Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Z tej książki dowiesz się:
- jak wspierać dziecko w okresie przygotowań do Pierwszej Komunii Świętej,
- w jaki sposób wyjaśnić mu, czym jest grzech, o co chodzi w rachunku sumienia i dlaczego trzeba się spowiadać,
- co zrobić, aby uroczystość i przyjęcie przebiegły w spokojnej i radosnej atmosferze.
Pomoże Ci ona:
- zrozumieć, jaka jest symbolika i znaczenie sakramentu Eucharystii i uroczystości Pierwszej Komunii Świętej,
- przygotować się duchowo do Pierwszej Komuni Świętej dziecka,
- sprawnie współpracować z katechetą w szkole i w kościele,
a także
- dobrać odpowiedni strój dla dziecka i zorganizować udane przyjęcie.
Znajdziesz tu również:
- kalendarz przygotowań i wydarzeń związanych z Pierwszą Komunią Świętą,
- słowniczek najważniejszych pojęć,
- podsumowanie najistotniejszych kwestii na końcu każdego rozdziału.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 86
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Być może będziecie zaskoczeni tym, że pierwsza część tej książki jest w całości poświęcona wam, a nie waszemu dziecku, możecie jednak być pewni, że ono także skorzysta, jeśli poświęcicie trochę czasu na przemyślenia i rozmowy o zbliżającej się uroczystości Pierwszej Komunii Świętej, zanim jeszcze wpadniecie w wir przygotowań. To pozwoli spokojnie ją zaplanować, zamiast wchodzić w nią z rozpędu. Zastanówcie się chwilę i spróbujcie odpowiedzieć sobie na pytania: Czego dla swojego dziecka pragniecie i dlaczego? Co jest waszym priorytetem? O co szczególnie chcielibyście zadbać w okresie przygotowań, a także w trakcie i po uroczystości i jak chcecie to zrobić? To wy najlepiej znacie odpowiedzi na pytania, które podczas lektury przyjdą wam na myśl i wynikną ze wspólnych rozmów.
Pomysły, którymi się dzielimy, nie mają charakteru sztywnych wytycznych. Mamy jednak nadzieję, że będą inspiracją i zachętą do tego, by poświęcić czas i uwagę na refleksję o wydarzeniu, które czeka waszą rodzinę. Każde z naszych dzieci przeżyło swoją pierwszą komunię inaczej, a towarzyszenie w tym wydarzeniu każdemu z nich było dla nas cennym doświadczeniem. Również dzięki pracy zawodowej mogliśmy uporządkować własne przemyślenia na ten temat. Teraz chcemy się nimi z wami podzielić.
Niektóre rozdziały kończą się pytaniami lub zadaniami. Nawet jeśli taka warsztatowa forma z początku wyda się wam sztuczna i sprawi trudności, to zachęcamy, żebyście nie rezygnowali od razu. Wystarczy 10–15 minut rozmowy, by dowiedzieć się o sobie nawzajem czegoś nowego, wymienić pomysłami, być może powziąć jakieś zobowiązania lub plany czy podzielić się obowiązkami, tak aby wyczerpanie nie odebrało wam ani waszemu dziecku radości z jego pierwszej komunii.
Zacznijmy od pytania, które warto zadać sobie jako rodzicowi, zanim zada je dziecko: Po co w ogóle przystępować do komunii? Nawet jeśli dziecko nie zapyta o to wprost, to będzie żywo zainteresowane odpowiedzią. Fakt, że nie udzielicie mu jej werbalnie, nie oznacza, że dziecko nie odczyta jej z waszej postawy i zachowania, w jakim ta postawa się przejawi. Zanim więc udzielicie odpowiedzi, warto się nad nią zastanowić. Po co przystępujcie do komunii (jeśli tak robicie) i po co robią to inni? Czy płynie z tego jakaś korzyść, a jeśli tak, to jaka? Zacznijmy od początku.
Eucharystia jest ofiarą inną niż wszystkie. Ona zrewolucjonizowała funkcjonujący od zarania dziejów sposób myślenia o ofierze w ogóle. W dużym skrócie i uproszczeniu można by tę rewolucję opowiedzieć następująco. Ludzie od wieków wyczuwali istnienie świata niematerialnego, świata duchów i bogów, ale pojmowali go na sposób bardzo ludzki. Nawet będąc wobec nich bez winy, nie czekali, aż bogowie będą nie w humorze, woleli zawczasu udobruchać ich jakimś cennym podarunkiem. Stąd u wszystkich ludów pierwotnych sprawowano ofiarę, z tym że przyjmowała ona przeróżne formy. Jedną z nich było pozostawienie na noc poza miejscem zamieszkania najcenniejszego daru – jedzenia. Jeśli dar zniknął do rana bez śladu, oznaczało to, że duchy przyjęły ofiarę. Jeśli zaś pozostał na swoim miejscu, można się było spodziewać pogromu. Te duchy, czy też bogowie, miały władzę, ale były także nieprzewidywalne.
Żydzi zmienili to myślenie. U nich Bóg nie chce nikogo krzywdzić. Nie jest także nieprzewidywalny. Bóg Izraela jest królem, a zatem wymaga jedynie posłuszeństwa. Ten, kto mu Go nie okaże, zasługuje na karę – i to karę śmierci. Nam trudno to pojąć, bo jesteśmy zupełnie inaczej wychowani i wyrośliśmy w innej kulturze. Wyobraźmy sobie taką sytuację: średniowieczny król wraz z całym orszakiem przejeżdża przez Kraków, a tu ktoś ciska w niego surowym jajkiem. Niechybnie rozerwano by śmiałka końmi i to bynajmniej nie spotkałoby się z dezaprobatą gawiedzi. Wręcz przeciwnie, uznano by taką karę za godziwą i dobry przykład dla innych. Gdyby dziś ktoś rzucił jajkiem powiedzmy w prezydenta czy angielską królową, to nie ryzykowałby tym samym własnego życia. Dla ludzi opisanych w Starym Testamencie było jasne, że człowiek za obrazę majestatu zasługuje na śmierć. W Starym Testamencie Bóg mówi jednak narodowi wybranemu, że chociaż ten na śmierć zasługuje, to ponieważ go kocha, pozwala mu się wykupić krwią zwierząt. Śmierć spada nie na człowieka, ale na zwierzę. Taka ofiara wiązała się z właściwym tej kulturze przekonaniem, że we krwi znajduje się pierwiastek życia. Dodatkowo w ówczesnej sytuacji ekonomiczno-historycznej ofiara wymagała rezygnacji z czegoś, co było ofiarodawcy niezbędne do życia. Człowiek raczej nie oddawał czegoś, co mu zbywało. Starotestamentowy kapłan był zatem jednocześnie świetnie wykwalifikowanym rzeźnikiem, który potrafił profesjonalnie zabić ofiarę i podzielić jej mięso zgodnie z obowiązującymi zasadami. Dzięki takiej należycie złożonej ofierze człowiek miał wykupić się od winy.
Ostatnia Wieczerza całkowicie odwraca opisany porządek. Tym razem to nie człowiek składa ofiarę Bogu, ale w ofierze składa się sam Bóg. Jezus nawiązuje wprawdzie do ofiary baranka, ale mówi, że to On jest barankiem. W myśleniu nowotestamentowym człowiek nie może nic Bogu dać, dlatego święty Paweł pisze o krwi kozłów i cielców, która nie znosi zła*. Odwrócenie porządku oznacza, że to Bóg się ofiarowuje. Przychodzi na świat, umiera na krzyżu i zmartwychwstaje. Tak w największym skrócie można by streścić zbawienie, które nie tyle się dokonało, co wciąż dokonuje się właśnie w Eucharystii.
Nieraz o zbawieniu mówi się jako o zamkniętym procesie. Dokonało się, a my teraz musimy odmawiać pacierz i chodzić do kościoła. Tymczasem zbawienie ma swoją dynamikę, w której możemy czynnie uczestniczyć. Każde kolejne pokolenie może z tego skorzystać, by tak jak apostołowie podjąć z Bogiem współpracę i iść w świat, uczestnicząc w jego zbawianiu. Kiedy ksiądz mówi: „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje… Bierzcie i pijcie, to jest krew moja”, wtedy chleb i wino stają się ciałem i krwią Jezusa. Eucharystia, w której bierzemy udział, łączy nas bezpośrednio z wydarzeniami z Wieczernika i z samym początkiem chrześcijaństwa. „Łańcuch rąk” od tego czasu nie został przerwany, bo sukcesja apostolska trwa od ponad dwóch tysięcy lat zarówno u nas, katolików, jak i w prawosławiu, i to jest prawdziwy fenomen!
Uczestnicząc w pełni w Eucharystii, przyjmujemy więc ofiarę, którą Bóg złożył, by wykupić nas od winy. Mało tego, bierzemy Boga do swojego życia w sposób wręcz fizyczny i odtąd możemy razem z Nim aktywnie włączać się w dzieło zbawienia, eliminując zło. Robimy to skutecznie, bo On jest z nami. Często zapomina się na przykład o tym, że dobro czynione przez osobę w stanie łaski uświęcającej, czyli w pełnej łączności z Bogiem, ma inną wagę niż to czynione przez osobę w stanie grzechu ciężkiego. W tym drugim wypadku dobre czyny mają charakter jedynie doczesny, podczas gdy dokonane w stanie łaski uświęcającej, dobre uczynki trwają na wieki, bo uczestniczy w nich Bóg. Ofiara nie polega na tym, by postać sobie w kościele, rzucić na tacę pięć złotych i wrócić do domu; ofiarę ponosi Bóg, a od nas zależy, czy i w jakim stopniu podejmiemy z Nim współpracę.
U nas, katolików, nieraz obserwuje się myślenie właściwe ofierze w jej starotestamentowej formie. Traktujemy Pana Boga jako nieprzewidywalne bóstwo mające swoje humory bądź jako króla, na którego względy musimy zasłużyć, przestrzegając nakazów lub wykupując się swoim czasem i poświęceniem. Tymczasem ofiarę składa Pan Bóg. Od nas zależy, czy ją przyjmiemy i będziemy wypełniać dobre czyny, które Bóg dla nas przygotował**. Często odwracamy kolejność i najpierw swoim postępowaniem chcemy zasłużyć na zbawienie. Tymczasem to właśnie jego przyjęcie, przyjęcie ofiary Boga, uzdolnia nas do tego, żeby czynić dobro. Bóg wchodzi tu z nami w relację ojciec–dorosłe dziecko. Kocha nas i ofiarowuje nam siebie nie po to, by coś uzyskać, ale by dać nam możliwość współpracy z Nim na niemalże partnerskich warunkach. Przy tym nie przekracza wyznaczonych przez nas granic. Tylko w naszej gestii leży to, czy z tej możliwości skorzystamy i weźmiemy na siebie odpowiedzialność za podjęte wspólnie z Nim dzieło.
Mówiąc o Eucharystii i jej znaczeniu, trzeba się jeszcze zastanowić nad tym, co oznacza stwierdzenie, że Eucharystia jest sakramentem, i to wyróżnionym określeniem „najświętszy”. Warto tu przywołać definicję pewnego księdza, że sakrament to dotykanie Boga. Możemy sobie wyobrazić, że z nieba wystaje siedem rąk, a każda z nich jest jednym sakramentem, czyli sposobem na chwycenie się Boga, na które człowiek może się zdecydować. Najpierw to rodzice podnoszą swoje dziecko, by dotknęło ręki Boga, bo jest to dla nich z jakichś powodów ważne. Później to dziecko samo zaczyna decydować o tym, czy i której ręki dotknie. Oczywiście, z Bogiem można spotykać się na różne sposoby. Ktoś idzie w góry i twierdzi, że tam czuje Jego obecność, i oczywiście ma rację, bo Boga można spotkać w różnych miejscach i sytuacjach, a także w drugim człowieku. Natomiast sakrament to spotkanie najbliższe i Eucharystia jest pod tym względem wyróżniona, bo w niej sam Bóg przychodzi do człowieka. Katechizmowa definicja mówi, że sakrament to widzialny znak niewidzialnej łaski. My, ludzie, mamy mnóstwo znaków, które mówią o tym, co niewidoczne. Dobrym przykładem jest podanie ręki. Widać tylko gest, ale my wiemy, że on oznacza przywitanie. Tak samo jest z sakramentem. Wykonujemy pewien widoczny znak i w tym momencie przychodzi Bóg. Waga i ilość takich znaków w naszym życiu jest duża i Bóg też się nimi posługuje. Chcąc się z nami spotkać, używa prostych znaków: chleba, wina, słowa.
W sakramencie Eucharystii dziecko bierze udział, odkąd jest prowadzane na mszę, tyle że nie od razu uczestniczy w nim w pełni. Pierwsza komunia, mimo że często jest tak traktowana, nie jest sakramentem jako takim. Jest nim natomiast Eucharystia, którą możemy przyjmować wielokrotnie. Pierwsza komunia to moment, w którym dziecko przyjmuje sakrament Eucharystii po raz pierwszy i zaczyna sobie uświadamiać wagę tego wydarzenia. Jego zrozumienie przychodzi oczywiście stopniowo i zależy w dużej mierze od rodzica i jego podejścia do tego sakramentu.
W tym rozdziale staraliśmy się jak najszerzej opowiedzieć o tym, czym w ogóle jest ofiara eucharystyczna, a także jakie miejsce zajmuje w niej Bóg, a jakie każdy z nas. Mamy nadzieję, że patrząc z tej perspektywy, łatwiej wam będzie dostrzec znaczenie sakramentu Eucharystii, a następnie zastanowić się, jakie konsekwencje wynikają z jego przyjmowania i co w związku z tym chcielibyście przekazać dziecku.
DO REFLEKSJI I ROZMOWY DLA WAS:
Jakie znaczenie ma dla ciebie udział w Eucharystii?
Jak w waszym domu wygląda niedziela? Czy jest coś, co chcielibyście wprowadzić lub zmienić w rytmie tego dnia?
Wspólnie zaplanujcie następną niedzielę tak, by odpowiadała waszym oczekiwaniom.
* Hbr 10,4 (wszystkie cytaty biblijne pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2003 – przyp. red.).
** Por. Ef 2,10.
Całkowicie zmieniamy perspektywę. Chcielibyśmy zaprosić was teraz do skupienia się nie tyle na historii zbawienia ludzkości, w którą wpisuje się czekające waszą rodzinę wydarzenie, co na samym tym wydarzeniu i waszym nastawieniu do niego. Owo nastawienie może być bardzo różne i wcale nie musi być entuzjastyczne. Być może obawiacie się nadchodzącej komunii, bo wiąże się ona ze sporymi wydatkami i nakładem pracy – może nawet z remontem w mieszkaniu, a na pewno z przyjazdem gości, spotkaniami w parafii, przepytywaniem dziecka z katechizmu i tak dalej. Dodajmy do tego trudną sytuację rodzinną, problemy osobiste i zawodowe i będziemy na prostej drodze do mniej lub bardziej uświadomionej frustracji i nastawienia „na przetrwanie”. Czasem już na starcie warto sobie powiedzieć, że wcale nie ma się na to wszystko ochoty, przyjąć siebie z tym nastawieniem i zastanowić się, co można zrobić, żeby ten trudny rok był mimo to fajnie z dzieckiem przeżyty. Podstawą będzie nazwanie swoich motywacji. Trzeba zacząć od kluczowego pytania: Dlaczego w ogóle chcecie, żeby wasze dziecko przyjęło pierwszą komunię?
Dla niektórych rodziców komunia nie ma żadnego znaczenia – są niewierzący, nie chodzą do kościoła, walczą z religią w szkole i cała uroczystość to dla nich absurd, na który z pewnością się nie zdecydują, i po prostu nie poślą dziecka do komunii. Oczywiście, i od tej reguły są wyjątki.
Zetknęłam się w swojej pracy z takim przypadkiem, że rodzice, którzy nie byli katolikami, zdecydowali się posłać swoje dziecko do komunii, ponieważ usilnie nastawała na to jego babcia. Sprawa wyszła na jaw, gdy dziewięciolatek zareagował gniewem, słysząc na lekcji religii o przeistoczeniu. Stwierdził, że to głupota i że wcale nie ma tam Pana Jezusa. Czegoś takiego dziecko samo by nie wymyśliło. Odbyła się poważna rozmowa z rodzicami, podczas której przekonywano ich, by dobrze się nad tą decyzją zastanowili, bo wcale nie muszą posyłać dziecka do komunii, zwłaszcza jeśli nie są do tego przekonani. Zaistniała sytuacja była dla tego dziecka krzywdząca, bo było rozdarte. Chciało iść do komunii, a jednocześnie przejmowało negatywne opinie swoich rodziców, wygłaszane przy nim w domu. Skoro rodzice podjęli już decyzję o posłaniu dziecka do komunii, to przez wzgląd na jego dobro lepiej by było, gdyby swoje opinie zachowali dla siebie, a dziecku powiedzieli, że oni sami nie są katolikami, ale ponieważ babcia jest, to chcą, żeby mogło poznać to, w co ona wierzy. Podobna sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy jedno z rodziców, na przykład matka dziecka, nie jest katoliczką. Ona nie musi tego przed dzieckiem ukrywać i z pewnością jej się to nie uda, ale może dziecku otwarcie powiedzieć, że choć ona sama nie należy do Kościoła katolickiego, to kocha tatę, dla którego religia i komunia są bardzo ważne, i chce, żeby tata mógł to dziecku przekazać. A ponieważ kocha także swoje dziecko, będzie mu podczas tej uroczystości towarzyszyć. Takie wyjaśnienia w zupełności wystarczają i dają dziecku poczucie bezpieczeństwa.
Opisana sytuacja jest oczywiście dość wyjątkowa. Skoro już sięgnęliście po tę książkę, to najprawdopodobniej z jakiegoś powodu chcecie, żeby wasze dziecko do pierwszej komunii przystąpiło. Warto zastanowić się nad tym, co was ku temu skłania – czym jest dobro, które widzicie w tym wydarzeniu. Nazwanie go umożliwi wam podjęcie świadomej decyzji. Ułatwi także podjęcie wysiłku, który będzie się wiązał z przygotowaniami do uroczystości. Będziecie mogli odpowiedzieć na pytanie, na czym wam najbardziej zależy, i właśnie o tę sferę się zatroszczyć, rezygnując z tego, co uznacie za mniej istotne – na przykład zdecydujecie się na imprezę w lokalu i darujecie sobie stresujący i pracochłonny remont, aby skupić się przede wszystkim na dziecku. Dlatego tak ważne jest odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego? Odpowiedzi może być wiele, i to bardzo różnych. Wbrew pozorom nie jest tak, że któraś z nich jest prawidłowa, a pozostałe nie.
Być może wasze motywacje wynikają z obrazu świata przedstawionego w pierwszym rozdziale. Myślenie w tych kategoriach jest wam bliskie i chcecie, by wasze dziecko coraz świadomiej wchodziło w rzeczywistość zbawienia i w codziennym życiu konsekwentnie wybierało współpracę z Bogiem, korzystając z Jego bliskości dostępnej w świętych sakramentach. Niewykluczone jednak, że kieruje wami coś innego. Być może pierwsza komunia jest – podobnie jak chrzest – w waszej rodzinie tradycją. Wy także kiedyś ją przyjęliście i teraz to samo chcecie przekazać dziecku. To jedno z wydarzeń rodzinnych, które na stałe wpisane jest do waszego kalendarza i nie ma się tu nad czym zastanawiać; wszystkie wasze dzieci przystępują do pierwszej komunii. Być może decydujecie się na ten krok, ponieważ robią tak inni i nie chcecie odstawać, wyróżniać się. Może obawiacie się, że jeśli wasze dziecko nie pójdzie do pierwszej komunii, to ominie je miła okazja, uroczystość, prezenty i tak dalej. Opcji jest wiele.
Wasza szczera odpowiedź jest ważna także dla dziecka. Ono, mając osiem czy dziewięć lat, nie podejmie za was decyzji, czy powinno przystąpić do pierwszej komunii, za to świetnie wyczuje, jeśli nie będziecie wobec niego szczerzy. Dzieci doskonale wychwytują brak autentyczności. Jeśli powiecie dziecku, że komunia jest ważna, a sami nie przystępujecie do niej regularnie, to ono zauważy, że coś tu jest nie tak. Zacznie zadawać pytania, drążyć.
Pamiętam rozmowę z dzieckiem bliskiego znajomego, który miał dość zawikłaną sytuację życiową i nie mógł przystępować do komunii: „O, byłeś u komunii!” – zauważyłem. „Tak, byłem, ale ciekawe, dlaczego mój tata nie był…” – usłyszałem w odpowiedzi. Dziecko potrzebuje, żeby jego świat był spójny, to daje mu poczucie bezpieczeństwa. Wspomniana sytuacja zachwiała tą spójnością, bo rodzic sam nie robił czegoś, o co zabiegał dla swojego dziecka. Dlatego tak ważne jest, by wyjaśnić dziecku, z czego to wynika.