Piasek i dym - Joanna Stoga - ebook
NOWOŚĆ

Piasek i dym ebook

Joanna Stoga

4,2

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Piasek i dym to niezwykle precyzyjnie skonstruowana opowieść o sile, wytrwałości i determinacji kobiet, osadzona w podlegającym prawom magii królestwie Gailan. W centrum opowieści znajdziemy bohaterki należące do zakonu uzdrowicielek bogini Namee – od nowicjuszek po Pierwszą Naishi. Jedne z nich dopiero uczą się obchodzić z darem uzdrawiania, inne od wielu lat służą mieszkańcom Gailan. Żadna z nich nie wie jednak, że ich światu zagraża niebezpieczeństwo.
Ambicja, odpowiedzialność, pragnienie zemsty, wielowątkowa intryga przeplatają się tu z magią i pradawną mitologią Wielkich Naelitów, układając się w emocjonującą, uniwersalną opowieść o walce dobra ze złem, o poszukiwaniu swojego głosu i walce z przeciwnościami.
Świat, w którym żyją Karista, Mina i inne bohaterki został skonstruowany przez autorkę z rozmachem i precyzją, a same postacie pogłębione psychologicznie, odmalowane z czułością i przywiązaniem do szczegółu.

Jest to pierwsza część serii Głos ponad mrokiem.
Książka ukazuje się w ramach serii TUTEJSI.

Do książki dołączona jest mapa królestwa Gailan i indeks nazw.

 

„Powieść Joanny Stogi Piasek i dym to wielopoziomowa powieść fantasy, w której wykreowany przez autorkę świat wciąga i zachwyca czytelnika. Jest w nim piękno magii i przygoda, ale przede wszystkim pogłębione psychologicznie postacie, angażujące emocje od pierwszej strony. Można ją czytać jako powieść o dojrzewaniu do własnej tożsamości i podjęcia odpowiedzialności, można też jako refleksję nad dziedzictwem traumy i sposobach na radzenie sobie z ciemnością, która przecież mieszka w każdej rozumnej istocie. Jest w powieści Joanny Stogi czułość i uważność w budowaniu literackiego świata i wiele miłości do zaludniających go bohaterek i bohaterów. I – co dla mnie istotne i interesujące – bardzo ważne są kobiecie postacie.  To one uczą, leczą i rządzą. Są mądre, sprawcze, konsekwentne, zuchwałe, asertywne. To one opowiadają. Warto wsłuchać się w ich wielogłos”.

Olga Szelc, dziennikarka, recenzentka, społeczniczka, autorka licznych opowiadań oraz książki: „My, kobiety z Teatru Kalambur”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 550

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AT_Czlonka

Nie oderwiesz się od lektury

Świat do poznania w tej książce i w następnych, jak potoczą się losy bohaterów? Polecam
00
Shego

Nie oderwiesz się od lektury

Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki. A skojarzenie z Diuną nie jest zarzutem. Oby następne tomy były równie udane.
01



W serii Tutejsi:

Agnieszka Kołodyńska-Walków: Chłopiec ze starej fotografii, Amaltea 2025;

Joanna Stoga: Piasek i dym, Amaltea 2025;

Radosław Wiśniewski: On uczyni świat lepszym. Listy do Tymoteusza, Amaltea 2025.

Joanna Stoga

Autorka powieści "Słoń z Étretat" (Seqoja 2022) i zbioru opowiadań "Las, pole, dwa sobole" (Seqoja 2020) w najnowszej powieści, tym razem fantasy, opowiada o sile i determinacji kobiet. A świat, w którym żyją Karista, Mina i inne bohaterki został skonstruowany przez autorkę z rozmachem i precyzją.

Z zawodu i pasji jest fotografem. Ukończyła Europejską Akademię Fotografii w Warszawie i od 2014 r. jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Fotografka specjalizująca się w tematach botanicznych. Poza pracą artystyczną zajmuje się dokumentowaniem muzycznych i teatralnych wydarzeń we Wrocławiu, gdzie mieszka. Pisze krótkie formy, które publikuje głównie na łamach czasopism. Od pewnego czasu próbuje swoich sił również na polu literatury. Dotąd opublikowała kilka opowiadań, miedzy innymi w pismach „Śląsk” i „Biały Kruk”. Zbiór „Las, pole, dwa sobole” jest jej debiutancką książką”.

Projekt okładki i opracowanie graficzne map

Urszula Koza

Fot. na okładce

Łukasz Rajchert

Redakcja

Elżbieta Żukowska

Korekta

Studio Apeiron

Copyright © 2025 by Joanna Stoga

Copyright © 2025 by Wydawnictwo Amaltea

ISBN 978-83-65989-28-4

Wydawnictwo Amaltea

51-180 Wrocław, ul. Zabłocie 7a, tel. +48 728 896 998

e-mail: [email protected], www.amaltea.az.pl

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Kobietom w mojej rodzinie

CZĘŚĆ PIERWSZA:

NIECHCIANY DAR

1. Karista

Z władzą jest jak z ogniem – przeczytała Karista. – Gdy po nią sięgniesz, zahartuje cię albo strawi. Nie ma innej drogi. Tylko głupcy wierzą, że można się przy niej ogrzać.

– Mądrości mistrza Nu – prychnęła stojąca obok Mabithi, starsza siostra Karisty.

– Inskrypcja, na którą patrzyły, stanowiła część ogromnej mapy namalowanej na podłodze, a pochodzącej jeszcze z czasów Wielkich Naelitów. Z niezwykłą dbałością o szczegóły przedstawiono na niej królestwo Gailan wraz z otaczającymi je wyspami i morzami. Kolejne przełożone szkoły były niezwykle dumne z jej posiadania, podobnie jak z sali wykładowej, w której się znajdowała. W Nevaran, stolicy Gailan, gdzie szkoła miała swą siedzibę, pozostało wiele naelickich budowli, ale żadnej nie zdobiło tak wspaniałe malowidło, i tylko nieliczne miały równie bogato rozświetlony sufit.

Stanowiła go olbrzymia kopuła wypełniona kryształowymi świetlikami, dzięki którym nawet w pochmurny dzień panowało w sali przyjemnie rozproszone światło. Jednak największe wrażenie robiła, gdy rozbłyskiwało słońce. Promienie rozszczepiały się wówczas na krawędziach kryształów, pokrywając ściany tęczowymi wzorami. Widok tak zachwycał, że wykładowczynie musiały przerywać zajęcia, bo uczennice nie potrafiły się skupić. Lecz teraz za oknami panował jeszcze mrok, dlatego siostry włączyły żarkiny – walcowate lampy wypełnione żarzącą się substancją wynalezioną przez Naelitów. Te mniejsze stały przy ławkach dla uczennic, które ciągnęły się amfiteatralnie wzdłuż ścian, a największy znajdował się na podeście obok biurka wykładowcy. Mabithi skierowała się w tamtą stronę, a Karista nadal pochylała się nad mapą.

– Ha! Czyli tak wyglądają twoje modły! – Zza pleców dobiegł ją głos matki Nurganis, przełożonej zakonu. – A zatem słusznie mnie ostrzegano.

– Witaj, matko. – Karista skłoniła głowę. Spodziewała się jej, tyle że później.

Przełożona wpatrywała się w nią przymrużonymi oczami, jakby rozważała kolejny krok. Choć do świtu brakowało jeszcze ahtry, miała na sobie wyszywaną srebrem suknię pasującą do bardziej uroczystych okoliczności i Karista nie po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czy ona przypadkiem w niej nie sypia. Czyżby przełożona uważała, że pozbawiona strojnych szat straci autorytet? Chuda i drobna jak dziecko, z woskowożółtym odcieniem skóry, przypominała lalkę, jednak z dziecięcą posturą kłócił się tatuaż, pokrywający jej łysą głowę. Przedstawiał zwiniętą kobrę, przy czym ogon spoczywał na karku i plecach Nurganis, a łeb zwieszał się na czoło. Rozdwojony język dotykał cienkich brwi, a sterczące nad nim kły zdawały się tylko czekać, aż wbiją się w ofiarę. Obraz był na tyle sugestywny, że niejedna nowicjuszka zastygała na jego widok z przerażenia, ale na Kariście nie robił już wrażenia.

– Cóż ci kazało, matko, wstać tak wcześnie? – spytała.

– Okłamałaś mnie. Wymówiłaś się od obowiązków, twierdząc, że przed Rytuałem Przejścia chcesz się skupić na czuwaniu i modlitwie. A czym się zajmujesz?

– Właśnie tym, przygotowaniem do czuwania i modlitwy.

Zrobiła minę pokornej służebnicy zakonu, dokładnie taką, jakiej oczekiwała przełożona, wielebna matka Nurganis, Pierwsza Naishi i w prostej linii potomkini Wielkich Naelitów. Tyle że Nurganis nie wiedziała, z jaką łatwością Karista przybiera dowolne miny. Miała ich cały arsenał – uniżoną dla przełożonych, zdecydowaną dla podwładnych, zaciętą dla wrogów, uwodzicielską dla kochanków. Talentu mogłyby jej pozazdrościć nawet Meszki, kobiety szpiegujące dla króla.

Gdyby Karista miała szczerze okazać swe uczucia, roześmiałaby się w nos tej starej jędzy. Taka władcza, taka niby doświadczona i co? Swą odpowiedzią Karista już zachwiała jej pewnością siebie, a był to dopiero początek.

– Wielka szkoda, matko, że służki zbudziły cię tak wcześnie i zasiały w tobie niepokój. Przygotowujemy z siostrą coś, co z pewnością cię ucieszy, ale chciałyśmy sprawić ci niespodziankę, a one ją popsuły.

– O czym ty mówisz, dziewczyno?

– Pytasz, matko, o niespodziankę, czy donosicielki?

Nie pierwszy raz Karista wytykała Nurganis jej służki. Stara otaczała się nimi niczym kwoka pisklakami, a one dokładnie tak się zachowywały. Wynajdywały drobne ploteczki, małe intrygi i zanosiły swej pani pod nogi, ale żadna nie dostrzegała szerszej perspektywy. Za to Karista była przy nich niczym pajęczyca, która z wysokości swej kryjówki obserwuje, jak jedna ofiara po drugiej wpada w jej sieć.

– Wybacz, matko! – Udała skruchę, nim Nurganis zdążyła ją upomnieć. – Nie powinnam się tak do ciebie zwracać. A mam na myśli szczególny rytuał, którego nauczyłyśmy się na Semiron od matki Haeris. Chciałyśmy cię zaprosić do udziału, bo to niezwykłe doświadczenie, tyle że później, gdy już będziemy gotowe.

– I kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?

– Pod wieczór. Całodzienne czuwanie z nami byłoby dla ciebie, matko, zbyt męczące. Poza tym dopiero wtedy będzie można zobaczyć efekt.

– Zobaczyć?

– Pozwól, matko, że wyjawię ci, na czym to polega. Spójrz! – Wskazała ręką na podłogę. – Oto mapa Gailan z naniesionymi na niej miastami, wioskami, a nawet niewielkimi osadami. Oczywiście dla nas najważniejsze są miejsca, gdzie znajdują się szkoły i świątynie…

– Wiem, co przedstawia mapa! – przerwała Nurganis.

Karista udała, że jej nie słyszy.

– W tych workach znajduje się piasek identyczny z tym, którego używamy podczas Rytuału Przejścia. Nim wysypiemy go na podłogę, a taki mamy zamiar, Mabithi będzie chodzić po mapie i utrwalać sobie jej obraz, po czym wprowadzi się w trans.

– Trans, powiadasz. – Nurganis podeszła do Mabithi.

Rzadko ją dostrzegała. Mabithi stała zbyt nisko w hierarchii zakonu, by Nurganis zwracała na nią uwagę, a jeśli już to zapamiętała jej garb, którzy sterczał z pleców niczym wielki bochen chleba. Mabithi była niby podobna do siostry, ale znacznie brzydsza. Sylwetkę miała bardziej męską – biodra i ramiona kanciaste, piersi płaskie, a stopy zbyt duże. Nie mogła się też poszczycić śnieżnobiałą cerą jak Karista. Jej była zwyczajnie blada i dziobata. Oczy charakteryzował wprawdzie ten sam migdałowy kształt, za to tkwiły za blisko siebie i kolorem ledwie się zbliżały do intensywnej zieleni oczu Karisty. Do tego rzadko się odzywała i na ogół unikała towarzystwa ludzi.

– Po co ona ma się uczyć mapy? – spytała Nurganis.

– Wkrótce zniknie pod piaskiem, a Mabithi nadal będzie mieć ją w głowie.

– Ale po co?!

– Tu dochodzimy do sedna, matko. Dziś po południu we wszystkich zakonnych szkołach rozpocznie się Rytuał Przejścia. Nowicjuszki udadzą się do cel odosobnienia, gdzie – jeśli na to zasłużyły – doświadczą łaski bogini Namee. My zaś będziemy mogły to zobaczyć.

– Pojawią się wzory? Takie jak podczas rytuału? – Nurganis wbiła w nią wzrok.

– Zasada jest ta sama. – Karista przytaknęła z uśmiechem. Nici pajęczyny zadrżały, bo oto wyczekiwana ofiara zaczęła się w nią wplątywać.

Nurganis pochyliła się nad mapą, jakby sama próbowała ją zapamiętać. Krążyła po niej, mrucząc niezrozumiale.

– Nigdy o czymś takim nie słyszałam – odezwała się wreszcie.

– Dlatego chciałyśmy ci to pokazać, matko. Większość uważa, że piasek pokrywa się wzorami wyłącznie dla nowicjuszek, ale matka Haeris wyjawiła nam, że wzbudza się również przy Naishi obdarzonej rzadkim darem wyczuwania mocy bogini Namee, a właśnie tym dysponuje moja siostra.

– Robiłyście to z Haeris?

– Tak, choć na mniejszą skalę. – Karista powiodła dłonią nad mapą. – Po raz pierwszy spróbujemy spojrzeć na całe Gailan. Dzięki temu… – zawiesiła głos – dostrzeżemy działanie bogini nie tylko tam, gdzie odbywa się rytuał. Sama wiesz najlepiej, czcigodna matko, że tej nocy pani nasza, Namee, działa na całej ziemi, nie tylko tej uświęconej.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Nurganis podeszła bliżej.

– Jeśli bogini będzie nam przychylna, dowiemy się, gdzie mieszkają nieodkryte dziewczęta z darem uzdrawiania, nawet jeśli one same jeszcze nie wiedzą, że go posiadają.

– To niemożliwe!

– Ależ jest możliwe, tyle że trudne. W im głębszy trans wpadnie Mabithi i im więcej szczegółów zapamięta, tym łatwiej dostrzeżemy ślad działania bogini. Mabithi jest przekaźnikiem, a ja pomagam jej osiągnąć pełnię mocy. Łączy nas więź, niezbędna do przeprowadzenia tego rytuału. Dlatego zwolniłam się z pozostałych obowiązków. Zrezygnowałam z nich dla dobra zakonu, bo sama przyznasz, czcigodna matko, że aby przetrwać, musimy znaleźć jak więcej nowych uzdrowicielek. „I bodaj jedną dziewkę z darem naylais” – dodała w myślach.

2. Mina

Mina poczuła dotyk na ramieniu i otworzyła oczy. Za oknem panowała całkowita ciemność, nawet nie świtało.

– Pora wstawać. – Głos Sani zabrzmiał jak ciche trzepotanie skrzydeł.

Ona sama przypominała ćmę – drobna, niepozorna, okryta szarą, zgrzebną suknią. Trzymała w dłoni lampkę oliwną i nawet zwracając się do Miny, wpatrywała się w płomyk. Była nagreshi, a w zakonie Naishi – uzdrowicielek bogini Namee – oznaczało to niemal niewolnicę. Sani odzywała się więc, gdy musiała i rzadko kiedy podnosiła wzrok.

– Co się dzieje? – Mina przetarła oczy i usiadła.

– Matka Yolanda chce was widzieć. Macie pójść ze mną.

Mina z westchnieniem narzuciła na siebie długą do ziemi szatę nowicjuszki, po czym podeszła do posłania, na którym spały Pruna i Tamara. Uśmiechnęła się na ich widok. Za dnia bardzo się różniły i mimo przyjaźni zachowywały wobec siebie dystans, za to nocą leżały ramię w ramię niczym bliźniaczki. Mina pochyliła się, by je obudzić i zastygła w połowie gestu. Przypomniała sobie dzień, gdy Idran przywiózł ją do Elavin, prowincjonalnego miasta na północy Anaar Gailan, by wstąpiła do tutejszej zakonnej szkoły, którą prowadziła zaprzyjaźniona z nim przełożona. To wtedy Mina po raz pierwszy spotkała Prunę i Tamarę, a od tamtej pory prawie się nie rozstawały. Dzieliły jedną izbę i stół w jadalni, razem się uczyły, pracowały i bawiły. Mina lubiła ich towarzystwo i w przypływie wzruszenia poczuła, że nie chce, by cokolwiek się zmieniło. Lecz o tym, czy spędzą ze sobą kolejne lata, miał zadecydować zbliżający się Rytuał Przejścia.

Tamara zamruczała przez sen i wyprostowała nogi. Wyrosła, odkąd Mina ją poznała, ale pozostała tak samo muskularna, twarda i kanciasta jak niedokończona rzeźba. Jej twarz tonęła zawsze w burzy kędzierzawych włosów i teraz też ją przykrywały. Nie chciała ich ani wiązać, ani splatać, więc najczęściej błyskały spod nich tylko oczy. Podobnie jak Sani pochodziła z Tarhit, lecz w przeciwieństwie do niej patrzyła na innych z zadziorną śmiałością i jeśli milczała, to nie ze strachu, a dlatego, że od słów wolała pięści. Ostatecznie wychowali ją mężczyźni.

Tamara i Pruna różniły się od siebie jak nawałnica od mżawki: Tamara zapalczywa i łatwo wpadająca w gniew, Pruna łagodna i uśmiechnięta. Podobnie odstawały od siebie wyglądem. Wystarczyło porównać ich włosy. Tamary przypominały zmierzwione futro niedźwiedzia, który po długiej zimie wylazł z gawry, Pruny układały się niczym łagodne fale na tafli jeziora i jasnymi splotami okalały buzię wiecznie zdziwionego dziecka. Sylwetkę Pruny stanowiły nie kanty, jak u Tamary, ale krągłości, a to za sprawą słodyczy, które uwielbiała. Jej ojciec służył u kasztena Imren jako zarządca sadów i pszczelarz, więc dzieciństwo Pruny opływało w miód i owocowe smakowitości.

Mina traktowała obie jak siostry i przez chwilę stała z ręką zawieszoną nad kocem, nim wreszcie pociągnęła go do siebie.

– Pobudka, śpiochy!

– Już? – Tamara przeciągnęła się i ziewnęła. – Toż to środek nocy.

– Nie jęcz, tylko wstawaj, przełożona czeka. – Mina szarpnęła ją za palec u nogi.

Tamara odpowiedziała wierzgnięciem i pewnie komuś innemu przywaliłaby za taką poufałość, ale Minie pozwalała na więcej.

– Uwierzycie, że za kilka dni pozbawią nas włosów? – Pruna z żalem sięgnęła po grzebień.

– Jeszcze nic nie jest przesądzone – odparła Mina i sama także odgarnęła włosy.

Nie lubiła ich, a zwłaszcza tego, że są czarne i lśniące granatowym połyskiem jak pióra tazruków. Przysparzały jej problemów, bo takie włosy mieli Morteni, najwięksi wrogowie Gailan, dlatego nie żałowała, że po rytuale się ich pozbędzie. Pod warunkiem, że go przejdzie, a nie wszystkim nowicjuszkom się to udawało.

– Chodźmy, nim żmije wypełzną z legowisk – mruknęła.

Tamara parsknęła śmiechem, który zabrzmiał jak szczekanie. Pruna spochmurniała. Nie lubiła, gdy Mina nazywała tak starsze uczennice, chociaż nie było dnia, by i ona nie doświadczyła ich zjadliwości. Adeptki wyświęcone już na Naishi często wyżywały się na młodszych uczennicach. Tak działo się w każdej szkole, jednak tutejsze Naishi trzymały się tej tradycji z wyjątkową gorliwością i to mimo że matka Yolanda nie akceptowała tego typu zachowań. Im mocniej je tępiła, tym głębiej się zakorzeniały i pleniły.

Prym wiodły Sidrin i Vida, najlepsze przyjaciółki. Obie pochodziły z zamożnych rodzin, bardzo hojnych dla zakonu, dlatego czuły się bezkarne. Znęcały się przede wszystkim nad nagreshi, które im służyły, i nie ograniczało się to jedynie do powierzania im dodatkowych obowiązków. Złośliwości sypały się na biedaczki jak grad, a bywało, że dochodziło do rękoczynów. Dla Sidrin i Vidy nie miało znaczenia, że nagreshi są ich dawnymi koleżankami z nowicjatu. Przeciwnie, wręcz je to zachęcało, bowiem czuły się od nich lepsze. Nagreshi zostawały dziewczęta, których dar uzdrawiania okazał się zbyt słaby, by mogły służyć jako pełnoprawne Naishi. A skoro nie leczyły, musiały pracować. W zakonie niczego nie dostawało się za darmo.

Sidrin i Vida dokuczały także nowicjuszkom, tyle że w ich wypadku ograniczały się do przytyków i głupich żartów. Lubiącej jeść Prunie wrzucały na przykład robaki do zupy albo mysie bobki do deseru i zaśmiewały się z tego do łez. Na Tamarę wołały Kowadło albo Tłumok, ale zważywszy na moc jej pięści i ganyar – tradycyjny tarhicki nóż zatknięty za pasek – na ogół trzymały się od niej z daleka. Minę omijały niczym śmierdzące jajko, za to trudno byłoby zliczyć inwektywy, którymi ją obrzucały, kiedy tylko nadarzyła się okazja. „Patrzcie! Czyż to nie jest ta córka portowej dziwki? – pytały. – Nie zastanawia was, co ten zapchlony, morteński pomiot robi w świętym zakonie?”. Mina podchodziła do tego ze spokojem. Na ulicach Aramaus doświadczyła gorszych rzeczy. Czasem jednak i ją ponosiła złość, a wówczas trzeba było pomocy kilku varinów, by odciągnąć ją od tamtych.

Pruna bardzo się tym wszystkim przejmowała. W domu otaczało ją grono kochających sióstr, ciotek i przyjaciółek rodziny, dlatego pragnęła, by również tutaj zapanowała miła atmosfera i dla tej wizji gotowa była na wiele ustępstw. Potrafiła zapomnieć krzywdy i wyciągnąć rękę do zgody, lecz marzyła, by pogodzić wszystkich, a na to się nie zanosiło.

– Nie przejmuj się żmijami. – Mina poklepała ją po ramieniu. – Dziś skupią się na rytuale i nikt nikogo nie będzie kąsać.

– Pewnie masz rację, byle bogini zechciała nas pobłogosławić.

– Nie martwmy się na zapas – rzuciła Mina, ale westchnienia nie zdołała stłumić. Tak wiele zależało od tego rytuału, a jego czas nieuchronnie nadchodził.

3. Yolanda

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
CZĘŚĆ PIERWSZA: NIECHCIANY DAR
1. Karista
2. Mina
3. Yolanda
4. Mina
5. Karista
6. Mina
7. Yolanda
8. Mina
9. Yolanda
10. Karista
11. Yolanda
12. Mina
CZĘŚĆ DRUGA NOC PRZEJŚCIA
13. Mina
14. Karista
15. Mina
16. Yolanda
17. Mina
18. Karista
19. Mina
20. Yolanda
21. Mina
22. Yolanda
23. Karista
CZĘŚĆ TRZECIA: ZNAKI
24. Mina
25. Yolanda
26. Mina
27. Karista
28. Yolanda
29. Mina
30. Karista
31. Mina
32. Karista
33. Yolanda
34. Mina
35. Yolanda
36. Mina
37. Karista
38. Yolanda
39. Karista
CZĘŚĆ CZWARTA: CZAS PRZESILENIA
40. Mina