14,99 zł
Życie Babette legło w gruzach, kiedy zmarli jej rodzice, a brat postanowił wziąć udział w wojnie domowej po stronie rojalistów. Babette musiała porzucić nadzieję na korzystne zamążpójście i przenieść się do zamku wuja. Pewnej nocy pojawiają się rebelianci, przeciwnicy króla, z kapitanem Jamesem Colbym na czele. Domagają się schronienia i opatrzenia rannych. Babette staje przed trudnym wyborem: dochować wierności przekonaniom rodziny czy własnemu sercu, które każe jej pomóc przystojnemu kapitanowi…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 245
Tłumaczenie:
James Colby stanął nad grobem swej ukochanej, a potem schylił się, by położyć jeden kwiat na porastającej grób trawie. Przyszedł, by się pożegnać przed wyruszeniem na wojnę i spotkanie z nieznanym losem. Być może już wkrótce, pomyślał, zostanę pochowany obok mojej słodkiej Jane, po czym zwrócił się do ukochanej:
– Wybacz mi… – powiedział ze ściśniętym gardłem. – Byłaś zbyt młoda i piękna, by umrzeć. Dlaczego nie udało mi się cię uratować?! To ja powinienem umrzeć!
W chwili, gdy wypowiadał te słowa, słońce wyjrzało zza chmur, składając na jego policzku delikatny pocałunek. Przed oczami stanęła mu twarz ukochanej, a w uszach zabrzmiał jej głos:
– Nie ma w tym twojej winy, najdroższy. Wybacz mi, że okazałam się za młoda i za głupia, by cię poślubić, gdy mnie o to prosiłeś.
Z ust Jamesa wyrwał się jęk. Jane zdawała się być tak blisko. Zapragnął tchnąć życie w jej białe wargi i sprowadzić ją z powrotem na świat pełen słońca i śmiechu. Na świat, który bez niej – jego pierwszej młodzieńczej miłości – zdawał się całkiem pusty.
James z bólem serca odwrócił się i pomyślał o długich miesiącach, a może nawet latach walki, które go czekają. Król Karol podjął próbę zatrzymania pięciu przedstawicieli parlamentu, wywołując tym powszechne wzburzenie. Wojna była niemal pewna. Ludzie zbuntowali się przeciwko despocie, który postawił się ponad prawem i sądzi, że tylko on jeden wie, co jest najlepsze dla Anglii.
Nie dla Anglii, tylko dla niego samego, przypomniał sobie słowa Cromwella i Hampdena, rozmawiających z Jamesem na temat najbliższej przyszłości. Jeżeli lud tego kraju ma się kiedykolwiek uwolnić od tyranii, grzmieli, musimy powstać i walczyć o nasze racje.
James zgadzał się z tym poglądem. Lubił swoje życie ziemianina, kochał pokój, jednak rozumiał, że jeśli nie podejmie walki, jego sielankowe życie się skończy. Król nakładał niesprawiedliwe podatki i narzucał surowe prawa, gnębiąc zwykłych ludzi. Nie chciał sięgać po broń, ale wiedział, że nie ma wyboru, bo wkrótce cały kraj podzieli się na dwa obozy.
Włożył na głowę kapelusz z szerokim rondem ozdobiony piórem i oddalił się od grobu swej narzeczonej. Przysiągł sobie w duchu, że odwiedził ją po raz ostatni. Najwyższy czas pozostawić przeszłość i rozpocząć życie od nowa. Miał dość bólu i cierpienia.
Zamyślony nie zauważył cienia czającego się za potężnym dębem na skraju cmentarza. Nie dostrzegł też wyrazu nienawiści malującego się na twarzy śledzącego go człowieka.
– To ty ją zabiłeś, Jamesie Colby – powiedział nieznajomy, odprowadzając go wzrokiem. – To ty odpowiadasz za jej śmierć… Dlatego musisz zginąć. Już wkrótce czeka cię śmierć z mojej ręki…
Babette przechadzała się sadem i zrywała dojrzałe śliwki, gdy zauważyła kilku jeźdźców zbliżających się do domu wujostwa, w którym gościła. Zawołała do kuzynki Angeliny i służącego Jonasa, by wracali wraz z nią, wzięła kosz i pospiesznie przeszła do ogrodu warzywnego, by przez kuchenne drzwi wejść do wnętrza skromnego dworu. Patrząc na sylwetki jeźdźców, rysujące się w oddali, nie była pewna, czy ludzie ci są rojalistami, czy może zwolennikami parlamentu.
– Ciociu Minnie – zawołała – zbliża się do nas gromadka jeźdźców. Widać, że się spieszą… Nie wiem, czy to nie buntownicy. Gdzie jest wuj Matthew?
– Sir Matthew jest w polu – odrzekła ciotka. – Trwają przecież żniwa. Zapomniałaś o tym?
Rzeczywiście, podekscytowana Babette zupełnie zapomniała o żniwach.
Ponieważ sir Matthew Graham nie zaciągnął się do wojska króla, podejrzewano, że popiera parlament, a zdeklarowani rojaliści spoglądali na jego rodzinę podejrzliwie, gdy tylko pojawiała się w kościele.
W kraju rozdartym przez wojnę domową wszędzie było tak samo: ludzie dzielili się na dwa wrogie obozy. Spór między królem Karolem i parlamentem wybuchnął w zeszłym roku – z pozoru nagle i bez widocznej przyczyny. Z pozoru tylko, bo Henry Crawford, daleki kuzyn ciotki Minnie, który obracał się w kręgach dworskich, twierdził, że zanosiło się na to od dłuższego czasu. Gdy król chciał zatrzymać parlamentarzystów i okazało się, że ci zostali ostrzeżeni i uciekli, doszedł do wniosku, że tylko wojna zdoła przywrócić mu silną pozycję i zdemaskować jego przeciwników.
– Co mamy robić? – pytała teraz ciotka, zwracając się do Babette i wycierając ręce w fartuch. – Czy powinnyśmy pozamykać przed tymi jeźdźcami wszystkie drzwi, czy może powitać ich jak przyjaciół?
– To zależy od tego, kim są i czego chcą – odrzekła Babette, niepewna, czyją stronę wziąłby wuj, gdyby został zmuszony do jasnego opowiedzenia się za którąś z nich. Sama wolała nie ujawniać poglądów i nie okazywać, po czyjej stronie jest jej serce. – Sądzę, że Jonas powinien pospieszyć do wuja na pole i powiedzieć mu, że nadjeżdżają goście.
Ciotka Minnie postąpiła zgodnie z radą Babette, a gdy służące na jej polecenie pozamykały wszystkie drzwi, powiedziała:
– Nie otworzymy ich, dopóki sir Matthew nie wróci do domu i nie powie, co mamy czynić.
Babette z bijącym sercem przeszła szybko przez cały dom, sprawdzając drzwi oraz okna. Miała cichą nadzieję, że goście okażą się rojalistami, którzy przywiozą im najnowsze wieści. Nie miała żadnych wątpliwości, po czyjej stoi stronie. Wiedziała też, że jej ukochany ojciec, lord Harvey, gdyby zeszłej zimy nie zmarł z powodu gorączki, chwyciłby za broń i stanął po stronie monarchy.
Lord Harvey niedomagał od czasu, gdy trzy lata wcześniej zmarła jego ukochana żona. Jego zdrowie pogorszyło się jeszcze, gdy w rok później jego syn John opuścił dom, poróżniwszy się z nim z powodu pewnej młodej kobiety. A ponieważ ona także zniknęła, przypuszczano, że uciekli razem. John, noszący teraz tytuł lorda, nie wiedział o śmierci ojca, ponieważ nikt nie znał jego miejsca pobytu i nie można go było powiadomić.
Babette niejedną noc przepłakała, zastanawiając się, czy jej ukochany brat żyje. Mieszkając na zamku bez rodziny, czuła się bardzo samotna. Wtedy napisała do siostry swej matki i została zaproszona w gościnę do dworu wujostwa.
Grahamowie byli ludźmi miłymi i życzliwymi, choć wuj czasem wydawał się Babette nazbyt posępny i surowy. Wyglądało na to, że ciotka Minnie się go boi, nie zabierała bowiem głosu na żaden temat, na który on nie wypowiedział jeszcze swojego zdania. Mieli jednego syna, Roberta, który wybrał karierę duchownego i udał się na studia. A ich czternastoletnia córka Angelina była o trzy lata i kilka miesięcy młodsza od Babette.
Nad zamkiem Haverston sprawował obecnie pieczę hrabia Carlton, daleki krewny zmarłego lorda Harveya. Jego Królewska Mość powierzył mu kuratelę nad posiadłością jego lordowskiej mości, a także nad majątkiem Babette – do czasu, aż osiągnie ona pełnoletniość lub powróci jej brata.
Babette przyjechała do ciotki, bo czuła się samotna w rodzinnym zamku. Teraz jednak, widząc na podwórzu dworu oddział złożony z piętnastu czy dwudziestu obcych mężczyzn, pożałowała, że nie znajduje się za zamkowymi murami. Zaraz jednak powiedziała sobie, że nie powinna być tak tchórzliwa. Bowiem jeźdźcy, choć ich skromny ubiór wskazywał, że nie są kawalerami króla, byli w końcu zwykłymi śmiertelnikami. Na ich czele stał człowiek w ciemnym kaftanie i czarnych spodniach. Jego twarz zasłaniało szerokie rondo kapelusza.
Upewniwszy się, że wszystkie okna i drzwi są zamknięte, Babette zbiegła szybko po schodach. Naraz rozległo się głośne i natarczywe pukanie do drzwi. Przerażone służące zbiły się w gromadkę, a ciotka Minnie trzymała za rękę drżącą ze strachu Angelinę.
– Wzywam was w imieniu parlamentu: otwórzcie drzwi! – odezwał się donośny głos. – Nie spodziewałem się tego po sir Matthew Grahamie. Przybywamy do was z prośbą o pomoc, a nie jako wrogowie czy oprawcy.
Ciotka Minnie zmarszczyła brwi.
– Wydaje mi się, że znam ten głos – powiedziała cicho. – To może być daleki krewny twego wuja ze strony matki… sir James Colby.
– Czy mam go zapytać, czego od nas chce?
Ciotka wahała się, ale Babette postanowiła nie czekać na jej odpowiedź. Podeszła do drzwi i głośno poprosiła przybysza, by podał swoje nazwisko i poinformował, czego sobie życzy.
I okazało się, że jest to rzeczywiście sir James Colby, który przybywa w przyjaznych zamiarach.
– Otwórz drzwi, Babette – powiedziała z ulgą ciotka Minnie. – Sir James może wejść, ale jego ludzie pozostaną na zewnątrz do powrotu mojego męża.
Babette ostrożnie uchyliła drzwi i wyjrzała. Jej oczom ukazała się wysoka postać mężczyzny. Gdy przybysz gestem powitania uchylił kapelusza, okazało się, że włosy ma ciemne, oczy szare, szczękę mocno zarysowaną i usta zaciśnięte w gniewnym grymasie.
– Moja ciotka mówi, że tylko ty, panie, możesz wejść. Twoi ludzie muszą zostać na zewnątrz do powrotu mojego wuja.
– Moi ludzie są zmęczeni, panienko – odrzekł sir James, mierząc Babette srogim spojrzeniem. – Wygląda na to, że ta okolica jest zamieszkana tylko przez rojalistów. Mimo to sądziłem, że w domu mojego kuzyna spotkamy się z lepszym przyjęciem.
Przyjrzawszy mu się, Babette, pomyślała, że ten przybysz jest raczej zmęczony niż niebezpieczny. Cofnęła się, wpuszczając go do wnętrza, po czym powiedziała współczującym tonem:
– Panie, twoi ludzie mogę wejść do stodoły, a my zaraz poślemy im coś do jedzenia.
– Dziękuję, panienko – odrzekł sir James i przyjrzał się jej uważnie.
Pod jego skupionym, dziwnie intensywnym i bystrym spojrzeniem poczuła, jak budzi się w niej strach. W następnej chwili jednak mężczyzna się uśmiechnął, a jego twarz zmieniła się nie do poznania. Stał się jakby innym człowiekiem. Tak, był najprawdziwszym rycerzem o życzliwych, błyszczących niczym srebro szarych oczach.
Gdy oderwał od niej wzrok, odwrócił się i dał znak swym ludziom. Bez słowa zsiedli z koni i udali się do stodoły.
Ciotka Minnie powitała sir Jamesa w progu, po czym zaprosiła go do bawialni, gdzie przy posiłku miał zaczekać na gospodarza.
– Wielkie dzięki, lady Graham – odrzekł sir James i zdjął kapelusz.
Babette zobaczyła, że włosy miał nieco dłuższe niż znani pod nazwą purytanów zwolennicy parlamentu, którzy strzygli się krótko dla podkreślenia swojej skromności i surowości wyznawanych przekonań. Nosił ciemnoszary strój, na ukos przez pierś biegł mu żółty skórzany pas podtrzymujący pochwę, w której tkwiła szabla. Miał rękawice z bawolej skóry, na nogach długie czarne buty do konnej jazdy, a pod szyją kołnierz z białego lnu z delikatnym haftem ozdabiającym brzeg. Nie mógł być purytaninem, bo większość purytanów nie pozwalała sobie na żadne ozdoby, chcąc w ten sposób odróżnić się od kawalerów, którzy zazwyczaj nosili się strojnie i hołdowali modzie.
Babette pospieszyła do kuchni, gdzie poleciła służącej Marii nakarmić jeźdźców, którzy schronili się w stodole. Nalała piwa do cynowego dzbana, przygotowała świeży chleb, ser, mięso i miskę z najlepszymi marynatami, jakie znalazła w kuchni ciotki. Dodała do tego kawałek jabłecznika z cynamonem, który upiekła własnoręcznie tego ranka. Wszystko to zaniosła do bawialni, gdzie jej ciotka rozmawiała z przybyszem, i ustawiła na stole.
Sir James popatrzył na jadło z aprobatą.
– To wielka hojność, panienko – powiedział. – Dziękuję wam. Moi ludzie będą także wdzięczni za poczęstunek. Od kilku dni w drodze. Po ostatniej potyczce zostaliśmy bez zapasów. Niektórzy okoliczni gospodarze byli nam życzliwi, jednakże inni dali nam jasno do zrozumienia, że nie jesteśmy w tych stronach mile widziani.
– Trwa wojna, panie. Naród jest podzielony. Niektórzy gotowi byliby uznać was za buntowników… za zdrajców.
Babette wypowiedziała te słowa bez zastanowienia i natychmiast tego pożałowała. Zauważyła bowiem, że przybyszowi gniewnie rozbłysły oczy i zadrżała mu powieka. Oczywiste było to, że go rozgniewała, choć walczył ze sobą, by się opanować.
– To król jest zdrajcą – odpowiedział ostro. – To on nałożył na nas podatek okrętowy, to jego dziełem jest rażąco niesprawiedliwy trybunał zwany Izbą Gwiaździstą i to on usiłował wtrącić do lochu pięciu członków parlamentu.
– Usiłował to zrobić, bo mu się przeciwstawili, swemu królowi – odrzekła Babette, podnosząc głowę z błyszczącymi oczami. – Jeżeli królowi potrzebne są pieniądze na prowadzenie wojny, a parlament nie chce mu ich dać… Król nie ma wyjścia… musi nałożyć podatek, czy to się ludziom podoba, czy nie… – Przerwała, widząc w jego oczach złość, i zaraz dodała, aby mu się nie narazić: – Tak sądził mój ojciec.
– Jako zwolennik króla – powiedział sir James. – A ja myślałem, że ten dom sprzyja parlamentowi… Czy się myliłem?
– Proszę, nie zwracajcie, panie, uwagi na Babette – pospieszyła go uspokoić ciotka Minnie. – To młode dziewczę. Mówi o rzeczach, których nie rozumie. Sir Matthew, jak wielu innych, nie opowiada się po niczyjej stronie. I ma nadzieję na pokój. Zresztą sam wam to powie, bo oto nadchodzi.
Westchnęła z ulgą, gdy jej mąż wszedł do bawialni, po czym wyprowadziła Babette do kuchni.
– Powinnaś być ostrożniejsza, moja siostrzenico – pouczyła ją. – Wiem, że twój ojciec był szczerym rojalistą i że ty sama, podobnie jak ja, jesteś zwolenniczką króla. Musimy jednak milczeć. Zwłaszcza wtedy, kiedy w domu są zbrojni zwolennicy parlamentu. Najlepiej zrobisz, nie ujawniając swoich poglądów.
– Czy mój wuj jest zwolennikiem parlamentu, ciotko?
– Tak bym nie powiedziała. Sir Matthew jest przeciwko wszelkiej wojnie, w której brat staje przeciwko bratu, a ojciec przeciwko synowi. Troszczy się o swój majątek i chciałby, żeby kwitł, a wojna jest niebezpieczna, Babette. Wyzwala, co najgorsze w ludziach, roznieca zapalczywość i sprawia, że ludzie mówią i robią straszne rzeczy. Jak dotąd żyjemy spokojnie, lecz kto wie, jak długo to potrwa. Dzisiaj po raz pierwszy żołnierze zapukali do naszych drzwi. Ci przybywają w pokojowych zamiarach, a inni nie wiadomo, co zrobią. Sądzę, że wkrótce cały kraj zapłonie i wtedy wszyscy będziemy musieli dokonać wyboru i opowiedzieć się po którejś ze stron.
– Tak, wiem, ciociu – zgodziła się Babette i zamyśliła głęboko.
Czyim zwycięstwem zakończyła się bitwa pod Edge Hill, pierwsza bitwa tej wojny, nie wiedziała, ponieważ wuj niewiele o niej mówił. Zdążyła się jednak zorientować, że pogląd na to, kto wygrał tę bitwę, zależał od tego, po czyjej się opowiada stronie. Zwolennicy króla twierdzili, że zniszczył przeciwników, podczas gdy parlamentarzyści powtarzali, że bitwa nie została rozstrzygnięta. Po tej pierwszej walnej bitwie długo zdarzały się tylko pomniejsze, niedecydujące o niczym potyczki i inne nic nieznaczące starcia niewielkich oddziałów. Miesiące, które upłynęły od bitwy pod Edge Hill, były dla obu stron konfliktu czasem odbudowy sił i dochodzenia, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
– Wiem, że nasz zamek wciąż jest w rękach zwolenników króla. Jednak inne zamki i dwory, gorzej bronione, dostały się w ręce buntowników – powiedziała Babette.
– Nie powinnaś tak o nich mówić – upomniała ją łagodnie ciotka. – Zdradzasz w ten sposób swoje poglądy i możesz przysporzyć sobie wrogów. Sir Matthew zachowuje ostrożność, nie zdradza się publicznie ze swoimi sympatiami, choć myślę, że raczej bierze stronę parlamentu… Twierdzi, że parlament przemawia głosem ludu.
– Ależ… Czy to nie Najjaśniejszy Pan mówi w imieniu ludu? – powiedziała zdziwiona Babette. – No bo… czyż nie rządzi z mocy boskiego prawa?
– Taki jest pogląd króla i jego zwolenników – odrzekła ciotka. – Jednak ja nie jestem tego tak do końca pewna. Ale wracając do twojego wuja, to on nie jest przeciwko królowi. Pragnie tylko, żeby Najjaśniejszy Pan rządził za zgodą ludu. – Tu lady Graham westchnęła. – Wiem, kochanie – dodała jeszcze – że trudno to zrozumieć. Ja także tego wszystkiego nie pojmuję. I nie wiem, co mam myśleć.
Babette nic nie odpowiedziała. Pomyślała tylko, że właściwie nie wie, czy wuj ma rację, czy się myli. Oczywiście zgadzała się co do tego, że wojna to wielkie nieszczęście. Słyszała, że w niektórych częściach kraju maruderzy obu armii rekwirują ziarno, bydło i konie, zastraszając, a nawet zabijając każdego, kto im się przeciwstawia. Był to naprawdę okropny konflikt, który sprawiał, że sąsiedzi, a nawet członkowie tych samych rodzin walczyli przeciwko sobie.
– Postaram się być ostrożna, ciociu – obiecała. – Nie chcę sprowadzić kłopotów na ciebie i twoją rodzinę.
– Wiem, kochanie – odrzekła lady Graham. – Od kiedy się zjawiłaś, wnosisz radość do tego domu. Twoje towarzystwo dodawało mi otuchy i pomagałaś mi w wielu sprawach. Bardzo bym nie chciała rozstać się z tobą… gdy… twój wuj dojdzie do wniosku, że nie powinnaś tu dłużej mieszkać.
Babette zaskoczyły te słowa.
Czy wuj wygna mnie do zamku? – zastanowiła się. Czy naprawdę to zrobi?
Nie wiedziała, jednak na tę myśl serce w niej wprost zamarło. Znacznie lepiej jej się żyło w wygodnym dworze wujostwa niż w ponurym zamku, gdzie przeważnie panował lodowaty chłód i doskwierała jej samotność. Kiedy zabrakło rodziców i brata, czuła się tam bardzo samotna i dlatego za nic nie chciała wracać. Postanowiła poważnie potraktować ostrzeżenie ciotki i uważać na to, co mówi, zwłaszcza w obecności wuja.
Zajęła się robieniem konfitur ze śliwek, które zebrała dziś w sadzie. Przy tym zajęciu zastał ją wuj, kiedy wszedł do kuchni. Nie okazał jej gniewu, którego się obawiała. Przeciwnie, zjawił się z uśmiechem na twarzy. Poprosił, by przyniosła więcej piwa do bawialni. Oznajmił też, że zaprosił sir Jamesa wraz z jego oddziałem na kilkudniowy pobyt, podczas którego sir James i jego ludzie zajmą się skupowaniem ziarna, bydła i koni na potrzeby swojego oddziału.
– Obiecałem, że mu w tym pomogę – dodał wuj. – I postaram się przy tym, żeby moi sąsiedzi dostali za swe ziarno i zwierzęta godziwą cenę.
– Ale czy sąsiedzi, wuju, zechcą je sprzedać zwolennikom parlamentu? – zapytała Babette.
– Słusznie o to pytasz, siostrzenico – odrzekł wuj z ciężkim westchnieniem. – Sir James zamierza kupić ziarno i zwierzęta i obawiam się, że inni na jego miejscu zechcieliby wziąć je bez zapłaty. Obie armie zabierają ludziom wszystko, co tylko im się żywnie podoba. Dlatego chcąc przetrwać i sprawić, by zarówno nam, jak i naszym sąsiadom powodziło się dobrze, musimy postępować ostrożnie.
– Tak, wuju. Rozumiem, co masz na myśli – powiedziała Babette, która wiedziała, że wuj, choć czasami srogi, jest w głębi serca dobrym człowiekiem pragnącym dla swojej rodziny jedynie spokojnego życia pośród przyjaźnie nastawionych sąsiadów.
Gdy weszła do bawialni, niosąc piwo, sir James stał przy oknie, zapatrzony na niewielki kwietny ogródek.
– Oto wasze piwo, panie – odezwała się, po czym postawiła tacę na stole i już miała odejść, gdy on odwrócił się i spojrzał na nią wzrokiem tak pełnym cierpienia, że instynktownie zatrzymała się. Naraz wydał jej się kimś zupełnie innym niż buntownikiem i żołnierzem wrogiej armii.
– Kto uprawia ten ogród, panienko?
– Ja. Jonas pomaga mi tylko przekopać grzędy.
Nalała piwa do kubka, po czym dostrzegłszy, że zjadł prawie wszystko, czym go poczęstowała, zapytała:
– Najedliście się, panie, do syta?
– Tak, całkiem do syta – zabrzmiała jego odpowiedź. – I, proszę, przekażcie wyrazy uznania waszej ciotce, bo jabłecznik był wyśmienity.
– To ja go upiekłam – odrzekła Babette i zarumieniła się. – Nauczyłam się piec od matki. Moja matka bardzo dobrze gotowała, a ciotka lubi, gdy piekę dla niej ciasta.
– Rozumiem… – uśmiechnął się lekko. – Czy wasza matka nie żyje?
– Nie żyje, panie. Zmarła od gorączki trzy lata temu.
– A ojciec?
– Odszedł w zeszłym roku. Zamieszkałam u wujostwa, bo bez rodziców czułam się bardzo osamotniona.
– Sir Matthew mówił mi, że waszym bratem jest lord Harvey… I że nie wiadomo, czy żyje. – Sir James patrzył na nią z ciekawością. – Czy wuj jest waszym opiekunem?
– Nie, panie. Najjaśniejszy Pan oddał pieczę nad zamkiem i nad moim majątkiem hrabiemu Carltonowi. Sądzę, że dopóki nie odnajdzie się mój brat, to hrabia albo sam Najjaśniejszy Pan sprawują nade mną opiekę.
– Ach tak… – Kiwnął głową, marszcząc brwi. – To dlatego jesteś rojalistką. Uznałem to za dziwne, bo mój kuzyn, choć nie włącza się do walki, stoi po stronie parlamentu.
Jego oczy patrzyły na nią chłodno, choć w ich głębi zdawał się płonąć ogień. Babette poczuła ściskanie w żołądku. Ten człowiek budził w niej sympatię bardziej, niż chciałaby to przyznać. Jest taki pewny siebie, myślała, wręcz arogancki, no i jest moim wrogiem. Jej żołądek ścisnął się, zadrżała, choć w pomieszczeniu wcale nie było zimno.
– Nie zaręczyłaś się jeszcze, panienko? – zapytał sir James, wywołując rumieniec na policzkach Babette. – Wuj twierdzi, że jeszcze nie myślano o znalezieniu tobie narzeczonego.
– Nie widzę powodu, panie, dla którego mielibyście martwić się moim losem – odrzekła z nagłym gniewem. Sądziła bowiem, że on nie ma prawa wypytywać ją o tak osobiste sprawy. – Mój ojciec tuż przed śmiercią zamierzał doprowadzić do moich zaręczyn z Andrew Melbourne’em.
– Z synem lorda Melbourne’a? – zapytał, mrużąc oczy. – Drew jest moim krewnym, bowiem wśród moich przodków była lady Catherine Melbourne. Drew i ja przyjaźniliśmy się kiedyś, ale ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą tuż przed bitwą pod Edge Hill. Żałuję, że nasza przyjaźń się skończyła, jednak takie są prawa wojny…
– Drew oczywiście jest zwolennikiem króla – powiedziała Babette, podnosząc dumnie głowę.
– Tak – potwierdził sir James. – Mieliście od niego jakieś wiadomości po śmierci ojca?
– Nie – zaprzeczyła Babette i przypomniała sobie, że był to jeden z powodów, dla których przed przybyciem do dworu wujostwa co noc płakała. Spotkała przystojnego młodzieńca tylko raz w życiu, jednak pragnęła go poślubić. I miała nadzieję, że on, dowiedziawszy się o śmierci jej ojca, przyjedzie po nią do zamku i się z nią ożeni. Nigdy się nie pojawił. I nie napisał listu. Przypuszczała więc, że – ponieważ nie doszło do oficjalnych zaręczyn – Drew czuje się całkiem wolny i sądzi, że może ożenić się, z kim zechce.
– Tak też myślałem – powiedział sir James i spojrzał na nią dziwnie, tak jakby wiedział o Drew coś, czego nie chciał zdradzić. – Dziękuję za piwo, panno Babette. Sir Matthew pozwolił mi zamieszkać w błękitnej sypialni. Ufam, że moja obecność w tym domu nie przyprawi cię o bezsenność.
– A powinna? – Babette zmarszczyła brwi, niezadowolona z tego, że powiedziała przybyszowi o swoim życiu więcej, niż zamierzała. Był przecież wrogiem i nic dla niej nie znaczył. I z całą pewnością nie będzie nic znaczył w przyszłości, postanowiła w duchu. – Nie widzę powodu, panie, dla którego wasza obecność miałaby mieć jakikolwiek wpływ na moje życie.
– Rzeczywiście. Nie powinna mieć wpływu – odrzekł, a na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek.
Jego kształtne usta przyciągnęły jej wzrok. Dlaczego? – zadała sobie w duchu pytanie. Czyżby dlatego, że pragnie mnie pocałować? Dlaczego jednak, zastanawiała się dalej, myśl o pocałunku pojawiła się w moim umyśle?
Była nie na żarty przerażona. Nie chciała przecież, by całował ją jakikolwiek mężczyzna niebędący jej mężem. A ten przybysz nim nie jest i z całą pewnością nie będzie, bo ona nigdy nie wyszłaby za purytanina i zwolennika parlamentu.
A jednak… To niesłychane! Pod wpływem tych myśli jej serce zabiło szybciej, a policzki zapłonęły jej rumieńcem po raz kolejny.
Odwróciła wzrok, pospiesznie pozbierała talerze i wyszła z bawialni, zanim przybysz zdążył coś dodać. Z wyrazem smutku na twarzy odwrócił się i zatopił ponownie wzrok w ogrodzie.
Dlaczego ten widok tak go zasmuca? – głowiła się. Miała teraz pewność, że pod maską obojętności skrywa on jakąś zgryzotę, o której przypomniał mu kwietny ogród Babette.
Gdy dziewczyna wyszła z pokoju, James stał nadal, wpatrzony w ogród. Zmieszany i zbity z tropu, przypomniał sobie, że gdy ją tylko zobaczył, poczuł, że odebrało mu mowę, zdolność myślenia, a nawet dech w piersi. Trwało to tylko chwilę, lecz ta chwila wydała mu się wiecznością. Teraz jednak nie potrafiłby powiedzieć, co w tej dziewczynie wywarło na nim tak silne wrażenie.
Przecież to niemożliwe, pomyślał, że pociąga mnie kobieta, którą poznałem nie dalej jak dzisiaj? Nie, nie… to głupie, to śmieszne… to… to jest zdrada wobec mojej Jane…
A mimo to prawda była taka, że już w chwili, gdy zobaczył Babette, i potem, gdy patrzył, jak się krząta, czuł, że jest osobą niezwykłą; że jest kobietą, która mogłaby mu pomóc powrócić do normalnego życia.
A jednak, gdy tylko ta myśl pojawiła się w jego głowie, bezwzględnie ją stłumił i ogarnęła go fala tak intensywnego cierpienia, że aż wstrzymał oddech. Jakimże jest niegodziwcem, myśląc o miłości do innej kobiety, gdy jego ukochana Jane leży w grobie!
– Wybacz mi, Jane – wyszeptał. – Nigdy nie pokocham innej kobiety, bo ty byłaś całym moim życiem, moim sercem i duszą…
Mężczyzna nie może żyć sam, myślał dalej. Więc i on z czasem zapewne się ożeni… Ale wybierze wdowę, która będzie pragnęła jedynie, by dał jej dom i by ją pocieszył. Nie mógłby dać niczego więcej żadnej kobiecie, nawet dziewczynie, której wzrok zdawał się przenikać poprzez grubą powłokę jego smutku i rozpaczy.
Tytuł oryginału
The Rebel Captain’s Royalist Bride
Pierwsze wydanie
Harlequin Mills & Boon Ltd, 2014
Redaktor serii
Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne
Dominik Osuch
Korekta
Lilianna Mieszczańska
© 2014 by Anne Herries
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2015
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-1735-4
Romans Historyczny 433
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com