Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
511 osób interesuje się tą książką
Istnieją historie, które zapadają w nasze serca na zawsze.
W swoim życiu spotykamy ludzi, których nie jesteśmy w stanie zapomnieć...
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina… Ile razy zadawali sobie pytania, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wybuchła wojna? Mieli wielkie plany i marzenia, doświadczali pierwszych miłości i prawdziwych przyjaźni. Nikt nie zwracał uwagi na żydowskie, niemieckie czy polskie nazwisko – byli po prostu przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko...
Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przechodzi kryzys w małżeństwie. Odkrywa wówczas historię swojej babci i jej przyjaciół. Ta historia odmieni jej życie i pozwoli wiele zrozumieć.
To poruszająca opowieść o miłości zagarniętej przez wojnę, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które mają na nas większy wpływ, niż nam się wydaje.
Bo to, kim jesteśmy, nie zależy wyłącznie od genów i wychowania, ale również od doświadczeń przodków. Od sekretów, które krążą w naszych rodzinach od pokoleń.
______________
„To piękna książka o czekaniu. O trudnej polskiej historii. I o tym, jak losy naszych przodków mogą stać się mądrą lekcją dla nas samych... Ale przede wszystkim jest to opowieść o miłości i sile, jaka z niej płynie”.
Ilona Łepkowska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 414
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki i stron tytułowych
Eliza Luty
W projekcie okładki wykorzystano zdjęcia:
unsplash.com/@hivadotme;
Forget me not by Pierre-Joseph Redouté (1759–1840), rawpixel.com;
Ilustracje w książce:
nattha, AI Generated | rawpixel.com
Potapov Alexander (ID: 2283704403) | Shutterstock
Ortis (ID: 2447690893) | Shutterstock
New Africa (ID: 2475816171) | Shutterstock
Magdalena Witkiewicz z wykorzystaniem narzędzi AI
Redakcja
Agata Bizuk
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Andrzej Lademann | komart.com.pl
Korekta
Anna Żochowska
Karolina Tuszyńska
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie II, Gdańsk 2025
tekst © Magdalena Witkiewicz, 2019
© Pracownia Dobrych Myśli
ISBN 978-83-68351-00-2
Druk i oprawa:
Abedik SA
Wszystkie postaci i historie w tej książce są wymyślone. Prawdziwe jest jedynie to, że mój dziadek, Klemens Samulewski, wyruszył na wojnę i nie wrócił. Nie wiemy, co się z nim stało. Ta powieść jest inspirowana tym wydarzeniem.
Moim przodkom.
To dzięki Wam jestem taka, jaka jestem. Mam nadzieję, że patrzycie na mnie stamtąd, gdzie teraz jesteście i jesteście ze mnie dumni.
Życie ludzkie dzieje się tylko raz i dlatego nigdy nie będziemy mogli stwierdzić, która z naszych decyzji była słuszna, a która zła, ponieważ w danej sytuacji mogliśmy decydować tylko jeden raz. Nie dano nam żadnego drugiego, trzeciego, czwartego życia, abyśmy mogli porównać konsekwencje różnych decyzji.
Milan Kundera „Nieznośna lekkość bytu”
Kto chce wszystko do końca przemyśleć, zanim postąpi krok naprzód, spędzi całe życie na jednej nodze.
Przysłowie chińskie
Rozdział I
A ja szepnę skrycie,
och, życie, kocham cię, kocham cię,
kocham cię nad życie.
Choć barwy ściemniasz,
Choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz,
Choć się marnie odwzajemniasz,
Kocham cię, życie.
Edyta Geppert „Kocham cię, życie”
1.
2017
Mówi się, że aby kogoś poznać, należałoby z nim zjeść beczkę soli. Jestem ciekawa, ile herbat czy kaw trzeba by z kimś wypić z porcelanowych filiżanek lub tekturowych kubków, aby wiedzieć, że to właśnie jest ktoś, na kogo czekałaś całe życie.
Historia mojej miłości zaczęła się od kartonowego kubka z kawą latte, przyniesionego z Warsu na trasie Gdańsk–Berlin, natomiast historia mojej babci to delikatne porcelanowe filiżanki z pozłacanym brzegiem i motywem niezapominajek. Stoją u mnie w gablotce za szkłem. Już nieco wyszczerbione, zarysowane przez czas i wojenną zawieruchę. Babcia nikomu nie pozwalała z nich pić. Ja staram się wyciągnąć je czasem z szafki, nalać do nich świeżo zaparzonej herbaty czy naszej ulubionej kawy z lekką mleczną pianką. Nie chcę o nich zapomnieć, nie chcę zapomnieć wszystkiego, czego się dzięki tej historii nauczyłam. Są symbolem tego, że w życiu nie zawsze warto czekać. Że należy się cieszyć chwilą i każdego dnia być wdzięcznym za nasze życie.
Są po to, bym pamiętała, co było kiedyś i co z pewnością miało wpływ na to, kim byłam i kim jestem. Niebieskie niezapominajki, zdobiące delikatne porcelanowe brzegi, zdają się przypominać słowa dziadka Franciszka, wypowiedziane do babci Adeli…
Gdy wyruszał na wojnę, obiecał jej: „Jeszcze się kiedyś spotkamy”.
***
Nigdy nie interesowałam się historiami rodzinnymi. Jako dziecko nie rysowałam drzewa genealogicznego. Wśród rodowych pamiątek było kilka podniszczonych zdjęć. Szczególnie pamiętam jedno. Zrobione pod nieistniejącym już starym kinem Gryf w Grudziądzu. Wiem, że babcia bardzo lubiła tam chodzić.
Uśmiechnięta babcia Adela w towarzystwie trzech młodych mężczyzn i ciemnowłosej dziewczyny. Po prawej stronie babci stał dziadek Franciszek, władczo ją obejmując, jakby całemu światu chciał pokazać, że ta kobieta należy do niego. Po stronie lewej był wujek Janek. Przyjaciel od zawsze. Na śmierć i na życie. Zawsze jakby trochę z boku, ale na tyle blisko, by w razie potrzeby podać pomocną dłoń. I jak się później miało okazać, ta dłoń często była potrzebna.
Obok wujka Janka stał jasnowłosy mężczyzna, z wyraźnym zachwytem spoglądający na wpatrującą się w niego szczupłą, czarnowłosą dziewczynę.
Babcia Adela… Pewna siebie młoda kobieta w sukience w kwiatki. Patrząca prosto w obiektyw i patrząca z optymizmem w przyszłość. Kobieta być może marząca o spokojnym życiu u boku któregoś z tych mężczyzn stojących przy niej.
Na odwrocie zdjęcia widnieje data, napisana zamaszystym pismem dziadka. Dzisiaj wiem, że to jego pismo. Wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłam tę fotografię, było to dla mnie zupełnie nieistotne. Grudziądz, 15 sierpnia 1939 roku.
***
Teraz żałuję, że zaczęłam zagłębiać się w historie rodzinne tak późno. Zbyt późno… Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy wszyscy, których mogłam zapytać, jak było naprawdę, już dawno spoglądali na mnie z nieba, obstawiając, jakie to decyzje życiowe podejmę tym razem i czy będą one trafne, czy nie. Pewnie babcia Adela też patrzyła na to wszystko. Spoglądała na całe moje życie, niczego nie komentując.
Nigdy nie podważała moich wyborów, podobnie jak nie chciała komentować swoich. Nawet moja mama i wujek Staszek, brat mamy, niewiele wiedzieli o rodzinnej przeszłości. W ich domu zupełnie się o tym nie mówiło. Babcia Adela chyba chciała zapomnieć o tych trudnych wojennych latach, kiedy przyszłość, nawet ta najbliższa, była tak niepewna.
Cieszę się, że wreszcie, po tylu latach, znalazła swoje szczęście. Może nie tyle znalazła, ale je w końcu dostrzegła. Może trochę później, niż by chciała, ale wiem, że z pewnością była bardzo szczęśliwa. „Na własne życzenie, Justynko – mówiła. – Gdyby to człowiek taki głupi nie był i wcześniej podejmował trafne decyzje. Albo gdyby chociaż wiedział, które decyzje są trafne. A tak? Człowiek niezdecydowany, nie wie, którą z dróg ma pójść. Czasem jest podejrzliwy i zamiast tej jasnej drogi wybiera najciemniejszą, bo ma wrażenie, że jasna jest pułapką. A niekoniecznie. Czasem życie trzeba brać po prostu takim, jakim jest. Nie można dopowiadać sobie czegoś, co nie istnieje”.
Tuż przed śmiercią wyznała mi wszystko. Historia, którą wtedy usłyszałam, wydała mi się bardzo nieprawdopodobna. Po raz pierwszy opowiedziała mi o całym swoim życiu. Rozmawiałyśmy bardzo długo. A w zasadzie przez prawie cały czas to babcia mówiła. Opowiadała o swojej życiowej ścieżce, która była niemalże taka sama jak moja, i o wyborach, których dokonała przez te wszystkie lata. Tak bardzo byłyśmy do siebie podobne!
***
Porządkując jej mieszkanie, znalazłam kilka pożółkłych zdjęć, dokumentów i listów. Siedząc w tym starym mieszkaniu, byłam tak blisko niej, jak nigdy dotąd. Wręcz czułam jej obecność. Dlaczego tak późno mi to wszystko opowiedziała?
O tyle rzeczy jeszcze chciałam zapytać, ale już nie zdążyłam…
***
Gdy wracałam pociągiem z Grudziądza, przez zupełny przypadek w moje ręce wpadł pewien artykuł. Może kiedyś zignorowałabym taki tekst, jednak po rozmowie z babcią spojrzałam na to wszystko zupełnie inaczej…
Całe szczęście, że zwróciłam na niego uwagę! Artykuł w kolorowym czasopiśmie dla pań uświadomił mi, że to, kim jesteśmy, nie zależy wyłącznie od genów czy wychowania, ale również od doświadczeń przodków. Od sekretów, które krążą w naszych rodzinach od pokoleń. Każda śmierć, każde narodziny, niechciane ciąże i zdrady, które miały miejsce w naszej rodzinie w przeszłości, mogą mieć wpływ na to, jakimi jesteśmy ludźmi.
Epigenetyka, psychologia transgeneracyjna. Wtedy nic mi to jeszcze nie mówiło, ale wkrótce miało stać się dla mnie naprawdę istotne, a przede wszystkim miało mi pomóc odpowiedzieć na kilka ważnych życiowych pytań.
Tamtego dnia, gdy babcia zaprosiła mnie na herbatę, a tak naprawdę zaprosiła, bym się z nią pożegnała przed tą ostatnią podróżą, poznałam wiele historii, a nawet kilka odkrytych tajemnic. Jednak dopiero po śmierci babci uzmysłowiłam sobie, jak duży wpływ miały one na moje życie. I dzięki temu ono naprawdę zupełnie się zmieniło. Na lepsze. Chyba wreszcie dorosłam. Przestałam na wszystko CZEKAĆ, jak prawie przez całe swoje życie czekała moja babcia Adela.
***
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i uśmiecham się do niego. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile. Myśląc o tym, że wydarzą się miłe rzeczy, nie zapeszam. Ja je wizualizuję.
Nie martwię się jutrem. Po co się martwić? Jutro i tak nadejdzie i to, jakie będzie, zależy w dużej mierze od tego, jakie jest nasze dziś i jakie było nasze wczoraj. Staram się, by każda chwila mojego życia była jak najlepsza. I nawet mi to wychodzi.
2.
„Gazeta Ludowa”, dawniej „Gazeta Grudziądzka”,
15 sierpnia 1939
Czy się na manewrach skończy? Dwa miliony Niemców pod bronią.
Wskutek ostatnich powołań na ćwiczenia wojska niemieckie według oceny zagranicznych rzeczoznawców wojskowych liczą obecnie półtora miliona ludzi pod bronią, a mają się zbliżyć do 2 milionów gdy na jesieni nastąpią nowe powołania. Niezależnie od powołania w pierwszych dniach sierpnia kilkudziesięciu 26–33 letnich, ostatnio można zanotować następujące zarządzenia wojskowe:
1) Ruchy wojsk w Prusach Wschodnich, na Pomorzu i w Południowych Niemczech w przygotowaniu do manewrów, które mają się rozpocząć za 10–14 dni.
2) Przy udziale około tysiąca samolotów w Niemczech Północnych na całym terenie między granicą holenderską a granicą polską odbywały się manewry lotnicze, zakończone we czwartek wieczorem.
3) Prace przy żniwach przyspieszane gorączkowo nie tylko przy użyciu wielu tysięcy ochotników rekrutujących się spośród studentów wyższych uczelni, Hitlerjugend itp., ale także przy odkomenderowaniu do prac żniwnych wielu urzędników biurowych i robotników fabrycznych.
4) Przyspieszenie umocnień na granicy zachodniej i wschodniej.
Rzeczoznawcy zagraniczni są zdania, że w tym roku przygotowania wojskowe osiągną swój punkt kulminacyjny o dwa tygodnie wcześniej niż w ubiegłym roku. Obecnie Niemcy mają stałego wojska 700.000. Do tego dodać należy 400 tysięcy poborowych z roczników 1906, 1907, 1910–11 i 1913, których 24 kwietnia powołano na trzymiesięczne przeszkolenie, wbrew pierwotnym planom nie zwolniono. Dalej 400.000 powołano 17 lipca. Mają oni przejść skrócone wyszkolenie do końca sierpnia. Wreszcie 9 września ma być powołany trzeci kontyngent, liczący również około 400.000 ludzi. Koncentracje na manewry obejmować będą po kilkaset tysięcy ludzi. Terenem manewrów mają być Prusy Wschodnie, Pomorze Zachodnie i Niemcy Południowe przy granicy z Czechami i Morawami. Podczas, gdy na Pomorzu 2-gi korpus prowadzić będzie manewry oparte na założeniu wojny ruchomej, w Prusach Wschodnich odbędą się ćwiczenia w obronie umocnień z udziałem formacji stale przydzielonych do linii obronnych i pospolitego ruszenia do lat 55. Manewry w Niemczech Południowych na terenie obszarów sudeckich mają na celu wypróbowanie sprawności jednostek zmotoryzowanych.
***
15 sierpnia 1939
– No i co? – Adela wzruszyła ramionami, kończąc czytać artykuł z „Gazety Grudziądzkiej”. – Co ja mam z tym zrobić?
– Wojna będzie – stwierdził Janek.
– Będzie. – Joachim pokiwał głową.
– Bzdury! – Adela cisnęła w chłopaków gazetą. – Tam wciąż są manewry wojskowe. Po co mnie straszysz?
– No właśnie, po co ją straszycie? – zapytał Franciszek. – Nie martw się, ja się tobą zaopiekuję. I nie będę cię straszył. – Puścił do niej oko.
– Zobaczycie, jeszcze wspomnicie moje słowa – upierał się Janek.
– Czarnowidztwo – prychnęła Adela.
– Ja też się boję – jęknęła Rachela, a Joachim objął ją ramieniem.
Stali przed kinem Gryf. Umówili się tam, by spędzić kolejne beztroskie popołudnie, a Franciszek i Joachim, zamiast zastanawiać się, na co iść do kina, roztaczali jakieś przerażające wizje rzekomo nadchodzącej wojny.
– Strasznych filmów dziś nie grają – powiedział Franek. – Możemy iść na „Wrzos”.
– To romans? – Janek skrzywił się.
– A co, nie lubisz romansować? Dwa tygodnie temu grali „Cnotliwą Zuzannę”. Na niecnotliwą pewnie byśmy poszli z większą przyjemnością, prawda? – Roześmiał się i klepnął przyjaciela po plecach.
Franek nie odpowiedział. Adela, Rachela i Joachim podeszli do tablicy, na której przypięte były filmowe plakaty. Franciszek skorzystał z okazji, że nikt poza Jankiem nie może go usłyszeć.
– Stary, odpuść ją sobie – mruknął, patrząc mu w oczy. – Odpuść… Kocham cię jak brata, ale nie każ mi, proszę, wybierać między wami.
– A może niech ona wybierze? – Jan zacisnął usta.
– Ona już wybrała.
– Jak to wybrała?
– Wybrała – powiedział pewnie Franciszek. – Wczoraj.
– A co z twoimi studiami? Przecież za chwilę zdajemy maturę.
– Poczeka na mnie. Obiecała, że poczeka.
– Ojciec cię zabije. – Janek z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Dlatego na razie nic nikomu nie mówimy. Tobie mówię, żebyś, wiesz…
– Wiem – westchnął. – Teraz już wiem.
– Janek… – zaczął Franciszek. – Ty tak na poważnie z tą wojną?
– No co ja mam ci powiedzieć? – Wzruszył ramionami. – To, co chcesz usłyszeć, czy to, o czym jestem przekonany?
– Nic nie mów. Ale przyrzeknij mi jedno… Zaopiekujesz się nią, jakby mnie nie było? – Franciszek spoglądał z nadzieją na Janka.
– Franek, co ty mówisz?
– Nic, nic… Chodźmy do kina. – Szybko zmienił temat.
– Franek! Janek! Chodźcie, pan Stanisław zrobi nam zdjęcie! – Adela stała uśmiechnięta obok potężnego mężczyzny z aparatem.
– Chodźmy. – Franciszek poklepał przyjaciela po plecach. – Będzie dobrze. Kto, jak nie my?
Franek władczo objął dziewczynę, Jan stanął trochę z boku. Koło nich Rachela i Joachim. Pstryk i gotowe. Młodzi ludzie uwiecznieni na kliszy u progu najbardziej tragicznego wydarzenia dwudziestego wieku. W ich oczach nadzieja na dalsze beztroskie życie. Na miłość, rodzinę, dzieci… przyszłość pełną blasku i szczęścia.
Adela, Rachela, Franciszek, Jan i Joachim. Przyjaciele od dziecka, pełni marzeń i planów, nieprzyjmujący do wiadomości tego, co nieuchronnie wisiało w powietrzu.