Płytkie groby na Syberii - Michał Krupa - ebook

Płytkie groby na Syberii ebook

Michał Krupa

4,7
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Z Syberii do Afganistanu - prawdziwa historia ucieczki polskiego więźnia GUŁagu.

W 1939 roku Michał Krupa został aresztowany we wschodniej Polsce, wówczas okupowanej przez ZSRR, i oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Piekło zaczęło się dla niego od przesłuchań i tortur w osławionym więzieniu śledczym na moskiewskiej Łubiance. Uznany za winnego, został zesłany na Syberię do łagru Peczora. Tam na co dzień spotykał się z wyrafinowanym okrucieństwem i próbował przetrwać w skrajnie trudnych warunkach, w których więźniowie skazani na katorżniczą pracę na ogół nie przeżywali roku. Niemalże cudem zdołał się wydostać z łagru w ogólnym chaosie, który zapanował po niemieckiej inwazji na Związek Radziecki. Odbył morderczą podróż z Syberii do Afganistanu, gdzie wreszcie znalazł się w bezpiecznym miejscu.

Historia życia Michała Krupy to niezwykła opowieść o woli przetrwania człowieka w obliczu drastycznych przeciwności losu. Autor daje świadectwo sadyzmu Stalina i opresyjności reżimu, który stworzył.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 257

Oceny
4,7 (18 ocen)
13
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Annalotocka

Nie oderwiesz się od lektury

Książka zaciekawiła mnie już od pierwszych stron.Opisuje los Polaka który znalazł się w rekach oprawców.Podobną historie znam z opowiadań moich rodzicow.Moj ojciec Po ucieczce z obozu jnickiego trafił do łagrów na Sybri a ztamtąd do Iraku .Angli.Niestey miłość do ojczyzny znów sprawiła że został zesłany na Syberię do ciężkiej pracy w tajdze.Po latach wrocił na Ziemie Odzyskane niestety nigdy nie czół się wolnym człowiekiem.Dla nas dzieci pozostanie wielkim Bohaterem.
00

Popularność




Ta książka jest nad­zwy­czajna ze względu na styl i przej­rzy­stość, a zara­zem pora­ża­jąca z uwagi na skalę opi­sa­nego w niej okru­cień­stwa. Michał Krupa, uro­dzony w Pol­sce, został przy­jęty do jezu­ic­kiego semi­na­rium, z któ­rego uciekł po zło­że­niu ślu­bów wie­czy­stych. Wstą­pił do woj­ska i prze­żył nie­miecki atak na Pol­skę. Gdy zna­lazł się w jej czę­ści oku­po­wa­nej przez Sowie­tów, został aresz­to­wany i – po poby­cie w wię­zie­niu na Łubiance – zesłany do łagru na Sybe­rii. Zdo­łał się stam­tąd wydo­stać dzięki swo­jej sile i odwa­dze, szczę­ściu i zupeł­nie obcym ludziom, któ­rzy poma­gali mu pod­czas ucieczki. Póź­niej wiódł spo­kojne życie w York­shire i – będąc już w pode­szłym wieku – napi­sał książkę sta­no­wiącą nie­zwy­kłe świa­dec­two siły woli czło­wieka, który musiał się zmie­rzyć z bestiami w ludz­kim ciele. Warto prze­czy­tać i zachwy­cić się har­tem ducha jej autora.

M.R.D. Foot

Pamięci mojej żony, Kath­rene, która 30 marca 2004 r. ode­szła spo­koj­nie we śnie.

Przedmowa

W zespole do spraw bez­pie­czeń­stwa na Uni­wer­sy­te­cie w Brad­ford przez dłu­gie lata, aż do przej­ścia na eme­ry­turę w 1980 roku, pra­co­wał Michał, sumienny i powszech­nie lubiany kolega pol­skiego pocho­dze­nia. Zna­łem go dobrze, ponie­waż peł­ni­łem wów­czas funk­cję pro­kanc­le­rza uczelni, a nieco póź­niej, dzięki jego książ­kom, pozna­łem jesz­cze lepiej i od zupeł­nie innej strony.

Pew­nego dnia Michał umó­wił się na spo­tka­nie u mnie w domu. Pod­czas wizyty zapy­tał, czy był­bym skłonny prze­czy­tać książkę, którą napi­sał na eme­ry­tu­rze o swoim daw­nym życiu, a potem opo­wie­dział mi o niej z ogromną szcze­ro­ścią i zaan­ga­żo­wa­niem. Jest ona fascy­nu­jąca, ponie­waż uka­zuje feno­men ludz­kiej nie­złom­no­ści i przy­kuwa uwagę bogac­twem infor­ma­cji o zda­rze­niach, które pamię­tam z cza­sów II wojny świa­to­wej i wła­snej służby wraz z pol­skimi ofi­ce­rami i żoł­nie­rzami w Szko­cji, Pale­sty­nie i we Wło­szech.

Sły­sza­łem wiele histo­rii o uciecz­kach i aktach odwagi, ale żadna z nich nie dorów­nuje tej, którą napi­sało życie Michała. Jego wspo­mnie­nia są pasjo­nu­jące i nie­zwy­kle poucza­jące. Jeśli ich autor, jak sam twier­dzi, jest winien wdzięcz­ność naszemu kra­jowi, to bez­sprzecz­nie dał jej wyraz swoją pracą na uni­wer­sy­te­cie. Był człon­kiem bar­dzo cenio­nego zespołu, ale nie sądzę, by któ­ry­kol­wiek z jego współ­pra­cow­ni­ków wie­dział, co Michał prze­szedł w latach mło­do­ści. Z peł­nym prze­ko­na­niem zachę­cam wszyst­kich do prze­czy­ta­nia histo­rii jego życia.

A.J. Thayre,

Koman­dor Orderu Impe­rium Bry­tyj­skiego,

dok­tor filo­lo­gii, pod­po­rucz­nik,

pro­kanc­lerz Uni­wer­sy­tetu w Brad­ford,

były dyrek­tor gene­ralny i dyrek­tor Hali­fax Buil­ding Society,

pod­puł­kow­nik w sta­nie spo­czynku bata­lionu

lek­kiej pie­choty gór­skiej (High­land Light Infan­try)

sty­czeń 1988

Słowo wstępne

Współ­cze­sna Rosja jest sie­dli­skiem natu­ral­nym dla osob­ni­ków gatunku ludz­kiego odzna­cza­ją­cych się szcze­gól­nymi cechami. Michał Krupa zetknął się z tym rajem w naj­bar­dziej odra­ża­ją­cych cza­sach jego histo­rii, gdy pod pano­wa­niem Józefa Sta­lina funk­cjo­no­wał w izo­la­cji jako Zwią­zek Socja­li­stycz­nych Repu­blik Radziec­kich. Sam, jako cudzo­zie­miec, był zasko­czony tam­tej­szą rze­czy­wi­sto­ścią. Spo­tkał tam na swej dro­dze pra­dawne i zagro­żone wygi­nię­ciem istoty ludz­kie, obec­nie na Zacho­dzie poja­wia­jące się rzadko i wystę­pu­jące nie­mal wyłącz­nie w sfe­rze fik­cji. Na przy­kład nik­czem­ni­ków, waze­li­nia­rzy, bez­gra­nicz­nych głup­ców, cwa­nia­ków, oszu­stów, wyna­tu­rzo­nych sady­stów, ale też osoby o kry­sta­licz­nie czy­stych inten­cjach i bezprzy­kładnej dobroci.

Michał Krupa miał z nimi wszyst­kimi do czy­nie­nia, gdy jako „szpieg”, pod­dany tor­tu­rom i ska­zany na zesła­nie, prze­by­wał w obo­zie pracy przy­mu­so­wej, jak rów­nież kilka lat póź­niej, pod­czas nad wyraz ryzy­kow­nej ucieczki przez roz­le­głe tereny ogar­nię­tego wojną Związku Radziec­kiego. Z zasy­pa­nych śnie­giem ostę­pów leśnych w rejo­nie rzeki Peczory na dale­kiej Pół­nocy, gdzie w łagrze pra­co­wał przy wyrę­bie drzew, wyru­szył w podróż ku wol­no­ści, którą odby­wał począt­kowo konno, potem pocią­gami i na ostat­nim eta­pie pie­szo. W końcu, wycień­czony, a zara­zem oszo­ło­miony rado­ścią, zdo­łał się prze­do­stać do Afga­ni­stanu przez jego gra­nicę z Uzbecką Socja­li­styczną Repu­bliką Radziecką. Tę wie­lo­mie­sięczną tułaczkę odbył w prze­bra­niu naj­pierw kon­ser­wa­tora linii tele­fo­nicz­nych, a potem kon­duk­tora na kolei. W Związku Radziec­kim mun­dur budził respekt, ale też napa­wał stra­chem i oka­zał się nie­zwy­kle sku­tecz­nym kamu­fla­żem.

Michał Krupa wycho­wał się na pol­skiej wsi poło­żo­nej na pogó­rzu. Rodzice prze­zna­czyli go do stanu kapłań­skiego, a on pod­po­rząd­ko­wał się ich woli. Wstą­pił do zakonu jezu­itów i roz­po­czął nowi­cjat. Osta­tecz­nie jed­nak zbun­to­wał się prze­ciwko dys­cy­pli­nie klasz­toru i opu­ścił jego mury. Wkrótce po tej swo­jej pierw­szej ucieczce otrzy­mał wezwa­nie do sta­wie­nia się do poboru i został powo­łany do Woj­ska Pol­skiego w 1939 roku, gdy armie Hitlera i Sta­lina od zachodu i wschodu zaata­ko­wały jego kraj, który po zaję­ciu przez agre­so­rów utra­cił nie­pod­le­głość.

W zro­zu­mie­niu dal­szych losów Krupy w tam­tym cza­sie i w ciągu kilku kolej­nych lat z pew­no­ścią pomoże krótka cha­rak­te­ry­styka ogól­nej sytu­acji poli­tycz­nej. Hitler i Sta­lin, od dawna śmier­telni wro­go­wie, nie­ocze­ki­wa­nie i w tajem­nicy przed resztą świata w sierp­niu 1939 roku pod­pi­sali układ o nie­agre­sji i naru­szyli ówcze­sny porzą­dek. Układ ten zawie­rał tajne posta­no­wie­nia doty­czące zgody na podział i likwi­da­cję pań­stwa pol­skiego. W rezul­ta­cie Niemcy zaata­ko­wały Pol­skę 1 wrze­śnia, a ZSRR doko­nało zbroj­nej napa­ści 17 wrze­śnia. Linia podziału tery­to­rium kraju mię­dzy napast­ni­ków prze­bie­gała m.in. wzdłuż Sanu. Wszyst­kie mia­sta i woje­wódz­twa poło­żone na wschód od tej linii zajął Zwią­zek Radziecki, a rok póź­niej jego wła­dze przy­stą­piły do depor­ta­cji pol­skiej lud­no­ści cywil­nej. Około pół miliona Pola­ków zostało wywie­zio­nych do obo­zów pracy przy­mu­so­wej znaj­du­ją­cych się w regio­nie ark­tycz­nym lub w Azji Środ­ko­wej, gdzie w maka­brycz­nych warun­kach umie­rało rocz­nie około trzy­dzie­stu pro­cent depor­to­wa­nych. W tym samym cza­sie, na bez­po­śred­nie pole­ce­nie Sta­lina, pota­jem­nie roz­strze­lano ponad dwa­dzie­ścia tysięcy ofi­ce­rów woj­ska i poli­cji o sta­tu­sie jeń­ców oraz innych osób wzię­tych do nie­woli (słynna zbrod­nia katyń­ska była tylko nie­wielką czę­ścią ope­ra­cji mają­cej na celu eks­ter­mi­na­cję elity pol­skiego spo­łe­czeń­stwa).

W czerwcu 1941 roku sytu­acja nagle się zmie­niła. Hitler zaata­ko­wał Zwią­zek Radziecki, a Polacy stali się poten­cjal­nymi sojusz­ni­kami Sta­lina. Na mocy umowy z pol­skim rzą­dem na uchodź­stwie w Lon­dy­nie wła­dze radziec­kie udzie­liły pol­skim więź­niom „amne­stii” (cho­ciaż nie obcią­żały ich żadne wyroki sądowe) i pozwo­liły im opu­ścić GUŁag. Uwol­niono rów­nież pol­skich jeń­ców wojen­nych. Ci, któ­rzy byli zdolni do odby­cia podróży, uda­wali się do obo­zów zlo­ka­li­zo­wa­nych na połu­dniu ZSRR, gdzie gene­rał Wła­dy­sław Anders two­rzył nie­za­leżną pol­ską armię. W marcu 1942 roku, za zgodą Sta­lina, Armia Andersa została wyeks­pe­dio­wana przez Morze Kaspij­skie do Iranu i na zawsze opu­ściła Zwią­zek Radziecki. Żoł­nie­rzom towa­rzy­szyła ogromna liczba kobiet i dzieci, które uszły z życiem z obo­zów GUŁagu. Nie­stety tysiącom Pola­ków nie udało się dotrzeć na czas do baz Armii Andersa i musieli pozo­stać w Związku Radziec­kim. Zesłańcy uwol­nieni z obo­zów przy­byli do Iranu w tra­gicz­nym sta­nie fizycz­nym, wycień­czeni gło­dem i cho­ro­bami. Minęło wiele mie­sięcy rekon­wa­le­scen­cji, zanim zaczęli odzy­ski­wać siły. Cywi­lów wysłano z Iranu do kolo­nii bry­tyj­skich, gdzie cze­kali na zakoń­cze­nie wojny. Żoł­nie­rze (któ­rzy ufor­mo­wali II Kor­pus Pol­ski) odbyli szko­le­nie w Iraku i Pale­sty­nie i zostali prze­rzu­ceni na front wło­ski.

Po 1945 roku pań­stwo pol­skie zostało odtwo­rzone, lecz pod komu­ni­stycz­nymi rzą­dami i w innych gra­ni­cach, gdyż Zwią­zek Radziecki nie zre­zy­gno­wał z czę­ści pol­skich ziem wschod­nich zagar­nię­tych w 1939 roku. W II Kor­pu­sie słu­żyli głów­nie żoł­nie­rze pocho­dzący z tere­nów przy­gra­nicz­nych. Wielu z nich doświad­czyło radziec­kiego reżimu, dla­tego też znaczna część ofi­ce­rów i sze­re­gow­ców posta­no­wiła nie wra­cać do nowej Pol­ski. Woleli żyć na obczyź­nie, w Wiel­kiej Bry­ta­nii, Ame­ryce Pół­noc­nej i w innych czę­ściach świata.

Tak się przed­sta­wia tra­giczne tło histo­rii życia Michała Krupy. Warto w tym miej­scu zwró­cić uwagę, że jego los w tym budzą­cym grozę kra­jo­bra­zie histo­rycz­nym nie zali­czał się do typo­wych. Po pierw­sze, Krupa nie pocho­dził ze wschod­niego pogra­ni­cza, lecz z połu­dnio­wej Pol­ski, czyli z regionu zaję­tego w 1939 roku przez Niem­ców. Po dru­gie, do sowiec­kiej nie­woli nie tra­fił ani jako jeniec wojenny, ani jako depor­to­wany. Gdy po zakoń­cze­niu walk z Niem­cami dowie­dział się w rodzin­nej wio­sce o ucieczce naj­bliż­szych na wschód przez linię demar­ka­cyjną, w poszu­ki­wa­niu rodzi­ców świa­do­mie prze­kro­czył San i prze­do­stał się na tery­to­rium zagar­nięte przez siły radziec­kie. Popeł­nił tym samym kata­stro­falny błąd, który nie­mal przy­pła­cił życiem. Krupa bie­gle posłu­gi­wał się języ­kiem nie­miec­kim (jego matka była Austriaczką) i wyko­rzy­stał to, by otrzy­mać od nazi­stów lais­sez-pas­ser – prze­pustkę, która miała mu uła­twić prze­miesz­cza­nie się po nie­miec­kiej stre­fie oku­pa­cyj­nej. Nie­roz­waż­nie uznał, że Rosja­nie z otwar­tymi ramio­nami przyjmą każ­dego ucie­ki­niera ze strefy nie­miec­kiej, i doku­mentu nie znisz­czył. Po prze­kro­cze­niu rzeki został zatrzy­many przez radziecki patrol i aresz­to­wany jako nie­miecki szpieg. Przy­pa­dek zrzą­dził, że nie roz­strze­lano go na miej­scu, lecz prze­wie­ziono do Moskwy, do wię­zie­nia na Łubiance, gdzie tor­tu­rami wymu­szono na nim pod­pi­sa­nie „zezna­nia” i ska­zano go na dzie­sięć lat katorż­ni­czej pracy w jed­nym z obo­zów GUŁagu Peczora. Po odby­ciu wyroku resztę życia miał spę­dzić na Sybe­rii.

Wła­śnie w związku z tym wyro­kiem przy­pa­dek Michała Krupy jest wyjąt­kowy. Ponie­waż przy­znał się on do popeł­nie­nia poważ­nego prze­stęp­stwa i był ska­zany wyro­kiem sądo­wym, w odróż­nie­niu od setek tysięcy depor­to­wa­nych Pola­ków nie objęła go „amne­stia” z 1941 roku. Uświa­do­miw­szy sobie, że nie ma dla niego nadziei na uwol­nie­nie i że jego szanse na prze­trwa­nie kolej­nego roku głodu, prze­śla­do­wań i pracy ponad siły są zni­kome, posta­no­wił pod­jąć próbę ucieczki.

Dal­sza część tej książki to eks­cy­tu­jąca i poru­sza­jąca opo­wieść o jego wiel­kiej podróży z dale­kiej Pół­nocy do gra­nicy z Afga­ni­sta­nem. W tym miej­scu trzeba wyraź­nie zazna­czyć, że opo­wieść Michała Krupy nie ma nic wspól­nego z dość popu­larną, ale też kry­ty­ko­waną publi­ka­cją pod tytu­łem Długi marsz, wydaną po raz pierw­szy w 1956 roku. Jej auto­rem był nie­ży­jący już Sła­wo­mir Rawicz, ale została napi­sana przy wydat­nym udziale bry­tyj­skiego dzien­ni­ka­rza Ronalda Downinga. W Dłu­gim mar­szu jest opi­sana rze­koma ucieczka grupy więź­niów z GUŁagu przez pusty­nię Gobi i Tybet do Indii. W 2010 roku na jej pod­sta­wie powstał nawet film w reży­se­rii Petera Weira Nie­po­ko­nani (The Way Back), ale z powodu nie­spój­no­ści oraz sprzecz­no­ści fak­tów i dowo­dów, które poja­wiły się w ostat­nich latach, wia­ry­god­ność tej publi­ka­cji została w znacz­nym stop­niu pod­wa­żona. W jed­nym z mało pre­cy­zyj­nych bry­tyj­skich rapor­tów suge­ro­wano, że w cza­sie II wojny świa­to­wej trzej ska­zańcy dotarli z Sybe­rii do pół­nocno-wschod­nich Indii, jed­nak w świe­tle obec­nych infor­ma­cji wydaje się nie­praw­do­po­dobne, by jed­nym z nich był Rawicz i by w ogóle znaj­do­wał się wów­czas w pobliżu Tybetu. Z nie­dawno ujaw­nio­nych doku­men­tów pocho­dzą­cych z rosyj­skich archi­wów woj­sko­wych wynika bowiem, że wyje­chał on ze Związku Radziec­kiego do Iranu wraz z Armią Andersa.

W opo­wie­ści Krupy jest mowa nie tylko o ludziach, ale też o ich bez­przy­kład­nej wytrwa­ło­ści. W nie­woli i pod­czas ucieczki spo­tkał wiele osób, które na zawsze zapa­dły mu w pamięć – zarówno nie­zwy­kle życz­li­wych, jak i odzna­cza­ją­cych się wręcz demo­nicz­nym okru­cień­stwem. Zale­żało mu na ich upa­mięt­nie­niu i zro­zu­mie­niu, a zara­zem na opo­wie­dze­niu o wła­snych zma­ga­niach ze śnie­giem, gło­dem i służ­bami bez­pie­czeń­stwa. To dzięki jego nie­po­skro­mio­nej cie­ka­wo­ści książka Płyt­kie groby na Sybe­rii jest tak prze­ko­nu­jąca i fascy­nu­jąca.

W łagrze Peczora Michał Krupa zetknął się z bez­względ­nym komi­sa­rzem Kuryłą, na któ­rego roz­kaz więź­nio­wie musieli się przy­glą­dać, jak w bestial­ski spo­sób roz­pra­wia się on ze schwy­ta­nymi ucie­ki­nie­rami sier­pem zdję­tym ze ściany budynku, gdzie wisiał wraz z mło­tem jako sym­bol idei wła­dzy ludo­wej. Z kolei inny komi­sarz czę­sto­wał Krupę papie­ro­sami, cze­ko­ladą i wódką i odno­sił się do niego ze współ­czu­ciem, aby zachę­cić go do pracy poza obo­zem w cha­rak­te­rze kon­ser­wa­tora linii tele­fo­nicz­nych.

Krupa wyko­rzy­stał oka­zję, którą dawała mu ta praca, do ucieczki przez sybe­ryj­skie lasy. Po dro­dze musiał porzu­cić konia na pastwę wygłod­nia­łych wil­ków, ale mimo to dotarł do sta­cji kole­jo­wej, gdzie mun­dur tele­fo­ni­sty pomógł mu się prze­do­stać na czoło kolejki po żyw­ność. Następ­nie połą­czył siły z trzema prze­stęp­cami, rów­nież ucie­ki­nie­rami, z któ­rymi prze­sia­dał się z jed­nego pociągu towa­ro­wego do dru­giego i w ten spo­sób wszy­scy dotarli aż do Permu. Tam szczę­ście ich opu­ściło. Wła­mali się po żyw­ność i wódkę do zaplom­bo­wa­nego wagonu z pro­wian­tem prze­zna­czo­nym dla żoł­nie­rzy na fron­cie i w sta­nie upo­je­nia wpa­dli w ręce patrolu woj­sko­wego. Wycią­gnię­tych z wagonu radzieccy żoł­nie­rze od razu roz­strze­lali. Trzej zło­dzieje zgi­nęli na miej­scu, a ciężko ranny Krupa, któ­remu kula prze­biła na wylot szyję, został na śniegu.

Nie unik­nąłby śmierci, gdyby nie głę­boko wie­rzący mał­żon­ko­wie z pobli­skiej wsi zatrud­nieni na kolei. Dostrze­gli oni cztery ciała i z czy­stej poboż­no­ści posta­no­wili pocho­wać zmar­łych. Pod­czas pochówku zorien­to­wali się, że Krupa żyje, i zabrali go do swego domu. Tam ukryli w szo­pie, w sia­nie, gdzie przez wiele mie­sięcy docho­dził do sie­bie. „Wła­snego syna nie trak­to­wa­liby z więk­szą tro­skli­wo­ścią i miło­ścią” – pisze Krupa. Ich praw­dziwy syn, Jurij, ska­zany za osła­nia­nie przy­ja­ciela, który dopu­ścił się pro­fa­na­cji radziec­kiej flagi, został wywie­ziony do obozu na Koły­mie, do katorż­ni­czej pracy w kopalni złota. Przed­tem Jurij pra­co­wał jako kon­tro­ler bile­tów na kolei, a jego rodzice zdo­byli się na naj­wyż­sze wyrze­cze­nie i poda­ro­wali Micha­łowi mun­dur i prze­pustkę kole­jową syna.

Z tym bez­cen­nym darem Krupa znów wyru­szył w prze­bra­niu na połu­dnie, w kie­runku gra­nicy. Miał do poko­na­nia ponad trzy tysiące kilo­me­trów. W tej czę­ści podróży, w któ­rej uda­wał kon­duk­tora, przy­tra­fiło mu się jesz­cze wiele przy­gód i dziw­nych spo­tkań. Na przy­kład poznał piękną, młodą kobietę, fana­tyczną komu­nistkę; grupę pija­nych i obdar­tych Kaza­chów zmie­rza­ją­cych do armii; ofi­cera, który nabrał podej­rzeń, że Michał jest oszu­stem; bandę uzbro­jo­nych arab­skich prze­myt­ni­ków w Tasz­ken­cie, któ­rzy go zde­ma­sko­wali, ale osta­tecz­nie posta­no­wili chro­nić i udzie­lić mu pomocy. Wszyst­kich napo­tka­nych po dro­dze uwzględ­nił w swo­jej opo­wie­ści, a nie­któ­rych opi­sał z sym­pa­tią. Nie pomi­nął nawet uzbec­kiej rodziny paster­skiej, któ­rej człon­ko­wie wspo­ma­gali go na koń­co­wym odcinku podróży do gra­nicy afgań­skiej.

Cudzo­ziemcy, któ­rzy zna­leźli się w cen­trum zda­rzeń w Związku Radziec­kim pod­czas wojny i na wła­sne oczy widzieli cier­pie­nie, masową migra­cję i tysiące ofiar, po cza­sie uświa­do­mili sobie, że byli świad­kami ludz­kiego hero­izmu na skalę bez­pre­ce­den­sową w histo­rii świata. Michał Krupa wszystko to postrze­gał z zupeł­nie innej per­spek­tywy. Jako Polak i kato­lik uzna­wał Rosję i Zwią­zek Radziecki z komu­ni­stycz­nym reżi­mem za arcyw­roga swo­jej ojczy­zny i kata zdo­by­tej z wiel­kim tru­dem nie­pod­le­gło­ści. Mimo to w książce – z typowo pol­skim podej­ściem – doko­nuje roz­róż­nie­nia mię­dzy radziecką wła­dzą a zwy­kłymi oby­wa­te­lami Kraju Rad. Odnosi się do nich ze współ­czu­ciem, ale też z sym­pa­tią za ich życz­li­wość i czło­wie­czeń­stwo, które „sys­tem” we wszyst­kich okre­sach swego ist­nie­nia sta­rał się nisz­czyć.

Po woj­nie Michał Krupa dowie­dział się, że jego bli­scy zgi­nęli tra­gicz­nie w sowiec­kim GUŁagu. On sam osiadł i zna­lazł pracę w York­shire, poślu­bił Angielkę i wiódł spo­kojne życie. Dopiero gdy napi­sał tę książkę, wiele osób z jego oto­cze­nia dowie­działo się, jak bar­dzo zasłu­żył na wol­ność i spo­kój.

Neal Ascher­son, marzec 2013

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Polski góral

Na połu­dnio­wym zacho­dzie Pol­ski, w pobliżu Kra­kowa – daw­nej sto­licy kraju, na tra­sie wio­dą­cej z Wado­wic do Myśle­nic, a potem dalej na połu­dnie ku Tatrom i do pięk­nego Zako­pa­nego, leży nie­wielka wieś Rud­nik. Daw­niej liczba jej miesz­kań­ców zaj­mu­ją­cych się głów­nie rol­nic­twem nie prze­kra­czała tysiąca.

Do każ­dego gospo­dar­stwa nale­żało nie­wiel­kie pole się­ga­jące pobli­skiego Dalina, wzgó­rza gęsto poro­śnię­tego brzo­zami, sosnami i jodłami. Na jego zbo­czach zawsze rosło mnó­stwo grzy­bów, a latem w niż­szych par­tiach roz­cią­gały się dywany boró­wek, malin i jeżyn.

W łagod­nym gór­skim kli­ma­cie wie­śniacy upra­wiali ogrody, pie­lę­gno­wali stare jabło­nie, śliwy i gru­sze, które rosły tam od poko­leń. Gospo­dar­stwa były na ogół samo­wy­star­czalne. Ich wła­ści­ciele trzy­mali po kilka krów, kury i kozy, a zamoż­niejsi hodo­wali też świ­nie. Każda rodzina miała konia i wóz dra­bi­nia­sty. Wpraw­dzie głów­nym zaję­ciem gospo­da­rzy była uprawa roli, ale każdy z nich, góral z uro­dze­nia, był rów­nież sto­la­rzem lub cie­ślą i sam zbu­do­wał sobie dom na ziemi odzie­dzi­czo­nej po ojcu. Domy miały pro­stą kon­struk­cję: były wyko­nane ze ści­śle dopa­so­wa­nych jodło­wych bali uło­żo­nych na pod­mu­rówce z dużych, pła­skich kamieni. Ściany wewnątrz na ogół wykła­dano sze­ro­kimi, gładko ostru­ga­nymi i pola­kie­ro­wa­nymi deskami. Dach zazwy­czaj był kryty słomą i gon­tem.

W skrom­nych domach znaj­do­wały się dwie izby: jedna spora, kuchenna, z dużym, pro­stej kon­struk­cji pie­cem, sosno­wym sto­łem, codzien­nie sta­ran­nie szo­ro­wa­nym (słu­żył do wszyst­kich prac domo­wych), i kil­koma ławami, które w chłodne zimowe wie­czory przy­su­wało się do pieca. W tym pomiesz­cze­niu zazwy­czaj znaj­do­wały się też dwie albo trzy spore drew­niane pry­cze wymosz­czone słomą, z roze­sła­nymi na niej gru­bymi, mięk­kimi pie­rzy­nami. Były to posła­nia dla dzieci.

Druga izba peł­niła dwo­jaką funk­cję, w ciągu dnia „salonu”, a w nocy sypialni mał­żon­ków. Na drew­nia­nych ścia­nach wisiały wize­runki Naj­święt­szej Marii Panny i Jezusa Chry­stusa, ponie­waż więk­szość miesz­kań­ców była głę­boko wie­rząca. W domach każ­dego wie­czoru przed snem wspól­nie odma­wiało się modli­twy.

Górale nie tylko sami budo­wali domy, ale także zdo­bili je rzeź­bie­niami w stylu regio­nal­nym, które w dal­szym ciągu można zoba­czyć we wsiach na pogó­rzu. Wytwa­rzali rów­nież instru­menty muzyczne z drewna cisów rosną­cych na zbo­czach niż­szych gór. Muzyka i taniec były jedyną roz­rywką miesz­kań­ców tam­tej­szych oko­lic.

W nie­dziele górale przed wyj­ściem do kościoła wkła­dali odświętne stroje. Męż­czyźni ubie­rali się w jasne weł­niane spodnie ozdo­bione czer­wo­nymi lam­pa­sami na nogaw­kach i moty­wami kwia­tów i liści ostu wyha­fto­wa­nymi na bocz­nych kie­sze­niach. Lek­kie skó­rzane kierpce wią­zali na wyso­ko­ści kostek moc­nymi rze­mie­niami z koziej skóry. Każdy męż­czy­zna miał na sobie białą lnianą koszulę i kape­lusz z bia­łymi muszel­kami wokół ronda. Ale naj­waż­niej­szym ele­men­tem tego odświęt­nego stroju była ciu­paga, która w zależ­no­ści od potrzeb słu­żyła też za sie­kierkę lub laskę, ze sty­li­skiem wyko­na­nym zazwy­czaj z lesz­czyny i dość cięż­kim żeleź­cem. Na co dzień górale wspo­ma­gali się ciu­pagami przy cho­dze­niu po nie­rów­nych zbo­czach, w nie­dziele i święta nato­miast słu­żyły im one pod­czas róż­nych uro­czy­sto­ści za ozdobę stroju i ważny ele­ment w tańcu. Ciu­paga była sym­bo­lem jed­no­ści górali prze­ciw wro­gom.

Kobiety ubie­rały się w kolo­rowe, hafto­wane spód­nice i białe hafto­wane bluzki, w mięk­kie kierpce z rze­mie­niami opla­ta­ją­cymi łydki aż do kolan. Na gło­wach nosiły weł­niane chu­sty zakry­wa­jące grube i gęste włosy. W każdą nie­dzielę myło się i szczot­ko­wało konia oraz czy­ściło wóz. Potem całą rodziną jechało się do kościoła, by modlić się do Pana Boga o pokój i dobro­byt.

Wła­śnie w takiej cudow­nej, nie­wiel­kiej wsi ponad sie­dem­dzie­siąt lat temu przy­sze­dłem na świat w rodzi­nie stwo­rzo­nej przez Polaka i Austriaczkę. Mój ojciec był kie­row­ni­kiem małego sklepu rol­ni­czego, w któ­rym miesz­kańcy wio­ski zaopa­try­wali się w roz­ma­ite arty­kuły, jak para­fina, świece (we wsi nie było prądu ani gazu), cukier, zapałki czy papie­rosy. Obo­wią­zy­wał han­del wymienny, ponie­waż ludzie pie­nią­dze mie­wali rzadko, a zda­rzało się nawet że wcale. Przy­no­sili więc jajka, masło, sery i owoce, żeby wymie­nić je na naftę, cukier lub, jeśli cena była przy­stępna, na papie­rosy. Póź­niej ojciec jechał wozem peł­nym świe­żych pro­duk­tów na targ do Kra­kowa, gdzie stał tak długo, aż sprze­dał wszystko do ostat­niego jaja, a potem za uzy­skane pie­nią­dze zaopa­try­wał się w nowe zapasy. Następ­nego dnia han­del wymienny roz­po­czy­nał się od nowa.

Takie życie było pod wie­loma wzglę­dami uciąż­liwe i wyma­gało spo­rego wysiłku. Ale górale mogli swo­bod­nie podró­żo­wać z wio­ski do wio­ski, ze wsi do mia­sta i z jed­nego regionu do dru­giego. Mogli cho­dzić do kościoła, do karczmy na lufkę, tań­czyć i two­rzyć muzykę oraz otwar­cie roz­ma­wiać o swoim życiu i spra­wach ser­co­wych.

Rud­nik szczy­cił się jedną szkołą pod­sta­wową i w niej sta­wia­łem pierw­sze kroki w swo­jej edu­ka­cji. Mój brat, Wła­dek, był o dwa lata ode mnie star­szy, ale szybko dogo­ni­łem go w nauce i wkrótce cho­dzi­li­śmy do tej samej klasy. Dobrze sobie radzi­łem z mate­ma­tyką, czy­ta­niem i pisa­niem, ale o wiele gorzej z pod­po­rząd­ko­wy­wa­niem się szkol­nym regu­łom. Nauczy­ciele wciąż mnie karali za bójki i spra­wia­nie kło­po­tów. Kara pole­gała albo na ude­rze­niu linijką w otwartą dłoń, albo na zatrzy­ma­niu w kozie.

Kie­dyś – mia­łem wów­czas mniej wię­cej sie­dem lat – odsia­dy­wa­łem w pokoju kie­row­nika szkoły karę za jedno z czę­stych prze­wi­nień. Zamknięty na klucz mia­łem dokoń­czyć pewne zada­nie. Znu­dzony, otwo­rzy­łem okno, usia­dłem na para­pe­cie i zesko­czy­łem wprost na grządkę warzywną nauczy­ciela. Spraw­dzi­łem, czy nikt mnie nie widzi, i ucie­kłem do domu, gdzie oczy­wi­ście cze­kało mnie porządne lanie od ojca. Nauczy­ciel był tak wdzięczny losowi, że pod­czas ucieczki nie skrę­ci­łem sobie karku, że przez kilka tygo­dni nie zatrzy­my­wał mnie w szkole po lek­cjach.

Powra­ca­jąc myślami do tam­tych lat, przy­po­mnia­łem sobie, że zawsze byłem dobry w ska­ka­niu. Któ­re­goś dnia ojciec poje­chał na targ, a my – Wła­dek i ja – bawi­li­śmy się w sto­dole. Nama­wia­li­śmy się nawza­jem do sko­ków z okna sto­doły na siano z wyso­ko­ści około ośmiu metrów. Wła­dek zawsze miał obawy, ja nato­miast bez opo­rów rzu­ca­łem się z wyso­kiego okna i wpa­da­łem nogami w mięk­kie siano, śmie­jąc się i krzy­cząc wnie­bo­głosy. Póź­niej, już w szkole śred­niej, zosta­łem szkol­nym mistrzem w sko­kach nar­ciar­skich na czter­dzie­sto­me­tro­wej skoczni. Ta skłon­ność do bra­wury ni­gdy mnie nie opu­ściła i praw­do­po­dob­nie dzięki niej wciąż żyję i mogę opo­wia­dać tę histo­rię.

W liceum w Suł­ko­wi­cach wzią­łem się do pracy. Moim ulu­bio­nym przed­mio­tem była przy­roda. Szcze­gól­nie pocią­gał mnie las, zapach sosen, widok stru­mieni kaska­dami spły­wa­ją­cych po zbo­czach gór, ptaki i dziko rosnące kwiaty – na nich sku­pia­łem swoje zain­te­re­so­wa­nia. Ale przede wszyst­kim głę­boko zako­cha­łem się w górach, spę­dza­łem let­nie waka­cje, wędru­jąc po krę­tych ścież­kach, wypo­sa­żony tylko w ciu­pagę, i pły­wa­jąc w chłod­nych gór­skich jezior­kach. Pod­czas ferii zimo­wych jeź­dzi­łem na nar­tach po zaśnie­żo­nych sto­kach. Tam, w tej małej gór­skiej wio­sce, spę­dzi­łem naj­szczę­śliw­sze dni mego życia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Shal­low Gra­ves in Sibe­ria

Copy­ri­ght © Michael Krupa, 1995

Intro­duc­tion copy­ri­ght © Neal Ascher­son 2013

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2019, 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Agnieszka Horzow­ska

Przy­go­to­wa­nie mapy: Grze­gorz Kali­siak

Pro­jekt okładki i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki oraz ilu­stra­cja na okładce: Zbi­gniew Miel­nik

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Płyt­kie groby na Sybe­rii, wyd. I, Poznań 2020)

ISBN 978-83-8188-727-4

WYDAWCA

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań, Pol­ska

tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer