Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
W przestworzach jesteśmy tylko my. I to, co między nami
Ida jest świetną pilotką, ale na skutek redukcji etatów traci pracę. Rodzinne obowiązki sprawiają, że rozpaczliwie potrzebuje nowego źródła dochodu. Tym większa jest jej radość, kiedy okazuje się, że otrzymała angaż do jednej z najpopularniejszych linii lotniczych. Wizja nowych wyzwań i wyższej pensji przestaje być aż tak atrakcyjna, gdy Ida odkrywa, z kim będzie musiała dzielić kokpit. Chyba nie mogła trafić gorzej...
Artur już od ukończenia studiów ma świetną posadę w dużych liniach lotniczych. Prestiż wykonywanego zawodu, pewność siebie i nieodparty urok osobisty sprawiają, że trudno mu się oprzeć. Artur doskonale zdaje sobie z tego sprawę i śmiało korzysta ze swoich atutów. Wciąż jednak ma w pamięci ukochaną z czasów studiów, którą porzucił.
Nie widzieli się pięć lat. Czas nie zatarł jednak wspomnień i nie zaleczył ran po rozstaniu. Ona niechętnie przygląda się jego licznym podbojom. On zdaje się być sobą tylko przy Idzie. Wygląda na to, że będą zmuszeni spędzić razem trochę czasu zamknięci w niewielkiej przestrzeni, wysoko ponad chmurami. Co przyniesie wspólny lot?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 255
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jego słabością były kobiety. Jej słabością był on.
Muse • Undisclosed Desire
Nothing but Thieves • Miracle, Baby
Happysad • Ciała detale
Daria Zawiałow • Kaonashi
Greta Van Fleet • Highway Tune
Daria Zawiałow • Wojny i noce
The Neighbourhood feat. French Montana • #icanteven
Kavinsky • Nightcall
Maanam • Krakowski spleen
Tamahau • Higher
Royksopp • Sordid Affair
Peggy Gou • Starry Night
Black Atlass feat. Jessie Reyez • Sacrifice
Night Panda • Get Ready
Black Atlass • On Your Mind
Chase Atlantic • Friends
Lost Frequencies • Where Are You Now
One True God • I See U
Daria Zawiałow & Dawid Podsiadło • Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości
Phoebe Killdeer • Fade Out Lines
Twocolors • Lovefool
AG • My Love Will Never Die
Ida
Życie zbyt krótkie, by płakać nad sobą.
– O.S.T.R.
Rzeszów, 2015 rok
Najtrudniejszy jest pierwszy krok w nieznane. Przynajmniej tak mówią. Obróciłam się, by ostatni raz spojrzeć na mury uczelni. Z dyplomem w ręku zamykam ten etap swojego życia, dni już nigdy nie będą takie same. I dobrze… Czas pobiec za marzeniami, a raczej wzbić się w przestworza.
Artur
Ale to wszystko, co zobaczyłem,
trwale się wbiło w mój mały wszechświat.
– Zeus
Londyn, 2020 rok
Walizka sunie gładko po płycie lotniska. Delikatna mżawka moczy mój garnitur. Marzę, by znaleźć się już w samolocie. Rozglądam się ze znudzeniem. Bagażowi pchają wózki wyładowane walizkami, które później wpieprzą byle jak do samolotu. Kto by się przejmował połamanymi kółkami. Mija mnie dwóch pilotów z EasyJeta, witamy się krótkim skinieniem głowy. Patrzę w górę na kadłub samolotu. Za chwilę poderwę tę maszynę do lotu i cały ten ziemski syf zostawię na dole. Między chmurami czuję, że żyję. Jest tam wszystko, czego potrzebuję. No prawie wszystko… Nie ma jej. Nie będzie…
– Dzień dobry panie pilocie – chichocze jedna ze stewardes, która dzisiaj leci z nami.
Żebym tylko potrafił przypomnieć sobie jej imię. Posyłam jej delikatny uśmiech i puszczam oko, po czym przenoszę wzrok na jej koleżankę.
– Cześć, dziewczyny.
– Kiepska pogoda nam się trafiła, prawda? – zagaduje Sylwia. Tak, imię tej drugiej znam.
– Nie najlepsza, ale lataliśmy w gorszych warunkach – odpowiadam uprzejmie, chociaż nie mam ochoty na pogawędki. Chciałbym być już w domu. Londyn wycisnął ze mnie resztki energii. W gardle czuje nadchodzące ziewniecie, ale połykam je, zanim zdąży wyjść na powierzchnię.
– Udało nam się zwiedzić wczoraj Londyn – mówi ta pierwsza.
– To świetnie… – Kurtuazyjnie przepuszczam je na trapie, modląc się, by już nic nie mówiły. Półtorej godziny lotu to niewiele, ale jak nie zbiorę się w sobie, to roztrzaskam nas na płycie. Stewardesy chyba dostrzegają brak zainteresowania z mojej strony, bo przyspieszają i po chwili znikają we wnętrzu maszyny.
Obracam się i patrzę na lotnisko. Przez szyby dostrzegam sylwetki pasażerów. Ludzi, za których jestem teraz odpowiedzialny. Muszę się skupić. Wzdycham głęboko. Mam nadzieję, że nieprędko tu wrócę. Wczorajsza awantura skutecznie obrzydziła mi to miasto. Przynajmniej na jakiś czas. Wchodzę do samolotu i kieruję się prosto do kokpitu.
– Warunki pogodowe są wyjątkowo do dupy – wita mnie Jan, pierwszy pilot. Odkładam niewielką saszetkę do schowka i zajmuję swoje miejsce.
– Opóźniamy lot? – pytam z westchnieniem i zajmuję swoje miejsce na fotelu.
– Nie aż tak do dupy, żeby zaraz zmieniać cały rozkład lotów, spokojnie. – Kapitan najwyraźniej ma doskonały humor i śmieje się, jakby właśnie opowiedział świetny żart.
– Latam z tobą od dwóch lat, a wciąż nie chwytam twojego poczucia humoru – komentuję tylko nieco kpiąco – skupiam wzrok na opadających na szybę kroplach deszczu. To widok, który pozwala mi zebrać myśli, skupić się na tu i teraz.
– Przekroczymy pokrywę chmur i będzie dobrze – odpowiada mi spokojnym tonem, ustawiając kontrolki. Do lotu przygotowujemy się w ciszy i skupieniu. Tak jak lubię najbardziej. – Już niedługo sam będziesz decydował – dodaje, czym przyciąga moją uwagę. Spoglądam na niego ze zdziwieniem.
– Jak to? – Próbuję pociągnąć go za język.
– Tak to… Odchodzę na emeryturę… – oznajmia mój wiecznie zadowolony z siebie towarzysz.
– Janek, ale co ty pierdolisz? – pytam bez silenia się już na subtelność. W kokpicie nie ma miejsca na kurtuazje. Musimy sobie nawzajem ufać, wspierać się. Tu nie chodzi tylko o nasze życie, ale setek pasażerów. Ci ludzie ufają, że są z nami bezpieczni, powierzają nam swoje życie.
– Ha, ha, nie pierdolę, bo dupą nie ruszam, May! – Rubaszny śmiech wypełnia pomieszczenie, a ja oglądam się na drzwi, byłoby słabo, gdyby ktoś nas usłyszał. – Już sobie polatałem. Jestem stary, czas, byś przejął stery…
– A co jeśli nie chcę?
– Ile razy w tym roku to ty pilotowałeś? – wyrzuca mi kapitan.
– To nie zawody – kwituję. – Nie chcę innego partnera…
– Ha, ha, a więc o to chodzi! Trzeba było tak od razu! Nie martw się, inne dzieci na pewno cię polubią. A teraz pokaż, czego cię nauczyłem… – Stary wymownie patrzy na stery. – Łap za nie kowboju.
Posyłam mu uśmiech.
– Przywitasz pasażerów? – upewniam się z lekką obawą. Zawsze się trochę denerwuję, kiedy mam to zrobić, a on to uwielbia, i to kolejny z powodów, dla których stanowimy doskonały duet.
– Pewnie, wiesz przecież, że kocham gwiazdorzyć. Chętnie skorzystam z tych kilku ostatnich okazji, które mi zostały – odpowiada z nutą nostalgii w głosie i niby żartobliwie gładzi przycisk interkomu. Wiem jednak, że musi mu być trudno pożegnać się z lataniem.
– Nie ma tematu, stary. Sprawdzę, jak się mają sprawy na pokładzie. – Uchylam drzwi do kokpitu i przywołuję jedną ze stewardes. Nie mogę opanować zmęczenia i chowam przeciągłe ziewnięcie za ramieniem. – Daj znać, jak skończycie pantomimę i całą ten historię z maseczkami tlenowymi – rzucam zaczepnie, a dziewczyna odpowiada mi chichotem. – I tak nic im nie pomoże, jak się rozbijemy – ciągnę zachęcony śmiechem.
– Artur mógłbyś? – Sylwia wystawia głowę zza ścianki.
– No co? Sama przecież to wiesz. – Dokładam do pieca z niewinnym uśmiechem.
– Ale nie musisz mi o tym przypominać…
– To zmień załogę – rzucam i znikam w kabinie.
– Znowu straszysz stewardesy? – Jan podśmiewa się pod nosem.
– Przypominam im tylko o faktach. – Wzruszam ramionami i zapinam pasy.
– Oczywiście, szerzenie wiedzy przede wszystkim…
Pukanie do drzwi informuje nas, że możemy zaczynać. Zerkam na Jana. Odpowiada mi skinieniem i wita pasażerów lotu z Londynu do Warszawy. Odpalam silniki i przygotowuję maszynę do startu. Powoli kołujemy po pasie, ustawiam się w odpowiedniej pozycji i gaz do dechy, nabieramy prędkości, aż wreszcie podrywam maszynę i po chwili przebijamy się przez pokrywę chmur. Czuję, jak w moich żyłach krąży adrenalina. Zapominam o senności. Lecimy.
Ida
Kiedyś wolni, zawsze mieliśmy się z czego cieszyć. Dzisiaj zniknęły z naszej twarzy beztroskie uśmiechy.
– Pezet
Warszawa, 2020 rok
– Do następnego! – woła do mnie jedna ze stewardes.
– Pa! – Odmachuję jej, drugą ręką sięgając po telefon. Wybieram numer jedynej osoby, którą w tej chwili pragnę usłyszeć.
– Cześć dziadku! Właśnie wylądowałam! Już do ciebie jadę… – mówię spokojnie do mikrofonu.
– Iduś, kochanie! Jak Paryż?
– Śmierdzący jak zawsze – kwituję, na co odpowiada mi śmiech dziadka. – Zajrzę tylko do biura i niedługo będę, dobra?
– Oczywiście, ja nigdzie się nie wybieram – odpowiada łagodnie dziadek.
– No to cześć! – żegnam się szybko.
Oczywiście, że dziadek nigdzie się nie wybiera. Niedowład lata temu przekreślił jego karierę. Obecnie przebywa w domu spokojnej starości, gdzie ma dostęp do niezbędnej opieki. Zerkam przez ramię na terminal. Jeszcze nikomu nie powiedziałam, że lot z Paryża do Warszawy był moim ostatnim przelotem w tej firmie. Redukcja etatów. Dobre sobie. W dobie, kiedy ludzie latają jak szaleni, oni zwalniają pilotów. Wyrywa mi się ciche westchnienie. Muszę szybko znaleźć pracę, bo inaczej nie będzie mnie stać na utrzymanie dziadka w ośrodku. Nie mamy nikogo oprócz siebie. To on zaszczepił we mnie miłość do latania, opłacił studia, wspierał mnie w ciężkich chwilach i dopingował, kiedy zdobywałam licencję liniową, by móc przewozić pasażerów. Wrzucam walizkę do zapełnionego bagażnika i siadam za kierownicę. Przez chwilę opieram na niej głowę, by złapać głęboki oddech, którego bardzo teraz potrzebuję. Zdejmuję czapkę i delikatnie odkładam na siedzenie pasażera. Powinnam wywalić ją do kosza, po tym jak mnie potraktowali, ale nie potrafię. Przez ostatni rok nauczyłam się bardzo dużo. Loty czarterowe to może nie spełnienie marzeń, ale zawsze krok do przodu.
– Chuj im w dupę – rzuca sama do siebie, odpalając silnik.
Ostrożnie wyjeżdżam z parkingu, a przynajmniej miałam intencję zrobić to ostrożnie. Najwyraźniej mi nie wyszło, bo po mojej prawej stronie rozbrzmiewa przeciągły klakson. Gwałtownie hamuje i wyglądam przez boczną szybę. Czarna mazda cx5 zatrzymała się dosłownie kilka milimetrów od mojego samochodu. Przeklinam w myślach i próbuję dojrzeć kierowcę. W pierwszej chwili mam nieodparte wrażenie, że to musi być jakiś majak. Jestem po prostu zmęczona lotem. Zdarza mi się widywać go w snach, i to częściej niżbym chciała. Otwieram szerzej oczy i widzę, że on również mi się przygląda. Jego pełne wargi, których smak znam, aż nazbyt dobrze, rozchyliły się w zdziwieniu. Nie widzieliśmy się pięć lat. Miałam nadzieję, że już nigdy więcej go nie spotkam. A jednak. Los spłatał mi figla. Akurat w dniu, w którym zostałam wylana z pracy i czuję się jak sto nieszczęść, Artur May staje na mojej drodze. To tylko ja mogę mieć takie szczęście. Wrzucam bieg i wjeżdżam z powrotem na miejsce parkingowe, by go przepuścić. Kątem oka widzę, jak wycofuje samochód i parkuje po przeciwnej stronie. Ręce drżą mi na kierownicy. We wstecznym lusterku obserwuje, jak opuszcza swoje luksusowe auto, a potem idzie w moją stronę.
– O nie, nic z tego. My już się wystarczająco nagadaliśmy. Nie mam ci już nic do powiedzenia! – warczę sama do siebie i gwałtownie wycofuję samochód.
Stoi tam jak gdyby nigdy nic z rękami w kieszeniach. Wiatr potargał mu włosy. Nie mogę powtrzymać myśli, że w stroju cholernego pilota wygląda diabelnie seksownie. Artur śledzi moje ruchy, mam wrażenie, że widzę w jego szarych oczach żal. Nie uśmiecham się, nie wykrzywiam. Z twarzą zastygniętą w masce obojętności odjeżdżam. Przestaję drżeć dopiero po przejechaniu kilku przecznic. Pieprzony Artur May. Cholerna miłość mojego życia. Miałeś przestać istnieć.
Artur
Zdaje sobie sprawę z tego, że to, co było między nami, było bardziej złożone niż origami.
– małpa
Nie jestem pewien, co tu się właśnie wydarzyło. Stoję na cholernym parkingu. Nie mogę się ruszyć, a deszcz, który przyleciał ze mną z Londynu, przemoczył mój mundur. To naprawdę była ona. Ida Halko. Ostatni raz widziałem ją w dniu, gdy odbieraliśmy dyplomy. Później słuch po niej zaginął. Nie wiedziałem, jak potoczyło się jej życie, a jeden Pan Bóg wie, ile razy próbowałem się czegoś dowiedzieć od wspólnych znajomych. Zawsze słyszałem jedno: Artur, zjebałeś, daj jej spokój. Zjebałem. Byłem młody i głupi. Nie zdawałem sobie sprawy, że przez swoje szczeniackie zachowanie stracę być może jedyną osobę, która naprawdę mnie kochała. Patrząc za odjeżdżającym audi, po raz kolejny poczułem ból. Wróciłem do samochodu. W radiu leciało Rhiannon Fleetwood Mac, niczym jakiś pieprzony znak. „Całe życie nie widziałeś kobiety porwanej przez wiatr. Zostałbyś, gdyby obiecała ci niebo?”. Stevie Nicks swoim hipnotyzującym głosem zdawała się rzucać mi pytanie. Obiecywała mi niebo, a ja nie zostałem… I mogę winić tylko siebie. No może jeszcze tego kretyna, kolegę, jak wtedy o nim myślałem, który w moim ówczesnym idiotycznym mniemaniu przemówił mi do rozsądku, że nie ma się co ograniczać, bo laski tylko czekają, żeby ustawić się do mnie w kolejce. Rzeczywiście czekały. Ale żadna nie była nią.
Nie mogłem skupić się na drodze. Niewyspanie i spotkanie z Idą zupełnie mnie pokonały. Zaparkowałem na osiedlu i pogratulowałem sobie w duchu, że udało mi się dojechać w jednym kawałku. Wyciągnąłem walizkę z tylnego siedzenia, bo ktoś, kto projektował ten cholerny parking, najwyraźniej zapomniał, że ludziom zdarza się mieć bagaże, i nie przewidział możliwości dostania się do bagażnika po prawidłowym zaparkowaniu samochodu. Najczęściej ludzie po prostu rozpakowywali graty, a dopiero potem parkowali, co popołudniami czyniło to miejsce piekłem wkurwionych ludzi. Byli też tacy, którzy stawiali auta jak bądź, licząc na to, że sąsiad ich nie opierdoli, do czego jednak niemal zawsze dochodziło. Dlatego nauczony doświadczeniem parkowałem jak należy, a bagaże wrzucałem na tylne siedzenia. I tak rzadko kogoś tam woziłem. W zasadzie używałem ich prawie wyłącznie podczas randek z przystankiem na pustym parkingu, ale to zdarzało mi się coraz rzadziej. Wszedłem do mieszkania, postawiłem walizkę w przedpokoju i od razu skierowałem się do lodówki. Drink – oto, czego mi trzeba. Ostatnio coraz częściej. Te wszystkie plotki, które słyszycie o pilotach, że dużo piją, to niestety prawda. Chociaż dzisiaj drink był mi potrzebny, by ukoić nerwy po spotkaniu z Idą, a nie, by opanować skutki jet lagu.
– Dlaczego uciekłaś? – mówię sam do siebie, wlewając whisky do szklanki. Dorzucam dwie kostki lodu, po czym kieruję się w ciemnościach w stronę fotela. Opadam na niego całym ciężarem ciała i powoli wlewam do ust trunek. Kilka kropel skapuje mi na brodę. Obcieram ją kciukiem i zamykam oczy. – I co, do kurwy nędzy, robiłaś na lotnisku? – zadaje kolejne pytanie, na które nikt mi nie odpowie.
Ida
Miałem życie mieć jak sen, ale mam znów koszmary.
– Taconafide
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak
Redakcja: Aleksanda Żdan
Korekta: Ida Świerkocka
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © Shutterstock.com / anetta
Copyright © 2022 by Emilia Szelest
Copyright © 2022 Niegrzeczne Książki
an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67335-40-9
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek