Storm - Anna Wolf - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Storm ebook

Wolf Anna

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Chociaż poznali się wiele lat temu, dopiero teraz mogą zbudować coś prawdziwego. Jej tajemnica zmieni ich życie na zawsze...

Summer jest samotną matką czteroletniego Arona. Niedawno straciła pracę, ponieważ odmówiła zostania kochanką swojego szefa. Nie mając wyboru, zwróciła się o pomoc do jedynej bliskiej jej osoby – kuzynki Connie. Przyjeżdża do Jackson w Tennessee, by złapać oddech i postarać się odbić od finansowego dna. Czegoś jednak nie przewidziała… Niespodziewanie spotyka niewidzianego od lat ojca jej syna - Storma, prezesa klubu motocyklowego.

Czy Summer uda się ukryć prawdę przed Stormem? Jaki wpływ na rozwój sytuacji będzie miała jej przyjaźń z innym bikerem ze Storm Riders? I jak inni członkowie Storm Riders MC przyjmą rewelacje na temat ich prezesa?

Storm to kontynuacja serii „Storm Riders MC”, przygód członków klubu motocyklowego znanych z kart „Blade’a”. Opowieść o mężczyznach, którzy na co dzień są twardzielami, lecz potrafią oddać serce ukochanej kobiecie i stać się wobec niej czuli i opiekuńczy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 293

Oceny
4,4 (2998 ocen)
1952
595
320
98
33
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pinkijaponka2

Z braku laku…

Słaba. Nie wciągnęła mnie jakiś. Słownictwo MC nie powala. Nie wiem coś tu dla mnie nie zagrało. Biker MC pisane przez Polki jest mega mega słabe…
BlackRose2233

Całkiem niezła

Jakaś taka ta książka. Nie wiem uwielbiam Anne Wolf i jej twórczość, ale ta książka mnie nie powalila na kolana.
20
asta1901

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobra ksiazka jeszcze lepsza od pierwszej
20
PolaNegrid

Z braku laku…

Pani Wolf pisze jakby ją ktoś gonił…..
10
bakcyl

Z braku laku…

O Matko! cipki, suki, moja stara.. niesmaczne, nudne i przewidywalne. Rzadko to piszę, ale na prawdę.. książka z braku laku..
10

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Kamila Recław, Magdalena Zabrocka (Lingventa)

Fotografia wykorzystana na okładce

© Rosshelen/Dreamstime

Elementy graficzne w tekście

Designed by macrovector/Freepik

© by Anna Wolf

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1935-4

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Rozdział 1

Summer, przejeżdżając przez miasteczko, patrzyła na miejsce, do którego nigdy nie chciała wracać, ale jednak stało się… i z powrotem tutaj była. Schowała swoją dumę do kieszeni i dwa dni temu zadzwoniła do kuzynki z zapytaniem, czy mogłaby się jej zwalić na głowę. Gdy tylko usłyszała, żeby spakowała walizki i przyjeżdżała, od razu ruszyła w drogę. Inna sprawa, że zwyczajnie nie miała wyjścia. Była samotną matką, a jej szef okazał się totalnym dupkiem. Zaproponował jej przedłużenie umowy w zamian za usługi seksualne. Summer uznała propozycję za nie do przyjęcia, więc zrobiła jedyną słuszną rzecz, jaka przyszła jej wtedy na myśl – facet dostał w twarz. W podzięce została zwolniona w trybie natychmiastowym. I dlatego teraz znajdowała się w Jackson w Tennessee.

Nigdy nie chciała tu znów przyjeżdżać, ale jak się okazało, nigdy nie zawsze oznacza nigdy. Z ostatniej wizyty w tej mieścinie pozostały jej gorzkie wspomnienia. Jednak teraz nie miała planu… ani tym bardziej miejsca, gdzie mogłaby się podziać z dzieckiem. Brak pieniędzy również stanowił przeszkodę. Życie samotnego rodzica nie było usłane różami. Z wypłaty prawie nic nie zostawało, mimo że Summer bardzo oszczędzała. Ubrania, najczęściej używane, pochodziły z Armii Zbawienia i jedynie czasem mogła kupić coś nowego dla synka. Jednak nie to było najważniejsze, ale fakt, że jej dziecko stanowiło na szczęście okaz zdrowia. Lekarze i leki kosztowały dużo, a ona posiadała najtańszy pakiet opieki medycznej, który niedługo i tak miał się skończyć, co oznaczało, że w razie problemów nie będzie jej stać na zapewnienie małemu czegokolwiek. Ot, realia życia.

Z ostatnimi stoma dolarami w portfelu, jakie posiadała, wyruszyła w podróż do Connie, licząc na pomoc bliskich. Tak się złożyło, że jej jedyna rodzina mieszkała właśnie tutaj, w Jackson. Miała nadzieję, że będzie mogła się u nich zatrzymać, póki nie odbije się od dna.

Przejechała swoim zdezelowanym autem kilkaset kilometrów i w końcu wjechała na podjazd kuzynki. Wyłączyła silnik, jednak wciąż trzymała rękę na kierownicy. Siedziała przed domem i biła się z myślami. Wreszcie spojrzała na rozbudzonego czterolatka, który patrzył na budynek z żółtą elewacją. Wiedziała, że nie może siedzieć w samochodzie w nieskończoność. Z cichym westchnieniem wysiadła, obeszła pojazd, po czym otworzyła drzwi od strony pasażera. Rozpięła synkowi pasy, wyciągnęła go, ujęła za rączkę i pomaszerowali w kierunku werandy. Nim na nią weszła, drzwi rozwarły się i w progu ukazał się rudzielec z burzą loków.

– Już jesteście! – zaćwierkała wesoło Connie, po czym zbiegła po schodach i uściskała Summer. – A to Aron? – Wskazała malca.

– Tak, to mój syn. Kochanie – wzięła dziecko na ręce – to jest twoja ciocia Connie.

– Cześć… – Chłopiec przywitał się z niemałym zainteresowaniem. – Masz czerwone włosy.

Connie zachichotała. Pomyślała, że dzieciaczki w jego wieku były całuśne i do schrupania.

– Jesteś naprawdę uroczy – uśmiechnęła się – a moje włosy są rude. Chodźcie do środka, później Blade przyniesie wasze bagaże.

– Dziękuję. – Summer z ulgą powędrowała za kuzynką. Była zmęczona po wielogodzinnej jeździe i teraz marzyła jedynie o prysznicu oraz o tym, by odpocząć, mimo że nie było jeszcze zbyt późno.

Dwie godziny potem Aron smacznie spał w łóżku, które Summer z nim dzieliła. Pasowało jej takie rozwiązanie, nie chciała o nic więcej prosić i się narzucać. Przysiadła na brzegu materaca i spojrzała na synka, który był wierną kopią ojca. Czule odgarnęła mu z czoła ciemne włoski i ucałowała na dobry sen. To był taki jej codzienny rytuał. Jedyna chwila, która była tylko jej i której nikt nie mógł jej zabrać.

– Śpi? – zagadnęła cicho Connie, zajrzawszy do nich. Cieszyła się z wizyty kuzynki, jednak też zaczęła się o nią martwić. Dziewczyna była szczupła, za szczupła, i wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała się rozpaść. Connie za dobrze znała to uczucie. Było gówniane. – Chodź, napijemy się wina i opowiesz mi wszystko ze szczegółami – zaproponowała.

– Jasne, dlaczego by nie…

Chwilę później obie siedziały w przytulnym salonie na miękkiej skórzanej kanapie, ale tylko Summer trzymała w dłoni lampkę z winem. Upiła łyk alkoholu i mruknęła z aprobatą. Wino było dobre, ale nie miała zamiaru pić więcej. Odczuwała zmęczenie, więc alkohol szybko by ją uśpił.

– Nie pijesz? – zapytała po chwili.

– Nie przepadam za alkoholem, poza tym… – Connie wskazała na swój brzuch i wzruszyła ramionami.

– Cholera, moje gratulacje. Kto by przypuszczał…

– Na pewno nie ja, ale życie bywa nieprzewidywalne.

– Tak. Zmieniło się tutaj. – Summer powiedziała prawdę. Dom wyglądał zupełnie inaczej, niż go zapamiętała. Odzyskał swoją dawną świetność, wystarczyło użyć odrobiny farby. Jaka szkoda, że puszka z farbą nie była w stanie naprawić ludzkiego życia.

– Owszem, a to wszystko zasługa Ashera.

– Ashera? – zapytała zdziwiona.

– Ach tak… Nie powiedziałam ci, że to prawdziwe imię Blade’a. Lubię je i często się tak do niego zwracam – wyznała Connie z uśmieszkiem. – Ale tylko kiedy jesteśmy sami. W innym wypadku nie jest to mile widziane.

– Jest dla ciebie dobry, prawda?

– Tak, jest. – Connie upiła łyk soku. – Był taki czas w moim życiu, kiedy nie wierzyłam, że spotka mnie jeszcze coś dobrego. Ale to było, zanim go poznałam, a także pozostałych członków klubu.

– Klubu? – Summer zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, co rudzielec miał na myśli.

– W mieście jest klub motocyklowy, nazywają się Storm Riders, a Blade jest jego członkiem. Masz dużo do nadrobienia, słońce.

– Och. To jakiś gang czy coś w tym stylu?

– Nie! – Connie się zaśmiała. – Nie są tego typu klubem. Owszem, lepiej z nimi nie zadzierać i większość z nich wygląda tak, że wieczorem na ich widok uciekłabyś gdzie pieprz rośnie, ale to w porządku ludzie. Uczciwie zarabiają, większość to byli wojskowi.

Ostatnie słowo zmroziło Summer. Coś w jej wnętrzu zacisnęło się na wspomnienie sytuacji sprzed pięciu laty. Chciałaby je wymazać, ale nie dawała rady. To wciąż bolało, jednak teraz już nauczyła się z tym żyć. Zapatrzyła się na kuzynkę, której spojrzenie mówiło: „komu mam nakopać?”, i posłała jej blady uśmiech.

– Cieszę się, że chociaż tobie się ułożyło. Jak widać, mnie pewne rzeczy nigdy nie będą dane.

– Nie mów tak.

– Ale taka prawda, Connie.

– Czy wiesz, co się dzieje z ojcem Arona?

– Nie i nie chcę wiedzieć. – Summer potrząsnęła głową, wokół której zatańczyły jasne włosy. – Nie zasługuje na to, żeby poznać własnego syna, nie po tym, co zrobił – stwierdziła gorzko.

– Skurwiel z niego. Szkoda, że nie wiesz, gdzie go szukać, bo nasłałabym na niego chłopaków ze Storm Riders.

– Zrobiłabyś to?

– A jakże. Skopaliby mu dupę i być może użyli tępych narzędzi na jego orzeszkach. – Zachichotała, a jej słowa wywołały niemały szok u Summer.

– Co oni z tobą zrobili i gdzie się podziała Connie, którą znałam?

– Naprawili mnie i wciąż tutaj jestem. A co do sprawy… Wierz mi, potrafią nastraszyć, a wtedy nie są miłymi kolesiami z sąsiedztwa, o nie.

– Cholera, może kiedyś skorzystam z tej propozycji. – Ziewnęła, czując ogromne zmęczenie. – Wybacz, ale chyba położę się spać. – Chciała już uciąć ten trochę niewygodny temat, poza tym naprawdę była skonana.

– Jasne, kochanie. Nie muszę jutro być tak wcześnie w pracy, więc możemy zjeść razem śniadanie.

– Chętnie. Dobranoc i jeszcze raz dziękuję za pomoc. – Summer wstała, przytuliła kuzynkę i ruszyła do kuchni odstawić kieliszek na kuchenny blat.

– Dobranoc.

Gdy tylko dziewczyna zniknęła w swoim pokoju, Connie się zamyśliła. Kuzynka nigdy nie przyznała się, kim jest ojciec jej dziecka. Jednak ona domyślała się, że historia była jedną z tych nieprzyjemnych. Dostrzegła, jak Summer zesztywniała, gdy padły słowa o wojsku. Coś było na rzeczy i liczyła, że w końcu dowie się prawdy. Prawda prędzej czy później wychodzi na jaw. Tylko jakoś zawsze kazała na siebie czekać i objawiała się zazwyczaj w najmniej odpowiednich momentach. Connie doświadczyła tego na sobie, ale… to już była przeszłość.

– Cześć, kociaku – odezwał się wchodzący Blade, po czym pocałował ją w usta.

– Cześć – przywitała się.

– Auto stojące na podjeździe należy do twojej kuzynki? – zapytał dla potwierdzenia. Wedle jego wiedzy samochód raczej nadawał się na złom niż do użytku. Był przerażony faktem, że kobieta przejechała nim tyle kilometrów, i to z małym dzieckiem.

– Tak – odpowiedziała i wstała. – Przyniesiesz jej rzeczy, kochanie?

– Oczywiście, ale nie powinna jeździć tym złomem.

– Zgadza się, ale wiesz, jak jest.

Blade właśnie tego nie wiedział, ale nie chciał się kłócić ze swoim kociakiem. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż zadzierać z kobietą, na której punkcie ocipiał – jak to mówił Storm.

Następnego dnia, przed porą lunchu Summer zobaczyła motocyklistę, z którym związała się jej kuzynka. Connie nie przesadziła, opisując jego wygląd, ponieważ naprawdę trochę przypominał zbira. Mężczyzna był wielki, wytatuowany, z ogoloną po bokach głową i dlatego w pierwszym momencie Summer się go wystraszyła. Jednak w jego oczach tliło się coś, co sprawiło, że bez obawy podeszła do niego, po czym przysiadła się do stołu, przy którym raczył się kawą.

– Cześć, jestem Summer – przedstawiła się, czując się trochę niezręcznie.

– Wiem. Kociak mi o tobie powiedział.

– Kociak? – parsknęła. – Tak do niej mówisz?

– Cóż, skoro jej to odpowiada… – Wzruszył ramionami. – Jestem Blade. – Wyciągnął rękę, którą szybko chwyciła. Była silna i trochę szorstka.

– Wiem. Connie mi o tobie mówiła – powtórzyła jego wcześniejsze słowa.

– W sumie dobrze się składa, że przyjechałaś.

– Tak? A dlaczego? – zapytała z ciekawością.

– Bo widzisz, mamy w klubie taką małą uroczystość. – Pochylił się bliżej niej. – Jeden z nas się żeni, a ja również mam pewne plany co do rudzielca – mruknął, a po chwili szepnął Summer coś na ucho.

– Cholera, ty mówisz poważnie – wykrztusiła, całkowicie zaskoczona jego słowami.

– Tak, ale Connie o niczym nie wie. Sądzi, że jej przyjaciółka bierze ślub.

– Mówisz o Carmeli? – zapytała.

– Znasz ją?

– Tak.

– Ten świat jest coraz mniejszy, ale do brzegu. Chodzi mi o to, że kiedy cię poprosi, żebyś pojechała z nią do naszego klubu, zgódź się i zapakuj swój tyłek do samochodu.

– Nigdy nie byłam w takim klubie – stwierdziła Summer z lekką obawą.

– Nic ci tam nie grozi. Wszyscy są dla mnie jak rodzina, a ty jesteś rodziną mojej kobiety, zatem też i moją. A rodzinę się chroni.

– Okej – powiedziała cicho. Była zbita z tropu jego słowami i postawą.

– W takim razie na mnie już pora. – Mężczyzna wstał. – Dasz sobie radę?

– Tak – odpowiedziała.

– Do później.

Ledwie Blade wyszedł, a już zjawiła się Connie. Wpadła do środka cała rozpromieniona, posyłając Summer szeroki uśmiech.

– Mam dla ciebie propozycję i nie przyjmuję odmowy. – Dziewczyna domyślała się, co chciała jej oznajmić kuzynka. – Pojedziesz ze mną do klubu, Carmela ma dzisiaj swój dzień.

– Ale zapomniałaś, że mam syna.

Blade chyba też zapomniał, stwierdziła gorzko w myślach. Nie chciała małego brać ze sobą.

– To też da się rozwiązać. Więc jak będzie?

– Dobrze. – Kiwnęła głową, mając w pamięci słowa jej faceta, po czym poszła do synka, który siedział w salonie i bawił się klockami.

Godzinę później Summer zostawiła Arona pod opieką mamy Sanda, którego znała z dawnych lat, po czym zapakowała się wraz z Connie do swojego samochodu i razem pojechały do klubu. Nie bardzo wiedziała, czego może się tam spodziewać, ale obiecała coś Blade’owi i nie było mowy, żeby nie dotrzymała słowa. W sumie nawet była mu to winna. Razem z Connie wzięli ją pod swój dach bez zadawania zbędnych pytań, więc chociaż tyle mogła dla nich zrobić – i w jakiś sposób się odwdzięczyć. Ale niekoniecznie musiała zabierać Arona. Uważała, że klub motocyklowy to nie jest odpowiednie miejsce dla kilkulatka.

I teraz, kiedy znalazła się na starym ranczu, gdzie przed domem w rzędzie stały motocykle, wiedziała, że miała rację. Na pozór wszystko wyglądało normalnie, jednak to było tylko złudzenie. Dostrzegła bowiem sporą grupę mężczyzn w klubowych kamizelkach. Zdawało się, że w powietrzu unosił się testosteron, i towarzyszyło mu niewybredne słownictwo – a tego nie chciała dla swojego syna. Zdecydowanie nie.

– Nie bój się – odezwała się Connie.

– Nie boję.

– Twoja mina mówi zupełnie coś innego.

– Po prostu czuję się niekomfortowo.

– Znam to, ale musimy iść, nikt na nas nie będzie czekał.

Weszły do jednego z pokoi i wtedy Summer cicho westchnęła. Jej oczy skupiły się na Mel, która mówiła coś cicho do uroczej dziewczynki. Mała tylko intensywnie kiwała główką, aż jej włosy podskakiwały. Summer uśmiechnęła się pod nosem na widok znajomych twarzy. Znała Carmelę, do której każdy mówił Mel, a przed chwilą, i to w locie, poznała Ghosta. Uznała, że ich trójka miała szczęście, bo mieli siebie nawzajem. Cóż, wychodziło na to, że w życiu każdego zaszły jakieś zmiany, w jej też. Tylko że, patrząc teraz na te wszystkie wesołe kobiety, z których większości nie znała, co nie miało w sumie większego znaczenia, poczuła się dziwnie. Summer też w pewien sposób była szczęśliwa, ale i tak na myśl o ojcu Arona wypełniła ją gorycz. Był podłym sukinsynem. Wiedziała, że gdyby spotkała go na ulicy, zapewne naplułaby mu w twarz. Przez te samotne lata nauczyła się wiele. W tym także mówić „NIE”. Potrafiła walczyć o swoje. Dowodem tego była ostatnia sytuacja w pracy, a przecież oczekiwała tylko szacunku. Przełknęła żółć, palącą ją od środka, i poprawiła sukienkę, totalnie nie w jej guście, którą jednak bez gadania włożyła. Doceniała bowiem fakt, że pożyczono jej coś na tak ważną uroczystość. Przywołała na usta uśmiech i ruszyła za innymi kobietami, które powoli zaczęły wychodzić z domu.

– Gotowa? – Connie zapytała przyjaciółkę.

– Bardziej już chyba nie będę – odpowiedziała Mel z figlarnym uśmiechem.

– Zawsze możesz się rozwieść – mruknęła Summer, sugerując proste rozwiązanie.

– Nie z nim. To nie są tacy mężczyźni. U nich to oznacza raczej na zawsze.

– Nic nigdy nie jest na zawsze – wyszeptała sama do siebie, gdyż znała różnych facetów i każdego z góry skreślała. Jedynym, którego kochała miłością bezwarunkową, był jej synek.

Usłyszawszy cichą muzykę, jako jedna z ostatnich ruszyła za innymi kobietami. Szła w rytm płynącej z głośników rockowej ballady wypełniającej dźwiękami całą przestrzeń. Czuła się dziwnie pośród motocyklistów, którzy przyglądali jej się z zaciekawieniem, ale byli znajomymi Connie oraz Mel, więc starała się nie zwracać na to uwagi. Chciała tu być dla tych dwóch dziewczyn i wybranków ich serc. Connie i Blade stali się również jedyną rodziną, jaka jej została, chociaż… może nie do końca. Powinna raczej powiedzieć, która jej się nie wyrzekła, więc teraz nie miała zamiaru niczego im spieprzyć.

Kroczyła powoli z lekko spuszczoną głową, skupiając wzrok na plecach idącej z przodu Mel, ale w końcu lekko uniosła oczy, żeby spojrzeć na pana młodego. Właśnie w tym momencie zgubiła rytm i stanęła jak wryta. Nie była w stanie zrobić ani kroku więcej, jakby jej buty zapuściły korzenie. Te same intensywnie niebieskie oczy, które prześladowały ją od kilku lat, teraz patrzyły na nią w niemałym zdziwieniu. Na twarzy mężczyzny pojawiła się niestygnąca złość, przeszywając Summer na wskroś.

Matko Boska i wszyscy święci! Nie była gotowa na to spotkanie. Czuła się jak ostatnia idiotka, która zgodziła się na wejście do jaskini, a później na spotkanie z samym lwem. Boże, nawet za milion lat nie spodziewałaby się zobaczyć w takim miejscu Dantego. Rozpoznała go od razu. Mimo upływu czasu nie zmienił się zbytnio. Owszem, teraz, kiedy na niego patrzyła, wydawał się wielki, jakby jego ciało nabrało jeszcze większej tężyzny. Wciąż stojąc w miejscu, nie potrafiła zrobić ani kroku, tylko lustrowała mężczyznę. Miał na sobie dokładnie taką samą klubową kamizelkę jak… Och, pieprzony Boże. Alarmujące dzwonki w jej głowie rozdzwoniły się tak głośno, że aż zbladła, gdyż zdała sobie sprawę, że był częścią tego klubu. Nie orientowała się, co oznaczały jego naszywki, była zielona w temacie. Jej oddech przyspieszył, gdy uświadomiła sobie, że przeszłość, której nigdy nie chciała oglądać, stanęła przed nią w postaci, której też nie chciała widzieć. Dante w oczach miał żądzę mordu, a jego zaciśnięta szczęka i gromiące ją spojrzenie były aż nazbyt wymowne. Szlag! Tylko ona mogła mieć takiego pecha.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz