Prowincja/Warszawa - Waldemar Bawołek - ebook + książka
NOWOŚĆ

Prowincja/Warszawa ebook

Waldemar Bawołek

0,0

27 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Nowa książka outsidera z Cieżkowic od czasu do czasu pomieszkującego w Warszawie.

 

Od roku mieszkam sam, w całym domu żywej duszy. Czuję się samotny. Samotny jestem nie od dzisiaj. Wspominam rzeczy minione, o których nikt nie wie i nie będzie wiedział. Bo komu mam przekazać to, co udało mi się zapamiętać.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 220

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Część II.Pro­win­cja/War­szawa

.

Wczo­raj były moje uro­dziny, szó­sty krzy­żyk. Od roku miesz­kam sam, w ca­łym domu ży­wej du­szy. Czuję się sa­motny. Sa­motny je­stem nie od dzi­siaj. Wspo­mi­nam rze­czy mi­nione, o któ­rych nikt nie wie i nie bę­dzie wie­dział. Bo komu mam prze­ka­zać to, co udało mi się za­pa­mię­tać. Ni­gdy nikt nie chciał słu­chać mo­ich opo­wie­ści, nikt nie chciał ich znać. A te­raz jesz­cze świa­do­mość sta­rze­nia się do­szła do tego wszyst­kiego, po­zo­sta­wa­nie na ren­cie. Co­raz trud­niej mi cie­szyć się ży­ciem, co­raz trud­niej iść pod górę: nogi bolą, bra­kuje od­de­chu, prze­byty za­wał daje o so­bie znać. W po­ło­wie drogi do rynku mu­szę przy­sta­nąć, od­po­cząć. Już nie po­tra­fię od­waż­nie pły­nąć wśród ośle­pia­ją­cych gwiazd. Daw­niej gna­łem śmiało na­przód, cią­gnąc za sobą pnie drzew, cho­ciaż ni­gdy nie bra­łem udziału w sza­lo­nym wy­ścigu po zwy­cię­stwo.

Dzi­siaj staję w oknie i wspo­mi­nam wodę, ogień i mło­dość. Wi­dzę, jak ogień ży­cia mar­twy głaz zaj­muje. Tylko nocy się boję, bez­sen­nych nocy, mie­nią­cych się re­flek­sami pło­mie­nia, od któ­rych woda błysz­czy, jakby ogni­sko pło­nęło na fa­lach. We śnie za­pa­dam w odrę­twie­nie, by obu­dzić się na kilka li­ter, które mu­szą mi wy­star­czyć za cały wszech­świat.

Kot grzeje się w słońcu, co­dzien­nie go wi­dzę. Może on bez­pań­ski, ale upa­trzył so­bie moją łąkę i czę­sto tu­taj przy­cho­dzi po­grzać się w słońcu. Liże się, prze­ciąga. Miło po­pa­trzyć. Ja w oknie, zdmu­chuję z pa­ra­petu po­piół z pa­pie­rosa. Jak ten kot grzeję się w słońcu. Pa­trzę na ja­błonkę i my­ślę, że całe ży­cie na coś cze­ka­łem, na coś, co mnie od­mieni. Nie zda­wa­łem so­bie sprawy, że to cze­ka­nie to także sta­rze­nie się. Już na nic nie cze­kam, ni­czego się nie spo­dzie­wam. Sta­rze­nia się nie po­wstrzy­mam. Co ro­bić? Tylko stać w oknie albo spa­ce­ro­wać? Kar­mić się sa­mot­no­ścią? Bez przy­szło­ści, bez prze­zna­cze­nia. Czym się cie­szyć? Czym za­do­wo­lić? Żeby tylko nie utra­cić wszech­świata.

Co ja mó­wię? Dla­czego na­rze­kam? Prze­cież mam łąkę, mam ulicę, którą co­dzien­nie do rynku mogę spa­ce­ro­wać. Są­sia­dów spo­ty­kać, po­roz­ma­wiać z nimi, choćby o po­go­dzie. Prze­cież nie je­stem jesz­cze bez­zęb­nym star­cem zie­ją­cym ja­dem. Cią­gle jesz­cze mogę po­dzi­wiać ko­lo­rowe mo­tyle, kwiaty, wsłu­chi­wać się w śpiew pta­ków, szum li­ści, po­zwa­lać, by pro­mie­nie słońca mnie ogrze­wały.

Spo­glą­dam na są­siadkę, jest star­sza ode mnie, a jaka ży­wotna. Już w ogro­dzie cie­pło się robi, więc mię­dzy krza­kami czar­nych po­rze­czek schy­lona robi wio­senne po­rządki. Kie­dyś po­wie­działa, że kto nie pra­cuje, ten nie po­wi­nien jeść.

Po­sze­dłem do ła­zienki, żeby od­być co­dzienny ry­tuał ablu­cji. Zimną wodą zwil­ży­łem twarz, a kilka nie­sfor­nych kro­pe­lek zna­la­zło się na lu­strze. Po­woli spły­wały po ide­al­nie gład­kiej po­wierzchni. Nie­które po­łą­czyły siły i ra­zem po­dą­żały ob­raną drogą, inne sa­mo­dziel­nie zmie­rzyły się z wy­zwa­niem rzu­co­nym im przez od­bi­cie mo­jej twa­rzy, która nic nie wy­raża, nie woła, mil­czy. Po­zo­staję jakby na ze­wnątrz, poza świa­tem. Nie chce mi się go­lić, zro­bię to ju­tro. Od­kła­da­jąc ta­kie drobne czyn­no­ści, je­stem po stro­nie lu­dzi, któ­rzy nie wie­dzą, gdzie są, w ja­kim kraju, nie wie­dzą, która jest go­dzina, nie wie­dzą, kim są.

Spo­glą­dam na od­bi­cie swo­jej twa­rzy w lu­strze i wi­dzę, że nie mam nic wspól­nego z tym, co dzieje się wo­kół. Na­gle roz­legł się sze­lest, szum, trze­pot, ło­skot ogrom­nych kro­pel i opa­dła na mnie srebr­no­szara za­słona. Pod­nio­słem wzrok, lecz nie uj­rza­łem swo­jego od­bi­cia. Nie mam twa­rzy, je­stem jed­nym z wielu, dla któ­rych wszystko staje się pro­ste dla­tego, że mają ma­skę. Umyć zęby, dło­nie na­my­dlić. Za dużo czasu spę­dzam w ła­zience. Aby od­pę­dzić po­nure my­śli, za­czą­łem nu­cić Ap­pas­sio­natę. Beetho­ven szy­dzi z ca­łego świata.

A kiedy już je­stem lekki, to co mam ro­bić? Oczy­wi­ście od­zy­wają się głosy, że mógł­bym się za­ko­chać, mi­ło­wać, cho­dzić na spa­cery i za­kupy, zwie­dzić ja­kieś wrzo­so­wi­ska, ale po co? Mogę za­miast tego wszyst­kiego otwo­rzyć parę wiecz­nie za­mknię­tych okien, wyjść z domu, ro­zej­rzeć się i zro­zu­mieć, że je­stem du­chem wia­tru z wielką głową i wy­pu­kłymi oczami. Nie­dawno, sto­jąc w oknie, zo­ba­czy­łem skrzy­nię, w któ­rej za­mknięte było słońce. A po­tem śni­łem, sen był o ko­bie­cie, jaką mogę stwo­rzyć, lecz brak mi od­wagi. Nie spa­łem z nią, tylko pa­trzy­łem.

Co mi po­zo­stało – śnić, mieć ma­rze­nia, które ni­gdy się nie speł­nią?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
© by Wal­de­mar Ba­wo­łek © for this edi­tion by Ni­sza
ISBN 978-83-66599-92-5
Wy­da­nie IWar­szawa 2024
Na pierw­szej stro­nie okładki: Kom­po­zy­cje mu­zyczne, Pau­lina Li­gnar, akwa­rela na pa­pie­rze, 2020
Re­dak­cja: KRY­STYNA BRAT­KOW­SKA
Ko­rekta: DO­ROTA DUL
Pro­jekt gra­ficzny: RY­SZARD KAJ­ZER
Skład: Zer­kaj Stu­dio
Part­ne­rem wy­da­nia jest Sto­wa­rzy­sze­nie Au­to­rów ZA­iKS
Wy­daw­nic­two Ni­sza tel. +48 22 617 89 61ni­sza­[email protected]
www.fa­ce­book.com/Ni­sza.Wy­daw­nic­two
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

fot. Adam Waj­rak

Wal­de­mar Ba­wo­łek, – rocz­nik 1962, sa­mot­nik z Cięż­ko­wic. Czło­wiek pod­po­rząd­ko­wu­jący się na­tu­rze świata. Mistrz sy­tu­acji nie­do­koń­czo­nych. Wę­dru­jący ana­cho­reta. Ucieka przed sta­ro­ścią. Znika, by za­ist­nieć. Cięż­ko­wicki Odys.

Trzy­krot­nie no­mi­no­wany do Na­grody Li­te­rac­kiej Gdy­nia, lau­reat tej na­grody za po­wieść Po­marli. Za tę samą po­wieść no­mi­no­wany do Na­grody Nike. Z do­tych­czas wy­da­nych swo­ich ksią­żek naj­bar­dziej lubi Furtkę przy do­zorcy.

.