Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
25 osób interesuje się tą książką
Powroty bywają różne, tak jak różni są ludzie, których się kocha.
Holly Carmichael wraca do rodzinnego miasta po traumatycznym wydarzeniu. Przekonuje się, że pewne rzeczy się zmieniają. Cain Paterson, w którym była niegdyś zakochana, nienawidzi jej z całego serca. Okazuje jej to na każdym kroku, próbując ją zniszczyć. Ona jednak, mimo że powinna wyjawić mu prawdę o jego bracie, milczy. Dziewczyna próbuje się za to pogodzić z przeszłością i wrócić do dawnego życia. Wtedy poznaje Deana Morrisona – mężczyznę o oszpeconej twarzy, który skrywa wiele tajemnic i jest tak samo intrygujący, jak milczący. Z czasem między nim a Holly nawiązuje się nić porozumienia, która stopniowo przeradza się w znacznie więcej. Niestety są nieświadomi tego, że łączy ich coś, co jednocześnie może zniszczyć ich relację. Mają też wokół siebie zazdrosnych ludzi, którzy źle im życzą…
Co się stanie, kiedy tajemnice wyjdą na jaw? Czy przyjdzie im zapłacić za nie swoje grzechy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 281
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
grafika autorstwa Izabeli Cywińskiej!
Lipiany woj, Zachodniopomorskie rodzinne miasteczko Anny Wolf
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Playlista
Obrazy z przeszłości napływały falami. Przynosiły fizyczny i psychiczny ból. Zasłoniła usta drżącymi palcami, żeby nie zawyć z bezsilności, gdy kolejny fragment układanki wypełniał jej jeszcze nie do końca pamiętający wszystko umysł. Czasem przebłyski pojawiały się znienacka, a niektóre zwyczajnie już tam były...
– Holly! – wykrzykiwał siedmioletni Preston, goniąc za nią po łące.
– Cii, Preston, zobacz jakie one śliczne. – Wskazała na dwa niebieskie motyle, które krążyły nad polnymi kwiatami.
– Złapię dla ciebie jednego – zaproponował i zaczął się do nich skradać.
– Zostaw, bo je uszkodzisz. – Uśmiechnęła się, gdy przyjacielowi nie udało się ich pochwycić.
– Ech, głupie owady – marudził.
– Nie takie głupie – zaprzeczyła. – Za to naprawdę śliczne i nie dały ci się upolować, więc są mądre.
Otrząsnęła się ze wspomnień. Pewne rzeczy pamiętała w naturalny sposób. Chociaż o tej jednej wolałaby zapomnieć. Tak bardzo pragnęła, żeby jej przyjaciel znalazł się przy niej i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułożyły. Ale to życzenie z serii tych, które się już nigdy nie spełnią. Tęsknota za nim wywoływała ból. Tęskniła za chłopakiem, który każdego dnia dla żartu da-wał jej papierowego owada, tworząc dla niej całą kolekcję. Były symbolem ich długoletniej przyjaźni, która umarła wraz z Prestonem, pogrzebanym sześć stóp pod ziemią. Nawet nie mogła go pożegnać.
Westchnęła i spojrzała pustym wzrokiem na nocną panoramę Bostonu. Cienki sweter nie chronił jej przed zimnym i przeszywającym na wylot jesiennym wiatrem, który otrzeźwił ją ze wspomnień. Nawet nie była świadoma, że z oczu pociekły łzy, których nijak nie dało się powstrzymać. Tak bardzo pragnęła zapomnieć, wymazać wszystko, co się jej przytrafiło, ale życie toczyło się dalej. I tylko rodzice i jej brat wiedzieli, co się tak naprawdę wydarzyło ponad pół roku temu. Zaniki pamięci, miesiące rehabilitacji, zarwane studia, to tylko część jej obecnego życia. A dzisiaj miała wrócić do domu, do Daytona Beach, gdzie się wychowała i gdzie przez ostatnie trzy lata bywała sporadycznie ze względu na naukę. Najbardziej jednak bała się spotkania ze starszym bratem Prestona, Cainem, którego znała od najmłodszych lat, a który ponoć oskarżył ją o zabicie brata. Nazwał ją morderczynią i kazał jej się nie pokazywać w mieście. Takie informacje dostała z kolei od swojego brata. Może i byłoby to zasadne, gdyby choć ocierało się o prawdę. Ale nie ona zabiła Prestona. Chociaż miała wyrzuty sumienia. I może w tej sytuacji lepiej, żeby Cain obarczał winą ją, niż miałby się dowiedzieć, co jej zrobił Preston i co go zabiło. Znała sąsiadów bardzo dobrze i wiedziała, jak tamci dwaj byli ze sobą związani. Wiedziała więc, że takie informacje by go zdruzgotały. Wcześniej przyjaźniła się z Cainem, a nawet na własne nieszczęście podkochiwała w nim. Ale to było kiedyś. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Życie wyglądało tak, jakby było cudze, a nie jej.
Starszy z braci zerwał z nią kontakt w momencie śmierci młodszego. Uznała, że jeżeli zamiast dwóch osób będzie cierpieć tylko jedna, niech tak będzie. Bo żadne słowa i tak już nie wskrzeszą Prestona. Zmartwychwstanie nie istniało. Czasem odnosiła wrażenie, że Bóg też nie, choć oskarżenie Caina o zbrodnię, której nie popełniła, bolało jak diabli.
Zagryzła dolną wargę prawie do krwi i otarła łzy wierzchem dłoni. Była wrakiem człowieka. Miała tylko dwadzieścia dwa lata, a przeszła tyle, że mogłaby tym obdarować jeszcze dwie inne osoby.
– Gotowa wracać? – odezwał się jej brat, który cały czas stał za nią, jakby się bał, że mogłaby skoczyć z dziesiątego piętra. W sumie byłoby to jakieś rozwiązanie, ale mimo odniesionych ran, umierania nie było na jej liście.
– Tak, ale się boję.
– Holly, nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. – Danny przytulił ją do siebie. – Nawet jemu. Jesteś moją siostrą.
– A on twoim przyjacielem.
– Jeszcze nim jest – podkreślił. – Przyjaciele są lub ich nie ma. Ty jesteś ważniejsza i uważam, że Cain powinien wiedzieć, co zrobił jego braciszek.
Zadrżała z zimna, a może ze strachu?
– Obiecaliście mi, że Cain się nie dowie. Niedawno zmarł ich ojciec…
– No i co z tego? – warknął jej brat. Był zły,
e ona myślała o tym skurwielu i jego uczuciach, a sama cierpiała przez jego bezduszność i bezpodstawne oskarżenia.
– Daj spokój, od prawdy nie wstaje się z grobu. Tak się nie da – rzekła.
– Ale on cię nienawidzi.
– Trudno, jakoś przeżyję tę jego nienawiść.
Nie chciała, żeby Cain dowiedział się prawdy o Prestonie. Zniszczyłoby to wizję braterskiej przyjaźni. Jego i tak już nie było, a prawda nikomu by nie pomogła. Tak uważała. Wystarczyło, że ją to codziennie dręczyło. Za każdym razem, kiedy spoglądała w lustro i widziała swoje ciało, czuła się winna, chociaż zapłaciła wysoką cenę.
– Możemy jechać – wyszeptała, dając się poprowadzić do windy, którą zjechali do podziemnego parkingu. Nawet w tych betonowych murach było więcej świeżego powietrza niż w szpitalnych salach. A powietrze było jej wybawieniem. Nie mogła już znieść tego sterylnego zapachu, który każdego dnia przyprawiał ją o mdłości. Już nigdy nie zamierzała oglądać szpitalnych ścian, nawet tych rehabilitacyjnych. Była w na tyle dobrym stanie, że postanowiono ją wypisać, a w razie jakichś problemów dalszą rehabilitację zalecono już w domu.
*
Następnego dnia, gdy jasne promienie słońca padły na twarz Holly, ta jęknęła i zakryła dłonią oczy, żeby móc się dobudzić. Miała problemy ze snem, ale dzięki środkom nasennym, o których nikt nie wiedział, udało jej się przespać kilka godzin. Tak samo jak nikt nie wiedział o jej koszmarach, które dręczyły ją każdej nocy.
Zakryła głowę poduszką, udając, że wciąż śpi. Nie miała zamiaru wstawać, nie kiedy w końcu była w domu z dala od tego szpitalnego reżimu. Po pewnym czasie, gdy od leżenia zaczęły ją boleć plecy, westchnęła i zaciągnęła się znajomym zapachem. Zapachem domu, w którym czuła się bezpieczna, i gdzie mogła się skryć przed złem tego świata, gdy on sam dalej gnał do przodu. Bo świat nie stanął w miejscu, nie zaczekał na nią, a ona była o pół roku starsza.
Poranną rutynę przerwały ciche roznoszące się po pokoju kroki. Wiedziała, kto przyszedł.
– Zjesz śniadanie? – zapytała mama, siadając na krawędzi materaca, po czym pogłaskała ją po ramieniu, jak wtedy, gdy była małym dzieckiem.
– Mam ochotę na twoje francuskie tosty – wymamrotała w pościel, po czym odrzuciła poduszkę i usiadła, przeczesując palcami swoje krótkie, ciemne włosy.
– Odrosną – pocieszała ją mama, w której oczach zebrały się łzy.
– Nie płacz. – Objęła kobietę. – To tylko włosy.
– Wiem, ale jak pomyślę… – urwała i otarła dłonią łzy, po czym wyswobodziła się z ramiom córki. – Ubierz się. Będą tosty, kawa i zjemy razem śniadanie na tarasie.
– Jasne, daj mi dziesięć… może piętnaście minut. – Holly pocałowała ją w policzek.
Mama wyszła, a ona wstała. Rozejrzała się po pokoju, stwierdzając, że nic się tutaj nie zmieniło podczas jej nieobecności. Wszystko zostało tak, jak przed trzema laty, kiedy wyjeżdżała. Owszem, co jakiś czas wpadała w odwiedziny, ale nie przez ostatnie miesiące.
Ostrożnie i boso stąpając po drewnianej podłodze, podeszła do korkowej tablicy wiszącej nad biurkiem. Osoby na zdjęciach uśmiechały się do niej. Danny, Lili, Preston, Cain oraz jej przyjaciółka Lori. Przeskoczyła oczami do następnej fotografii. Przejechała palcem po zdjęciu, na którym była z Prestonem w dniu balu maturalnego. Przyjaźnili się chyba od zawsze, chociaż dla postronnych może wyglądali na parę, to tak nie było. Preston po prostu ją lubił, zawsze mówił, że jest jego najlepszą kumpelą i tak ją traktował, a ona była z tego zadowolona. Inaczej miała się sprawa z jego bratem.
Oderwała dłoń i zamrugała szybko, żeby pozbyć się niechcianych łez. Trąciła papierowego motyla, zawieszonego na nitce, którego kiedyś zrobił dla niej Preston. Pomyślała o nim i o wszystkich origami, które znajdywała w różnych miejscach, gdzie je dla niej zostawiał. Ale, kiedy chciał jej poprawić humor, dawał jej złożone serce z papieru, które mogła otworzyć jak kartkę. Znajdowała tam zawsze jakiś kiepski żart, z którego zawsze się śmiała. Przełknęła niechciane łzy. Już nic nie można było zrobić. Jej przyjaciel leżał w tej cholernej ziemi, podczas gdy ona wciąż żyła.
Cofnęła się i wyciągnęła z komody świeżą bieliznę, po czym ruszyła do przylegającej do pokoju łazienki. Wzięła kolejny już prysznic. Chciała skutecznie zmyć z siebie cały smród poprzedniego miejsca.
Równo dziesięć minut później ubrana w biały dłuższy podkoszulek i długie, czarne leginsy stała w kuchni z wilgotnymi włosami i pierwszy raz od wielu miesięcy pomyślała, że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęła się na widok siedzącego na tarasie i kradnącego tost brata. Pomyślała, że dobrze być w domu. Nic się nie zmieniło.
Wyszła na taras, zaciągnęła się letnim powietrzem i tak znany słony zapach wypełnił jej płuca. Lekki wiaterek poruszał palmami rosnącymi w ogrodzie, a bugenwilla pyszniła się nad basenem. Postawiła bose stopy na przyjemnie chłodnych kaflach i usiadła w wiklinowym fotelu przy metalowym stole ze szklanym blatem.
– A ty nie w pracy? – zapytała braciszka, kiedy nałożyła sobie jedzenie na talerz.
– Nie, dzisiaj wziąłem sobie wolne. Chcę spędzić dzień z moją małą siostrzyczką. Pasuje ci ta fryzurka – poczochrał jej włosy – bo wyglądasz jak gówniara.
– A ty się tak zachowujesz. – Pokazała mu język. – Cain nie będzie miał ci tego wolnego za złe? – zapytała, czując niepewność odnośnie do tego faceta.
– Mam to w dupie. Moja siostra przyjechała, a ten fiut może mi naskoczyć – warknął.
– Danny, język — skarciła go mama, dosiadając się do nich.
– No co? Przecież to kretyn i się zmienił. Nie poznałabyś go, mamo. I przysięgam, że jak jeszcze raz obrazi Holly, odejdę z roboty.
– Ma prawo być wściekły, stracił młodszego brata – wyszeptała, próbując bronić starszego Patersona.
– A ty prawie umarłaś, ale to nie znaczy, że mam być na niego zły za to, co zrobił Preston. Kim on, kurwa, myśli, że jest?
– Możemy o tym nie rozmawiać? – poprosiła Holly i potarła skronie, bo znów poczuła ból głowy. Nie chciała do tego wracać. Minęło pół roku, a ona i bez tego miała wyrzuty sumienia. Popatrzyła na swoje śniadanie, i mimo że pachniało niebiańsko, straciła apetyt.
– Nie jesz? – Mama wyglądała na zatroskaną.
– Głowa mnie boli. – Nie chciała jej okłamywać. – Może spacer po plaży dobrze mi zrobi. – Uśmiechnęła się blado i wstała. – Nie martw się, mamo. Ze mną wszystko dobrze, tylko muszę nauczyć się dalej żyć bez… – Urwała, a ostatnie słowo powiedziała już w myślach.
Szła brzegiem plaży po złotych drobinach piasku, a przyjemnie ciepła woda obmywała jej stopy. Pogoda w Daytona Beach była zupełnie inna od tej w Bostonie. Za to właśnie dziewczyna kochała Florydę: przez cały rok było ciepło. Słońce, ocean i ciepły piasek. Tylko, że teraz jej głowa musiała odpocząć. Nie potrzebowała towarzystwa, co też powiedziała rodzinie, kiedy chcieli z nią iść. Wolała pobyć w samotności. Musiała pomyśleć, a nie chciała martwić rodziców ani brata. Rozterki dotyczyły jej życia. Wątpiła, że wróci do tego, co było przed wypadkiem. Nie sądziła, żeby się dało. To po prostu niemożliwe, żeby było tak jak dawniej, kiedy jednej z najważniejszych osób w jej życiu już nie ma.
Uniosła głowę i zobaczyła w oddali biegnącego w jej stronę chłopaka. W sumie nic niezwykłego, gdyby nie to, że wyglądał naprawdę imponująco. Był dobrze zbudowany, a jego podkoszulek na ramiączkach podkreślał tylko szerokość barków, co było widoczne nawet z tej odległości.
Im był bliżej, tym dostrzegała więcej szczegółów jego wyglądu: ogoloną głowę, wytatuowane ramiona. Te tatuaże dały jej do myślenia. To znaczy pełno mężczyzn je ma, ale jedną z takich osób, która mieszkała po sąsiedzku, był Cain. Coś w biegnącym mężczyźnie wydało się jej znajomego, jednak nie zamierzała tego sprawdzać. Odwróciła się, bo wolała, żeby przebiegł obok, podczas gdy ona miała zamiar udawać powietrze.
*
Cain biegał jak co rano przed pracą, a potem wykonywał swój standardowy zestaw ćwiczeń. O tej porze zawsze dobrze mu się myślało, ale dzisiaj… Dzisiaj był wkurwiony i nic nie mogło spowodować, że to się zmieni. A wszystko z winy tej suki, przez którą zginął jego młodszy brat. Zacisnął dłonie w pięści i przyspieszył. Miał do pokonania jeszcze kilometr do domu, ale jego uwagę przykuła dziewczyna stojąca przodem do zatoki. Jej krótkie, ciemne włosy delikatnie tańczyły na wietrze. Spojrzał na jej ubiór i zastanawiał się, kto normalny w taki upał na plażę wkłada długie, czarne leginsy. Wzruszył ramionami, bo to nie była jego sprawa. Chociaż, kiedy ją zlustrował, stwierdził, że miała świetną figurę i długie nogi oraz niczego sobie tyłek. Do głowy przyszła mu absurdalna myśl… Już kiedyś uprawiał seks z nieznajomą, ale jeszcze nigdy nie posunął się do podrywu na plaży.
Postanowił przetestować swoje wdzięki, uznając, że najwyżej dostanie w pysk. Żadna mu nigdy nie odmówiła, więc warto było spróbować. Był nabuzowany i musiał spuścić trochę pary. Dlatego zaczął się do niej zbliżać, ale raptownie odwróciła się do niego plecami i ruszyła przed siebie. Przyspieszył na widok tego cudownie jędrnego tyłeczka, który skrywał się pod beznadziejnym kawałkiem przydługiej koszulki. Kiedy prawie ją dogonił, postanowił zagadać.
– Poranna przebieżka? – zapytał, nie zdając sobie sprawy, do kogo mówi. Dziewczyna podskoczyła wystraszona, co nie uszło jego uwadze. – Wybacz, nie chciałem przestraszyć.
– Nie przestraszyłeś, Cain – wyszeptała, gdy na moment odwróciła twarz w jego stronę, po czym odeszła.
Stał jak osłupiały. W pierwszej chwili jej nie poznał, ale tak, to była ona. Pierdolona Holly Carmichael wróciła. Wściekły ruszył za nią. Dogonił, wyciągnął rękę i wbił palce w jej ramię. Szarpnął ją, żeby odwrócić do siebie.
– Żartujesz sobie, do chuja?! Co ty tutaj, kurwa, robisz?! – wrzeszczał.
– O co ci chodzi? – Lekko pochyliła głowę.
– O co?! O ciebie. – Pchnął ją niezbyt delikatnie palcem w ramię, na co się skrzywiła. – Jak, kurwa, śmiałaś przyjeżdżać? To miasto jest za małe dla nas dwojga! – Wciąż krzyczał.
– To Daytona Beach, a ty masz jakiś problem. – Rozumiała go, ale nie była chłopcem do bicia.
– A żebyś wiedziała, i to ty nim jesteś. – Dając upust swoim emocjom, pchnął ją obiema rękami z całej siły. Upadając na piach, wydała cichy jęk, co miał w dupie. – Nienawidzę cię – rzucił wściekle i odszedł.
*
Ze łzami w oczach patrzyła za oddalającym się Cainem. Płakała nie z powodu jego parującej złości. I nie dlatego, że jego gniew na nią nie minął, a jedynie jeszcze się wzmógł. To było zupełnie coś innego…
– Jezu – jęknęła chcąc się podnieść, ale ból z nogi wystrzelił wzdłuż kręgosłupa, aż zagryzła wargę do krwi.
W końcu mobilizując wszystkie siły i mięśnie, udało jej się stanąć. Odniosła mały sukces, mimo że czuła promieniujący ból.
Utykając, ruszyła w kierunku domu, gdzie miała zamiar zaszyć się w pokoju do końca dnia. Potrzebowała odpoczynku. Tam był jej azyl. Potrzebowała ciszy i spokoju, zwłaszcza po spotkaniu ze starszym Patersonem. Musiała emocjonalnie dojść do siebie. Jej ciało chyba było w lepszym stanie niż głowa. Tak jej się wydawało. Nieopodal domu musiała pokonać dwa niewielkie schodki przy podeście, ale to okazało się nie lada wyczynem. Chodzenie po płaskim terenie nie sprawiało jej większej trudności, inaczej sprawa się miała z wchodzeniem po schodach. Zacisnęła mocno szczęki z bólu i runęła jak długa, kiedy noga się pod nią ugięła. Z jękiem uniosła się nieznacznie na rękach, a jej wzrok padł na stojącego nieopodal brata, który rozmawiał z ich sąsiadem.
*
Obaj dostrzegli jej upadek. Cain się nie odezwał, kiedy Danny wystrzelił w kierunku siostry. Jedynie patrzył, jak jego kumpel dopadł do dziewczyny i wziął ją na ręce. Zmarszczył brwi na widok tej sceny, lecz nie miał dla niej współczucia. Nieważne, co jej się przydarzyło, zasłużyła na wszystko co najgorsze. Nawet na jebane plagi egipskie.
– Pieprzona dziwka – warknął pod nosem.
Odwrócił się na pięcie i wszedł do domu, w którym zamieszkał z mamą po śmierci ojca. Wprowadził się z powrotem cztery miesiące temu i wściekał, że ich posiadłość sąsiadowała z domem Carmichaelów. Był tutaj również ze względu na śmierć Prestona. Dla jego mamy śmierć syna, a później męża były podwójnym ciosem. Za wszystko obwiniał cholerną Carmichael. Ojciec dostał zawału na wieść o śmierci młodszego syna, a po dwóch miesiącach dopadł go drugi i zmarł w drodze do szpitala. Matka rozsypała się, a on był teraz jedynym mężczyzną w jej życiu, który utrzymywał ją jakoś przy zdrowych zmysłach. Jednak sam je tracił na myśl o tej kobiecie, przez którą ucierpiała jego rodzina. Nienawidził jej z całego serca za to, co zrobiła jego bratu i jemu. Nieważne, że policja uznała to za wypadek i że nic nie dało się zrobić. On uważał, że to wszystko i tak było jej winą.
Mijając pokój brata, miał ochotę wejść tam i zniszczyć wszystkie te przeklęte papierowe rzeczy, który Preston zrobił kiedyś dla Holly i zostały tutaj tylko dlatego, że jego mama tak chciała. Był wściekły również na braciszka, że zabrał mu jedyną osobę, która kiedyś była dla niego kimś więcej. Przynajmniej tak wtedy myślał. Mały gnojek zawsze miał u niej fory, ale to z Cainem miała swój pierwszy raz. To on odebrał jej dziewictwo, a kiedy myślał, że może coś z tego będzie, wystraszył się. Więc owszem, może był winny tej sytuacji, bo trochę długo mu zajęło dojście do wniosku, czego chce. Tyle że nie zdążył jej tego powiedzieć, bo zwyczajnie wyjechała na studia z Prestonem.
Walnął pięścią w drzwi i ruszył pod prysznic, żeby zmyć z siebie pot oraz piasek i całą złość na Holly, ale to ostatnie tak naprawdę było niemożliwe. Gniew mu nie mijał. Odnosił wrażenie, że zaczął przybierać na sile niczym huragan.
Kiedy pół godziny później stał w kuchni, trzymając w dłoni kubek kawy, i kończył ją dopijać, weszła mama. Przyjrzała mu się uważnie, a nie uszło jego uwadze, że była jakaś inna, jakby mniej przygnębiona.
– Ponoć Holly wróciła – odezwała się.
– I? – Zacisnął zęby. Wiedział, że matka bardzo ją lubiła.
– Może byśmy ją zaprosili na kolację, co ty na to?
Na wspomnienie o Carmichael zawrzała w nim krew i miał ochotę coś rozpierdolić.
– Nie ma, kurwa, mowy, żeby ona tutaj przyszła – wycedził i z hukiem odstawił kubek.
– A ty dalej swoje. – Kobieta pokręciła głową. – To nie była jej wina! Kiedy ty to w końcu zrozumiesz? Wypadki się zdarzają, a twój brat nie był święty.
– Wiem, ale on, do cholery, nie żyje, a ona ma się dobrze i nie wygląda na kogoś przejętego tym. Nie chcę jej w tym domu!
– Dobrze – odpowiedziała zrezygnowana. Wciąż nie mogła pojąć, dlaczego jej syn, który wcześniej uwielbiał tę dziewczynę, tak bardzo jej teraz nienawidził.
– Przepraszam mamo – pochylił się i ucałował ją w policzek – ale Holly Carmichael jest dla mnie martwa. Idę do pracy – oświadczył i ruszył do wyjścia.
*
Rebecca Paterson patrzyła smutnymi oczami na swojego jedynego syna, który zatracił się w bólu i nienawiści. Ubolewała, że oskarżał o wszystko Holly, ale to Preston był pod wpływem narkotyków, o czym Cain nie wiedział. Nic mu nie powiedzieli o tym, że jego młodszy brat był narkomanem, bo załamałby się jeszcze bardziej. Zresztą, sami aż do tego feralnego dnia nic nie wiedzieli, a jej mąż doznał wstrząsu na wieść o śmierci syna, skutkiem czego był zawał.
Nigdy nie mieli pretensji do Holly o to, co się wydarzyło. Dziewczyna obiecała im, że będzie miała na niego baczenie, ale przecież nie mogła upilnować Prestona, nie była jego niańką. A po wszystkim nie mieli pojęcia, co się z nią działo. Widzieli tylko, że brała udział w wypadku i była w ciężkim stanie. Rebecca przyjaźniła się z Gwen Carmichael, ale widać, że nawet przyjaźń miała swoje granice. Szanowała to, dlatego nie wypytywała, dlaczego córka Gwen nie pojawiła się na przegrzebie, chociaż to było oczywiste, skoro przebywała w szpitalu. Tylko trochę dziwne wydało jej się, że przyjaciółka milczała na ten temat oraz że przez bardzo długi czas Holly nie przyjechała do domu. Podejrzewała, że to było związane z wypadkiem, chociaż nie miała pewności. Jednak i tak, nawet wbrew Cainowi, postanowiła spotkać się z Holly. Nie widziała jej od przerwy wiosennej. Wybrała numer do jej domu i czekała, aż ktoś odbierze. Niby mogła do nich pójść, ale nie chciała być natarczywa.
– Tak? – usłyszała cichy głos przyjaciółki.
– Cześć, tutaj Rebecca. Czy mogę porozmawiać z Holly?
– Cóż… nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
– Proszę. Chciałabym zobaczyć się z przyjaciółką syna – poprosiła, licząc, że może od niej dowie się czegoś więcej.
– Poczekaj, zaniosę jej telefon – oświadczyła Gwen i poszła do córki. – Do ciebie, kochanie. – Podała Holly urządzenie i przystanęła obok.
– Kto to? – zapytała prawie bezgłośnie.
– Porozmawiaj.
– Tak? – odezwała się Holly, kiedy przejęła telefon od mamy.
– Tutaj Rebecca Paterson, chciałabym się z tobą spotkać.
– Ja… – Dziewczyna się zawahała.
– Proszę, umówimy się gdzieś na lunch. Bardzo chciałabym się z tobą zobaczyć i obiecuję, że Cain się o tym nie dowie. Wiem, że między wami jest jakiś zgrzyt, a on… Cóż, on chyba nie do końca jeszcze poradził sobie z tym wszystkim.
– Rozumiem – przyznała zgodnie z prawdą. – Dobrze. Proszę tylko podać miejsce, przyjadę.
– W Cipriani w południe, pasuje ci, kochanie?
– Tak, będę punktualnie, do zobaczenia – pożegnała się i rozłączyła.
Znała panią Rebeccę dość dobrze. Była kobietą o łagodnym usposobieniu, która kochała swoich synów. Holly widziała w jej oczach tyle miłości do dzieci, zawsze, kiedy na nich patrzyła. A teraz jeden z nich nie żył. Znów ścisnął ją ból. Wzięła głęboki oddech, żeby się nie rozpłakać. Tęskniła za Prestonem każdego dnia.
– Na pewno tego chcesz? – zapytała ją mama.
– Tak, jestem jej to winna. To ze mną wtedy był jej syn. Tyle że wciąż nie mogę sobie przypomnieć różnych rzeczy, mamo – wyznała. Wyraźnie pamiętała jednak to, że to nie ona prowadziła auto.
– Może tak jest lepiej.
– Może.
– Powiesz jej? – Mama usiadła przy niej. – Wiesz, że nie musisz, to nie była twoja wina. To był wypadek, cholernie nieszczęśliwy wypadek. – Holly nie chciała prostować jej słów, bo to, co mówiła jej mama, nie było do końca prawdą. Ktoś zawinił, ale nikt nikogo nie chciał tym obarczać.
– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Czy to coś zmieni, kiedy się o wszystkim dowie? Nie, więc chyba nie ma sensu. Wystarczy, że ma świadomość, że był ćpunem. To i tak był dla nich wielki cios. Tęsknię za nim, mimo wszystko. Był najlepszym przyjacielem, jakiego miałam, tylko trochę się pogubił. – Łzy pociekły jej po policzkach. – A ja nie umiałam mu pomóc. Naprawdę próbowałam.
– Och, kochanie, nie płacz. – Przytuliła ją.
– Przepraszam. – Pociągnęła nosem. – Chyba powinnam się szykować do tego lunchu – zmieniła temat. – Muszę przeszukać szafę, może znajdę jakąś długą sukienkę, bo mam dosyć ciągłego chodzenia w leginsach.
– A jak nic nie znajdziesz, pojedziemy jutro na babskie zakupy, okej?
– Dobrze.
– Więc nie masz nic przeciwko temu, że Danny cię podrzuci?
– Nie róbcie sobie kłopotu, wezmę taksówkę, mamo.
– Nie, nie. Chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Jeszcze nie kupiliśmy ci nowego samochodu.
– Nic nie szkodzi. Zresztą, nie wiem, czy odważę się usiąść za kółkiem. – Lekko wzruszyła ramionami, bo posiadanie auta nie było dla niej najważniejsze.
– Usiądziesz, wierzę w ciebie, córcia. – Mama ucałowała ją w czoło. – Muszę załatwić kilka spraw. Na pewno dasz sobie radę?
– Mamo – upomniała ją.
– Dobrze już, dobrze. Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Godzinę później czarny mustang, za którego kierownicą siedział Danny, pędził ulicami Daytona Beach. Holly obserwowała ludzi, auta, palmy. Wszystko, co oznaczało jej rodzinne miasto, które tak bardzo kochała. Bała się trochę rozmowy z panią Paterson, ale wiedziała, że to nieuniknione. Gdyby jeszcze tylko Cain tak bardzo jej nie nienawidził, byłoby znacznie łatwiej. Cicho westchnęła.
– Na pewno jesteś gotowa? – zapytał Danny.
– Nie wiem, braciszku. Nie mogłam jej odmówić. Ta kobieta nic mi przecież nie zrobiła, więc dlaczego mam ją karać za zachowanie Caina? Nie mogę.
– Też racja. Ale ten pajac, jak się nie uspokoi… Źle się to dla niego skończy.
– Niech sobie żyje swoim życiem i da mi święty spokój – powiedziała pełna goryczy. Kiedyś między nimi wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie było tak skomplikowane.
– Jesteśmy – oświadczył, parkując przed restauracją Cipriani.
– Dzięki. – Posłała mu uśmiech.
– Dzwoń, jakby co.
– Mhm.
Odpięła pas, pomachała bratu i wysiadła. Bez oglądania się za siebie ruszyła do lokalu. Była bardzo zdenerwowana. Do tego stopnia, że spociły się jej dłonie, które wycierała kilka razy w swoją długą, szarą sukienkę z krótkim rękawem. Mimo że był początek jesieni, temperatura wahała się w granicach dwudziestu pięciu stopni. Wolałaby mieć na sobie coś innego, ale pewne rzeczy powinny być zakryte przed ludzkimi spojrzeniami. Widziała w oczach pielęgniarek i lekarzy litość i współczucie, a nie chciała tego oglądać u reszty ludzi.
Weszła do środka i zaczęła się rozglądać.
– W czym mogę pomóc? – zapytała jedna z kelnerek.
– Byłam umówiona na lun… – Urwała. – Tam siedzi osoba – wskazała stolik ustawiony w ogródku pod palmami – z którą mam się spotkać.
– Zatem zapraszam. – Kobieta wskazała ręką.
Holly ruszyła do stolików na zewnątrz. Po tylu miesiącach spędzonych w szpitalu pragnęła powietrza. Cieszyła się, że mama Prestona wybrała akurat takie miejsce. Szklane drzwi się rozsunęły, a ona, nim usiadła, spojrzała na zatokę, gdzie przy kei zacumowano jachty. Ten widok wypełnił ją spokojem. Podeszła do stolika, który zajęła Rebecca.
– Dzień dobry – przywitała się z nią.
– Holly? – Mama Prestona uniosła głowę, spoglądając na nią z niemałym zaskoczeniem. – To ty?
– To ja. – Przejechała dłonią po swoich krótkich kosmykach, na które gapiła się pani Paterson. – Tak, wiem… – odchrząknęła. – Wglądam inaczej w tych włosach.
– Owszem, ale bardzo ładnie. Pasuje ci taka fryzurka. Proszę, usiądź i zamówimy coś. – Posłała jej uśmiech, a Holly zajęła miejsce. – Stęskniłam się za tobą, tak dawno się nie widziałyśmy, praktycznie od… W każdym razie dość długo.
– To prawda, długo – potwierdziła.
*
Kelner przyniósł zamówione dania, a kiedy zniknął, obie kobiety zabrały się za lunch. Holly czuła się trochę nieswojo w towarzystwie mamy Prestona. Bardzo ją lubiła, a okazywana serdeczność… nie spodziewała się takiego przyjęcia z jej strony po tym, co się wydarzyło.
– Nie robiłam porządków w jego pokoju – odezwała się nagle pani Paterson. – Nie mogłam się pozbyć ani jednej jego rzeczy. No i te jego origami… – Westchnęła. – Tyle tego jest, a ja nie mam sumienia wyrzucić. On je robił dla ciebie.
– Odkąd byłam małą dziewczyną – potwierdziła i coś w środku aż ją zakłuło na to wspomnienie. Miłe, ale ociekające żalem. – Nawet na studiach nie zaprzestał – powiedziała jakby bardziej do siebie. – Mimo że chodziliśmy na różne zajęcia, zawsze z rozpoczęciem nowego tygodnia znajdywałam jednego w plecaku. Dbał o mnie na swój własny sposób, chociaż – uniosła głowę, a po chwili ją opuściła na swój talerz – gdzieś się po drodze zagubił – wyszeptała, grzebiąc widelcem w sałatce.
– On cię kochał – powiedziała pani Paterson, a Holly spojrzała na nią zdziwiona. – No, nie w ten sposób jak chłopak dziewczynę, ale jak brat siostrę – dodała szybko, a w oczach dziewczyny zalśniły niechciane łzy. – Wydaje mi się, że to też jest powodem złości Caina.
– On mnie o wszystko obwinia. – Zacisnęła palce na widelcu, próbując połknąć łzy. – Czy on wie o Prestonie? Wie o jego nałogu? – zapytała. Bo to, że jej rodzina trzymała język za zębami, świadczyło o tym, że jednak nie.
– Nie, nic nie wie. – Rebecca pokręciła głową. – Nie mieliśmy sumienia mu powiedzieć. Wystarczy, że śmierć brata tak nim wstrząsnęła, a później jeszcze śmierć mojego męża. To było ciężkie pół roku, Holly.
– Bardzo mi przykro z powodu podwójnej straty – szepnęła. – Proszę Cainowi nie mówić. To już i tak nie pomoże, a może go jeszcze bardziej rozzłościć.
– On był taki wściekły, kiedy nie pojawiłaś się na pogrzebie. Do tej pory nie rozumiem jego zachowania.
– Nie mogłam. – Holly skrzywiła się na wspomnienie tego, co się z nią działo w dniu pogrzebu przyjaciela. Była w śpiączce.
– O mało nie pobił się z twoim bratem przed samym pogrzebem – dodała kobieta, a Holly zamarła na chwilę z uniesionym widelcem w dłoni. – Boże, to był koszmar. – Pani Paterson westchnęła żałośnie.
– Przykro mi. Gdybym mogła, cofnęłabym czas… – Mama Prestona nie znała prawdy, a ona nie miała sumienia jej tego mówić. Wstała gwałtownie od stołu. Spotkanie z matką zmarłego przyjaciela trochę wytrąciło ją z równowagi i chyba ją przerosło. – Przepraszam, ale muszę iść.
– Holly! – Pani Paterson krzyknęła za nią, ale ona popędziła do wyjścia.
Powietrza! Potrzebowała więcej powietrza. Coś ciężkiego spoczęło na piersi dziewczyny. To było poczucie winy, które zżerało ją każdego cholernego dnia. Poczucie winy, że nie uratowała Prestona przed nim samym.
Rozpaczliwie próbowała się wydostać z tego miejsca. Przemierzała chodnik przy ruchliwej ulicy, chcąc zadzwonić do brata, ale nawet nie mogła, bo zapomniała telefonu. Spojrzała na tak dobrze znany budynek przed sobą i ruszyła w jego kierunku, zapominając, że przecież Danny miał wolne. Nie zwracając na nic uwagi, weszła na jezdnię…
*
Cain właśnie zmierzał do siłowni, której był właścicielem. Powoli wjechał w boczną i niezbyt uczęszczaną uliczkę, kiedy nie wiadomo skąd przed jego samochodem wyrosła kobieta. Dał po hamulcach tak gwałtownie, że rzuciło go do przodu, a pas boleśnie wpił się w jego ramię.
– Co, do cholery?! – ryknął, a po chwili wściekły wypadł z auta. Ruszył za kobietą, której o mało nie przejechał, bo ona szła przed siebie, jakby nigdy nic. Dopadł do niej, złapał za ramię. – Jak, do chuja, łazisz?! – Puścił ją. – Życie ci niemiłe?!! – darł się w niebogłosy.
Kiedy tylko padły jego słowa, kobieta się odwróciła. Cain na jej widok poczuł, jakby dostał w twarz. To była pieprzona Carmichael. Wyglądała strasznie blado. Nim zdążył się odezwać, na jego oczach zaczęła się osuwać.
– Kurwa – zaklął.
W ostatniej chwili zdążył ją złapać, chroniąc przed upadkiem. Nie myśląc długo, wziął jej bezwładne ciało na ręce i bez większego problemu, bo była zdecydowanie lekka, przetransportował ją jakieś trzydzieści metrów dalej, do budynku, który należał do niego. Pchnął drzwi nogą i udał się prosto do swojego biura, w którym stała niewielka kanapa. Ułożył na niej nieprzytomną Holly, po czym odsunął się i zaczął wpatrywać w dziewczynę, której z całego serca nienawidził. Nie, to już nie była dziewczyna. To była młoda kobieta. Ta sama, którą rano zmieszał z błotem. Jego palce bezwiednie odgarnęły ciemny, krótki kosmyk z jej czoła, ukazując zaróżowioną bliznę. Zmarszczył brwi na ten widok.
– Coś ty, kurwa, zrobił mojej siostrze?! – Danny wpadł do biura kumpla, drąc się na niego i odpychając Caina od Holly.
– Nic jej, kurwa, nie zrobiłem. To ona weszła na jezdnię! Gdyby nie ja, ta pieprzona dziewucha leżałaby tam dalej – warknął zły. – Ale zaraz, co ty tu robisz? Tak kochasz u mnie pracować, że przychodzisz nawet w wolne? – zakpił.
– Korzystam z tego wolnego wedle mojego widzimisię. A co do niej, to jakoś ci nie wierzę. – Wstał i spojrzał na Patersona. – I jeszcze raz ją obrazisz, a dostaniesz w pysk.
– Uważaj. Zasrany obrońca się znalazł – prychnął. – Wychodzę i wracam za pięć minut. Lepiej dla was, żeby jej tu nie było, kiedy wrócę.
– Pieprz się, Cain – warknął Danny, próbując ocucić siostrę.
– Zrobię to, jak znajdę chętną, chociaż… – Cain postanowił w przypływie emocji dopiec kumplowi w najgorszy z możliwych sposobów – …twoja siostra się nieźle pieprzy, ma cipkę pierwsza klasa – powiedział.
W jednej chwili, kiedy Danny na niego spojrzał, Paterson zdał sobie sprawę, że przeholował.
– Zapierdolę cię!!! – ryknął Carmichael, rzucając się z pięściami na Caina. Złapał go za podkoszulek. – Ostrzegałem cię! Tyle razy ci mówiłem, że ona nie jest dla ciebie. A teraz chcę, żebyś się od niej odpierdolił. Doigrałeś się!! Wpierdolę ci, sukinsynu!! Prawie dorównywali sobie wzrostem oraz muskulaturą. Obaj mieli po dwadzieścia sześć lat i byli w świetnej formie. Jednak pierwszy cios zadał Carmichael, trafiając Caina prosto w szczękę, aż odrzuciło mu głowę w tył. Następne uderzenie wyprowadził Cain. Trafił w żebra kumpla, ale Danny nie był mu dłużny i poczęstował go znowu z pięści. Szamotali się, aż obaj o mało nie wyłamali drzwi z zawiasów. Wypadli na korytarz, zwracając uwagę innych. Zadawali sobie celne razy. Ich bójkę przerwało dwóch mężczyzn. Odciągnęli ich od siebie na bezpieczną odległość i starali się obu uspokoić. Ogólnie panowało niezłe zamieszanie.
– Jesteś skurwysynem – warknął Danny, spluwając krwią na posadzkę.
– A twoja siostra dziwką, która mi dała dupy! – rzucił Cain, nie panując nad gniewem, który płonął w jego żyłach. Po jego słowach zapadła wokół cisza i dopiero po chwili się zorientowali, że współpracownicy na coś patrzą.
Holly stała w drzwiach biura. Jej oczy skrzyły się niebezpiecznie. A więc to tak? Paterson uważał ją za dziwkę, mimo że ona oddała mu swoje dziewictwo? Miał cholerną rację, to miasto było za małe dla ich dwójki, ale ona nie zamierzała się wyprowadzać.
– Danny, odwieziesz mnie do domu? – zapytała cicho, podchodząc do brata i nie obdarzając Caina nawet spojrzeniem. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Nie po tym jak ją obraził.
– Holly, ja… – zaczął Paterson, ale Danny uniósł rękę.
– Daruj sobie. Nawet się, kurwa, nie odzywaj. Przepuść nas – warknął i zgarnął siostrę do swojego boku. Była blada jak ściana. – Wychodzimy z tej pierdolonej nory. A ty – zwrócił się do Caina – poszukaj sobie nowego pracownika. Zwalniam się – oświadczył.
*
Rozemocjonowany Cain odprowadził wzrokiem odchodzące rodzeństwo. Wiedział, że przesadził i chyba nie było już na świecie nic, co mogłoby polepszyć jego stosunki z tą dwójką. Wściekły ruszył do siebie, zatrzaskując z hukiem drzwi, które aż zaskrzypiały. Nie miał ochoty nikogo widzieć.
Wszedł do przylegającej do jego biura łazienki, spojrzał na wiszące i przymocowane do zielonych kafelek lustro i skrzywił się na widok siniaka tworzącego się na jego szczęce. Dotknął opuchniętej dolnej wargi i aż syknął.