Pierwiastki śladowe - Donna Leon - ebook + książka

Pierwiastki śladowe ebook

Donna Leon

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jedna z najbardziej mrocznych i ekscytujących zagadek w karierze komisarza Brunettiego!

Ostatnie słowa kobiety umierającej w weneckim hospicjum poprowadzą go krętymi ścieżkami ludzkiej chciwości i okrucieństwa, a to co wydawało się jedynie rodzinną tragedią, może okazać się śmiertelnym zagrożeniem dla całej Wenecji. Za pozornie przypadkowym wypadkiem motocyklowym, w którym zginął naukowiec badający próbki zanieczyszczeń wody w miejskich wodociągach kryje się cała sieć powiązań i interesów. Czy Brunettiemu i tym razem uda się dotrzeć do dna i oddać sprawiedliwość ofiarom zbrodni ?

Donna Leon raz jeszcze wykazuje się nie tylko wirtuozerią w kreśleniu kryminalnych intryg, ale i społeczną wrażliwością i troską Wenecjanki z wyboru o losy Serenissimy i jej mieszkańców.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 363

Oceny
3,9 (19 ocen)
8
6
2
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
alakad

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze - świetna lektura
00
MarysiaMa

Nie polecam

w porównaniu z innymi książkami autorki wypada słabo
00
elakoza

Dobrze spędzony czas

Lubię Brunettiego.
00
peterpancio1

Nie oderwiesz się od lektury

cóż zmusza do myślenia szczególnie zakończenie, takie ... prawdziwe, dziwne?
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Trace Ele­ments
Co­py­ri­ght © 2020 by Donna Leon and Dio­ge­nes Ver­lag AG Zürich All ri­ghts re­se­rved For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2023, Noir sur Blanc, War­szawa All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-7392-830-5
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: ANNA BRZE­ZIŃ­SKA
Ko­rekta: JU­STYNA RA­DO­MIŃ­SKA, BE­ATA WY­RZY­KOW­SKA
Pro­jekt okładki: TO­MASZ LEC
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o., ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Any de Ve­dia

Nie będą mo­gli pić wody z Nilu.

W krew za­mie­nił ich wody.

Georg Frie­drich Hän­del, Izrael w Egip­cieCzęść pierw­sza

Roz­dział 1

Do scho­dów Ponte dei Lu­stra­feri zbli­żała się dwójka po­chło­nię­tych roz­mową lu­dzi. Wy­glą­dało na to, że w to późne lip­cowe po­po­łu­dnie upał daje się obojgu mocno we znaki. Sze­ro­kie riva nie miało li­to­ści dla ni­kogo, kto nim stą­pał; jego biała ka­mienna po­wierzch­nia współ­dzia­łała ze słoń­cem, ra­żąc ich twa­rze tym sa­mym świa­tłem, które pa­dało na plecy.

Męż­czy­zna nie miał ochoty pra­żyć się w ma­ry­narce; za­rzu­cił ją so­bie na ra­mię, wsu­nąw­szy pa­lec w szlufkę na koł­nie­rzu. Ko­bieta, z blond wło­sami ścią­gnię­tymi w koń­ski ogon, żeby nie do­ty­kały ple­ców, no­siła be­żowe lniane spodnie i białą lnianą ko­szulę z dłu­gimi rę­ka­wami chro­nią­cymi ręce przed sło­necz­nym ża­rem. Za­trzy­mali się u stóp mo­stu i pa­trzyli na za­cu­mo­waną przy Rio della Mi­se­ri­cor­dia ol­brzy­mią łódź, która blo­ko­wała in­nym ło­dziom wej­ście do bie­gną­cego pro­sto­pa­dle w prawo Rio dei Lu­stra­feri. Ściana z po­łą­czo­nych ze sobą blach fa­li­stych cią­gnęła się od brzegu do brzegu węż­szego ka­nału, two­rząc tamę, za którą po­ziom wody był znacz­nie niż­szy.

Zni­ka­jąca woda od­sło­niła opa­da­jące uko­śnie osady mułu i pa­skud­nie wy­glą­da­ją­cej czar­nej mazi po obu stro­nach sze­ro­kiego toru wod­nego, wy­peł­nio­nego po­środku ole­istą czarną cie­czą. Na prze­ciw­le­głym jego końcu, ja­kieś pięć­dzie­siąt me­trów da­lej, w muł wbito drugą ścianę z blach, szczel­nie za­my­ka­jąc uj­ście ka­nału. Za nią uno­siła się na wo­dzie po­głę­biarka z żół­tym dźwi­giem na umiesz­czo­nej na śród­o­krę­ciu plat­for­mie, przed którą wy­ła­do­wy­wany był do zbior­nika w ka­dłu­bie wy­do­byty z dna szlam. Na­gły po­dmuch wia­tru od strony la­guny przy­niósł woń mułu, nie marsz­cząc gład­kiej po­wierzchni kle­istej cie­czy; gdy reszta wody była wy­pom­po­wy­wana przez wielki pla­sti­kowy wąż prze­wie­szony nad bla­szaną za­porą i wy­plu­wana do ka­nału po dru­giej stro­nie, z sil­nika spa­li­no­wego na po­kła­dzie statku wy­do­by­wał się jęk.

– Od­dio – rzu­ciła ko­mi­sarz Grif­foni. – Pierw­szy raz wi­dzę coś ta­kiego. – Gu­ido Bru­netti, jej przy­ja­ciel i ko­lega po fa­chu, stał nie­ru­chomo, wsparty prawą stopą na pierw­szym stop­niu scho­dów mo­stu, ocza­ro­wany – ni­czym kor­pu­lentny Cor­tez spo­glą­da­jący na wody Pa­cy­fiku.

– A ja nie wi­dzia­łem tego od lat! – za­wo­łał zdjęty na­głym po­dej­rze­niem.

Grif­foni się ro­ze­śmiała i mach­nię­ciem dłoni wska­zała na ma­lu­jący się przed nimi wi­dok.

– Nie mia­łam po­ję­cia, że tak się to robi – po­wie­działa i prze­szła na szczyt mo­stu, żeby się le­piej przyj­rzeć me­ta­lo­wej za­po­rze.

Bru­netti po­dą­żył za nią i sta­nął obok.

– Skąd oni wzięli na to pie­nią­dze? – za­py­tał, jakby mó­wił do sie­bie. W po­ran­nym wy­da­niu „Il Gaz­zet­tino” uka­zał się długi ar­ty­kuł o pro­jek­tach in­fra­struk­tu­ral­nych, któ­rych za­nie­chano lub które ogra­ni­czono z braku fun­du­szy. Wy­mie­niono zwy­kłe w ta­kiej sy­tu­acji ofiary: lu­dzi sta­rych, mło­dych, miesz­kań­ców, któ­rzy chcieli żyć w ci­szy i spo­koju, stu­den­tów, na­uczy­cieli, a na­wet stra­ża­ków. Przy­po­mi­na­jąc so­bie o tym, ko­mi­sarz za­sta­na­wiał się, jak bur­mistrz We­ne­cji, deus exma­china, zna­lazł po­trzebne środki w bu­dże­cie mia­sta, żeby roz­po­cząć oczysz­cza­nie ka­na­łów.

– Jak miło ze strony bur­mi­strza, że rzu­cił mia­stu tro­chę resz­tek z pań­skiego stołu – za­uwa­żyła Grif­foni.

Bru­netti prze­su­nął wzro­kiem po brze­gach ka­nału, przy któ­rych zo­stały od­sło­nięte na­gro­ma­dzone przez dzie­się­cio­le­cia osady mułu i mar­twej ma­te­rii or­ga­nicz­nej. Czarny szlam za­czy­nał się tuż po­ni­żej li­nii mak­sy­mal­nego po­ziomu wody i co­raz grub­szą war­stwą wy­ście­lał niż­sze par­tie mu­rów. Pa­skudny, śli­ski i błysz­czący – wy­dzie­lał bar­dzo nie­przy­jemną woń, przy­po­mi­na­jąc w naj­więk­szym stop­niu ludz­kie od­chody; wi­dok ten na­peł­nił ko­mi­sa­rza wstrę­tem nie­mal rów­nie sil­nym jak zgroza.

– Ja­kie to sto­sowne, że to jego stół.

Mimo okrop­nej woni, nie pró­bo­wali odejść. Bru­netti pa­mię­tał, że ta­kie sceny sta­no­wiły nie­od­łączny ele­ment jego mło­do­ści, gdy czysz­cze­nie ka­na­łów od­by­wało się głów­nie ręcz­nie i czę­ściej. Przy­po­mniał so­bie drew­niane po­mo­sty bu­do­wane po obu stro­nach ka­nału i ko­cią zręcz­ność, z jaką ro­bot­nicy po­ru­szali się po nich z wia­drami i ło­pa­tami.

Roz­legł się grzmot i oboje pod­nie­śli ręce, żeby za­sło­nić uszy. Huk po­cho­dził z sil­nika po­głę­biarki. Czarna me­ta­lowa szczęka stała po­środku po­kładu ze zgię­tym kar­kiem; jej ol­brzy­mia pasz­cza od­po­czy­wała za­mknięta.

W szkla­nej ka­bi­nie bli­żej dziobu uj­rzeli męż­czy­znę w ciem­no­nie­bie­skim kom­bi­ne­zo­nie. Z ką­cika ust ster­czał mu pa­pie­ros, obie jego dło­nie zaj­mo­wały się gał­kami i dźwi­gniami pul­pitu ste­row­ni­czego. Czu­jąc na po­wrót dzie­cięcą ra­dość, Bru­netti stał ocza­ro­wany cu­dow­no­ścią tego wi­doku i pra­gnie­niem wy­ko­ny­wa­nia tego ro­dzaju pracy, tak bli­skiej za­bawy, ale da­ją­cej jakże wiel­kie po­czu­cie mocy. Grif­foni wy­da­wała się rów­nie urze­czona, cho­ciaż Bru­netti wąt­pił, by pra­gnęła ta­kiego za­ję­cia dla sie­bie. Poza tym było mało praw­do­po­dobne, by mia­sto za­trud­niło ne­apo­li­tankę, po­cho­dze­nie było bo­wiem znacz­nie więk­szą prze­szkodą niż płeć.

Prze­szli bez słowa na drugą stronę mo­stu i w mil­cze­niu przy­glą­dali się, jak za­ci­śnięte sta­lowe zęby dźwigu pod­no­szą się z po­kładu i prze­su­wają uko­śnie nad wodą. Szczęki się roz­warły, two­rząc szka­radną czarną pasz­czę ze szczer­bami na kra­wę­dzi, a po­tem po­woli za­nu­rzyły się w wo­dzie i znik­nęły pod jej po­wierzch­nią.

Męż­czy­zna po­ru­szył rę­kami i dłu­gie sta­lowe ra­mię prze­su­nęło się nie­znacz­nie w prawo i znie­ru­cho­miało. Można było od­nieść wra­że­nie, że trzę­sie się pod wodą, po czym za­częło się pod­no­sić. Gdy prze­cięło tłu­stą po­wierzch­nię ka­nału, ko­mi­sarz uj­rzał zwi­sa­jące ze szczęk ka­wałki pla­stiku, gumy i me­talu: wy­glą­dało to tak, jakby wy­jąt­kowo duży rot­twe­iler po­że­rał za­war­tość mi­ski spa­ghetti. Dłu­gie ra­mię po­głę­biarki pod­nio­sło się i utrzy­my­wało sta­lowe szczęki w po­wie­trzu, a tym­cza­sem woda spły­wała z po­wro­tem do ka­nału. Po chwili żu­raw ob­ró­cił się w stronę dziobu ło­dzi wy­ła­do­wa­nego już stertą usma­ro­wa­nych bło­tem i szla­mem śmieci. Za­trzy­mał się tuż nad nią. Szczęki po­woli się roz­warły i za­warte w nich śmieci opa­dły z brzę­kiem na stos. Kilka ru­chów rąk ope­ra­tora spra­wiło, że ostat­nie frag­menty ła­dunku uwol­niły się ze szczęk. Ra­mię po­głę­biarki się ob­ró­ciło i na po­wrót za­nu­rzyło w wo­dzie.

Nie za­uwa­żyli wcze­śniej dru­giego ro­bot­nika, sto­ją­cego na na­brzeżu z ło­patą w ręku. Gdy tylko me­ta­lowe szczęki się od­su­nęły, wszedł na de­skę bie­gnącą w po­przek po­kładu ło­dzi i wy­gła­dził stertę szcząt­ków, prze­su­wa­jąc na bok fo­liowe worki wy­peł­nione bu­tel­kami, trą­ca­jąc ło­patą roz­pa­da­jące się ra­dio, koło od ro­weru oraz inne przed­mioty zbyt znisz­czone, by można je było zi­den­ty­fi­ko­wać.

Przez długi czas ob­ser­wo­wali to w życz­li­wym mil­cze­niu, nie ma­jąc ochoty ru­szyć da­lej, każde z nich prze­ko­nane, że tylko ta druga osoba po­trafi zro­zu­mieć przy­jem­ność czer­paną wspól­nie z ob­ser­wa­cji pra­cu­ją­cej ma­szyny. Nie od­zy­wali się, zjed­no­czeni w dziw­nej za­ży­ło­ści.

Po dzie­się­ciu mi­nu­tach ope­ra­tor dźwigu na­gle wstał, zszedł po krót­kiej dra­bince ze swo­jego sta­no­wi­ska na po­kła­dzie i ru­szył w po­śpie­chu do burty. Po­chy­lił się nad wodą i spoj­rzał w dół, po czym przy­tknął dło­nie do czoła, żeby za­sło­nić oczy przed bla­skiem słońca, i prze­su­nął się nieco w prawo, na­dal bacz­nie wpa­tru­jąc się w wodę. Wró­cił do ka­biny i do­tknął cze­goś na pa­nelu ste­row­ni­czym, czym spo­wo­do­wał, że war­kot sil­nika osłabł. Krzyk­nął do męż­czy­zny z ło­patą, a po­tem przy­wo­łał go mach­nię­ciem ręki. Bru­netti i Grif­foni ob­ser­wo­wali, jak czło­wiek z ło­patą sko­czył na po­przeczną de­skę; nie­mal na­tych­miast do­łą­czył do niego ope­ra­tor dźwigu, który zwró­cił jego uwagę na to samo miej­sce w wo­dzie. Dźwięk sil­nika za­głu­szał ich głosy; w ge­stach ope­ra­tora wi­dać było na­tar­czy­wość, z jaką wy­po­wia­dał słowa.

Ko­mi­sarz był za­sko­czony tym, jak sztywne stały się ru­chy męż­czyzn. Wcze­śniej ten ob­słu­gu­jący żu­raw za­cho­wy­wał się zu­peł­nie swo­bod­nie, kiedy jed­nak wró­cił na swoje sta­no­wi­sko, wy­da­wał się skrę­po­wany i Bru­netti miał nie­od­parte wra­że­nie, że nie chciał da­lej ob­słu­gi­wać ma­szyny.

„Oby nie po­twier­dziły się moje przy­pusz­cze­nia” – po­my­ślał, nie chcąc mó­wić ni­czego Grif­foni z obawy, że wyda się jej lub rze­czy­wi­ście okaże się sza­lony za sprawą tego, co sta­lowe szczęki po­głę­biarki wy­do­będą z wody. Zer­k­nął na swoje dło­nie, któ­rymi mocno obej­mo­wał me­ta­lową po­ręcz mo­stu, i stwier­dził, że ma białe kłyk­cie. Po­pa­trzył w prawo i spo­strzegł, że kłyk­cie Grif­foni też są białe. Od­wró­cił się nie­znacz­nie w stronę przy­ja­ciółki i zo­ba­czył jej stę­żały pro­fil, mocno za­ry­so­waną li­nię żu­chwy.

Spoj­rzał z po­wro­tem na sta­lowe ra­mię żu­ra­wia. W pew­nym mo­men­cie ope­ra­tor zdjął dło­nie z dźwi­gni i znowu ze­sko­czył na po­most, żeby zer­k­nąć za burtę po­głę­biarki. Wy­mie­nił spoj­rze­nie z ko­legą, który po­wró­cił na na­brzeże, wzru­szył ra­mio­nami i znowu za­jął miej­sce przy pul­pi­cie ste­row­ni­czym.

Dźwięk sil­nika zro­bił się głęb­szy. Za­równo Grif­foni, jak i ko­mi­sarz od­su­nęli się od po­rę­czy i stali wy­pro­sto­wani, cze­ka­jąc na to, co wy­łoni się z wody. Od­wró­cili się ku so­bie w tej sa­mej chwili i wy­mie­nili spoj­rze­nia, po czym po­now­nie skie­ro­wali wzrok w stronę ka­nału.

Usły­szeli od­głos zmiany bie­gów i brzęk łań­cu­cha w sztyw­nej osło­nie. Ra­mię dźwigu pod­nio­sło się z wody i szczęki na jego końcu wresz­cie uka­zały się ich oczom.

Bru­netti był go­towy się temu przyj­rzeć bez względu na wszystko. Grif­foni stała obok niego jak po­sąg.

Me­ta­lowa głowa ma­szyny ob­ró­ciła się od nich na chwilę, a gdy z po­wro­tem się zbli­żyła, z wód ka­nału wy­ło­nił się ubru­dzony biały kor­pus lo­dówki. Lo­dówka była nie­wielka; gdyby stała na ku­chen­nej pod­ło­dze, się­ga­łaby Bru­net­tiemu do pasa. Drzwi, które zwi­sały na jed­nym za­wia­sie, nada­wały jej wy­gląd cze­goś, co ule­gło znisz­cze­niu pod­czas ja­kiejś bi­twy.

Bru­netti i Grif­foni od­wró­cili się, żeby znowu na sie­bie spoj­rzeć. To ona uśmiech­nęła się pierw­sza, po­tem uczy­nił to ko­mi­sarz, który do uśmie­chu do­dał wzru­sze­nie ra­mion. Bez słowa od­wró­cili się od ka­nału i ru­szyli w dół na drugą stronę mo­stu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­zały sięna­stę­pu­jące po­wie­ści Donny Leon:

ŚMIERĆ W LA FE­NICE

1998

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

ŚMIERĆ NA OB­CZYŹ­NIE

1999

STRÓJ NA ŚMIERĆ

1999

ŚMIERĆ I SĄD

1999

ACQUA ALTA

1999

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

CI­CHO, WE ŚNIE

2001

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

SZLA­CHETNY BLASK

2002

ZGUBNE ŚRODKI

2003

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

ZNA­JOMI NA STA­NO­WI­SKACH

2004

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

MO­RZE NIE­SZCZĘŚĆ

2005

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

PER­FIDNA GRA

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

SŁOWO OFI­CERA

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

FAŁ­SZYWY DO­WÓD

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

KREW Z KA­MIE­NIA

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

MĘTNE SZKŁO

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

OKROPNA SPRA­WIE­DLI­WOŚĆ

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIEW­CZYNA Z JEGO SNÓW

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

UKRYTE PIĘKNO

2012 (se­ria kie­szon­kowa)

KWE­STIA WIARY

2013 (se­ria kie­szon­kowa)

PO NITCE DO KŁĘBKA

2014 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIKA ZA­CHŁAN­NOŚĆ

2015 (se­ria kie­szon­kowa)

ZŁOTE JAJO

2016 (se­ria kie­szon­kowa)

GRA PO­ZO­RÓW

2017 (se­ria kie­szon­kowa)

WODA WIECZ­NEJ MŁO­DO­ŚCI

2018 (se­ria kie­szon­kowa)

ZA­URO­CZE­NIE

2019 (se­ria kie­szon­kowa)

DO­CZE­SNE SZCZĄTKI

2020 (se­ria kie­szon­kowa)

PO­KUSA PRZE­BA­CZE­NIA

2021 (se­ria kie­szon­kowa)

AD­OP­CJA

2022 (se­ria kie­szon­kowa)