Ring 2 - Anna Wolf - ebook + audiobook + książka

Ring 2 ebook

Wolf Anna

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Po koszmarnym postrzale Bruno Salt przestał istnieć, ale dzięki FBI narodził się jako nowy człowiek.

Wszystko wskazuje na to, że plan federalnych się powiódł. Były bokser od kilku lat prowadzi klub bokserski, do którego trafia ciemnowłosa i skryta Harper. Jest tam jedyną kobietą, do tego piękną, od razu więc wpada mężczyźnie w oko. Nikt nie wie, że Harper skrywa pewną niebezpieczną tajemnicę, która zagraża nie tylko jej życiu. Z czasem okazuje się, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, a jej relacje z bokserem komplikują się jeszcze bardziej. Żadne z nich nie przypuszcza, że prócz boksu i wzajemnego przyciągania do siebie, połączy ich coś więcej. Coś, przed czym oboje uciekają, kiedy uczucie między nimi zaczyna kiełkować.

Czy będą w stanie pokonać przeciwnika?

Czy może rzucą ręcznik na ring?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 297

Oceny
4,6 (626 ocen)
453
114
42
14
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Karolina380

Nie oderwiesz się od lektury

❤💙 Wspaniała💙❤
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała historia Polecam
00
MariolaAndrzejczak

Nie oderwiesz się od lektury

szybko weszła
00
bemena

Nie oderwiesz się od lektury

fajnie się czyta
00

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Kamila Recław

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lingventa (Justyna Techmańska, Aleksandra Zok-Smoła)

Zdjęcie na okładce

© alphaspirit.it/Shutterstock.com

Elementy graficzny w tekście

© Fortune Factory/Dreamstime.com

© by Anna Wolf

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2452-5

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

Wszystkim, którzy wspierają i stoją przy mnie

1

Harper siedziała na ławce z głową opartą o metalową szafkę. Starała się nie myśleć o tym, co się zdarzyło i co za sobą zostawiła. Ale dzisiaj był jeden z takich dni, kiedy dopadały ją wspomnienia. Nie żałowała niczego, co zrobiła. Nie było czego żałować. Jeśli postąpiłaby inaczej, byłaby dziś w zupełnie innym położeniu, oczywiście niekorzystnym.

Wzięła głęboki wdech, po czym wypuściła powietrze przez nos ze wzrokiem utkwionym w zielonej farbie pokrywającej szafki. Oparła dłonie o drewno, a potem z poczuciem winy wstała, wrzuciła swoje rzeczy do torby treningowej, zapięła ją i powoli ruszyła do wyjścia. Najchętniej nie wracałaby do siebie, bo tutaj się czuła całkiem dobrze, bezpiecznie, ale wiedziała, że jeśli się stąd za chwilę nie ruszy, zostanie tu zamknięta. Z lekkim ociąganiem wyszła z pomieszczenia. Dość nieprzyjemny ucisk w żołądku nie ustępował.

Pod koniec dnia sala treningowa świeciła pustkami, można było więc zamknąć i wracać do domu. Bruno ostatni raz przesunął wzrokiem po hali, a kiedy stwierdził, że nikogo już tam nie ma, sięgnął po swoją torbę. Tuż przy wyjściu zamierzał wyłącznikiem umieszczonym przy drzwiach zgasić wszystkie światła. Już miał pstryknąć, kiedy usłyszał jakiś hałas. Odwrócił się i zlustrował uważnie pomieszczenie. Sądził, że wszyscy dawno wyszli, ale najwyraźniej ktoś jeszcze tu został.

– Wyłaź! – zagrzmiał, a jego mocny głos odbił się echem od ścian wielkiego pomieszczenia. – Albo skręcę ci kark!

– To tylko ja – usłyszał w odpowiedzi kobiecy głos, który całkowicie go zaskoczył.

– Harper?

– A niby kogo się spodziewałeś? – Zaśmiała się i poprawiła przewieszoną na ramieniu torbę.

– W sumie to nikogo. Nie powinno cię tutaj być o tej porze, jest dość późno.

– Jakoś tak wyszło. – Wzruszyła ramionami.

– W takim razie do zobaczenia – rzucił i czekał, aż wyjdzie.

– Wyganiasz mnie? – zażartowała.

– Nie. Cholera, źle to zabrzmiało, ale chcę zamknąć i iść do domu, jestem trochę zmęczony. To był długi dzień.

– No tak, do domu – mruknęła i wyminęła Bruna, który wyczuł w jej głosie jakieś dziwne nuty.

– Podrzucę cię – zaproponował po namyśle, spoglądając z tyłu na jej całkiem seksowną i zgrabną sylwetkę i zdając sobie po chwili sprawę, że się gapi.

– Nie ma takiej potrzeby. To niedaleko.

Bruno nie skomentował jej słów. Może i miała do siebie blisko, ale w taki jesienny wieczór nawet w niby bezpiecznej okolicy nigdy nie było wiadomo, co czyha za rogiem. Nie chciał przeczytać w jutrzejszych porannych gazetach, że w pobliżu jego klubu znaleziono kobiece ciało i to tylko dlatego, że jej ustąpił. Nie było mowy, żeby wracała sama, zwłaszcza że tak naprawdę lubił ją bardziej, niż powinien, i podobała mu się bardziej niż wszystkie inne. Nie przewidywał, żeby miało między nimi do czegoś dojść, gdyż żadne z nich nie kwapiło się do zrobienia pierwszego kroku. Owszem, widywali się w klubie, zamieniali ze sobą kilka słów, ale nic poza tym. Nie oznaczało to, rzecz jasna, że Bruno nie miał ochoty na więcej.

– Zaczekaj! – krzyknął za nią, po czym szybko pogasił światła i zamknął salę.

Żwawym krokiem dogonił dziewczynę i złapał za ramię, ale ku jego zaskoczeniu, zwinnie mu się wymknęła.

– Jeśli nie chcesz zbierać zębów z podłogi – odwróciła się do niego przodem – lepiej się tak nie skradaj. Nie lubię tego.

– Okej, ale daj się podrzucić. Nie chcę cię mieć na sumieniu.

– Bardzo zabawne – żachnęła się.

– Być może. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chodź. – Bruno nie dał jej wyboru, popychając ją delikatnie w kierunku swojego samochodu, który otworzył pilotem. – Wsiadaj.

– Lubisz rozkazywać, co? – Otworzyła drzwi od strony pasażera, nawet nie komentując, czym jeździł mężczyzna, a uwielbiała właśnie takie samochody, nie jakieś wymuskane gówna.

– Być może.

– „Być może” to twoje ulubione słowa? Tylko to masz w repertuarze? – drażniła się z nim.

– Być może mam też inne. – Posłał jej szeroki diabelski uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła. – Gdzie mieszkasz? – zapytał, kiedy odpalił silnik.

– Dwie przecznice stąd, wyjedź i skręć w lewo.

– Się robi.

Harper siedziała trochę spięta, bo była dość ostrożna w kontaktach z mężczyznami, po chwili jednak uczucie minęło. Nie podejrzewała, żeby Bruno był przez kogoś nasłany. Nie miała zamiaru ukrywać sama przed sobą, że czuła się przy nim bezpiecznie. Było tak od momentu, w którym się poznali, czyli od ponad dwóch miesięcy. Należał do mężczyzn, którzy nie wywoływali w niej strachu, ale starała się uważać na nowe znajomości z płcią przeciwną. Nie lubiła się za bardzo wychylać i być na widoku. Miała swoje powody.

– Co cię skłoniło, żeby w ogóle zjawić się w moim klubie?

Właśnie takich pytań starała się unikać.

– A uwierzysz, jeśli powiem, że lubię spuszczać łomot mężczyznom?

Dla Bruna jej słowa zabrzmiały, jakby miały ukryty podtekst.

– W sumie tak – odezwał się po chwili. – To jest dobry powód. Ojciec czy facet?

– Ale że co? – Udała głupią, odwracając się do szyby.

– Który sobie zasłużył? Wiesz, kobiety nie przychodzą do szkoły boksu jak do siłowni. Zazwyczaj mają dobry powód, żeby się w takim miejscu zjawić.

– Żadne z powyższych – nie skłamała, chociaż może odrobinę. – Jak powiedziałam, lubię to.

– Niech będzie. Nie chcesz mówić, nie mów.

– To, że odpowiedź ci nie pasuje, twój problem. Możesz mnie tutaj – wskazała miejsce naprawdę niedalekie od jej domu – wysadzić.

Nie chciała już przebywać z nim w jednym aucie.

– Proszę bardzo. – Zatrzymał się. – I… Harper?

– Tak? – Odwróciła głowę, a jej zielone oczy zamigotały w świetle ulicznych latarni.

– Uważaj na siebie. Wcale nie chodzi o to, że ci nie wierzę. Po prostu znam życie.

– Ja też, więc dziękuję. Cześć.

Wysiadła i naciągnęła na głowę kaptur, po czym ruszyła przed siebie, zakrywając się szczelnie, bo aura była dziś wyjątkowo nieprzyjemna. Idąc chodnikiem, rzuciła tylko spojrzenie mijającemu ją w aucie mężczyźnie, który zapewne pojechał do domu. Nawet się nie zastanawiała, czy kogoś miał. Nie interesowało jej to zbytnio. Był przystojny, ale lepiej dla niej, jeśli będzie się od niego trzymała z daleka. Przychodziła na treningi w każdej wolnej chwili. Musiała gdzieś wyładować swój gniew, a walenie w worek idealnie się sprawdzało.

Przystanęła obok małego sklepu spożywczego i po chwili wahania weszła do środka. Szybko zrobiła podstawowe zakupy, po czym, jednocześnie pilnując papierowej torby i tego, żeby nic jej nie rozjechało na jezdni, przeszła na drugą stronę. Przecięła chodnik, pokonała kilka schodów i ukryła się w kamienicy, w której wynajmowała niewielkie mieszkanie. Nie potrzebowała luksusów i nie było jej na nie stać z wypłaty, którą dostawała na bieżąco. Owszem, miała pieniądze i to takie, o jakich się innym nie śniło, ale dla własnego bezpieczeństwa wolała ich nie ruszać. Jeden fałszywy krok, a wszystko posypałoby się jak domek z kart.

Weszła na pierwsze piętro i po wejściu do mieszkania zamknęła za sobą drzwi na wszystkie zamki. Rzuciła torbę i przy zgaszonym świetle usiadła w kuchni na krześle. Blask pobliskiej ulicznej latarni był wystarczający, żeby mogła wstać i nastawić sobie wodę na herbatę. Lubiła ją nawet bardziej niż kawę. Oparła się o blat, czekając na wrzątek, zastanawiała, czy została już po takim czasie uznana za zmarłą.

Gwizdek czajnika poinformował, że woda się zagotowała, więc wyciągnęła z szafki kubek, saszetkę swojej ulubionej herbaty, wrzuciła do środka i zaparzyła. Lubiła, kiedy napar był tylko odrobinę słodki, więc złamała lekko cierpki smak jedną łyżeczką cukru. Z kubkiem w dłoni usiadła z powrotem przy stole i powoli popijała ciepły napój, który działał na nią kojąco. Wiedziała, że pewnego dnia będzie musiała wyjść z ukrycia, ale nie była jeszcze pewna, kiedy to nastąpi. Kiedy nadejdzie ten odpowiedni czas.

Bruno zaparkował właśnie przed domem, który wciąż dzielił z siostrą i jej mężem. Mieli bardzo dobry układ, zwłaszcza że Carter był u niego częstym gościem na ringu i obaj udzielali darmowych lekcji dzieciakom. Bruno podzielał jego zdanie, że nie każdego stać na naukę. A on… On miał wystarczająco dużo pieniędzy zarobionych w poprzednim życiu, żeby teraz zajmować się wyłącznie trenowaniem młodych ludzi, co zresztą było jedynym, co mógł już robić w tej dyscyplinie. Prowadził więc zajęcia i dla bogatych, i tych biednych, bo nigdy nie wiadomo, czy nie trenował wśród nich drugi Muhammad Ali. Czasy jego bokserskiej kariery skończyły się wraz z postrzałem, do którego doszło kilka lat temu. Był teraz niby na ringu, ale w sumie bardziej poza nim. Czasem brakowało mu tej ogarniającej całe ciało adrenaliny, widowni i okładania pięściami za pieniądze, ale ze względu na własne bezpieczeństwo oraz uraz, jakiego wtedy doznał, wycofał się. Schował się odrobinę w cień. W sumie nie żałował, nie miał czego. Dla niego liczyło się tylko to, że wciąż żył. Że budził się każdego ranka i oddychał. Sprawy z przeszłości nie zostały do końca wyjaśnione, ale nie chciał już do nich wracać, a skoro one się o niego nie upominały, lepiej było ich nie ruszać i mieć cichą nadzieję, że tak już zostanie i wszyscy o nim zapomnieli, tak samo jak o Alice. Czasem lepiej było nie odgrzebywać starych ran i nie wywoływać ponownie demonów, które przynajmniej na chwilę zniknęły.

Wyłączył silnik, zabrał torbę z miejsca pasażera i wysiadł, po czym ruszył do siebie. W tym wspólnym domu miał osobne wejście, jednak powoli dojrzewał do tego, żeby się wyprowadzić i całkiem oddzielić od tej dwójki. W pewnym sensie mieszkali razem, bo tak było bezpieczniej, ale minęło już tyle lat, że nie sądził, by ktoś wciąż dybał na ich życie. Liczył, że te hieny cmentarne zapomniały o Alice i o nim. Nawet już miał na oku coś całkiem przyzwoitego i to w tej samej okolicy, która mu odpowiadała. Pozostawały kwestia podpisania umowy i przeprowadzki.

Po wejściu do swojej części domu rzucił torbę zaraz przy drzwiach, po czym poszedł zrobić sobie kolację. Krojąc warzywa, wrócił myślami do Harper, którą dzisiaj podwiózł. Wydawała się normalna, ale coś mu nie pasowało w tej jej normalności. Udzieliła mu odpowiedzi na pytanie, ale uważał, że to był raczej zwinny wybieg od tej właściwej. Tylko kim on był, żeby cokolwiek kwestionować? Nikim. Może miała ciężkie życie i była jak te wszystkie dzieciaki, które przychodziły do niego, żeby zaznać odrobiny… właśnie: normalności. Można było to nazywać, jak się chciało, ale dla tych dzieci to znaczyło wiele. W jej przypadku mogło być tak samo. Nigdy nie oceniał, a to, że mu się od samego początku podobała, nic między nimi nie zmieniało. Nie chciał być wobec niej nachalny, bo nie był takim typem mężczyzny. Czasem zamienili ze sobą słowo, ale nie nawiązali jakichś bliższych stosunków, dopiero dzisiaj jakoś tak… samo wyszło. Był opiekuńczym facetem, a jesienny zmrok zapadał wyjątkowo wcześnie, więc wolał służyć pomocą i samochodem. Taki gest naprawdę niewiele kosztował, w sumie tylko jego czas.

Jakiś kwadrans później nakładał sobie kolację na talerz i usłyszał pukanie, a potem ciche kroki. To na pewno była jego siostra, która nigdy nie czekała na zaproszenie.

– Cześć – faktycznie usłyszał za sobą jej głos.

– Cześć – przywitał się. – Mąż ma cię dosyć, że przychodzisz do mnie? – zażartował.

– Bardzo śmieszne. Ale nie. Pamiętasz, jak mówiliśmy o pewnym wyjeździe dotyczącym walki Cartera?

– Tak – odpowiedział, stawiając talerz na stół.

– To tylko weekend, a ja nie chciałabym brać ze sobą Mirandy. Wystarczy już, że jestem w ciąży, więc pomyślałam, że…

– O nie. Nic z tego. – Pokręcił głową. – Nie znam się na dzieciach.

Kochał siostrzenicę, ale był beznadziejny, jeśli chodziło o tego typu sprawy.

– Ależ znasz. Mała cię uwielbia, a ja po prostu nie chcę jej tam zabierać. Z tobą spędzi miły weekend, Bruno – jęknęła, próbując wziąć go na litość.

– Ty nie chcesz czy twój mąż? – podpytywał, nalewając sobie jeszcze do szklanki sok.

– Powiedzmy, że tamto miejsce nie jest odpowiednie dla dzieci.

Akurat z tym nie mógł polemizować, Alice miała rację.

– Tak bardzo jak cię kocham, siostra, tak nie mam zamiaru robić za niańkę. Niech Mike się nią zajmie. – Pił do agenta, który przez wiele lat opiekował się Mirandą.

– Ugh, ciebie proszę, a nie jego. Poza tym nie chcę widzieć drania na oczy. Oboje dobrze wiemy, że działał i być może dalej działa na dwa fronty, tylko my nie mamy na to dowodów.

– A co ja będę z tego miał? – Uśmiechnął się bezczelnie.

– Yyy, a co byś chciał? Weekend z siostrzenicą nie wystarczy?

– Ale ty wiesz, że mam trening w sobotę?

– Wiem, a ona uwielbia twoją salę. Może zatrudnisz tę dziewczynę do pomocy.

– Którą? – zapytał niedbale, doskonale wiedząc, o kim mowa.

– Nie udawaj.

– Naprawdę nie wiem, co ty sugerujesz. Przecież z nikim się nie spotykam.

– Niech ci będzie, ale mówię o… Jak jej było na imię? Już wiem – pstryknęła palcami – Harper.

– Ona tylko u mnie trenuje – wyjaśnił spokojnie, udając przed siostrą, że Harper mu się nie podobała. Nie wspomniał również, że podrzucił ją dzisiaj do domu.

– No tak i dlatego nie odrywasz od niej oczu – przekomarzała się z nim.

– Boże, nic się przed tobą nie ukryje – mruknął.

– No ale w razie czego masz kobietę u siebie, więc…

– Odkąd zadałaś się z Carterem, jesteś jeszcze gorsza niż kiedyś – wytknął jej i to wcale nie dla żartów.

– Przesadzasz – prychnęła i machnęła ręką w powietrzu, jakby odganiała muchę.

– Czyżby?

– To jak? – Ułożyła dłonie na swoim pokaźnych rozmiarów brzuchu.

– A mam jakieś wyjście? Przecież on tutaj przylezie i mnie zakracze.

– Nie zrobiłby tego. – Wyszczerzyła się. – Co najwyżej puściłby pięści w ruch.

– Jeszcze potrafię walczyć, nie wyszedłem z wprawy, siostra – przypomniał jej Bruno – więc jest jakieś prawdopodobieństwo, że też by oberwał.

– Oczywiście. Czyli rozumiem, że się zgodziłeś? To pa! – Szybko cmoknęła go w policzek i wyszła, nim zdążyłby zmienić zdanie.

Bruno opadł na krzesło i pokręcił głową. Patrząc na Alice, aż się bał, co wyrośnie z jego siostrzenicy, która już teraz nieźle dawała do wiwatu, jednak kochał ją. Ta mała była jego rodziną i właśnie się zgodził nią zaopiekować. Cicho westchnął, wbił widelec w makaron i myśląc o tym, co powiedziała mu siostra, zaczął pochłaniać kolację. Miał nadzieję, że jakoś da radę przetrwać ten weekend. Między nim a Harper naprawdę nic nie było, więc nie wiedział, dlaczego Alice uroiła sobie coś takiego. Nie zmieniało to faktu, że dziewczyna była naprawdę ładna, ale nie spodziewał się, żeby między nimi do czegoś doszło. To, że ją dzisiaj podwiózł, o niczym nie świadczyło. Nie narzekałby oczywiście, ale postanowił skupić się teraz na swojej kolacji.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz