Plan na przyszłość - Wach Marcelina - ebook + audiobook + książka

Plan na przyszłość ebook i audiobook

Wach Marcelina

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zuzanna, spokojna studentka, poznaje na imprezie nieziemsko przystojnego i tajemniczego Pawła. Chłopak sprowadza dziewczynę na złą drogę, pokazując jej życie pełne adrenaliny w świecie złodziei. Po kolejnych wspólnych rabunkach para podejmuje rozważną decyzję o zmianie dotychczasowego stylu życia. Planują intrygę, w której rolą Zuzanny jest nawiązanie relacji z biznesmanem Rafałem.

Czy Zuzanna zdobędzie serce rozważnego Rafała? A może zwycięży chęć przeżywania przygód z szalonym Pawłem?

Pełna namiętności historia o pragnieniach, przywiązaniu i relacjach damsko-męskich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 32 min

Lektor: Marcelina Wach
Oceny
4,1 (16 ocen)
9
2
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zaczytana_panna

Z braku laku…

Nie wiem, czemu w sumie, ale dość mocno zasugerowałam się tutaj okładką i spodziewałam się zupełnie innej historii niż faktycznie ją dostałam. Zuza i Paweł to młodzi ludzie, którzy mają przed sobą całe życie. Jednak do upragnionego celu pragną iść po najmniejszej linii oporu. W tej książce miałam wrażenie, że fabuła krąży wokół tego samego, czyli seksu głównych bohaterów i tego, że ciągle wymyślają nowe sposoby na zdobycie jak największej ilości pieniędzy i to nie w sposób legalny. Ogólnie autorka ma bardzo lekki styl pisania, ale nawet to nie sprawiło, że polubiłam te historię i jej bohaterów, tak naprawdę cieplejsze uczucie poczułam jedynie do Rafała, którego Zuza zwyczajnie wykorzystała. Była podła i możecie mówić co tylko chcecie, ale nie zmienię zdania odnośnie jej osoby.
00
Joanna-2695

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała, poruszająca historia z zaskakującym zakończeniem. Wciąga od pierwszych stron, lekko się czyta, doskonała fabuła i dynamika akcji. Świetnie dobrani bohaterowie. polecam z czystym serduszkiem ❤️
00
Kinga1808

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna,lekka fabuła. Historia Zuzy i Pawła z błahej przeradza się w kryminalną fabułę. Czytelnik czeka na rozwój sytuacji. Tematyka mało spotykana w książkach, ale bardzo intrygująca. Zakończenie bardzo zaskakujące.
00
milbookove

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Polecam 👌
00
vikusia20

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca ,jednak z bardzo smutnym ,niesprawiedliwym zakończeniem.
00

Popularność




Plan na przyszłość

Marcelina Wach

WARSZAWA 2022

Wydanie I

WYDAWNICTWO DLACZEMU

www.dlaczemu.pl

Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala

Redaktor prowadząca: Marta Burzyńska

Redakcja i korekta językowa: Ewa Hoffmann-Skibińska

Projekt okładki: Izabela Starosta

Łamanie i skład: Izabela Starosta

ISBN: 978-83-67357-05-0

Zapraszamy księgarnie i biblioteki do składania zamówień

hurtowych z atrakcyjnymi rabatami.

Dodatkowe informacje dostępne pod adresem:

[email protected]

1

Zuza

Nic tak nie motywuje człowieka do działania, jak chęć zarobienia pieniędzy. Oczywiście są jednostki, które myślą tylko, jak czerpać zyski bez zbędnego angażowania się w postawione przed nimi zadania. Mam to szczęście, że nie zaliczam się do takich osób, a to dzięki wychowaniu rodziców. Przez lata wyrabiali u mnie najlepsze cechy, takie jak cierpliwość, aktywność i sumienność, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. To co później się ze mną stało, to już nie ich wina. Razem z tym, jak oni kształtowali mnie na porządnego człowieka, w środku mojej duszy rodził się mrok, który zajmował coraz więcej miejsca w moim życiu. Przy wszystkich dobrych wartościach, które wyniosłam z domu, zakorzeniła się we mnie zachłanność, by żyć inaczej niż moi rodzice. Nie chciałam bać się na każdym kroku tego, co przyniesie kolejny dzień i czy dam sobie radę z tymi kłodami, które los rzucał mi pod nogi. Za każdym razem, kiedy tak się działo, stawałam się silniejsza i odrobinę zmieniałam taktykę, prowadząc tę nierówną grę. Wiedziałam, że nie osiągnę sukcesu uczciwością i grą fair, a w związku z tym musiałam się trochę wysilić.

Matka Natura nie obdarzyła mnie wyjątkową urodą, tak jak inne dziewczyny z osiedla, przez co nie mogłam korzystać ze swojego wątpliwego uroku osobistego. Zawsze byłam patyczakiem za chudym nawet na bycie modelką, do tego wiewiórą przez naturalnie rude włosy. Jedyne, co w sobie ceniłam, to głębię spojrzenia moich zielonych oczu. Do pewnego wieku utożsamiałam się z książkową Anią Shirley, która jako dziecko nie mogła pogodzić się z tym, że wygląda inaczej niż inni. Żeby nie przeżywać wewnętrznie wszelkich docinków otoczenia, musiałam założyć zbroję, przez którą nie przepuszczałam niczego, co mogłoby mnie zaboleć. Powszechnie wiadomo, że nastolatki potrafią być wyjątkowo okrutne, a dzięki wytworzonemu pancerzowi mogłam jakkolwiek funkcjonować. Teraz, gdy jestem starsza, stwierdzam, że tę skorupę zdjęłam za późno i przed najbardziej niewłaściwą osobą, którą spotkałam w swoim życiu.

Przez mur, który zbudowałam wokół siebie, nie przebiła się żadna dziewczyna, potencjalna przyjaciółka. Efekt był taki, że wylądowałam na osiedlu z bandą chłopaków, których pasjonowały tylko spotkania na osiedlowej ławce, jaranie skrętów i picie piwa. Zaczęłam przebywać z nimi coraz częściej, a wszyscy sąsiedzi mieli nas za bandę niegroźnych młodych głupków, którzy nie wiedzą, co począć ze swoim życiem – przyznaję, że mieli rację. Często wracałam do domu najarana i nie było ze mną kontaktu. Mama załamywała ręce, patrząc na to, jak marnuję swoje życie, ale nie czepiała się za bardzo, bo w dalszym ciągu przynosiłam ze szkoły piątki. Nie mam pojęcia, jak to robiłam i kiedy znajdowałam czas na naukę, ale w efekcie zdałam przyzwoicie maturę i stanęłam przed wyborem kierunku dalszej edukacji. Nadszedł moment, kiedy postanowiłam odciąć się od ludzi, którzy nie mogli nic więcej wnieść do mojego życia. Mieszkaliśmy w jednej z poznańskich dzielnic, która nie cieszy się dobrą sławą. Tak… Dębiec od zawsze znajdował się wysoko na liście niebezpiecznych rejonów Poznania. Wiedziałam, że jeśli nic z tym nie zrobię, to dalej będę siedziała na tej pieprzonej ławce ze skrętem w dłoni. Podjęłam decyzję o tym, że zacznę studia w innym mieście. Wybór padł na Gdańsk w systemie na chybił trafił, niczym w totolotku.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Złożyłam papiery na Uniwersytet Gdański na wydział zarządzania i już wtedy wiedziałam, że dostanę się dzięki dobrym wynikom w nauce. Gdy wyjeżdżałam, mama zalewała się łzami, a tata oschle życzył mi powodzenia. Po zapewnieniach, że będę często dzwoniła, wsiadłam do pociągu i ruszyłam w kierunku przyszłości.

Na początku zachłysnęłam się życiem w innym mieście i nowymi miejscami. Pokochałam studenckie życie, które ku mojemu zdziwieniu niewiele różniło się od tego, które zostawiłam na poznańskiej osiedlowej ławce. Robiłam w sumie to samo, ale w bardziej cywilizowany sposób, bo w akademikach, klubach czy na domówkach. Poznałam wiele fantastycznych osób, ale w dalszym ciągu nie dopuściłam żadnej do prawdziwej mnie. Pracowałam ciężko, uczyłam się średnio i dużo balowałam. Na jednej z imprez poznałam człowieka, który doprowadził do kompletnej katastrofy w moim życiu – dla niego sprzedałam duszę samemu diabłu. Nigdy nie byłam zbyt religijna, ale to brzmi odpowiednio dramatycznie.

Paweł stanowił ucieleśnienie wszystkich pieprzonych cech książkowego niegrzecznego chłopca. Wysoki, z włosami zawsze ułożonymi od niechcenia, z sylwetką niczym mitologiczny Achilles i uśmiechem, od którego miękły nogi. Jednak to, w czym zatraciłam się najbardziej, to spojrzenie jego ciemnych, prawie czarnych oczu. Przepadłam w chwili, gdy okazał mi zainteresowanie. Kiedy myślę o tym z perspektywy czasu… Wówczas Paweł był dla mnie jak pieprzony Charles Manson, dla którego zrobiłabym wszystko.

Poznaliśmy się na domówce u kogoś, kogo widziałam może dwa razy w życiu i nie pamiętam nawet jego imienia. Później okazało się, że Paweł pojawił się tam przez przypadek, bo był bezczelnym i pewnym siebie typem, i po prostu wbił się obcym do domu, bo usłyszał muzykę. Nikt nic o nim nie wiedział, ale opinia o nim urosła do miana legendy. Mówiono, że nie odmawia żadnych imprez, używek, a dziewczyny bierze jak swoje. Pojawiał się tam, gdzie chciał i kiedy chciał. Gdy przekraczał próg, impreza nabierała kształtu, płonął ogień. Zawsze otoczony przez ludzi, którzy spijali z ust jego opowieści, porady i żarty. Na wspomnianej domówce starałam się nie ulec jego urokowi. Jak zwykle i bez dwóch zdań oczarował połowę dziewczyn i co najmniej tyle samo chłopaków. Nie patrzyłam, nie podchodziłam, ale nadstawiłam uszu, żeby usłyszeć jak najwięcej. Podszedł do mnie, gdy siedziałam na parapecie, paląc papierosa.

– Cześć, Marchewa – odezwał się pewnym, głębokim basem, zniekształconym chrypą od palenia papierosów. Już miałam odpyskować na tę tanią zaczepkę, ale właśnie wtedy zobaczyłam oczy, które zmieniły moje życie. Wszystkie cięte riposty wyparowały z mojej głowy w jednej chwili. Siedziałam i gapiłam się na niego, a on stał i czekał na jakąkolwiek reakcję.

– Oho, trafiłem na niemowę…

– Pierdol się, biały kruku gdańskich domówek – odpyskowałam mu chamsko.

– Uuuu… Przemówiła i to całkiem nieźle. Paweł jestem. – Zabrał mi papierosa i zaciągnął się jak swoim.

– Zuza – odpowiedziałam nieświadoma, że w tamtej chwili zaczął się początek mojego końca.

2

Zuza

Tamtą domówkę skończyliśmy o piątej nad ranem w parku, pijąc tanie wino. Dosyć szybko opuściliśmy imprezę, żeby być tylko we dwoje. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich tam obecnych i wiedziałam, że długo nie zejdę z ich języków. Stwierdziłam, że jestem bezpieczna, ukryta za swoją zbroją i w dupie mam ich zdanie. Nigdy wcześniej z nikim nie rozmawiałam, tak jak wtedy z Pawłem. Ku mojemu zdziwieniu okazał się inteligentnym facetem, który stawiał trafne, dające do myślenia pytania. Niewykluczone, że były one efektem ilości wypalonego przez nas zioła, bo przez większość czasu obgadywaliśmy i śmialiśmy się z ludzi, którzy mijali naszą ławkę. Naszą, bo tamtej nocy ochrzciliśmy ją wypitym przez siebie alkoholem.

– Ty? Widziałaś tamtego psa?! – wykrzyczał mi do ucha, śmiejąc się głośno.

– Kurwa, to nawet nie pies. Ja wiem! Szczur zjadł jej psa, a ona jest ślepa i tego szczura wzięła na smycz! – zabłysnęłam wymyśloną naprędce historią. Wtedy było to dla nas niesamowicie zabawne, ale dziś myślę, że byliśmy żałośni. Tamtej nocy ułożyliśmy wiele takich historyjek, ale przede wszystkim rozpoczęliśmy naszą wspólną historię. Paweł nawet nie próbował się do mnie dobierać, co sprawiło, że poczułam się swobodnie.

– Kurwa, mam wrażenie, że znamy się dłużej niż cztery godziny – wypalił Paweł beztrosko.

– Prawda? To niesamowite, że na końcu Polski spotkałam kogoś takiego, kogo bawi to samo co mnie. – Rozmarzona położyłam się na ławce, a głowę oparłam na jego udzie. Bezchmurne niebo ozdabiało kilka gwiazd. Marzyłam wtedy, żeby ta chwila trwała wiecznie. Było mi po prostu dobrze.

– Myślałaś, żeby je pofarbować? – Złapał kosmyk moich włosów i owinął go sobie wokół palca.

– Żartujesz? – Aż wytrzeszczyłam oczy.

– No nie. Jakiś brąz czy coś.

– Taaa… i potem będę chodziła w zielonych włosach. W życiu nie przyszło mi to do głowy – wyraziłam kategorycznie swoje zdanie na ten temat. Paweł zerwał się na równe nogi i złapał mnie za rękę.

– Wstawaj. Mam pomysł.

– Co? Jest, kurwa, piąta rano, a ty masz jeszcze jakieś pomysły? – Próbowałam się opierać.

– Nie marudź, tylko chodź. – Pociągnął mnie za sobą jak nic nieważącą szmacianą lalkę.

Szliśmy dosyć długo i dopiero podczas tego spaceru dotarło do mnie, że jest już jasno, a ludzie, którzy nas mijają, idą do pracy. Weszliśmy w jakąś wąską uliczkę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy Paweł wziął do ręki kamień i wybił szybę w jakimś lokalu. Z przerażeniem czekałam,aż włączy się alarm, zjedzie się policja i zakują nas w kajdanki niczym w amerykańskich filmach. Nic takiego się nie stało, a Paweł, ciągle trzymając za rękę, poprowadził mnie w głąb pomieszczenia. Jak się okazało, był to sklep z perukami.

– A przyszliśmy tu w celu…? – zaczęłam zdziwiona.

– Nie chcesz się farbować, a ja chcę cię zobaczyć w innym kolorze. Tu mamy rozwiązanie. – Teatralnie rozłożył ręce i szeroko się uśmiechnął.

– Ale, kurwa, to jest włamanie – syknęłam do niego przerażona.

– Daj spokój. Nikomu nie robimy krzywdy. Tylko sobie poprzymierzasz i za chwilę nas tu nie będzie – przekonywał.

Uległam po raz pierwszy. Bawiliśmy się świetnie, zakładając różne peruki i robiąc sobie w nich zdjęcia. Wszystko szło świetnie, dopóki nie nakrył nas właściciel, który od wejścia zaczął się wydzierać.

– Fuck! Spadamy! – Paweł krzyknął do mnie i jednocześnie rzucił w stronę właściciela styropianową głową do prezentacji peruk. Nigdy tak szybko nie biegłam. Chwilę później on mnie dogonił, złapał za rękę i biegliśmy razem szczęśliwi ku wschodzącemu słońcu…

A gówno prawda. Byłam wystraszona, jak nie wiem co, serce o mało mi z piersi nie wyskoczyło, a za rękę trzymał mnie wariat, który, uciekając, zanosił się śmiechem.

Kiedy uznał, że już jest bezpiecznie, zatrzymał nas przy jakiejś kamienicy. Oparłam się plecami o ścianę, próbowałam wyrównać oddech i pozbyć się kolki. Paweł zerknął na mnie i z powrotem zaniósł się śmiechem. Patrzyłam na niego jak na debila, czekając na wyjaśnienia, a on w tym czasie zrobił mi zdjęcie telefonem. Ku mojemu zdziwieniu na fotografii miałam blond perukę, którą akurat przymierzałam, kiedy nakrył nas właściciel sklepu. Z tego wszystkiego wybiegłam tak, jak stałam. Szybko przeanalizowałam w głowie absurdalność sytuacji i też zaniosłam się śmiechem. To była pierwsza rzecz w życiu, którą ukradłam.

Po całej akcji rozstaliśmy się w doskonałych humorach. Bez zbędnej, patetycznej gadaniny wymieniliśmy się numerami telefonów i każde poszło w swoją stronę. Swój łup wcisnęłam na spód torebki i ruszyłam do akademika. Czekała mnie podróż tramwajem przez pół miasta. Ze względu na moje marne studenckie zarobki nie było mowy o taksówce. Usadowiłam się w jednym z wagonów i oparłam głowę o szybę. Zalały mnie emocje, których działanie skutecznie od siebie odsuwałam. Patrząc na krajobraz przesuwający się za oknem, śmiałam się w duchu z wydarzeń minionej nocy. Potraktowałam to jako przygodę i nie liczyłam na ciąg dalszy. Zbyt wiele historii słyszałam o Pawle, by łudzić się, że jeszcze się spotkamy.

Udało mi się przemknąć niezauważenie obok ciecia stróżującego w akademiku i dyskretnie wślizgnęłam się do swojego pokoju, żeby nie obudzić współlokatorów. Szybko zrzuciłam z siebie ciuchy i w samej bieliźnie wskoczyłam pod kołdrę. Zanim zamknęłam oczy, rzuciłam wzrokiem na blond perukę wystającą z torebki i zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

3

Paweł

Opowieści o mnie przez lata urosły do rozmiarów legend, które każdy przekazywał dalej, interpretując na swój własny sposób. Większość z nich nawet nie stała obok prawdy. Zacznijmy od początku. Pochodzę z dobrej rodziny. Jako jedynakowi starzy przychylali mi nieba, reagując pozytywnie na wszystkie moje zachcianki – śmiało mogę stwierdzić, że byłem rozpieszczonym gówniarzem, który nie znał umiaru. Pamiętam, jak matka siadała obok mnie i głaszcząc po głowie, mówiła, że mogę wszystko i świat stoi przede mną otworem. Jako dziecko chłonąłem każde jej słowo na temat tego, jakim wartościowym człowiekiem jestem i co w życiu osiągnę, a ona mi w tym pomoże. Jaki pierdolony ośmiolatek zrozumie znaczenie i wagę tych słów? Żaden. Mówiąc to, karmiła moje dziecięce ego, które urosło do rozmiarów Statui Wolności.

Ojciec również świata poza mną nie widział, ale trzymał mnie na dystans – nie potrafił okazać mi ojcowskiej miłości. On z kolei powtarzał, że jak dorosnę, to zacznę pracę w jego biurze rachunkowym i razem stworzymy coś wspaniałego, a jak go zabraknie, to przejmę cały interes. Mówiąc to, zawsze dawał mi jakiś hajs, zapewne po to, bym się od niego odpieprzył i nie prosił, by zagrał ze mną w piłkę.

Jako dziecku nigdy nie brakowało mi pieniędzy, bo część z tego, co dostawałem, odkładałem do skrzynki pod łóżkiem, a resztę wydawałem na słodycze, które były jednocześnie moją zgubą i ratunkiem. Żrąc cukier bez opamiętania, szybko stałem się dzieciakiem z nadwagą, z którym nikt nie chciał się bawić, bo śmierdziałem, pocąc się pod zwałami tłuszczu, kiedy biegałem razem z innymi na WF-ie. Nie byłem też tak sprawni jak rówieśnicy, bo szybko się męczyłem i dostawałem zadyszki.

Skoro nikt nie próbował mnie polubić za to, jaki jestem, postanowiłem kupić sobie przyjaźń innych słodyczami. Początkowo głupi ja brałem kilka osób do sklepiku szkolnego, oni pokazywali palcem, co chcą, a ja za to płaciłem, czyli robiłem to samo, co moi rodzice. Ja jednak poszedłem o krok dalej: widząc, jaki wpływ na dzieciaki ma cukier, powoli z jego pomocą uzależniałem je od siebie. Był to proces długotrwały i nie każdy się na to złapał, ale efekt taki, że kończąc podstawówkę, miałem wokół siebie pięciu chłopaków, którzy robili wszystko, co im powiedziałem. Dostawali za to wynagrodzenie w postaci ciastek, których nie mieli na co dzień, a potrafiłem być przy tym niesamowicie hojny, kupując im po kilka paczek. Matka, widząc wokół mnie grono kolegów, cieszyła się, że mam przyjaciół, nie podejrzewała nawet, na jakich zasadach funkcjonuje owa znajomość. Tylko raz poznałem wagę prawdziwej, męskiej przyjaźni, ale o tym powiem później.

Podstawówka to pikuś przy tym, co wyprawiałem jako nastolatek. Od starych brałem coraz więcej kasy, tłumacząc się zawsze tym, że ktoś ma coś lepszego ode mnie. Moje znajomości nadal opierały się na przekupstwie i uzależnianiu od siebie innych, ale tym razem w grę nie wchodziły słodycze, a jakieś drobne gadżety. Boże! Jacy ludzie są naiwni, kiedy w zasięgu ręki mają coś, czego bardzo pragną – zrobią wtedy wszystko, a ja systematycznie to wykorzystywałem.

Cały mój plan, według którego zamierzałem iść przez życie, rozpadł się w liceum. Przekraczając próg ogólniaka miałem trzydzieści kilogramów nadwagi i myślałem, że jestem panem świata. Z błędu szybko wyprowadził mnie jeden z popularniejszych łobuzów, który zlał mnie od razu pierwszego dnia, tłumacząc, że to tak zwane kocenie pierwszaków. W tamtej chwili nienawidziłem go i zupełnie nie brałem pod uwagę możliwości, że w najbliższym czasie zostaniemy przyjaciółmi. Gnojek miał na imię Łukasz i uwziął się na mnie tak, że moje przekupne ziomki nie mogły mi pomóc. Wszyscy się go bali i schodzili mu z drogi, a jednocześnie on przyciągał do siebie najładniejsze dziewczyny w całej szkole. Nigdy nie poddałem się jego torturom bez walki. Któregoś razu, gdy wróciłem do sali szkolnej z plecakiem, który wyjebał mi przez okno, rzuciłem mu wyzywające spojrzenie ze świadomością, że ściągam na siebie kłopoty.

– Podobasz mi się, młody. Nikt nie wytrzymał tak długo jak ty  – stwierdził jak gdyby nigdy nic i wyciągnął moim kierunku rękę w geście pojednania. Patrzyłem nieufnie to na niego, to na rękę i analizowałem, czy to przypadkiem nie jest kolejny podstęp z jego strony. Śmiało mogę powiedzieć, że moje życie i postrzeganie świata zmieniło się w chwili, gdy ścisnąłem dłoń Łukasza.

Od tamtej pory byłem pod jego ochroną i nikt mi nie podskoczył. To on zmotywował mnie do tego, żebym zadbał o siebie, przeszedł na dietę i zaczął ćwiczyć. Dzięki niemu poznałem najfajniejsze dziewczyny w okolicy. To on nauczył mnie wszystkich sztuczek, jak utrzymać popularność, jak postępować z ludźmi i jak się bić. Wówczas zaszły we mnie nieodwracalne zmiany, które rzutowały na moje dalsze życie i podejmowane decyzje. Moja metamorfoza nie uszła uwadze starych, którzy próbowali odciąć mnie od przyjaciela. Poza domem byliśmy nierozłączni. Rodzicom nie podobało się towarzystwo, w którym się obracałem oraz to, że kompletnie przestałem się uczyć. Próbowali mnie trzymać od niego z daleka prośbą i groźbą, ale bez skutku. Po każdej awanturze, której przyczyną był Łukasz, wychodziłem z domu i znikałem na kilka dni, przyprawiając ich o zawał serca. Ojciec wiele razy groził, że odetnie mnie od kasy, a ja w odpowiedzi na jego groźby podbierałem mu kartę i sam sobie wypłacałem gotówkę z jego konta. Taka zabawa w kotka i myszkę ze starymi trwała prawie przez całe liceum. Chwila, w której całkowicie odciąłem się od rodzinnego domu, wciąż jest we mnie żywa, zupełnie jakby to wydarzyło się wczoraj.

4

Paweł

Po jednej z kilkudniowych nieobecności wróciłem do domu, żeby się umyć, zjeść porządny obiad i odwiedzić źródełko gotówki. I jakież było moje zdziwienie, kiedy zastałem wymienione zamki w drzwiach. Oczywiste, że już nie chcą mnie widzieć w domu, ale potrzebowałem przedmiotów, które tam zostały. Zadzwoniłem po Łukasza i poprosiłem go o pomoc, a ten pojawił się u mnie pół godziny później. Pokazał mi, jak sforsować nawet najbardziej pancerny zamek i chwilę później drzwi do mieszkania stanęły przed nami otworem. Spakowałem wszystkie najpotrzebniejsze ubrania i gotówkę, którą trzymałem pod łóżkiem, a następnie zabrałem się za przetrząsanie rzeczy starych, byle znaleźć coś wartościowego, co pozwoli mi przeżyć najbliższe tygodnie. Łukasz pomagał mi w poszukiwaniach. Wtedy zaskoczył nas ojciec, który niespodziewanie wrócił do domu.

– Co tu się dzieje?! – wykrzyknął na nasz widok.

– Myślałeś, że jak zmienisz zamki, to się mnie pozbędziesz? – wysyczałem przez zęby. Na jego widok wezbrał we mnie gniew, którego wcześniej nie znałem. Uczucie to trafiło mnie z taką siłą, że ledwo mogłem utrzymać się na nogach. Między naszą trójką wywiązała się wymiana zdań, która w sumie nic nie wyjaśniała, a doprowadziła do tego, że pobiłem własnego ojca. Gniew zaburzył moją ocenę sytuacji i całkowicie mnie zaślepił. Gdy dotarło do mnie, co zrobiłem, a adrenalina odpuściła, zacząłem się trząść jak małe dziecko. Do tego uświadomiłem sobie, że miałem zaledwie dziewiętnaście lat, zostałem bez dachu nad głową i prawie zabiłem ojca.

– Wyluzuj, stary. Teraz ci ciężko, ale wierz mi, że wyjdzie ci to na dobre. Na razie zamieszkasz ze mną. – W geście pocieszenia Łukasz położył mi rękę na ramieniu i lekko ścisnął. Był niczym starszy brat, który zawsze stawał w mojej obronie i wyciągał mnie z kłopotów.

Zamieszkanie z Łukaszem sprawiło, że całkowicie wciągnąłem się w imprezowe życie i całkowicie olałem szkołę. W efekcie nie mam ani matury, ani nawet średniego wykształcenia. Nauczyłem się za to od mojego przyjaciela najważniejszej rzeczy – jak korzystać z życia. Dzięki niemu czułem się niepokonany, żyłem na najwyższych obrotach, próbowałem wszystkiego, co było dostępne na rynku i ruchałem dziewczyny, które same wskakiwały mi do łóżka. Nawet teraz, po latach, z przyjemnością wracam myślami do tamtych czasów, kiedy miałem przyjaciela.

Niestety nic, co piękne, nie może trwać wiecznie, więc i nasze relacje zaczęły się psuć. Pierwsze rysy na naszej przyjaźni były efektem kończących się pieniędzy, które wniosłem do tego „związku”. Ostatecznie Łukasz porzucił mnie na rzecz jakiejś podmiejskiej panny, dla której całkowicie stracił głowę. Początkowo wierzyłem w to, że nic nie jest w stanie rozwalić naszego zespołu, że zawsze i wszędzie będę dla niego ważny, ale z czasem, gdy zaczął się ode mnie oddalać, przestałem żyć tymi obietnicami.

– Stary, czas wziąć się w garść i dorosnąć – oznajmił mi pewnego dnia facet zaledwie trzy lata starszy ode mnie. Miałem ogromną ochotę wygarnąć mu, że nie tak się umawialiśmy, a żadna dupa nigdy nie miała stanąć między nami. Nie zrobiłem tego, bo to zbyt łzawe. Byłem wściekły, nienawidziłem jej i tego, że Łukasz zostawia mnie dla niej. Kompletnie załamała mnie zdrada najlepszego przyjaciela, brata i mentora. Odtąd postanowiłem nie przywiązywać się do nikogo i niczego, żeby już nie czuć tego samego, co wtedy.

Pozostawała jeszcze kwestia wzięcia życia we własne ręce i utrzymania się na poziomie, do którego byłem przyzwyczajony. Nie uśmiechała mi się ciężka praca po kilkanaście godzin, po której ledwie wystarczyłoby mi na dwie imprezy w miesiącu. Nie. Musiałem wymyślić coś innego i razem z tą myślą w mojej głowie zakiełkował pomysł rozpoczęcia własnej działalności. Musiałem wrócić do korzeni i uzależnić od siebie kilka osób, ale nie mogłem szastać kasą na prawo i lewo, bo moje źródełko prawie wyschło. Musiałem uciec się do manipulacji, oszustwa i szantażu, by osiągnąć założony cel. Nie mogłem działać impulsywnie. Przede wszystkim konieczne było odnowienie niektórych kontaktów.

Kiedy uzyskałem na rynku stabilną pozycję, mogłem pozwolić sobie na odrobinę luzu. Lubiłem chodzić z jednej imprezy na drugą, nie martwiąc się zbytnio zaproszeniem. Pojawiałem się tam, gdzie mi pasowało i gdzie mogłem coś ugrać dla siebie i swojego biznesu. A jeśli przy tym wszystkim mogłem się napić i poruchać, to tym bardziej mi pasowało. Rozmawiałem z ludźmi, opowiadałem mniej lub bardziej zmyślone historie i zbierałem potrzebne informacje. Wszyscy mnie znali, ale nikt nic konkretnego o mnie nie wiedział i myślę, że właśnie ta tajemnica przyciągała do mnie ludzi. Dziewczyny, które pojawiały się obok mnie, miały nadzieję, że to właśnie im poświęcę uwagę i swój czas. Jednak czas był moim najcenniejszym skarbem, więc każda z nich musiała się zadowolić najwyżej kilkuminutowym rżnięciem. Na jednej z takich imprez moją uwagę przyciągnęła pewna chuda ruda laska, która kompletnie nie pasowała do towarzystwa, w którym się znaleźliśmy. Stała na uboczu i ukradkowymi spojrzeniami oceniała ludzi bawiących się dookoła. W sumie nie miała w sobie nic szczególnego, ale poczułem przedziwną chęć zagadania do niej i zrozumienia, o co jej chodzi. Okazało się, że to jedna z lepszych decyzji w moim popapranym życiu.

5

Zuza

Następne dni upłynęły mi całkowicie zwyczajnie. Podjęłam decyzję, że jeśli mam w ogóle przebrnąć przez studia, to muszę się trochę uspokoić. Z zajęć jeździłam do pracy, a stamtąd prosto do akademika. Odpuściłam na jakiś czas imprezy, co też niewątpliwie przysłużyło się mojej wątrobie, która czasami sygnalizowała niezdrowy stan porządnym zakłuciem. Okazało się nawet, że studia wcale nie są takie nudne i nie muszą polegać wyłącznie na melanżowaniu. Większość czasu spędzałam sama, czytając notatki, bazgroląc po nich i próbując cokolwiek zapamiętać. Kompletnie poświęciłam się byciu porządną studentką. Jedynie czasami, gdy siedziałam w akademickim pokoju z laptopem na kolanach, zerkałam w stronę leżącej na parapecie blond peruki i mimowolnie uśmiechałam się do siebie. Paweł od tamtej nocy nie dał znaku życia. Myślałam wówczas, że to dobrze, bo podświadomość podpowiadała mi, że z tym chłopakiem będą same kłopoty. Godziny spędzone nad notatkami przyniosły efekty w postaci dobrych ocen w indeksie. Pierwszy semestr zaliczyłam z niezłą średnią.

Aby żyć w miarę godnie, zmieniłam pracę i zatrudniłam się jako kelnerka we włoskiej restauracji, której klientelę określały ceny dań. Pracowałam już tak długo, że zdążyłam poznać dokładnie całe menu. Miałam dużo do zapamiętania, ale wynagrodzenie było tego warte. Zdarzało mi się obsługiwać wiernych klientów, których gusta znałam na wylot.

Tego dnia było mi wyjątkowo ciężko, bo większość bywalców stanowiły męczące marudy. Dochodziła dwudziesta druga, padałam na twarz i właśnie sprzątałam stoliki w restauracyjnym ogródku, gdy usłyszałam charakterystyczny głos:

– Dobry wieczór, czy można coś jeszcze zamówić?

– Wydaje mi się, że to nie jest miejsce dla pana – odpowiedziałam, siląc się na poważny i wyniosły ton. Moja reakcja wywołała uśmiech na jego twarzy.

– Skoro tak, to czy zechciałaby pani wybrać się ze mną w miejsce bardziej odpowiednie dla mnie?

– Musiałby pan poczekać, gdyż muszę dokończyć swoje obowiązki służbowe.

– W takim razie będę w pobliżu, madame. – Oddalił się i dał mi pracować.

Musiałam uruchomić całą swoją siłę woli, żeby nie biegać między stolikami jak poparzona z podekscytowania. Gdy skończyłam w ogródku, a wszystkie krzesła i stoły zostały przewiązane drutem, żeby nikt ich w nocy nie ukradł, byłam wolna. Na zapleczu przebrałam się, poprawiłam fryzurę i makijaż. Zazwyczaj wyjście z pracy zajmowało mi najwyżej dziesięć minut, jednak nie tym razem. Musiałam dołożyć wszelkich starań, żeby wyglądać świeżo i w miarę poprawnie, a to okazało się wyzwaniem, bo ledwo widziałam na oczy. Pół godziny później stanęłam przed restauracją i szukałam wzrokiem Pawła. Gdy zobaczyłam, jak idzie w moim kierunku, miałam ochotę podskoczyć z radości. Przybrałam pozę i minę zniecierpliwionej, udając, że czekam na niego Bóg wie ile czasu.

– Rety, ale nudna musi być normalna praca, skoro masz taką minę – zaczął.

– W takim razie przepraszam, ale czym ty się zajmujesz, że się nie nudzisz?

– Świetne pytanie. Jak chcesz, to mogę ci pokazać. – Uśmiechnął się zadziornie i od razu pociągnął mnie za sobą.

„Kurwa. Znowu to samo…” – pomyślałam, ale bez oporów poszłam za nim. Podobał mi się ten dreszczyk emocji, który mi serwował. Miałam tylko nadzieję, że nie będę musiała znowu przed nikim uciekać. Długo szliśmy w milczeniu, jednak cisza mnie wkurzała, więc postanowiłam ją przerwać:

– Gdzie podziewałeś się tyle czasu?

– Nie myśl o tym, co było. Skup się na tym co teraz. – Stanął nagle i mówiąc to, spojrzał mi głęboko w oczy. Zdanie samo w sobie strasznie oklepane, ale sposób, w jaki je wypowiedział, sprawił, że mój oddech przyspieszył. Kiwnęłam lekko głową na znak, że zgadzam się i dalej nie zadawałam durnych pytań. – A teraz bądź cicho i patrz. – Znów stanął nagle.

„Przecież, nic nie mówię” – pomyślałam, ale znowu bezmyślnie przytaknęłam. Dostałam polecenie, by zostać w miejscu i obserwować. Na usta cisnęła mi się riposta, że nie jestem psem, jednak na odchodne pocałował mnie w czoło, czym dosłownie wmurował mnie w chodnik. Sam podszedł do białego dostawczaka zaparkowanego jakieś sto metrów dalej. Klepnął parę razy w blachę i z samochodu wyszły cztery osoby. Trudno było mi cokolwiek powiedzieć na ich temat z tak dużej odległości i do tego w nocy. Widziałam po zarysie sylwetek i sposobie poruszania się, że byli to mężczyźni. Przez chwilę uważnie słuchali Pawła i, jak się później okazało, okradli dom, który znajdował się nieopodal. Cała akcja trwała maksymalnie dwadzieścia minut. Ja w dalszym ciągu stałam jak wryta i nie wiedziałam, gdzie mam podziać oczy. Usilnie starałam się nie patrzeć w ich stronę, żeby przypadkiem nie pociągnięto mnie do odpowiedzialności za współudział. Po wszystkim jak gdyby nigdy nic Paweł wrócił do mnie leniwym krokiem z uśmiechem na twarzy.

– Łatwo poszło. Chłopaki zrobiły dobre rozpoznanie. Łatwa robótka, a kasa duża – oznajmił, tak jakbym siedziała w tym wszystkim od początku.

– Jesteś zwykłym złodziejem! – Miałam ochotę wykrzyczeć, ale tylko konspiracyjnie wyszeptałam w strachu, że ktoś nas przyłapie.

– I to najlepszym w całym mieście – odparł z dumą.

Ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłam oburzona, że musiałam przyglądać się kradzieży. Mimo to nie mogłam wyjść z podziwu, jak sprawnie przebiegła cała akcja. Mój mózg kompletnie nie ogarniał, usilnie analizując każdą minutę włamu.

Paweł stwierdził, że zgłodniał, więc kupiliśmy po drodze kebab i poszliśmy do parku na „naszą” ławkę. Postanowił podzielić się ze mną tylko ogólnymi informacjami na temat swojej profesji. Twierdził, że magik nie zdradza swoich sztuczek. Wiele razy podczas swojego wywodu podkreślił, że to, co robi, to nie jest żadne pitu pitu, tylko dokładnie i profesjonalnie przygotowana akcja. Tego było dla mnie za wiele i na trzeźwo nie mogłam przyjąć do wiadomości nawet jednej informacji więcej.

Po skromnym posiłku ruszyliśmy dalej spacerem przez miasto. Niewiele myśląc skręciłam do pierwszego napotkanego monopolowego i kupiliśmy pół litra cytrynówki. Gdy pociągnęłam pierwszy łyk z butelki, poczułam pieczenie w przełyku, a w brzuchu przyjemnie rozchodzące się ciepło. Dopiero po kilku następnych byłam w stanie słuchać dalszego wywodu Pawła. Cała sytuacja, mimo że początkowo mnie oburzyła, rozbudziła również niezdrową fascynację ciemnej strony mojej duszy. Wiedziałam, że to, co robi, jest złe, ale zaimponowało mi, że dowodzi grupą i jest tak dobrze zorganizowany, że nie dał się ani razu złapać.

– Zuza. Muszę ci się do czegoś przyznać. Prawda jest taka, że obserwowałem cię przez cały czas, gdy się nie odzywałem. Badałem twoje zachowania, reakcje i przyzwyczajenia – wyznał nagle prosto z mostu.

– No tego, kurwa, już za wiele. Co, przepraszam, robiłeś?! – krzyknęłam piskliwie.

– Nie denerwuj się, tylko mnie posłuchaj. Szczerze mówiąc, nie spotkałem jeszcze takiej dziewczyny jak ty. Nie wiem w sumie o tobie nic, ale twoje zachowanie sprawia, że chcę wiedzieć wszystko. Przypomnij sobie, jak doskonale nam się rozmawiało, jak zajebiście spędziliśmy ze sobą czas. Te chwile są nie do podrobienia, a ja upewniłem się, że chcę przeżyć ich więcej. Zrozum, że ze względu na to, czym się zajmuję, muszę być wyjątkowo ostrożny w wyborze tego, z kim się spotykam.

– I tyle czasu za mną łaziłeś, a ja się nawet nie zorientowałam? –Oniemiałam.

– Jakbyś się zorientowała, to myślę, że nie stalibyśmy teraz tutaj.

– To popieprzone – skwitowałam pod nosem.

– Owszem. Ale przede wszystkim nasze. – Stanął przede mną i znów spojrzał na mnie, wymuszając reakcję. Kurwa, patrzył tak długo i tak intensywnie, że wręcz poczułam, jak tym spojrzeniem dotyka mojej duszy. I przysięgam, jak żyję, że jej dotknął. A ja uległam, bo chwilę później całowałam go zachłannie.

6

Zuza

Kolejne dni to czyste wariactwo. Przynajmniej z mojej strony. Sądzę, że nigdy nie byłam w stu procentach normalna, ale wtedy… Brak słów. Wszędzie chodziliśmy razem, jakbyśmy byli zrośnięci dupami. Im więcej czasu spędzałam z Pawłem, tym bardziej panoszyła się ciemna strona mojej duszy. Fascynowało mnie to, co robi i sposób, w jaki się przygotowuje. Był metodyczny, skupiony i do granic profesjonalny, a przy tym wszystkim cholernie seksowny. Uwielbiałam patrzeć na jego profil, gdy studiował swoje zapiski. Zawsze wtedy na czoło opadała mu niesforna grzywka, na którą nie zwracał uwagi, a szczęka poruszała się rytmicznie, gdy zaciskał zęby. Zaczynałam odczuwać nieznane mi dotąd łaskotanie w brzuchu, zwane powszechnie motylkami. Uśmiech, jakim mnie obdarzał, analizując plany kolejnej akcji, sprawiał, że wewnątrz mnie rozlewało się ciepło.

Pewnego dnia rzuciłam propozycję, że pójdę z nim na kolejne włamanie.

– Wykluczone. To jest wyjątkowo chujowy pomysł. Nie masz doświadczenia, obycia i spalisz temat. – Natychmiast odmówił.

– Daj mi szansę. I tak siedzę w tym razem z tobą, znam plany, a resztę mi pokażesz – prosiłam.

– Zapomnij. Zbyt wiele może pójść nie tak. Myślisz, że jak ukradłaś perukę ze sklepu, to już jesteś ekspertem?

Zabolało. Oboje wiedzieliśmy, jak było naprawdę, ale sposób, w jaki to powiedział, zwyczajnie sprawił mi przykrość. Zdecydowałam, że nie będę się więcej naprzykrzać i zamknęłam ten temat, mimo że ciemna część mojej duszy aż krzyczała z wściekłości. Moja druga, mroczna natura coraz częściej dawała o sobie znać w obecności Pawła. Pozostawało zadać sobie pytanie: do czego to doprowadzi? Po tej wymianie zdań nie zostawiłam go, nie obraziłam się teatralnie, tylko siedziałam jak zbity pies i przyglądałam się smutnym wzrokiem, jak wrócił do swojego zajęcia. Może właśnie wtedy powinnam wyjść i nie oglądać się za siebie. Może gdybym to zrobiła, znalazłby się dla mnie jakiś ratunek.

Spędziliśmy ze sobą wiele fajnych chwil, podczas których śmialiśmy się, przytulaliśmy, całowaliśmy i robiliśmy te wszystkie rzeczy, co zakochane pary. No właśnie… Nie wszystkie.

Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego nie próbował doprowadzić do zbliżenia między nami. Zżerała mnie ciekawość, jak to jest się kochać i coraz częściej w mojej głowie kiełkowała myśl, że chcę, by to właśnie Paweł był moim pierwszym. Sama nie wiedziałabym, jak zainicjować chociażby rozmowę o seksie. W pewnej chwili wymyśliłam sobie, że może nie podobam mu się tak bardzo, jak twierdził. Nie odważyłam się poruszyć tematu, bo nie chciałam wyjść na desperatkę.

Kiedy nadszedł wieczór włamania, Paweł kazał mi zostać w jego mieszkaniu. Miałam po prostu siedzieć i czekać na jego powrót. Każda komórka mojego ciała wyrywała się, żeby pójść razem z nim, jednak nie dał się przekonać. Siedziałam więc na kanapie i bezmyślnie przełączałam kanały w telewizorze. Czułam niepokój. Miałam przeczucie, że coś pójdzie nie tak. Co chwilę wstawałam z kanapy i podchodziłam do okna – zupełnie, jakbym dzięki temu mogła obserwować miejsce akcji. Po chwili z powrotem siadałam na kanapie. Kręciłam się, jakbym miała owsiki w tyłku. W pewnym momencie nie mogłam dłużej czekać. Zerwałam się z kanapy, złapałam kurtkę i wybiegłam z mieszkania. Ponieważ byłam świadkiem przygotowań, doskonale wiedziałam, pod jaki adres mam się udać.

Chłopaki według planu miały niewielkie okno czasowe, żeby zrealizować akcję. Według wywiadu właściciele domu, który był celem, mieli na dziś zaplanowany trening. Biegłam tak szybko, jak potrafiłam, żeby zdążyć i być świadkiem. Musiałam zobaczyć na własne oczy, czy będzie okej. Stanęłam tak, żeby nikt mnie nie zauważył, ale bym ja miała dobry widok na okolicę.

Na razie wszystko szło zgonie z planem. Samochód wyjechał z posesji, a brama zamknęła się z metalicznym stuknięciem. Zaczęło się. Widziałam, jak chłopcy wysiadają z wozu i najspokojniej, jak tylko się da, idą w kierunku domu. Wyglądało na to, że moje obawy są nieuzasadnione. Odetchnęłam z ulgą i postanowiłam wrócić do mieszkania Pawła. Nie chciałam go rozgniewać. Nie mógł wiedzieć, że ruszałam się z domu. Miałam trochę czasu, więc wybrałam dłuższą drogę powrotną, żeby spokojnie pomyśleć. Szłam spacerkiem i rozglądałam się po okolicy. Gdy chciałam przejść na drugą stronę ulicy, tuż przed nosem przejechał mi duży, czerwony SUV.

– Patrz, jak jedziesz, debilu! – wydarłam się, wymachując rękami ze złości, bo prawie zostałam potrącona. Nagle, gdy moje styki mózgowe na nowo zaczęły działać, stanęłam jak wryta, a w całej głowie rozległo się głośne: O kurwa! Właściciele wracali do domu. Niewiele myśląc, wyjęłam telefon i zaczęłam uparcie dzwonić do Pawła, żeby ostrzec go przed zagrożeniem.

– Czy ciebie do reszty popierdoliło?! – wysyczał do słuchawki.

– Uciekajcie stamtąd! Samochód zawrócił! – wydarłam się do telefonu i zaczęłam biec za autem. Zatrzymałam się dopiero w miejscu, z którego prowadziłam obserwację, próbując uspokoić oddech. Przyczajona niczym kot obserwowałam rozwój wydarzeń, ale w środku domu kompletnie nic się nie działo. Z SUV-a, który podjechał przed bramę, wysiadła jedna osoba. Weszła na teren posesji, a ja nieświadomie wstrzymałam oddech. To były najgorsze minuty w moim życiu. Po chwili ta osoba wróciła, a auto ponownie odjechało. Zesrana ze strachu podkradłam się do samochodu Pawła, żeby wybadać sytuację. Chłopaki biegły w moim kierunku. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem, kiedy znalazłam się w środku na kolanach mojego mężczyzny i pędziliśmy w nieznanym mi kierunku. Paweł nie odezwał się ani słowem, patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami. Widziałam, jak w środku gotuje się z wściekłości, ale widocznie postanowił nie besztać mnie przy swojej ekipie. Siedziałam więc cicho z miną psa, który rozpieprzył pół chałupy i kuliłam się pod jego karcącym spojrzeniem. Gdy zamknęły się za nami drzwi mieszkania, zaczęła się jazda.

– Co ty tam, do kurwy nędzy, robiłaś? – wycedził przez zęby.

– Ja… Musiałam… – jąkałam się jak gimnazjalistka przyłapana z papierosem w ręku. – Siedziałam tutaj i czułam, że wydarzy się coś złego. Nie mogłam pozbyć się przeczucia, musiałam się stąd ruszyć. A nogi same poniosły mnie do ciebie – tłumaczyłam na jednym wdechu.

Facet, który stał przede mną, zdecydowanie nie był mi obojętny, ale przecież nie mogłam zatracić swojego ja przez tę relację. A moje ja zawsze walczyło o siebie i swoje zdanie.

– Koniec końców chyba dobrze, że tam poszłam… – dodałam zadziornie, wsadzając kij w mrowisko.

– Czy ty słyszysz, co mówisz?! Mogłaś zjebać nam całą akcję! Skoro nalegałem, żebyś została w domu, to nie robiłem tego bez powodu! – wydzierał się na mnie, chodząc z kąta w kąt.