Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Życie Genowefy toczy się niespiesznie, odmierzane kolejnymi kartkami odrywanymi ze ściennego kalendarza. Ale starsza pani ma swój sekret – zza firanki podgląda mieszkańców stojącego naprzeciwko Domu Seniora Happy End, a zwłaszcza mężczyznę, który codziennie rysuje kreski na płocie. Może tak jak Genowefa czeka, by pewna sprawa została zakończona? A może skrywa jakąś tajemnicę? Ich ścieżki niespodziewanie się przetną, a głos pewnej młodej kobiety przywoła wspomnienia sprzed lat. A przecież to było tak niedawno, kilka chwil temu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 31
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki
Grzegorz Bociek
Redakcja
Anna Seweryn
Ilustracje na okładce
© Photoly | Freepik.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Anna Jeziorska
Anna Żochowska
Wszelkie postaci i wydarzenia przedstawione w powieści są wytworem wyobraźni autorki i dziełem fikcji, a ich podobieństwo do prawdziwych osób i faktów jest przypadkowe i niezamierzone.
Wydanie I, Chorzów 2023
tekst © Magdalena Witkiewicz, 2023
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-8364-056-3
Wydawnictwo FLOW
Lofty Kościuszko
ul. Metalowców 13/B1/104
41-500 Chorzów
+48 538 281 367
Wcześniej albo później, czas nie gra roli… Przecież to było tak niedawno, zaledwie wczoraj.
Pani Genowefa, lat prawie dziewięćdziesiąt, jak co rano zupełnie bez trudu wstała z łóżka. Napawało ją to niekłamaną radością, bo, prawdę mówiąc, niektórzy w tym wieku z łóżka nie wstają wcale.
Pani Genowefa nie chciała nawet myśleć, skąd musiałyby wstawać jej wszystkie przyjaciółki, które pożegnała w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Nawet wolała, by stamtąd nie wstawały, gdyż ona mogłaby tego po prostu nie przeżyć. Serce miała wprawdzie jak dzwon, ale nawet ci najodważniejsi, gdy widzieli ducha albo inną zjawę, tracili animusz. Ona nie chciała niczego tracić, a już w żadnym wypadku życia, gdyż uważała, że jeszcze trochę ma do zrobienia i zobaczenia na tym świecie.
Ot na przykład okno… Codziennie rano patrzyła w to okno. A raczej bardzo chciała oglądać to, co pojawiało się za nim. Lubiła na przykład patrzeć na pewnego dość wiekowego potężnego mężczyznę, który codziennie wychodził z sąsiedniego domu. Rozglądał się bacznie, jakby nie chciał przez nikogo być zauważony, potem wyciągał jakiś przedmiot z kieszeni, schylał się i kreślił coś na płocie. Niczym więzień, który liczy, ile dni musi jeszcze spędzić w celi. Nie dziwiło jej to specjalnie, bo ona też codziennie zrywała kartkę z kalendarza i nakłuwała ją na specjalny szpikulec, zastanawiając się, ile dni musi minąć, aż pewna sprawa zostanie załatwiona i pozostanie mglistym wspomnieniem. Pewnie gdyby miała mur, też by zaznaczała na nim mijające dni, ale szkoda było jej ściany, poza tym w zupełności wystarczał jej kalendarz. Mężczyzna rysował te kreski niczym więzień w celi, aczkolwiek nie wyglądał na specjalnie przetrzymywanego. Zdawało się, że może tam, do tego budynku, wchodzić i wychodzić, kiedy chce, więc trochę dziwiło Genowefę to wątpliwe ozdabianie płotu.
Potem nieznajomy się prostował. Czasem bardzo dziarsko, a czasem przychodziło mu to z trudem. Poleciłaby mu swoją maść na korzonki, pewnie byłoby mu lepiej, ale do tej pory, niestety, nie miała okazji zamienić z nim słowa. Obawiała się, że zanim zeszłaby ze swojego pierwszego piętra i dotarła do sąsiedniego budynku, mężczyzna by już znikł. Rzadko wychodziła z domu, coraz rzadziej. Wnuk wystawił jej na balkon fotel, by mogła pooddychać świeżym powietrzem, i to miało jej zrekompensować wszelakie spacery.
Postanowiła zatem zapisywać na kartce godziny, w jakich mężczyzna wychodził na dwór, i po dwóch tygodniach zauważyła pewną prawidłowość. Jeżeli wnuk kupi jej balkonik, ośmieli się podążyć na sam dół, by zamienić słówko z tym starszym panem. W jej wieku nie było na co czekać, a nie wyobrażała sobie, że odejdzie z tego świata, nie poznawszy tajemnicy systematycznego rysowania na płocie okalającym sąsiedni budynek.
Genowefa wiedziała nie od dziś, że w tym dużym domu obok mieścił się Dom Seniora Happy End. Ktoś miał ułańską fantazję z tą nazwą. Happy end kojarzył się zawsze ze ślubem, chociaż ona już znała przypadki (niekoniecznie odległe), gdy ten ślub był początkiem końca, i to nie takiego szczęśliwego. Może więc ta nazwa dla domu seniora jednak była bardziej adekwatna? Bo, jakby się zastanowić, to lepiej, jak ten ostateczny „end” będzie „happy” niż jakiś smutny. Bo że kiedyś nastąpi, to przecież wiedzą wszyscy.
***