Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce - Magda Szcześniak - ebook

Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce ebook

Magda Szcześniak

4,1

Opis

Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce przywracają pamięć o doświadczeniu mobilności społecznej, elektryzującym temacie debaty publicznej okresu PRLu. Po II wojnie światowej miliony Polek i Polaków doświadczyły awansu społecznego. I choć obietnica wyeliminowania klasowych hierarchii składana przez socjalistyczne państwo nie została zrealizowana, to przez kolejne dekady mapa społeczna podlegała nieustannym przeobrażeniom i negocjacjom.

W tej fascynującej książce autorka przygląda się niezwykłemu zbiorowi tekstów i filmowych obrazów interpretowanych jako „socjalistyczne opowieści awansu”. Ich autorki i autorzy na bieżąco próbowali rejestrować i poddawać analizie mechanizmy mobilności społecznej i silne emocje towarzyszące przemianie tożsamości. Radość i lęk, duma i wstyd, gniew, poczucie odrzucenia, nadzieja, wdzięczność – poruszenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 672

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (10 ocen)
4
4
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Niezależnie od tego, czym awans jest dla socjologów, jest on także opowieścią.

Bruce Robb ins, Upward Mobility and the Common Good

Domaga się jednak analizy to dziennikarskie słowo – awans – choćby dlatego, że podkłada się pod nie tylko radosny marsz do przodu z rewolucyjnym śpiewem na ustach. Zapomina się zwykle o tym, że po prawdzie jest to marsz do przodu, ale marsz z ciężarem, który przygina plecy zwłaszcza wtedy, gdy pamięć wspomożona wyobraźnią co nieco nagromadziła i zebrało się tego na dość ciężki wór, nie dający się zrzucić tak od razu jednym umiejętnym ruchem.

Julian Kawalec, Przygarnąć do swego wzruszenia

Wstęp

Poruszeni opierają się na dwóch rozpoznaniach na temat okresu socjalizmu w Polsce.

Po pierwsze, po 1945 roku struktura klasowa uległa radykalnemu przeobrażeniu. Nastąpiło ono w wyniku intensyfikacji procesu mobilności społecznej oraz przekształcenia dotychczas istniejących tożsamości i hierarchii klasowych. Awans społeczny mas chłopskich i robotniczych był fundamentalną obietnicą składaną obywatelom przez rodzące się po wojnie państwo i legł u podstaw jego społecznej legitymizacji. Zgodnie z głoszonymi założeniami nowy system – dzięki intensywnym i forsownym działaniom modernizacyjnym – miał doprowadzić do poprawy warunków bytowych klas przeważających liczebnie w polskim społeczeństwie oraz wesprzeć budowę społeczeństwa opartego na równości i współpracy. Migrowanie na tereny rozwijające się lub zurbanizowane, zdobywanie oferowanej przez państwo edukacji, podnoszenie statusu ekonomicznego, przyuczanie się do nowych zawodów, zawieranie znajomości z osobami spoza kręgu pochodzenia, nabywanie towarów wcześniej niedostępnych – po 1944 roku wszystkie te procesy stały się udziałem  milionów Polaków z klas ludowych.

Równocześnie mobilność społeczna okresu formowania się Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (oficjalna nazwa państwa od 1952 roku) była dwukierunkowa. Awansowi klas ludowych towarzyszyła bowiem, a może wręcz go warunkowała, rozpoczęta już w okresie wojennym deklasacja grup uprzywilejowanych w czasach II Rzeczypospolitej – ziemiaństwa i inteligencji. Intensywne przemiany struktury klasowej odcisnęły piętno nie tylko na jednostkowych życiorysach osób, które awansowały. W 1965 roku socjolog Adam Sarapata zauważył: „zmiana czy też ruch są źródłem nowego, odmiennego zachowania i innych odmiennych stosunków”[1].

Rozpoznanie drugie – dla niektórych czytelników i czytelniczek może bardziej zaskakujące – odnosi się do poziomu społecznej refleksji nad zachodzącymi zmianami, w szczególności nad mobilnością społeczną. W książce odtwarzam i analizuję przepastne archiwum tekstów i obrazów, które będę nazywać socjalistycznymi opowieściami awansu. Ich tropy, „ideologemy”[2], struktury odczuwania, a także losy w socjalistycznej sferze publicznej uczyniłam tematem tej książki. Staram się rozpoznać sposoby, w jakie znacząca część polskiego społeczeństwa przeżywała i reprezentowała zmiany społeczne zachodzące po wojnie. Polemizuję zatem ze słynną już tezą Andrzeja Ledera o prześnieniu rewolucji socjalistycznej[3]. Przekonuję, że powojenna rewolucja klasowa na bieżąco podlegała intensywnej dyskursywizacji, a przemiany struktury klasowej – włącznie z fizyczną i symboliczną przemocą, niekiedy składową tych procesów – urosły do rangi jednego z najbardziej istotnych tematów debaty publicznej okresu socjalizmu państwowego. Uczestniczyli w niej z jednej strony przedstawiciele władzy, a z drugiej – klasy ludowej, między tymi dwoma poziomami zaś często mediowali twórcy kultury (i zarazem reprezentowali określoną klasę społeczną – inteligencję). Jak dowodzi bibliografia na końcu tej książki (oraz prywatne archiwum zgromadzone na dysku komputera autorki), w debacie publicznej okresu socjalizmu państwowego niezwykle często pojawiały się tematy awansu społecznego, tożsamości klasowych, trwałości i nietrwałości przedwojennych podziałów klasowych, sprawiedliwości społecznej, redystrybucji kapitałów. Wzbudzały też wielkie emocje. Kroniki filmowe, socrealistyczne teksty i obrazy, badania socjologiczne, publicystyka prasowa, opublikowane i nieopublikowane pamiętniki osób z klas ludowych, filmy dokumentalne i edukacyjne, materiały propagandowe, powieści nurtu chłopskiego, filmy fabularne oraz seriale telewizyjne – we wszystkich tych mediach i gatunkach pojawia się wątek mobilności społecznej: udanej bądź nieudanej, prostej i jednoznacznej albo splątanej i niepewnej, szybkiej albo ciągnącej się w nieskończoność. Archiwum socjalistycznych opowieści awansu budowane i analizowane w Poruszonych ma więc niezwykle heterogeniczny charakter.

Ankieta Nasz awans na 25-lecie PRL, „Przekrój” 1969, nr 17 [cd. na s. 10]

Gromadziłam pod parasolem jednej kategorii tak zróżnicowane teksty i obrazy nie po to, by je sztucznie zrównać; chciałam raczej zbadać powtarzające się sposoby przedstawiania mobilności społecznej, zależności między tymi opowieściami w różnych rejestrach i obiegach, rozpoznać przemiany tego „gatunku”. Uważna analiza powtórzeń i przesunięć pozwoli rozpoznać dynamikę refleksji nad mobilnością społeczną oraz odsłonić napięcia i przeobrażenia, a także wewnętrzne sprzeczności i paradoksy tych dyskusji. W Poruszonych będę zatem pytać, kto i co mówi o awansie oraz jaki wpływ na socjalistyczne opowieści awansu ma moment ich artykulacji. Jakie cele stawiają sobie socjalistyczne opowieści awansu? Jaki wpływ na ich kształt i cyrkulację ma medium, w którym zostały wyartykułowane? Czy analiza socjalistycznych opowieści awansu może nas dziś przybliżyć do rzeczywistego odczuwania procesu przemiany tożsamości klasowej?

Do jakiej klasy należysz?

Historycy i badaczki okresu powojennego zgadzają się, że nastąpiło wtedy radykalne przeorganizowanie struktury społecznej, nazywane wręcz rewolucją[4]. Przemiana klasowa polskiego społeczeństwa wiązała się zarówno z nieodwracalnymi zmianami w tkance społecznej oraz granicach państwa, które zaszły w trakcie wojny i po niej, jak i z celową polityką nowych władz. „Jeśli brać pod uwagę całą 35-milionową ludność państwa polskiego z sierpnia 1939 roku, to ostrożnie szacując, możemy przyjąć, że nawet około 20% mogło nie dożyć zakończenia wojny”[5] – uważa Marcin Zaremba. Kolejne  miliony mieszkańców wyemigrowały w trakcie wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu lub – wskutek przesunięcia granic – znalazły się na terenie innego kraju. Po zsumowaniu tej statystyki okazuje się, że „ludność Polski zmniejszyła się o blisko jedną czwartą w porównaniu z okresem przedwojennym”[6]. Zmiana granic zintensyfikowała procesy migracji wewnętrznych, przede wszystkim z terenów „dawnej Polski” do miast i wsi Ziem Zachodnich i Północnych.

Do najbardziej brzemiennych w skutki decyzji nowego polskiego państwa należy zaliczyć reformę rolną oraz nacjonalizację przemysłu[7]. Wszystkie te procesy i decyzje w istotny sposób przyczyniły się do radykalnego przeorganizowania struktury klasowej w Polsce. Niektóre grupy społeczne, jak żydowskie mieszczaństwo, zniknęły całkowicie; statystycznie duża część innych, w tym polskiej inteligencji, zakończyła życie w trakcie wojny, jeszcze inne, jak ziemiaństwo i garstka polskich kapitalistów przemysłowców, uległy deklasacji poprzez wywłaszczenie. Równocześnie intensywny rozwój przemysłu państwowego, odbudowa zniszczonego kraju oraz tworzenie nowych struktur państwowych prowadziły do znacznego powiększenia klasy robotniczej oraz wykształcenia się nowej grupy społecznej – państwowej biurokracji, mającej pokierować zakładami pracy i instytucjami państwowymi.

Bronisław Minc, O klasach i warstwach w socjalizmie, „Polityka” 1961, nr 39

Po wojnie polskie klasy ludowe – chłopi i robotnicy – wędrowały więc w górę w warunkach zupełnego przeorganizowania mapy społecznej. Ponadto, jak wskazują liczni powojenni socjologowie, nie do końca wiadomo, jak nazwać umiejscowione na tej mapie obszary oraz jak opisać relacje między nimi. Czy w warunkach socjalizmu państwowego, systemu opartego na centralnym planowaniu i państwowej własności gospodarki[8], klasy wciąż istnieją? Okazuje się, że tak, choć według marksistowskich socjologów z epoki ich charakter różni się od charakteru klas w systemie kapitalistycznym. Faktyczna bezklasowość nie nastaje więc z chwilą wyeliminowania prywatnych środków produkcji. Po sześciu latach od wprowadzenia nowego ustroju Adam Schaff napisał we Wstępie do teorii marksizmu:

Gdy więc w społeczeństwie socjalistycznym własność prywatna środków produkcji zostaje zniesiona, znika zarazem realna podstawa podziału społeczeństwa na klasy, klasy zaczynają umierać. Po dłuższym okresie, kiedy dzięki pracy wychowawczej usunięte zostaną psychologiczne przeżytki ustroju klasowego i gdy jednocześnie na skutek rozwoju technicznego znikają różnice między pracą w mieście a pracą na wsi, między pracą fizyczną a umysłową – klasy znikają ostatecznie ustępując miejsca społeczeństwu bez-klasowemu[9].

Upaństwowienie gospodarki – w warunkach polskich spełnione jedynie częściowo, utrzymano bowiem prywatną własność gospodarstw rolnych oraz niektórych małych przedsiębiorstw rzemieślniczych i handlowych[10] – nie wystarczy więc do wyeliminowania podziału na klasy społeczne, aczkolwiek jest niezbędnym etapem. Poza rozwojem technologicznym, rozumianym zapewne jako mechanizacja pracy, Schaff wskazał również na sferę trudniej mierzalną – te przekonania i wartości, które nie nadążają za przemianami politycznymi i gospodarczymi. Przez „psychologiczne przeżytki ustroju klasowego” rozumiał zinternalizowane hierarchie klasowe, przejawiające się w dewaluacji pracy fizycznej lub stereotypach na temat klasy ludowej. Odgórna polityka awansu społecznego, w tym powojenna „polityka uznania” klas ludowych, powinna być więc rozumiana w kontekście proklamowanej chęci stopniowego znoszenia podziałów klasowych. Częścią awansu klasy robotniczej i chłopskiej ma być docenienie pracy fizycznej przez tę grupę, lecz przede wszystkim przez inne grupy społeczne, a także wyeliminowanie stereotypów na temat „niższości” klas ludowych i ich praktyk.

Nawet zatem według zwolenników systemu socjalistycznego powojenne zmiany niosły ze sobą nie śmierć klas, lecz początek ich przekształcania. Ich zgon nigdy nie nastąpił, a zarówno naukowa, jak i społeczna refleksja na temat kształtu klasowych podziałów, hierarchii i granic trwała aż do lat 80. ubiegłego wieku[11]. Socjologowie spierali się o nazwy poszczególnych klas i granice między nimi, o wewnętrzne zróżnicowanie grup, ale też o to, czy należy je nazywać klasami, czy należałoby wprowadzić pojęcie zdolne uchwycić sygnalizowaną przez Schaffa powolną śmierć klas w rozumieniu marksistowskim (jako grupę wyróżnianą na podstawie stosunku do środków produkcji). Jak pokazuje Jerzy Kochan, w rzeczywistości poodwilżowej, dużo bardziej otwartej na krytykę systemu, polscy socjologowie podawali w wątpliwość sens stosowania teorii marksistowskiej do analizy społeczeństw socjalistycznych, równocześnie jednak mieli trudność ze wskazaniem spójnych kategorii opisu funkcjonującej struktury klasowej. Niewątpliwie przyjęli podstawowe założenia: po pierwsze, w socjalizmie państwowym istnieje zróżnicowanie społeczne, a jego elementem są hierarchie; po drugie, najważniejszym kryterium zróżnicowania jest rodzaj wykonywanej pracy. Zarówno w powojennej socjologii, jak i szeroko rozumianym dyskursie publicznym zasadniczo mówi się o trzech podstawowych klasach: klasie robotniczej, klasie chłopskiej i inteligencji. Każda z nich była wewnętrznie zróżnicowana, a pytanie o kryteria wyróżniania warstw w obrębie klas spędzało socjologom sen z powiek[12].

Nie tylko socjologia miała kłopot z nazwaniem struktury klasowej istniejącej w socjalizmie – było to równie nieoczywiste dla reszty społeczeństwa. W 1959 roku socjologowie Stanisław Widerszpil i Janusz Janicki opublikowali na łamach „Życia Gospodarczego” artykuł pod chwytliwym tytułem Do jakiej klasy należysz?; opisali w nim wpływ „wyobrażeń o silnym zabarwieniu emocjonalnym” na „subiektywny obraz struktury klasowej” i miejsce w owej strukturze, w którym jednostka widzi siebie. Autorzy podkreślali, że choć klasy nie są zjawiskiem czysto psychologicznym, jak chcieliby tego cytowani w artykule „amerykańscy naukowcy”, to samookreślenie przynależności klasowej oraz umiejętność zidentyfikowania istniejących klas ma istotne społeczne konsekwencje. Wpływa choćby na możliwości rozwijania więzi klasowej, na stopień zadowolenia z rzeczywistości. Badania prowadzone przez zespół Widerszpila w środowiskach miejskich wykazywały, że „w świadomości przeważającej ilości badanych grup i środowisk utrwalił się schemat-stereotyp: robotnicy, chłopi, inteligencja”[13]. Choć według autorów w rzeczywistości struktura klasowa socjalizmu państwowego zawiera również „pozostałości klas kapitalistycznych w mieście i na wsi”[14], uznają oni, że subiektywny obraz struktury klasowej jest bliski temu rozpoznanemu przez socjologów. Widerszpil i Janicki nie ukrywali, że 11 procent respondentów wykazało się „pesymistyczną” wizją struktury klasowej, zgodnie z którą społeczeństwo dzieli się na dwie klasy: zdominowaną (klasa robotnicza) i dominującą (klasa rządząca lub kapitaliści)[15].

Stanisław Widerszpil, Janusz Janicki, Do jakiej klasy należysz?, „Życie Gospodarcze” 1959, nr 25 

Retoryka dwuklasowości będzie głośno wybrzmiewać w socjalizmie państwowym w czasach niezadowolenia społecznego. Badania zespołu Widerszpila odsłaniały nieoczywistość klasowych podziałów i identyfikacji w socjalizmie oraz złożoność grup zwanych klasami. Do rozważań o strukturze klasowej wprowadzały również – co niezwykle istotne z perspektywy tego projektu – kwestię emocji. „Ludzie przeważnie nie wdają się w bardziej zawiłe rozumowania teoretyczno-ekonomicznej natury, sięgają natomiast do tego, co najbardziej odczuwają”[16] – zauważyli Widerszpil i Janicki. Jak zobaczymy dalej, subiektywne odczucia na temat własnej pozycji klasowej są niezwykle istotnym sposobem podważania oczywistości awansu jako trajektorii prowadzącej od niższej do wyższej pozycji klasowej. U wielu osób awansujących kłopot z nazywaniem poszczególnych klas oraz wyznaczaniem granic między nimi pokrywa się z kłopotem tożsamościowym.

Obietnica awansu

Czym właściwie jest awans? I skąd wzięło się to słowo, które w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zrobi tak dużą – nomen omen – karierę? Łatwiej odpowiedzieć na drugie pytanie. Jak zgodnie wynotowują w przypisach badacze i badaczki zajmujący się powojenną strukturą klasową, kategorię awansu społecznego wprowadził do polskiej nauki Józef Chałasiński w 1931 roku[17]. Autor Dróg awansu społecznego robotnika, książki opartej na autobiografiach robotników z lat 20. XX wieku, nie poświęca temu pojęciu zbyt wiele miejsca; najprawdopodobniej przystosował do szerszego kontekstu słowo do tamtej pory opisujące proces pokonywania kolejnych szczebli hierarchii zawodowej (w tym przede wszystkim wojskowej). Awans społeczny, definiowany jako „podniesienie się w hierarchii miejsc społecznych”[18], odbywał się „za pośrednictwem takich instytucji społecznych, jak rodzina, szkoła, wojsko i inne”, pomagających jednostce „przejść z jednej klasy społecznej do drugiej”[19]. Drogą awansu dla młodego chłopaka ze wsi w okresie opisywanym przez Chałasińskiego mogły być sezonowa emigracja zarobkowa do Niemiec lub kontynuowanie edukacji w mieście po ukończeniu wiejskiej szkoły podstawowej – dzięki wyuczonemu zawodowi taki chłopak w przyszłości miał szanse zostać wykwalifikowanym robotnikiem przemysłowym albo pracownikiem umysłowym. Jak wyjaśnia Chałasiński, zasadniczą częścią procesu „przechodzenia” między klasami jest psychiczne i tożsamościowe przystosowywanie się jednostki do wyższej klasy, zdefiniowane przez socjologa jako „inkorporacja treści grupowych, wyższych wartości społecznych, do treści własnego «ja» społeczno-osobistego”[20]. W tym ujęciu na awans składają się więc nie tylko zdobywanie określonych kwalifikacji, zmiana miejsca zamieszkania, podjęcie bardziej wykwalifikowanej pracy, lecz również przyswojenie typowych dla nowej klasy wartości, praktyk, sposobów artykułowania emocji.

Model wypracowany przez Chałasińskiego, zaczerpnięty z prac socjologów zachodnich badających mobilność społeczną w systemie kapitalistycznym, jedynie częściowo odpowiada rzeczywistości powojennej. Autor Dróg awansu społecznego robotnika napisał zresztą, że „wszelkie ważne wydarzenia społeczne, w szczególności wielkie kryzysy społeczne i ekonomiczne, które przeobrażają strukturę społeczną, przekształcają równocześnie drogi awansu społecznego”[21]. Do rzeczywistych i deklarowanych różnic między awansem kapitalistycznym i socjalistycznym, przekładających się na struktury opowieści awansu, będę wracać, niemniej już teraz warto zarysować kilka cech wyróżniających procesy mobilności społecznej w socjalizmie państwowym oraz jego – nie zawsze pokrywające się z tymi procesami – główne założenia.

Przede wszystkim awans społeczny klas pracujących dokonywał się w ramach reorganizacji całości stosunków klasowych. Jeśli posłużymy się często stosowaną metaforą struktury klasowej jako drabiny, sytuacja w Polsce powojennej objawi się nie jako wspinanie się jednostek po kolejnych szczeblach, lecz jako próba przebudowy całej konstrukcji – skrócenia dystansów między szczeblami, całkowitego wyeliminowania niektórych stopni i sukcesywnego spłaszczania pozostałych, by relacje klasowe, w kapitalizmie antagonistyczne, zmieniły się we współpracę różnych grup zawodowych. Punktem docelowym rozwoju systemu socjalistycznego, nazywanego często okresem przejściowym, miał być rzecz jasna komunizm, z charakteryzującym go brakiem podziałów klasowych, a za pierwszy krok na tej drodze uznano wprawienie w ruch – dosłowny i metaforyczny – setek tysięcy przedstawicieli klas pracujących. Ostateczny obraz struktury społecznej społeczeństwa komunistycznego czy też jego metafora musiałyby jednak przybrać zupełnie inny kształt niż wyobrażenia, za których pomocą wizualizujemy stosunki klasowe w systemie kapitalistycznym.

Procesy mobilności społecznej były inicjowane odgórnie – państwo socjalistyczne od początku występowało w roli dobroczyńcy: budowało fabryki, organizowało miejsca pracy i kursy przygotowawcze, rozszerzało sieć szkół ponadpodstawowych, elektryfikowało i radiofonizowało obszary wiejskie, wdrażało programy alfabetyzacyjne, redystrybuowało ziemię pozyskaną w reformie rolnej. Awans klas ludowych miał prowadzić do legitymizacji nowej władzy, zbudować bazę społecznego poparcia dla systemu. Drogi awansu – szczegółowo będę o nich pisała dalej – prowadziły zazwyczaj do państwowych instytucji: znacjonalizowanego przemysłu, instytucji naukowych, a także aparatu partyjnego i wojska. Awans klasowy miał wiązać osoby pochodzące z klas ludowych z nowym państwem. Przekonanie o spleceniu procesów mobilności społecznej z aktywnością państwa doskonale widać w słownikowych definicjach awansu społecznego. Słownik Doroszewskiego z 1958 roku podaje, że awans społeczny to „awans otrzymany w wyniku przemian społecznych”[22]. Słownik wyrazów obcych z 1961 roku proponuje bardziej karkołomną definicję: awans społeczny to „przechodzenie dzięki stworzonym przez władzę socjalistyczną warunkom, które umożliwiają nabywanie należytych wiadomości i kwalifikacji, do bardziej odpowiedzialnego działu pracy niż ten, do którego się człowiek uprzednio sposobił”[23]. Obie definicje na pierwszy plan wysuwają sprawczość państwa, awans się „otrzymuje” lub zostaje on „umożliwiony”.

Klasom ludowym socjalizm obiecywał również awans powszechny. Podczas gdy w systemie kapitalistycznym – którego modelowym przykładem już wtedy były Stany Zjednoczone – awans funkcjonuje zasadniczo jako proces jednostkowy (nawet jeśli istnieją okresy, w których realizuje go wiele osób), podstawową ideą socjalizmu państwowego jest stworzenie warunków pozwalających na mobilność społeczną mas. Awans nie może więc, jak w narracji od „pucybuta do  milionera”, być wynikiem wysiłku samowystarczalnej jednostki[24]; należy uczynić go regułą: zbiorowym i ogólnie dostępnym procesem. „Otworzyła się przed nimi droga awansu społecznego” – mówił w 1951 roku lektor Polskiej Kroniki Filmowej o uczestnikach kursu alfabetyzacji, a sformułowanie to powtarzano w materiałach o innych przedstawicielach klasy pracującej: absolwentach szkoły przysposobienia górniczego, pochodzących ze wsi budowniczych kombinatów, uczestnikach inżynierskich szkół wieczorowych, nowych właścicielach ziemi rozdanej na mocy reformy rolnej[25]. Współcześni badacze przyznają, że w Polsce po 1945 roku rzeczywiście mieliśmy do czynienia z niezwykle wysokim poziomem mobilności społecznej oraz wyrównaniem nierówności zarobkowych i majątkowych[26]. Równocześnie rozpędzenie procesów uprzemysłowienia kraju i intensywnej akumulacji odbywało się kosztem pracujących – uruchomiona w 1947 roku akcja współzawodnictwa pracy śrubowała normy produkcyjne, a dyscyplinę wśród klas ludowych w okresie stalinowskim utrzymywano także dzięki stosowaniu represji[27]. Ze względu na problemy ze zdefiniowaniem i badaniem awansu społecznego trudno określić, ile dokładnie osób zmieniło pozycję klasową. Dariusz Jarosz powołuje się na szacunki, według których awans społeczny „objął od ¹∕4 do ¹∕3 powojennej populacji”[28]. Próba oceny stopnia spełnienia obietnicy składanej przez państwo ludowe klasie robotniczej i chłopskiej jest może zadaniem jeszcze trudniejszym niż dokładne wyliczenie liczby beneficjentów mobilności społecznej.

Poza powszechnością awansu ważną cechą wskazywaną przez socjalistycznych ideologów była jego dwojako rozumiana kolektywność. Po pierwsze, charakteryzowały się nią starania na rzecz poprawy warunków bytowych – praca podejmowana w obrębie wiejskich spółdzielni produkcyjnych lub w brygadach bijących rekordy współzawodnictwa. Wspólny wysiłek i współpraca miały nie tylko prowadzić do szybszego osiągnięcia celów ekonomicznych, lecz również gwarantować niepozostawianie przedstawicieli klas ludowych za burtą. Powojenne nacjonalizacja przemysłu i gwałtowna industrializacja, a także modernizacja rolnictwa przeprowadzana w spółdzielniach produkcyjnych w założeniu funkcjonowały niczym fala wznosząca klasę robotniczą i chłopską. Po drugie więc, robotnicy i chłopi mieli w socjalizmie awansować jako klasa – obiecywano, że wykwalifikowana praca fizyczna będzie lepiej opłacana, zyska bardziej twórczy charakter (dzięki modernizacji przemysłu i rolnictwa) i społeczne poważanie. Oprócz przechodzenia z pozycji tradycyjnie uznawanych za niższe na te wyższe socjalistyczne trajektorie awansu zakładały więc przekształcanie hierarchii i awans wynikający z dowartościowania pracy fizycznej. Robotnicy, wcześniej marginalizowani, mieli się stać wykwalifikowanymi i świadomymi politycznie pracownikami fizycznymi, a mieszkańcy wsi powinni porzucić tradycyjną tożsamość chłopską na rzecz identyfikowania się jako nowocześni rolnicy.

Janina Lewandowska, Awans, „Nowa Wieś” 1963, nr 25

Socjologowie Bogdan W. Mach i Włodzimierz Wesołowski w 1986 roku stawiali tezę, że przynajmniej do połowy lat 70. mobilność społeczna była postrzegana jako proces składający się z dwóch części: zbiorowej i indywidualnej. Obie zaś „uznawane [były] za wyrównywanie historycznej krzywdy, korygowanie rażących deprywacji okresu poprzedniego”, czyli przedsocjalistycznego[29]. Kategorii awansu społecznego używano więc w socjalizmie zarówno do określenia procesów przechodzenia jednostki z klasy uważanej za niższą do klasy uznawanej za wyższą, jak i do opisu poprawy warunków bytowych i poważania społecznego klas uznawanych do tej pory za niższe. Ta podwójność jest oczywiście paradoksalna, jeśli bowiem społeczeństwo socjalistyczne ma się opierać na równości i stopniowym niwelowaniu hierarchii klasowych, to skąd trwałość kategoryzacji rozmaitych grup zawodowych jako usytuowanych niżej bądź wyżej? Jeśli klasa robotnicza i chłopska jest „przodującą siłą narodu”, to dlaczego jej przedstawiciele mieliby wkładać ogromny wysiłek w przechodzenie do klasy inteligenckiej? Jednym z możliwych wyjaśnień tego paradoksu jest uznanie socjalizmu za system jedynie pozornie dążący do równości, a w rzeczywistości – czy to od początku, czy od pewnego momentu – odtwarzający hierarchie charakterystyczne zarówno dla kapitalizmu w ogóle (wyższość pracy umysłowej nad fizyczną), jak i dla polskiego systemu klasowego (hegemonia kulturowa inteligencji). W ujęciu marksistowskiego rewizjonizmu, reprezentowanego choćby przez Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego w Liście otwartym do Partii (1965), w procesie akumulacji socjalizm wytworzył nową klasę dominującą – partyjną biurokrację, która „sprawuje całokształt władzy politycznej i ekonomicznej”[30]. Motorem awansu do inteligencji byłaby w tej interpretacji chęć znalezienia się na uprzywilejowanej pozycji władzy. Inna wykładnia – rozwijana przez socjologów marksistowskich w okresie PRL – sytuowała przyczynę utrzymującej się popularności rozumienia awansu jako przechodzenia z klasy gorszej do lepszej w braku nowego porządku wartości dostosowanego do realiów. „Choć nie ma między nimi klasowych przepaści […], również i w socjalistycznym społeczeństwie istnieją «wyższe» i «niższe» pozycje społeczne”[31] – napisał w 1960 roku Zygmunt Bauman. Powojenne hierarchie powinny się odnosić do społecznej przydatności, niestety „socjalistyczna rewolucja zdruzgotała drabinę klasową kapitalizmu, ale nie od razu wytwarza nowe, własne oceny różnych stanowisk społecznych”[32]. Choć struktura klasowa została gruntownie przebudowana, nie wszystkie związane z nią przyzwyczajenia oraz kryteria oceny uległy zmianie. Stopniowe eliminowanie tych „psychologicznych przeżytków ustroju klasowego” jest częścią pracy, którą społeczeństwo musi wykonać, aby stać się społeczeństwem bezklasowym, czyli komunistycznym[33]. Od drugiej połowy lat 50. socjologia uważnie przyglądała się choćby zmianom w społecznej hierarchii zawodów, nazywanej też badaniami dystrybucji społecznego prestiżu. Jedną z konsekwencji procesu industrializacji i uruchomionej przez nią mobilności społecznej był wzrost prestiżu wykwalifikowanych robotników, zwłaszcza pracujących w sektorach uznawanych za społecznie istotne. W badaniach prestiżu zawodów regularnie sytuowali się na wyższych pozycjach niż pracownicy umysłowi bez wyższego wykształcenia, ale równie konsekwentnie górowała nad nimi wąsko rozumiana inteligencja, czyli pracownicy umysłowi z wyższym wykształceniem[34].

W latach powojennych pojęcie awansu cieszyło się niezwykłą popularnością. W przeciwieństwie do kategorii „mobilność” i „ruchliwość społeczna” wykroczyło poza sferę języka akademickiego i było chętnie używane na co dzień do opisu własnego doświadczenia. Pojęcie „awans” ma performatywną moc: oferuje ramę narracyjną, w którą można wpisać zmiany życiowe lub dzięki której można nazwać różnicę między sobą a rodzicami i środowiskiem pochodzenia. Słowa tego zaczęto używać do interpretacji różnorodnych praktyk i procesów, uzupełniając je rozmaitymi dopełnieniami: „zawodowy”, „kulturalny”, „edukacyjny”. Z perspektywy systemu nieprecyzyjność tej kategorii była bronią obosieczną. Z jednej strony umacniała wizję powszechności awansu, z drugiej wytwarzała wrażenie rozciągnięcia w czasie procesu mobilności, a nawet niemożliwości jego pełnej, idealnej realizacji. Wraz z nastaniem odwilży coraz częściej zadawano pytanie – artykułowane wprost albo jedynie sugerowane – jak właściwie mierzyć awans społeczny. W którym momencie proces ten można uznać za zamknięty? Jakie elementy zaświadczają o przekroczeniu granicy oddzielającej jedną klasę społeczną od drugiej? Czym kończy się droga awansu, na którą wkraczają w socjalizmie klasy pracujące?

Drogi awansu społecznego

Najczęściej wykorzystywana metafora mobilności społecznej – sformułowanie „droga (do) awansu społecznego” – pojawia się w rozmaitych kontekstach. Na drogę awansu wkraczają chłopi i robotnicy, dzieci i dorośli, osoby podejmujące pracę i kształcące się, a także korzystające z życia kulturalnego. Metafora ta wydobywała procesualność mobilności społecznej, ale i konieczne współdziałanie nowego systemu i obywatela. Drogi awansu społecznego „szeroko otwierało” nowe państwo rękami jego instytucji, lecz decyzję o wkroczeniu na nią podejmowano w dużej mierze samodzielnie, wysiłek również. Promowanych dróg (bądź ścieżek) awansu było co najmniej kilka. W rozpisaniu różnic między najczęściej występującymi i reprezentowanymi socjalistycznymi ścieżkami awansu pomaga kategoria trajektorii mobilności społecznej w rozumieniu, jakie nadał jej brytyjski socjolog Sam Friedman[35]. Badając procesy przystosowywania się osób awansujących do nowej pozycji, brał pod uwagę nie tylko kierunek mobilności (w górę albo w dół), lecz również jej zakres (oddalenie punktu wyjścia od punktu dojścia), prędkość (czas pokonywania dystansu) oraz takie cechy tożsamości badanych, jak płeć i etniczność. Konfiguracja tych cech wyznacza warunki przeżywania procesu mobilności społecznej.

Najpowszechniejszą trajektorią awansu socjalistycznego była ta doświadczana przez przeważającą część chłopskich wychodźców ze wsi, czyli droga prowadząca do miejskich zakładów pracy, na stanowiska robotnicze[36]. Jeśli za najważniejszy element tej przemiany klasowej uznamy zdobycie stałej pracy w mieście, to owa trajektoria charakteryzowała się szybkim tempem, zwłaszcza w pierwszych dwóch dekadach socjalizmu. Awans ten możemy również definiować jako „ruch w górę”. Choć oficjalna ideologia PRL mówiła o „sojuszu robotniczo-chłopskim”, w rzeczywistości kulturowy dystans między wsią a miastem był dużo większy niż dystans fizyczny. Jeśli przyjąć kryteria Friedmana, trzeba by uznać, że osoby migrujące ze wsi do miast i zdobywające zatrudnienie w miejskich zakładach pracy przeszły krótszą drogę niż choćby chłopi awansujący na inteligentów[37].

Drugą trajektorią obejmującą procesy migracji osób pochodzących ze wsi na tereny miejskie – a więc drugim przejawem wychodźstwa wiejskiego – był właśnie awans osoby pochodzenia chłopskiego do miejskiej inteligencji. Co charakterystyczne, trajektoria ta jest najczęściej przedstawianą w literaturze i filmie. Jeśli przyjmiemy, że chłopi funkcjonowali na najniższym szczeblu przedwojennej drabiny klasowej, to trajektorię przejścia osób pochodzenia chłopskiego do inteligencji (rozumianej szeroko, a więc włącznie z pracownikami umysłowymi niskiego i średniego szczebla) charakteryzował zakres tym większy, im wyższa była pozycja w strukturze zawodowej, na której dana osoba zakończyła ruch, i im wyższym prestiżem cieszyły się zawód i nowe środowisko osoby awansującej[38]. Zdarzało się, że wychodźcy po ukończeniu studiów albo szkoły średniej wracali na wieś, by zająć pozycje pracowników umysłowych w lokalnych instytucjach. Najważniejszym elementem tej ścieżki jest zwykle zdobycie przynajmniej średniego wykształcenia. Jej pierwszy etap charakteryzował się zazwyczaj stosunkowo szybkim tempem – rozciągał się od migracji do miasta po zdobycie dyplomu umożliwiającego pracę na stanowisku umysłowym. Dalsza część procesu awansu, mocno spleciona ze stanowiskiem i środowiskiem pracy, a więc z awansem zawodowym, mogła być natomiast bardziej rozciągnięta w czasie.

Trajektoria prowadząca od stanowiska pracownika fizycznego w środowisku miejskim (zazwyczaj robotnika lub robotnicy pracujących w zakładzie przemysłowym) do pracy umysłowej (klasy inteligenckiej) wydaje się obejmować nieco krótszy dystans w hierarchii społecznej niż ten, który musiała pokonać inteligencja pochodzenia chłopskiego. Mieszkańcy miast startowali z punktu obejmującego już znajomość miejskiej kultury oraz przemysłowych zakładów pracy. Model ten był charakterystyczny przede wszystkim dla pierwszej fazy powojennych przemian, w okresie dużego niedoboru kadr kierowniczych i technicznych w zakładach pracy[39]. Pozostając w tym samym środowisku pracy, awansujący robotnicy fabryczni musieli w krótkim czasie przystosować się do nowych pozycji oraz dystansu powstałego między nimi a byłymi kolegami z zakładu. Niekiedy awans rozpoczęty w zakładzie pracy wiódł poza fabrykę, na przykład w stronę działalności politycznej czy urzędniczej. Czasem wiązał się ze zdobyciem formalnego wykształcenia, a zakres trajektorii ulegał wówczas zwiększeniu. Gdy zakończył się etap intensywnej mobilności robotniczej powojnia i stalinizmu, trajektorię prowadzącą z klasy robotniczej do inteligencji pokonywano już raczej w ramach awansu międzypokoleniowego.

Może najbardziej nieoczywistą ścieżką, zwłaszcza z perspektywy ramy pojęciowej Friedmana, jest ta, którą realizują chłopi i chłopki niepodążający za falą migracji do miast, lecz pozostający w gospodarstwach wiejskich. Klasa chłopska, w 1950 roku mniej więcej połowa społeczeństwa[40], była z perspektywy państwa socjalistycznego niezwykle ważnym aktorem społecznym. Nieprzypadkowo autorzy pierwszego dokumentu władzy socjalistycznej, Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, w części poświęconej planowanym działaniom nowej władzy po wyzwoleniu najwięcej miejsca poświęcili reformie rolnej[41]. Awans polskiego chłopstwa miał się dokonać za sprawą własności ziemi, a w okresie stalinowskim również dzięki przyłączaniu się do odgórnie sterowanej próby kolektywizacji i zawiązywanych (nieco bardziej oddolnie) spółdzielni produkcyjnych (w wyniku oporu klasy chłopskiej kolektywizację zarzucono po 1956 roku). Podstawowym warunkiem awansu była jednak modernizacja pracy na roli, a przy okazji poprawa warunków i sposobów życia na wsi. Mechanizacja pracy rolnej, unowocześnienie gospodarstw, elektryfikacja i radiofonizacja wsi, a także rozwój instytucji nowoczesnego państwa (szkół, szpitali, domów kultury, bibliotek) – wszystkie te procesy wspierały model awansu „od chłopa do rolnika”, w którym tradycyjna tożsamość klasowa została przezwyciężona w procesie zawodowej profesjonalizacji. Droga ta – mniej czytelna i słabiej dostrzegalna niż wyżej wskazane ścieżki – nie wymagała porzucenia środowiska wiejskiego, wystarczyła jego gruntowna przemiana. Już we wcześniej wymienionych trajektoriach trzy elementy trajektorii Friedmana – kierunek, zakres oraz tempo awansu – nie zawsze idealnie do siebie pasowały; na polskiej wsi po wojnie okażą się jeszcze trudniejsze do zastosowania. Choć kategoria rolnika niewątpliwie jest wyżej waloryzowana niż tradycyjna tożsamość chłopska, kierunek „w górę” wydaje się tu zastąpiony przez ruch ku innej kategoryzacji. Równie trudno określić zakres tej trajektorii („wielkość” awansu względem innych), a rozciągnięty w czasie proces modernizacji nie tylko otoczenia, ale i własnej tożsamości sprawia, że niełatwo wyznaczyć moment zakończenia awansu. Brakuje więc jednoznacznych znaczników statusowych dowodzących wypełnienia klasowej przemiany. W przeciwieństwie do wielu wychodźców, którzy zmieniają typ pracy, zdobywają wykształcenie, dostają miejskie mieszkania, osobom pozostającym na wsi trudniej jest „zmierzyć” swój poziom mobilności społecznej.

Analizując zarówno mobilność społeczną, jak i historyczne sposoby jej urefleksyjniania w okresie socjalizmu, badacze i badaczki borykają się z problemem przeoczania i ignorowania losów kobiet. Ówcześni socjologowie sami przyznawali, że „w badaniach nad pionową ruchliwością międzypokoleniową, podobnie zresztą jak i nad pionową ruchliwością wewnątrzpokoleniową, bada się prawie wyłącznie losy mężczyzn”[42]. Co ciekawe, defekt ten został wpisany już w założenia metodologiczne: mobilność społeczną opisywano, przede wszystkim porównując pozycję zawodową dwóch pokoleń w obrębie rodziny. Ścisłe skupienie się na wąsko pojętym zawodzie wykluczało zdaniem ówczesnych socjologów możliwość porównania córek z matkami i prowadziło do skupienia się wyłącznie na zestawieniu pozycji ojców i synów.

Tymczasem dzięki inaczej zakrojonym badaniom społecznym – stosunkowo nielicznym – oraz ze źródeł oddolnych wiemy, że kobiety w socjalizmie doświadczały awansu[43]. Ich awanse realizowały się we wszystkich z wyżej wymienionych wariantów, choć kobiece trajektorie mobilności społecznej pod wieloma względami różnić się będą od trajektorii męskich. Kobiecy awans społeczny warunkowało podtrzymanie patriarchatu w wielu sferach socjalistycznego państwa, wraz z przystosowaniem do nowych okoliczności i relacji. Po pierwsze, zmniejszało zakres trajektorii: kobiety stosunkowo rzadko zajmowały wysokie stanowiska w strukturach socjalistycznego państwa lub przedsiębiorstwach, rzadziej od mężczyzn pełniły również funkcje kierownicze, a jeśli już, to przede wszystkim w sfeminizowanych sektorach, na przykład w edukacji. Po drugie, ze względu na podtrzymanie nierównego podziału pracy reprodukcyjnej tempo kobiecych trajektorii było wolniejsze, przerywane okresami zawieszenia pracy zawodowej na rzecz opieki nad rodziną i domem. Czynniki te można mnożyć i będą się uwidaczniać w dalszych analizach poszczególnych wariantów, już teraz jednak warto zapowiedzieć, że z przeoczaniem kobiet w dominujących socjologicznych ujęciach awansu i niewielką widzialnością trajektorii mobilności kobiecej w kulturze dominującej (od odwilży drugiej połowy lat 50.) radykalnie kontrastuje niezwykła aktywność kobiet w sferze oddolnej autorefleksji na temat awansu socjalistycznego i ich udziału w tym procesie.

Socjalistyczne opowieści awansu

Zgodnie z założeniami awans socjalistyczny inicjowała i umożliwiała władza socjalistyczna, a charakteryzowały go powszechność i kolektywność. Oczywiście założenia te w skali społeczeństwa zostały spełnione w różnym stopniu. Równocześnie, niezależnie od tego, kto i jak mocno w nie wierzył, pozostają stałym punktem odniesienia socjalistycznych opowieści awansu. W ciągu niemal czterech dekad, które upłynęły między ogłoszeniem Manifestu PKWN w lipcu 1944 roku a wprowadzeniem stanu wojennego w grudniu 1981 roku, wyznaczają one podstawowe ramy myślenia o awansie społecznym. Jak postaram się pokazać, w ich obrębie funkcjonują zarówno opowieści wprost identyfikujące się z ideologicznym przekazem władzy: kroniki filmowe, materiały propagandowe i utwory powstające w okresie obowiązywania doktryny socrealistycznej, jak i te krytycznie odnoszące się do socjalizmu państwowego, jak choćby dokumentalistyka rozliczeniowa i wybrane powieści nurtu chłopskiego.

Wczesne socjalistyczne opowieści awansu, spośród których wiele powstało w okresie obowiązywania doktryny socrealizmu, miały ze swojej natury charakteryzować się sprawczością – przekonywać do zalet nowego systemu, budować świadomość klasową i chęć pracy na rzecz nowych socjalistycznych instytucji, a może przede wszystkim zachęcać do podjęcia wysiłku wkroczenia na drogę awansu. Otwarcie polemizowały również ze wzorami kultury kapitalistycznej. Indywidualizm kapitalistycznych opowieści awansu, „podążających za wspinającymi się jednostkami, osobami zostawiającymi większość daleko w tyle”[44], należało porzucić na rzecz narracji wydobywającej wspólnotę marszu wzwyż. Niemniej przedstawienie powszechności i kolektywności procesów awansu społecznego przekonująco, a nawet porywająco było wyzwaniem. Jedno z rozwiązań polegało na seryjności prezentowania treści związanych z awansem i – szerzej – powojennymi przemianami społecznymi. Powtarzalny format serii tekstów i obrazów, między innymi Biblioteki przodowników pracy i Ludzi planu 6-letniego Biblioteki Fotoreportażowej Centralnej Rady Związków Zawodowych oraz cykli realizowanych przez Polską Kronikę Filmową, równocześnie pozwalał publiczności angażować się w trajektorie życiowe poszczególnych osób i uwypuklał powtarzalność określonych ścieżek awansu. Kumulacja sugerowała powszechność oraz możliwość powtórzenia losu szczęśliwych racjonalizatorów i przodowniczek, osób migrujących ze wsi do miast i pnących się w zawodowych hierarchiach. Równocześnie format ten znakomicie wpisywał się w założenia modernizacji i industrializacji – wytwarzania zestandaryzowanych, powszechnie dostępnych i zrozumiałych artefaktów. Seryjność wykorzystywały zresztą nie tylko najbardziej propagandowo nastawione wydawnictwa. Tom pierwszy pokonkursowej publikacji Młode pokolenie wsi Polski Ludowej pomieścił pod tytułem Awans pokolenia dwadzieścia sześć tekstów, które – mimo ich różnorodności – interpretowane były zbiorczo jako dowód na powszechność doświadczenia awansu społecznego.

Innym wyzwaniem było przedstawianie trajektorii awansu w warunkach państwowego socjalizmu, z uwzględnieniem początku i końca procesu mobilności społecznej. Zarówno kapitalistyczne, jak i socjalistyczne opowieści awansu, aby działać skutecznie, muszą odwoływać się do wymarzonego punktu dojścia (dołączenia do klasy wyższej niż klasa pochodzenia lub podwyższenie statusu społecznego całej swojej klasy), ale też umiejętnie przeciwstawiać mu punkt wyjścia, czyli świat, z którego się ucieka. Awans wiąże się przecież z porzuceniem macierzystego środowiska, a więc działaniem rzadko traktowanym przychylnie. Jak pokazuje amerykański literaturoznawca Bruce Robbins w książce Upward Mobility and the Common Good (Awans społeczny i dobro wspólne), takie przewinienie wobec własnej grupy usprawiedliwiane jest zazwyczaj scenami upokorzenia, jakiemu osoba wcześniej podlegała – to one jakoby uzasadniają odejście, porzucenie, a nawet zdradę klasową. Na podstawie scen z dzieł tak różnych, jak powieści Dickensa, popularna komedia romantyczna Pracująca dziewczyna (reż. Mike Nichols, 1988) albo klasyczna praca feministycznej krytyki kultury Landscape for a Good Woman (Krajobraz dla dobrej kobiety) autorstwa Carolyn Steedman, Robbins wnioskuje: „Uzasadnieniem awansu bohatera staje się pierwotna krzywda, zestaw okoliczności wyjściowych tak rażąco opresyjnych i niesprawiedliwych, by bunt przeciw nim bez wahania uznać za naturalny, nieuchronny, w pełni usprawiedliwiony”[45].

Nietrudno się domyślić, jak niestosowne byłoby konstruowanie scen „pierwotnej krzywdy” w socjalistycznej sferze publicznej, zwłaszcza w jej wczesnych fazach. Przecież kolektyw, z którego się awansuje, składa się z przedstawicieli klasy robotniczej i chłopskiej; zgodnie z założeniami systemu także dla tych osób ścieżki awansu są otwarte. Ponadto przedstawianie środowiska pochodzenia osób awansujących jako miejsca, z którego należy uciec, nie wpisuje się w powojenną politykę doceniania klas ludowych. Niemniej opowieści awansu nie mogą się obejść bez porównania – stanu przed i stanu po, punktu wyjścia i projektowanego punktu dojścia. Ten strukturalny problem rozwiązywano na kilka sposobów: sytuując sceny „pierwotnej krzywdy” w okresie międzywojennym; wyraźnie piętnując w obrębie wspólnot chłopskich i robotniczych tych, którzy przeciwstawiają się wizji socjalistycznej modernizacji i awansu; wreszcie, zaznaczając możliwość – a niekiedy moralną konieczność – powrotu do wspólnoty, którą się opuściło.

Stałym punktem odniesienia w socjalistycznych opowieściach awansu będzie więc przypomnienie okresu międzywojennego, całkowitego podporządkowania klasy chłopskiej i robotniczej, nędzy i przemocy, wszechobecnego wyzysku i braku perspektyw. Z takimi realiami w tle opisuje się położenie chłopów i chłopek, robotnic i robotników w systemie socjalistycznym. Jedną z najważniejszych różnic między kapitalistycznym wczoraj a socjalistycznym dziś wydobywanych przez analizowane tu narracje jest samo istnienie przyszłości, rozumiane jako możliwość snucia planów, zmiany swojego losu lub – mówiąc językiem tych opowieści – „wejścia na ścieżkę awansu”.

Wokół tej nowo otwartej potencjalności został osnuty między innymi film Andrzeja Munka Pamiętniki chłopów (1952). Reżyser zestawił opisy przedwojennej rzeczywistości zaczerpnięte ze zbioru pamiętników opublikowanego w latach 30.[46] z obrazami mnogości wyborów dostępnych dla przedstawicieli klasy chłopskiej po wojnie. Jerzy Kaden zrelacjonował w „Filmie”:

Jerzy Kaden, Pamiętniki chłopów na ekranie, „Film” 1952, nr 40

19 lat od czasów napisania pamiętników [ekipa filmowa] udała się na poszukiwanie pamiętnikarzy. […] Oto krótki bilans poszukiwań: 12 dni w drodze, przejechanych około 2500 km, z 26 poszukiwanych 12 odnalezionych. Nie wszyscy z nich pozostali na roli, część przeszła do rzemiosła, do fabryk[47].

Ostatecznie w filmie pojawia się trzech pamiętnikarzy, których dawne losy przeciwstawiane są obecnym[48]. Wybrane przez twórców filmu fragmenty pamiętników podkreślają skalę i siłę przemocy w relacjach społecznych przedwojennej wsi, ale też poczucie stagnacji, uwięzienia w teraźniejszości, z jej rytmem wyznaczanym przez zaspokajanie najbardziej podstawowych potrzeb biologicznych. Jeden z cytatów przytoczonych w filmie wydobywał to poczucie zamkniętej przyszłości:

Czeka mnie przyszłość, ale jaka? Sama myśl o niej sprawia mi ból, więc lepiej o niej nie myśleć. Bo myśląc o niej, myśli te zaraz wkraczają w jakiś labirynt, gdzie sobie urządzają chaotyczny taniec. Nie ma. Brak. Nie będzie. Nie poradzę sobie. A nic, nie dam rady. Jak tu żyć? Co będzie dalej? Jak dzieci wychować? Co im dać?

Wizualnym tłem cytatu jest zbliżenie twarzy mężczyzny w średnim wieku, autora pamiętnika, uchwycone na tle wiejskiego domu. W statycznym kadrze poruszają się jedynie liście, uruchamiają grę świateł i cieni na poważnej twarzy mężczyzny, Andrzeja Urbana ze wsi Lutcza. W następnych ujęciach cytatowi przeciwstawiony zostaje dynamiczny montaż przedstawiający losy trzech synów Urbana. Każdy z nich doświadczył międzypokoleniowego awansu: Władysław został oficerem lotnictwa, Stanisław pracuje w Centralnym Urzędzie Skupu i Kontraktacji, Adam gospodaruje ziemią, którą „władza ludowa oddała chłopom”. Potem narrator wraca do tekstu pamiętnika, a retrospekcję wprowadza słowami: „Na tej samej ziemi rozgrywały się przed laty wypadki, o których opowieść brzmi dziś jak dziwna bajka”. Tej dziwnej bajki – wspomnienia o surowym karaniu dzieci chłopskich za zbieranie resztek kartofli z pańskiego pola – wysłuchujemy, oglądając Urbana z rodziną przy żniwach.

Pamiętniki chłopów – również w kolejnych sekwencjach, poświęconych szkolnictwu na wsi i elektryfikacji – wydobywają więc wielowymiarowość chłopskiego awansu, na który składa się między innymi możliwość planowania przyszłości. Jak mają nam jednak uświadomić powracające apele narratora filmu, interpretacja poszczególnych życiowych zmian jako awansu właśnie jest przynajmniej częściowo zależna od istnienia pamięci o trudnej przeszłości. Film zaczyna się zresztą od typowego dla poetyki socrealistycznej skarcenia widzów za „zbyt łatwe zapominanie o ponurych dniach przeszłości, dniach nędzy, wyzysku, bezrobocia”, prowadzi ono bowiem do niedoceniania skali powojennych przemian. „Spytajcie ludzi starszych. Oni pamiętają” – nakazuje narrator. Naturalnie wraz z upływem czasu możliwość stosowania tej ramy porównania maleje. Jedną z funkcji socjalistycznych opowieści awansu jest więc jej przypominanie – dramatyczne epizody z okresu międzywojennego są stałym elementem pamiętników, często pojawiają się w publicystyce, filmach fabularnych i dokumentalnych. Bywa, że miniona rzeczywistość jawi się jako ciężkie brzemię („Tutaj jest nawet niemiło przypominać już, porównywać ten czas do tego, bo to jest straszne to życie za tego Czarnieckiego” – tak były fornal rozpoczyna swoją opowieść w filmie o spółdzielni produkcyjnej założonej w miejscu dawnego majątku ziemiańskiego[49]), ale i wtedy jej obrazy należy pielęgnować i wprawiać w ruch.

Wspomnienia przedwojennych warunków życia chłopów i robotników pozwalają więc wpisać losy przedstawicieli klasy ludowej w trajektorie awansu społecznego. Jest mi lepiej niż przed wojną lub lepiej, niż przed wojną było moim rodzicom – mówią protagoniści socjalistycznych opowieści awansu. Opisy i obrazy przeszłości wypełnionej przemocą, życia w skrajnie trudnych warunkach funkcjonują też jako usprawiedliwienie społeczności chłopskich i robotniczych, ich rzekomej zachowawczości i tradycjonalizmu. Częścią awansu społecznego klas pracujących ma być wyzbywanie się poglądów i postaw związanych z epoką przedsocjalistyczną – proces ten wspomagany jest przez wyróżniających się członków społeczności, zazwyczaj młodych socjalistycznych działaczy, walczących z zabobonami, brakiem solidarności i niechęcią do pracy kolektywnej. Nawet jeżeli indywidualna decyzja o „wejściu na drogę awansu” – migracji do miasta, kontynuowaniu edukacji, dokształcaniu zawodowym – motywowana jest chęcią ucieczki od konkretnych jednostek, choćby przemocowego ojca, pobożnej matki, leniwego szwagra, to osoby pozostające na wsi często pokazywane są równocześnie jako podatne na działanie socjalizmu. Zmieniają się pod wpływem osoby awansującej. Szwagier pamiętnikarki prządki zmienia się po wysłuchaniu jej wykładu o konieczności pracy na rzecz rodziny i społeczności:

Szwagier się udobruchał. […] Postanowił po świętach iść do sołtysa poradzić się. Wziął torbę z moich rąk, powiesił pod obrazem na kołku i powiedział: „Zostań. Na księdza mi ino tu w moim domu nie wchodź, bo tego nie lubię”. „No, bardzo dobrze – przerwałam mu – pomówimy o tym za rok”[50].

Osoby awansujące – jak pochodząca ze wsi pamiętnikarka i uczennica Szkoły Przysposobienia Przemysłowego w Bielsku – mogą zostać agentami modernizacji w środowiskach swojego pochodzenia.

W opowieściach przychylnych systemowi strukturalny problem kolektywności rozwiązywany jest również przez podkreślanie możliwości powrotu osób awansujących. Osoby awansujące są przedstawiane jako lojalne wobec klasy pochodzenia, a ich nową przynależność klasową często określa się mianem nowej inteligencji ludowej; jej przedstawiciele unikają więc zamknięcia się w „inteligenckim getcie”, krytykowanym tuż po wojnie przez Józefa Chałasińskiego[51]. Wczesne kroniki filmowe i filmy socrealistyczne obfitują w bohaterów wracających po awansie na wieś – rodzinną lub przybraną – albo do fabryki, by z nowo zdobytymi wiedzą i kompetencjami pracować na rzecz awansu kolektywu. Pod koniec Jasnych Łanów (1947) Eugeniusza Cękalskiego, pierwszego filmu powojennego zrealizowanego na polskiej wsi, głowa rodziny mówi o chłopcu odjeżdżającym do miejskiej szkoły: „Antoś wyrośnie nam na inżyniera i całą wieś pięknie urządzi”. Do momentu powrotu osób migrujących wsi pomagają przedstawiciele państwa. W ostatniej scenie filmu Cękalskiego, tuż po słowach o wnuku Antosiu, stary Gruzda wita nowego nauczyciela, który przybył na wieś, by wspomóc świeżo uruchomioną szkołę. Często zaraz po powrocie okazuje się, że rodzinne otoczenie, pozostawione w momencie wyjazdu na studia lub do pracy, nie wygląda już tak jak kiedyś, awanse kolektywny i osobisty w tym samym czasie posuwały się bowiem do przodu.

Od odwilży krążyły w sferze publicznej także opowieści bardziej krytyczne wobec systemowych założeń. Często odnosiły się do kolektywności awansu jako niezrealizowanej obietnicy. Osoby awansujące przedstawiane były w nich jako rozdarte między dwoma światami, nowym i starym – w żadnym z nich nie znajdują sobie do końca miejsca. Obie rzeczywistości pokazywano jako nie w pełni zmodernizowane, co rusz osuwające się w quasi-feudalne relacje i praktyki lub – w skrajnie pesymistycznych materializacjach gatunku – pogrążone w przednowoczesnym bezczasie. Szczególnie ciekawe są niektóre realizacje tak zwanego nurtu chłopskiego w literaturze, teksty pisane zresztą przez osoby z doświadczeniem awansu[52]. Opublikowany w 1977 roku Prorok Tadeusza Nowaka rozpoczyna się strumieniem świadomości, w którym narrator na zmianę dzieli się obezwładniającą radością z wyjazdu ze wsi i licytuje przewinienia rodzinnych stron, uchwyconych w całej synestezyjnej złożoności:

Wreszcie wyrwałem się stamtąd. Wyrwałem się, uciekłem. Boże mój, szpiku kostny, krwi moja jak magnes, nie opuszczaj mnie teraz. Bo jeszcze przed chwilą, gdy szedłem stwardniałą na kamień ścieżką między zbożami, w których dzwoniło tysiące młotków bijących w kowadła, tysiące srebrnych łyżek czerpiących kwaśne mleko z glinianych misek, czułem za sobą gęsty zapach rozgrzebanego przez kury gnoju, gnojówki rozlanej aż po sad, rojącej się od muszek, białych i czerwonych robaków, zapach ochwaconego konia z obdartymi do żywego mięsa bokami, drzemiącego nad żłobem z jęczmienną sieczką, odór utytłanej w łajnie krowy leżącej na gołej dylinie, wzdychającej przez sen, parchających się wiecznie królików sypiących bobkami, chutliwych szczurów dogryzających spadłego z grzędy koguta, myszy tnących cierpliwie owsiany snopek, świń ciamkających ziemniaczaną paćkę ze szczerbatego koryta. Wyrwałem się stamtąd skoro świt, zanim ojcowie wygramolili się z drewnianych łóżek, wyszli w zgrzebnej koszuli, w gaciach pod sad […]. Wyrwałem się stamtąd, uciekłem. Witaj ucieczko grzesznych, zbawicielko moja[53].

Wieś w Proroku przytłacza zapachami i dźwiękami wydawanymi przez ciała ludzkie i zwierzęce, nabożnością, patriarchalną przemocą fizyczną i rozpustą. W tej wsi nie widać socjalistycznych przemian: nie ma ani maszyn, ani spółdzielni produkcyjnych, ani równouprawnienia, ani świeckości. „Na drogę awansu” narrator powieści Nowaka wchodzi nie z błogosławieństwem rodzinnej społeczności, lecz w tajemnicy przed nią, wie bowiem, że odejście ze wsi nie zostałoby dobrze przyjęte. Jego radość z wyjazdu do miasta jest zaś tak wielka – „Wyrwałem się i jest mi tak, jakbym wreszcie powalił jednym uderzeniem pięści zwalającego mnie zawsze z nóg tryka”[54] – że jakikolwiek powrót wydaje się trudny do wyobrażenia.

Podobnie Michał Toporny, bohater Tańczącego jastrzębia Juliana Kawalca, „odchodzi […] wcześnie rano”; zostawia za sobą plującą w jego kierunku żonę i dziecko rzucające za nim ziemią. Mimo to „już na polach odczuwa wielki przypływ radości”[55]. Oprócz niej wychodźcom towarzyszy cała gama uczuć. Istotą socjalistycznych opowieści awansu, a zapewne i doświadczenia społecznej mobilności, jest bowiem silne rozemocjonowanie, poruszenie.

Szybki marsz wzwyż albo walka ze wzruszeniem

Jednym z podstawowych celów Poruszonych jest próba wyczytania i wypatrzenia w tym wielomedialnym archiwum opowieści awansu sposobów, w jakie przeżywano awans społeczny. Awans raczej dziejący się niż już dokonany, możliwy do zmierzenia i precyzyjnego ujęcia w formie zdobytych dyplomów lub poziomu zarobków, w pierwszej kolejności przeżywano właśnie emocjonalnie: osoby awansujące odczuwały radość, strach, wstyd, gniew, nadzieję, dumę. Emocje pojawiają się w momentach konfrontacji z nieznanymi instytucjami i przestrzeniami, a przede wszystkim z przedstawicielami innych, zazwyczaj wyższych klas. Towarzyszą awansującym przy podejmowaniu nowych, klasowo naznaczonych czynności – od używania noża i widelca, poprzez chodzenie do teatru, aż po przystępowanie do egzaminów i podejmowanie pracy. W 1965 roku Bronisław Gołębiowski nazywał uczucia osób awansujących „potężnym akumulatorem rewolucji, wielką areną klasowej rozgrywki na co dzień”[56]. W perspektywie emocjonalnej awans jawi się nie tyle jako linearny, teleologiczny proces przekraczania kolejnych punktów zwrotnych czy przynajmniej etapów, lecz jako niejednokierunkowy, wielokrotnie zapętlony proces pełny sprzeczności, niejednoznaczności, wątpliwości, zmagań. Jest codziennością, dotyczy sfer życia zwykle niekojarzonych z awansem rozumianym jako coś mierzalnego i policzalnego. Wykracza poza zdobywanie wiedzy, skutkuje zmianami na ciele i w samopoczuciu.

Doświadczane niezwykle intensywnie, emocje osób awansujących często podlegają dyskursywizacji, a ich nadmiar postrzegany jest jako obciążenie. „Czy ja muszę być stale zastraszonym zwierzątkiem? […] A może by tak mniej tego kompleksu niższości, bo to mnie zupełnie zgubi”[57] – pyta sama siebie osiemnastoletnia laborantka w miejskim zakładzie chemicznym, pochodząca ze wsi. W filmie dokumentalnym Krystyna M. (1973) reżyser Kazimierz Karabasz rozpoczyna historię adaptacji młodej robotnicy, wiejskiej wychodźczyni, od opisu przemiany jej reakcji emocjonalnych. Bohaterka składa urządzenie przy taśmie fabrycznej, a obrazom tym towarzyszy jej opowieść:

Teraz aż siebie nie poznaję. Inni mówią, że się strasznie zmieniłam. Bo pierw krępowałam się coś powiedzieć, wszystkiego. Jak ktoś powiedział nie tak, jak ja pomyślałam, to zaraz się czerwieniłam. Jak ktoś miał jakieś aluzje do mnie, wybuchałam płaczem nieraz. Dlatego że jestem ze wsi. Że zza Buga. Wstyd, a teraz to nie dam się, tak mówię, że mieszkam po prawym brzegu rzeki, jak rzeka płynie, to po prawej stronie.

Sposoby przeżywania i wyrażania emocji są niezwykle silnie splecione z hierarchiami klasowymi. Sara Ahmed zauważa, że kulturowe przeświadczenia o emocjach „uczestniczą w strzeżeniu granic hierarchii społecznych”[58]. Nieprzypadkowo przedstawiciele kultur dominujących często zarzucają „innym” – zachodnia mieszczańska kultura oświecenia kobietom, przedstawicielom klas ludowych i niedominującym grupom etnicznym – „nadmierne” rozemocjonowanie, interpretowane między innymi jako dowód nieumiejętności racjonalnego myślenia i panowania nad sobą. Zgodnie z takimi założeniami częścią awansu społecznego jest przystosowanie się do „standardów emocjonalnych” – społecznie akceptowalnych i powszechnie promowanych sposobów odczuwania i wyrażania emocji[59] – klasy, do której się awansuje. Zarazem nowa kultura socjalistyczna próbowała wytworzyć nowe, socjalistyczne standardy emocjonalne. Składały się na nie między innymi duma z pochodzenia chłopskiego i robotniczego, wdzięczność wobec państwa. Wydaje się, że zderzenie różnych standardów – klasy pochodzenia, klasy, do której się awansuje, oraz nowych wzorów promowanych przez państwo socjalistyczne – wytwarza w osobach awansujących szczególny rodzaj poruszenia, intensywnego rozedrgania. Dlaczego tak reagują, wyjaśnia historyk emocji William Reddy:

Standardy nie są tym samym co właściwe doświadczenia emocji oraz sposoby ich wyrażania. […] Standardy i ideały emocjonalne są zawsze obecne. Przystosowywanie się do nich nigdy jednak nie jest idealne, a osiągnięty w praktyce styl wypracowujemy na drodze kompromisu[60].

Słowo „poruszeni” – tytułowa kategoria książki – oddawać ma właśnie połączenie owego trudnego do opisania stanu emocjonalnego rozedrgania z procesami związanymi z mobilnością społeczną. Rozemocjonowanie uznaję za podstawową „strukturę odczuwania” mobilności społecznej w okresie socjalizmu państwowego w Polsce[61]. Doświadczenie awansu skutkuje intensywnym i ambiwalentnym splotem emocji, opisywanym jako nadmiarowy, obciążający, niepożądany, a więc i konieczny do przewalczenia. Bohater Tańczącego jastrzębia – do tej wyjątkowej socjalistycznej opowieści awansu często będę powracać – po podjęciu ostatecznej decyzji o pozostaniu w mieście i porzuceniu wiejskiego życia przeżył „okres szybkiego marszu wzwyż po linii ukośnej albo okres walki ze wzruszeniem”[62]. Nieprzypadkowo Kawalec na początku rozdziału, w którym dokonuje się przemiana Michała Topornego, chłopskiego syna, zestawia dwie metafory mobilności społecznej. Pierwsza jest znana, odwołuje się do popularnego sposobu prezentowania struktury klasowej jako wertykalnej formy przestrzennej (i tytułowego „poruszenia” w pierwszym znaczeniu, ruchu) – drabiny lub piramidy, po której można się wspinać, wdrapywać lub przynajmniej spoglądać z jej dołu ku górze[63]. Druga, mniej oczywista, wiąże proces mobilności społecznej – zwłaszcza jego końcowej, decydującej fazy, gdy nie ma już powrotu do starej tożsamości klasowej – ze szczególną „pracą nad emocjami”. Socjolożka Arlie Russell Hochschild ukuła termin „praca nad emocjami” (emotion work) w celu opisania wysiłku wkładanego w kształtowanie własnych emocji, „działania na rzecz zmiany natężenia lub jakości emocji lub uczuć”[64]. Osoby awansujące najczęściej muszą wyciszyć jakoby nadmierne emocje (toczą walkę z poruszeniem w drugim znaczeniu, rozemocjonowania właśnie). „Zaczynasz odrzucać wzruszenie – mówi narrator do bohatera – bo to ci najbardziej przeszkadza, bo zaczynasz uważać wzruszenie za rzecz niedobrą”[65]. Tańczący jastrząb wyróżnia się wśród socjalistycznych opowieści awansu najbardziej konsekwentnym eksplorowaniem roli emocji, ale motyw „walki ze wzruszeniem”, przepracowywaniem różnic klasowych i uczeniem się nowych standardów emocjonalnych przewija się w wielu źródłach tego okresu. Socjalistyczne opowieści awansu dowodzą tezy Bertolta Brechta, że „stany uczuciowe mają zawsze wyraźnie określone podłoże klasowe”[66].

Choć awans społeczny był w okresie socjalizmu państwowego popularnym tematem badań socjologicznych (będę do nich w tej książce często sięgać), kwestia emocji i sposobów ich przeżywania pojawiała się rzadko. W 1965 roku Adam Sarapata rozpoczął książkę Studia nad uwarstwieniem i ruchliwością społeczną w Polsce serią celnych pytań o to, „jak w świadomości społecznej i zachowaniu ludzi wyrażają się zmiany ustrojowe”, lecz właściwie nie udzielił na nie odpowiedzi[67]. Krystyna Janicka na podstawie badań prowadzonych w połowie lat 60. dowodzi, że wśród klasy robotniczej „poczucie awansu dominuje nad poczuciem degradacji”, nie zastanawia się jednak, w jaki sposób trajektoria awansu była doświadczana, jakiego rodzaju emocje z nią się wiążą i jakie mają konsekwencje w życiu badanych[68]. Najbliżej intencji Poruszonych był Winicjusz Narojek. Podejmował temat sposobów doświadczania przez jednostkę nowoczesnej struktury społecznej, jej skomplikowanych mechanizmów. W jednym z artykułów Narojka pojawia się istotne dla mojej pracy uzasadnienie wagi refleksji nad emocjami towarzyszącymi procesom awansu[69] – spostrzeżenie, że powojenna mobilność odmieniła całość relacji społecznych, nie tylko życie osób awansujących. „Wzmożony proces ruchliwości jednostek do głębi przekształcał mikrotkankę społeczną i stosunki międzyludzkie, bez widocznych zmian w samym układzie makrostruktury społecznej (oczywiście, nie licząc rewolucyjnego przeobrażenia struktury klasowej)”[70]. Osoby przemieszczające się w przestrzeni społecznej – wiejski wychodźca, studiująca robotnica, rolnik modernizujący tradycyjne gospodarstwo – doświadczają przemiany klasowej, lecz ich emocje czerpią z dostępnych wzorów kulturowych, a ponadto mają wpływ na innych ludzi, zarówno tych z pierwotnego środowiska, jak i z nowego. Emocje związane z awansem tak naprawdę dotyczą więc wszystkich:

społeczeństwo PRL składa się z osób, które wykonały przesunięcie w kreowanej przez [nowe] instytucje przestrzeni społecznej, oraz z osób, w których otoczeniu miały miejsce takie przesunięcia. […] Psychologię społeczną tego społeczeństwa [należy więc] oprzeć na analizie emocji psychicznych towarzyszących zmianom w przestrzeni społecznej[71].

W Poruszonych odsłonię powiązania między emocjami a strukturą klasową państwowego socjalizmu oraz zastanowię się nad ich konsekwencjami.

Nastroje-światy

Badanie historii emocji zawsze było ogromnym wyzwaniem[72]. Od dawna wiemy, że przeżywanie emocji zależy od norm kulturowych i społecznych oraz że emocje mają charakter historycznie zmienny[73]. W jaki sposób uchwycić coś tak nieuchwytnego? Sięgam w tej książce po rozmaite rozpoznania współczesnych teoretyków emocji, nastroju, afektów i struktur odczuwania. Na najbardziej podstawowym poziomie sedno paradoksu reprezentacji emocji wskazał już klasyk badań kultury i sztuki Aby Warburg w dialektycznym pojęciu „formuły patosu” (Pathosformel)[74]. To „montaż elementów zwykle przez myślenie uznawanych za sprzeczne: patosu z formułą, mocy z grafiką, w skrócie: mocy i formy jednocześnie”[75]. Chodzi więc o uporządkowaną formę, schemat, wyraz i uchwycenie w przedstawieniu tego, co nadmiarowe, silne (nawet gdy należy do słabych), cielesne. Wyzwanie, przed którym staję, częściowo odpowiedzialne za dobór różnorodnych źródeł, polega zatem na doszukiwaniu się (stylistycznie nawiązuję do języka, którym rozmaici badacze próbują uchwycić sens paradoksalnego pojęcia Warburga) ikonografii energii, a zatem rozpoznawaniu i odczytywaniu emocji, które odcisnęły ślady w źródłach dotyczących awansu.

Prężnie rozwijająca się dziedzina – historia emocji – dostarczy kilku dalszych istotnych wskazówek. Po pierwsze, należy porzucić nadzieję na dotarcie do emocji czystych. W znanej pracy poświęconej uczuciu nostalgii Jean Starobinski rozwiewa złudzenia: „Staje przed nami nie czysta emocja, lecz jedynie ta jej część, która przeszła na daną formę wyrazu, i to ona jedynie może być materiałem dla historyka”[76]. Dla Starobinskiego podstawowym medium wyrazu było słowo, dla historyka sztuki Aby’ego Warburga – obraz. Niewątpliwie emocje muszą zostać zapośredniczone, zyskać formę w reprezentacji, aby zapisać się w historii. Jak zauważa William Reddy, kolejnym wyzwaniem stojącym przed historykami emocji jest określenie relacji między standardami emocjonalnymi (normami promowanymi w tekstach i obrazach kultury dominującej) a emocjami przeżywanymi w rzeczywistości. Przezwyciężyć tę trudność można między innymi dzięki

wykroczeniu poza zbiór tekstów wyznaczających normy i opisujących pożądane wzory […] i próbie zidentyfikowania emocjonalnego „systemu”, „stylu”, czy „reżimu” lub pojawienia się specyficznego rodzaju osobowości, realizowanego w praktyce i podzielanego przez wystarczająco dużą społeczność[77].

Będę argumentować, że osoby awansujące charakteryzuje styl ambiwalentnego rozemocjonowania. Idąc za wskazówką autora The Navigation of Feeling (Nawigacja uczuć), w kwerendzie archiwalnej szeroko zarzuciłam sieć, by odnaleźć zarówno źródła artykułujące standardy emocjonalne promowane w socjalizmie, jak i świadectwa, które zbliżają do jednostkowych sposobów przetwarzania „reguł odczuwania” i negocjowania z nimi.

Zadanie nie było łatwe. Na początek wyszłam poza medialne podziały, emocje nie przestrzegają bowiem granic między mediami komunikacji. Pamiętając o swoistych właściwościach poszczególnych mediów i różnicach między nimi – stopniu oddalenia od osoby przeżywającej, cechach gatunkowych, warunkach produkcji i cyrkulacji, zakładanych publicznościach i tak dalej – zapisów emocji osób awansujących szukałam przede wszystkim w publikowanych i niepublikowanych pamiętnikach konkursowych, powieściach, filmach fabularnych i dokumentalnych, reportażach i dyskusjach prasowych, kronikach filmowych, serialach telewizyjnych. Najbardziej oddolnym z wymienionych źródeł są z pewnością pamiętniki, jednak i w nich, jak ostrzegają historycy emocji, „nie ma nic nieprzetworzonego, czystego”[78].

W osobistych wyznaniach dotyczących uczuć odzwierciedlone zostają zarówno obszerniejsze kategorie kulturowe, jak i jednostkowe wybory oraz świadome i nieświadome wysiłki kształtowania siebie. Autorzy dzienników, listów i pamiętników formułują swoje wypowiedzi, stale mając w pamięci dominujące konwencje i reguły dotyczących uczuć[79].

Następnie rozszerzyłam zakres poszukiwań – wyszłam poza emocje nazwane wprost i zwróciłam się ku czemuś, co możemy nazwać stanami emocjonalnymi lub nastrojami. Zarówno pamiętnikarze i pamiętnikarki, jak i filmowcy i filmowczynie, dokumentaliści i dokumentalistki, reporterzy i reporterki, pisarze i pisarki nie zawsze wprost nazywają emocje odczuwane w wyniku awansu – czasem opisują reakcje cielesne, innym razem projektują emocje na otoczenie osób awansujących. Socjalistyczna refleksja nad procesami mobilności społecznej obejmowała między innymi poszukiwanie formuł pozwalających na wyrażenie rozmaitych doświadczeń awansu, było to bowiem w socjalizmie przeżycie zróżnicowane, choćby ze względu na płeć, pokolenie, pochodzenie klasowe. Poszczególne media i gatunki okazują się poręcznymi narzędziami do uchwycenia konkretnego typu doświadczenia. Wypracowywany jest też nowy język – zarówno w słowie, jak i w obrazie, z charakterystycznymi dla opowieści awansu metaforami i chwytami retorycznymi. Wyobrażenia przeżyć osób awansujących podążają nie tylko po określonych fabularnych ścieżkach, lecz również, ze względu na nieuchwytność emocji, starają się uchwycić nastrój świata zmienionego przez masowe procesy powojennej mobilności społecznej. W próbie jego odtworzenia, wraz ze składającymi się na niego relacjami społecznymi i przestrzeniami, inspiruję się badaniami brytyjskiego kulturoznawcy Bena Highmore’a. W książce Cultural Feelings. Mood, Mediation and Cultural Politics (Uczucia kulturowe. Nastroje, mediacje i polityka kulturalna) definiuje on nastrój nie jako „stan wewnętrzny, doświadczany przez jednostkowe, niezależne podmioty”[80], lecz jako „społeczne i historyczne jakości”, uspołecznione i relacyjne sposoby odczuwania świata. „Żyjemy między różnymi nastrojami-światami” – uważa Highmore i proponuje cztery założenia na temat nastrojów, a tym samym cztery wskazówki metodologiczne. Po pierwsze, „nastroje i uczucia są materialne”, a więc „osadzone w formach kulturowych (gatunkach narracyjnych i muzycznych czy protokołach i konwencjach rozmaitych instytucji), które z kolei często posługują się specyficznymi dla nich technologiami”[81]. Po drugie, „nastroje i uczucia są formą pracy”, „nie wydarzają się po prostu, lecz są produkowane, a ich produkcja jest rezultatem konkretnej pracy”[82]. Po trzecie, „nastroje i uczucia są historyczne”. Po czwarte, „są społeczne”, a „kształt i teksturę doświadczenia społecznego najłatwiej uchwycić jako wzory nastrojów i uczuć”[83].

Podobnie jak autorowi książki Cultural Feelings zależy mi na zniuansowaniu kulturowych narracji o atmosferze czasów minionych, a jednak wciąż na nas oddziałujących. Przecież „spisywanie przeciwnastrojów (counter-moods) naszej niedawnej historii jest działaniem z zakresu polityki kultury”[84]. Przeciwnastroje danej epoki wyczytać i wypatrzeć można ze źródeł, o których jako wspólnota pamiętamy mniej chętnie, które nie wpisują się gładko w dominującą wizję przeszłości. Pamięć o socjalizmie wyklucza perspektywę polskich klas ludowych, interesujących dla badaczy i badaczek przede wszystkim w momentach opozycyjnych zrywów[85]. Zgadzam się z Kacprem Pobłockim, że „kluczowym zadaniem pisania ludowej historii jest takie snucie opowieści, aby pozwolić wybrzmieć emocjom ich bohaterów”[86]. Jak wskazują cytowani wyżej badacze i badaczki, wyczytywanie uczuć z materiałów historycznych nie jest ani łatwe, ani oczywiste. W przypadku emocji klas ludowych – ze względu na ograniczony zasób wytwarzanych źródeł, a także osadzenie wielu formuł narracji intymnych w kulturze klas dominujących – trzeba się liczyć z jeszcze wyższym stopniem trudności. Poruszeni starają się pokazać socjalizm państwowy jako okres różnorodny i ambiwalentny oraz ambiwalentnie oceniany – przez przedstawicieli klasy robotniczej, chłopskiej oraz inteligencję – już za jego trwania. Socjalizm krytykowano, z socjalizmem negocjowano, ale zarazem go wspierano, bywało, że wręcz kochano. Znaczna część społeczeństwa brała czynny udział w jego tworzeniu i podtrzymywaniu. W ambiwalencji kryją się uczucia względem systemu zarówno negatywne, jak i pozytywne, także wobec wdrażanej w tym czasie polityki mobilności społecznej.

W 1986 roku Bogdan W. Mach i Włodzimierz Wesołowski ocenili, że poparcie dla „mechanizmów ruchliwości społeczno-zawodowej oraz eliminacji upośledzeń społecznych w dostępie do wyższych pozycji” było – przez niemal cały okres trwania socjalizmu państwowego – trwałą płaszczyzną porozumienia „rządzących i rządzonych”[87]. Deklaracji wdzięczności, poparcia, miłości do systemu pojawiających się regularnie w źródłach nie traktuję więc jak dowodu na skrajną indoktrynację czy produktu autocenzury[88]. Nie używam w stosunku do źródeł niewiele mówiącej kategorii „ideologiczności”[89]. Traktuję źródła poważnie – jako wyrazy uczucia, na które bezsprzecznie wpływ miały odgórne socjalistyczne standardy emocjonalne, ale które odsłaniają jeden z modeli relacji między osobą awansującą a systemem odpowiedzialnym za „bezprecedensowy awans i upodmiotowienie klas ludowych”[90].

Moje zaufanie do znalezionych źródeł oraz ich poważne traktowanie wynikają również z tego, że lektura pamiętników oraz innych socjalistycznych opowieści o awansie odsłania w znakomitej większości złożone, zaskakujące i zniuansowane „struktury odczuwania” mobilności społecznej. Obok wdzięczności pojawiają się gniew lub irytacja – choć emocje te się „gryzą”, w logice wielu tekstów i obrazów nie muszą się wykluczać. Analizowane przeze mnie teksty i obrazy ukazują świat daleki od antykomunistycznych interpretacji tego okresu dominujących w polskiej sferze publicznej i nieszczególnie zbieżny ze zdawkowymi analizami socjalizmu państwowego pojawiającymi się w nowych propozycjach polskiej historii ludowej czy interpretacji tego okresu jako „prześnionej rewolucji”. W setkach tysięcy stron pamiętników widzę dowód nie prześnienia, lecz sprawczości – jakkolwiek skomplikowanej – przedstawicieli klas ludowych w socjalizmie oraz osób z tych klas pochodzących. Niuansuję zatem sposoby postrzegania socjalistycznej polityki mobilności społecznej oraz – w miarę możliwości – oddaję głos tym, którzy jej najmocniej doświadczali.

Socjalizm państwowy wprawił w ruch przedstawicieli klas ludowych – zarówno dosłownie, oferując nowe miejsca pracy i miejsca w placówkach edukacyjnych osobom migrującym do miast albo zachęcając do obejmowania gospodarstw rolnych na ziemiach zachodnich, jak i bardziej metaforycznie, symbolicznie dowartościowując klasę robotniczą i chłopską. W miarę rozwoju systemu dynamika mobilności spadała[91], a powodzenie procesu masowego awansu na przestrzeni czterdziestu pięciu lat możemy oceniać różnie. Jego parametry, na które składa się też poziom nierówności klasowych, znacząco odróżniają go od przedwojennych procesów ruchliwości społecznej oraz globalnych wzorców kapitalistycznych[92]. Analizując dziewiętnastowieczne filantropijne powieści George’a Gissinga, Fredric Jameson odsłaniał ich przekaz ideologiczny skierowany do klas niższych: „zostańcie tam, gdzie jesteście!”[93]. W obrębie kapitalistycznego paradygmatu tego okresu ruchliwość społeczną przedstawiano jako ryzykowny eksperyment, szkodliwy zarówno dla klas dominujących, jak i zdominowanych. Choć rozwój kapitalizmu doprowadził po II wojnie światowej do udrożnienia ścieżek awansu w krajach Globalnej Północy i upowszechnienia procesów przemiany tożsamości klasowej, dominującą opowieścią pozostaje ta, w której awansują jednostki wyjątkowe – takie, których talent i determinacja uzasadniają i umożliwiają pokonywanie kolejnych barier. Socjalizm namawiał klasy ludowe do „ruszenia się”, składając im obietnicę awansu dla wszystkich. Analiza socjalistycznych opowieści awansu ujawnia niezwykłą skalę mobilności społecznej i procesów przekształcania się struktury klasowej, ale też głęboką złożoność i ambiwalencję tych procesów w warunkach socjalizmu państwowego. Przedstawiciele klas ludowych przemieszczają się po niepewnej, ciągle przekształcającej się mapie powojennych hierarchii i relacji klasowych, samodzielnie ją również zmieniają. Książka ta chce opowiedzieć o ich ruchu i wytwarzanym przez niego poruszeniu.

***

Poruszeni składają się z dwóch części. W pierwszej zestawiam odgórną wizję awansu klas ludowych w socjalizmie z narracjami ją niuansującymi, podającymi w wątpliwość niektóre z konstytuujących ją cech. W rozdziale pierwszym rekonstruuję wyobrażenia na temat awansu społecznego w pierwszej dekadzie socjalizmu państwowego. W okresie tym dominowało przekonanie, że osoby wkraczające na nową drogę muszą przejść przemianę niezbędną do funkcjonowania w warunkach nowoczesnego socjalizmu. Za tworzenie socjalistycznych opowieści awansu odpowiedzialne było przede wszystkim państwo – w okresie obowiązywania socrealizmu opowieści te zostały jeszcze mocniej skonwencjonalizowane. W kronikach filmowych, inscenizowanych dokumentach i filmach fabularnych promowano wizję awansu społecznego jako typowej trajektorii życiowej, w której rolę przewodnika i dobroczyńcy odgrywa nowy system. Podkreślano kolektywność awansu społecznego w socjalizmie zakładającą wznoszenie się klas ludowych w nowej hierarchii społecznej. Awans zależał jednak od przyjęcia tego, co nazywam nową ekonomią moralną socjalizmu, a więc przede wszystkim od zgody osoby awansującej na podporządkowanie doraźnych potrzeb materialnych realizacji norm produkcyjnych, które miały przekładać się na równomierny dobrobyt ogółu. Pod koniec rozdziału pierwszego przyglądam się, w jaki sposób procesy „odwilży”, zmiana społecznych nastrojów, często zauważana przez badaczy okresu, wpływają na sposób opowiadania o awansie. Jeśli w odgórnych socjalistycznych opowieściach awansu dominują kolektywnie odczuwane radość, duma, zachwyt, to w odwilży z jednej strony pojawiają się emocje indywidualne, z drugiej zaś wydobyte zostaje pewne poczucie emocjonalnego zamrożenia, „dysafektu”, znieczulenia.

W rozdziale drugim odtwarzam struktury odczuwania mobilności społecznej na podstawie głosów osób awansujących[94]. Materializują się w nadsyłanych na konkursy pamiętnikach, a także w dokumentalistyce skupionej na osobach awansujących i w tak zwanym nurcie wiejskim w literaturze, uprawianym niemal wyłącznie przez inteligencję z awansu. Identyfikując „rozemocjonowanie” czy „poruszenie” jako główną determinantę doświadczenia mobilności społecznej, sprawdzam, co składało się na takie doświadczenie. Opowieści analizowane w tym rozdziale podają w wątpliwość gładkość i linearność przemiany klasowej, odsłaniają ten proces jako rozciągnięty w czasie i niejednorodny, ponadto niezwykle złożony, wymagał bowiem kumulacji zróżnicowanych kompetencji, zasobów i kapitałów. Awans jednoznacznie jawi się jako wysiłek, staranie, ciężka praca osoby awansującej. Na pierwszy plan wysuwają się często metafory rozdarcia, pęknięcia, poczucia, że się utknęło między dwoma światami klasowymi. Zarazem „poruszone” socjalistyczne opowieści awansu podtrzymują podstawowe założenia narracji odgórnych, niemal zawsze podkreślają choćby dobroczynne działanie państwa, a więc potwierdzają status nowego ustroju jako patrona.

W części drugiej wyróżniam kolejno trzy „mikrogatunki” socjalistycznych opowieści awansu, wielomedialne formuły narracyjne, które niuansują lub wprost dekonstruują opisywane w pierwszym rozdziale założenia narracji odgórnych. W rozdziale trzecim przyglądam się tekstom i obrazom kwestionującym powszechność i kolektywność awansu klas ludowych w socjalizmie. Szczególną uwagę zwracają tu dwa motywy: powrotu osoby awansującej do domu oraz figury dyrektora pochodzącego z klas ludowych. Bywa, że powrót do domu – opisywany w pamiętnikach, obierany za temat opowiadań, powieści i filmów – niesie ze sobą pozytywne zaskoczenie (wychodźcy opisują między innymi modernizację rodzinnych wsi), innym razem powrót ujawnia bezczasowość świata, z którego się wyszło. W obydwu przypadkach kluczowe jest poczucie niemożliwości powrotu do domu, któremu odpowiada nastrój niesamowitości. Figura dyrektora – to nią zajmuję się w drugiej części rozdziału – zyskuje niezwykłą popularność w kulturze lat 70. Jest dowodem modernizacji, jak i wytworzenia się warstwy technokratycznej, inteligencji zarządzającej. W sferze produkcji kulturowej korzysta się z niej często do pokazania indywidualnych kosztów poniesionych przez osoby pokonujące trajektorię o największym zakresie. Dyrektorzy są kreowani na osoby rozdarte między klasą pochodzenia a państwem, któremu awans zawdzięczają.

W rozdziale czwartym podejmuję temat narracji kontestujących wszechobecność i wysoki poziom awansu społecznego. Odgórne opowieści o awansie poszukiwały dowodów mobilności społecznej często w najbardziej prozaicznych elementach życia przedstawicieli klas chłopskiej i robotniczej, niejako sugerując dokonywanie się awansu dużo szybsze i bardziej powszechne niż w rzeczywistości. Omawiane teksty i obrazy odrzucają taką interpretację położenia klas ludowych; starają się pokazać, w jakim stopniu awans w socjalizmie jest procesem rozpoczętym, lecz niedokonanym. Skupiając się zazwyczaj na konkretnych przypadkach i życiorysach, tworzą wizje krytyczne, próbują przekonywać o pozorności mobilności społecznej i pustce tej kategorii. Argumentuję, że strategia ta – stosowana zwłaszcza przez dokumentalistów młodego pokolenia – jest początkiem sojuszu części inteligencji twórczej z tymi przedstawicielami klas ludowych, którzy nie awansowali, zawartego przeciwko tym, którzy awansu doświadczyli (pochodząca z awansu partyjna biurokracja). Analizuję również opowieści, w których widoczny jest gest odmowy wobec wejścia na ścieżkę awansu socjalistycznego, wymagającą przystąpienia do projektu budowy socjalizmu i zobowiązania się do pewnej produktywności. Gesty te mogą być małe (odmowa przejścia na stanowisko umysłowe w fabryce) lub większe (rezygnacja z kariery), wszystkie jednak są dowodami na alternatywne sposoby myślenia o trajektoriach życiowych.

W ostatnim rozdziale badam przemianę statusu figury patrona w socjalistycznych opowieściach awansu. Relacja z patronem jest podstawą każdej opowieści awansu. Jeśli w odgórnych opowieściach funkcję patrona pełni państwo, w ostatniej dekadzie socjalizmu coraz częściej przejmują ją osoby z socjalistycznych klas wyższych, przede wszystkim inteligencji. Cechą niuansowaną w tym rozdziale przez opowieści awansu inne niż odgórne jest więc państwowa dobroczynność. Przyglądam się konsekwencjom przemiany figury patrona dla ekonomii erotycznej awansu. Ważną część rozdziału zajmuje analiza reprezentacji związków międzyklasowych, które w socjalizmie funkcjonują jako dowód egalitaryzacji stosunków klasowych, krok na drodze ku bezklasowemu społeczeństwu. Jedną z konsekwencji socjalizmu w sferze prywatnej miało być wyeliminowanie mezaliansów, czyli ramy interpretującej związek osób różnego pochodzenia klasowego jako nieodpowiedni. Jak wynika ze źródeł, relacje te – mimo że powszechne, zwłaszcza w pierwszych dekadach po zmianie ustroju – są często przestrzeniami spotkania z różnicą klasową, która bywa źródłem bólu i upokorzenia osób awansujących.

[1] Adam Sarapata, Studia nad uwarstwieniem i ruchliwością społeczną w Polsce, Książka i Wiedza, Warszawa 1965, s. 71.

[2] Na temat koncepcji ideologemów, „najmniejszych jednostek dyskursu klasowego”, zob.: Fredric Jameson, The Political Unconscious. Narrative as a Socially Symbolic Act, Routledge, London–New York 2002, s. 72–73.

[3] Andrzej Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014. Moja polemika dotyczy jedynie powojennej rewolucji klasowej zainicjowanej przez struktury państwa socjalistycznego, nie zaś tez Ledera na temat procesu „prześnienia” Holokaustu i jego społecznych konsekwencji. Chociaż przede mną inni autorzy już polemizowali z tą książką, zaproponowana przez nią rama rozważań, a w jej obrębie przede wszystkim niezwykle atrakcyjna metafora czy obraz teoretyczny, jest nadal często przyjmowana i powtarzana, nawet przez autorów, których prace zdają się jej przeczyć.

[4] Stanisław Ossowski, Ruchliwość społeczna jako wynik rewolucji społecznej, [w:] tegoż, Dzieła, t. 5: Z zagadnień struktury społecznej, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1968, s. 267–272.

[5] Marcin Zaremba, Wielka trwoga. Polska 1944–1947. Ludowa reakcja na kryzys, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak – Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Kraków 2012, s. 95. Historyk powołuje się na najnowsze szacunki, wyliczające straty na 5,8  miliona osób, w tym 2,9  miliona Żydów i 800 tysięcy obywateli II RP o narodowości białoruskiej, niemieckiej i ukraińskiej.

[6] „Podobnych strat nie poniosło żadne europejskie państwo”. Tamże, s. 95.

[7] Henryk Słabek, O społecznej historii Polski 1945–1989, Książka i Wiedza, Warszawa 2014.

[8] Na pytanie, jakiego terminu używać do opisu systemu funkcjonującego w Polsce między 1944 a 1989 rokiem, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W Poruszonych korzystam wymiennie z kategorii „socjalizm” (używanej w tym okresie przez władze do opisu systemu) i „socjalizm państwowy”. Nie używam terminu „komunizm”, system obowiązujący w PRL nie spełniał bowiem założeń wyłożonych przez teoretyków komunizmu – bezklasowości społeczeństwa oraz całkowitego zniesienia własności prywatnej. Termin „socjalizm państwowy” wydobywa istotną cechę systemu, czyli centralną rolę państwa w zarządzaniu produkcją. W odróżnieniu od systemów kapitalistycznych, w których większość wartości dodatkowej wytwarzanej przez osoby pracujące przechwytują prywatni właściciele przedsiębiorstw, w socjalizmie podmiotem przechwytującym jest państwo. Państwo również odgórnie zarządza gospodarką. Zob.: Michael Burawoy, The Politics of Production. Factory Regimes under Capitalism and Socialism, Verso, London 1985, s. 156–164. Por. także: János Kornai, The Socialist System. The Political Economy of Communism, Oxford University Press, Oxford 1992.

[9] Adam Schaff, Wstęp do teorii marksizmu, Książka i Wiedza, Warszawa 1950, s. 238.

[10] Andrzej Zawistowski, Bilety do sklepu. Handel reglamentowany w PRL, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2022.

[11] Inspirującą i wyczerpującą krytyczną analizę rozmaitych szkół badania klas w socjalizmie zob.: Jerzy Kochan, Studia z teorii klas społecznych, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2011. Zob. także: Maciej Gdula, The Warsaw School of Marxism, „Stan Rzeczy” 2017, nr 2.

[12] Przeglądu tych dyskusji do roku 1970 – również w innych krajach bloku socjalistycznego – dostarcza: Włodzimierz Wesołowski, Teoretyczne i metodologiczne problemy badań nad strukturą klasowo-warstwową, [w:] Zróżnicowanie społeczne, red. Włodzimierz Wesołowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1970. Problemów przysparzała zwłaszcza inteligencja: puchła wraz z rozrostem biurokracji państwowej i była niezwykle zróżnicowana. Od końca lat 50. zaczęto ją dzielić przede wszystkim ze względu na stopień wykształcenia: na tę mającą wykształcenie wyższe (klasyczna inteligencja) albo średnie (pracownicy umysłowi; grupa zdecydowanie większa). Prestiż społeczny tej drugiej był wyraźnie mniejszy. Zob.: Jan Szczepański, Struktura inteligencji w Polsce, „Kultura i Społeczeństwo” 1960, nr 1–2. Równie trudne było jednak precyzyjne uchwycenie struktury klasowej polskiej wsi, jedynej przestrzeni, w której ciągle dominowała własność prywatna. Poza właścicielami gospodarstw różnej wielkości – rolnikami indywidualnymi – na wsi mieszkali robotnicy rolni, pracujący w uspołecznionej gospodarce, a także chłoporobotnicy. Na ten temat zob.: Bogusław Gałęski, Studia nad społeczną strukturą wsi, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1973.

[13] Stanisław Widerszpil, Janusz Janicki, Do jakiej klasy należysz?, „Życie Gospodarcze” 1959, nr 25, s. 4.

[14] Tamże.

[15] Co ciekawe, w badaniach Widerszpila wybór dwuczłonowej struktury nie był zdeterminowany ani przez pochodzenie klasowe respondentów, ani przez ich przynależność partyjną.

[16] Tamże.

[17] Józef Chałasiński, Drogi awansu społecznego robotnika. Studium oparte na autobiografiach robotników, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1979.

[18] Tamże, s. 16.

[19] Tamże, s. 11.

[20] Tamże, s. 18.

[21] Tamże, s. 12.

[22]Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego, https://sjp.pwn.pl/doroszewski/awans;5410765.html (dostęp: 15.07.2023).

[23]Słownik wyrazów obcych. 17 000 wyrazów