Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorki bestsellerowej serii Jak mówić… tym razem opowiadają o problemach związanych ze współzawodniczeniem rodzeństwa o miłość i uwagę rodziców.
Konflikty między rodzeństwem należą do codzienności każdej rodziny. Adele Faber i Elaine Mazlish pokazują, jak w najlepszy sposób podejść do sporów, by z rozwiązania skorzystały nie tylko dzieci, ale i ich rodzice. Autorki piszą o napięciach, jakie rodzi rywalizacja kierowana zazdrością, żalem czy osobistymi rozczarowaniami i co dobrego, a co złego wnosi ona w życie każdej rodziny. Podsuwają pomysły, jak podchodzić do takich kwestii, by zapewnić każde z dzieci, że jest kochane, bezpieczne i wyjątkowe, a jednocześnie stworzyć podwaliny przyszłych więzi i bliskich stosunków między rodzeństwem.
Edycja wzbogacona jest o suplement zawierający opis doświadczeń polskich rodziców. Nowe wydanie ukazuje się w odświeżonej szacie graficznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 238
„Spójrz, jak to dobrze i jak miło,gdy bracia i siostry żyją w zgodzie”.
Księga Psalmów
Wszystkim dorosłym braciom i siostrom, którzy nadal skrywają w sobie skrzywdzone dziecko.
PRAGNIEMY PODZIĘKOWAĆ...
Naszym mężom za ich nieustanne wsparcie i zachętę do realizacji tego pomysłu, za to, że codziennie dodawali nam otuchy, szczególnie zaś wtedy, gdy prace nad książką przebiegały wolniej.
Naszym dzieciom, które – gdy były małe – dostarczały nam wciąż nowego materiału do tej książki, a potem, gdy dorosły, udzieliły cennych wskazówek i podpowiedziały, co mogłyśmy zrobić inaczej.
Rodzicom, którzy brali udział w kursach, za chęć poznawania nowych metod wychowawczych i za wypróbowanie ich na własnych dzieciach. To właśnie ich przeżycia i refleksje wzbogacają te stronice.
Wszystkim ludziom, którzy opowiedzieli nam, co czuli dawniej i co czują obecnie do swych braci i sióstr, i pozwolili nagrać te zwierzenia na taśmę.
Kimberly Ann Coe, ilustratorce książki, która dokładnie zrozumiała, co chcemy przedstawić na rysunkach, i stworzyła uroczą grupę rodziców i dzieci.
Lindzie Healey za to, że była takim redaktorem, o jakim może marzyć pisarz, zdecydowanie wspierającym styl i przesłanie autorek, subtelnym i wytrwałym w dążeniu do osiągnięcia doskonałości.
Gerardowi I. Nierenbergowi, wydawcy naszej książki Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, za to, że nalegał, byśmy w niniejszej książce poświęciły więcej miejsca ludziom dorosłym i ich stosunkom z własnym rodzeństwem.
Robertowi Markelowi, naszemu dawnemu wydawcy, a obecnie agentowi literackiemu, za jego niezmienne wsparcie w czasie całej naszej kariery, za wyczucie i sąd, na którym zwykłyśmy polegać.
Sophii Chrissafis, naszej gorliwej maszynistce, od której często żądałyśmy niemożliwego, a ona zawsze odpowiadała z uśmiechem: „Nie ma sprawy”.
Patricii King, drogiej przyjaciółce, za to, że podczas czytania maszynopisu wniosła do niego swą niezwykłą wrażliwość.
I wreszcie zmarłemu doktorowi Haimowi Ginottowi, który podsunął nam pierwszą wizję i wskazał, w jaki sposób można ugasić płomienie rywalizacji między rodzeństwem, by stały się małą, bezpieczną iskierką.
DO CZYTELNIKA POLSKIEGO
Po ogromnie satysfakcjonujących i inspirujących twórczo doświadczeniach z książką Adele Faber i Elaine Mazlish Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły z radością zapraszam do spotkania z jej Autorkami przy lekturze Rodzeństwa bez rywalizacji.
Już w podtytule: Jak pomóc własnym dzieciom żyć w zgodzie, by samemu żyć z godnością zawarta jest zapowiedź pomocy, jaką ten mądry, rzetelny i praktyczny poradnik niesie rodzicom uwikłanym w konflikty, kłótnie i bójki swoich dzieci.
Co mogę uczynić, aby cud harmonijnego współistnienia braci i sióstr zdarzył się wśród moich dzieci?
Czy z pomocą metod pomagających uwalniać się od bolesnych uczuć zazdrości, zawiści, gniewu, zemsty zamienimy nasze rodzinne domy w gniazda, gdzie będzie rodziła się i dojrzewała umiejętność wzajemnego radowania się sobą na co dzień i wspierania się w trudnych chwilach życia?
Chciałabym, aby moje: „Tak! To jest możliwe! Możesz to zrobić!” – zabrzmiało jak okrzyk budzący nadzieję i rozjaśniający spojrzenie w przyszłość. Cieszę się, mogąc powiedzieć, że pewność ta jest nie tylko wyrazem zaufania do Autorek i ich ogromnej wiedzy, ale wynika z konkretnych doświadczeń ojców, matek i ich dzieci, także – polskich.
Zdarzyło się bowiem tak, że przed oddaniem tej książki do druku grupa polskich rodziców mogła wypróbować w swoich rodzinach skuteczność proponowanych przez Autorki metod, a możliwość poznania ich została entuzjastycznie przyjęta przez tych rodziców, którzy wcześniej doświadczyli osobistych korzyści dzięki lekturze Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały...
W grupie matek i ojców, którzy po raz pierwszy zdecydowali się na rozwiązywanie swoich problemów z pomocą Rodzeństwa bez rywalizacji – w początkowym okresie – nadzieja na upragnione postępy przeplatała się z powątpiewaniem i lękiem wypływającymi z niewiary w siebie i w możliwości dzieci, a pierwsze porażki zniechęcały lub rodziły gniewny sprzeciw.
Potrzebowali oni dokładnie tego samego, co – jak podkreślają Autorki w obu książkach – jest warunkiem pozytywnych zmian w zachowaniu dzieci; potrzebowali zrozumienia możliwości ujawnienia własnej złości, bezsilności, niepokoju, lęku, gniewu, smutku, aby móc odkryć w sobie zdumiewające zasoby siły, mądrości, dobroci, cierpliwości, miłości.
Rodzicielskie zmagania i sukcesy, odkrycia i refleksje, zawarte w suplemencie zatytułowanym „Doświadczenia rodziców polskich”, są darem ich rozradowanych serc dla tych, którzy potrzebują pocieszenia i wsparcia, by móc odnaleźć w sobie siłę, nadzieję i wiarę w możliwość przemieniania kłótni i waśni w radosne braterstwo.
Za to, że mogłam towarzyszyć w tej wyprawie ku dojrzalszemu rodzicielstwu, pragnę podziękować wszystkim, którzy zdecydowali się na wspólną pracę i zechcieli podzielić się swoim doświadczeniem. Występujące w ich opowiadaniach imiona i realia zostały zmienione tak, aby zachować anonimowość bohaterów.
Do pochylenia się nad tą mądrą i dobrą książką chciałabym zaprosić także tych, którzy weszli w swoje dorosłe życie zatruci goryczą tłumionej zazdrości, pokaleczeni nigdy nie wyrażonym gniewem lub pragnieniem zemsty, sparaliżowani lękiem i apatią dziecka, które czuło się „gorsze” od swojego rodzeństwa...
Wierzę, że spotkanie z dorosłymi braćmi i siostrami, którzy uwolnili się od skrywanych bolesnych dziecięcych uczuć – ofiarowując możliwość zrozumienia – otworzy drogę ku wyzwoleniu, wybaczeniu, pojednaniu i bliskości.
Zofia Śpiewak
JAK POWSTAŁA TA KSIĄŻKA
Kiedy pisałyśmy książkę Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały..., pojawiły się trudności. Rozdział na temat rywalizacji między rodzeństwem wymykał nam się z rąk. Byłyśmy dopiero w połowie, a liczył już ponad sto stron. Zaczęłyśmy więc gorączkowo skracać, streszczać i eliminować materiał – robiłyśmy wszystko, by zachować właściwe proporcje książki. Ale im bardziej skracałyśmy tekst, tym bardziej byłyśmy nieszczęśliwe.
W końcu zaświtała nam myśl – aby prawidłowo przedstawić zagadnienie rywalizacji między rodzeństwem, musimy napisać odrębną książkę. Gdy podjęłyśmy tę decyzję, wszystko trafiło na swoje miejsce. Do książki Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały... włączymy tyle materiału o zażegnywaniu konfliktów pomiędzy dziećmi, aby rodzice byli w stanie załagodzić najbardziej zaognione spory. Natomiast w książce o rodzeństwie będziemy mogły rozwinąć ten temat. Opiszemy, jak bardzo byłyśmy kiedyś przygnębione, gdy nasze dzieci ze sobą walczyły. Przedstawimy rewelacyjne zasady, z którymi zapoznał nas specjalista w dziedzinie psychologii dziecka, doktor Haim Ginott, gdy uczestniczyłyśmy w jego kursach dla rodziców. Podzielimy się spostrzeżeniami poczynionymi we własnych rodzinach, wrażeniami z przeczytanych lektur i wnioskami z naszych nie kończących się dyskusji. Opowiemy o przeżyciach rodziców, którzy wzięli udział w organizowanych i prowadzonych przez nas kursach na temat rywalizacji między rodzeństwem.
Przyszło nam również na myśl, że wygłaszając odczyty w całym kraju, mamy niezwykłą sposobność dowiedzieć się, co rodzice sądzą o konfliktach między rodzeństwem. Szybko odkryłyśmy, że to gorący temat. Gdziekolwiek się udałyśmy, sama wzmianka o rywalizacji między rodzeństwem wywoływała natychmiastową i żywiołową reakcję.
„Ich bójki doprowadzają mnie do szału”.
„Nie wiem, co się stanie najpierw: czy same się pozabijają, czy też ja ich pozabijam”.
„Dobrze sobie radzę z każdym dzieckiem z osobna, ale kiedy obydwoje są razem, nie mogę ścierpieć żadnego z nich”.
Najwyraźniej był to problem powszechny i głęboko przeżywany. Im dłużej rozmawiałyśmy z rodzicami o tym, co się dzieje pomiędzy ich dziećmi, tym częściej rozmyślałyśmy o siłach, które wywołują tak wielkie napięcie w rodzinach. Jako przykład weźmy dwoje dzieci, które współzawodniczą o miłość i zainteresowanie rodziców. Dodajmy do tego zazdrość, jaką odczuwa dziecko, gdy jego brat lub siostra są bardziej uzdolnieni; żal o to, że rodzeństwo ma jakieś przywileje; osobiste rozczarowania, których nie ośmiela się wyładować na nikim innym poza rodzeństwem. Łatwo więc zrozumiemy, dlaczego w rodzinach na całym świecie stosunki między rodzeństwem niosą taki ładunek uczuciowy, że starcza go na kilka wybuchów dziennie.
Zastanawiałyśmy się, czy coś przemawia na korzyść rywalizacji między rodzeństwem. Na pewno nic dobrego nie wynikało z niej dla rodziców. Czy rywalizacja może przynieść jakiś pożytek dzieciom?
Wszystkie publikacje, które przeczytałyśmy, udowadniały, że istnieją pozytywne skutki niektórych konfliktów między rodzeństwem. Walka o dominację nad pozostałym rodzeństwem sprawia, że dzieci stają się odporne i wytrzymałe; nie kończące się bijatyki pozwalają im wyrobić szybkość i zwinność; potyczki słowne uczą, jaka jest różnica pomiędzy zachowaniem inteligentnym i brutalnym; gniew i złość towarzyszące często wspólnemu życiu uczą, jak nie dać sobą rządzić, jak się bronić i godzić na kompromisy, a zazdrość o to, że rodzeństwo jest bardziej uzdolnione, zachęca do cięższej pracy, wytrwałości i pobudza pragnienie osiągnięcia sukcesu.
To najlepsze rezultaty rywalizacji między rodzeństwem. Natomiast do najgorszych należy – co natychmiast podpowiedzieli nam rodzice – demoralizacja jednego lub obojga dzieci, a nawet powstanie nieodwracalnej szkody. Ponieważ w naszej książce zamierzałyśmy przedstawić, jak zapobiegać wszelkim szkodom i jak je naprawiać, wydawało nam się, że należy raz jeszcze zastanowić się nad przyczynami nieustannego współzawodnictwa między rodzeństwem.
Od czego się to wszystko zaczyna? Specjaliści w tej dziedzinie zgadzają się, że korzenie zazdrości tkwią w głębokim pragnieniu każdego dziecka, by posiąść wyłączną miłość rodziców. Skąd bierze się to straszliwe pragnienie, by być tym jedynym? Stąd, że matka i ojciec są cudownym źródłem wszystkich rzeczy, których dziecko potrzebuje do życia i do prawidłowego rozwoju: jedzenia, schronienia, ciepła, pieszczot, poczucia własnej wartości i wyjątkowości. To dzięki promieniom rodzicielskiej miłości dziecko może stopniowo poznawać świat i powoli zdobywać panowanie nad swoim naturalnym środowiskiem.
Dlaczego obecność rodzeństwa nie miałaby rzucać cienia na życie dziecka? Rodzeństwo zagraża wszystkiemu, co jest konieczne dla jego pomyślności. Sama obecność innego dziecka bądź dzieci w rodzinie może oznaczać MNIEJ. Mniej czasu spędzanego sam na sam z rodzicami, mniej uwagi rodziców dla jego bolączek i rozczarowań, mniej pochwał dla jego osiągnięć. I przerażająca najbardziej ze wszystkiego myśl: „Jeśli mama i tata okazują tyle miłości, troski i zachwytu mojemu bratu i siostrze, to może oni są warci więcej ode mnie? A jeśli są warci więcej, to znaczy, że ja jestem mniej wart. A jeśli jestem mniej wart, to znalazłem się w poważnych tarapatach”.
Nic dziwnego, że dzieci tak zażarcie walczą o to, by być pierwszym lub najlepszym. Nic dziwnego, że mobilizują wszystkie siły, by mieć więcej lub najwięcej. A jeszcze lepiej – wszystko. Czują się bezpieczne, gdy mają mamę i tatę na wyłączność, gdy do nich należą wszystkie zabawki, całe jedzenie i cała przestrzeń.
Jak niewiarygodnie trudne zadanie stoi przed rodzicami! Muszą wiedzieć, w jaki sposób zapewnić każde dziecko, że jest bezpieczne, wyjątkowe i kochane; muszą pomóc odkryć młodym przeciwnikom, jakie korzyści płyną z dzielenia się i współpracy; muszą wreszcie stworzyć podwaliny przyszłych stosunków między zwaśnionymi dziećmi, by któregoś dnia dostrzegły one, że stanowią dla siebie źródło oparcia i sympatii.
Aby dowiedzieć się, jak rodzice radzą sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem, opracowałyśmy krótki kwestionariusz.
Czy robisz coś, co poprawia stosunki między twoimi dziećmi?
Czy robisz coś, co je pogarsza?
Czy twoi rodzice zrobili coś, co zwiększyło wrogość między tobą i twoim rodzeństwem?
Czy kiedykolwiek zrobili coś, co zmniejszyło twoją wrogość?
Pytałyśmy również, jak układało się współżycie z rodzeństwem, kiedy byli mali, jak układa się obecnie i jakie sprawy należałoby poruszyć w książce o rywalizacji między rodzeństwem.
Przeprowadzałyśmy też osobiście wywiady z ludźmi. Nagrałyśmy setki godzin rozmów z mężczyznami, kobietami i dziećmi, ludźmi o różnym pochodzeniu społecznym, w wieku od trzech do osiemdziesięciu ośmiu lat.
W końcu zebrałyśmy cały materiał, stary i nowy, i zorganizowałyśmy kilka kursów, z których każdy składał się z ośmiu spotkań, wyłącznie na temat rywalizacji między rodzeństwem.
Niektórzy rodzice od samego początku byli nastawieni entuzjastycznie, inni wyrażali swój sceptycyzm („Tak, ale nie zna pani moich dzieci”), a jeszcze inni byli u kresu wytrzymałości, gotowi spróbować czegokolwiek. Wszyscy jednak brali aktywny udział w zajęciach: sporządzali notatki, zadawali pytania, odgrywali scenki i dzielili się rezultatami doświadczeń przeprowadzonych w swych „domowych laboratoriach”.
Efektem tych wszystkich spotkań i naszej wieloletniej pracy jest właśnie niniejsza książka, która stanowi potwierdzenie naszej wiary, że my sami, jako rodzice, możemy coś zmienić.
Możemy albo zaostrzyć, albo zredukować współzawodnictwo. Możemy sprawić, że wrogie uczucia będą ukrywane, albo pozwolić na ich bezpieczne wyładowanie. Możemy zaognić walkę lub umożliwić współpracę. Nasze postępowanie i słowa mają wielką moc. Kiedy zaczyna się bitwa między rodzeństwem, nie musimy już czuć się sfrustrowani, zrozpaczeni lub bezradni. Uzbrojeni w nowe metody i nowe umiejętności możemy doprowadzić do zawarcia pokoju pomiędzy zwaśnionymi stronami.
SŁOWO OD AUTOREK
Aby uprościć narrację, uczyniłyśmy z nas dwu jedną osobę, z sześciorga naszych dzieci – dwóch chłopców, a z wielu grup, które prowadziłyśmy razem lub w pojedynkę – jedną grupę. O tyle zmieniłyśmy realia. Wszystko inne w tej książce – myśli, uczucia, przeżycia – zostało wiernie odtworzone.
Adele Faber i Elaine Mazlish
1
Bracia i siostry– dawniej i dziś
W głębi duszy wierzyłam, że rywalizacja między rodzeństwem to problem, który nie dotyczy moich dzieci. Nie opuszczała mnie zarozumiała myśl, że potrafię postępować tak, aby dzieci nigdy nie były o siebie zazdrosne. Wystarczy nie popełniać tych oczywistych błędów, które popełniają inni rodzice: nigdy nie porównywać, nigdy nie stawać po czyjejś stronie, nigdy nie faworyzować jednego z chłopców. Jeśli obaj będą wiedzieli, że kocham ich tak samo, mogą się od czasu do czasu trochę posprzeczać, ale czy znajdą jakiś powód do poważnej bójki lub kłótni?
Jakikolwiek był ten powód, zawsze go znaleźli. Ledwo rano otworzyli oczy, aż do chwili gdy zamknęli je wieczorem, mieli tylko jeden jedyny cel – unieszczęśliwić brata.
Zupełnie zbijało mnie to z tropu. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć powodu ich bezlitosnej i nie kończącej się walki. Czy coś jest z nimi nie w porządku? Czy ze mną jest coś nie w porządku?
Uspokoiłam się dopiero wtedy, kiedy podzieliłam się swoimi obawami z uczestnikami kursów dla rodziców organizowanych przez doktora Ginotta. Byłam uszczęśliwiona, gdy odkryłam, że nie jestem osamotniona w niedoli. Nie tylko ja jedna musiałam przez cały dzień patrzeć, jak moje pociechy przezywają się, skarżą na siebie, podszczypują się, okładają pięściami, wrzeszczą i wylewają gorzkie łzy. Nie tylko ja jedna kręciłam się koło nich z ciężkim sercem i starganymi nerwami i miałam poczucie, że do niczego się nie nadaję.
Ponieważ dobrze pamiętamy swoje dzieciństwo, pomyślicie, że powinniśmy wiedzieć, czego należy się spodziewać. Jednak większość rodziców w grupie była tak samo jak ja zaskoczona wrogością między własnymi dziećmi. Nawet teraz, po latach, kiedy prowadzę swój pierwszy kurs dla rodziców na temat rywalizacji między rodzeństwem, uświadamiam sobie, jak niewiele się zmieniło. Ludzie z przerażeniem zauważają, że ich świetlane nadzieje zupełnie nie przystają do brutalnej rzeczywistości.
– Zdecydowałam się na drugie dziecko, bo chciałam, żeby Christie miała siostrę, z którą mogłaby się bawić, i przyjaciela na całe życie. Teraz ma siostrę i nienawidzi jej. Wszystko, czego pragnie, to pozbyć się jej.
– Zawsze myślałam, że moi chłopcy będą wobec siebie lojalni. Chociaż w domu się kłócili, byłam pewna, że poza domem są solidarni. Z przerażeniem odkryłam, że mój starszy syn znajdował się w bandzie dzieciaków, które na przystanku autobusowym znęcały się nad jego młodszym bratem.
– Ponieważ miałem braci, wiedziałem, że chłopcy się biją, ale wyobrażałem sobie, że z dziewczynkami jest inaczej. Nie z moją trójką. Poza tym są okropnie pamiętliwe. Nigdy nie zapominają, co „ona mi zrobiła” w zeszłym tygodniu, w zeszłym miesiącu czy w zeszłym roku. I nigdy nie przebaczają.
– Jestem jedynaczką, więc sądziłam, że Dara będzie uszczęśliwiona, że ma brata. Byłam bardzo naiwna i wierzyłam, że ona i Gregory od razu będą się ze sobą zgadzali. I tak było, dopóki syn nie zaczął chodzić i mówić. Powtarzałam sobie: „Na pewno wszystko się zmieni, kiedy Gregory podrośnie”. Niestety, jest jeszcze gorzej. Syn ma teraz sześć lat, a córka dziewięć. Dara zawsze chce tego, co ma Gregory. Gregory chce tego, co ma Dara. Nie mogą się do siebie zbliżyć bardziej niż na dwa kroki, bo zaraz się biją i kopią. I oboje ciągle mnie pytają: „Po co go urodziłaś? Po co ją urodziłaś? Dlaczego nie mogłem być jedynakiem?”.
– Nie chciałam dopuścić do rywalizacji między swoimi dziećmi, więc postanowiłam zapewnić im odpowiednią różnicę wieku. Moja siostra poradziła mi, że najlepiej urodzić jedno dziecko po drugim, wtedy będą się bawić ze sobą jak małe psiaki. Posłuchałam jej rady, ale dzieci ustawicznie ze sobą walczyły. Później przeczytałam książkę, w której twierdzono, że najlepiej jeśli między dziećmi są trzy lata różnicy. Spróbowałam i tego, ale najstarsze sprzymierzyło się ze średnim przeciwko młodszemu. Poczekałam cztery lata i zdecydowałam się na kolejne dziecko. Teraz wszystkie dzieci przybiegają do mnie z płaczem. Młodsze narzekają, że najstarszy brat jest „podły i im rozkazuje”, a najstarszy skarży się, że młodsze rodzeństwo wcale go nie słucha. Nie ma zwycięzców.
– Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak bardzo się przejmują, że ich dzieci ze sobą rywalizują. Nie miałam tego problemu, kiedy mój syn i córka byli mali. Ale cóż, teraz są nastolatkami i nadrabiają stracony czas. Nie mogą przebywać ze sobą nawet przez minutę bez awantury.
Gdy słuchałam ich narzekania, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak ich to dziwi. Czy nie pamiętają już własnego dzieciństwa? Dlaczego nie potrafią przypomnieć sobie, jakie stosunki panowały między nimi i rodzeństwem? A ja? Czy moje doświadczenia z dzieciństwa okazały się pomocne przy wychowywaniu własnych dzieci? A może ze mną jest inaczej, bo byłam najmłodszym dzieckiem, miałam dużo starszą siostrę i brata? Nigdy nie widziałam, jak zachowują się dorastający razem chłopcy.
Gdy podzieliłam się tymi spostrzeżeniami z uczestnikami kursu, wszyscy szybko przyznali, że w ich obecnych rodzinach jest zupełnie inny układ niż w rodzinach, w których sami się wychowywali. Inna jest liczba dzieci, inne różnice wieku między nimi, płeć i charaktery. Podkreślali także, że teraz stoją po przeciwnej stronie.
– Co innego, gdy jesteś dzieckiem skłonnym do bójki, a co innego, gdy zostajesz ojcem, który musi się uporać z konfliktami między dziećmi – zauważył kwaśno jeden z ojców.
Chociaż bardzo spokojnie rozważaliśmy, jakie różnice istnieją między naszymi obecnymi i dawnymi rodzinami, wkrótce doszły do głosu stare, ciągle żywe wspomnienia. Każdy chciał opowiedzieć jakieś zdarzenie ze swojego dzieciństwa. Pokój wypełnił się braćmi i siostrami z dawnych lat, a górę wzięły silne emocje, które dominowały niegdyś w stosunkach między nimi.
– Pamiętam, jak się wściekałem, kiedy brat się ze mnie nabijał. Rodzice powtarzali mi bez końca: „Jeśli nie będziesz zwracał na niego uwagi, to przestanie ci dokuczać”, ale ja nie mogłem się powstrzymać. Brat bez przerwy mnie drażnił, żeby doprowadzić mnie do płaczu. Mówił na przykład: „Zabieraj swoją szczoteczkę do zębów i idź sobie. Nikt cię tu nie kocha”. To zawsze skutkowało. Za każdym razem, gdy to mówił, zaczynałem płakać.
– Mój brat też mi dokuczał. Pewnego dnia, miałem wtedy niespełna osiem lat, doprowadził mnie do szału, ponieważ robił wszystko, żebym się wywrócił podczas jazdy na rowerze. Powiedziałem sobie: „Mam tego dość. To się musi skończyć”. Poszedłem do domu i przywołałem telefonistkę (pochodzę z małego miasteczka i nie mogliśmy wtedy sami wybierać numerów). Powiedziałem: „Proszę mnie połączyć z policją”. Telefonistka mruknęła: „Hmm!”, a w tym momencie przyszła moja matka i kazała mi odłożyć słuchawkę. Nie krzyczała na mnie, tylko powiedziała: „Muszę porozmawiać z twoim ojcem”. Kiedy ojciec wrócił wieczorem do domu, udawałem, że już śpię, ale obudził mnie i powiedział tylko: „Nie możesz wyładowywać złości w taki sposób”. Z początku odczułem jedynie ulgę, że nie zostanę ukarany. Ale pamiętam, że już chwilę później znowu byłem wściekły. I czułem się bezradny.
– Mojemu bratu nie było wolno mi dokuczać, obojętnie, co mu zrobiłam. Byłam „córeczką tatusia”. Wszystko uchodziło mi płazem. A czasami robiłam straszne rzeczy. Kiedyś oblałam brata gorącym tłuszczem z bekonu. Innym razem pokłułam mu ramię widelcem. Czasem próbował mnie powstrzymać i powalał na ziemię, ale kiedy mnie puścił, oddawałam mu z nawiązką. Pewnego dnia, kiedy rodziców nie było w domu, uderzył mnie pięścią w twarz. Do dzisiaj mam bliznę pod okiem. To mi wystarczyło. Nigdy więcej nie podniosłam na niego ręki.
– W mojej rodzinie bójki były po prostu zakazane. Kropka. Mojemu bratu i mnie nie wolno było nawet pogniewać się na siebie. Wiele razy naprawdę mieliśmy siebie dosyć, ale nie, nie wolno się złościć. Dlaczego? Po prostu nie wolno. „On jest twoim bratem. Musisz go kochać”. Odpowiadałem: „Ale, mamo, on jest zakałą i samolubem!”. „To nic, musisz go lubić”. Tak więc często tłumiłem gniew, bo bałem się, co się stanie, jeśli ujawnię moje uczucia.
Kiedy rodzice dzielili się wspomnieniami z dzieciństwa, dziwiło mnie, że w trakcie opowiadania przenoszą się jakby z powrotem w przeszłość, intensywnie przeżywają dawny ból i znowu czują gniew. Ale czy ich opowieści o rodzeństwie różniły się zasadniczo od tego, co powiedzieli o własnych dzieciach? Zmieniło się tło i postacie, ale uczucia wydawały się niemal identyczne.