14,99 zł
Lord Andrew Robson nie zaprząta sobie głowy romansami, woli pomnażać fortunę. Pierwszą kobietą, na którą zwraca uwagę, jest Beatrice. Ta piękna wdowa, nazywana przez gazety Bestią, od dawna cieszy się złą sławą. Poruszony jej sytuacją Andrew proponuje pomoc przy zmianie wizerunku. Dobrze wie, że wyssane z palca skandale mogą zrujnować życie. Beatrice, utalentowana artystka, w podzięce maluje portret lorda, a właściwie dwa. Niestety ten nieprzyzwoity trafia do żądnych sensacji żurnalistów. Zamiast zmiany wizerunku Beatrice czeka kolejny skandal. Jest pewna, że tym razem Andrew jej nie pomoże.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 245
Tłumaczenie:Marta Żbikowska
Andrew Robson miał ochotę dać swojemu kuzynowi Foxworthy’emu pstryczka w nos. Jeszcze jedna historyjka o kobiecych oczach lub piersiach, a przyozdobi jego paskudną buźkę, do której tak wzdychają niewiasty, sińcem.
Trzymając w ręku szklaneczkę brandy, Fox próbował złapać równowagę, żeby nie spaść z biurka.
– Jesteś prawiczkiem – stwierdził, a kropla trunku skapnęła mu na surdut.
Andrew zacisnął dłoń na księdze rachunkowej.
– Moje życie prywatne nie powinno cię interesować.
– Powiedz, ile razy zapraszałem cię na swoje wyprawy? Za każdym razem odmawiałeś. – Fox dopił brandy i ziewając, zajrzał na dno pustego kieliszka. – Jestem taki spragniony! – burknął. Dolał sobie z karafki i przyszpilił Andrew wzrokiem. – No to kogo uwiodłeś?
– Prawdziwy dżentelmen nie chwali się takimi sprawami.
– Ja tobie opowiedziałem o każdej spódniczce, pod którą zajrzałem.
– Tyle że większość z tych historii w ogóle się nie wydarzyła, a reszta przebiegła zupełnie inaczej niż w twoich opowieściach.
– Ja nie dbam o ilość, drogi przyjacielu, ale o jakość. Jesteś moim kuzynem. Krwią z mojej krwi! A nie masz pojęcia o przyjemnościach życia. Jesteś taki ponury, jakbyś był w żałobie. Potrzebujesz damy.
– Wybacz, ale nie mam na to czasu. Jestem zbyt zajęty kryciem cię przed mężami i kochankami – odparł Andrew.
– Zaraz, zaraz, czyżbyś się dobrał do Hannah, z którą prowadziłeś tak górnolotną rozmowę?
-Ona jest zbyt niewinna. Nie wolno sprowadzać takich kobiet na złą drogę.
– Zeszłego lata w mojej sypialni wcale nie była taka niewinna.
– Nie wierzę! – Andrew uderzył w księgę na biurku. Zalała go złość. – Nawet ty nie miałeś prawa zbrukać takiej niewinności!
Fox wzruszył ramionami.
– Byliśmy zakochani. Powinieneś kiedyś tego spróbować.
Andrew ściskał okładkę książki. Zrobił krok w stronę kuzyna.
– Jak mogłeś zbrukać taką niewinną istotę? To niewybaczalne!
– Uwierz mi, wcale nie była taka wyjątkowa. Jedna z wielu pszczółek, które przynoszą mi nektar.
– Zabiję cię!
– Mój niewinny kuzynku. Twoje malutkie berło jeszcze nigdy nie trafiło w ręce żadnej utalentowanej królowej.
– Umrzesz. – Andrew cisnął książką o stół i ruszył w stronę kuzyna.
– Na moim pogrzebie będzie rozpaczać wiele dam – wymamrotał Fox.
Andrew zauważył, że jego kuzyn powoli wycofuje się do drzwi, więc podbiegł, chwycił go za frak, pociągnął w swoją stronę i obalił na ziemię. Fox prychnął, gdy Andrew usiadł mu na plecach. Próbował wyswobodzić się z uścisku, ale Andrew złapał go za nadgarstek. Kiedy Fox kopnął go w goleń, Andrew pociągnął go mocno za fular.
Fox zaczął się krztusić i dławić.
– Wybaczę ci, jeśli mnie zabijesz, ale obiecaj, że nie poharatasz mi twarzy. Znajdę dla ciebie jakąś damę, tylko mnie wypuść. Niezaspokojone popędy zmieniają cię w dziką bestię.
– Spróbuj zbrukać jeszcze jedną kobietę, a zabiję cię tak szybko, że nawet nie zdążysz pożałować – rzucił Andrew, zacieśniając uścisk na fularze.
– Dusisz mnie…
– Oświadczysz się Hannah.
– Nie mogę! Ty natomiast nie masz bladego pojęcia o prawdziwej pasji. Powinieneś się spotkać z Sophią Swift, może byś się od niej czegoś nauczył.
Andrew wstał i otrzepał spodnie.
– Nie zbliżę się do tej wariatki – powiedział stanowczo. – Kiedyś mnie ugryzła.
– Kobiety czasem gryzą. To taka gra. Kiedyś ci to wytłumaczę przy kieliszku – odetchnął głęboko i stanął na nogi.
Andrew szybkim ruchem zdjął marynarkę i położył na biurku. Następnie odpiął guziki jedwabnej kamizelki i upuścił ją na ziemię. W końcu wyjął ze spodni koszulę, uniósł ją i wskazał na bliznę na klatce piersiowej.
Fox pochylił się, żeby lepiej widzieć i uniósł brwi.
– Zostawiła ślad – stwierdził. – Ma ładny zgryz.
– Jestem pewien, że jeśli ją poprosisz, chętnie ugryzie i ciebie.
Andrew miał wtedy szesnaście lat. Ojciec zostawił mu instrukcje, jakie sam chciałby otrzymać w przeszłości od ojca i upewnił się, że syn będzie mógł zostać w przybytku pani Smith przez całą noc.
Sophia była o kilka lat starsza i obiecała, że nauczy go wszystkiego, co powinien wiedzieć. Na początku dobrze się bawili, ale Sophia przegrała w walce z własną namiętnością.
– Okropność! – rzucił Fox przyglądając się ugryzieniu.- Czy ona tego chciała?
– Owszem. Za to ja zniechęciłem się bardzo szybko. Co powiem przyszłej żonie, kiedy zobaczy te ślady?
Fox wyprostował się i zmrużył oczy:
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Powiesz, że ratowałeś pewną damę przed kradzieżą torebki i zostałeś ugryziony w walce ze złodziejem. A może powinieneś powiedzieć prawdę? Marzę o kobiecie, którą namiętność doprowadziła na skraj szaleństwa.
– Przecież to zwyczajna wariatka! Z pazurami jak szpony.
– Zaczynam rozważać twoją propozycję, żeby ją poznać. Zżera mnie ciekawość, czy mówisz prawdę.
– Ależ proszę! Jestem pewien, że znaleźlibyście wspólny temat.
Tamtej nocy czuł się, jakby został zamknięty w pokoju z dzikim zwierzęciem. Na początku entuzjazm Sophii mu się udzielał, ale kiedy dotarło do niej, że wyrządziła mu krzywdę, musiał ją uspokajać. Przez godzinę zapewniał, że nie boli, chociaż bolało jak diabli. Nie spieszyło mu się do kolejnego spotkania. Ojciec miał rację, że spotkanie z Sophią zrobi z niego mężczyznę. Od tamtej pory właśnie tak się czuł.
– Musisz nauczyć się czerpać z życia – wymądrzał się Foxworthy.
– Jasne, tak jak ty – burknął Andrew. – Najpierw chodzisz z głową w chmurach. Będziesz przekonany, że to prawdziwa miłość i kobieta na całe życie. Ale kiedy wpadnie w twoje ramiona, uświadomisz sobie, że nie możesz z nią wytrzymać. Zaczniesz jej unikać, ranić ją. Ewentualnie ona wróci do męża i zapomni o tobie. Wtedy nie będziesz w stanie przestać o niej mówić.
– A jednak warto!
– Kiedy będziesz walił w środku nocy w moje drzwi, by się schować przed zazdrosnym mężem albo będziesz wylewał łzy rozpaczy, przypomnę ci te słowa i skopię ci tyłek!
– Odwiedzam cię, bo lubię grać z tobą w karty. Czasami odczuwam pewną melancholię, bo kobiety są kapryśne. Ale nigdy się nie chowam!
– Ojciec niczego cię nie nauczył?
– Mówisz, jakby twój przekazał ci wiele nauk. – Fox zmarszczył czoło.
Andrew zacisnął pięści, wyprostował się i spojrzał Foxowi prosto w oczy. Żaden z nich ani drgnął.
– Uważaj, gdzie stąpasz – powiedział Andrew, gdy już opanował gniew.
– Nie chciałem cię obrazić, przecież wiesz. Twój ojciec popełnił błąd. I co z tego? Nie chciałem źle o nim mówić. Opłakiwałem go bardziej niż własnego.
Andrew ponownie stłumił gniew. Nie był już zły na ojca, ale Fox to inna para kaloszy. Kierując się jedynie swoimi żądzami, siał zamęt w życiu innych ludzi, a potem zawsze lądował u Andrew. A mimo to wystarczało kilka dni, żeby ponownie się zakochał.
Fox westchnął smutno, ale po chwili jego oczy rozbłysły.
– Nie mogę patrzeć, jak się marnujesz.
– Marnuję się? Nie. Wystarczy jedno spojrzenie na ciebie, żeby wiedzieć, który z nas postępuje rozsądniej. To ty wciąż popadasz w rozpacz albo w kłopoty.
– Masz rację – przyznał Fox i odwrócił wzrok. – Chyba popełniłem błąd. Zniszczyłem życie pewnej młodej kobiecie. Obawiam się, że jest zbyt wrażliwa. Otrzymałem list od jej przyjaciółki. Opowiedziała mi o jej głębokim smutku. Obawiam się, że może odebrać sobie życie.
– Chyba nie mówisz poważnie!
– Niestety.
– W takim razie musisz koniecznie poinformować o tym jej rodzinę.
– Nie mogę. Nie mieszka z nimi. To dama do towarzystwa, żyje w cieniu swojej pani. Wszyscy niej drwią, przezywają starą panną. Chciałem okazać jej odrobinę współczucia. Uświadomić, że ma piękne wnętrze. Ale ona się we mnie zadurzyła. Powiedziałem jej, że jej nie kocham. Podobno jest bardzo przybita. Boję się z nią spotkać, bo nie chcę potęgować jej cierpienia.
– Moje cierpienie potęgują spotkania z tobą. Mimo to musisz z nią porozmawiać.
– Jeśli obiecam, że w przyszłości będę bardziej rozważny, zajrzysz do niej? Sprawdzisz, czy czuje się lepiej? – spytał Fox. – Jestem pewien, że wkrótce o mnie zapomni.
– Nie mogę odwiedzić obcej damy. To nie wypada.
– Możesz. Tilly jest tylko damą do towarzystwa, a jej pani będzie dzisiaj poza domem. Wyślę jej liścik, żeby czekała na mnie wieczorem przy wejściu dla służby. Na pewno przyjdzie. Jesteś jedyną osobą na świecie, która zdoła ją przekonać, że nie jestem godzien jej łez.
– Musisz sam to zrobić.
– Nie! Ja już próbowałem. Nie posłuchała. Ale ty możesz ją przekonać, żeby nie odbierała sobie z mojego powodu życia.
– W takim razie poszukajmy kogoś innego.
– Nie, bo jeśli wieść się rozniesie, a jej reputacja zostanie nadszarpnięta, naprawdę może sobie coś zrobić. Jest bardzo wrażliwa. Pomóż mi, a ja obiecuję poprawę.
Beatrice wysiadła z powozu i wspięła się po schodach kamienicy. Gdy była na górze, drzwi otworzyły się, ale kiedy zaczęła wchodzić do środka, coś gwałtownie ją zatrzymało. Jedwabny rąbek sukni zahaczył o próg. Odwróciła się i kiedy szarpnęła za suknię, usłyszała trzask.
– Mogę to dla panienki załatać – powiedział kamerdyner jej brata. Brzmiał, jakby mówił z zaświatów. Nawet wyglądał jak duch.
– Tylko ile można czekać! – burknęła Beatrice.
– Proszę o wybaczenie. To przez mój wiek. Stałem się zbyt powolny. Czasami zapominam, gdzie moje miejsce – powiedział, ale na jego twarzy nie malowały się żadne emocje.
– Bzdura! – żachnęła się Beatrice. – A ile właściwie masz lat?
– Licząc w latach kamerdynerów – sto trzy.
Za nimi stanęła pokojówka. Przyniosła Beatrice torebkę, książkę i ulubioną wełnianą narzutkę.
– A ile to jest w przeliczeniu na ludzkie?
– Już nie pamiętam.
– Arthurze…
– Nazywam się Arturo.
– Nieprawda.
– Jednak jestem tego pewien.
– Nazywasz się Arthur – skwitowała Beatrice.
– Jak sobie panienka życzy. Panienka powinna lepiej dbać o garderobę. Pani Standen narzeka, że panienka jest nieostrożna i ciągle trzeba coś łatać.
– Słuchanie żony jest jednym z obowiązków męża, Arthurze – odparła Beatrice, uśmiechając się złośliwie.
– Arturo!
– Arthurze – powtórzyła stanowczo, po czym kiwnęła głową z dezaprobatą i ruszyła na schody, trzymając suknię wysoko, żeby nadszarpnięty skrawek nie ciągnął się po ziemi. – A niech to! – mruknęła pod nosem. – Nie wiem, co sobie myślałam, kiedy wybierałam buty na odwiedziny u ciotki.
Powoli wspinała się na górę. Każdy krok był bolesny, ale to przecież minie. Ważne, że wyrwała się z wiejskiej posiadłości i spędzi trochę czasu u brata w Londynie.
– Zejdź do kuchni. Poproś kucharza, żeby przygotował dla nas coś pysznego – poinstruowała pokojówkę, a potem skierowała się do pokoju swojej damy do towarzystwa. – Tilly, nie uwierzysz – zaczęła, ale widok Tilly sprawił, że zaparło jej dech w piersiach. Tilly miała na szyi naszyjnik z ametystami, który Beatrice dostała od Rivertona jeszcze przed ślubem. Była również ubrana w jej suknię!
Owszem, Tilly jako jej kuzynce, wolno było więcej, ale to już chyba przesada.
– Droga kuzyneczko – zaczęła Beatrice słodko. – Kiedy powiedziałaś, że źle się czujesz i chcesz zostać w domu, zrozumiałam. Ale teraz zastanawiam się, jaką dolegliwość leczysz ametystami? A te rumieńce… Nie masz gorączki, po prostu użyłaś mojego różu. Odnoszę wrażenie, że twoja migrena minęła. Czy tak?
– Tak – szepnęła Tilly, choć w jej spojrzeniu trudno było dostrzec skruchę.
– Tilly, osobiście wypierzesz tę suknię i odniesiesz do mojego pokoju. Dobrze wiesz, że to pechowa sukienka.
– Tak. Wiem też, że nigdy jej nie nosisz, dlatego pomyślałam…
– Nigdy jej nie noszę, bo… Nosiłam ją w dniu… – nie była w stanie dokończyć.
– On już nie żyje. I z tego, co mi wiadomo, zmarł w ramionach innej kobiety – wycedziła Tilly.
– W porządku, możesz ją zatrzymać. Proszę bardzo. Wyślę ci ją razem z resztą twoich rzeczy. Wyjeżdżasz. Będziesz pomagać mojej gosposi w pracach domowych.
– Nie zgadzam się! Mam dość odoru twoich farb, tego, że omijają mnie wszystkie przyjęcia, a przede wszystkim mam dosyć ciebie! – Tilly zdjęła naszyjnik i wcisnęła go Beatrice w dłonie.- Jesteś potworna! – Oddała jej również kolczyki z perłami. – Ale dziękuję za suknię. Wyglądam w niej o wiele lepiej niż ty.
Otworzyła szufladę, wyjęła z niej torebkę i schowała do niej kilka rzeczy. Kiedy stanęła w drzwiach, obejrzała się za siebie i rzuciła:
– Tamtej nocy, kiedy rzuciłaś w męża wazą… Pocieszyłam go na kanapie w bibliotece – powiedziała niskim, gardłowym szeptem, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.
Beatrice zamknęła oczy. Riverton. Ten podły zdrajca nie żył już od dwóch lat, a ona wciąż nie pochowała go w swojej pamięci. Drań śmiał się z niej zza grobu.
Przeniosła się do domu brata, żeby o nim zapomnieć, ale nie pomogło.
Miłość to farsa. A małżeństwo? Pułapka dla naiwnych.
Trzymając biżuterię w dłoni, podeszła do szafy i zajrzała do środka. Na półkach leżała pościel. Znalazła też parę rękawiczek. Pamiętała, że je kupiła, ale nie była pewna, czy oddała je Tilly. Cisnęła je z powrotem do środka. Niech je sobie weźmie. Szerokiej drogi!
Beatrice przejrzała rzeczy Tilly, po czym usiadła na jej łóżku. Kiedy rozglądała się po pokoju, zauważyła wyblakłe firany. Kiedyś wisiały w salonie, potem zostały skrócone i trafiły tutaj.
Tilly myślała, że ma prawo przywłaszczać sobie ochłapy po niej – łącznie z jej mężem. Beatrice spojrzała na naszyjnik z ametystów. Wątpiła, by jeszcze kiedykolwiek miała go założyć. Może zaniesie je do jubilera i poprosi, żeby osadził je w innym naszyjniku.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedziała.
Do środka zajrzała pokojówka. Na jej widok cofnęła się.
– Najmocniej przepraszam, pani Riverton. Chciałam powiedzieć pannie Tilly, że przyszedł do niej liścik.
Beatrice odłożyła biżuterię i wyciągnęła dłoń po list. Pokojówka uświadomiła sobie, że nie ma wyjścia, powoli podała jej liścik.
Kiedy drzwi się zamknęły, Beatrice została sama z ametystami i wspomnieniami. Nosiła tę nieszczęsną suknię podczas podróży poślubnej. Miała ją również na sobie w dniu, w którym ratowała pokojówkę przed rozwścieczonym Rivertonem. Zraniła go nożyczkami z jego kompletu do golenia, bo był gotów ją udusić.
Jej brat był zdruzgotany, słysząc przydomek, który później do niej przylgnął. Nikt nie ważył się mówić o tym w towarzystwie, ale on i tak nalegał, żeby coś z tym zrobiła.
Co za ironia losu! Przylgnął do niej przydomek Bestii, podczas gdy to jej mąż miał paskudny charakter.
Jej brat nienawidził zakłamania Rivertonów jeszcze mocniej niż ona. Wilson szalał ze złości, bo czuł, że powinien chronić siostrę. Ona nie chciała kolejnego skandalu, dlatego robiła dobrą minę do złej gry. Nie przejmowała się, że jej rodzina jest na językach, dopóki nie zaczęto plotkować o incydencie z nożyczkami. Jej mąż udusiłby wtedy pokojówkę, której jedynym przewinieniem było to, że weszła do jego pokoju, by zanieść mu świeżą pościel. Twierdził, że wziął ją za włamywacza.
Riverton. Niech spoczywa w pokoju. Najlepiej rozszarpany na strzępy. Jak najmniejsze.
Otworzyła liścik.
Tilly,
Zdobyłem wysadzane ametystem kolczyki, których tak bardzo pragnęłaś. Mogą trafić w twoje ręce nawet jutro, jeśli tylko przekonasz lorda Andrew, że jesteś nieśmiała i głęboko rozżalona, ponieważ cię odtrąciłem. Przede wszystkim jednak musisz go pocieszyć i sprawić, by przemógł swą niechęć do rozkoszowania się tym, czego może zapragnąć mężczyzna. Niestety w przeszłości opierał się takim pokusom.
Pojawi się przy wejściu dla służby, kiedy tylko zegar wybije północ. Jeśli pozwolisz mu zostać do rana i poprawisz humor, otrzymasz wymarzone ametysty.
Z poważaniem,
F.
Beatrice odwróciła liścik. Nie znalazła pieczęci ani pełnego podpisu, więc przeczytała ponownie.
Prawiczek? Lord Andrew? Imię brzmiało znajomo. Może słyszała je kiedyś od brata. Jeśli tak, to ten Andrew jest bratem księcia.
Kiedy zwinęła kartkę i przyłożyła ją do twarzy, poczuła zapach męskich perfum. Ktokolwiek ich używał, był zbyt dojrzały, żeby być prawiczkiem.
Mimochodem dotknęła liścikiem dolnej wargi. Zapach przypomniał jej, jak Riverton po raz pierwszy wziął ją w ramiona i jak wspaniale się wtedy poczuła. Zaraz się jednak skrzywiła. Riverton był gotów powiedzieć kobiecie wszystko, co chciałaby usłyszeć. Łącznie z oświadczynami.
Kiedy powiedział, że niewysoki wzrost czyni ją jeszcze piękniejszą, przestała nosić pantofle na obcasach. Potrafił nawet komplementować jej nieładny nos i brązowe włosy, których nigdy nie potrafiła ujarzmić. Stwierdził, że tak właśnie musiały wyglądać syreny. Riverton doskonale wiedział, które cechy sprawiały, że czuła się niepewna, po czym rozwiewał jej wątpliwości. A ona wpadła w tę pułapkę.
Jak mogła być tak głupia? A wszystko tylko dlatego, że uwielbiała być adorowana.
Po mężu postało jej tylko wspomnienie zdrady i świadomość, że objęcia mężczyzny nie tylko koją, ale też zwodzą. I wszechogarniające poczucie osamotnienia. Kiedy mężczyzna uda się do domu uciech, świadkowie odwrócą wzrok, udając, że tego nie widzieli. Kobiety nie mają dokąd uciec.
Nie miała ochoty na romanse ani na kolejne małżeństwo, ale tęskniła za bliskością. Większość wdów nie musiała się kryć z uczuciami, ale te, które cieszyły się równie złą sławą, co ona, nie dostawały wielu propozycji tańców do białego rana. Tymczasem podczas szarpaniny Beatrice wcale nie celowała w jego części intymne, ale Riverton rozpowiedział, że zaatakowała go podczas snu.
Żaden mężczyzna nie będzie się przecież starał o względy kobiety, która przejawia takie niebezpieczne skłonności.
Tak dobrze byłoby się do kogoś przytulić, ale żeby za to płacić? Przymknęła oczy i pokiwała głową, zniesmaczona postępowaniem Tilly. Widocznie ten, którego miała uwieść, był bardzo odpychający.
Powoli zgniotła w dłoniach list. Tilly nie powinna robić czegoś takiego, nawet dla najpiękniejszej pary kolczyków. Może czuła się samotna? Cóż, najlepszym lekarstwem na brak męskiej urody są zgaszone świece i wino. Dużo wina.
A zatem ten z liściku jest też synem księcia. Nie była pewna, którego, większość z nich była już tak leciwa, że prędzej zwróciłaby uwagę na ich wnuków Skoro to prawiczek, wystarczy go przytulić, a odejdzie przekonany, że został potraktowany po królewsku. Może nawet mogłaby go lekko ugryźć? Od takich czułych ugryzień Riverton wpadał w spazmy rozkoszy.
Podeszła do lustra i rozpuściła włosy. Pozwoliła im łagodnie opaść na ramiona. Później złapała kilka kosmyków, uformowała je w kok i spięła spinkami. Nie była to jej najlepsza fryzura, ale i tak będzie musiała nakryć głowę, żeby nie zostać rozpoznaną.
Powinna się też przebrać, ale to żaden kłopot. Pani Standen, gosposia, miała cały zapas starych sukienek. I okulary, których używała do szycia. Nawet gdyby Beatrice spotkała później tego lorda, na pewno by jej nie rozpoznał.
Liczyła na to, że pani Standen pożyczy jej również odrobinkę perfum. Mogłaby przysiąc, że starsza pani pryskała się mieszanką olejku waniliowego i cynamonowego, bo zawsze pachniała, jakby wyszła z cukierni. Czy to nie idealny zapach, żeby uwieść dojrzałego prawiczka? Może uda się jej podarować mu wspomnienie, które staruszek zabierze ze sobą do grobu?
A on nigdy nie dowie się, że spędził noc z lady Riverton, czyli, jak nazywały ją gazety, Bestią.
Andrew nie wyglądał za okno powozu, skupił się na słowach Foxa. To nie pierwszy raz, kiedy pocieszał kobietę doprowadzoną na skraj rozpaczy przez swojego kuzyna.
Dołożył wszelkich starań, żeby wyglądać jak dżentelmen, któremu można zaufać. Mina jego lokaja, Fawsetta, zdawała się to potwierdzać. Biały fular leżał idealnie, a dopasowany czarny surdut podkreślał szczupłą sylwetkę. Świeżo ogolone policzki lekko piekły, a zapach mydła do golenia przypominał zapach świeżo ściętego drewna. Wziął głęboki wdech.
Kiedy wysiadł z powozu, zawahał się. Poznawał ten dom. Tu mieszkał architekt, którego kiedyś wynajął. Grubiański mężczyzna, z którym nie chciałby mieć więcej do czynienia.
Może udali się pod zły adres? Spojrzał na stangreta i zapytał:
– Czy jesteś pewien, że Fox mówił o tej rezydencji?
– Tak. Foxworthy powiedział, żebym zaprowadził pana pod wejście dla służby.
Andrew poczuł zdenerwowanie. Przestraszył się, że kiedyś już spotkał tę kobietę albo spotka ją w przyszłości. Poczułby wówczas zażenowania z powodu rozmowy, którą mieli zaraz przeprowadzić.
Ruszył schodami, które prowadziły do wejścia dla służby. Nieśmiało zastukał do drzwi, które natychmiast się otworzyły. W półmroku dostrzegł twarz.
A niech to! To miała być ukochana Foxa?
Na głowie miała jeden z tych czepków, jakie nosiła jego babcia. Na nosie okulary, a spod czepka wypadały włosy, które zakrywały połowę twarzy. W dłoniach trzymała małą świeczkę, która na szczęście nie dawała wiele światła. Kobieta była ubrana w suknię z długimi rękawami ozdobionymi frędzlami i dziwacznym kołnierzykiem. Nawet jego babcia nie odważyłaby się włożyć czegoś tak ekscentrycznego.
– Tilly? – zapytał.
Kobieta przystawiła mu świecę do twarzy, jej wzrok podążał za płomieniem. Dziwne oględziny.
– Psiakrew! – mruknęła pod nosem i podeszła bliżej. Jeszcze chwila i go podpali. Odsunął się.
– Tilly? – spytał ponownie, chociaż nie miał już wątpliwości. Jeszcze raz przyjrzał się starej pannie, po czym zebrał się w sobie. W myślach dobierał słowa, ale kobieta nagle złapała go za ramię i pociągnęła za sobą.
– Do środka! Szybko!
Nie miał wyjścia, musiał się poddać. Dla własnego bezpieczeństwa zdmuchnął jednak świecę.
Ciągnąć go za ramię przez korytarz, burknęła:
– Ciemno. Przepraszam. Trzymaj się mnie. Znam drogę.
Stąpał ostrożnie, uważając, żeby nie wplątać się w jej dziwaczną suknię.
– O rety – mruknęła pod nosem, kiedy podeszli do wąziutkiej klatki schodowej. Andrew delikatnie postawił stopę na pierwszym schodku, po czym powiedział:
– Fox bardzo się martwi…
– Cicho! – przerwała mu. – Porozmawiamy na górze.
– W porządku.
Otworzyła drzwi do ciasnego pokoiku z malutkim łóżkiem. Dla Andrew na pewno było za krótkie. Przestrzeń w rogu zajmowała wielka szafa. Niezbyt miła izdebka, choć w świetle zaledwie jednej świecy, w dodatku stojącej z daleka od łóżka, ciężko było ocenić. Pokój zdążył się natomiast wychłodzić po upalnym dniu.
Kobieta zapaliła lampkę i postawiła ją obok świecy. Później przysunęła krzesło i gestem dała mu znać, żeby usiadł. Sama usiadła na łóżku i położyła dłonie na kolanach.
Nie wyglądała na zrozpaczoną. Na pewno nie tak, jak się spodziewał. Usiadł.
– Wygląda na to, że szybko zapominasz o moim kuzynie.
– Twoim kuzynie? O nie, jestem zrozpaczona. I bardzo smutna.
– Myślałem, że znacznie bardziej.
– Wczoraj jeszcze byłam, ale dziś rano poczułam się o wiele lepiej.
– Cieszę się. W takim razie będę już szedł.
Kobieta zerwała się z łóżka i chwyciła go za rękę.
– Jestem taka nieszczęśliwa! Na granicy rozpaczy! Jeśli mógłbyś zostać jeszcze chwilkę… Kiedy zobaczyłam cię w drzwiach, zapomniałam o wszelkich zmartwieniach.
– Czyli wcale nie rozpaczałaś z powodu utraty Foxa?
– Foxa? Lorda Foxworthy’ego? Tańczyłam z nim raz. To tyle. Jeśli mam być szczera, myślę, że jest trochę zadufany w sobie. W dodatku nosi kamizelki w kolorze indygo, żeby podkreślić błękit swoich oczu, a kiedy mówi, trzepocze rzęsami.
– Kamizelki kupuje mu matka. Zakłada je, żeby zrobić jej przyjemność. Rzeczywiście lubi się wymądrzać, ale nie jest złym człowiekiem. I faktycznie może zbyt wiele razy słyszał, że ma piękne oczy.
– Ja wolę brązowe.
– Odnoszę wrażenie, że zaszła pomyłka.
– Bez wątpienia. I nie musisz… Chodzi o kolczyki. Niech Fox je sobie zatrzyma. Nie chcę ich. Spotkanie z tobą wszystko mi wynagrodziło.
– Co za ulga. – Fox się wreszcie doigra! Może Andrew łaskawie pozwoli mu wybrać garnitur na swój pogrzeb, ale pozostałe kwestie załatwi sam.
– Wyglądasz jak rycerz albo zdobywca. Ktoś o wielkim majestacie. Ale pewnie często słyszysz podobne opinie – szepnęła, wachlując twarz dłonią.
– Obawiam się, że wyciągnęłaś pochopne wnioski.
– Z pewnością. Byłam przekonana, że będziesz… szpetny. I o wiele starszy – powiedziała.
– A skoro już mówimy o wieku… Ile masz lat? – spytał i wycofał się na środek pokoju.
– Dwadzieścia sześć.
– Chyba żartujesz – skwitował. Może dziesięć lat temu.
– Mówię prawdę – zapewniła. Zdjęła okulary i podeszła bliżej. Z lekko pochyloną głową patrzyła mu prosto w oczy.
Bez okularów faktycznie wyglądała młodziej, a Andrew zawsze przedkładał dobre maniery nad szczerość.
– Wyglądasz na nie więcej niż dwadzieścia trzy.
Odłożyła okulary na stolik nocny, po czym z zadowoleniem kiwnęła głową i spytała z uśmiechem:
– A ty? Ile masz lat?
– O dwa lata więcej od ciebie.
– Idealnie – powiedziała. Podniosła dłoń do policzka i Andrew dostrzegł czerwone ślady na jej knykciach.
– Co ci się stało?
– Cynober. Malowałam dzisiaj rano. Pracuję nad miniaturą. Mam ze sobą kilka farb. Och – westchnęła. Nie przestawała mu się przyglądać. – Twoje uda są takie kształtne i mocne.
Andrew kiwnął głową, dziękując za komplement. Rzadko się zdarzało, żeby kobiety zachwycały się męskimi udami, ale dobre i to.
– I ramiona jak ze stali. – Jedną dłonią wciąż trzymała go za rękę, drugą pogładziła po ramieniu.
– Dziękuję – powiedział, próbując ukryć uśmiech zadowolenia.
– To nagroda dla mnie – zachichotała. Puściła jego dłoń i skrzyżowała ręce na piersiach. – Jestem taka wdzięczna! Zupełnie nie spodziewałam się mężczyzny takiego jak ty.
– Dostaniesz wymarzone kolczyki, ale to będzie prezent ode mnie, nie od mojego kuzyna. Przyjacielski gest, nic więcej.
– Będę dbać o ten upominek. Pamiątkę miłego spotkania dwójki przyjaciół. Lordzie Andrew, gdybym tylko wiedziała, że mężczyźni tacy jak ty kręcą się w pobliżu, wystawiłabym czasami nos zza sztalug – powiedziała. Poklepała go po ramieniu i nieśmiało pogłaskała po klatce piersiowej.
Była tak blisko, że poczuł jej zapach. Zapach, który wcale nie kojarzył się z niedozwolonymi uciechami, lecz ze zdrowiem, domem i ciepłem.
Lekko się zachwiała, ale złapał ją w biodrach, żeby nie upadła. Widocznie wypiła za dużo wina.
– Powinienem iść – powiedział, ale jej nie puścił.
– Tak, powinieneś. Ale jeszcze nie teraz. Pozwól mi rozkoszować się tą chwilą. Minęło tyle czasu, od kiedy… Właściwie to ja jeszcze nigdy…
– Nigdy?
– Na pewno nie z kimś takim jak ty. Jesteś taki silny. I pachniesz jak drzewa. Jeszcze nigdy nie byłam z mężczyzną, który pachniał lasem.
Andrew poczuł zalewającą go falę ciepła. Powoli odgarnął luźny materiał sukni, próbując wyczuć pod spodem kształty. Ta kobieta miała przyjemnie zaokrąglone biodra. Idealne.
Powinien natychmiast wyjść. Zrobił krok w tył, próbując wyzwolić się z jej uścisku, ale wtedy potknęła się. Złapał ją, żeby nie upadła.
– Wypiłaś za dużo wina? – zapytał.
– Nie. Cieszyłam się twoim towarzystwem. Nie chcę, żebyś odchodził. A gdybyś tak został jeszcze chwilkę? Cena nie będzie wygórowana. O wiele niższa niż za kolczyki.
– Muszę już iść. Zająć się kuzynem.
– Te słowa były dla mnie jak policzek.
– Ależ ja bym nigdy… Panno Tilly, nie chciałem pani obrazić!
– Och, nieważne. Naprawdę, proszę się nie kłopotać. To, co pan powiedział, przywiodło mi na myśl kilka nieprzyjemnych wspomnień – odparła i opuściła ręce.
Andrew chwycił jej dłonie.
– Nie chciałem przypominać ci o złych rzeczach. I nie jestem wściekły na Foxa, że zaaranżował nasze spotkanie. Nie podoba mi się tylko, że mnie oszukał.
– Cóż, moja kuzynka właśnie okazała się mściwą jędzą. A przecież zawsze była dla mnie taka miła! Tak naprawdę jest niebywale okrutna. Właśnie uświadomiłam sobie, że przez lata przyjaźniłam się z kimś, kto cieszył się każdym moim niepowodzeniem. Może faktycznie powinieneś już iść. Muszę rozmówić się z kuzynką.
Zaczęła drżeć. Nie wiedział czemu, ale pomyślał wtedy o małym ptaszku, który wypadł z gniazda. Nie mógł jej tak zostawić.
Oparł dłonie na jej ramionach, nachylił się i szepnął:
– Prosta sprawa. Przedstawię twoją kuzynkę mojemu kuzynowi. Zajmą się sobą nawzajem.
– Och… – westchnęła i przysunęła się jeszcze bliżej. Ich twarze dzieliły już tylko milimetry. – Obawiam się, że już się spotkali…
– W takim razie możemy zaaranżować ponowne spotkanie.
– Jesteś ideałem. Nie dość, że przystojny, to jeszcze żądny zemsty.
– Nie jestem przystojny – odparł, obejmując ją mocno.
– I skromny!
– Szaleńczo! Niestety, muszę już iść. Ale cieszę się, że dzięki Foxowi miałem okazję cię poznać.
– Nie szukasz może panienki do towarzystwa?
– Nie. Nie lubię takich skomplikowanych sytuacji.
Pisnęła i wyrwała mu się, ale już po chwili ponownie go przytuliła.
– Nie lubi skomplikowanych sytuacji, jest mściwy i wygląda jak grecki bóg. To zbyt wiele. Ja chyba śnię! A na pewno będę o tobie śnić! – zaśmiała się, po czym odsunęła się o krok i delikatnie pogłaskała go po twarzy.
– Byłbym zaszczycony, ale jutro muszę wcześnie wstać – powiedział i zaskakując ich oboje, pocałował ją w policzek.
– Rozumiem doskonale – powiedziała.
– Do widzenia – odparł i ich usta spotkały się. Cały świat przestawał się liczyć, kiedy trzymał ją w ramionach. Kiedy skończyli pocałunek, nie odsuwając się od niego, wyszeptała:
– Miło było cię poznać.
– Nawzajem – odparł Andrew i powoli zaczął rozpinać haftki jej sukni. Był zdziwiony, jak łatwo mu to przyszło.
Smukłymi palcami zjechała w dół i zatrzymała się na fularze.
– Nie rozumiem, jak mężczyźni mogą nosić takie rzeczy. Ja bym się w tym udusiła.
– Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale masz rację. Robi się coraz duszniej.
– Byłoby ci chłodniej, gdybyś go zdjął.
Nagle odezwał się w nim głos rozsądku. Nie powinien poddawać się nagłemu przypływowi namiętności, ale kiedy na nią spojrzał, dostrzegł, że jest idealna. Objął jej twarz dłońmi i pocałował ją.
Przytuliła go jeszcze mocniej i poczuła, że jest gotowy. Zadrżała i szybkim ruchem zrzuciła pantofle, po czym podniosła wzrok, by zobaczył jej usta. Pełne i czerwone, niczym obietnica wszystkiego, czego może zapragnąć mężczyzna.
Obietnica została spełniona. Jeszcze żadna kobieta nie całowała go z taką pasją. Na taką kobietę warto czekać, ale on czekał przez całe życie i stracił cierpliwość. Kiedy rozpiął ostatnie haftki, a ona znów się zachwiała, rzucił ją na łóżko, amortyzując upadek dłońmi.
Sięgnęła w dół i zaczęła powoli podciągać sukienkę. Andrew znieruchomiał, patrzył na nią oniemiały.
– Chcę być pierwszą rzeczą, o której pomyślisz, kiedy się obudzisz – szepnęła.
– Zapewniam cię, że będziesz pierwszą i jedyną kobietą, o której będę jutro myślał.
Nagle usłyszał cichy, ale wzburzony głos i kroki w korytarzu. Było już za późno, żeby zgasić świece.
– I wtedy po prostu mnie wyrzuciła! Powiedziała, że odeśle moje rzeczy do mojej matki, ale postanowiłam wrócić po ubrania już teraz.
Do środka weszła kobieta, której nie znał, oraz mężczyzna, którego znał aż za dobrze. Oboje znieruchomieli. Architekt zajrzał przez drzwi.
– Proszę o wybaczenie – powiedział Andrew i ukłonił się lekko.
– No ładnie – skwitowała kobieta, która trzymała w ręku lampę naftową. Uśmiechnęła się i rzuciła mężczyźnie znaczące spojrzenie. Zwróciła wzrok na łóżko i syknęła:
– Wstyd!
– Tilly, odejdź – rzucił architekt. Jego głos był tak ostry, że można nim było ciąć powietrze.
Andrew spojrzał na łóżko. Tilly ani drgnęła, za to kobieta z lampą położyła dłoń na klamce.
– Równie dobrze możesz mi wysłać moje rzeczy. Nie potrzebuję ich jednak tak bardzo. Muszę porozmawiać z matką. A ona myślała, że to ja jestem… Żegnaj! – rzuciła i wyszła.
Andrew spojrzał w stronę łóżka. Tilly opuściła sukienkę tak, że udało się jej zakryć kolana. Sięgnęła ramienia, żeby poprawić rękaw, ale od razu się zsunął.
– Wilsonie… – zaczął Andrew i zrobił krok, żeby zasłonić Tilly. – Przykro mi z powodu widoku, który tu zastałeś, ale o ile wiem, pani domu wyjechała i Tilly nie jest jej chwilowo potrzebna. Poza tym i tak już wychodziłem.
– Odejdź natychmiast. – Wilson zacisnął pięści i rzucił mu złowrogie spojrzenie.
Kobieta podniosła się z łóżka i zwróciła się do Wilsona:
– Czy ty przypadkiem nie powinieneś być gdzieś indziej?
Andrew skonsternowany spojrzał w stronę łóżka. Panienka do towarzystwa nie powinna w ten sposób rozmawiać z gospodarzem.
– Tilly?
Andrew zrobił unik przed atakującą go pięścią, a Tilly wskoczyła między mężczyzn. Andrew odsunął ją na bok. Szykował się do ataku na przeciwnika.
– Will! Nie powinieneś wchodzić do pokoju Tilly – syknęła.
– To mój dom! – ryknął Wilson. – I nie wiem, lordzie Andrew, jak udało ci się przekonać moją siostrę, żeby przebrała się w taki strój i zechciała zaspokoić twoje przedziwne żądze. Nigdy bym nie przypuszczał, że masz takie skłonności.
Do diabła, pomyślał Andrew. Zbłądził. Tak samo, jak jego ojciec. Za nic nie chciał splamić honoru Tilly.
– Ta kobieta i ja żywimy do siebie głębokie uczucia i rozważamy ożenek.
– I myślisz, że ja ci na to pozwolę?
– Jest już dorosła i może sama o sobie decydować. Jest wolna – powiedział Andrew, zaciskając pięści.
– Ona jest wdową! – rzucił Wilson.
Andrew opuścił ręce i spojrzał na kobietę. Wilson nazwał ją swoją siostrą. I wdową. Kiedyś już o niej słyszał. W jego głowie kłębiły się myśli. To nie była Tilly.
– Jesteś tą Beatrice, która…?
– Na twoim miejscu nie kończyłabym tego zdania – przerwała mu. Wstała z łóżka i poprawiła sukienkę. – Chyba że chcesz się dowiedzieć, jaka drzemie we mnie bestia.
Andrew i Wilson weszli do biblioteki. Drobne, złote wzory na ścianach zostały powtórzone na zasłonach. Nawet framugi drzwi miały dopasowane wzory. Jedynie obraz zaburzał wysmakowany wystrój wnętrza – przedstawiał scenę walki pomiędzy ryczącym niedźwiedziem, zwierzęciem przypominającym borsuka i smokiem.
Serwantka pod ścianą, w której trzymano karafki, służyła nie tylko do przechowywania rzeczy, ale była też imponującą wystawą szkła. Andrew stanął z jednej strony mebla, architekt z drugiej.
Andrew czekał, aż Beatrice do nich dołączy. Wilson upierał się, że najpierw powinna się przebrać.
Bestia Beatrice. O mały włos dzielił z nią łoże. Ale może nie ma się czemu dziwić? Całkowicie się zapomniał.
– Małżeństwo powinno rozwiązać ten problem. Nie pozwolę zniszczyć jej reputacji. To niewybaczalne – powiedział Andrew.
– Mogła trafić gorzej – Wilson przerwał ciszę. – Ostatecznie to lady Riverton. Myślałem, że hrabia lepiej sobie z nią poradzi. Przykre, że tak szybko odszedł, no i za długo zwlekał ze ślubem. Kiedy zachorował, nie cierpiał wystarczająco. Gdyby nie hojna oferta małżeńska i postanowienia zawarte w jego testamencie… Mimo to gdybym wiedział, jaki z niego łajdak, nigdy nie pozwoliłbym mu zbliżyć się do Beatrice. Zmiażdżyłbym go jak orzech. – Odstawił kieliszek na drewniany blat i spojrzał na Andrew. Zmącony wzrok Wilsona sugerował, że nie była to pierwsza brandy tego wieczora.
Andrew sięgnął po karafkę, żeby dolać Wilsonowi brandy.
– Gdybyś potrzebował pomocy w chronieniu siostry, daj mi znać.
Wilson uniósł brwi z aprobatą.
– Stworzyłem dla ciebie arcydzieło, a ty mi tak odpłacasz.
– Popełniłem błąd, ale go naprawię. Myślałem, że to ktoś inny. Ona jest fascynująca. Nawet w tym okropnym czepku wpada w oko.
– Jesteś pierwszym człowiekiem, którym wykazała zainteresowanie od czasu, kiedy Riverton o nią zabiegał, poślubił i wreszcie zrobił jedyną sensowną rzecz, czyli zmarł. Beatrice kazała mi przysiąc, że go nie zabiję. Moja naiwna siostrzyczka – zachichotał, potrząsając głową z niedowierzaniem. Wilson sięgnął po karafkę. Dolał sobie, a potem z hukiem cisnął nią o blat stołu. – Musisz wiedzieć, że przezwisko, które nadała jej prasa, było jedynie wynikiem niefortunnego incydentu z nożyczkami. Nie pomogło też to, że niedługo później uderzyła laską w powóz Rivertona. Zrobiła to tylko dlatego, że latawica, której go pożyczył, postanowiła odwiedzić go w ich domu. W domu Beatrice. Nie wiedzieć czemu, działania mojej siostry wyjątkowo wszystkich interesują – powiedział i napił się.
– Niemal zabiła nożyczkami własnego męża.
– Przesada. Szybko wyzdrowiał. I sam się o to prosił. Wtedy byłem zawiedziony, że nie wyrządziła mu większej szkody. Na pewno nie jesteś tak zły, jak Riverton. Przyznaję, że dobrze się prezentował i myślałem, że będzie lepszym mężem.
Trzasnęły drzwi i do pomieszczenia weszła Beatrice. Miała olśniewający uśmiech i lekko wilgotne oczy, jakby przed chwilą płakała.
– Mam nadzieję, że doszliście już do porozumienia. Muszę napisać teraz odpowiedni list do matki – powiedziała.
– Twój brat i ja porozmawialiśmy. Teraz chciałbym zamienić z tobą dwa słowa na osobności, lady Riverton.
Andrew wiedział, że w sypialni stracił nad sobą panowanie. Dlaczego ona miałaby za to płacić? Nie powtórzy błędów swojego ojca. Postanowił, że on sam nie sprawi nikomu bólu i nie upodli go swoim zachowaniem.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedziała. Lekko odchyliła głowę, jakby pozowała do obrazu.- Gazety muszą pisać o tym, o czym ludzie lubią czytać. Lepiej niech plotkują o mnie niż swoich sąsiadach.
Tytuł oryginału: The Notorious Countess
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2016 by Liz Tyner
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327645210