Przewoźniczka dusz - Malwina A. Tylewicz - ebook

Przewoźniczka dusz ebook

Malwina A. Tylewicz

4,2

Opis

We współczesnym Poznaniu dzieją się tajemnicze rzeczy. Zdegradowany anioł stróż dostaje nowe zadanie, ma pilnować snów pewnej dziewczyny, aby zapobiec jasnowidzeniu. Szybko okazuje się, że należy ona do magicznych, odwiecznych wrogów wysłanników Nieba. Aaron staje przed dylematem czy wydać swoją podopieczną przełożonym, czy pomóc jej w śledztwie dotyczącym zaginionego Jakuba Grabskiego.

Czy Berenice i Aaronowi uda się na czas odnaleźć uprowadzonego chłopaka i jaki jeszcze sekret skrywa podopieczna anioła?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 398

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (14 ocen)
8
1
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
monika_i_ksiazki78

Nie oderwiesz się od lektury

🔥 Opinia w ramach booktour 🔥 Lubicie książki z gatunku urban fantasy? Jeśli tak, to Przewoźniczka dusz będzie dla was idealną lekturą. W Poznaniu dzieją się tajemnicze rzeczy. Aaron pełniący funkcję Anioła Stróża za swoją niesubordynację zostaje zdegradowany i oddelegowany do Straży Nocnej, gdzie ma pełnić nadzór nad snami swojej nowej podopiecznej - Niki. Jednak jak można pilnować snów osoby, która cierpi na insomnię i prawie w ogóle nie śpi? Dodatkowo ku zaskoczeniu Aarona okazuje się, że dziewczyna go widzi, bowiem należy do istot magicznych, którzy są odwiecznymi wrogami wysłanników Nieba. Natomiast w samym Poznaniu magiczni, znani z legend, całkiem dobrze zaadoptowali się do współczesnego świata. Anioł stanie więc przed dylematem - czy wydać swoją podopieczną przełożonym, czy pomóc jej w poszukiwaniach zaginionego Jakuba Grabskiego. Muszę przyznać, że pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał. Całkiem interesująco wyszło połączenie wysłanników Nieba oraz istot znanych jedynie ...
00
mblegimi

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo fajna, ale format strasznie utrudnia czytanie.
00
Betkaka1

Całkiem niezła

Szału nie było. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś więcej po opisie
00
natiszon

Nie oderwiesz się od lektury

"Myślę, że każdy ma prawo do szczęścia, niezależnie, jakiej jest rasy czy gatunku. Jeśli go kochasz nie wolno ci się poddawać. Zrezygnować możesz zawsze, ale jeśli zrobisz to w połowie drogi, nigdy nie dowiesz się co czeka na jej końcu." Aaron po zdegradowaniu do Nocnej Straży traci część anielskich mocy i uprawnień. Teraz jego obowiązkiem jest pilnowanie, by w trakcie snu, nie pojawiły się rzeczy, o których jego nowy podopieczny nie powinien wiedzieć. Szczególnie jeśli osoba ta jest podatna na magię lub jasnowidzenie. Trafia do Poznania, gdzie realizm współczesnego miasta zderza się z tajemniczym światem magicznych. Wyznaczone zadanie od początku nie idzie po jego myśli. Berenika Duszek cierpi na insomnię, więc prawie wcale nie sypia, a poza tym jest wyraźnie uodporniona na jego urok. Również otoczenie, w jakim obraca się dziewczyna, bardzo zaskakuje anioła. Aaron, jednak nie zamierza się poddać i cierpliwie trwa na stanowisku. Stopniowo angażuje się w śledztwo prowadzone przez Nikę...
00

Popularność




 

Tytuł oryginału: Przewoźniczka Dusz Redakcja: Marta Baszewska Korekta: Magdalena Gawęcka Okładka: Chaos/pixabay.com

Copyright: © Malwina A. Tylewicz, 2023

Kopiowanie i rozpowszechnianie utworu lub jego fragmentów bez zgody autora jest zabronione.

Wydawca: Malwina A. Tylewicz; Projekt Chaos 2023 Wydanie pierwsze, papierowe ISBN 978-83-967665-0-2 Wydanie pierwsze, ebook ISBN 978-83-967665-1-9

Rozdział I

Gdzieś z boku czuć było chłodny powiew klimatyzacji. Biały korytarz wypełniały kolorowe plakaty. Wszystkie przedstawiały ciała w różnym stadium rozpadu, spowodowanym głównie ogniem i przypiekaniem. Zdobiły ściany od wejścia po sam koniec pomieszczenia, gdzie królował dystrybutor wody, regularnie wydający z siebie niski bulgot podobny do warczenia psa. Plastikowe krzesełka ustawione w równym rzędzie pod ścianą były chłodne, trzeszczące i bardzo niewygodne. Zdążył się o tym przekonać, bo siedział na jednym z nich już prawie godzinę, wpatrując się w troje białych drzwi przed sobą. Za którymiś czekała jego przyszłość. Zapewne tak czuł się każdy w poczekalni u dentysty, tuż przed wyrwaniem ósemek. Gdyby miał wybór, bez wahania wybrałby właśnie dentystę.

Wezwanie od szefa nie było dla niego szczególnym zaskoczeniem, wróżyło jednak kłopoty, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń.

W nerwowym odruchu przeciągnął palcami po ciemnych włosach. Co jakiś czas zerkał na szklane drzwi prowadzące do wyjścia. Były wykonane z mlecznego szkła, przez które widział jedynie sylwetki osób znajdujących się po drugiej stronie.

Do korytarza wparowała kobieta z naręczem teczek. Wysokie szpilki, długie nogi i obcisła beżowa garsonka sprawiały, że postać zdawała się sięgać nieba. Idealnego wizerunku dopełniała jej piękna twarz, bez śladu uśmiechu. Aaron zerwał się z krzesła, jakby chciał wstać, ale jedno spojrzenie rzucone w jego kierunku sprawiło, że zamarł w półprzysiadzie. Po chwili poczuł, jak zaczynają boleć go mięśnie, nie miał jednak odwagi zmienić pozycji.

Urzędniczka podeszła do niego sprężystym krokiem, stukając obcasami. Stanęła i wyciągnęła zgrabną dłoń o długich palcach.

− Podasz to szefowi − rzekła suchym, urzędniczym tonem.

Odebrał od niej niewielką, różową karteczkę. Kobieta odwróciła się i zniknęła za drzwiami po lewej. Aaron klapnął na siedzenie. Powoli wypuszczał z płuc wstrzymywane zbyt długo powietrze. Nieśmiało zerknął na kartkę. Była wypełniona pismem maszynowym. Dostrzegł swoje imię i status, a niżej powód wizyty. Próbował rozczytać zapis, jednak zawierał on nic nie mówiące znaczki: „§E320, §740, §B54, §B34 ust. 2 pkt ff”. W tym samym momencie środkowe drzwi otworzyły się gwałtownie, aż podskoczył.

− Szef prosi − odezwał się damski głos ze środka.

Tym razem była to zupełnie inna kobieta, choć o podobnym typie urody do tej, która podała kartkę Aaronowi – wysoka, smukła, z włosami w kolorze słońca, mocno ściągniętymi gumką na czubku głowy w koński ogon. Ubrana w identyczną garsonkę, co poprzednia. Ich strój przywodził na myśl mundur.

Aaron stanął przed szerokim, pustym biurkiem, przy którym siedziała. Czuł, że zaschło mu w ustach.

− Proszę się pospieszyć − wskazała na drzwi znajdujące się po lewej stronie pomieszczenia.

Posłusznie ruszył w tamtym kierunku, a serce łomotało mu w piersi. Gabinet szefa był równie sterylny i biały. Na niebieskim dywanie stało tylko szerokie biurko, fotel, w którym zasiadał jego przełożony, oraz krzesło dla nieszczęśników, którym zdarzyło się tu skończyć.

Sergiusz był aniołem wyższego stopnia. Miał opinię bezwzględnego i surowego, a jego ciemna karnacja i błękitne oczy przywodziły na myśl obrazy sądu ostatecznego z poczekalni, które Aaron przed chwilą kontemplował. Niejeden z młodszych skrzydlatych tracił przytomność w jego obecności, nie tylko z powodu stresu, ale także roztaczanej przez szefa silnej aury. Sergiusz podniósł powoli głowę i utkwił chłodne spojrzenie w nowo przybyłym. To wystarczyło, by Aaron wiedział, że jest gorzej, niż mu się wydawało. Nagle opuściła go cała nadzieja. Skurczył się w sobie.

− Nie próbuj nawet! − warknął Sergiusz, odchylając się w fotelu.

− Ale ja nic…

− Nie chowaj aury. Skrucha nic ci nie da, nie tym razem.

Aaron wyprostował się lekko, starając się dodać sobie odwagi. Skoro mu każą, to chyba może być sobą? Najwyraźniej nie ma już nic do stracenia.

− Siadaj − Sergiusz pochylił się do przodu, wskazując wolne krzesło. Anioł posłusznie wykonał polecenie, jednocześnie podając karteczkę, którą dostał od wysokiej blondynki. Szef spojrzał na nią przelotnie, a na jego pociągłej twarzy pojawił się cień zdziwienia, który natychmiast zniknął. Odłożył świstek na biurko.

− Wiesz, dlaczego tu jesteś? − zaczął mentorskim tonem.

− Nie…?

− Na pewno?

Aaron zawahał się. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie miał nic na sumieniu i nie domyślał się, dlaczego go wezwano. Jako anioł kłamać nie mógł, więc to nie wchodziło w grę. Nie był jednak pewien, ile wiedzieli tu, na górze, o tym, co działo się na Ziemi, podczas jego ostatniego pobytu. Nadal miał cień nadziei, że jego wybryki nie dotarły do świętoszkowatych oczu Systemu.

− No dobrze, to ja ci powiem − uprzejmość w głosie Sergiusza była tak zimna, że Aaron poczuł, jak dreszcz przebiega mu wzdłuż kręgosłupa i zatrzymuje się między łopatkami, u nasady niewidocznych w tej chwili skrzydeł. − Paragraf E320: „grzech anielski pierwszego stopnia”, paragraf 740: „kuszenie pierwszego i drugiego stopnia”, paragraf B54: „objawienie pierwszego stopnia” i paragraf B34: ustęp 2, punkt ff: „używanie mocy w obecności śmiertelników ze skutkami poważnymi” − wyrecytował, zerkając co jakiś czas na różową karteczkę. − Zgadza się?

− W zasadzie to…

− Ty głupcze! − Sergiusz aż uniósł się w fotelu, a Aaron skurczył się jeszcze bardziej. W pokoju powiało chłodem jak na lodowcu. − Uprawiałeś seks z własną podopieczną, flirtowałeś z dwoma jej koleżankami, objawiłeś się starszej kobiecie, która przez to dostała zawału. Czy ty wiesz, kim była ta kobieta?!

Aaron czuł napierającą na niego aurę anioła wyższego stopnia. Choć próbował, nie potrafił się jej oprzeć. Chęć odpowiedzenia na pytanie była tak silna jak potrzeba fizjologiczna. Przezwyciężając strach, niepewnie wydukał odpowiedź.

− Pani Kiślewska… spod dwójki…

− Tak, właśnie ona − wycedził przez zaciśnięte zęby − miała za dwa tygodnie uratować niewiernego z pożaru, przez co on miał się nawrócić, czy ty to rozumiesz?

− Nie wiedziałem… − jęknął.

− Nie musisz wiedzieć, masz wykonywać rozkazy − wysyczał w jego stronę przełożony.

Aaron siedział w milczeniu, czując jak aura szefa pulsuje w pokoju.

Biurko trzeszczało pod naporem jego mocy, a anioł zaczął się pocić.

Strata Nawróconego była ważniejsza dla szefa niż bliski kontakt podwładnego z podopieczną. Ewa nie była zbyt wierząca, a Anioł Stróż należał jej się jakby z urzędu, za to Niebo wciąż poszukiwało Nawróconych, czyli ludzi, którzy zaczynali wierzyć w Boga po jakimś, zwykle traumatycznym, przeżyciu. Ich wiara i modlitwy dawały moc do działania Systemowi, na którym opierało się Niebo, i równoważyły zło świata. Ze względu na niewielką liczbę takich osób, utrata choćby jednej stawała się poważnym problemem.

− Rozumiemy się? − Aaron pokiwał mocno głową w odpowiedzi.

Aura zagęściła się jeszcze bardziej, choć zdawało się to niemożliwe.

− Tak jest − dodał dla pewności.

− Chociaż tyle − westchnął z rezygnacją. − Gdyby nie braki kadrowe, wylądowałbyś przy klatkach ze świętymi gołębiami, ale niestety nie mogę tego zrobić. Zostaniesz zdegradowany o dwie rangi w ramach kary i przeniesiony do innego działu, gdzie będziesz miał mniej okazji do… − zawahał się, spoglądając na Aarona z niechęcią − …zabawy. Oto twój nowy przydział.

Wyciągnął ze stosu piętrzącego się na biurku cienką teczkę i przesunął ją w stronę Aarona.

− A teraz wynoś się.

− Tak jest! − Aaron zerwał się z miejsca, zgarnął papiery, nie zaglądając do środka i ruszył pospiesznie do wyjścia.

− I pamiętaj − głos Sergiusza zatrzymał go z dłonią na klamce. − Jeszcze jedno przewinienie, a postaram się, żeby najbliższe tysiąc lat było dla ciebie piekielnym przeżyciem.

− Tak jest.

Aaron zatrzasnął za sobą drzwi i uciekł z poczekalni, ścigany wizerunkami przypiekanych ciał na ścianach. Zatrzymał się dopiero w połowie głównego korytarza i oparł się o ścianę. Plecy między łopatkami świerzbiły go i paliły żywym ogniem. Tak reagował każdy anioł niższego stopnia podczas spotkania z największą mocą. Spróbował rozmasować plecy poruszając ramionami, ale szybko zrezygnował. Ból narastał przy najmniejszym dotyku, lepiej było poczekać, aż sam minie. Chcąc odwrócić swoją uwagę od nieprzyjemnego uczucia zajrzał do teczki, którą przekazał mu Sergiusz. Zawierała kilka kartek maszynowego pisma. Na jednej z nich znajdowała się tabela wypełniona ręcznie. W rubryce „Status” wpisano „Przeniesienie”, a w miejscu „Jednostka” – rząd cyfr, które znów niewiele Aaronowi mówiły. Musiał wytężyć pamięć, by przypomnieć sobie szkolenia i system kodowania w urzędniczym żargonie. Do tej pory rzadko miał okazję wykorzystywać w praktyce wiedzę w tym zakresie, bo zwyczajnie nie była mu do niczego potrzebna. Teraz żałował, że nie poświęcił więcej czasu na zapamiętanie nudnych rzędów cyfr. Wiedziałby gdzie wylądował.

− Cześć, stary, co ty tu robisz? − usłyszał tuż obok.

Podniósł głowę tylko po to, by przekonać się, że stoi przed nim David, Anioł Stróż, z którym kiedyś brał udział w szkoleniu. Skrzydlaty uśmiechał się do niego szeroko, najwyraźniej oczekując odpowiedzi. Aaron zmierzył go zaskoczonym spojrzeniem. Spod orzechowych loków kolegi patrzyły na niego piwne oczy o lekko złotawym blasku. David miał na sobie kremową koszulę i białe spodnie, a w ręku trzymał teczkę podobną do tej Aarona, tylko grubszą. Anioł emanował ciepłem i pogodą, zgodnie ze wszystkimi wytycznymi, które otrzymywali podczas szkoleń. Był jak skrzydlaci posłańcy ze świętych obrazków, brakowało mu tyko białej sukni i śnieżnych skrzydeł. Stanowił przeciwieństwo Aarona, który, na przekór wytycznym, wolał nosić ciemniejsze barwy, włosy miał w kolorze hebanu, a jego skrzydła nigdy nie osiągnęły charakterystycznej barwy skrzącego się w słoneczny dzień świeżego śniegu. Gdy stawali obok siebie, zawsze miał wrażenie, że w tym duecie to David jest Aniołem Stróżem a on co najwyżej Upadłym.

Aaron przybrał wyluzowaną postawę, by zamaskować zmieszanie. Nie miał zamiaru zwierzać się koledze po fachu ze swoich porażek.

− Mógłbym cię zapytać o to samo.

− Comiesięczny raport − odparł tamten, podnosząc do góry teczkę.

− Przydział − odparł oględnie.

− Straż Nocna.

− Że co…?! − Aaron aż zapowietrzył się z zaskoczenia.

David roześmiał się serdecznie i, zarzucając mu rękę na ramię, pociągnął dalej korytarzem.

− Stary, wszyscy już mówią o twoich wybrykach. Stałeś się legendą, ale tym razem przesadziłeś. Ta staruszka była dla Systemu bardzo ważna.

− To była tylko stara kobieta, za miesiąc czy dwa wyjdzie ze szpitala…

− Niezbadane są ścieżki Pana − zaintonował David i klepnął Aarona w plecy. Wskazał mimochodem na plakietkę przy drzwiach do mijanego pomieszczenia. − Twój przystanek. Postaraj się nie nabroić i powodzenia. − Odwrócił się na pięcie i w doskonałym humorze ruszył dalej korytarzem, pozdrawiając przy okazji mijanych znajomych.

Aaron spojrzał raz jeszcze na plakietkę z napisem „PRZYDZIAŁY” i zrezygnowany pchnął oszklone, mleczne drzwi. W pomieszczeniu panował spokój. Po przeciwnej stronie zobaczył okienko, przy którym ustawiła się długa kolejka. Każdy z obecnych tu miał ze sobą teczkę z papierami i czekał, aż siedząca za szklanym przepierzeniem kobieta przyjmie dokumenty i da mu w zamian nowy przydział.

Aaron stanął na końcu kolejki z ciężkim sercem. Zapowiadało się długie oczekiwanie.

Rozdział II

Dopiero po dwóch godzinach udało mu się dotrzeć do okienka. Podał teczkę, zastanawiając się, co go czeka. Przez ostatnie kilkaset lat był Aniołem Stróżem. Miał za zadanie czuwać przez całą dobę, siedem dni w tygodniu nad wyznaczoną osobą i pilnować, by nie przytrafiło się jej nic złego. Nie wolno mu było pokazywać się nikomu, a możliwości jego interwencji były znacznie ograniczone. Czasem mógł szepnąć coś do ucha, udając głos sumienia, czasem zapobiegał wypadkom, wykorzystując swoją moc czynienia dobra. Zakazane było jednak zmienianie losu podopiecznych i ich bliskich. Mógł tylko biernie obserwować ból i zło dziejące się na jego oczach.

Na początku starał się wywiązywać ze swoich obowiązków sumiennie i zgodnie z procedurami, ale świat okazał się zmienny i brak ingerencji doprowadzał najczęściej do przedwczesnej śmierci podopiecznego. Aaron zaczął więc używać swojej mocy, sam – z lepszym lub gorszym skutkiem – decydując, co jest słuszne. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że najlepsze wyniki osiągał, gdy po prostu współpracował z ludźmi, a to oznaczało, że musiał w ten czy inny sposób im się objawić. Niekiedy po prostu pokazywał się jako anioł, ale częściej, ze względu na obowiązujące w Niebie procedury, zatajał swoją obecność, udając przyjaciela lub współpracownika. Szybko odkrył, że nie tylko to ostatnie rozwiązanie nie kolidowało z żadnymi paragrafami, na które powoływano się na szkoleniach, ale też pozwalało korzystać z uciech życia na Ziemi w sposób bardzo swobodny.

Do tej pory nikt nie miał do niego pretensji. Zmieniali się ci, którymi się opiekował – często pochodzili z tej samej rodziny, chyba że linia z jakiegoś powodu wymarła. On sam trwał na posterunku, dobrze się przy tym bawiąc. Musiał przyznać, że ostatnie kilkadziesiąt lat było bardziej intensywne. Poprzednia podopieczna okazała się nimfomanką i odrobinę wymknęła się spod jego kontroli. Próbował poskromić jej zapędy, jednak nie dawała za wygraną. W końcu uległ jej tak samo jak wszystkiemu, co ciekawiło go w ludzkim świecie. Zadbał o to, by nikt nie dowiedział się o łączących ich stosunkach, do momentu, gdy Ewa przyprowadziła swoje koleżanki ze spotkania anonimowych nimfomanek. Dziewczyny były naprawdę spragnione opieki i obecności mężczyzny. Jako Anioł Stróż nie mógł ich tak zostawić. I może nawet to przeszłoby bez większych konsekwencji, gdyby podczas trzeciej nocnej orgii jedna z dziewczyn nie zawędrowała na balustradę balkonu na jedenastym piętrze. Aaron chciał ją ratować, ale nie zdążył. Rzucił się za nią w dół na bliskie spotkanie z betonowym placem i zamontowanymi na nim tydzień wcześniej zielonymi stojakami na rowery. Chwycił ją w ostatniej chwili, przywołał skrzydła i bezpiecznie wylądował, ocalając ją przed pewnym samobójstwem. Pech chciał jednak, że na trawniku przed blokiem, na którym wylądował, pani Kiślewska spod dwójki wyprowadzała właśnie psa. Na widok pijanej pary: półnagiego anioła niosącego zielonowłosą dziewczynę odzianą w skąpą, różową halkę, a na dodatek tulącą czule prawie pustą butelkę Jim Beama, biedna kobieta nie wytrzymała. Przeżegnała się i padła jak długa.

Prawie kwadrans czekali na przyjazd karetki. W tym czasie zdążyli już wytrzeźwieć. Aaron dzięki swoim mocom podtrzymywał starszą kobietę przy życiu, zanim sanitariusze udzielili jej pierwszej pomocy. Inaczej pewnie by nie przeżyła, a dla niego nie skończyłoby się tylko na przeniesieniu. Teraz czekała go degradacja, bo jako anioł Nocnej Straży będzie posiadał znacznie mniejsze uprawnienia, a część mocy zostanie zapieczętowana i nie uzyska już do niej dostępu. Starał się jednak znaleźć optymistyczne akcenty − nie mogło być przecież tak źle. Jego zadaniem będzie głównie pilnowanie, żeby wyznaczonej osobie w nocy nie śniły się rzeczy, których nie powinna wiedzieć. System wybierał tych bardziej podatnych na magię lub jasnowidztwo. W czasie snu umysł człowieka był bardziej otwarty niż za dnia. Ktoś musiał więc czuwać, by nikt nie wpadł na pomysł, który mógłby zmienić losy świata, niezgodne z wolą Pana. Jeśli jego nowy podopieczny sypiał dość regularnie i miał niewielkie umiejętności, to Aaron mógł zyskać szanse na wygospodarowanie trochę czasu dla siebie.

Miał nadzieję, że kara nie potrwa długo.

Kobieta w okienku wreszcie wypełniła wszystkie druczki i podała mu teczkę. Zaniepokoiła go odrobinę grubość otrzymanej dokumentacji, ale grzecznie podziękował i odsunął się od zniecierpliwionych aniołów czekających w kolejce. Odszedł kawałek i dopiero wtedy otworzył akta.

− Kto ci się trafił?

David wyrósł jak spod ziemi, czym znów zaskoczył Aarona. Anioł uśmiechał się szeroko, próbując zajrzeć koledze przez ramię. Ciekawość anielskiego gatunku nie była niczym nietypowym, jednak Aaron wolał, żeby nikt nie znał jego przyszłych losów przed nim samym. Tym bardziej teraz, gdy po wpadce stał się zapewne głównym tematem plotek i zakładów, jakie tylko mogły wymyślić anioły – począwszy od przewidywania czasu trwania kary, na następnej porażce skończywszy.

− Skąd ty się tu…

− Wracam − rzucił David w ramach usprawiedliwienia. − Pomyślałem, że wpadnę i zobaczę, jak ci poszło. To jak? Kogo ci przydzielili?

− Jeszcze nie wiem.

− Ładna?

− A jakie ma to znaczenie? − zmarszczył brwi.

− W zasadzie to jedyny człowiek, którego będziesz widywał przez najbliższe lata… no chyba, że ma chłopaka.

Aaron wzdrygnął się na samą myśl, że musiałby oglądać jakąś parę baraszkującą w łóżku. Otworzył teczkę, odpiął zdjęcie od okładki i pokazał je ciekawskiemu przyjacielowi. Z kawałka papieru spoglądała na nich szczupła, blada twarz z kilkoma piegami wokół nasady nosa i z kruczoczarnymi włosami ściętymi na pazia, których intensywna barwa podkreślała chorobliwy kolor cery. Wąskie usta lekko wykrzywiały się w znudzeniu. Było w niej odrobinę chłopczycy, niektórym mogłoby się to spodobać, choć Aaron przyzwyczaił się do bardziej wyzywających i nowoczesnych dziewczyn. Podejrzewał, że szybko zgubiłby ją w ulicznym tłumie.

− Bo ja wiem? − oddał zdjęcie Davidowi i zagłębił się w dokumentacji, mrucząc do siebie i przesuwając palcem po rubryczkach. − Berenika Duszek… trzydzieści lat…

Wcale go nie obchodziło, jak się dziewczyna nazywa ani kim jest – i tak będzie ją oglądał tylko we śnie, nigdy nie zamieni z nią nawet słowa. Przerzucił stronę, szukając informacji dotyczących jej snów.

− Ona prawie w ogóle nie sypia − jęknął.

− Jak to? − David nie wytrzymał i stanął za Aaronem, żeby lepiej widzieć dane w kartotece. − Masz rację, cierpi na insomnię, biedactwo. Sypia po dwie, trzy godziny nad ranem − mruknął, studiując wykres w tabeli na końcu kartki. Stuknął w niego palcem. − Ciesz się, przynajmniej nie zajmie ci wiele czasu.

− Po co pilnować kogoś, kto nie śpi?

− System uznał, że jednak warto. Nie ma co z nim dyskutować. Skoro stwierdzili, że dziewczyna potrzebuje stróża podczas tak krótkiego snu, to może posiada dar snowidzenia? − zastanawiał się głośno. − Ja się zbieram, muszę wracać. Moja podopieczna dziś zdaje na prawo jazdy, lepiej, żebym był przy niej podczas egzaminu. Powodzenia.

David zniknął pospiesznie za drzwiami prowadzącymi na korytarz. Aaron nie miał wątpliwości, że zanim tamten opuści Niebo, wiadomości o przydzielonej mu nowej podopiecznej rozejdą się błyskawicznie niczym bakterie po muszli klozetowej, a anioły zawrą nowe zakłady.

Westchnął ciężko, zamykając teczkę, i ruszył do wyjścia. Nie zdążył jeszcze dotrzeć do drzwi, a zatrzymał go jeden z pracowników.

− Nie pobrał pan uniformu − wskazał drzwi prowadzące do innej sali z dala od korytarza. Aaron popatrzył na niego ze zdziwieniem.

− Uniformu? − powtórzył, podążając za urzędnikiem.

− Dokładnie. Jednostka Nocnej Straży ma własne uniformy.

− Czy to nie bez znaczenia, co nosimy, skoro i tak nie możemy się nikomu pokazać?

− Ależ oczywiście, że ma to wielkie znaczenie! − odparł uprzejmie tamten. Aaron przez moment badał, czy nie dostrzeże sarkazmu w głosie urzędnika, ale nie doszukał się ani jednej złośliwej nuty. − Nasze badania wykazały, że odpowiedni strój motywuje w dwudziestu trzech procentach bardziej niż nieformalne ubrania. Proszę – powiedział, podając mu kolejne części garderoby.

Znalazły się w niej grafitowe spodnie w kant, marynarka tego samego koloru, czarny krawat i biała koszula w ledwie widoczne prążki, a do tego buty.

− Ósemka? − spytał urzędnik, zerkając na Aarona wyczekująco, jakby pytał co najmniej o umiejętność latania.

− W zasadzie siedem i pół…

− Okej, ósemka.

Dorzucił na stertę ubrań błyszczące lakierki, czarne, proste i, w ocenie Aarona, zupełnie bez wyrazu. Po czym z obszernej szuflady wyciągnął jeszcze dwa niewielkie pudełka.

− Legitymacja i zegarek − wyjaśnił.

− Po co mi to?

− Żebyś wiedział, która jest godzina w świecie ludzi − odparł, notując coś na blankiecie leżącym na ladzie między półkami − i żebyśmy wiedzieli, czy nie łazisz gdzieś w czasie pracy. My wiemy, że to nudna robota. Głównie się siedzi i czeka na nie wiadomo co, dlatego często zdarza się wam, że gdzieś wędrujecie. Dzięki temu − wskazał na zegarek − System ma was na oku.

− Dozór policyjny?

Urzędnik uśmiechnął się i podsunął aniołowi blankiet do podpisania. Aaron złożył parafkę i nagle poczuł silne zmęczenie, i coś, co przypominało ogłuchnięcie na jedno ucho. Wraz z potwierdzeniem przydziału System – kontrolujący wszystkie procesy zarządzania w Niebie – odciął go od źródła mocy, ograniczając możliwość korzystania z niej. Anioł westchnął ciężko.

− To kiedy zaczynam?

− Za trzy godziny w Poznaniu, gdzie mieszka twoja podopieczna, zapadnie zmrok, wtedy rozpoczniesz służbę. Wracasz najpóźniej, kiedy budzik zadzwoni − postukał w tarczę zegarka. − Na razie możesz odpocząć.

Aaron kiwnął z rezygnacją głową i ruszył do wyjścia obładowany jak juczne zwierzę.

− Ach! − ponowny okrzyk urzędnika zatrzymał go w miejscu. Odwrócił się z obawą, co tamten jeszcze mógł wymyślić. Urzędnik podbiegł do niego, dzierżąc w dłoniach stary, ciężki wolumin przypominający książkę telefoniczną. Położył ją na szczycie niebezpiecznie chwiejącego się stosu ubrań na rękach anioła. – Zapomniałbym! Nasza broszurka! Zasady i obowiązki Nocnej Straży. Zapoznaj się z tym, zanim pójdziesz na służbę.

− Zanim? − jęknął z niedowierzaniem.

− No jasne, żebyś wiedział, co ci wolno. Łamanie zasad jest surowo zabronione i karane.

Aaron bez słowa odwrócił się i wyszedł najszybciej, jak mógł, obawiając się, że jeśli będzie zwlekał, to dorzucą mu jeszcze jakąś atrakcję typu „specjalne przenośne krzesełko dla Nocnej Straży”.

Rozdział III

Siedząc na łóżku w swojej kwaterze, od niechcenia wertował broszurkę. Sam spis rozdziałów liczył sto dwadzieścia jeden pozycji. Biurokracja w Systemie z każdym stuleciem wydawała mu się coraz większa. Pełno było w niej zasad, kodeksów, ulotek informujących o tym, jak powinni pracować.

Zastanawiał się nad tym, jakim cudem miałby zapoznać się z ośmiuset stronicową cegłą w trzy godziny. Do tej pory zdążył wziąć prysznic i wbić się w spodnie w kant i kamizelkę obowiązkowego garnituru. Marynarkę i krawat przewiesił przez oparcie krzesła stojącego przy rozkładanym stoliku w kącie pokoju. Do wyjścia zostały mu jakieś dwa kwadranse. Założył zegarek, obawiając się, że jeśli tego nie zrobi, w najlepszym przypadku oberwie za nieprzepisowy strój, w najgorszym – za oszukiwanie, bo przecież nie mogli go sprawdzić. Podejrzewał, że przez jakiś czas Sergiusz będzie go obserwował intensywniej niż zwykle. Przynajmniej do momentu, gdy jego zainteresowanie przejdzie na innego nieszczęśnika. Na razie musiał więc zachowywać się nienagannie, aby uśpić czujność szefa.

Powoli przerzucał strony, skupiając się na tym, co zostało zapisane tłustym drukiem lub podkreślone. Miał nadzieję, że to wystarczy. Podczas tego przyspieszonego kursu dowiedział się kilku podstawowych rzeczy, których miał bezwzględnie przestrzegać. Po pierwsze: nie ukazywać się żadnym ludziom i nie nawiązywać z nimi kontaktu. Po drugie: pilnować, by podopieczna nie zobaczyła w swoich snach przyszłości lub rzeczy, które można interpretować jako magię lub okultyzm. Po trzecie: nie ingerować w życie ludzi, nie podpowiadać i nie chronić przed tym, co się im przytrafia. Po czwarte: wśród śmiertelników strażnik może przebywać tylko podczas służby. Pozostały czas powinien spędzać na pisaniu raportów i czekaniu na kolejną wartę.

Aaron odłożył na bok podręcznik, przeciągnął się zrezygnowany i rozprostował zesztywniałe od siedzenia mięśnie. Wyglądało na to, że Sergiusz doskonale przemyślał, na jakie stanowisko go posłać. Póki będzie pracował w Nocnej Straży z insomnijką, niewiele czasu spędzi na Ziemi.

Zmiana nocnej warty zbliżała się nieubłaganie. Słońce w świecie śmiertelników już zaszło i większość ludzi szykowała się do spoczynku. Jeśli chciał dobrze wypaść, musiał się ruszyć.

Zawiązał krawat i zarzucił marynarkę. Ostatni raz zerknął na swoje odbicie w lustrze przy drzwiach. Wyglądał jakby szedł na pogrzeb. Ciemny materiał zapewne maskowałby jego obecność w mroku nocy, ale nie potrzebował tego, bo mógł po prostu skorzystać ze swoich mocy i nałożyć urok uniemożliwiający śmiertelnikom dostrzeżenie go. Nawet gdyby wystąpił przed nimi nagi, nie miałoby to najmniejszego znaczenia.

Przeszedł przez jedne z kilku wrót, które miały bezpośrednie połączenie z Ziemią. Tak jak przypuszczał, przywitały go rozświetlone jarzeniówkami lamp ulicznych puste zaułki i skwery. W tej części miasta ruch był niewielki. Dla postronnego gapia anioł wyglądał, jak zwykły klient, który wyszedł ze sklepiku ze starymi bibelotami, mającego witrynę tak zakurzoną, że prawie nie dało się przez nią dostrzec wystawy.

Zamknął za sobą drzwi i ruszył chodnikiem w stronę mieszkania dziewczyny, której miał tej nocy pilnować. Pod klatkę dotarł po kilku minutach spaceru. Rozejrzał się, ale i tu nie było widać ludzi – jakby wszyscy po zapadnięciu zmroku uciekli przed ciemnością w bezpieczne, rozświetlone wnętrza domów. Spojrzał w górę. W jednym z okien kamienicy paliło się światło. Obserwował je, póki w jasnym prostokącie nie pojawiła się ludzka sylwetka. Dopiero wtedy ruszył na górę. Zatrzymał się przy drzwiach. Jego uszu dobiegała ciężka muzyka, słychać było odgłos kroków stawianych na drewnianej podłodze. Gdy upewnił się, że w środku nie ma drugiego człowieka, jeszcze raz sprawdził anielski urok niewidoczności i wszedł do środka. Otwarcie drzwi zamaskował kolejnym urokiem, które dla śmiertelnika miało być jak przeciąg z klatki schodowej. Coś na co szczególnie nie zwraca się uwagi i szybko się zapomina.

Dziewczyna stała do niego tyłem, majstrując przy toaletce stojącej pod oknem sypialni. Widział ją już z korytarza, gdzie zatrzymał się na chwilę. Zamarła ze szczotką do włosów uniesioną nad głową, po czym kontynuowała przerwaną pracę. Aaron zmierzył ją wzrokiem od bosych stóp po krótkie czarne włosy, gdzieś po drodze zahaczając o dżinsy i szary, obszerny sweter. W aktach miał tylko portretowe zdjęcie, więc wiedział, jaką ma twarz, ale całą resztę mógł ocenić dopiero teraz.

Tymczasem dziewczyna odeszła od toaletki i ruszyła w stronę korytarza. Zszedł jej przezornie z drogi. Choć go nie widziała, nie chciał ryzykować bezpośredniego kontaktu, gdyby na niego wpadła. Ze zdziwieniem obserwował, jak zakłada buty i zgarnia skórzaną torebkę typu worek. Wcale nie wyglądała na kogoś, kto zamierza położyć się spać. Aaron przez chwilę się wahał. Nie miał pojęcia, czy zgodnie z broszurą powinien pozostać na miejscu i czekać na jej powrót, czy raczej za nią podążyć. Przecież mogła dziś mieć w planach spanie gdzie indziej.

Zanim otrząsnął się z pierwszego zaskoczenia, dziewczyna zdążyła przekroczyć próg mieszkania. Przetrząsała torebkę w poszukiwaniu kluczy w chwili, gdy Aaron wyszedł przez uchylone drzwi. Zamknęła mieszkanie i ruszyła w dół po schodach. Anioł podążał w bezpiecznej odległości, zastanawiając się, czy już złamał jakiś paragraf. Miał nadzieję, że dopiero to uczyni. Liczył na to, że nie zamierzała jechać nigdzie samochodem, bo w takim wypadku musiałby zrezygnować ze śledzenia.

Na szczęście wybrała spacer, może dlatego, że od celu dzieliły ją dwie przecznice. Weszła do niewielkiego sklepiku mieszczącego się w suterenie kamienicy. Tam kupiła kilka batoników zbożowych bez czekolady i jakiś gazowany napój, którego Aaron nie zdążył rozpoznać. Tak zaopatrzona ruszyła w dalszą wędrówkę. Szedł za nią w odległości kilkunastu metrów. Pozwalał na to znikomy ruch na ulicy i drzewa zacieniające aleję. Miał na nią doskonały widok, nawet nie zbliżając się zbytnio. Po kilku minutach skręciła gwałtownie w boczną uliczkę. Gdy anioł stanął w miejscu, w którym stracił ją z oczu odkrył, że zniknęła. Rozejrzał się zdezorientowany, ale nigdzie nie mógł dostrzec ciemnych włosów i drobnej figury. Co jest? − wymruczał do siebie, rozglądając się i upewniając, że nie ma w pobliżu kolejnego zakrętu.

Dziewczyna nie mogła tak po prostu wyparować. Ponownie obrócił się wokół własnej osi w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Z każdą chwilą wzbierała w nim panika. Pierwsza służba i taka niekompetencja! Sergiusz mógł już planować, w którym gołębniku go umieści.

Wreszcie odetchnął, by się uspokoić i skupić na aurze dziewczyny. Próbował zlokalizować ją pośród gęstej zabudowy. Takie przeszukiwania wyczerpywały jednak jego moc. Prawie natychmiast poczuł, że zaczyna brakować mu tchu. Na szczęście znalazł ją dość szybko. Ruszył w kierunku, z którego dochodziło światło małego promyka jej duszy. Po chwili ujrzał ją idącą spokojnie chodnikiem i zajadającą zbożowego batonika. Tym razem nie chciał jej zgubić, dogonił ją prawie się z nią zrównując. Odwróciła się, rzucając w przestrzeń pustej ulicy rozeźlone spojrzenie. Zatrzymał się zdziwiony. Miał wrażenie, jakby go spostrzegła, ale to przecież było niemożliwe – żaden człowiek nie mógł go dostrzec pod osłoną mocy.

Wreszcie dotarli do krótkiej uliczki pogrążonej w cieniu. Tam dziewczyna przystanęła, rozejrzała się i ruszyła w stronę zielonych, drewnianych drzwi o łuszczącej się farbie, w suterenie budynku.

Wnętrze było niewielkie, a strop niski, co potęgowało klaustrofobiczne wrażenie przybytku. Za drewnianym kontuarem stał wysoki blondyn w czarnej koszuli z podwiniętymi rękawami. W dłoniach trzymał srebrny shaker i czekał, aż ostatnie krople srebrzystego płynu spadną do kieliszka. Wprawnym ruchem podsunął trunek klientowi przy barze i ruszył, by przywitać dziewczynę. Aaron rozejrzał się po pomieszczeniu. W niewielkiej sali znajdowały się tylko cztery stoliki i kilka miejsc przy kontuarze. Za dekoracyjnym panelem przy ostatnim stoliku dostrzegł przejście do kolejnego pomieszczenia. Ogromne lustro za barem powiększało optycznie przestrzeń. Stanął tuż za drzwiami, we wnęce obok wieszaków, aby mieć dobry widok na całe pomieszczenie. Oparł się plecami o ścianę i z tego miejsca obserwował dalszy przebieg spotkania.

Dziewczyna usiadła na wolnym stołku przy barze i złożyła zamówienie. Łagodny uśmiech na twarzy barmana pojawił się tylko na chwilę. Mężczyzna wskazał głową w stronę drzwi i coś powiedział. Z tej odległości i wśród panującego tam gwaru, anioł nie był w stanie usłyszeć słów. Dziewczyna potrząsnęła głową, łącząc ten ruch ze wzruszeniem ramion. Spojrzała na zegarek wyraźnie znudzona. Barman zmarszczył jasne brwi i odpowiedział jej krótko, na co ona zareagowała zaskoczeniem.

Aaron przygryzł wargę. Marzył o tym, aby usłyszeć, o czym rozmawiają. Ich zachowanie sprawiało wrażenie bliskości i poufałości o wiele większej niż ta, która cechowałaby stałą klientkę i barmana. Nie wytrzymał i ciekawość wzięła górę. Wytężył słuch, wspomagając się anielskimi mocami, by usłyszeć o czym rozmawiają. Nie zdążył.

Para odskoczyła od siebie jak oparzona. Jasnowłosy płynnym ruchem przeniósł się do następnego klienta, a dziewczyna spojrzała w stronę uchylających się drzwi. Do baru weszła kobieta o długich, prostych włosach sięgających pasa, a chorobliwie szczupłą sylwetkę i ziemistą karnację dopełniały wielkie wodniste oczy. Wydawała się odrobinę spłoszona, jakby znalazła się tu przypadkiem. Gdy dostrzegła podopieczną Aarona, z wyraźną ulgą natychmiast podeszła bliżej. Zajęła stołek obok. Aaron jeszcze raz wytężył słuch.

− Ty jesteś Katarzyna Trelka? − spytała przybyłą, która na potwierdzenie kiwnęła głową. − Ja jestem Nika. Może się czegoś napijesz…?

− Nie, dziękuję − przedstawiła się nieznajoma, wyciągając dłoń na powitanie.

− W takim razie słucham. Nika zachęciła ją, wskazując wolne miejsce obok. Kobieta rozejrzała się jeszcze raz po sali z błyskiem zaciekawienia w oczach. Zatrzymała dłużej wzrok na srebrnej tafli lustra za barem, która bezlitośnie odbijała jej niezdrowy wygląd. W końcu Katarzyna wróciła do cierpliwie czekającej rozmówczyni.

− Michał... mój kolega − zawahała się, patrząc niepewnie na Berenikę, ale ta tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem, dając znak, że ma kontynuować. Odrobinę uspokojona kobieta nieco się rozluźniła. − Michał mówił, że możesz mi pomóc. Mój narzeczony, Kuba Grabski, zniknął trzy dni temu.

− Zawiadomiłaś policję?

− Tak, ale powiedzieli, że jest pełnoletni, więc nie mają podstaw do wszczęcia poszukiwań. Powiedzieli, że może wcale nie chciał ze mną być i dlatego sobie poszedł. Nic nie zrobili − żaliła się.

− Powiedz mi coś więcej o was − zachęciła.

− Kuba pracuje jako księgowy. Znamy się od trzech lat, nigdy nie znikał na tak długo i zawsze dzwonił, jeśli coś mu wypadło. Poszłam do niego do pracy, ale tam też go nie widzieli. Powiedzieli, że wysłał maila z informacją, że przez jakiś czas go nie będzie i nic więcej. Też się zdziwili.

− Może wyjechał do rodziny?

Katarzyna potrząsnęła gwałtownie głową. Czarne pasma prostych włosów wymknęły się z luźnej klamry na karku i opadły wokół twarzy, podkreślając jej pociągłe rysy.

− Nie, rozmawiałam z jego matką, ale nie kontaktował się z nimi od dwóch tygodni.

− Znajomi? − kontynuowała pytania Berenika, nie dając po sobie poznać, co myśli o odpowiedziach.

− Obdzwoniłam wszystkich, których znam. Jest ich niewielu… − w głosie Katarzyny zadrżała niebezpieczna nuta. Berenika weszła jej w słowo, zanim tamta zdążyła zupełnie się rozkleić.

− Kiedy widziałaś go po raz ostatni?

− W środę, umówiliśmy się na spotkanie w piątek, bo w czwartek wieczorem miał kończyć jakąś dokumentację. Zwykle dzwoniliśmy do siebie wieczorem, ale w czwartek nie zadzwonił. Nie chciałam mu przeszkadzać, jednak gdy w piątek nie pojawił się na spotkaniu, zaczęłam się martwić. Jego telefon nie odpowiada, w domu nie ma po nim śladu. Boję się, że coś mu się stało.

Katarzynie całkowicie załamał się głos, oczy miała pełne łez, a pasek od torebki, którą trzymała na kolanach, niebezpiecznie zatrzeszczał pod jej chudymi palcami. Nika zamyśliła się na chwilę, jakby szukała czegoś w pamięci. Jej rozmówczyni wpatrywała się w nią błagalnie.

− Ja muszę go odnaleźć − zaczęła, opanowując się. − Jeśli on mnie nie chce, to trudno… ale muszę wiedzieć, że nic mu nie jest, bo widzisz… − zawahała się i spuściła nieśmiało oczy, jakby mówiła o czymś wstydliwym. Zaraz jednak ożywiła się. − On jest człowiekiem. Michał mówił, że będziesz w stanie go odnaleźć, bo posiadasz dar i jesteś…

− Spokojnie − Nika przerwała jej odrobinę ostrzej niż zamierzała i położyła dłoń na przedramieniu Katarzyny − Znajdziemy go, żywego.

Trelka aż straciła na chwilę oddech z wrażenia, a ciężkie łzy spłynęły po jej zapadniętych policzkach. Z torebki wygrzebała chusteczkę i natychmiast zaczęła je wycierać, zanim zdążyły spaść na podłogę. Berenika czekała cierpliwie, póki tamta się nie opanuje i doprowadzi do ładu mokrą twarz. Kobieta zwinęła ciasno zużytą chusteczkę i wpakowała ją natychmiast do torebki.

− Dziękuję − szepnęła poruszona Katarzyna.

− Idź do domu i nie martw się już. Ja się tym zajmę.

− Chyba nie jestem w stanie usiedzieć na miejscu − wyznała.

− Skoro z taką determinacją sama nie zdołałaś go znaleźć, to już niewiele zrobisz − przyznała Nika bez ogródek. − Ale naprawdę możesz się uspokoić. Pomogę ci i odnajdę Kubę.

Katarzyna pokiwała głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Nika przechyliła głowę przyglądając się jej.

− Może się jednak czegoś napijesz? − zaproponowała wskazując na bar.

− Nie.

− Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć? − spytała domyślnie.

− Czy ty naprawdę jesteś…

Oczy Bereniki pociemniały. Barman przysunął się nieznacznie, obserwując rozmawiające kobiety.

− Myślę, że tego nie chcesz wiedzieć − odparła spokojnie, ale w jej głosie nie było chociażby cienia wcześniejszej łagodności. Katarzyna pokiwała gorliwie głową i zsunęła się z krzesła.

− Dziękuję za pomoc − rzuciła szybko, kierując się w stronę drzwi, jakby ktoś ją ścigał.

Berenika, dopijając drinka, odprowadziła wzrokiem wychodzącą kobietę. Jasnowłosy barman pojawił się bezszelestnie obok. Przechylił swoje wielkie ciało przez kontuar, opierając przedramiona na blacie.

− Chcesz coś jeszcze?

− Nie, dzięki, Olafie − odparła wreszcie, gdy drzwi za Trelką całkowicie się zamknęły. − Czas rozprawić się z podglądaczem.

Barman uśmiechnął się szeroko, ale mało przyjemnie.

− No wreszcie, bo straszy moich klientów. Potrzebujesz pomocy?

− Nie, dzięki. Poradzę sobie.

Aaron dopiero teraz zauważył, że podczas rozmowy z barmanem Berenika miała wzrok utkwiony nie w drzwiach, ale w miejscu, w którym stał. Drgnął zaskoczony, bo urok nadal działał i żaden człowiek nie powinien go widzieć, włącznie z podopieczną.

Nika bez wahania ruszyła w jego stronę. Odruchowo przywarł do ściany. Oczami wyobraźni widział już, jak Sergiusz sztorcuje go za kontakt ze śmiertelnikiem. Cały plan przykładnej pracy i dobrego zachowania brał właśnie łeb. Los zdecydowanie upatrzył go sobie na kozła ofiarnego.

Berenika stanęła o dwa kroki przed nim i splotła ręce przed sobą.

− Gadaj, coś ty za jeden?

Aaron jeszcze przez chwilę udawał przed samym sobą, że pytanie nie było do niego. Problem polegał na tym, że patrzyła mu prosto w oczy. Wściekłość, jaka się w nich odbijała, przyprawiała anielskiego strażnika o mdłości.

Barman wyszedł zza kontuaru i stał teraz, opierając się o jedno z krzeseł, w każdej chwili gotów przyjść dziewczynie z pomocą. Nagle okazało się, że wszyscy goście doskonale zdają sobie sprawę z obecności anioła. Zdjął osłonę, widząc, że nie działa tu na nikogo. Bez sensu było tracić energię.

− Kim jesteś? − powtórzyła Berenika, czekając na odpowiedź.

− Aaron… anioł − wydukał wreszcie, czując, jak powietrze w pomieszczeniu gęstnieje, a goście zerkają nerwowo w ich stronę.

− Anioł? − z zaskoczenia aż cofnęła się pół kroku. Zmarszczyła brwi pod gęstą grzywką, próbując zrozumieć sytuację. − Po co szwenda się za mną anioł?

− Jestem z Nocnej Straży…

− Prohibicja?

− Nie, pilnuję snów.

− To ktoś cię źle poinformował, ptaszku, ja cierpię na insomnię, a to znaczy, że nie sypiam.

Wyraźnie się rozluźniła, wróciła na swoje miejsce przy barze. Aaron ruszył za nią.

− Wiem, zauważyłem − przyznał, opierając się o kontuar.

− Skoro wiesz, dlaczego nie wróciłeś tam, skąd przyszedłeś?

Drzwi do baru otworzyły się, ktoś przestąpił próg i zatrzymał się gwałtownie. Rozejrzał się po sali. Na widok anioła przy barze zbladł, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął na ulicy, trzaskając drzwiami. Barman pochylił się w stronę Bereniki.

− Nika, słońce moje − mruknął półszeptem − zabierz go stąd, proszę. Jego aura płoszy mi klientów.

Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową.

− Wybacz Olafie, już idziemy.

Zsunęła się z krzesła, zapłaciła i ruszyła w stronę drzwi. Aaron podążył za nią odprowadzany wzrokiem wszystkich gości i palącym spojrzeniem barmana.

Na ulicy otoczyło ich chłodne nocne powietrze. Nika czekała na chodniku, aż do niej dołączy. Była od niego niższa prawie o głowę, czego nie zauważył wcześniej, podążając za nią w pewnej odległości.

− Słuchaj… − spróbowała jeszcze raz. − Ze mną nie będziesz miał roboty. Lepiej, żebyś przestał się przy mnie plątać.

− Nie mogę.

− Nie możesz czy nie chcesz? − zmrużyła powieki, patrząc podejrzliwie. Aaron zastanowił się szczerze przez chwilę.

− I jedno, i drugie − odparł wreszcie, zgodnie z prawdą. Nika przewróciła oczami i ruszyła ulicą.

− Nie odpuszczasz łatwo − stwierdziła z przekąsem. Aaron zaprzeczył ruchem głowy odrobinę rozbawiony. Starał się nie uśmiechać, aby nie rozeźlić dziewczyny jeszcze bardziej. − To przynajmniej zrób coś z tą aurą, aż mdli od tej słodkości.

− Słodkości?

− Aura aniołów − wyjaśniła spokojnie − kojarzy się z przyjemnymi zapachami i słodyczami, może to dlatego, że jest taka czysta. Ty jesteś jak chodzący eklerek z podwójną bitą śmietaną, od samego przebywania w pobliżu można dostać cukrzycy.

Aaron skupił się, aby zamaskować swoją moc, choć i tak uważał, że niewiele jej miał, jeśli jednak wyczuwała tę znikomą ilość, musiała być bardzo wrażliwa. Jej dar był silny. Podejrzewał, że dlatego została wytypowana do opieki przez System.

− Po co masz pilnować mojego snu? − spytała po chwili, kiedy szli opustoszałymi uliczkami, a cisza coraz bardziej się przedłużała.

Anioł nie odpowiedział od razu. Zastanawiał się. Nie doczytał „broszurki”, ale już na pierwszych stronach zapisano w niej wytłuszczonym drukiem, że z podopiecznym nie wolno się komunikować. Mógł więc przypuszczać, że gdzieś dalej była mowa o tym, że nie powinien opowiadać o Niebie. Tylko że dziewczyna najwyraźniej nie była zwykłą podopieczną, o jakiej pisano w broszurkach.

− Żeby nie śniły ci się koszmary − odparł w końcu wymijająco.

Spiorunowała go wzrokiem, nie zatrzymując się. Najwyraźniej nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwała. Przyspieszyła kroku, zostawiając go w tyle.

− Czekaj!

− Odczep się wreszcie ode mnie! − zatrzymała się, zagradzając mu drogę. − Nie mam koszmarów i nie potrzebuję szpicla, który będzie się przy mnie pałętał i wtykał swoje paluchy do moich snów.

− Przecież to dla twojego dobra − bronił się, nie rozumiejąc, co ją tak rozwścieczyło.

− Nie chcę, żeby w imię jakichś wyższych celów taki ptasi móżdżek jak ty robił, co mu się podoba z moim umysłem! Nie jestem praktykującą katoliczką i nie modlę się do twojego szefa, więc z czystym sumieniem możesz iść do diabła, a swoim szefom powiedz, że coś im się pochrzaniło.

Odetchnęła głęboko, bo długa wypowiedź wpędziła ją w zadyszkę. Aaron patrzył na nią jak na nieziemskie zjawisko, po raz pierwszy widział kogoś zdolnego do tak ekspresyjnej tyrady bez zająknięcia. Takich uczuć nie budziła w nim żadna z poprzednich podopiecznych. Do tej pory traktował je jako środek do celu, jakim było pozostanie na Ziemi. Były zabawne, trochę dziecinne i zwykle zupełnie beztroskie. Berenika jako pierwsza próbowała pozbyć się skrzydlatego w tak otwarty sposób, czym, na ironię, tylko bardziej motywowała go do pozostania.

− A jeśli obiecam nie zaglądać do twoich snów? − spytał nagle. Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego z podejrzliwością. Postanowił kuć żelazo, póki gorące. − Jeśli nie ja, wyślą kogoś innego, System tak łatwo nie odpuści.

Berenika jęknęła zrezygnowana. Jej komórka wydała z siebie krótki sygnał, po czym ucichła. Dziewczyna wyciągnęła ją z kieszeni spodni i przejrzała wiadomości.

− Musimy odłożyć tę niesamowicie ekscytującą rozmowę na inny termin − rzuciła sarkastycznie, chowając telefon. − Na razie trzymaj się z daleka od moich snów.

− Gdzie idziemy? − zapytał natychmiast.

− My?! − wyrzuciła z siebie zaskoczona.

− Nie zostawię cię samej, nie mogę − wyjaśnił rozkładając ręce w geście bezradności.

Nika spojrzała jeszcze raz na wyświetlacz komórki, w tej chwili wygaszony. Wyraźnie biła się z myślami, podczas gdy Aaron czekał niecierpliwie na odpowiedź.

− Dobra − zdecydowała w końcu − możesz iść, ale rób to, co mówię.

Skinęła dłonią, by podążył za nią. Poruszała się bardzo szybko jak na kogoś o tak krótkich kończynach. Aaron z ciekawości zapomniał, że nie odpowiedziała mu, dokąd idą. Nie musiał jednak długo czekać na rozwiązanie zagadki. Skręciła za następną kamienicą w pustą parcelę wyglądającą na niewielki park. Pod osłoną drzew zrobiło się jeszcze mroczniej. Anioł wytężył wzrok, próbując dostrzec nie tylko dziewczynę, ale też to, co miał pod nogami.

Berenika poruszała się jak kot. Jej kroki były prawie niedosłyszalne, po chwili pochyliła się lekko, obserwując coś z daleka. Wyciągnęła rękę, zatrzymując anioła w bezpiecznej odległości od niewielkiej grupki nastolatków oblegających ławeczki wokół pomnikowego kamienia.

− Zostań tu i się nie ruszaj.

Anioł stanął, gdzie mu kazała, tak aby mieć jak najlepszy widok na sytuację. Sześciu chłopaków rozmawiało głośno, przekazując sobie butelki z whisky i winem. Byli już wyraźnie podchmieleni, ale na razie nie wykazywali agresji. Mimo to Aaron czuł wewnętrzny niepokój, jak zwykle, gdy jego podopieczna znajdowała się w niebezpieczeństwie. Dlatego nie zamierzał pozostać bezczynnym, jeśli tylko sytuacja miałaby przybrać nieciekawy obrót. Berenika tymczasem bez obaw wyszła z cienia parkowej uliczki. Wskoczyła na krawędź postumentu pomnika i powoli przeszła się po nim, chowając dłonie w kieszeniach skórzanej kurtki. Palcami odnalazła kastet spoczywający na dnie kieszeni. Wsunęła palce w pierścienie. Artefakt ozdobiony magicznymi runami rozgrzał się aktywowaną mocą. Poczuła się odrobinę pewniej.

− Trochę już późno, dzieciaki − stwierdziła swobodnie, gdy pierwsi z zebranych zwrócili na nią uwagę.

− Nic ci do tego, drobino − rzucił jeden z nich. Berenika przyjrzała mu się uważnie, miał ciemne oczy i kruczoczarne włosy postawione na sztorc. Szerokie ramiona skrywała sportowa kurtka w pomarańczowo-granatowym kolorze.

− Ty lepiej jej nie podskakuj, nie wiesz, z czym gadasz, Igor − wtrącił się drugi, zanim Berenika zdążyła odpowiedzieć.

− No chyba żartujesz, stary − prychnął Igor. − Mam się jej może bać?

− Ja tylko chciałem dobrze.

− Nic złego nie robimy. − Trzeci z zebranych był szczupły, a jasne włosy opadały mu długimi pasmami na czoło i oczy. Cofnął się o krok, przestępując niespokojnie z nogi na nogę. − Siedzimy i pijemy, nikomu nie przeszkadzamy. Zostaw nas w spokoju, Nika.

− Nie mogę, Eryku.

− Nika… − jęknął zrezygnowany, ale nie zdążył dokończyć wypowiedzi, bo wtrącił się coraz bardziej wściekły Igor.

− Przestań się z dziunią cackać. Co z ciebie za facet − prychnął w stronę Eryka, po czym odwrócił się do dziewczyny. − Ty się, laska, nie wtrącaj, tylko zmykaj do domciu, jeśli nie chcesz mieć kłopotów.

Berenika pokiwała z rezygnacją głową.

− Jesteście niepełnoletni i pijani − stwierdziła − a Helena kazała mi przeganiać takich jak wy. Jeśli rozejdziecie się teraz, nie będzie kłopotów.

Chłopcy popatrzyli po sobie, rozważając jej słowa. Imię głowy Rodziny musiało na nich podziałać. Dwóch z nich wstało, skinęło w stronę Bereniki i z lekkim ociąganiem zaczęło oddalać się od grupy. Reszta odprowadzała ich wzrokiem w milczeniu.

− Ja nie chcę kłopotów − odezwał się Eryk, ale cofnął się o krok, jakby niepewny tego, co dalej robić.

Nika czekała na reakcję reszty. Liczyła na to, że w końcu rozejdą się, nie chcąc zadzierać ze starszymi członkami Rodziny. Aaron ukryty w mroku obserwował scenę w napięciu, gotów do ujawnienia się i ratowania jej. Czuł, że pomimo słów chłopaków atmosfera gęstnieje coraz bardziej.

− Ta stara flądra niech siedzi cicho w swojej pieczarze − warknął Igor. Chwycił butelkę stojącą na ziemi pomiędzy nimi, upił z niej spory łyk i pustą machnął w stronę Bereniki. − A ty spierniczaj w podskokach!

− Nie chcesz tego − ostrzegła, stając pewniej na pomniku. Dzięki postumentowi odrobinę górowała nad chłopakiem.

− Ależ oczywiście, że chcę! − krzyknął, rzucając się przed siebie do ataku.

Nika zamierzała się uchylić, po czym obezwładnić szczeniaka i zakończyć sprawę, sytuacja jednak w jednej chwili zmieniła swój obrót.

Aaron wyskoczył zza jej pleców na spotkanie z Igorem, zanim ten zdążył dopaść dziewczynę. Zaskoczony chłopak zrobił unik i skoczył za nim. Obaj zwarli się w zapaśniczym uścisku. Tymczasem wśród reszty grupy zapanował chaos.

− To anioł! − krzyknął jeden z pozostałych.

− Pieprzony anioł! − usłyszała Nika z drugiej strony.

− Skąd tu się wziął?

− Brać go!

− Pomóżcie Igorowi!

Chłopaki rzucili się na nowego wroga niczym wilki. Berenika miała tylko chwilę na zastanowienie. Zeskoczyła z podwyższenia wprost przed pierwszego z nich.

– Dosyć!

Ton jej głosu sprawił, że grupa zatrzymała się niepewnie. Jej oczy przybrały srebrną barwę. Wystarczyło jedno spojrzenie w ich głębię i młodzi poczuli paraliżujący strach.

Dziewczyna odwróciła się w odpowiednim momencie, żeby zobaczyć, jak Aaron wymierza Igorowi cios w szczękę. Chłopak zatoczył się do tyłu. Wykorzystała ten moment, by wejść między nich. Obaj stanęli odrobinę skonsternowani, nie wiedząc, czy odsunąć ją na bok czy walczyć, nie zważając na cenę. Igor potrząsnął głową, opanowując się. I ruszył do przodu, chcąc zaatakować.

− Ani się waż − rzuciła. Srebrne tęczówki błysnęły złowrogo. Rozwinęła aurę. Runy na kastecie, który ściskała w kieszeni rozgrzały się, absorbując magię.

Igor szybko ocenił sytuację. Czuł nie tylko nacisk jej wzroku, ale też moc płynącą w jego stronę. Na chwilę zemdliło go od nadmiaru magii. Nogi same ugięły mu się w kolanach i ciężko padł na ziemię. Eryk miał rację, z nią nie należało zadzierać. Rozluźnił wszystkie mięśnie, poddając się całkowicie.

Berenika kiwnęła nieznacznie głową, czując, że wygrała. Nie zamierzała jednak odpuścić od razu.

− A teraz po sobie posprzątacie i grzecznie rozejdziecie się do domów. Macie się nie szlajać po nocy. Tak?

− Tak − stęknął Igor.

Berenika nie spuszczała wzroku z chłopaka. Eryk powoli podszedł do niego i pomógł mu wstać. Igor dumnie odrzucił pomoc, rozcierając szczękę w miejscu, w które uderzył go anioł. Rzucił Aaronowi nienawistne spojrzenie, ale wycofał się. Po chwili cała grupa zniknęła cicho w parkowej alejce.

Anioł uśmiechnął się pod nosem patrząc za odchodzącymi. Może nie należał już do Aniołów Stróżów, ale nadal posiadał wystarczającą siłę i zwinność aby obronić podopieczną. Pomyślał, że to było dobrze wykonane zadanie i może w jakiś sposób odrobi kilka punktów w oczach Sergiusza przy najbliższym raporcie.

− Czy ci kompletnie rozum odjęło?! − Berenika odwróciła się do anioła, kładąc ręce na biodrach.

− Przecież cię zaatakowali… − zająknął się kompletnie wybity z pantałyku.

− Kto kazał ci się wtrącać?!

− Przecież…

− Mówiłam, żebyś siedział na tym swoim pierzastym tyłku i się nie ruszał! Tak trudno było posłuchać?

− Ja cię broniłem… − argumentował niepewnie, nie nadążając ani za tokiem jej myślenia, ani za złością.

− Gdybyś się nie wtrącił, nie byłoby tej całej awantury.

− Atakowali…

− To stado szczeniaków, zwykłe wilki − załamała ręce. − Żaden nie był dla mnie zagrożeniem, tylko skomplikowałeś sprawę. Do tego natychmiast się rozniesie, że chodzi za mną anioł.

− Bereniko − spróbował jeszcze raz.

− Nie mów tak do mnie − przerwała mu gwałtownie.

− To jak?

− Nika, tak mnie nazywają − odparła odrobinę uspokojona. Odetchnęła głęboko, próbując wyrównać oddech. Wreszcie machnęła dłonią. − Na dzisiaj wystarczy, dość mam kłopotów.

Rozdział IV

Siedział w kantynie nad miską czegoś, co w zamyśle kucharza miało być połączeniem płatków na mleku z owsianką z malinami. Posiłek, którego chyba jedynym celem było wchodzenie pod dziąsła, stał przed nim prawie nieruszony. Aaron czytał broszurkę Nocnej Straży w systemie „od deski do deski”, szukając wzmianek o sytuacjach podobnych do tych, które spotkały go poprzedniej nocy – chciał wiedzieć, ile paragrafów naruszył.

Czuł się przy tym kompletnie wykończony. Pilnował dziewczyny całą noc bez odpoczynku, a ograniczony dostęp do mocy sprawiał, że szybko się męczył.

Nikę zostawił nad ranem w jej mieszkaniu. Siedziała nad książką, którą wzięła do ręki natychmiast po ich powrocie. Przez kilka godzin nudził się śmiertelnie, bo dziewczyna zdecydowanie obrała postawę „na przetrzymanie”. Nie reagowała na nieśmiałe zaczepki anioła, a jeśli już, to odpowiadała półsłówkami. Nie wykazywała też najmniejszych oznak zmęczenia czy senności. Chyba rzeczywiście cierpiała na insomnię.

W końcu, nad ranem, gdy słońce było już wysoko budzik zamontowany w zegarku odezwał się piskliwym dźwiękiem. Dziewczyna obrzuciła niechcianego gościa karcącym spojrzeniem i ruszyła się z fotela. Zaczęła przygotowywać śniadanie, więc zostawił ją i wyszedł.

− Ciężka pierwsza noc? − David usiadł naprzeciwko i postawił tacę z jedzeniem.

− Nawet sobie nie wyobrażasz – westchnął zrezygnowany Aaron.

− Ma dziwne sny?