Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość, zdrada, zbrodnia i wielkie namiętności w scenerii kamiennych fortec, rycerskich potyczek i krwawych bitew. Czy klątwa rzucona przez konającą kobietę na ród Istrel doprowadzi do jego zagłady? A może miłość, która niespodziewanie rozkwitnie pod osłoną nocy, przywróci nadzieję tam, gdzie jej już od dawna nie było? Jeżeli ktoś miał wątpliwości, czy przed wiekami ludzie nienawidzili i kochali równie mocno jak teraz, to ta książka raz na zawsze je rozwieje. Nieokiełznana namiętność była i zawsze będzie ponadczasowa, tak samo jak pogarda i rządy zemsty.
Piękna i Bestia w nowej odsłonie!
snieznooka
Byli gangsterzy i niegrzeczni panowie z MC, ale czegoś takiego jeszcze nie czytaliście! Anna Wolf w zupełnie nowym wydaniu. Pasja, niebezpieczeństwo, konwenanse i niezwykły wojownik, który zawładnie sercem każdej kobiety! „Klątwa Berserkera” stanie się Waszą, wypali swoje piętno nie tylko na skórze, ale w każdej myśli! Gorąco polecam tę powieść historyczną.
katus_love_book
Mega wciągająca i inna od wszystkich dzieł autorki książka, która może być początkiem zupełnie nowego kierunku. Historia królestwa powitego klątwą sprzed wielu wieków, której nikt nie był w stanie zdjąć oraz miłość niczym z bajki o Pięknej i Bestii, porwie nas w zaskakujący świat. Odmienny styl Ani podsycił ciekawość i sprawił, że będziemy chcieli znacznie więcej.
pasje_zaczytanej_agnes
„Klątwa Berserkera” Anny Wolf w magiczny sposób przenosi czytelnika do średniowiecza - do świata rycerzy w lśniących zbrojach. Piękna historia miłości Bianki i Ilandera. Czy to, co ich łączy, przełamie klątwę?
Moim zdaniem, to najlepsza z napisanych dotychczas książek autorki.
katarzynabm
Anna Wolf w całkowicie nowej odsłonie. Powieść historyczna!
Autorka zabiera czytelników do mrocznych czasów średniowiecza i zamku Istrel, aby ukazać losy błękitnookiego Ilandera. Naznaczonego od urodzenia klątwą oraz znakiem szkarłatnego wilka, niczym normańskiego berserkera. Czytając „Klątwę” na pewno mocniej zabije Wam serce! Fabuła wciąga i nie można się od niej oderwać by poznać losy Ilandera i Bianki.
Papierowe Księżniczki
Od pierwszych stron łakniemy tylko więcej. Anna w napisanie książki włożyła całe serce, za co my jesteśmy jej wdzięczne. Znalazłyśmy w niej historię, której potrzebowałyśmy. Starodawne klimaty i stylizowany na tamte czasy język nas zachwycił. Zdecydowanie polecamy i czekamy na ciąg dalszy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 284
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Kamila Recław
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Kamila Cukrowska, Barbara Milanowska (Lingventa)
Zdjęcie na okładce
© D-Keine/iStock
Elementy graficzne na okładce: © ADMakowska
© by Anna Wolf
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-1821-0
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
fragment
Moim Czytelnikom, którzy tak bardzo czekali na tę opowieść.
Miejsca oraz ich nazwy wymyślono na potrzeby owej historii, a wszystkie postacie są fikcyjne.
W czasach, kiedy mrok ogarniał coraz większe połacie ziemi, pewnej burzowej nocy, gdy niebo rozświetlały tylko błyskawice, a wiatr wył niczym potępiony, pan na zamku Istrel powitał na świecie swe pierworodne dziecię. Chłopiec naznaczony był na skórze znakiem szkarłatnego wilka, a oczy miał tak błękitne, iż jego narodziny przeraziły towarzyszącą pani służkę. Obawiała się reakcji lorda, bo nie należał on do mężczyzn łagodnych w obejściu.
A kiedy pan udał się do komnaty zobaczyć swego nowo narodzonego dziedzica, pojął w lot, że jego połowica nie mogła być mu wierna. Gniew, jaki rozlał się w jego żyłach, okazał się straszniejszy niż nawałnica szalejąca za zamkowymi murami. Był dumnym lordem, który nie znosił sprzeciwu, a każde, choćby najmniejsze, przewinienie karał bardzo surowo. Spojrzał więc na wszetecznicę, która była mu żoną, i zazgrzytał zębami.
– Ty dziwko! – ryknął, a jego głos odbił się od kamiennych ścian komnaty i niósł po zamkowych korytarzach. – Zginiesz! Nie daruję ci takiej zniewagi! – grzmiał.
– Cóżem uczyniła, że chcesz mej śmierci? – wychrypiała osłabiona białogłowa.
– Urodziłaś bękarta! – huknął.
Lord Istrel nie mógł znieść takiej potwarzy, więc uznał, iż jego zdradziecka żona nie dożyje poranka. Syn, którego tak pragnął i wyczekiwał, był dlań jedynie bastardem zrodzonym z nierządnicy i Bóg raczył wiedzieć kogo. Być może i samego diabła. Nie mogąc zdzierżyć widoku dziecięcia, jego włosów czarnych niczym smoła i błękitu oczu, uznał, iż dziecko podzieli los matki. Syn stanie się dla niego jedynie wspomnieniem, niczym więcej.
– Oszczędź nas, panie – błagała białogłowa z oczami i sercem przepełnionymi strachem.
– Zrobiłaś ze mnie głupca, ty dziwko! – krzyczał do półprzytomnej z bólu, wysiłku i lęku małżonki. – Ten bękart nie dożyje wschodu słońca, tak samo jak i ty!
– Dziecko jest twoje, przysięgam, panie, na swe własne życie – wychrypiała słabym głosem, patrząc z czułością i ze łzami w oczach na swój maleńki skarb owinięty w płótno i leżący obok niej w łożu.
– Sekutnica – warknął i, o mało nie rozbijając po drodze glinianego dzbana, wypadł pospiesznie z komnaty.
Drzwi trzasnęły, ale po chwili rozwarły się ponownie. Płomienie ognia strzeliły w górę w kominku, a w komnacie dało się wyczuć jakby powiew wiatru. Pani zamku przytuliła swego synka do bladej piersi, połykając łzy. Znała małżonka i wiedziała, do czego ten człek był zdolny. Lękała się nie o siebie, ale o swojego małego błękitnookiego chłopca. Dla niej było już za późno na ratunek, ale mogła ocalić ukochanego pierworodnego. Wyciągnęła rękę, żeby przywołać służkę, która cicho krzątała się po komnacie.
– Pani… – Milda dopadła łoża niewiasty i ujęła jej drobną dłoń. – Pan każe zgładzić ciebie oraz dziecko. Cóż mam, na Boga, czynić? Jak temu zaradzić?
– Uciekniesz.
– Jakże to?
– Ja jestem stracona, ale nie on.
– Lord oszalał – wyszeptała służka, przerażona tym, co groziło jej za takie słowa.
– Zatem nie ma czasu do stracenia. – Pani ścisnęła dłoń Mildy. – Uciekniesz z mym synem Ilanderem tam, dokąd cię nogi poniosą. Nikomu nie zdradzisz jego pochodzenia. Nikomu nigdy nie wyjawisz tego choćby słowem. Przysięgnij na Boga, że spełnisz tę prośbę, inaczej ma dusza nie zazna spokoju i będę się błąkać po świecie niczym potępieniec.
– Przysięgam, moja pani – zaklinała się służąca, której łzy ciekły strumieniem po policzkach.
– Ale gdy nadejdzie odpowiedni dzień, wyjawisz mu prawdę. Opowiesz mu o mnie i jego dziedzictwie. Opowiesz mu, kim jest i co mu się należy z racji urodzenia, aby mógł odebrać to, co jego. Przyrzeknij, Mildo, że tak uczynisz.
– O, pani. – Milda wytarła dłonią łzy. – Uczynię, co każesz. Czy jesteś jednak pewna, że nie dasz rady uciec z nami?
– Zostanę tutaj, gdzie me miejsce. Jestem lady Istrel. – Rzekłszy to, poczuła, iż jej koniec jest bliski. Poród nadto ją wyczerpał i nie dałaby rady ciemną nocą wsiąść na swą klacz. – Spiesz się zatem, Mildo. Czas nagli – wyszeptała, a potem spojrzała po raz ostatni na swe dziecię, które niczym nie zawiniło. Jedynie tym, że los obdarzył je znakami pochodzącymi od normańskich przodków matki. Ucałowała po raz ostatni główkę synka.
Lady Istrel patrzyła na Mildę trzymającą małego lorda. Serce jej pękało na ten widok, ale nie chciała dopuścić do rozlewu niewinnej krwi. Prędzej ona spłonie w piekle, niźli Istrel dostanie jej syna w swe obmierzłe łapska. Nie pozwoli, żeby go stracił.
– W tej skrzyni – wskazała ręką w kierunku okna – są me kosztowności. Zabierz je ze sobą – wyszeptała łamiącym się głosem.
– Ależ pani…
– To wszystko, co mam, a wam się przyda. Nie czas na dysputy, kiedy on dybie na nasze życie. Chyżo, Mildo.
– Jak sobie życzysz, pani.
Milda posłusznie wyjęła schowaną pod sukniami na dnie skrzyni sakiewkę. Przytroczyła ją do swego pasa i odwróciła się, a łzy zatańczyły po raz kolejny pod powiekami na widok jej pięknej pani, która powiła ślicznego chłopca. Jakież to życie jest niesprawiedliwe, pomyślała.
– Weź mą klacz. Powiesz, że musisz udać się do wioski, lecz z niczym więcej się nie zdradzaj.
– Będę milczeć jak kamień.
– Jedźcie już.
Milda zabrała z komnaty chłopca owiniętego niczym tobołek. Wychodząc, natknęła się jednak na straże, które lord kazał ustawić przy wyjściu. Z duszą na ramieniu spojrzała na dwóch zbrojnych pana, którego miała za największego okrutnika.
– A dokądże to? – zapytał jeden z nich, bacznie przyglądając się temu, co trzymała w rękach.
– Trza uprać – pokazała na tobołek – szaty pani. A może sam to uczynisz?
– Zejdź mi z oczu – warknął drugi – i nie pokazuj się tutaj więcej. Nie masz już po co.
Milda czmychnęła. Udało jej się niepostrzeżenie wydostać z donżonu. Wraz z dzieckiem schroniła się w stajni, gdzie poczęła ze stajennym szykować klacz pani do podróży. Wiedziała, że jeśli ją znajdą z małym lordem, jej godziny będą policzone.
– Cały zamek aż huczy od plotek – odezwał się starszy, niewidzący na jedno oko, mężczyzna.
– Jeśli mnie wydasz, skróci nas oboje o głowę, a swego syna zabije.
– Dlatego musisz się spieszyć, bo niedługo zamkną bramę. – Rzekłszy to, pomógł Mildzie dosiąść gniadej klaczy.
– Lepiej będzie – odezwała się na pożegnanie – jeśli cię tutaj nie zastaną. Domyślą się, żeś mi pomógł.
– Jedźże już, kobieto. – Klepnął konia w bok, po czym sam posłusznie umknął ze stajni.
Jeszcze tej nocy niewiasta została zamordowana, nie wyjawiwszy mężowi, iż dziecko dzięki domieszce normańskiej krwi mogło być, jak jej przodek, berserkerem. Nim wyzionęła ducha, przeklęła cały ród męski, który się zrodzi w zamku Istrel, jednocześnie ubolewając, iż klątwa mogłaby w jakiejś mierze dosięgnąć w przyszłości i jej synka. Jednakże nie było już na to rady. Jej szeptane i niesione wiatrem po korytarzach słowa: Niechaj los każdego pierworodnego zrodzonego z nasienia Istrel będzie naznaczony męką i szkaradztwem po kres kresów, wnikały w mury kamiennej budowli, łącząc się z nią na wieki i czyniąc zimne kamienie przyszłymi świadkami cierpień, których zaznają kolejne pokolenia. Lady Istrel również związała swą duszę z tym zamkiem. Z ostatnim jej tchnieniem płomienie wszystkich pochodni przygasły i mrok spowił cały zamek. Szeptano między sobą, że związała się z piekielnymi mocami, gdyż jeszcze tej nocy widziano ją przechadzającą się po blankach.
W czasie, gdy okrutny pan dokonywał swego postępku, służąca i jednocześnie powiernica lady Istrel była już z chłopcem poza murami zamku. Z niewielkim kwilącym zawiniątkiem pod osłoną nocy udała się do oddalonej o kilka dni drogi wioski, w której mieszkała jej siostra i u której postanowiła się schronić.
Pod troskliwą opieką Mildy chłopiec imieniem Ilander wyrósł na silnego młodzieńca, potem zmienił się w mężczyznę, który, w niezbyt jasnych okolicznościach, stał się walecznym rycerzem – tak mistrzowsko władającym mieczem, iż jego imię było śpiewane przez wędrownych minstreli.
Tajemnica, której brzemię Milda nosiła w swym sercu, musiała zostać w końcu wyjawiona. Nadszedł dzień, kiedy do uszu Ilandera dotarła prawda o jego pochodzeniu. Piastunka, którą traktował jak matkę, ze łzami w oczach opowiedziała mu historię jego narodzin. Gdy tylko ostatnie słowa padły z jej ust, dosiadł swego konia i, cicho się pożegnawszy, pognał w kierunku zamku Istrel, pragnąc rozmówić się z tyranem, który zamordował mu matkę, a który nigdy później nie doczekał się potomstwa.
Stary lord, sam będąc już na łożu śmierci, kiedy obaczył Ilandera, dostrzegł w młodzieńcu własne odbicie. Syn był do niego tak łudząco podobny, że można by go pomylić z nim samym przed laty. Dopiero wtedy pojął, jak straszną rzecz uczynił, lecz było za późno, gdyż piekło już otwierało przed nim swe wrota. Nijak nie można było cofnąć jego czynów ani klątwy, która już rozpoczęła swój bieg i miała zebrać krwawe żniwo. Nim lord Istrel wyzionął ducha, przypieczętował oddanie swych ziem i tytułu jedynemu potomkowi, którego uznał za syna, a którego przed laty chciał zgładzić.
I oto kilka dni później, kiedy ciało poprzedniego pana zamku nie zdążyło jeszcze ostygnąć, nowy lord musiał stoczyć walkę o swe ziemie. Rozpętało się piekło, jakiego do tej pory nikt nie widział. Pożoga ogarnęła wioskę, a nowy pan odniósł na polu bitwy z nieprzyjacielem dotkliwe rany i wracał do zamku z okaleczonymi członkami. Ból ogarniający jego ciało był tak silny, że z piersi wyrwało się przeraźliwe wycie. Swąd spalonej skóry unosił się w powietrzu, a kto go obaczył po drodze, brał nogi za pas. Ilander nie stracił życia. Zostało mu darowane niczym przekleństwo, choć prosił samego Boga, a nawet diabła, by nie skazywano go na takie męczarnie. Od tej pory tkwił w swym kalectwie otoczony murami zamku Istrel, oszpecony ze wszech miar i siejący postrach. Ostał się przy nim jedynie wierny giermek, który nie dojrzał w swym panu potwora, a tylko okaleczonego mężczyznę.
Klątwa się wypełniła i po kres czasów potomkowie lorda Istrel mieli nosić piętno zła, którego dopuścił się pierwszy z ich rodu. Grzech miał być odtąd wyryty na ich ciałach, a zamek pozostał przeklętym miejscem.
Mijały lata, na świat przychodziły nowe pokolenia, a słowa pierwszej pani zamku niesione tamtej nocy z wiatrem zamieniały się na powrót w złowrogi szept przy każdym pierworodnym dziecięciu. Nadszedł czas, gdy w przeklętym miejscu został ostatni z rodu. Dano mu na imię Ilander, gdyż był łudząco podobny do swego przodka i imiennika.
Chłopiec dorósł i sam stał się panem zamku Istrel oraz znakomitym rycerzem, który nie miał sobie równych we władaniu mieczem. Zwano go Wilkiem. Czas jego chwały jednak przeminął, kiedy i on odczuł na sobie klątwę lady Istrel, a ta uczyniła z niego potwora z piekła rodem. Zyskał wtedy miano bestii, a okrutne i legendarne poczynania jego przodków niosły się daleko po kraju. Sprawiło to, iż ojcowie chcący bogato wydać za mąż swoje córki, trzymali je z dala od tego przeklętego miejsca. To zaś chroniło rycerza przed wścibskimi oczami obcych, którzy mogliby ujrzeć jego szkaradztwo.
Ilander wiedział o klątwie. Ciążyła ona na męskich potomkach lorda Istrel. Toteż gdy dosięgła i jego, poprzysiągł sam przed sobą, że owa klątwa zakończy się na nim. Jako ostatni z rodu nie przedłuży linii, a ta wygaśnie wraz z jego śmiercią. Zamek Istrel popadnie zaś w ruinę i zapomnienie. Nie spłodzi potomka, bo musiałby zmusić niewiastę do zaślubin, a tego uczynić nie mógł i nie chciał. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie zgodziłaby się na ożenek z takim potworem, którym był nawet dla samego siebie. Choć może i jego serce nie było z kamienia, wyglądem mógł straszyć niczym sam diabeł. Poprzysiągł więc, iż nie znieważy cnoty niewiasty i w niczym żadnej nie ujmie, jak to uczynił jego ojciec wobec matki. Nie zrobi nic, co przez wieki czynili wcześniejsi panowie zamku. Mężczyźni, w których żyłach płynęła przeklęta krew, brali bowiem żony nie z miłości, a jedynie po to, żeby spłodzić potomka zrodzonego z gwałtu. Ilander postanowił, że nie splugawi dobrego imienia białogłowy. Wybrał swój los ostatniego pana na Istrel – władcy zamku bez dziedzica. Do końca swych dni ostanie się samotny, gdyż poprzysiągł Bogu, że prędzej sczeźnie w piekle, niż dopuści się niegodziwości.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz