14,99 zł
Sir Adam Alistair został niesłusznie oskarżony o skompromitowanie młodej damy. Nie widząc sposobu, aby oczyścić swoje imię, postanowił opuścić rodzinne Mowbray. Wyjechał z kraju i zamierzał nigdy nie wracać. Kiedy jednak dwaj jego krewni umarli w tajemniczych okolicznościach, Adam został ostatnim spadkobiercą tytułu i rodzinnych włości. Po powrocie szybko okazuje się, że Alistair nie jest mile widziany nawet jako nowy wicehrabia. Wkrótce zostaje wplątany w intrygę i oskarżony o morderstwo. Niespodziewanie z pomocą przychodzi mu Alyssa Drake, która przed laty była w nim zakochana. Alyssa stawia na szali swoją reputację i ogłasza, że w noc morderstwa Alistair był z nią do samego rana…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 243
Tłumaczenie:
Alyssa dotknęła okrytym rękawiczką palcem kamiennego popiersia Heraklita, stojącego niebezpiecznie blisko krawędzi szerokiego biurka, i przesunęła je na bezpieczną odległość. Twarz starożytnego greckiego mędrca wyrażała frasunek. Jakżeby inaczej, skoro uważał, że na świecie nie ma nic stałego, wszystko się nieustannie zmienia, płynie, a on z racji swojego pesymizmu zwany był „płaczącym filozofem”. A może doszukiwała się na jego twarzy odbicia nękających ją własnych zmartwień. Była zdenerwowana i w tej chwili zdenerwowanie dominowało nawet nad zmartwieniami, które skłoniły ją do złożenia tej wizyty.
Rzuciła przelotne spojrzenie na swoje odbicie w wielkim lustrze na przeciwległej ścianie. Nawet w swojej najlepszej popołudniowej sukni w kolorze ciepłej zieleni wyglądała na nic nieznaczącą w tym imponującym, chociaż podniszczonym wnętrzu gabinetu zmarłego lorda Delacort.
Kiedy przyszedł jej do głowy ten pomysł, wszystko wydawało się stosunkowo łatwe. Jednak konsternacja kamerdynera, który usłyszał, że pragnie zobaczyć się z lordem Delacort, uzmysłowiły jej, że postąpiła głupio. Nie powinna się tu zjawiać.
Stebbins prowadził ją przez wielki hol zastawiony materiałami budowlanymi i wysłużonymi meblami oczekującymi na wywiezienie i oglądał się na nią z niepokojem. Może zastanawiał się, czy nie poradzić jej, by uciekła, kiedy jeszcze może. Alyssa szła spokojnie, z wysoko uniesioną głową, jak gdyby nie było nic niewłaściwego w składaniu wizyty bez przyzwoitki okrytemu jak najgorszą sławą nowemu wicehrabiemu Delacort w tydzień po jego przyjeździe do Mowbray. Miała nadzieję, że jej reputacja jest nieskazitelna i niekonwencjonalne zachowanie nie zaszkodzi jej. Nie mogła rozmawiać z Adamem w obecności przyzwoitki. Mimo że było to bardzo ryzykowne, zamierzała prosić go o pomoc i musiała to uczynić bez świadków.
W tej chwili troska o niestosowność zeszła na drugi plan, na pierwszy wysunęła się obawa, że jedynie straci czas. Niedorzecznością było spodziewać się, że Adam zechce jej pomóc. Zmienił się, od kiedy został nowym lordem Delacort. Dziesięć lat i wiele dramatycznych wydarzeń dzieliło obecny czas od chwili, w której widziała go po raz ostatni.
Zastanawiała się, czy ją w ogóle pamięta. Była jeszcze niemal dzieckiem, kiedy wybuchł tamten skandal. Nie miała nawet osiemnastu lat. Zawsze jednak odnosił się do niej i jej rodzeństwa z szacunkiem w przeciwieństwie do mieszkańców Mowbray. Większość traktowała ich jak obciążenie dla znakomitego poety, z którego cała społeczność była dumna. Mimo że nikt nie znał jego wierszy.
Adam też był wtedy młody, skończył zaledwie dwadzieścia jeden lat, wciąż studiował w Oksfordzie i uchodził za przykładnego studenta, który miał zagwarantowane stypendium na kolejny rok. Był najprzystojniejszym spośród wielbicieli Roweny, ale nie miał majątku. Z tego powodu Alyssa od razu nabrała podejrzeń, kiedy jej anielskiej urody kuzynka Rowena, najpiękniejsza w Mowbray, zaczęła z nim flirtować.
Alyssa znała kuzynkę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nawet taki przystojny młodzieniec jak Adam znaczył dla niej niewiele, ponieważ interesowała ją tylko własna osoba. Rowena miała na oku najbogatszego właściciela ziemskiego w okolicy, lorda Moresby, który zbliżał się do trzydziestki i chociaż nie krył podziwu dla Roweny, nie kwapił się zacząć oficjalnie ubiegać o jej względy. Mimo wszystko Alyssa nie potrafiła wyobrazić sobie, jak podstępna, bezczelna i bezwzględna okaże się Rowena, która wmówiła Adamowi, że jest gotowa z nim uciec, a jednocześnie udało się jej przekonać wszystkich dokoła, że to on próbował ją uwieść i uprowadzić. Niestety ten melodramatyczny plan powiódł się kosztem reputacji i przyszłości Adama. Jego własna rodzina odtrąciła go i był zmuszony odejść z Oksfordu. Potem Alyssa dowiedziała się, że opuścił również Anglię.
To wydarzenie wiele ją nauczyło. Dorosła. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, z jaką bezwzględnością na pozór poczciwi ludzie potrafią zniszczyć człowieka. W dniu wyjazdu Adama zrozumiała, że nie może dłużej pozwalać na to, żeby jej rodzeństwo i ją nazywano z pobłażaniem: „te rozpuszczone dzieciaki Drake’ów”. Ten dzień stanowił cezurę. Postanowiła wówczas niczym nigdy się nie wyróżniać i żyć zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. Tak było bezpieczniej.
Ale to nie strach wstrząsnął wówczas jej małym światem. Była zbyt młoda i naiwna, by zrozumieć, dlaczego tak bardzo wypatrywała momentów, kiedy Adam zatrzymywał się przy ich małym ogródku w drodze pomiędzy swoim rodzinnym domem w miasteczku a Delacort Hall, gdzie pomagał Burfordowi, staremu zarządcy majątku.
Często zdarzało się jej właśnie tam udzielać lekcji rodzeństwu, by nie przeszkadzać ojcu w domu. Zdarzyło się to Adamowi pewnego dnia na początku owego feralnego lata. Tak się przyzwyczaili, że nikt nie zwraca na nich uwagi, że nawet nie zauważyli, kiedy przystanął pod niskim murkiem, który odgradzał ogródek od drogi, i obserwował ich z widocznym rozbawieniem. A kiedy wtrącił się do jej interpretacji Homera, była zachwycona możliwością podjęcia dyskusji z kimś, kto znał się na rzeczy. I tak utarło się, że często przyłączał się do ich lekcji na świeżym powietrzu.
Do czasu, kiedy Rowena przystąpiła do realizacji swojej intrygi, Alyssa była już nieświadomie, lecz głęboko w Adamie zakochana.
Jego nagłe zniknięcie okazało się dla niej bolesnym przeżyciem, które skrywała głęboko, aż w końcu wyblakło i wyschło jak długo przetrzymywane w zielniku liście. Dowiedziała się również, wbrew temu, co twierdzą niektórzy poeci, że ani się nie umiera, ani nie usycha z miłości. W gruncie rzeczy jej i jej rodzinie ta afera wyszła na dobre. Bracia znaleźli rokujące na przyszłość zatrudnienie, siostry dobrze wyszły za mąż, ona zaś zaskarbiła sobie w społeczności Moresby tak dobrą opinię jak każda inna młoda kobieta z dobrego domu. Chociaż była panną bez posagu, interesowali się nią różni kawalerowie, ona jednak nigdy nie próbowała zachęcać żadnego z nich, albowiem żaden nie podobał się jej na tyle, by dla niego była gotowa zrezygnować z samodzielności i poddać się męskim zachciankom i wymaganiom. Takiego uzależnienia doświadczyła aż nadto u boku ojca. On przynajmniej pozostawiał jej pewien zakres swobody.
Otrząsnęła się ze wspomnień i skoncentrowała na czekającym ją zadaniu. Wiedziała, że nie będzie łatwo. To, że Adam był jej życzliwy dziesięć lat temu, nie oznacza, że taki okaże się teraz. Jeśli nawet tylko część krążących o nim w ciągu tych dziesięciu lat plotek jest prawdziwa, Adam jest dzisiaj kompletnie inną osobą.
Ale ona nie mogła siedzieć bezczynnie i nawet nie podjąć próby pokrzyżowania planów Percy’ego. Jeśli jest choćby nikła szansa, że Adam zechce wywrzeć na niego swój wpływ, warto podjąć wysiłek. Na dobre czy na złe, jej reputacja była dostatecznie solidnie ugruntowana, żeby wytrzymać ewentualne ataki, jeśli wyjdzie na jaw, że odwiedziła samotnie Adama. Ludzie uznają to za ekscentryczne zachowanie Drake’ówny, mimo wieloletnich starań Alyssy o naprawienie opinii o rodzinie.
Odgłos kroków z holu przerwały rozmyślania Alyssy. Odwróciła się dokładnie w chwili, gdy otworzyły się drzwi. W pierwszej chwili pomyślała, że to pomyłka, że wchodzi ktoś inny, nie Adam. W tym wysokim, ciemnowłosym, nieprzyjemnym indywiduum trudno było rozpoznać młodego mężczyznę, którego znała przed laty.
Nadal był przystojny, ale jak gdyby odarty z uczuć, po których pozostał tylko gładko ociosany granitowy rdzeń. Na pewno nie wyglądał na kogoś, kto potrafiłby się uśmiechnąć. Był w stroju do konnej jazdy, takim, jaki nosił każdy dżentelmen, z jasnymi irchowymi spodniami, wysokimi butami i ciemnoniebieską marynarką nienagannie opinającą szerokie ramiona. Wydawał się jej jednak wyższy, niż zapamiętała, i w jego wyglądzie pojawiło się coś obcego. Może sprawiały to opalenizna i te ostrzyżone krótko włosy. Ale największa różnica występowała w oczach. Alyssa pamiętała, że były szare, ale nie takie ciemne i czujne – pozbawione emocji. Żaden błysk nie świadczył o tym, że ją poznał. Nie dostrzegła w nich też żadnego zaciekawienia nieoczekiwanym gościem.
– Panna Drake? – odezwał się. – Chciała pani mnie widzieć?
Alyssa wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała, od czego zacząć, teraz ogarnęły ją wątpliwości, czy warto w ogóle zaczynać. Kiedy usłyszała o jego przybyciu do Delacort Hall, wydawało się jej rzeczą naturalną zwrócić się do niego z tą sprawą. Była na tyle uczciwa wobec siebie, że przyznawała się, że niezależnie od tego, że naprawdę potrzebowała jego pomocy, cieszyła się, że ma pretekst, żeby znowu go zobaczyć. Jego – Adama, a nie tego obcego, chłodnego mężczyznę.
– Tak – odpowiedziała pospiesznie, bojąc się, że jeśli tego nie zrobi, zabraknie jej śmiałości na wypowiedzenie swojej prośby. – Potrzebuję… miałam nadzieję, że pan mógłby… Chodzi o Percy’ego.
Skrzywił się. Wskazał jej jeden z podniszczonych foteli, a kiedy usiadła, zajął miejsce naprzeciwko niej.
– O Percy’ego Somertona? Mojego kuzyna?
– Tak. Widzi pan, on zaleca się do mojej kuzynki Mary Aldridge. Mary jest posażną panną, która właśnie skończyła siedemnaście lat. Mieszka z moją ciotką w Mowbray.
– A dlaczego jest to dla pani takie ważne, żeby ją uratować przed matrymonialnymi zakusami Percy’ego? On może i jest dandysem i nic niewartym nicponiem, ale daleko mu do rozpustnika i hulaki.
Powiedział to takim wyrozumiałym tonem, że Alyssa potrzebowała chwili, żeby dostrzec ironię w jego słowach. Zastanawiała się, czy wyjawić całą prawdę. Postanowiła zaryzykować.
– Moim zdaniem, już to, że jest dandysem i nicponiem, jest wystarczającym powodem, by nie akceptować ich związku, ale to nie wszystko. Charlie prosił mnie, żebym miała baczenie na Mary. On ją lubi i zanim wyjechał do Cambridge, odnosiłam wrażenie, że ona także go lubi, i to bardzo. On wie, że nie może oświadczyć się, dopóki nie będzie go stać na utrzymanie żony. Zwłaszcza że ona ma majątek. Charlie jest bardzo ambitny, a ona wciąż jest bardzo jeszcze młoda. I wrażliwa. Było jej smutno, kiedy wyjechał. Tymczasem Percy wykorzystał to, więc…
– Więc pani wzięła na siebie obowiązek odganiania wygłodniałych wilków, dopóki pani brat nie będzie mógł sięgnąć po to, co mu się należy?
Alyssa zignorowała szyderczy ton i kontynuowała.
– Pan przedstawia to tak, jakbym wtrącała się w nie swoje sprawy. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że mój ojciec jest opiekunem kuzynki Mary.
– Dobry Boże, kto o zdrowych zmysłach powierzył pani ojcu los bogatej młodej kobiety? – zapytał szczerze zdumiony.
Alyssa zdusiła uśmiech. Więc jednak coś o jej rodzinie pamiętał.
– Jest jego siostrzenicą. Wuj Aldridge był szczerym wielbicielem poezji mojego ojca. Nieraz myślę, że z tego głównie powodu ożenił się z moją ciotką. Może pan zdążył zapomnieć, ale nasza społeczność uważa mojego ojca za wielkiego poetę.
– Co wyjaśniałoby, dlaczego owa społeczność jest w takim stanie – odparł lakonicznie i tym razem Alyssa roześmiała się.
– Wszystko to jest niezwykle budujące, ale co ja mam z tym wspólnego?
Wesołość Alyssy zgasła, kiedy padło to rzeczowe pytanie.
– Percy jest pańskim spadkobiercą – zaczęła, ale gospodarz jej przerwał.
– Będzie spadkobiercą dóbr Delacort, kiedy los uzna, że dość się nażyłem. Podobnie ja zostałem spadkobiercą Ivora, kiedy postanowił głupio zakończyć swój żywot i wierzchem pokonywać przeszkody na koniu raczej odpowiedniejszym do wiejskiego wozu. Tylko tyle. Percy to nie moja odpowiedzialność ani mój ból głowy, co też jasno zakomunikowałem kupcom, którzy, jak się wydawało, podzielali pani opinię, że jestem za niego odpowiedzialny i powinienem kontynuować zły nawyk Ivora finansowania jego ekstrawagancji.
Nonszalancja w jego głosie dotknęła Alyssę do żywego. Zirytowała się.
– Może nie ponosi pan za niego odpowiedzialności, ale na pewno jest pańskim bólem głowy. Czy panu się to podoba, czy nie!
Zmrużył oczy, lecz ku jej zdziwieniu cień uśmiechu zaigrał mu w kącikach ust.
– Nie zmieniła się pani bardzo. Zastanawiałem się, co ta pani dzisiejsza poprawność ma wspólnego z dziewczyną, która miała zwyczaj chodzić w spodniach i wygłaszała wykłady, siedząc na gałęzi drzewa.
Alyssa spłonęła rumieńcem. Czytała gdzieś, że lepiej, żeby człowieka zapamiętano w związku ze skandalem, niż nie zapamiętano w ogóle, ale nie była pewna, czy się z tym zgadza. Wzięła głęboki oddech i zmieniła taktykę.
– Nie śmiem domyślać się, do jakich kompromisów był pan zmuszony przez te wszystkie lata, wiem tylko tyle, że nie spoglądałby pan obojętnie na rażącą niesprawiedliwość. Kiedy Percy prześladował Charliego, pan…
– Zapomniałem! Ha! Jaką pani ma pamięć! Więc ten mały urwis Charlie jest w Cambridge. Dobrze sobie radzi?
Na jego twarz wypłynął ciepły uśmiech, tak kontrastujący z poprzednim chłodem, że Alyssa znowu poczuła się zdezorientowana. Nagle ujrzała Adama, jakiego pamiętała.
– Bardzo dobrze – odpowiedziała. – I mając prawie metr osiemdziesiąt, nie jest już małym urwisem. Ojciec chciał, żeby poszedł do kolegium Balliola w Oksfordzie, jak Terry, i on to zrobił, ale rozumiem też, dlaczego wolał wymknąć się stamtąd, przynajmniej na jakiś czas.
Uśmiech zniknął znowu z twarzy Adama.
– Zrozumiałe. Pamiętam, w waszym domu chaos był podniesiony do formy sztuki.
Alyssa poczuła się dotknięta. Robiła, co mogła, by zaprowadzić jako taki porządek w chaosie, w jakim wzrastała, i wiedziała, że na ogół jej się to nie udawało.
– Pan bez skrupułów mówi, co się panu podoba?
Uśmiechnął się lekceważąco.
– Nie wiem, dlaczego tak pani przeszkadza otwartość. Kiedyś pani swobodnie wyrażała swoje opinie. Tak jest o wiele łatwiej. Zasady są cholernie krępujące.
– Może są, ale bez zasad nie jest lepiej!
– Skąd pani wie? – odparł i roześmiał się.
– A pan? Niech pan mówi, co chce, ale ja wierzę, że pan ma zasady, a przynajmniej je miał. Inaczej nie pomagałby pan Charliemu.
– To zupełnie coś innego. Lubiłem tego chłopca i chętnie mu pomagałem. Zresztą, było to bardzo, bardzo dawno temu.
– Na tym polegają zasady. Dzięki nim nie ranimy tych, których kochamy. Brak zasad oznacza, że nie kocha pan nikogo oprócz siebie.
– Atakuje pani bez pardonu, ale ze mną nie pójdzie pani łatwo. Nie mam zamiaru mieszać się w sprawy Percy’ego. On decyduje o sobie. Szczerze mówiąc, pani też nie powinna ingerować w cudze sprawy. Wątpię, czy robi pani bratu przysługę, pilnując dla niego cnoty Mary. Dla niego byłoby najlepiej, gdyby zakochał się i odkochał przynajmniej kilkanaście razy, zanim zgłupieje do tego stopnia, żeby się ożenić.
Alyssa czuła wzbierające poczucie bezsilności, chociaż idąc tu, wiedziała, że nie powinna się po tej wizycie za wiele spodziewać. Wstała.
– Wobec tego zajmę się tym sama.
– Zabrzmiało złowieszczo. Co pani zamierza? – zapytał bez specjalnego zainteresowania i wstał.
– Obchodzi to pana?
– Niespecjalnie, pytam przez grzeczność. Percy jest bardzo wytrwały. Trudno będzie odciągnąć go od zdobyczy, kiedy poczuł, że się do niej zbliża. A jeśli pani ojciec jest opiekunem prawnym, szczerze wątpię, by stawiał Percy’emu większe przeszkody. Ma pani trudne zadanie. Czy mogę obserwować, jak będzie pani sobie radziła?
Wiedziała, że on umyślnie ją prowokuje, lecz była zbyt zbulwersowana, by się tym przejmować. Nie spodziewała się po nim dobrych chęci, widząc jednak, że wzbudza u niego tylko szyderczy uśmiech w związku ze sprawą, która była dla niej tak ważna, postanowiła mu dokuczyć.
– Nie przypominam sobie, żeby był pan taki małostkowy, zanim Rowena nadziała pana na swój hak. Obudziła w panu prawdziwego mężczyznę…
Lekceważący uśmiech zniknął mu z twarzy, zastąpiła go złość, i chociaż szybko ją opanował, Alyssa przestraszyła się.
– A ja nie przypominam sobie, żeby pani była taka złośliwa. Czas podziałał na nas oboje. Heraklit miał w tym względzie rację, prawda? – Wskazał głową posępną statuetkę, a na jego twarz wrócił kpiący uśmiech. Złość przeszła Alyssie. Poczuła zmęczenie i zniechęcenie.
– Przepraszam. Głupotą było przychodzić do pana. Nie będę więcej marnować pańskiego cennego czasu. Do widzenia, lordzie Delacort.
Nie czekała, aż zadzwoni na kogoś, kto odprowadziłby ją do wyjścia, i sama opuściła gabinet.
Adam z poważnym wyrazem twarzy stał jeszcze parę minut po wyjściu Alyssy. Roztargnionym wzrokiem spojrzał na rachunki i inne dokumenty na biurku. Odwrócił się, kiedy usłyszał, jak otwierają się drzwi. Wchodzący był tak samo wysoki i ciemnowłosy jak on, ale jego brązowe oczy miały ciepły wyraz. Teraz widział w nich zainteresowanie i coś na kształt przekory.
– Myślałem, że wybierałeś się na przejażdżkę konną. A może nie masz czasu na przejażdżki, bo oblegają cię młode damy? Właśnie zauważyłem bardzo ładny okaz idący ogrodem. Angielska wieś musiała zmienić się nieco od czasu moich chłopięcych lat, skoro młode kobiety odwiedzają kawalerów same, bez przyzwoitek. Zwłaszcza kawalerów cieszących się wątpliwą reputacją. A może to stara przyjaciółka, która przyszła odnowić znajomość?
Adam zbył aluzję kręceniem głowy.
– Panna Drake nie pasuje do żadnej konwencjonalnej kategorii. I na pewno nie przyszła tutaj z żadną romantyczną misją. Chciała, żebym jej pomógł powściągnąć Percy’ego. Wygląda na to, że ma zakusy na pewną bogatą dziedziczkę, jej kuzynkę.
Nicholas Beauvoir obrzucił krytycznym spojrzeniem wytarte i wypłowiałe fotele, westchnął i usiadł, opierając nieskazitelnie wyglansowane buty na niskim stoliku.
– Szczęściarz, ten Percy. Czy ta ładna mała osóbka chce go zatem dla siebie? Nie ma szansy, chyba że jest bogata.
– Nie jest. A Percy’ego lubi jeszcze mniej niż ja. Wydaje się, że ta dziedziczka wpadła w oko jej młodszemu braciszkowi, więc panna Drake pilnuje owieczki, kiedy jej brat odbywa studia w Cambridge. I chce, żebym jej pomógł przepędzić wilka.
– Szczególny ten wilk, wystrojony i wypomadowany. Nie pojmuję, dlaczego przyszło jej do głowy, że mógłbyś to zrobić?
– Ja również. Prawdopodobnie uważa, że to mój obowiązek, skoro zostałem głową tej przeklętej rodziny.
– Wciąż nie rozumiem, skąd te oczekiwania – obstawał przy swoim zdaniu Nicholas. – Ta rodzina nie chciała mieć z tobą nic wspólnego, dopóki bezpotomnie nie umarł Ivor. Kto by pomyślał, że stary lord Delacort sam odejdzie i straci dwóch synów w ciągu zaledwie pięciu lat? Gdyby nie to, że byłeś w tym czasie daleko w świecie, jestem pewny, że znaleźliby sposób, żeby zwalić winę na ciebie.
– Szkoda, że przynajmniej jeden z synów starego nie wstrzymał się ze śmiercią, aż spłodzi syna. Teraz ja jestem zmuszony wziąć się do porządków w tej ruinie. Nie potrzebuję, żeby jakaś przemądrzała pannica stawiała mi żądania powstrzymania zapędów Percy’ego na majątki posażnych jedynaczek.
– Jest przemądrzała? Nie wygląda na taką. Poza tym co o niej możesz wiedzieć? Musiała być jeszcze dzieckiem, kiedy dostałeś kopniaka.
– Nie wiem, miała chyba z szesnaście lub siedemnaście lat. A znam ją między innymi dlatego, że próbowała bardzo delikatnie ostrzec mnie przed Roweną. Właściwie, to mówiła wprost, że będę cierpiał, gdyż Rowena nigdy za mnie nie wyjdzie, bo byłem za biedny… Dopatrywała się w tym również ukrytego błogosławieństwa, ponieważ Rowena złamałaby mi życie, gdybym miał to nieszczęście mimo wszystko się z nią ożenić.
– Założę się, że w tamtym czasie nie doceniałeś tych mądrości.
– Pamiętam, że życzyłem jej, żeby spadła z drzewa.
– Jakiego drzewa?
– Wygłaszała swoją lekcję z gałęzi drzewa, które zwaliśmy Łakomym Drzewem dlatego, że chwytało i niszczyło piłki i latawce jej rodzeństwa. Ich domek stał na gruntach należących do rodziców Roweny, ale panny Drake i jej rodzeństwa wszędzie było pełno.
– Dlaczego była na drzewie?
– Weszła, żeby zdjąć piłkę. Zaoferowałem pomoc i za podjęty trud zostałem nagrodzony krytyką mojego wyglądu. Oznajmiła mi, że jestem za gruby.
– Za gruby? Ty?
– Za wielki, żeby wdrapać się wyżej niż na najniższe gałęzie. Byłem na rycerskim etapie rozwoju, ale na niej nie robiło to żadnego wrażenia. Zapomniałem wspomnieć, że najczęściej chodziła w spodniach. Takiego dziwnego domu jak ich nigdy nie widziałem. Ojciec siedział zamknięty w gabinecie i tworzył tę swoją okropną poezję… Nie sądzę, bym przez cały okres mojego zamieszkiwania w Mowbray miał okazję widzieć go więcej niż kilka razy. Jej rodzeństwo albo przemyśliwało jakieś psoty, albo chodziło za nią jak indiańskie plemię za wodzem. Żyli na własnych zasadach.
– Nie wyglądała na dzikuskę – zauważył Nicholas.
– Nie była dzikuską. Pomimo tych spodni i wspinania się po drzewach bardzo usilnie starała się nauczyć to rozhukane plemię dobrych manier. Uczyła ich wszystkich razem w ogródku, żeby nie przeszkadzać ojcu. Zapędziła mnie do opowiadania im o niektórych tragediach greckich. Najmłodsze z nich miało nie więcej niż siedem lat, ale siedzieli na trawie jak trusie i chłonęli historię Antygony i Edypa.
– No nie, Adamie, tylko nie Edypa!
– Też myślałem, że to niezbyt stosowne w ich wieku, ale ona się upierała. Uważała, że powinni poznać klasykę. Łagodziłem treść, jak tylko mogłem. Byli dobrymi słuchaczami, jedynymi zresztą, którzy okazywali zainteresowanie tym, co studiowałem. Rodzice zgodzili się, żebym wyjechał do Oksfordu, zamiast rozpocząć pracę pod okiem administratora dóbr starego Delacorta dlatego, że dostałem stypendium. Dzięki dobrej woli starego znalazłem się w Trinity College, Ivor zaś robił wszystko, żeby nie być tam zesłanym. Mojej matce zależało na tym, żebyśmy akcentowali naszą przynależność do rodziny Delacortów. Zawsze podkreślała, że zgodziła się zostać zwykłą panią Alistair ze względu na pokrewieństwo z Delacortami. Gdyby nie ona, nie przyjechalibyśmy do Mowbray, gdzie żyliśmy na łasce starego wicehrabiego. Łudziła się nadzieją, że Timothy i Ivor zdejmą z niej trud utrzymywania przynajmniej jednej z moich sióstr, a najlepiej obu. Dopóki ja nie pokrzyżowałem jej planów.
– Tak, twoja matka zawsze mierzyła wysoko. Teraz, kiedy to mówisz, zauważyłem, że rozmawiamy o twojej rodzinie po raz pierwszy od powrotu do Anglii. Matka powinna być zachwycona, że to ty przejąłeś tytuł i majątek.
– „Zachwycona” to nie jest słowo, które kojarzyłbym z moją matką. Teraz, kiedy siostry zostały dobrze wydane za mąż, korzyść z mojego wyniesienia jest w jej oczach bez znaczenia i nie równoważy zepsutej reputacji. Myślę, że ponieważ ojciec nie żyje, matka woli pozostawać w Northumberland i pławić się w glorii zapożyczonej od mężów moich sióstr. I Bogu dzięki. Jestem zadowolony z tego, że utrzymujemy kontakt jedynie za pośrednictwem Sybil i Cammie.
– Widzę, po kim masz ten upór – pokręcił głową Nicholas.
– Do tamtej pory robiłem wszystko, czego sobie życzyła, a kiedy popełniłem szaleństwo młodości, orzekła, że jedyną właściwą pokutą będzie opuszczenie kraju. Zabrakło jej nawet przyzwoitości, żeby do mnie napisać, kiedy umarł ojciec. Pozostawiła to siostrom… Dlatego teraz zamierzam postępować zgodnie z własną wolą i nie brać odpowiedzialności za nikogo…
– Zgoda, na pewno możesz robić, co ci się podoba, ale polemizowałbym, że nie bierzesz odpowiedzialności za nikogo. Mną, na przykład, zająłeś się bardzo troskliwie, kiedy zachorowałem w Pendżabie.
– To samo zrobiłbym dla swojego konia! – Adam roześmiał się. – Zresztą, byłem do pewnego stopnia odpowiedzialny za ciebie. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego wybrałeś się ze mną. Trzeba ci było zostać w Oksfordzie, a potem wrócić do domu do Berkshire i ożenić się z którąś z tych ślicznych miejscowych panienek, na których cześć piałeś nieustannie peany.
– Wytłumaczę ci to w krótkich słowach. W odróżnieniu od ciebie, zawsze marzyłem o awanturniczym życiu. Jako trzeci syn w rodzinie nie miałem większych perspektyw w Berkshire. Śliczne panienki niczego nie gwarantowały. Dostrzegłem okazję i się jej uchwyciłem. Co nie znaczy, że nie zdarzało się, że nie żałowałem, że nie zostałem w domu… ale generalnie, jestem wciąż przekonany, że przyłączenie się do ciebie było najlepszym, co mi się przytrafiło. Teraz doprowadź do ładu to podniszczone stare mauzoleum i wracajmy do Londynu, gdzie będziemy mogli skonsumować owoce naszych trudów. Tylko nie zakochaj się ponownie w zdradzieckiej Rowenie, kiedy jesteśmy w tej okolicy. Jest bardzo piękna?
– Chyba tak.
– Co znaczy „chyba”?
– Kiedyś byłem o tym przekonany… przed laty. Teraz nie potrafię sobie przypomnieć, jak wyglądała.
– Na litość boską, Adamie! Ta kobieta złamała ci serce, a ty nie pamiętasz, jak wyglądała?
– Jestem pewny, że miała niebieskie oczy. Ludzie mówili, że chabrowe.
– Niech cię, Adamie, jesteś tak romantyczny jak stary but. Skąd u ciebie to powodzenie u kobiet?
– Na pewno nie jest przypadkowe. Natomiast romanse pozostawiam tobie, stary oszuście.
– Przyznaję, zaciekawiła mnie kobieta, która odegrała rolę twojej Heleny Trojańskiej, z której powodu wyprawiłeś się w świat. Musi być już od dziesięciu lat mężatką… co ma swoje dobre strony. Znudzone żony są najłatwiejszymi ofiarami. Wyobraź sobie, gdyby nie okazała się taką przebiegłą łowczynią majątków, mógłbyś w tej chwili być dumnym właścicielem stadka chabrookich berbeciów.
– Dzięki Bogu, okazała się. Chociaż wtedy się buntowałem, panna Drake miała rację – małżeństwo z Roweną byłoby piekłem. Ta brutalna nauczka okazała się bardzo pożyteczna. Od tamtej pory nauczyłem się cieszyć życiem. Nieraz nie potrafię nadziwić się, jaki byłem zasadniczy. I głupi. Szczerze wierzyłem, że Rowena jest ucieleśnieniem wszystkiego, co dobre i szlachetne na świecie. Niewiarygodne… Słusznie zauważyłeś, że było to najlepsze, co mogło mi się przytrafić.
– Mimo to dziwne, że nie potrafisz sobie przypomnieć, jak owa piękność wygląda. Wydaje się, że pannę Drake zapamiętałeś dość dobrze.
– Rodziny Drake’ów nie dało się nie zapamiętać. Była taka różna od mojej. Panna Drake była dzikim stworzonkiem o wielkich oczach, włosach przewiązanych wstążką i umyśle, którego nie powstydziłby się oksfordzki wykładowca. Nigdy bym nie przypuszczał, że zrobi się z niej taki wzorzec poprawności, z jakim miałem do czynienia dzisiaj. Mimo wszystko fakt, że ośmieliła się przyjść tutaj bez przyzwoitki, świadczy o tym, że pozostało w niej jeszcze coś z tej samowolnej dziewczyny.
– Nadal nie bardzo rozumiem, dlaczego w sprawie tej kuzynki zwróciła się do ciebie, a nie do swojego ojca.
– Ona ma niezwykle wysokie poczucie obowiązku, a jej ojciec nie ma żadnego. Jest jednym z najbardziej skoncentrowanych na sobie osobników, jakich znam. Nieszczęściem dla niej, ja także nie hołduję plemiennej lojalności. Percy mało mnie obchodzi.
– Więc panna Drake i jej dziedziczka nie mogą na ciebie liczyć.
– Domyślam się, że tego nie aprobujesz. Nie wiem, czego ona ode mnie oczekuje. Nie mam wpływu na Percy’ego… Gdybym próbował go przekupić, nigdy bym się od niego nie uwolnił.
– To prawda. Jedyne, co przekonałoby Percy’ego, to brzęcząca moneta albo jeszcze bogatsza dziedziczka.
Adam spojrzał na Nicholasa zwężonymi oczami.
– Masz zapewne rację – powiedział.
– Znam to spojrzenie, Adamie. Ostatnim razem, kiedy tak na mnie patrzyłeś, omal nie wylądowaliśmy w indyjskim więzieniu.
Adam roześmiał się. Jego wzrok złagodniał.
– Nie narzekaj. Temu spojrzeniu zawdzięczasz niezłą fortunę.
– Jestem ci za to wdzięczny. Nie chcę tylko, żebyś wplątał się w jakieś tarapaty.
– W jakie tarapaty mógłbym się wplątać w Mowbray?
– Czy to nie przez tarapaty, w jakie wplątałeś się w Mowbray, musiałeś opuścić Anglię? Co będzie, jeśli ponownie zakochasz się w pięknej Rowenie, kiedy się znowu spotkacie?
– Ponownie zapałam do niej pożądaniem, chciałeś powiedzieć.
– Nie wiedziałem, że stałeś się taki cyniczny. Jesteś gorszy ode mnie.
– Aż tak ze mną źle? Panna Drake przypisuje to Rowenie, która obudziła we mnie mężczyznę.
– Naprawdę tak powiedziała?
– Owszem. Celnie zadaje ciosy, choć trzeba oddać jej sprawiedliwość, że przeprosiła.
– W takim razie, w porządku. Nie miałbym nic przeciwko bliższemu poznaniu tej osóbki. Naprawdę zamierzasz zostać tu na jakiś czas?
Adam trącił butem skrzynkę pełną zbutwiałych dokumentów.
– Potrzebuję paru tygodni, żeby zaprowadzić tu jako taki porządek. Ani Timothy, ani Ivor nie mieli pojęcia, jak się do tego zabrać, biedni głupcy. Ktoś musi także dopilnować robotników, którzy przywrócą temu mauzoleum charakter domu mieszkalnego. Potem przejmie wszystko Thorpe. Nie mogę mu jednak pozostawić negocjacji z dzierżawcami, przynajmniej nie na początkowym etapie.
– Mam pomysł dotyczący Percy’ego, który może dostarczyć nam pewnej rozrywki, kiedy zaczniemy się nudzić. Pamiętasz nasze spotkanie z Derekiem i Ginnie w Londynie? Ginnie wspomniała, że tęskni za sceną i męczy ją rola statecznej żony i matki. Może zechciałaby przyjechać na kilka dni do tutejszego słynnego uzdrowiska, podając się za bogatą wdowę? Nie miałaby trudności ze ściągnięciem na siebie uwagi Percy’ego.
– Ginnie zwróciłaby nawet uwagę ślepego. Miejmy nadzieję, że spodoba się jej ten pomysł i namówi Dereka, żeby się na to zgodził. Mimo wszystko uważaj, Adamie, w co się pakujesz.
Adam tylko uśmiechnął się.
– Jak na złotego młodzieńca jesteś niekiedy strachliwy jak stara baba, Nick. Jeśli tak się o mnie martwisz, możesz zostać dłużej i mieć na mnie oko.
– Latem jest w Londynie nudnawo, może więc przyjmę twoje zaproszenie. I postaram się nie wchodzić ci w paradę z tą pięknością.
Tytuł oryginału: The Reluctant Viscount
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016
Redaktor serii: Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne: Dominik Osuch
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 2016 by Ilana Treston
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3557-0
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.