Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
27 osób interesuje się tą książką
Autorka serii „Miss Independent” i Korepetytora!
Komedia romantyczna z motywem hate-love!
Życie Laury Stone wydaje się idealnie poukładane. Szaloną i pełną wybryków przeszłość kobieta zostawiła za sobą. Jednak nagle wszystko się komplikuje, gdy narzeczony z nią zrywa, a ona zostaje postawiona w sytuacji bez wyjścia. Kobieta nie może pozwolić na to, by zepsuć rodzinne przyjęcie, nie przybywając na nie z ukochanym.
Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka Naomi. Proponuje Laurze, aby ta pojechała na rodzinne spotkanie z jej partnerem. Jakby pomysł nie wydawał się za mało absurdalny, to tym mężczyzną jest Aaron Colder, który wielokrotnie upokarzał Laurę, kiedy chodzili razem do szkoły.
Aaron i Laura zgadzają się wziąć udział w tym przedstawieniu. Od nienawiści do miłości jest jeden krok i dlatego od tej pory już nic nie pójdzie tak, jak sobie zaplanowali.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 397
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Joanna Balicka
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Kamila Recław
Korekta:
Anna Adamczyk
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-830-4
„Weź mnie za rękę, weź też całe moje życie, bo nie mogę się powstrzymać od zakochania się w tobie”.
– Elvis Presley, Can’t Help Falling in Love
Laura
Nie, to nie będzie kolejna słodkopierdząca historia o miłości. Mój wyimaginowany książę z bajki nie przybędzie na białym rumaku, nie wyrwie mnie spod skrzydeł potężnego smoka, a ja nie spuszczę mu warkocza, by mógł wspiąć się po nim do najwyższej wieży. Nie pozwoliłabym byle facetowi ciągnąć się za włosy, bo to boli jak cholera.
Nie mogliśmy przecież się w sobie zakochać.
Ostatnim razem, gdy tak się stało, uczyłam się w cholernym liceum. Byliśmy tylko dzieciakami i właściwie nikt nie powinien nas za to winić, a przynajmniej tak starałam się to sobie wytłumaczyć. Cóż… było, minęło, czyż nie?
Czasem, gdy miewam gorsze dni, znienacka dopada mnie wspomnienie tego jednego, niezwykle żenującego, wydarzenia. Nigdy nie próbowałam wtopić się w grono elity, która dyktowała zasady w szkole. Prawdę mówiąc, nie miałam zbyt wiele czasu, by chodzić na imprezy. Pierwszą połowę dnia spędzałam w szkole, a drugą w kawiarni, gdzie pracowałam na pół etatu.
– Stolik ósmy jest twój. – Nadine rzuciła notesem w moją stronę.
Zmierzwiłam palcami francuską grzywkę i przybrałam najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki tylko było mnie stać po sześciogodzinnej zmianie. W chwili, gdy weszłam do części dla gości, mój wzrok padł na grupkę licealistów siedzących na obu czerwonych kanapach. Kolana zmiękły mi do konsystencji galaretki, a żołądek chyba wywrócił się na drugą stronę.
Ja pieprzę. To on.
Aaron Colder we własnej, pieprzonej, osobie.
O nie.
Ścisnęłam notes tak mocno, że ten zatrzeszczał mi między palcami. Odwróciłam się i czym prędzej uciekłam z powrotem do części gospodarczej. Przywarłam plecami do drzwi, starając się jakkolwiek zapanować nad rozszalałym biciem serca.
– Laura? – Managerka patrzyła na mnie z uniesioną brwią. – Przyjęłaś już zamówienie?
– Nie mogę – wydukałam.
– Czego nie możesz?
Przyłożyłam dłoń do piersi, a powietrze uciekło gdzieś w drodze do gardła. Zamrugałam, jak gdybym była totalnie naćpana.
– On… – wykrztusiłam.
– Co, ha? – Założyła ramiona na piersiach, marszcząc przy tym brwi. – Udaru dostałaś?
– Colder – szeptałam. – Colder tam jest.
Nadine zagwizdała, udając ironicznie, że się tym przejęła.
– Wzruszające – mruknęła beznamiętnie. Złapała mnie za ramiona, odwróciła tyłem i pchnęła w stronę wyjścia. – A teraz przyjmij zamówienie!
Wpadłam do części restauracyjnej, o mały włos nie zaliczając bliskiego spotkania z podłogą. Wyprostowałam się, uciekając spojrzeniem do chłopaka odpowiedzialnego za mój niedoszły zawał serca. Kolana trzęsły mi się z niewiadomej przyczyny, a dłonie spociły tak, jakbym właśnie wyjęła je z wody. W ustach doskwierała mi suchość.
Miałam wrażenie, że cała droga do stolika numer osiem trwała z kilka godzin. Stanąwszy przed grupką licealistów, zdałam sobie sprawę z tego, że wstrzymałam powietrze. Patrzyłam na niego, ale on nie patrzył na mnie.
Gdyby wino było człowiekiem, miałoby na imię Aaron Colder. Kuszący spojrzeniem, zawracający w głowie, słodki w smaku, rozkoszny dla podniebienia, obiecujący niezobowiązujący relaks, podnoszący ciśnienie, doprowadzający do erotycznego uniesienia… choć zostawiający z ogromnym bólem głowy.
Wróciłam wspomnieniami do dnia, w którym ujrzałam go po raz pierwszy. Ten jeden raz pozwoliłam, by znajoma zabrała mnie na mecz hokeja. Sposób, w jaki śmiało poruszał się po lodzie, jak agresywnie pogrywał z przeciwnikami, jak zawzięty był, by doprowadzić drużynę do wygranej, wszystko to sprawiało, że ten hart ducha najzwyczajniej w świecie mnie zainteresował.
A później zdjął kask i uwolnił zmierzwione włosy. Ukazał wyraźnie zarysowaną szczękę, a jego dziki, pewny siebie, uśmiech przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Poznałam nazwisko szatyna przez to, że miał je napisane na koszulce.
I wtedy mnie olśniło. Znaliśmy się. To znaczy… ja znałam jego.
Kiedy byłam małą dziewczynką, wpadłam na niego, niosąc loda. Łatwo wyobrazić sobie starszego o dwa lata chłopaka umorusanego truskawkowym deserem. Ale jego karmelowe oczy – zamiast patrzeć na mnie ze złością, przypatrywały mi się z cieniem rozbawienia. To wtedy moje serduszko przedszkolaka po raz pierwszy zabiło odrobinę mocniej.
Pamiętałam go, choć nie miałam pojęcia, jak ma na imię.
Poznałam je dopiero na przyjęciu koktajlowym zorganizowanym w ramach eventu dobroczynnego. Miałam niewiele, może z dziesięć lat. Nie wiedzieć czemu, byłam dużo odważniejsza i z niezwykłą śmiałością poprosiłam go do tańca. Can’t Help Falling in Love Elvisa Presleya wybrzmiewało właśnie z głośników. Od tamtej pory to była nasza piosenka.
Poruszaliśmy się tak miękko, jakbyśmy trenowali ten układ. Czasem deptałam po jego butach, czasem on za mocno wykręcił mi palec podczas obrotu, ale nie miało to żadnego znaczenia.
– Zobaczycie, kiedyś spotkamy się na ich ślubie! – niosły się głosy w tle.
Uwielbiałam, gdy moja sukienka unosiła się i falowała pod wpływem ruchów. Była w kolorze różowego złota i pasowała do moich pantofelków. On miał na sobie jeansową koszulę, ciemne spodnie, ale w tym wszystkim nie mogłam odwrócić uwagi od jego oczu. Wtedy po raz kolejny moje serce zabiło mocniej dla tego chłopca.
Byliśmy jednak zbyt młodzi, by można było mówić o miłości.
Kiedy jednak zobaczyłam go na lodowisku, moja pompa życia prawie zwariowała od wybicia tysiąca uderzeń na minutę. Od tamtej pory zaczęłam układać w głowie niestworzone scenariusze. Musiałam szczerze to sobie powiedzieć: on nie był z mojej ligi, więc jedyne, co mi zostało, to kreowanie wyobrażeń o tym, jakby to było być z nim. Wtedy też powstały pierwsze strony książki, którą pisałam. Snułam opowieść o nas samych w sytuacjach, w których najczęściej go widywałam: w kawiarni, na meczu, w szkole, na siłowni… on po prostu nie mógł wyjść mi z głowy.
Nikt nie wiedział o moim małym grzeszku, bo nigdy nie odważyłabym się publikować wpisów. Wzdychałam do niego w sekrecie i nikt nie był z tego powodu pokrzywdzony.
Teraz, stojąc przed nim w różowym uniformie, przez głowę przebiegły mi już wyobrażenia o tym, jak zabrał mnie na randkę, jak będzie wyglądał nasz ślub, krój mojej sukienki, smak tortu weselnego, imiona naszych dzieci i to, jak będzie je uczył gry w hokeja.
Problem w tym, że nigdy nie byłam w jego lidze, ani nawet blisko niej. Nigdy nie zwrócił na mnie uwagi. Właściwie… to nawet za mną nie przepadał. Nie byliśmy dziećmi, a ja przestałam być tą uroczą dziewczynką, z którą kiedyś tańczył. Czasem aranżowałam nasze „przypadkowe”spotkania. Pytałam go o różne rzeczy, udawałam nawet, że piszę reportaż do gazetki o hokeju, by móc pobyć z nim przynajmniej chwilę sam na sam. Colder niespecjalnie lubił to moje zainteresowanie. Wolał kryć się przed światem niż żyć w błysku fleszy. I to też cholernie w nim uwielbiałam.
– Czy zdecydowali się państwo już złożyć zamówienie? – wydukałam w końcu.
Aaron rozciągnął szerokie ramiona na oparciu sofy. Obok niego wciśnięta była blondynka z kokiem w stylu Ariany Grande. Jeśli to jedna z jego groupies, to miała wyjątkowe szczęście. Słyszałam, że ojciec chłopaka zabraniał mu mieszać się w związki, by nie zaprzątał sobie głowy czymś innym niż sport. Nie wiedziałam więc, czy byli razem, czy też ona rościła sobie prawa do niego.
– Latte – przemówiła zobojętniałym tonem.
– Jakie latte? – Uniosłam brew w zapytaniu.
Zwróciła na mnie chłodne oczy w kolorze wodorostów. Zmarszczyła wyraźnie zarysowane brwi i prychnęła w sztucznym rozbawieniu.
– Jak to jakie? – Wychyliła się do przodu, przy czym ostentacyjnie machnęła ręką. – Francuskie, to chyba jasne.
Spojrzałam to na nią, to na jej ekipę i znów na nią. Podgryzłam wnętrze policzka, tuszując chęć roześmiania się.
– Latte pochodzi z Włoch – skwitowałam.
Sekundę później Aaron wybuchł niskim, gardłowym śmiechem, który przyprawił moje serce o drżenie. O rany. Kolana niemal ugięły się pode mną na ten zmysłowy dźwięk. Zawtórowało mu całe towarzystwo… wszyscy poza nią. Skrzyżowała ramiona na piersiach, zadarła brodę i poruszyła rytmicznie szczęką.
– Chodziło mi raczej o… małe, średnie, duże, caffè latte, latte macchiato, waniliowe…
– Po prostu przynieś tę pieprzoną kawę. Na mleku bez laktozy – wtrąciła, piorunując mnie wzrokiem.
– Zapisane. – Zamachałam notesem w dłoni, nim omiotłam spojrzeniem resztę licealistów. – A co dla was?
Zapisywałam każdą zamówioną pozycję, ale najbardziej oczekiwałam, aż obiekt moich westchnień znów przemówi. Zamiast tego, on wpatrywał się w coś za oknem. Nasze spojrzenia spotkały się w odbiciu w szybie. Gdy tak się stało, natychmiast spuściłam wzrok na kartki. Szybko uzmysłowiłam sobie, że on nie pija kawy, a jedyna kofeina, z jaką może mieć do czynienia, to łyk coli przed wejściem na lodowisko. Dosłownie. Kupuje w automacie puszkę, otwiera ją, pociąga nieco i wyrzuca do śmietnika.
– Czy to wszystko? – upewniłam się.
– Na co tak się gapisz? – warknęła ta, która siedziała najbliżej kapitana. – Długo mam czekać na swoją kawę?
W głowie odtwarzałam wyobrażenie o tym, jak to pieprzone latte ląduje na jej brzoskwiniowym sweterku. Zacisnęłam zęby i z uśmiechem na ustach zdołałam powiedzieć:
– Za moment je przyniosę.
Zanim odwróciłam się na pięcie, zauważyłam, jak spojrzenie Aarona przesunęło się w dół mojej spódniczki. Kciukiem pocierał prawy kącik ust, aż naparł zębami na dolną wargę, a przy tym odchylił nieco głowę. Zamrugałam oniemiała na ten ruch z jego strony. Colder właśnie mnie obczajał. Zanim moja wewnętrzna nastolatka zdążyłaby podskoczyć ze szczęścia, zwróciłam kroki w stronę pomieszczenia gastronomicznego.
Po skończonej zmianie zawsze przebierałam się w prywatne ubrania i siadałam w kącie kawiarni w oczekiwaniu na przyjazd autobusu. Wyjęłam laptopa, postawiłam go przed sobą, a palce same przesuwały się po klawiaturze. Sentencje pełne zauroczenia i młodzieńczej miłości wylewały się potokiem słów.
Więc patrzył na nią tak, jakby w pobliżu nie było ani jednej duszy, choć lokal był pełny. Tylko on i ona. Ich uczucie było jedynie słodką tajemnicą, bowiem świat nie mógł dowiedzieć się o tym, co ich łączyło. Ów sekret był tym, co trzymało ich blisko. Każdy dotyk, każde spojrzenie, zmysłowe uśmiechy… to wystarczyło, by ich serca zgrywały się w szaleńczym rytmie.
„Kocham cię” – powiedziały jej oczy.
„Zawsze”. – Zalążek jego śmiałego uśmieszku potwierdził to uczucie.
On zawsze wybierze ją. Nawet, gdy zazdrośni kochankowie oddalą ich od siebie, oni zawsze znajdą drogę powrotną do swych ramion. Ona zawsze wybierze jego.
Aaron był powodem, dla którego mogła śmiało pokonać każdą górę. Laura była jego motywacją do przepłynięcia nawet najbardziej wzburzonych wód, by spełnił swoją obietnicę.
– Lauro?
Wyrwana z pisarskiego transu uniosłam zaskoczone spojrzenie na managerkę.
– Tak? – bąknęłam.
– Mogę wykorzystać cię przy ekspresie, póki Jennie nie przyjdzie? – Patrzyła na mnie tak błagalnym wzrokiem, na jaki tylko mogła się zdobyć. – Spóźnia się przez te cholerne korki.
– Właściwie to…
– Chodzi tylko o wkład – sprostowała pospiesznie. – Nie mam czasu, by go wymienić, a zaraz zlecą się klienci z biurowca – jęknęła, zerkając na zegarek, który ozdabiał jej szczupły nadgarstek.
Oceniłam, ile czasu pozostało mi do przyjazdu autobusu, po czym westchnęłam i skinęłam głową na zgodę.
– Jasne, już idę. – Gładkim ruchem ręki zaczesałam włosy w tył, po czym sięgnęłam palcami do laptopa. – Muszę tylko…
– Chodź! Nikt ci go nie ukradnie! – zaprotestowała, ciągnąc mnie za rękę w stronę części gastronomicznej.
Trzynaście minut. Dokładnie tyle zajęło, by zmienić moje życie w koszmar.
Kawiarnia powoli wypełniała się ludźmi w drogich koszulach. Gdy wróciłam do stolika, szum rozmów wypełniał już całą salę. Wtedy usłyszałam znajomy głos, a zaraz potem mój wzrok powędrował za jego dźwiękiem.
– Musiałem zgubić tu portfel.
To Aaron. Próbowałam uspokoić szarżujące serce, gdy zajęłam miejsce. Niekontrolowany cień uśmiechu pojawił się na moich ustach i mogłam to dostrzec, kiedy zerknęłam na odbicie laptopa w wygaszonym ekranie. Gdy poruszyłam kursorem, dostrzegłam komunikat: „przywrócono połączenie z Internetem”.
Warga mi drgnęła. Rozchyliłam usta z gwałtownym westchnieniem.
– O nie – szeptałam. – Nie, nie, nie…
Napis: OPUBLIKOWANOśmiał mi się prosto w twarz.
Moja książka z Colderem w roli głównej właśnie wyciekła do sieci.
Laura
I oto ja, piętnaście lat później, w miejscu, w którym zawsze chciałam być. To znaczy, to jedyne wyjście, jakie miałam, więc nie narzekam. Rozmarzona nastolatka z marzeniem ściętej głowy została w przeszłości. Trzydziestoletnia „ja” była bizneswoman z czteroletnim stażem w firmie, w szczęśliwym związku, narzeczonym u boku i życiem zaplanowanym od „A” do „Z”.
Tak, „kontrola” to zdecydowanie moje drugie imię.
Złapałam za teczkę z dokumentami, po czym w biegu runęłam w stronę wind.
– Nie zapomnij przesłać mi raportu, Lauro! – Donośny głos szefowej dobiegł do mnie z końca korytarza.
– Zrobię to z samego rana! – zadeklarowałam z pączkiem między ustami, potem wzięłam gryz i oblizałam wargi.
Byłam spóźniona. Mój partner przywykł do tego, że praca wyciągała ze mnie wszystko, co najlepsze, a przede wszystkim czas. Wygrzebałam z kieszeni klucze do audi. Wrzuciłam dokumenty na tylne siedzenia, torebkę wcisnęłam do przodu i czym prędzej wyjechałam z parkingu. Rzuciłam okiem na komórkę – trzy nieodebrane połączenia od Alexandra napawały mnie niepokojem.
Coś wisiało w powietrzu.
Wszystko w jednej chwili runęło jak zamek z piasku. Napięcie między nami było wyczuwalne przez dłuższy czas, ale nigdy nie sądziłam, że dojdzie do tej sytuacji.
– Przepraszam za spóźnienie, ale Santana zatrzymała mnie w pracy – jęknęłam z rozgoryczeniem, gdy tylko zrzuciłam ze stóp szpilki. – Nie uwierzysz, co się stało! – Rzuciłam torebkę na komodę, nim skierowałam kroki w stronę salonu. – Firma, z którą uzgadniałam waru…
Cisza. Napotkałam wzrok narzeczonego, jak gdybym przyłapała go na gorącym uczynku. Dołożył duży karton do trzech innych. Zaskoczona zmarszczyłam brwi.
– Pozbywasz się rzeczy?
Odwrócił spojrzenie, omiatając nim resztę pomieszczenia. I wtedy zorientowałam się, że wszystko, co należało do niego, zniknęło z półek. Zalążek migreny uprzedzał, że ten wieczór nie zakończy się najlepiej.
– Wyprowadzam się – skwitował po chwili milczenia.
Rozchyliłam wargi, jakbym próbowała coś powiedzieć, jednak zacisnęłam je równie szybko.
– Po resztę przyjadę w piątek. – Minął mnie w przejściu, by wejść do sypialni.
Oddech mi przyspieszył, gdy pierwsze neurony zaczęły odbierać to, co właśnie powiedział. Podążyłam za nim jak zbłąkany pies i oplotłam się ramionami.
– Dokąd idziesz?
– Do hotelu – odetchnął ciężko, gdy kolanem przygniatał grzbiet walizki.
– Ale… – Zbyt wiele myśli krążyło mi w głowie, bym mogła wydobyć z siebie coś logicznego. – …co z nami?
Alex pokręcił głową. Złapał za rączkę bagażu, a chwilę później postawił go pod ścianą. Spojrzał na mnie oschle i tylko prychnął, co sprawiło, że moje serce zadrżało jak struna.
– Chodzi o to spóźnienie? – Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, mimo że na mnie nie patrzył. – Wiem, że mieliśmy spędzić ten wieczór razem, ale…
– Zmieniłem plany.
Pociągnął walizkę za sobą, gdy minął mnie w drodze na korytarz. Sięgnął po kurtkę i bez słowa zarzucił ją sobie na ramiona.
– Proszę cię, przemyśl wszystko na spokojnie. – W moim głosie pobrzmiewała desperacja, gdy niepewnym ruchem sięgnęłam jego ramienia.
Co zrobiłam nie tak? Czym zawiniłam? W głowie analizowałam ostatnie wydarzenia, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania.
– Alexandrze, błagam, porozmawiajmy.
– Nie możesz mnie zmusić, żebym z tobą został – rzucił bez cienia wątpliwości, po czym sięgnął po klucze od samochodu. – Próbowaliśmy, Lauro, to nie wyszło – mruknął zmęczonym głosem.
Natychmiast potrząsnęłam głową. Gdy emocje uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, mocniej zacisnęłam usta, nie chcąc dopuścić do pierwszych łez.
– Wytłumacz mi chociaż, dlaczego ode mnie odchodzisz – drążyłam zaniepokojona.
Alexander nagle zastygł. Wziął cichy wdech, a spojrzenie jego błękitnych tęczówek utkwiło w moich oczach.
– Ja po prostu nie czuję już tego samego – powiedział na jednym tchu. – Mijamy się. Ja wracam z pracy, ty śpisz. Ja śpię, ty idziesz do pracy. – Wyprostował ramiona, po czym odwrócił się w moją stronę. – To między nami… to wygasło.
Gdy poluźniłam szczękę, mięśnie podbródka drgnęły. On nie może mnie teraz zostawić. Mieliśmy plany, przyszłość, tak wiele nas przecież łączyło. Wypuściłam z drżeniem oddech, kręcąc głową w geście zaprzeczenia.
– Możemy to pogodzić, Alex. – Emocje grały mi na wewnętrznych strunach jak prawdziwy wirtuoz. – Naprawdę chcesz, by te wszystkie chwile, które spędziliśmy razem, poszły na marne? – wydusiłam, przecierając mokre już od łez policzki.
Blondyn minął mnie w przejściu, ciągnąc za sobą walizkę. Byłam dla niego przezroczysta. Dlaczego rozstanie przyszło mu z taką łatwością? Założył tę swoją maskę obojętności, by pokazać, że faktycznie myślał tak, jak mówił.
– Alex… – zanim zdążyłam dokończyć, on wtrącił słowa, które kompletnie pozbawiły mnie gruntu pod nogami.
Świat zawirował, a ja poczułam się odrzucona, zastąpiona, niechciana. Mężczyzna, który kilka miesięcy temu klęczał przede mną nad jeziorem Yellowstone i prosił o rękę, przestał dla mnie istnieć.
Stanął w miejscu. Odwrócił się i bardzo powoli uniósł wzrok. Przez chwilę miałam wrażenie, że walczył ze sobą. Przygryzł wnętrze policzka, po czym westchnął i powiedział:
– Jestem zakochany w kimś innym…
I to wystarczyło. Wargi mi zadrżały, a dłonie powędrowały wzdłuż ciała. Ściągnęłam ku sobie brwi, analizując jego słowa. Patrzyłam w osłupieniu, jak wychodzi za próg. Spojrzałam na pierścionek, który zdobił mój serdeczny palec. Zdjęłam go i z impetem rzuciłam w zamknięte już drzwi. Krzyknęłam, a z oczu wylał się potok łez.
Cholerny zdrajca. Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim, co przeżyliśmy?
Byłam zła, przygnębiona, a jednocześnie przerażona na myśl o przyszłości. Nie mogłam sobie teraz pozwolić na załamanie! Musiałam odświeżyć umysł. Spojrzałam na butelkę czerwonego wina, która stała na barku i przygryzłam dolną wargę.
Nie, Laura, nawet o tym nie myśl. Picie alkoholu w samotności skończy się płaczem, a on nie jest ci teraz potrzebny. Niewiele myśląc, zdjęłam z siebie to, w co ubrałam się rano do pracy, założyłam jeansy z wysokim stanem, szary sweter, czarne koturny, złapałam za torebkę i wyszłam z domu.
Moją pierwszą myślą była Naomi. Znamy się od początku studiów, a po ich zakończeniu pozostałyśmy w stałym kontakcie. Byłyśmy swoimi przeciwieństwami. Wszędzie było jej pełno, była szalona, spontaniczna i mówiła, zanim cokolwiek przemyślała. Ja musiałam mieć wszystko poukładane od początku do końca, w moim życiu nie było miejsca na przypadki, o ile ich nie zaplanowałam.
Weszłam do sklepu, w którym po krótkim namyśle kupiłam czerwone wino. Jeśli miałam się jej wyżalić, to chociaż w odpowiednich okolicznościach. W momencie, gdy chciałam przejść przez ulicę, usłyszałam pisk opon i klakson, przez który butelka wypadła mi z dłoni, a ja upadłam na ziemię.
– Cholera! – Głośne warknięcie dotarło do mnie niczym grom.
Leżałam spanikowana na ziemi. Czułam swoje nogi, czułam ręce, ale nie podnosiłam się jeszcze przez jakiś czas. Wyrósł nade mną mężczyzna w garniturze. Na jego twarzy wyraźnie malowała się złość. Gdy spostrzegł, że jestem przytomna, ta wezbrała w nim jeszcze bardziej.
– Jesteś nienormalna, kobieto?! – wykrzyczał wreszcie, powodując, że zamrugałam kilkakrotnie oczami. Podparłam się na łokciach i potrząsnęłam głową.
– Słucham? To ty chciałeś mnie zabić! – wrzasnęłam, gdy wrócił mi zdrowy rozsądek.
– Ja? Weszłaś na czerwonym!
Zmarszczyłam brwi, odwracając głowę w stronę sygnalizacji. Faktycznie, kilka sekund wciąż odliczało do pozwolenia na przejście. Zacisnęłam nerwowo usta. Nie mogłam przecież przyznać mu racji.
– I to zwalnia cię z zachowania uwagi na drodze? – fuknęłam.
Facet złapał mnie za ramiona i zdecydowanie poderwał do góry. Ból w ramieniu sprawił, że wydałam z siebie jęk.
– Miałem zielone światło, czy ty siebie słyszysz?! – Jego chłodny głos sprawił, że dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie.
Prawie czarne ze złości oczy wpatrywały się w moje, teraz pełne przerażenia.
O cholera. Wciągnęłam powietrze. Powieki mi trzepotały niczym skrzydła motyla. Walić to, motyle to ja miałam w brzuchu. Wewnętrzna nastolatka zapiszczała niczym fanka na koncercie Justina Biebera. Teraz już bez ogródek wpatrywałam się w niego, a on we mnie.
Oto moja młodzieńcza… cóż, w rezultacie już niesekretna, miłość właśnie stała przede mną. W kilka sekund zdążyłam zarejestrować zmiany, jakie zaszły w jego wyglądzie z biegiem lat. Był postawniejszy, wyższy i jeszcze bardziej przystojny, niż go zapamiętałam.
Jednocześnie był też moim utrapieniem i powodem, dla którego o mały włos nie rzuciłam liceum.
– A może chciałam, żebyś mnie potrącił?
On ściągnął ku sobie brwi, zmierzył mnie wzrokiem i prychnął pod nosem.
– Jesteś szurnięta – stwierdził, wycofując się do samochodu.
Ja pieprzę, powiedziałam to na głos?
– To znaczy, to wcale nie tak!
– Jeśli próbujesz wymusić odszkodowanie…
Część mnie stchórzyła na ten zarzut, a druga poczuła się urażona.
– Odszkodowanie?! – żachnęłam się. – Czy ktoś, kto nosi Valentino – zaczęłam, poprawiając swój płaszczyk. – Potrzebuje cholernego wymuszenia?! A to? – Zsunęłam szpilkę ze stopy i wygrażałam nią w powietrzu. – Wiesz, co to jest?!
– Twój bilet wstępu do psychiatryka – skomentował ponuro. – Zjeżdżaj mi z drogi.
Zmrużyłam oczy, obserwując, jak czarny range rover oddala się z miejsca zdarzenia. Spojrzałam na szkło na drodze i jęknęłam. Powinien zapłacić mi przynajmniej za zmarnowane wino! Wyjęłam telefon z torebki, natychmiast wybierając numer do Naomi.
– Halo?
– Nie uwierzysz, jakiś kretyn prawie mnie potrącił! – burknęłam rozżalona.
– O mój Boże, Lauro, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – spytała z troską.
– Nic, poza zadrapaniami i rozbitym winem. Miałam cię właśnie odwiedzić, ale teraz, cholera, nic nie idzie po mojej myśli. – Przytknęłam dłoń do czoła, przy czym głęboko westchnęłam. – Powiedzenie, że mam pecha, byłoby zdecydowanie niedopowiedzeniem.
– Wpadnij do mnie, mam kilka butelek w barku – odparła Naomi swoim wiecznie wesołym głosem.
Zazdrościłam dziewczynie tego optymizmu. Gdyby to przydarzyło się jej, zapewne pomyślałaby, że to najlepszy dzień w jej życiu, bo przynajmniej nie umarła. Zgodziłam się na tę propozycję, tym razem zamawiając taksówkę.
Przeszywające spojrzenie mężczyzny wciąż płonęło na mojej skórze. Te pełne, soczyste usta. Barczyste ramiona, postawna sylwetka, chodzący ideał… który niemal mnie zabił.
Zawsze uwielbiałam ryzyko.
Uregulowałam zapłatę i wysiadłam z samochodu. Winda zabrała mnie na odpowiednie piętro, a na końcu korytarza stała przyjaciółka. Dwa kieliszki w jednej dłoni, butelka wina w drugiej i sugestywny uśmieszek na ustach zdradzał tylko jedno: musiałyśmy zapić moje nieszczęście.
– Wyglądasz tragicznie, kochana – stwierdziła, kręcąc głową, zanim wciągnęła mnie do środka.
– Jak zwykle pocieszająca – westchnęłam, przewracając oczami.
Godzinę później tonęłam we łzach, wtulając się w bok przyjaciółki. Obie zaczęłyśmy już drugą butelkę wina. Odejście Alexandra dopiero teraz zaczynało do mnie docierać.
– Mówiłaś już rodzicom? – spytała Naomi.
– Jasna cholera… – jęknęłam, przykładając dłoń do czoła, gdy doznałam olśnienia.
– Co się stało? – Uniosła brwi, przyglądając się mojej przerażonej twarzy.
– Kompletnie zapomniałam – westchnęłam, prostując się do siadu.
– O czym?
– Coroczny zlot rodzinny, miałam polecieć z Alexem do Aspen na cały pieprzony miesiąc – odparłam, ponownie kładąc głowę na kolanach przyjaciółki.
– Och, wciąż nie wierzę, że ty i twoja matka jesteście spokrewnione – parsknęła Naomi, głaszcząc przy tym moje włosy. – Może to odwołasz?
– Nie mogę, obiecałam, że przyjadę – burknęłam niemrawo.
– To w takim razie jedź. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
– No coś ty, sama? Kolejny rok słuchania o tym, że to najwyższa pora, by wyjść za mąż? Nie, dziękuję. – Wykrzywiłam usta w grymasie.
– Hej, przynajmniej odpoczniesz. Są plusy wyjazdu w samotności – rzuciła nonszalancko, a zalążek uśmieszku rozświetlił jej twarz.
– Powiedziałam, że przyjadę z narzeczonym, a gdy zobaczą mnie samą, w rodzinie rozejdzie się plotka, że go sobie wymyśliłam.
– Czekaj, czekaj. Czy twoi rodzice widzieli już Alexandra? – Blondynka przymrużyła powieki w zamyśleniu.
– Nie, nigdy nie było okazji.
I dopiero wtedy dotarły do mnie słowa Alexa o tym, że stale się mijamy. Musiałam przyznać mu rację. Naomi podniosła się z sofy i wyszła na moment do sypialni, a gdy wróciła z laptopem i położyła go na swoich kolanach, zmarszczyłam czoło.
– Co robisz?
– Zobaczysz – mruczała.
Zastukała paznokciami na klawiaturze i moim oczom ukazała się strona do randkowania. Spojrzałam na przyjaciółkę z politowaniem.
– Czy ty oszalałaś?
– Hej! Nie zaszkodzi spróbować, prawda? – rzuciła rozbawiona.
– Naomi, to jest…
– …najlepszy pomysł na ten moment! Nie uważasz, że to będzie ekscytujące? Poznawanie się z dnia na dzień, odkrywanie siebie nawzajem – ciągnęła z podekscytowaniem.
Przewróciłam oczami na jej lekkomyślność.
– No już, tylko spójrz. – Odwróciła laptopa w moją stronę.
Otworzyła kilka kart z profilami mężczyzn w różnym wieku. Osiemnastoletni Mike? W życiu nie wezmę szczeniaka. Czterdziestoczteroletni Steven… tak, rozwodnik z pewnością jest tym, czego mi trzeba. Trzydziestoletni Dante. Hmm…
– Sprawdź tego. – Wskazałam na zdjęcie z uśmiechniętym blondynem.
Gdzieś w głębi duszy zaczęłam się nim interesować, ale gdy zobaczyłam zdjęcie z dzieckiem, moje chęci zgasły.
– To na nic, Naomi – westchnęłam ciężko, odchylając głowę w tył.
– Jesteś strasznie wybredna – stwierdziła, zamykając laptopa i pokręciła na mnie głową.
– Poza tym to niepoważne, żebym zabrała tam pierwszego lepszego faceta. Moi rodzice szybko by się zorientowali, że coś nie gra – odparłam, przesuwając językiem po ustach.
– Naprawdę chciałabym ci jakoś pomóc – mruknęła, patrząc na mnie z politowaniem.
Rozterki przerwał dźwięk otwierających drzwi.
– Nie uwierzysz, co mi się dzisiaj stało, mała. – Kiedy tylko usłyszałam ten głos, moje ciało automatycznie zesztywniało.
Niemożliwe. Ta barwa… cholera, nie. Dziewczyna podniosła się z westchnieniem z sofy, po czym ruszyła w stronę przedpokoju.
– Opowiadaj.
– Jakaś wariatka rzuciła mi się dzisiaj pod koła – brzmiał na rozbawionego. – Świrów od wymuszenia odszkodowań nie brakuje.
Spuściłam wzrok na swoje ręce i mocniej zacisnęłam powieki. Może to przypadek?
– Rany, nic jej się nie stało? – sapnęła przyjaciółka.
– Może bym się tym przejął, gdyby nie to, że ta idiotka zaczęła się na mnie drzeć – odparł rozdrażniony, a ja mocniej skuliłam się na swoim siedzeniu. – Najważniejsze, że… – Napięty tembr mężczyzny urwał się, gdy tylko wszedł do salonu.
Otworzyłam oczy tylko po to, by zauważyć, jak szatyn wpatrywał się we mnie z osłupieniem. Jego ściągnięte brwi i pojedyncza bruzda między nimi oznaczała tylko jedno: był tym równie zaskoczony jak ja.
– Och, kochanie – zaczęła dziewczyna, obejmując go od tyłu. – Poznaj Laurę, to…
– Wariatka, którą prawie potrąciłem.
Laura
Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Ja z zażenowaniem, a on z wyraźnym rozbawieniem, które miało w sobie jednak coś z drwiny. Nabijał się ze mnie. Miał ten sam kpiący uśmiech, który dokładnie zapamiętałam. Czy on wciąż mnie pamięta? Na samą myśl mój żołądek wywrócił się na drugą stronę.
Naomi patrzyła to na mnie, to na mężczyznę, a po chwili zmarszczyła brwi.
– Może warto by to było uznać za przypadek? Dziś jest piątek trzynastego i…
– I to jest powód, żeby władowała mi się pod koła? – zakpił Aaron, zrzucając marynarkę na oparcie fotela.
Zapach przyjemnych, męskich perfum rozniósł się w pomieszczeniu. Walczyłam ze sobą, by się nim nie zaciągnąć.
– Zamyśliłam się, ale to nie powód, by nie uważać na jezdni! – rzuciłam na swoją obronę.
Colder potrząsnął głową, nim uniósł wyzywająco brwi.
– Powiedziałaś, że chciałaś, żebym cię potrącił. – Wyrzucił ręce w powietrze, a po chwili wplótł długie palce w burzę swoich ciemnych włosów. – Może jednak powinienem uznać to za wymuszenie odszkodowania?
– Tobie przynajmniej nic się nie stało! – burknęłam, krzyżując ramiona pod piersiami. – A moje wino? Butelka roztrzaskała się na kawałki i nawet nie raczyłeś przeprosić!
– Ja mam cię przepraszać? – Przyparł dłonie do torsu, a gromki śmiech rozniósł się echem wśród ścian. – Czy ty siebie słyszysz, kobieto?
Co za przeklęty drań…
– A co, nie nauczono cię kultury? – warknęłam, podnosząc się z sofy.
Wystarczyło kilka prężnych kroków, by znalazł się przy mnie. W złości jego szczęki poruszały się rytmicznie, aż zacisnął je i z drwiną wyszczerzył zęby.
– Pokazać ci, czego mnie nauczono? – wychrypiał tak nisko, że moja wewnętrzna nastolatka omal nie zemdlała.
To stare czasy, dziewczyno. Choć teraz był przystojniejszy, bardziej dojrzały i męski, nie mogłam sobie pozwolić na to, by przyćmiło to ten chamski charakter.
– Zaskocz mnie – mruknęłam, przy czym zadziornie zadarłam brodę.
Stałam z nim twarzą w twarz, z jego dziewczyną u boku. Byłam od niego niższa przynajmniej o głowę. Starałam się zorientować, ile może mieć wzrostu. Sto osiemdziesiąt siedem? Sto dziewięćdziesiąt? Przy moich stu siedemdziesięciu trzech musiałam wyglądać komicznie, z miną zbuntowanego dziecka, które próbowało wywalczyć swoją rację. W spojrzeniu mężczyzny coś było. W tamtej chwili nie potrafiłam określić co. Odbierał mi mowę, zdrowy rozsądek i odwagę. A może przypomniał sobie, kim jestem?
– Hej, hej, hej! – Naomi klasnęła w dłonie, wpychając się pomiędzy nas, by rozdzielić od siebie. – Pierwsze wrażenie powinno być dobre, zacznijcie jeszcze raz.
– W życiu – warknęłam.
– Chyba śnisz – zawtórował mi.
– Chociaż w jednej kwestii się zgadzacie… – westchnęła przyjaciółka, przekrzywiając głowę. – Nie możecie być skłóceni, Aaron. Chciałabym, żebyście przynajmniej się tolerowali. Laura to moja przyjaciółka – perswadowała łagodnie.
Aaron Colder, ten opryskliwy facet, który wywrócił moje nastoletnie życie do góry nogami, znów stanął mi na drodze. Że też matka natura musiała uraczyć go taką przystojnością. Tacy są najgorsi, złudnie przyjemni.
– W takim razie nic tu po mnie – westchnęłam z rezygnacją. Podeszłam do blondynki i musnęłam ją w policzek. – Dziękuję, że mogłam ci się wyżalić.
– Lauro, nie wygłupiaj się. – Dziewczyna złapała mnie za ramię, zatrzymując. – Miałyśmy porozmawiać o twoim rodzinnym zlocie.
– Trudno, najwyżej to odwołam. Może w tym czasie dojdę do siebie. – Wzruszyłam ramionami, nim zarzuciłam na siebie płaszcz.
Świetnie, dopiero teraz zauważyłam, że był w kilku miejscach podarty przez kawałki szkła z rozbitej butelki. Cholera, to Valentino! Czy może mnie spotkać dzisiaj coś gorszego?
– Wiem! – pisnęła Naomi, wyskakując przede mną jak jeleń na drodze. – Aaron z tobą pojedzie!
– Co?!
Powiedzieliśmy to jednocześnie.
– Lauro, potrzebujesz partnera na wyjazd – mówiąc to, wytknęła jeden palec w moją stronę, a drugi w jego. – Aaron, jesteś jej to winny – podkreśliła wyraźnie.
Szatyn spojrzał na mnie i zmarszczył brwi w dość niezrozumiały sposób.
– Niby co jestem jej winny?
– Och, no weź, skarbie – westchnęła blondynka, podchodząc bliżej swojego partnera. Objęła go w pasie i oparła brodę na umięśnionej klatce piersiowej, gdy tak patrzyła mu w oczy. – Laura potrzebuje kogoś, kto mógłby zastąpić jej byłego narzeczonego na rodzinnym spotkaniu – dodała, przesuwając dłońmi po jego ramionach i uśmiechnęła się przy tym szelmowsko.
Świetny plan, by tak upokarzać mnie przed kimś, kto niegdyś sam to robił.
– No to niech znajdzie kogoś innego. – Mogłam zauważyć, jak zmarszczył czoło.
– Próbowałyśmy, ale wiesz, jak to jest z facetami z Internetu. Poza tym, ja mam do ciebie zaufanie i wiem, że nie zrobisz niczego głupiego – mówiąc to, otuliła go mocniej ramionami.
Tsa… to najwyraźniej słabo go zna.
– Dlaczego ja? – westchnął, patrząc to na nią, to na mnie.
– To będzie dla was obojga świetny moment na to, żebyście się pogodzili i polubili – stwierdziła, gdy się odsunęła. – Poza tym… – sapnęła i przebiegła palcami po jego szyi do torsu. – To może być dla nas pewna próba.
– Nie mam czasu na żadne próby.
– Zrób to dla nas. – Mogłam się domyślić, że posłała mu jedno ze swoich błagalnych, szczenięcych spojrzeń. – Jeśli po tym wciąż będziemy pewni, by wziąć ślub, to oboje zrozumiemy, że ta miłość jest wieczna. – Pocałowała go zdawkowo, nim się odchyliła. – Czy to nie piękne?
Aaron skupił wzrok na mnie, przy czym skrzyżował dłonie na torsie.
– Na jak długo? – Mrużył uważnie oczy.
– Miesiąc.
– Ile? – prychnięcie z jego ust było nad wyraz szorstkie. – Nie ma mowy!
– Aaronie…
– Nie, Naomi, to zbyt długo. A co z firmą? Nie mogę ich tak po prostu zostawić z dnia na dzień – powstrzymał się od warknięcia, a mnie posłał beznamiętne spojrzenie.
– Doskonale sobie poradzą bez ciebie. To tylko miesiąc, nie rok. – Blondynka stale próbowała się za mną wstawiać. – Prezes jest twoim dobrym kolegą, a poza tym sam mówiłeś, że polecał ci wypoczynek. – Kruche palce kobiety przebiegły przez burzę włosów szatyna. – Powiedział, że się przepracowujesz, czyż nie tak?
– Ale to nie powód, by wysyłać mnie z obcą laską na pieprzony obóz – prychnął, odsuwając od siebie jej dłonie.
Obcą laską? Czy naprawdę mnie nie pamiętał? A może nie chciał, by Naomi o tym wiedziała?
– To moja przyjaciółka.
– Ale moja nie – zrzędził.
– W porządku, Naomi, nie kontynuujmy tego. To żenujące – mruknęłam, rzucając mężczyźnie zdegustowany wzrok. – Nie wytrwałabym z nim godziny, a co dopiero miesiąca.
Wiedziałam, że podzielał moje zdanie. Uśmiechnął się surowo na ułamek sekundy, zanim zniknął nam z oczu. Blondynka odczekała aż do momentu, w którym jego kroki przestały być słyszalne. Położyła mi dłoń na ramieniu, a wyraz współczucia w jej oczach był… dziwny.
– Tak bardzo mi przykro, że nie mogę ci pomóc.
– Wiem, że próbowałaś – westchnęłam, by za moment otoczyć ją ramionami w ciepłym uścisku. – Pojadę sama. Jakoś to przeżyję.
– Może powiedz im, że nie mógł przyjechać ze względu na pracę? – Wydęła wargę i dość markotnie opuściła ramiona.
– Coś wymyślę.
Po raz ostatni pożegnałam się z przyjaciółką, zanim opuściłam jej mieszkanie. W drodze do domu wstąpiłam na krótkie zakupy do pobliskiego marketu. Nie mogłam zrobić tego rodzicom. Wiedziałam, że zależy im na tym wydarzeniu. Tak bardzo chcieli poznać mojego narzeczonego, a przede wszystkim zobaczyć się ze mną.
Poza tym, miałabym tam jechać z chłopakiem przyjaciółki? Był jaki był i nie mogłam tego zmienić. Rodzice szybko by się zorientowali, a matka w szczególności. Ona ma nosa do takich spraw, wykrywa kłamstwo na kilometr. Naraziłabym się jedynie na ośmieszenie przed całą rodziną, a w szczególności przed siostrą, Olivią, którą mama ustawiła na piedestale. Na tę myśl przewróciłam oczami.
Kiedy skończyłam się pakować, wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Do tej pory dzieliłam je z Alexandrem, a dziś było puste i chłodne. W głowie analizowałam jego słowa, a w szczególności to jedno zdanie.
Jestem zakochany w kimś innym.
Gdyby kochał mnie, nigdy nie pomyślałby o tej drugiej osobie. Przecież na tym polega miłość. Teraz cieszyłam się, że nie zdecydowałam się na żadnego obcego faceta. To byłoby niedorzeczne. Co bym zrobiła, gdyby się we mnie zakochał? Rzuciłabym go bezdusznie, udając, że nic się nie stało? Przewróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy.
***
Nad ranem wyrwał mnie ze snu budzik. Chwyciłam za telefon i wyłączyłam alarm, markotnie burcząc w poduszkę. To ten dzień. Ten przeklęty dzień, w którym ośmieszę się przed całą rodziną. Podniosłam się z łóżka i związałam włosy w wysoki kucyk.
Że też musiałam się na to zgodzić. Nie mogłam wymyślić jakiegoś projektu w pracy czy coś w tym stylu? Może mama kupiłaby wersję z przeziębieniem w ostatniej chwili? Cholera, nie mogłam od tego uciec.
Założyłam jeansy i sweter. Musiałam ukryć jakoś cienie pod oczami, więc zaaplikowałam korektor w strategicznych miejscach, a rzęsy pociągnęłam maskarą. Siedem nieszczęść, ale przynajmniej dobrze ubranych.
Taksówka zabrała mnie na lotnisko, a po odprawie znalazłam się na pokładzie samolotu. Na szczęście lot do Aspen z Denver trwał prawie dwie godziny, więc miałam czas na przemyślenie tego, co miałabym powiedzieć rodzicom.
Mamo, tato, mój narzeczony zakochał się w innej…
Nie, przecież wyjdę na nieudacznicę.
Kochałam go, więc pozwoliłam mu odejść.
Bo byłaś głupia, cholera.
Mój narzeczony nie mógł przyjechać.
Wymyśliłaś go sobie.
Żadnych kłamstw. Będę szczera. Zerwaliśmy, a ja nie chciałam ich zawieść. Na pewno to zrozumieją. Jakoś zniosę dogryzanie Olivii. Nie chciałam informować nikogo o swoim przybyciu. Wolałam zamówić taksówkę, która zabrałaby mnie wprost do rodzinnego domu. Moje myśli były jednym wielkim huraganem, z którego nie potrafiłam wywnioskować nic logicznego. Stres zżerał mnie od środka, a trauma ściskała trzewia.
Zapukałam do drzwi. Cholera, za moment zemdleję.
Laura
– Laura! – zawołała babcia. Całe szczęście, że to ona mi otworzyła. – Lauro, kochanie! – Obcałowywała moje policzki, kiedy tak przytrzymywała mnie za ramiona. – Dziecko drogie, jak ty wyglądasz? Taka chudzinka, ty coś w ogóle jesz, biedactwo? – wypytywała.
Typowa babcia. Przewróciłam oczami z uśmiechem.
– O to się nie martw – jęknęłam rozbawiona. – Gdzie są rodzice?
– James rąbie drzewo na opał, a Gabriella…
– Laura! – zawołała moja rodzicielka. Przywitała mnie ciepłym uściskiem, obcałowując przy tym twarz. – Kochanie, jak dobrze cię widzieć.
– Mamo… – westchnęłam, mocno otulając ją ramionami. Zrozumiałam, jak bardzo potrzebowałam tej czułości. Mimo że potrafi grać mi na nerwach jak mało kto, była też kimś, kogo cholernie potrzebowałam.
– Dlaczego nie przyjechaliście razem? – Przyglądała się moim włosom, nim skupiła wzrok na oczach.
– Mamo, bo my… – zamierzałam wyznać jej prawdę, nawet jeśli była bolesna. – To odrobinę skomplikowane.
– Słyszałam, bardzo mi przykro. – Wykrzywiła usta. – Mówił, że toniesz w pracy.
Zamrugałam nieco oniemiała.
– C-co?
– Przyjechał tu przed tobą. – Dygnęła kciukiem w stronę salonu. – Swoją drogą… – nachyliła się nad moim uchem – jest na czym oko zawiesić – zamruczała z nutą rozbawienia.
Poczerwieniałam w kilka sekund. Przełknęłam gorzko ślinę, a ta wydawała się nagle ważyć tonę w żołądku. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałam ten zachrypnięty głos.
– No, nareszcie jesteś, moja słodka wariatko! – Wyszczerzył się uśmiechem zrozumiałym tylko dla nas.
Od razu wyczułam to napięcie. Zmniejszył śmiało odległość między nami, ujął moją twarz w dłonie i przez chwilę zastanawiał się, czy powinien mnie pocałować. Nie minęły dwie sekundy, a jego usta spoczęły miękko na czole. Zamknęłam powieki na ten ruch. Zapach męskich perfum w jednej chwili omotał mój układ nerwowy, a serce załomotało pod żebrami.
Ja pieprzę. Jako nastolatka marzyłam o tej chwili.
– Jak podróż, kochanie? – Potarł mi kciukiem rozgrzany policzek.
– Była… była…
Musnął palcem linię szczęki, sprawiając tym samym, że przytrzymaliśmy swoje spojrzenia. Uniósł brwi, zmuszając mnie do mówienia.
– Szybka – wydusiłam z siebie.
– Na pewno jesteś zmęczona – mówiąc to, okrążył mnie i zsunął płaszcz z moich ramion, po czym odwiesił go na wieszak. – I cholernie zziębnięta. – Zostałam zamknięta w silnych ramionach, a usta mężczyzny spoczęły na czubku mojej głowy.
Te słowa sprawiły, że oboje z mamą nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. Nie wierzę. Jak Naomi udało się go namówić? Nie byłam na to gotowa. Nie byłam na to, do jasnej cholery, gotowa.
– Zaparzę herbaty. – Mama była cała w skowronkach.
– To może odstawię twoje bagaże, co? – usłyszałam jego głos przy uchu, nim obrócił mnie przodem.
Bez przerwy wpatrywałam się w niego w milczeniu, dopóki się nie zorientowałam, że mówił do mnie.
– Mogę zrobić to sama.
– Och, wasz pokój jest na górze. – Kobieta wskazała palcem na sufit. – Aaron już zwiedził dom, więc tylko odśwież się i zejdźcie do nas.
Patrzyłam na niego, a on na mnie, dopóki nie kiwnął mi głową, bym ruszyła naprzód. Wziął nasze bagaże i szedł tuż za mną.
Proszę, niech będą pojedyncze łóżka.Proszę, niech będą pojedyncze łóżka! Modliłam się przynajmniej o osobną kołdrę.
Nasz pokój był na końcu korytarza. Szare ściany idealnie współgrały z fioletowymi dodatkami. Wielkie, podwójne łóżko z baldachimem i, jak na złość, z jedną, satynową kołdrą. Przegryzłam nerwowo wnętrze policzka, ale ucieszyłam się na widok fotela. Ciekawe, czy był wystarczająco wygodny do spania.
– To był twój pokój? – spytał, gdy klapnął tyłkiem na puszysty materac.
– Na okres, w którym tu przyjeżdżaliśmy, to tak – odparłam, otulając się ramionami, jak gdyby temperatura spadła poniżej dziesięciu stopni.
Colder opadł na łóżko. Gapił się w baldachim i sprawiał wrażenie znudzonego. Poświęciłam chwilę, by rozejrzeć się po sypialni, po czym oparłam się tyłem o komodę.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Hm?
Zwilżyłam językiem dolną wargę, po czym ciężko westchnęłam.
– Dlaczego zgodziłeś się przyjechać? – spytałam na tyle cicho, by nikt, poza nami, nie był świadkiem tej rozmowy.
– Słyszałaś to, co mówiła Naomi. – Złapał za budzik, oglądając go z każdej strony. – To tylko miesiąc.
– I tak łatwo przyszło ci udawanie?
Rzucił mi znudzone spojrzenie. Przewrócił oczami, zanim podniósł się do siadu.
– Taaa… jakby ci to powiedzieć… – Zlustrował mnie wzrokiem, po czym uniósł wyraźnie zarysowaną brew. – Myślę o niej, gdy patrzę na ciebie. Tak jest po prostu łatwiej.
Och. Spuściłam wzrok na stopy i poświęciłam im dłuższą chwilę.
– Pamiętasz… – Próbowałam zbadać teren między nami, ale natychmiast mi przerwał.
– Możemy udawać, że się nie znamy? – Miał spokojny głos, choć zabarwiony jadem. – Tak będzie lepiej. Gówno, które wydarzyło się lata temu, było…
– …bolesne – podsumowałam, zerkając na niego spod rzęs.
Mogłam dostrzec, jak przesunął językiem po wnętrzu ust. Potem prychnął i potrząsnął głową.
– Omal nie zszargałaś mojego dobrego imienia – wypluł te słowa, jakby go brzydziły. – Pisanie takich bajeczek jest chore.
– Byłeś moją inspiracją, Aaronie – zdobyłam się na to wyznanie. – Poza tym pisałam to dla siebie. Gdybym wiedziała…
– To nigdy nie powinno powstać – warknął, a dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, posyłając drżenie do każdego cala skóry. – Nigdy.
– Przepraszam – wyszeptałam zawstydzona.
Zmrużył na mnie surowe oczy. Były ciemne niczym dno studni, zawsze wtedy, gdy był zdenerwowany. Podniósł się z miejsca, poruszył karkiem i rozejrzał się po pokoju. Po kilku sekundach niemal odebrał mi dech, gdy na mnie spojrzał.
– Jeśli jesteś dobra w… – Wydawało się, że brakło mu słowa.
– W pisaniu – doprecyzowałam.
– Taaa… cokolwiek… – Potrząsnął głową. – Ułóż nam jakiś scenariusz i po prostu się go trzymajmy.
– Po prostu ograniczajmy się do przytuleń, trzymania za ręce i pocałunków w policzek czy wiesz… czoło – bąknęłam niepewnie. – I nie mów zbyt wiele. Po prostu przytakuj i uśmiechaj się.
– Na pewno się nie domyślą – prychnął, wyrzucając dłonie w powietrze. – Twoja matka spyta mnie o to, gdzie się poznaliśmy, a ja miałbym przytakiwać?
Rzeczywiście… nie brzmiało to najlepiej.
– Niczego nie planujmy – skontrowałam spokojnym tonem. – Powiedzenie, żebyśmy szli na żywioł, byłoby odrobinę nad wyraz, ale…
– Improwizacja to najlepsze rozwiązanie. – Powiedział z dłonią na klamce. – Reszta wyjdzie w trakcie.
– Błagam, nie mów zbyt wiele. – Złapałam go za nadgarstek, nim zdążył otworzyć drzwi. – Im więcej słów, tym mniej kontroli.
– Rany, wyluzuj – mruknął, wyrywając rękę z mojego uścisku. – Wyobraź sobie, że twoja książka przechodzi ekranizację – zakpił i pociągnął za klamkę.
– Aaronie…
Zamiast odpowiedzieć, po prostu pociągnął mnie za sobą. Gdy doszliśmy do szczytu schodów, zarzucił mi ramię na szyję i przycisnął usta do głowy, tak, jakby złożył tam pocałunek.
– To prawie jak orgazm – wychrypiał nisko, a wargą potarł skórę. – Na pewno idealnie odgrywałaś go przed twoim byłym.
Spąsowiałam w sekundę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnął się zawadiacko, językiem prześledził brzeg górnej wargi i poprowadził mnie w dół schodów.
Miesiąc z Aaronem Colderem… dawna „ja” skakałaby ze szczęścia, tymczasem jedyne, co skacze, to mój żołądek. Był przeciwieństwem tego, co stworzyłam w książce, a przez to trudniej było mi rozegrać nasz wspólny teatrzyk.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.