Ulotne pragnienia - Donna Leon - ebook + książka

Ulotne pragnienia ebook

Donna Leon

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

W trzydziestej części bestsellerowej serii, komisarz Guido Brunetti zmuszony jest stawić czoła wyjątkowo okrutnej zbrodni.

W ciągu wielu lat swojej pracy w policji Brunetti widział wszelkiego rodzaju przestępstwa i intuicyjnie wiedział, jak poruszać się po różnych ścieżkach w swoim rodzinnym mieście, Wenecji, aby znaleźć sprawcę. Teraz staje w obliczu zbrodni popełnionej poza jego jurysdykcją. Zostaje wciągnięty w sprawę dość zwyczajnie: dwie młode Amerykanki zostały ciężko ranne w wypadku na łodzi, płynąc Laguną z dwiema młodymi Włoszkami. Ciekawość Brunettiego budzi jednak zachowanie młodych ludzi, którzy porzucili ofiary po przewiezieniu ich do szpitala. Jeśli obrażenia powstały w wyniku wypadku, dlaczego chcieli uniknąć skojarzeń z nim?

Gdy Brunetti i jego koleżanka Claudia Griffoni badają incydent, odkrywają, że jeden z młodych mężczyzn pracuje dla człowieka prawdopodobnie zamieszanego w różne podejrzane interesy. Aby dotrzeć do sedna sprawy, która okazuje się bardzo bolesna, Brunetti musi zwrócić się o pomoc zarówno do Carabinieri, jak i Guardia di Costiera. Ustalenie, jak bardzo on i Griffoni mogą zaufać kolegom, potęguje trudności w prowadzonym śledztwie. Doskonała organizacja sprawców wystawia Brunettiego na ciężką próbę i zmusza go do uważnego poszukiwania prawdy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 350

Oceny
4,2 (13 ocen)
6
4
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
alakad

Całkiem niezła

Chyba cierpię na przesyt komisarza, najmniej ciekawa książka, za dużo rozważań,rozterek,opisów.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Tran­sient De­si­res
Co­py­ri­ght © 2022 by Donna Leon and Dio­ge­nes Ver­lag AG Zürich All ri­ghts re­se­rved
For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2024, Noir sur Blanc, War­szawa All ri­ghts re­se­rved
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: ANNA KAN­DZIOR-ZUG
Ko­rekta: JU­LIA MŁO­DZIŃ­SKA, RE­NATA KUK
Pro­jekt okładki: TO­MASZ LEC
ISBN 978-83-7392-897-8
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o., ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – fak­sem: 12 430 00 96 (czyn­nym całą dobę) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Ro­milly McAl­pine

Prze­pa­ści ich ogar­nęły,

Jak głaz ru­nęli w głę­binę[1].

Georg Frie­drich Hän­del, Izrael w Egip­cieCzęść druga, chór osiem­na­sty

Roz­dział 1

Bru­netti spał do późna. Około dzie­wią­tej zwró­cił głowę w prawo i otwo­rzył jedno oko, zo­ba­czył, która go­dzina, i je za­mknął. Przez ja­kiś czas le­żał bez ru­chu, a gdy znowu otwo­rzył oko, stwier­dził, że jest wpół do dzie­sią­tej. Wy­cią­gnął lewą rękę z na­dzieją, że znaj­dzie u swo­jego boku Pa­olę, ale zna­lazł tylko wgłę­bie­nie w ma­te­racu, od dawna wy­sty­gły ślad jej obec­no­ści.

Po­dźwi­gnął się na bok, a po­tem usiadł, od­po­czy­wał przez chwilę po tym osią­gnię­ciu i otwo­rzył oczy. Przyj­rzał się uważ­nie su­fi­towi, zer­k­nął w prze­ciw­le­gły kąt sy­pialni i nad oknem, w miej­scu, gdzie parę mie­sięcy wcze­śniej prze­cie­kła woda, zo­ba­czył brą­zowy wy­kwit, który wy­glą­dem przy­po­mi­nał dość małą ośmior­nicę. I jak ośmior­nica plama ta pod wpły­wem świa­tła zmie­niała ko­lor, a cza­sem rów­nież kształt, cho­ciaż ra­mion za­wsze było tylko sie­dem.

Obie­cał Pa­oli, że wej­dzie na dra­binę i za­ma­luje plamę, ale za­wsze się gdzieś śpie­szył lub był wie­czór i nie chciał się wspi­nać na dra­binę albo nie miał bu­tów na no­gach, a wo­lał nie ry­zy­ko­wać wspi­naczki w sa­mych skar­pet­kach. Tego rana wi­dok plamy zde­ner­wo­wał go i Bru­netti po­sta­no­wił po­pro­sić czło­wieka, który wy­ko­ny­wał dla nich drobne prace, by przy­szedł, za­ma­lo­wał za­ciek i roz­wią­zał pro­blem.

Lub też jego syn mógłby się ode­rwać od kom­pu­tera bądź roz­mowy z przy­ja­ciółką przez te­le­fon, by wziąć dra­binę, za­ma­lo­wać za­ciek i dla od­miany po­móc swoim ro­dzi­com. Od­kryw­szy w swo­ich my­ślach wy­raźną nutę roz­go­ry­cze­nia i żalu nad sobą, Bru­netti od­su­nął je od sie­bie i prze­ana­li­zo­wał prze­bieg wczo­raj­szej ko­la­cji i część z jej skład­ni­ków, do któ­rych na­le­żały trzy kie­liszki grappy bę­dące naj­praw­do­po­dob­niej po­wo­dem jego obec­nego stanu.

Zgod­nie z do­rocz­nym zwy­cza­jem ze­szłego wie­czoru Bru­netti i kil­koro jego kom­pa­nów i kom­pa­nek z li­ceo spo­tkali się na ko­la­cji w re­stau­ra­cji na po­czątku Riva del Vin, gdzie uprzejmy wła­ści­ciel za­wsze sa­dzał ich w tym sa­mym ką­cie sali przy oknie wy­cho­dzą­cym na Ca­nal Grande.

Z bie­giem lat liczba bie­siad­ni­ków skur­czyła się z po­nad trzy­dzie­ściorga do za­le­d­wie dzie­się­ciorga ze zwy­kłych po­wo­dów: zmian miej­sca za­miesz­ka­nia, za­trud­nie­nia i cho­rób. Nie­któ­rych znu­żyły nie­do­god­no­ści ży­cia w mie­ście i wy­pro­wa­dzili się z We­ne­cji; ko­lejni pod­jęli pracę w in­nych re­jo­nach Włoch lub Eu­ropy, a dwóch zmarło.

Tego roku w ko­la­cji uczest­ni­czył za­równo Bru­netti, jak i troje in­nych lu­dzi, któ­rzy od sa­mego po­czątku or­ga­ni­zo­wali spo­tka­nia. Pierw­szym był Luca Ip­po­drino, który z oj­cow­skiej go­spody zro­bił znaną w świe­cie re­stau­ra­cję, sto­su­jąc się do trzech pro­stych re­guł: ser­wo­wał ta­kie same da­nia, ja­kie jego matka ser­wo­wała przez trzy­dzie­ści lat męż­czy­znom, któ­rzy roz­ła­do­wy­wali ło­dzie przy Rialto; te­raz po­da­wał je na por­ce­la­no­wych ta­ler­zach i w mniej­szych i sub­tel­nie gar­ni­ro­wa­nych por­cjach; ceny wy­śru­bo­wano w nie­zno­śny nie­mal spo­sób. Li­sta ocze­ku­ją­cych na sto­lik – zwłasz­cza pod­czas Bien­nale i fe­sti­walu fil­mo­wego – za­czy­nała się za­peł­niać z wie­lo­mie­sięcz­nym wy­prze­dze­niem.

Drugi or­ga­ni­za­tor, Franca Ri­ghi, pierw­sza dziew­czyna Bru­net­tiego, wy­je­chała stu­dio­wać fi­zykę w Rzy­mie i te­raz wy­kła­dała na tym sa­mym uni­wer­sy­te­cie, na któ­rym kie­dyś stu­dio­wała. To ona wy­ja­śniała Bru­net­tiemu za­wi­ło­ści bio­lo­gii i fi­zyki, a te­raz uwiel­biała mó­wić mu za każ­dym ra­zem, że jedno z praw fi­zyki, któ­rych się uczyli, oka­zało się fał­szywe i trzeba je za­stą­pić no­wym.

Ostat­nim z tego grona był świeżo roz­wie­dziony Mat­teo Lun­ghi, gi­ne­ko­log, któ­rego żona opu­ściła dla znacz­nie młod­szego męż­czy­zny i któ­rego przy­ja­ciele mu­sieli wspie­rać przez całą ko­la­cję.

Po­zo­sta­łych sze­ścioro od­no­siło suk­cesy – lub było za­do­wo­lo­nych – w róż­nym stop­niu, a przy­naj­mniej za­cho­wy­wało się w ten spo­sób w to­wa­rzy­stwie lu­dzi, któ­rzy znali ich pra­wie od uro­dze­nia. Bru­netti są­dził, że ła­twość, z jaką się ko­mu­ni­ko­wali, w znacz­nej mie­rze brała się z po­sia­da­nia wspól­nego za­sobu od­nie­sień kul­tu­ral­nych i hi­sto­rycz­nych oraz nie­wy­po­wie­dzia­nych i nie­prze­my­śla­nych norm etycz­nych ich po­ko­le­nia.

Za­nim Bru­netti po­zwo­lił so­bie na re­flek­sję, cóż to mo­gły być za normy, od­su­nął koł­drę i zszedł do ła­zienki wziąć prysz­nic.

Go­rąca woda, po­dob­nie jak czas, jaki spę­dził pod jej stru­mie­niem – jego nie­obecne dzieci nie mo­gły pro­te­sto­wać prze­ciwko jej mar­no­wa­niu – po­pra­wiły mu hu­mor. Wró­cił do sy­pialni, po­wie­sił ręcz­nik na opar­ciu krze­sła i za­czął się ubie­rać. Wy­cią­gnął spodnie od gar­ni­turu, któ­rego nie no­sił od za­koń­cze­nia zimy, z ciem­no­sza­rej wełny z do­mieszką kasz­miru, ku­pio­nego nie­mal za bez­cen, gdy dwa lata temu za­mknięto sklep z mę­skimi ubra­niami przy Campo San Luca. Dziwne, po­my­ślał, prze­py­cha­jąc gu­zik przez dziurkę: gdy ku­po­wał gar­ni­tur, wy­da­wało się, że le­piej na niego pa­sują. Być może skur­czyły się ja­koś w pra­niu che­micz­nym; z pew­no­ścią roz­cią­gną się z bie­giem dnia.

Usiadł na krze­śle, wło­żył ciemne skar­petki i czarne buty, które ku­pił lata temu w Me­dio­la­nie i które z cza­sem do­pa­so­wały się do jego stóp. Za­wsze też wy­wo­ły­wały w nim dreszcz zmy­sło­wej ra­do­ści, gdy je wkła­dał.

Za­nim się­gnął po ma­ry­narkę, roz­wa­żał moż­li­wość wło­że­nia ka­mi­zelki, ale pa­mię­ta­jąc, jak cie­pło było po­przed­niego dnia, uznał, że nie jest to po­trzebne: przez ko­lejną dobę można było li­czyć na do­brą póź­no­je­sienną po­godę. W kuchni szu­kał na stole li­ściku od Pa­oli, ale nic nie zna­lazł. Był po­nie­dzia­łek, więc spę­dzała czas w swoim ga­bi­ne­cie na uni­wer­sy­te­cie po­noć po to, by roz­ma­wiać z dok­to­ran­tami, któ­rych była pro­mo­to­rem, i do domu miała wró­cić do­piero póź­nym po­po­łu­dniem. Cie­szył ją fakt, że rzadko przy­cho­dzili na te roz­mowy, dzięki czemu mo­gła spo­koj­nie sie­dzieć w ga­bi­ne­cie i przy­go­to­wy­wać za­ję­cia bądź czy­tać. Tak wy­gląda ży­cie na­ukowca, po­my­ślał Bru­netti.

Wy­szedł z domu i ru­szył do ko­mendy, ale na­tych­miast wstą­pił do Riz­zar­di­niego na kawę z brioszką, a po­tem ko­lejną kawę i szklankę wody mi­ne­ral­nej. Wzmoc­niony za­strzy­kiem ko­fe­iny i cu­kru skrę­cił w stronę Rialto i pod­jął wę­drówkę przez cen­trum mia­sta o wpół do je­de­na­stej rano, aku­rat wtedy, gdy lu­dzie, któ­rzy zro­bili za­kupy spo­żyw­cze na targu, za­czy­nali ustę­po­wać miej­sca tu­ry­stom po­szu­ku­ją­cym pierw­szego ombra lub pro­secco, skłon­nych do­świad­czyć tego, co – jak im po­wie­dziano – jest praw­dzi­wym we­nec­kim do­zna­niem.

Dwa­dzie­ścia mi­nut póź­niej skrę­cił na riva, które pro­wa­dziło do ko­mendy, i pa­trząc na drugi brzeg ka­nału, uj­rzał wy­czysz­czoną i od­re­stau­ro­waną fa­sadę ko­ścioła San Lo­renzo, który prze­stał być świą­ty­nią i stał się ja­kąś ga­le­rią po­świę­coną, jak sły­szał, oca­le­niu mórz. Li­czący dzie­siątki lat bil­l­bo­ard z datą roz­po­czę­cia nie­koń­czą­cych się prac zo­stał usu­nięty, po­dob­nie jak drew­niane lo­kum wznie­sione przez tu­tej­szych miesz­kań­ców dla zbłą­ka­nych ko­tów, które stało tam, od­kąd Bru­netti pa­mię­tał.

Kiedy przy­był do ko­mendy, zo­ba­czył u stóp scho­dów na dru­gim końcu holu swo­jego zwierzch­nika, vice-qu­estore Giu­seppe Pattę. Od­ru­chowo wy­cią­gnął z kie­szeni ma­ry­narki te­le­fo­nino, po­chy­lił nad nim głowę i kiw­nął nią funk­cjo­na­riu­szowi, który otwo­rzył mu szklane drzwi, ale Bru­netti nie wszedł do bu­dynku. Za­trzy­mał się i przez chwilę dzio­bał gniew­nie w kla­wia­turę te­le­fonu, po czym od­wró­cił się do po­li­cjanta i nie pró­bu­jąc skry­wać swo­jej iry­ta­cji, za­py­tał:

– Masz tu­taj sy­gnał, Gra­ziano?

Funk­cjo­na­riusz na war­cie, świa­dom, że ko­mi­sarz zja­wia się w pracy z dwu­go­dzin­nym opóź­nie­niem i że za­stępca ko­men­danta nie pa­trzy nań życz­li­wym okiem, od­parł:

– Po­ja­wia się i znika przez całe rano, si­gnore. Udało się panu po­łą­czyć tam? – Ski­nął w kie­runku na­brzeża przed gma­chem ko­mendy.

Bru­netti po­krę­cił głową.

– Tam wcale nie jest le­piej. Do szału mnie do­pro­wa­dza to, że nie ma... – rzekł, ale prze­rwał, gdy zo­ba­czył, że Patta zmie­rza w jego stronę. – Dzień do­bry, vice-qu­estore – po­wie­dział, po czym do­dał życz­li­wym gło­sem, pod­no­sząc te­le­fon: – Niech pan na­wet nie pró­buje wy­cho­dzić na ze­wnątrz, dot­tore. To bez­na­dziejne. Nic nie działa.

To po­wie­dziaw­szy, ko­mi­sarz wsu­nął ko­mórkę z po­wro­tem do kie­szeni i zu­peł­nie nie­po­trzeb­nie wska­zał na schody.

– Pójdę znowu spraw­dzić te­le­fon na moim biurku i zo­ba­czę, czy już działa.

Patta, zu­peł­nie zdez­o­rien­to­wany, za­py­tał:

– Co się stało, Bru­netti? – Ko­mi­sarz po­my­ślał, że jego ton jest nie­zwy­kle po­dobny do tonu, ja­kiego sam uży­wał, gdy dzieci były młod­sze i mó­wiły mu, że tego wie­czoru nie mają za­da­nia do­mo­wego do zro­bie­nia.

Ni­czym pro­ku­ra­tor pod­no­szący fo­liowy wo­rek z po­pla­mio­nym krwią no­żem, żeby po­ka­zać go ga­ze­to­wemu fo­to­gra­fowi, po­now­nie wy­cią­gnął te­le­fon i po­ka­zał go prze­ło­żo­nemu.

– Nie ma sy­gnału.

Ką­tem oka zo­ba­czył, jak Gra­ziano po­ta­kuje, zu­peł­nie jakby przy­glą­dał się bez­sku­tecz­nym pró­bom uzy­ska­nia po­łą­cze­nia przez Bru­net­tiego.

Patta od­wró­cił się od ko­mi­sa­rza i za­py­tał po­li­cjanta:

– Gdzie jest Foa?

– Po­wi­nien być tu­taj za trzy mi­nuty, pa­nie ko­men­dan­cie – za­pew­nił go Gra­ziano, spo­glą­da­jąc na ze­ga­rek i nie wie­dzieć czemu spra­wia­jąc wra­że­nie wyż­szego pod­czas roz­mowy z ich zwierzch­ni­kiem. Jakby przy­wo­łana pra­gnie­niem vice-qu­estore, po­li­cyjna mo­to­rówka skrę­ciła w ka­nał, szybko prze­pły­nęła przed ko­ścio­łem oraz pod mo­stem i zwol­niła, by się za­trzy­mać przy na­brzeżu tuż obok miej­sca, w któ­rym stało trzech po­li­cjan­tów.

Patta od­wró­cił się w mil­cze­niu od swo­ich pod­wład­nych i ru­szył w stronę ło­dzi, któ­rej sil­nik per­ko­tał na zwol­nio­nych ob­ro­tach. Foa rzu­cił linę na naj­bliż­szy słu­pek i ze­sko­czył na chod­nik, po czym za­sa­lu­to­wał za­stępcy ko­men­danta, cof­nął się i wy­cią­gnął rękę, jakby chciał usu­nąć grupę uprzy­krzo­nych re­por­te­rów z dzie­lą­cej ich prze­strzeni. Patta uwa­żał każdy ruch wy­ko­nany w pro­mie­niu me­tra od sie­bie za próbę udzie­le­nia po­mocy i po­ło­żył dłoń na przed­ra­mie­niu pi­lota, by się po­de­przeć, wcho­dząc na po­kład mo­to­rówki.

Foa uśmiech­nął się do swo­ich ko­le­gów, zrzu­cił cumę, prze­sko­czył nad górną kra­wę­dzią nad­bur­cia i wy­lą­do­wał przed ko­łem ste­ro­wym. Sil­nik wy­dał z sie­bie ryk, Foa za­wró­cił łódź cia­snym łu­kiem i skie­ro­wał ją z po­wro­tem tam, skąd przy­pły­nął.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Księga Wyj­ścia 15,5, Bi­blia Ty­siąc­le­cia, wyd. III po­pra­wione, Wy­daw­nic­two Pal­lot­ti­num, Po­znań–War­szawa 1980 (przyp. tłum.).

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­zały sięna­stę­pu­jące po­wie­ści Donny Leon:

ŚMIERĆ W LA FE­NICE

1998

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

ŚMIERĆ NA OB­CZYŹ­NIE

1999

STRÓJ NA ŚMIERĆ

1999

ŚMIERĆ I SĄD

1999

ACQUA ALTA

1999

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

CI­CHO, WE ŚNIE

2001

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

SZLA­CHETNY BLASK

2002

ZGUBNE ŚRODKI

2003

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

ZNA­JOMI NA STA­NO­WI­SKACH

2004

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

MO­RZE NIE­SZCZĘŚĆ

2005

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

PER­FIDNA GRA

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

SŁOWO OFI­CERA

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

FAŁ­SZYWY DO­WÓD

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

KREW Z KA­MIE­NIA

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

MĘTNE SZKŁO

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

OKROPNA SPRA­WIE­DLI­WOŚĆ

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIEW­CZYNA Z JEGO SNÓW

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

UKRYTE PIĘKNO

2012 (se­ria kie­szon­kowa)

KWE­STIA WIARY

2013 (se­ria kie­szon­kowa)

PO NITCE DO KŁĘBKA

2014 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIKA ZA­CHŁAN­NOŚĆ

2015 (se­ria kie­szon­kowa)

ZŁOTE JAJO

2016 (se­ria kie­szon­kowa)

GRA PO­ZO­RÓW

2017 (se­ria kie­szon­kowa)

WODA WIECZ­NEJ MŁO­DO­ŚCI

2018 (se­ria kie­szon­kowa)

ZA­URO­CZE­NIE

2019 (se­ria kie­szon­kowa)

DO­CZE­SNE SZCZĄTKI

2020 (se­ria kie­szon­kowa)

PO­KUSA PRZE­BA­CZE­NIA

2021 (se­ria kie­szon­kowa)

AD­OP­CJA

2022 (se­ria kie­szon­kowa)

PIER­WIASTKI ŚLA­DOWE

2023 (se­ria kie­szon­kowa)

ŚMIERĆ W LA FE­NICE

2024