greków okrucieństwie?
– Kiedy nadszedł czas powrotu do Grecji, Kalchas i Odyseusz uknuli spisek – mówił Sinon. – Król Itaki postanowił się mnie pozbyć.
Kreuza raz jeszcze spojrzała na czerwone wstążki zawiązane wokół głowy jeńca i poczuła łzy pod powiekami. Z pewnością nie chodziło mu o tak straszną rzecz.
– Widzę, że rozumiesz mój punkt widzenia, królu – powiedział Sinon. – Kalchas na zgromadzeniu Greków ogłosił, że bogowie wybrali ofiarę i że to moją krew życzą sobie wypić z prowizorycznego ołtarza. Wśród żołnierzy pojawiły się krytyczne głosy, ale przecież lepiej, żebym to był ja, a nie oni.
– Rozumiem – powiedział Priam. – Mieli zamiar złożyć cię w ofierze niczym zwierzę.
– Więcej niż zamiar. Przygotowali mnie do tego. Związali mi ręce w nadgarstkach. – Sinon podniósł ręce do góry, by pokazać zebranym brudne liny. – I stopy. Natarli mi włosy olejem i zawiązali na głowie opaskę. Oczywiście ofiara musiała być doskonała. Ale więzy wokół moich kostek nie zostały zaciśnięte tak mocno jak te – potrząsnął dłońmi – i kiedy zniknąłem z pola widzenia straży, oswobodziłem się z nich. – To wyjaśniało krwawe pręgi wokół jego stóp.
– Wiedziałem, że straże wkrótce zawloką mnie na ołtarz. Najpierw się czołgałem, a potem puściłem biegiem najszybciej, jak potrafiłem, by uciec z obozu. Kiedy usłyszałem, że podniosły się krzyki, dobiegłem do trzcin nad brzegiem rzeki, położyłem się i ukryłem.
Z oczu mężczyzny znowu popłynęły łzy, a twarz króla Troi również stała się wilgotna. Kreuza też płakała. To była przerażająca opowieść, nawet dla uszu tych, którzy dobrze znali barbarzyństwo Greków. Żona Priama, Hekabe, patrzyła w ciszy – miała zaciśnięte usta, a brązowe brwi ściągnięte.
– Słyszałem, jak mnie szukali – powiedział Sinon. – Słyszałem, jak ścinali trawy biczami i mieczami. Zrozpaczony chciałem biec dalej, ale wiedziałem, że nie mogę ryzykować, że mnie dostrzegą. Wobec tego czekałem przez najdłuższą noc mojego życia, modląc się do Hery, która zawsze była moją obrończynią. Nazajutrz rano moje modlitwy zostały wysłuchane. Grecy postanowili zbudować tę drewnianą ofiarę dla bogów, zamiast poświęcać życie człowieka, który się przed tym bronił. Zbudowali ją, poświęcili, a potem wypłynęli w morze beze mnie. Pomimo mojego złego losu przeżyłem kilka dni dłużej, niż było mi przeznaczone. Teraz mnie zabijesz, królu, i słusznie – jestem jednym z tych, którzy przybyli tutaj, by zburzyć twoje miasto, i zasługuję na to, aby traktować mnie jak wroga, nawet jeśli byłem jeszcze chłopcem, kiedy mnie tutaj przywieziono. Nie mam rodziny, która mogłaby zapłacić za mnie okup. Wobec tego nie błagam cię, byś odesłał moje ciało do domu, do rozpaczającej rodziny. Nie mam nikogo. Jednak mam do ciebie jedną prośbę.
– Jakąż? – zapytał Priam.
– Weź tego konia.
*
Kreuza upadła, a kiedy się podciągnęła i wyprostowała, czuła, jak krew spływa jej po piszczelach. Nie widziała przed sobą prawie nic, chociaż uczucie gorąca na plecach upewniało ją, że idzie jedyną dostępną drogą. Czy wszystko za nią stało w płomieniach? Nie mogła się przemóc, by tam spojrzeć, ponieważ wiedziała, że gdyby tak zrobiła, oślepiłaby ją łuna ognia. Zastanawianie się nad praktycznymi rzeczami, które mogła i których nie mogła zrobić, trzymało ją na nogach, skoro nic w życiu nie przygotowało jej na to, co się właśnie działo. Chociaż chciała podciągnąć sukienkę i pobiec, szła małymi, szybkimi kroczkami, by znowu na coś nie wpaść.
Ucieszyła się, kiedy znalazła się w miejscu, które nie było kolejną ślepą uliczką, jak się obawiała. Bliska poddania się rozpaczy, wpatrywała się w dym i zdawało jej się, że po lewej widzi dróżkę biegnącą między dwoma domami. Usiłowała sobie przypomnieć, do kogo one należą, i zorientować się, gdzie jest, gdy z najbardziej oddalonego domu wypadła zgraja żołnierzy. Kreuza cofnęła się pod frontową ścianę budynku naprzeciwko żołnierzy, lecz ci jej nie dostrzegli. Śmiali się, biegnąc uliczką, którą planowała pójść Kreuza. Nie musiała słyszeć ich słów, by wiedzieć, że ci mężczyźni zabili wszystkich, których zastali w domu. Kreuza zaczekała, aż znikną, zanim odważyła się ruszyć za nimi. Chociaż wcześniej usilnie starała się sobie przypomnieć, obok czyjego domu przechodziła, była wdzięczna, że jej się nie udało. Nie chciała wiedzieć, czyje gardło właśnie poderżnęli ci ludzie.
Przesunęła palcami po ścianie, idąc teraz wolniej, by się upewnić, że mężczyźni nie dostrzegą jej za swoimi plecami. Kiedy uliczka znowu otworzyła się na ulicę, zobaczyła, że jej się udało. Odnalazła drogę do murów miejskich.
*
– Weź tego konia – powiedział Sinon. – Uczyniwszy tak, odbierzesz im ich moc. Zbudowali go tutaj i poświęcili Atenie, patronce Greków. Uznali, że koń jest tak ogromny, iż wy, Trojanie, nie macie szans, by zaciągnąć go do miasta. Ocenili odległość przez równiny, wysokość waszego akropolu i roześmiali się na samą myśl, że moglibyście zabrać konia.
– Skąd wiesz? – zapytała Hekabe. Znała grekę w stopniu podstawowym, ale mówiła zrozumiale.
– Wybacz, królowo, ale nie rozumiem – odparł jeniec.
– Skąd wiesz, co oni myśleli o tym koniu? – powtórzyła. – Skoro ukrywałeś się w trzcinach, obawiając się o swoje życie. Mówisz, że zbudowali tego konia po tym, jak uciekłeś. Wobec tego skąd wiesz, co powiedzieli?
Kreuzie się zdawało, że dostrzegła przebłysk irytacji na twarzy mężczyzny. Jednak kiedy przemówił, głos wciąż drżał mu ze smutku.
– Taki był ich pierwotny plan, pani. Zanim Kalchas i Odyseusz uknuli intrygę przeciwko mnie, Grecy chcieli zbudować ogromnego konia i obdarzyć go świętą mocą. Potem zamierzali go zostawić za murami waszego miasta, by z was szydzić. Miał to być znak, że bogini bezpiecznie zaprowadzi ich do domu. To arogancki gest, któremu Agamemnon nie mógł się oprzeć.
Hekabe zmarszczyła brwi, ale nic więcej nie powiedziała.
– Dlatego proszę, królu – dodał – pozbaw ich bezpiecznej podróży do domu. Zabierz tego konia do cytadeli, zanim zapadnie noc. Twoi ludzie dadzą radę go tam zaciągnąć. Wezmę te liny na własne ramiona, jeśli mi na to pozwolisz. Zrobię wszystko, by ukarać bluźnierczych Greków, którzy chcieli mi odebrać życie. Jeśli pozwolisz mi pomóc zaciągnąć tego konia na najwyższy punkt miasta, pójdę pod miecz twoich ludzi. Przysięgam.
– Nie. – Kapłan Laokoon nie mógł się dłużej powstrzymać. – Błagam, królu. Ten koń jest przeklęty i my też będziemy przeklęci, jeśli wpuścimy go do naszego miasta. Ten człowiek przemawia fałszywym językiem. Albo sam oszukuje, albo jest oszukiwany. Ale ten koń nie może się dostać za mury naszego miasta. Pozwól nam go spalić, jak proponowałem. – Podniósł do góry umięśnioną rękę i cisnął włócznią w bok konia. Przez chwilę wibrowała w powietrzu, brzęcząc w ciszy, która zapadła po jego słowach.
Kreuza nie była pewna, co miało się wydarzyć. Sama nigdy nie widziała węży, chociaż wielu ludzi twierdziło, że je widziało. Nie patrzyła na trzciny. Obserwowała tego mężczyznę, Sinona, i jego brudną, niedającą się dojrzeć twarz. Jedyną oznaką, że zrozumiał słowa Laokoona, było drżenie bicepsów pod linami, którymi wciąż był spętany. Pomyślała, że dzieci Laokoona najchętniej pobiegłyby do wody. Dlaczego miałyby tego nie zrobić? Pewnie już były znużone słuchaniem, jak mężczyźni spierają się ze sobą i – podobnie jak wszystkie dzieci w Troi – nigdy w życiu nie były nad brzegiem morza, nigdy nie bawiły się w piasku. Wobec tego to oczywiste, że tam powędrowały przez krótki odcinek wzdłuż rzeki i dotarły do nadmorskich fal na plaży. Dwoje dzieci wymknęło się na płyciznę, zanim ktokolwiek zauważył, że zniknęły.
Liście wodorostów były duże, Kreuza o tym wiedziała. Kiedy była dzieckiem, niania ostrzegła ją, by nigdy nie wchodziła do wody w poszukiwaniu ciemnozielonych macek. Podczas gdy końcówki wodorostów były na tyle cienkie, że dziecko mogło je rozerwać, łodyga rośliny była gruba i włóknista. Łatwo się o nią potknąć i stracić grunt pod nogami. I pewnie to przydarzyło się dzieciom Laokoona. Stopa jednego z nich musiała się zaplątać w pętlę wodorostów i chłopiec upadł. Nieprzyzwyczajony do prądów morskich, spanikował i szamocząc się, zaplątał się jeszcze bardziej. Ten drugi brnął przez wodę, by pomóc bratu, i znalazł się w tym samym położeniu. Wiatr znad brzegu niósł jego słabe wołanie o pomoc.
Jednak zanim Laokoon tam pobiegł – za późno – żeby ich uratować, wodorosty przybrały złowrogą formę. Olbrzymie morskie węże zostały wysłane przez bogów, ktoś powiedział, by ukarać kapłana za to, że swoją włócznią zbezcześcił ofiarę Greków. Kiedy te słowa zostały wypowiedziane, znalazły swoich wyznawców.
Gdy kapłan szlochał na piasku, tuląc w ramionach ciała swoich utopionych dzieci, wybór Priama nie mógł być inny. Bogowie ukarali kapłana, więc Trojanie muszą posłuchać tego ostrzeżenia i postąpić zgodnie ze słowami jeńca Sinona. Wsunęli pod konia drewniane bale i zaciągnęli go przez równiny, a mężczyźni na zmianę ciągnęli go za liny. Przetoczyli go przez miasto, chociaż ledwie się mieścił w koleinach, które wozy wyżłobiły w ulicach. Wciągnęli go na cytadelę i uradowali się, kiedy stanął w najwyższym punkcie miasta, a mężczyźni rozcierali obolałe ramiona i zwijali liny. Priam ogłosił, że trzeba złożyć ofiarę bogom, a potem odbędzie się święto. Trojanie znowu się uradowali, rozpalono ogniska i uwarzono strawę. Najpierw nalali wina dla bogów, a potem dla siebie. Troja w końcu wygrała tę wojnę.
*
Kreuza odwróciła się i spojrzała na swoje płonące miasto. Doszła do murów, ale dostrzegła, że pożar dotarł tam przed nią. Nie mogła pójść wzdłuż murów do bram miasta, jak planowała – drogi stały w ogniu. Gdyby się wspięła na mur, pod którym teraz stała, być może zdołałaby uciec. Jednak był zbyt wysoki, zbyt stromy i nie miała się czego chwycić. Mężczyźni, za którymi szła, nie stanowili już dla niej zagrożenia – udusili się gęstym dymem, stracili życie w pogoni za rzezią. Na ziemi zobaczyła ich ciała, które już trawił ogień.
Zrozumiała swoje położenie o wiele szybciej niż ptaki śpiewające nad jej głową – na dachach, które jeszcze nie spłonęły – chociaż niebo było czarne, a księżyc przesłonięty gęstym szarym dymem. Pożary w mieście były tak jasne, że ptakom zdawało się, iż to poranek, a Kreuza wiedziała, że zapamięta ten osobliwy widok – pożar, ptaki i noc, która stała się dniem – na całe życie.
I tak się stało, chociaż nie miało to szczególnego znaczenia, ponieważ zginęła na długo przed tym, zanim nastał świt.
Trojanki
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
A Thousand Ships
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczynie: Agnieszka Fiedorowicz, Justyna Żebrowska
Redakcja: Monika Kardasz
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © Santi, © xunantunich, © ka_lou / Stock.Adobe.com
Copyright © Natalie Haynes 2019
Copyright © 2022 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.
Copyright © for the Polish translation by Dorota Pomadowska, 2022
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-8321-136-7
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek