Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
27 osób interesuje się tą książką
Nowa książka outsidera z Cieżkowic od czasu do czasu pomieszkującego w Warszawie.
Od roku mieszkam sam, w całym domu żywej duszy. Czuję się samotny. Samotny jestem nie od dzisiaj. Wspominam rzeczy minione, o których nikt nie wie i nie będzie wiedział. Bo komu mam przekazać to, co udało mi się zapamiętać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 220
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Część II.Prowincja/Warszawa
Wczoraj były moje urodziny, szósty krzyżyk. Od roku mieszkam sam, w całym domu żywej duszy. Czuję się samotny. Samotny jestem nie od dzisiaj. Wspominam rzeczy minione, o których nikt nie wie i nie będzie wiedział. Bo komu mam przekazać to, co udało mi się zapamiętać. Nigdy nikt nie chciał słuchać moich opowieści, nikt nie chciał ich znać. A teraz jeszcze świadomość starzenia się doszła do tego wszystkiego, pozostawanie na rencie. Coraz trudniej mi cieszyć się życiem, coraz trudniej iść pod górę: nogi bolą, brakuje oddechu, przebyty zawał daje o sobie znać. W połowie drogi do rynku muszę przystanąć, odpocząć. Już nie potrafię odważnie płynąć wśród oślepiających gwiazd. Dawniej gnałem śmiało naprzód, ciągnąc za sobą pnie drzew, chociaż nigdy nie brałem udziału w szalonym wyścigu po zwycięstwo.
Dzisiaj staję w oknie i wspominam wodę, ogień i młodość. Widzę, jak ogień życia martwy głaz zajmuje. Tylko nocy się boję, bezsennych nocy, mieniących się refleksami płomienia, od których woda błyszczy, jakby ognisko płonęło na falach. We śnie zapadam w odrętwienie, by obudzić się na kilka liter, które muszą mi wystarczyć za cały wszechświat.
Kot grzeje się w słońcu, codziennie go widzę. Może on bezpański, ale upatrzył sobie moją łąkę i często tutaj przychodzi pogrzać się w słońcu. Liże się, przeciąga. Miło popatrzyć. Ja w oknie, zdmuchuję z parapetu popiół z papierosa. Jak ten kot grzeję się w słońcu. Patrzę na jabłonkę i myślę, że całe życie na coś czekałem, na coś, co mnie odmieni. Nie zdawałem sobie sprawy, że to czekanie to także starzenie się. Już na nic nie czekam, niczego się nie spodziewam. Starzenia się nie powstrzymam. Co robić? Tylko stać w oknie albo spacerować? Karmić się samotnością? Bez przyszłości, bez przeznaczenia. Czym się cieszyć? Czym zadowolić? Żeby tylko nie utracić wszechświata.
Co ja mówię? Dlaczego narzekam? Przecież mam łąkę, mam ulicę, którą codziennie do rynku mogę spacerować. Sąsiadów spotykać, porozmawiać z nimi, choćby o pogodzie. Przecież nie jestem jeszcze bezzębnym starcem ziejącym jadem. Ciągle jeszcze mogę podziwiać kolorowe motyle, kwiaty, wsłuchiwać się w śpiew ptaków, szum liści, pozwalać, by promienie słońca mnie ogrzewały.
Spoglądam na sąsiadkę, jest starsza ode mnie, a jaka żywotna. Już w ogrodzie ciepło się robi, więc między krzakami czarnych porzeczek schylona robi wiosenne porządki. Kiedyś powiedziała, że kto nie pracuje, ten nie powinien jeść.
Poszedłem do łazienki, żeby odbyć codzienny rytuał ablucji. Zimną wodą zwilżyłem twarz, a kilka niesfornych kropelek znalazło się na lustrze. Powoli spływały po idealnie gładkiej powierzchni. Niektóre połączyły siły i razem podążały obraną drogą, inne samodzielnie zmierzyły się z wyzwaniem rzuconym im przez odbicie mojej twarzy, która nic nie wyraża, nie woła, milczy. Pozostaję jakby na zewnątrz, poza światem. Nie chce mi się golić, zrobię to jutro. Odkładając takie drobne czynności, jestem po stronie ludzi, którzy nie wiedzą, gdzie są, w jakim kraju, nie wiedzą, która jest godzina, nie wiedzą, kim są.
Spoglądam na odbicie swojej twarzy w lustrze i widzę, że nie mam nic wspólnego z tym, co dzieje się wokół. Nagle rozległ się szelest, szum, trzepot, łoskot ogromnych kropel i opadła na mnie srebrnoszara zasłona. Podniosłem wzrok, lecz nie ujrzałem swojego odbicia. Nie mam twarzy, jestem jednym z wielu, dla których wszystko staje się proste dlatego, że mają maskę. Umyć zęby, dłonie namydlić. Za dużo czasu spędzam w łazience. Aby odpędzić ponure myśli, zacząłem nucić Appassionatę. Beethoven szydzi z całego świata.
A kiedy już jestem lekki, to co mam robić? Oczywiście odzywają się głosy, że mógłbym się zakochać, miłować, chodzić na spacery i zakupy, zwiedzić jakieś wrzosowiska, ale po co? Mogę zamiast tego wszystkiego otworzyć parę wiecznie zamkniętych okien, wyjść z domu, rozejrzeć się i zrozumieć, że jestem duchem wiatru z wielką głową i wypukłymi oczami. Niedawno, stojąc w oknie, zobaczyłem skrzynię, w której zamknięte było słońce. A potem śniłem, sen był o kobiecie, jaką mogę stworzyć, lecz brak mi odwagi. Nie spałem z nią, tylko patrzyłem.
Co mi pozostało – śnić, mieć marzenia, które nigdy się nie spełnią?
fot. Adam Wajrak
Waldemar Bawołek, – rocznik 1962, samotnik z Ciężkowic. Człowiek podporządkowujący się naturze świata. Mistrz sytuacji niedokończonych. Wędrujący anachoreta. Ucieka przed starością. Znika, by zaistnieć. Ciężkowicki Odys.
Trzykrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia, laureat tej nagrody za powieść Pomarli. Za tę samą powieść nominowany do Nagrody Nike. Z dotychczas wydanych swoich książek najbardziej lubi Furtkę przy dozorcy.