11,99 zł
Włoski arystokrata Nysio Bacchetti jest genialnym biznesmenem i graczem giełdowym. Nie znosi podróży, ale gdy się dowiaduje, że ma dwóch przyrodnich braci, leci do Nowego Jorku, by ich poznać. Trafia na ślub jednego z nich, na którym zostaje rozpoznany i zaatakowany przez paparazzi. Z pomocą przychodzi mu druhna panny młodej, piękna Aria Dane. Nysio pragnie się jej odwdzięczyć i proponuje jej wspólny powrót swoim samolotem do Londynu. Żadne z nich nie spodziewa się, że będzie to początek historii pełnej namiętności…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 145
Amanda Cinelli
Romans w chmurach
Tłumaczenie:
Piotr Błoch
Nysio Bacchetti rzadko dziwił się czemukolwiek.
Był jedynym spadkobiercą sławnej dynastii włoskich arystokratów, której początki sięgały renesansu, a więc kamienie milowe w jego uprzywilejowanym życiu nie stanowiły żadnej tajemnicy. Od momentu zapisania go przez rodziców do elitarnej szkoły z internatem za olbrzymie czesne, po zdobycie przez niego prestiżowych tytułów i dyplomów naukowych, obecnie zdobiących ściany gabinetu, z którego zarządzał pokaźnym, rodzinnym majątkiem i wszystkimi holdingami, całe życie Nysia toczyło się dokładnie przewidywalnym torem.
Aż do dziś.
Nysio zmuszał się, by spokojnie i miarowo oddychać. Oczy znów jednak mu się zamgliły, gdy po raz kolejny przeczytał pierwszą stronę ostatniej woli i testamentu człowieka, którego nigdy nie spotkał. Najwyraźniej swego biologicznego ojca, sądząc z załączonych wyników badań DNA sprzed dwudziestu lat.
Tajemniczą czarną kopertę dostarczył osobiście w południe przedstawiciel Mytikas Holdings. W bardzo oszczędnym piśmie wyjaśniono pokrótce delikatną sytuację oraz zaproszono Nysia do Nowego Jorku w celu omówienia dalszych kwestii z najstarszym synem Zeusa Mytikasa, nowym dyrektorem generalnym korporacji. A więc… z jego przyrodnim bratem! A zatem miał brata. Ba, miał nawet dwóch braci, co odkrył, czytając resztę szokującego dokumentu, a następnie buszując nerwowo po internecie. Pierwszy brat nazywał się Xander Mytikas, był potentatem biznesowym o surowym obliczu i najwyraźniej to właśnie jego faworyzował Zeus. Drugi, Eros Theodorou, całkiem wyluzowany, blond playboy, miał skandaliczną reputację. Obaj panowie odznaczali się intensywnie niebieskimi oczami i wystającymi kośćmi policzkowymi. Identycznymi jak Nysio! Widocznie obdarzył ich nimi wspólny biologiczny ojciec.
Imiona wszystkich trzech synów znalazły się w testamencie Zeusa, który przypominał bardziej… konkurs na stanowisko głównego spadkobiercy. Miał nim zostać ten z nich, który pierwszy się ożeni i pozostanie w związku małżeńskim przez rok.
Wyglądało na to, że za życia Zeusa istniały jakieś ograniczenia prawne, które sprawiły, że nie wyjawił on tajemnicy Nysia, ewidentnie niebędącego genetycznie Bacchettim. Natomiast zza grobu stary tyran postanowił po raz ostatni pokazać wszystkim środkowy palec.
Nysio wyszedł na taras Palazzo Bacchetti, u podnóża którego leżało przepiękne miasto. Mieszkańcy Florencji uznawali ich ród za swą nieoficjalną rodzinę królewską, a on sam dorastał jako ich kruczowłosy i błękitnooki „nieoficjalny” książę, perfekcyjnie przeszkolony do odgrywania tej roli, bez względu na to, co działo się za zamkniętymi drzwiami pałacu. Byli czymś więcej niż tylko zamożną rodziną, o czym przypominał mu często jego leciwy, prawdziwy ojciec, który go wychował, ilekroć Nysio ośmielił się narzekać. Stanowili gwarancję, opokę, ciągłość tradycji, stali się instytucją, a to wymagało utrzymania niezmiennego wizerunku, aby móc zapewnić stabilność tym, którzy im zawierzyli.
Niestety od dziś Nysio wiedział lepiej niż inni, że ludzie, którzy wydają się najdoskonalsi, to po prostu ci, którzy umieją najlepiej ukrywać tajemnice. Co więcej, wcale nie potrzebował po nikim dziedziczyć, bo już samo nazwisko Bacchetti zapewniło mu bogactwo, nie wspominając jeszcze nawet fortuny, jaką zarobił osobiście na komputerowym handlu akcjami. Powszechnie wiedziano, że jest odludkiem i rzadko opuszcza swój pałacowy kompleks na wzgórzach Florencji, bo w przeciwieństwie do niektórych swych przodków nie potrzebuje publicznej adoracji, by utrzymać biznes na idealnym poziomie. Bez wielkiego podróżowania jego cierpliwość oraz instynkt finansowy stały się znane na całym świecie, gdyż zawsze, nawet w najbardziej burzliwe dni na światowych giełdach, potrafił zachować spokój i kontrolę.
Kiedy jednak patrzył teraz na szokujące dokumenty, czuł, że traci wszelkie panowanie nad wszystkim.
Arthuro Bacchetti był dobrym człowiekiem, a dla Nysia również po prostu ojcem. Jedynym, jakiego miał. Od małego przygotowywano go do przejęcia w przyszłości obowiązków Arthura jako osoby publicznej. Nastąpiło to jednak znacznie wcześniej, niż planowano, bo ojciec zachorował i rodzice zdecydowali, że przejdą na wcześniejszą emeryturę i przeprowadzą się na Sardynię.
Nysio poświęcił więc całą młodość dla Florencji, uważając, że to jego obowiązek z racji urodzenia. Jednak rodzice cały czas konsekwentnie ukrywali przed nim prawdę. Teraz narastała w nim pokusa, by ich zaatakować, lecz nigdy nie przepadał za okazywaniem emocji. Zawsze wolał poczekać, przeanalizować sytuację i zaplanować działanie.
Tym razem także chwycił za telefon, by najpierw skontaktować się z najbardziej zaufanym współpracownikiem ich rodziny. Gianluca, przyzwyczajony, że od czasu do czasu pełni rolę asystenta Nysia, zdumiał się jednak, kiedy usłyszał prośbę o przygotowanie firmowego odrzutowca do natychmiastowej podróży. Nie padły żadne szczegóły. Nysio uznał po prostu, że obecny dyrektor generalny Mytikas Holdings musi jak najszybciej poznać stanowisko rodziny Bacchetti w zaistniałej kwestii. Trzeba doprowadzić do wykreślenia jego nazwiska z tego idiotycznego testamentu i zapomnieć o wszystkim. Jedna krótka podróż przez Atlantyk zapewni natychmiastowy powrót do normalności.
Cóż za całkowicie nietrafione miejsce na ślub! Jakie ponure!
Nysio skrzywił się. Zatrzymał samochód wśród tłumu zgromadzonego przed szarym, ceglanym budynkiem sądu na Manhattanie. Po środku całego zamieszania znajdował się pan młody, zachowując kamienny wyraz twarzy nawet wtedy, gdy zobaczył, podobnie jak wszyscy, że przyszła panna młoda odwraca się na pięcie i ucieka, by na dobre zniknąć na zatłoczonej, ruchliwej ulicy.
W tym momencie, rzecz jasna, na miejscu zdarzenia ujawnili się reporterzy!
Nysio, choć schowany bezpiecznie za przyciemnionym szkłem okien samochodu, poczuł falę współczucia wywołanego jawnym naruszeniem czyjejś prywatności. Dyskretnie obserwował Xandera Mytikasa i jego ostre rysy, tak niesamowicie podobne do jego własnych. Przez większą część lotu nad Atlantykiem zastanawiał się, jakie to uczucie spotkać po latach przyrodniego brata. Czy wyczuje jakieś pokrewieństwo albo więź?
Ostatecznie fakt, że nie poczuł absolutnie niczego, powinien był teoretycznie sprawić mu ulgę. Ponadto, jak dotąd, zespół jego prywatnych detektywów nie wykrył żadnych prób ze strony któregokolwiek z braci mających na celu sabotowanie jego prywatności. Obaj wydawali się zbyt pochłonięci swym własnym sporem, aby w ogóle odnotować pojawienie się na horyzoncie kolejnego konkurenta z Włoch, a przecież wiedzieli o jego istnieniu, gdyż wszyscy trzej otrzymali dokładnie taki sam zestaw dokumentów.
Zanim Nysio zdążył zrozumieć, co tak naprawdę się stało, ujrzał, jak jego brat przepycha się przez tłum i znika w limuzynie na końcu ulicy. Najwyraźniej Xander Mytikas nie zamierzał bezczynnie czekać na ewentualny powrót niedoszłej panny młodej. Pełniący obowiązki dyrektora generalnego musiał ożenić się jak najszybciej, aby zachować pakiet kontrolny Mytikas Holdings, lecz mimo podbramkowej sytuacji, śledczy Nysia uważali, że nie zamierza on wykorzystać poufnej wiedzy na temat narodzin swego nowo odkrytego brata.
Nagle uwagę Nysia przykuła kobieta, która pojawiła się na schodach gmachu sądu. Na tle jego matowych, szarych ścian wyglądała zjawiskowo w jaskrawo różowej sukience i z burzą rudych włosów, lśniących w słońcu bursztynowym blaskiem. W rękach trzymała bukiet kwiatów, a na jej twarzy malowało się przerażenie. Wtedy mocny powiew jesiennego wiatru sprawił, że sukienka opięła się wokół puszystych kształtów nieznajomej, wywołując niespodziewaną falę ożywienia u spokojnego zazwyczaj Nysia.
Kobieta przypominała mu starożytną boginię z jednego z obrazów w jego florenckim pałacu. Nie mógł oderwać od niej łapczywego wzroku, co całkiem go oszołomiło. Obserwował, jak zbiega po schodach i rusza ulicą w kierunku, w którym uciekła panna młoda, wołając za nią po imieniu. Wtem zupełnie znikąd lunął deszcz i reszta gości oraz reporterzy rozproszyli się niemal natychmiast. Nieznajoma zawróciła i, gwałtownie gestykulując, próbowała porozumieć się z pozostałymi na ulicy ochroniarzami. Nysio przez dyskretnie uchylone, przyciemnione okno usiłował podsłuchać ich wymianę zdań, lecz zorientował się jedynie, że kobieta mówi z brytyjskim akcentem. Na jej twarzy zobaczył kalejdoskop emocji, od rozpaczy po wściekłość, kiedy ochroniarze wskoczyli do auta i również odjechali, zostawiając ją samą na wielkich, betonowych schodach w strugach nieoczekiwanej ulewy. Wtedy zaczęła nerwowo grzebać w małej, ozdobnej torebce, a nie znalazłszy w niej tego, czego szukała, przeklęła szpetnie. Potem, po raz pierwszy, odkąd ją ujrzał, znieruchomiała.
Siła emocji, z jaką funkcjonowała ta kobieta, odebrała Nysiowi mowę. Był to prawdziwy wulkan! Jednak jej niespodziewany bezruch, ogłupił go jeszcze bardziej. Kiedy próbowała się chować przed deszczem pod niewielkim zadaszeniem, przez jej zmysłowe ciało przeszedł dreszcz, prawdopodobnie z zimna. Wtedy Nysio bez dalszego namysłu wyskoczył z auta, otwierając nad głową ogromny parasol.
Aria Dane przypatrywała się z rozpaczą swej zabłoconej sukni. Nie pomyślała o tym, by na ślub zabrać płaszcz, pomimo że był już październik. Wybór delikatnej, różowej kreacji z satyny i tiulu został dokonany w ostatniej chwili, przy logicznym założeniu, że jako druhna przez większość popołudnia będzie stać i pozować do zdjęć, nie zaś biegać po Manhattanie w ulewnym deszczu w pogoni za zbiegłą panną młodą!
Aria kolejny raz sprawdziła telefon, w nadziei na wiadomość od ochroniarzy pana młodego. Co prawda, mężczyźni twierdzili, że Priya prawdopodobnie po prostu stchórzyła, lecz Aria doskonale znała swą przyjaciółkę i wiedziała, że coś musi być naprawdę nie tak.
Zaczęło się ściemniać. Nad jej głową w zapadającym zmroku okna sądu świeciły na pomarańczowo. Wykonała kilka telefonów do miejsc, gdzie mogła schronić się Priya, lecz nikt nigdzie o niczym nie wiedział. Dla Arii oznaczało to dodatkowo brak możliwości powrotu do domu – cóż mogła zrobić, posiadając jedynie pięć dolarów w podręcznej torebce? Odruchowo zapukała do drzwi zabytkowej kamienicy. Rzecz jasna, odpowiedziała jej cisza: był niedzielny wieczór, salę zarezerwowano wyłącznie na ślub.
Deszcz stracił na sile, zaczął padać miarowo. Ulice błyszczały w świetle reflektorów przejeżdżających aut. Aria tkwiła nadal nieruchomo pod zadaszeniem gmachu sądowego, pochłonięta analizowaniem dostępnych opcji. Samolot do Londynu wylatywał za kilka godzin, a cały jej dobytek był zamknięty w mieszkaniu Priyi, włącznie z paszportem i tabletem z pracy. Czuła, że panika za chwilę pokona początkowy przypływ adrenaliny.
Nie ma co ukrywać: chyba tu utknęła!
Aria już dawno pogodziła się z tym, że choć zawsze wszystkim w naturalny sposób pomagała i bez namysłu przystępowała do działania na rzecz innych, kiedy sama miała kłopoty, zazwyczaj nikt nie pędził z odsieczą. Zupełnie jak teraz!
Opóźniony powrót do Londynu oznaczał utratę okazji do wygłoszenia prezentacji, nad którą pracowała przez ostatni miesiąc, a jedyną stałą w jej życiu przez ostatnie dziesięć lat była praca! Aria pracowała jako szefowa zaopatrzenia w jednym z największych londyńskich domów mody. Zaczynała w nim jako uczennica, która porzuciła college, obecnie zaś znajdowała się na stanowisku, na którym miała autentyczny wpływ na to, jakie kreacje czy kolekcje w danym sezonie promował i sprzedawał jej znany pracodawca. Po drodze otrzymała z firmy wszelkie niezbędne wsparcie, kiedy przez parę lat studiowała weekendowo online modę i wiedzę o tekstyliach, aby uzyskać dyplom uniwersytecki. Biorąc pod uwagę poziom jej zaangażowania w swój dział – bieliznę dużych rozmiarów – oraz redukcje etatów, które zdziesiątkowały ostatnio większość innych działów, naprawdę musiała wracać do Anglii!
Przez moment rozważała nawet wezwanie na pomoc swojej rodziny. Jednak bycie jedyną, wiecznie aktywną, wygadaną i spontaniczną osobą pośród klanu bardzo spokojnych i doskonale zorganizowanych licencjonowanych księgowych jest wystarczająco trudne… – pomyślała. Nie wspominając już o tym, że, w przeciwieństwie do swych trzech starszych sióstr, nie zarabiała rocznie kwot sześciocyfrowych, co pozwalało jej jedynie na płacenie za skromną kawalerkę w londyńskim Richmond.
Rzecz jasna, w domu rodzinnym nikt by się nie zdziwił, że Arii trzeba pomóc. Od jej niefortunnej, młodzieńczej ucieczki minęło już ponad dziesięć lat, a jej najbliżsi nadal uważali ją za głupkowatą, naiwną dziewczynkę, która dała się wystrychnąć na dudka i porzucić na greckiej wyspie rozpuszczonemu, bogatemu pierwszemu narzeczonemu.
Z tych samych względów Aria była ostatnią osobą, która osądziłaby kogokolwiek za zbyt pochopną czy zmienioną w ostatniej chwili decyzję o ślubie. Jednak już w pierwszym momencie, gdy Priya poprosiła ją o natychmiastowy przylot na Manhattan i wsparcie przy zawarciu związku małżeńskiego wyłącznie dla pieniędzy z zupełnie nieznanym facetem, miała same złe przeczucia, bo przecież święcie wierzyła, że obie z Priyą podzielają zgodnie pogląd, żeby nigdy z nikim nie brać ślubu.
Nagle cichy, lecz narastający, świdrujący dźwięk sprawił, że podskoczyła wystraszona, i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wydobywa się on z jej osobistego gorsetu, gdzie wepchnęła telefon. Dzwoniącą Priyę powitała ozięble, starając się jednak brzmieć w miarę kulturalnie.
– Zrelaksuj się, nic mi nie jest, jestem bezpieczna – oznajmiła tymczasem przyjaciółka, choć mówiła to wszystko dziwnym, urywanym tonem, jakby nie mogąc złapać tchu. – Ja… znalazłam inny sposób na rozwiązanie moich problemów finansowych, ale… muszę zniknąć na kilka tygodni!
Aria zacisnęła usta, by nie zareagować zbyt pochopnie. Najpierw ucieczka przed urzędnikiem, który miał udzielić zbawiennego dla niej ślubu, teraz nagły wyjazd? I to wszystko w wykonaniu zazwyczaj spokojnej i rozważnej osoby? Priya nigdy nie działała spontanicznie, panicznie bała się rujnować raz ustaloną rutynę.
– Jaki „inny sposób”? Czy chcesz powiedzieć, że znalazłaś kolejnego „pana młodego”? – zapytała z niedowierzaniem. – I dokąd on cię zabiera?
Gdy Priya próbowała wyjaśnić sytuację, jej głos był pełen wahania, jakby nie mogła swobodnie mówić. Upierała się jedynie, że jest zupełnie bezpieczna. Nie ulegało wątpliwości, że osoba, która jej pomaga, znajduje się tuż obok, i że jest to najprawdopodobniej mężczyzna. Kolejna sytuacja niepasująca do charakteru ani zachowania Priyi! Kobiety znały się jak przysłowiowe łyse konie. Obie miały tragiczne doświadczenia z pierwszych podejść „do ołtarza”, co zbliżyło je jeszcze w college’u. Ufały sobie i były dla siebie przewidywalne. Przynajmniej do dziś.
Aria zacisnęła dłoń na ozdobnej obudowie telefonu.
– Nie podoba mi się to wszystko. Bardzo mi się nie podoba! – oświadczyła.
– Mnie też, ale tego właśnie mi teraz potrzeba… posłuchaj… wszystko będzie dobrze. Wyjaśnię ci po powrocie.
– Jeśli nie możesz rozmawiać, powiedz po prostu „tak” lub „nie”. Słyszałam, że Xander wysłał swoich ludzi w pogoni za bratem. Był tam przez chwilę taki ciemnowłosy, bardzo… rzucający się w oczy facet. Jesteś z nim?
W tym momencie połączenie zostało przerwane.
Aria zaczęła nerwowo chodzić w kółko. Gdy w pobliżu rozległo się znaczące chrząknięcie, uświadomiła sobie, że nie jest sama. W bezpiecznej odległości zobaczyła mężczyznę, którego widziała wcześniej, gdy zza przyciemnionej szyby samochodu śledził kuriozalny bieg zdarzeń przed budynkiem sądu. To właśnie był ów „rzucający się w oczy facet”. Od wielu lat pracowała w domu mody, więc niebywale przystojni mężczyźni nie stanowili dla niej żadnej nowości, jednak tego człowieka otaczało coś na kształt nieziemskiej, magnetycznej aury. Jego śniada karnacja, błyszcząca fryzura i jedwabna, kwadratowa chusteczka w górnej kieszonce garnituru nadawały mu wygląd gwiazdy filmowej z dawniejszych czasów.
Czy to był ów tajemniczy brat, którego niedoszły pan młody tak desperacko szukał? Pasowałby idealnie do bogatego rodu Mytikasów, bo dosłownie wszystko w nim zdawało się krzyczeć o fortunie i przywilejach. Przechodnie w naturalny sposób omijali go i gapili się na niego, jakby instynktownie wyczuwając w nim kogoś mającego władzę i pieniądze. A jednak, kiedy przyjrzała mu się bliżej, wyczuła jego zakłopotanie czy nieśmiałość. Przypominał jej dzikie zwierzę w niewoli, pozornie oswojone, lecz wciąż emanujące prawdziwą pierwotną energią. Było to oczywiste dla każdego, kto potrafił spojrzeć głębiej i nie dać się nabrać na jego wypolerowany wygląd i nienaganny, designerski garnitur.
Odruchowo założyła, że to on się pierwszy do niej odezwie. Tak też się stało, lecz najpierw obdarzył ją badawczym, a może bardziej oceniającym spojrzeniem swych intensywnie niebieskich oczu, okolonych nieprzyzwoicie długimi rzęsami. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale wywołało w niej burzę niedających się opisać emocji.
– Czy potrzebuje pani pomocy? – zapytał płynnie po angielsku z mocnym, osobliwym akcentem.
– Co mnie zdradziło? – próbowała odpowiedzieć żartem.
– Widziałem, co się stało. Czemu ślub się nie odbył? Jest pani przyjaciółką pary młodej?
Aria zamilkła. Uznała nagle, że jego neutralna obojętność czy może nonszalancja są udawane, i na pewno stara się od niej wyciągnąć jakieś informacje. W tym momencie zaskoczył ich oboje błysk flesza. Tym razem był to autentyczny reporter, więc Aria jęknęła w duchu, nie mając najmniejszej ochoty odpowiadać na żadne pytania na temat ślubu, do którego nie doszło.
O dziwo, paparazzi zignorował ją kompletnie, natomiast bezpardonowo zaatakował jej tajemniczego rozmówcę.
– Pan Nysio Bacchetti! Cóż pan robi na Manhattanie? – wykrzyknął.
Zapytany sprawiał wrażenie wyraźnie zaszokowanego, że ktoś zwrócił się do niego po imieniu i nazwisku. Chciał natychmiast wycofać się do auta, lecz reporter okazał się nieustępliwy, rzucał kolejne pytania i pstrykał zdjęcie za zdjęciem.
– Człowieku, zostaw go w spokoju! – Aria nie wytrzymała, wybiegła spod zadaszenia i natychmiast poczuła na sobie zimne uderzenie deszczu. – Na litość boską!
Paparazzi skrzywił się, ale nie zaprzestał swego fotograficznego ataku. Tymczasem nieznajomy przestał się cofać, zamarł w miejscu, na wpół oparty o pień okolicznego drzewa, i z trudem łapał oddech. Z jego ust wydobywały się dziwne, świszczące dźwięki.
– I co pan mu zrobił? – Aria podniosła głos, wpychając się pomiędzy reportera i drzewo, jednocześnie używając swego ciała jako prowizorycznej tarczy do ochrony Nysia.
– Ja? Nawet go nie dotknąłem! Nie podszedłem bliżej niż na półtora metra! Po prostu jestem w pracy i próbuję zarabiać na chleb, proszę pani! A to jest autentyczny włoski miliarder. Musi być przyzwyczajony do kamer! – Dziennikarz wzruszył jeszcze tylko z niedowierzaniem ramionami, machnął zrezygnowany ręką i ruszył biegiem zalaną deszczem ulicą, pozostawiając Arię samą z koniecznością rozwiązania problemu Nysia, który ledwo trzymał się na nogach.
– Proszę pana… czy wszystko w porządku? – Aria podeszła do nieznajomego i chwyciła go za rękaw. – To znaczy… przepraszam… w tej sytuacji to głupie pytanie. Jest pan astmatykiem?
Potrząsnął głową. Z trudem przychodziło mu pozostać w pionie, lecz nadal jakimś cudem budził respekt. Ba, nawet wyglądał na poirytowanego jej paplaniem.
– A może spróbuje pan liczyć oddechy? – podsunęła, gestykulując zawzięcie.
Zdarzało jej się pomagać Priyi przy atakach paniki. Zachowanie nieznajomego było zbliżone, więc założyła, że to chyba to samo. Jego oddech stawał się płytszy i coraz ostrzejszy pomimo ciągłych prób zapanowania nad sobą.
– Proszę pana… panie Nysio… Chcę panu pomóc… – Obserwowała go, bo nie miała pewności, czy sytuacja nie zaszła zbyt daleko i czy nie będzie mu raczej potrzebna pomoc ambulansu.
Na szczęście złapali kontakt wzrokowy i Nysio posłał jej przyzwalające spojrzenie – pierwszą i jedyną jak dotąd oznakę swej słabości. Odczuła ulgę, gdy pozwolił wziąć się za rękę i z pomocą zaczął na palcach liczyć oddechy.
– Niech się pan skoncentruje na liczeniu, niech pan poczuje mój dotyk i posłucha mojego głosu – mówiła najspokojniej, jak potrafiła. – Niech pan oddycha…
Po kilku minutach jego nierówny oddech zaczął zwalniać. Nie groziło mu już raczej zasłabnięcie. Był niewiarygodnie rosły i szeroki w barach, więc Aria na pewno nie dałaby rady złagodzić upadku na beton osobie o takiej posturze. W zasadzie uznała, że powinna już odejść, lecz wtedy niespodziewanie złapał ją za rękę.
– Chciałbym tylko na krótko odzyskać odrobinę prywatności. Nie mam jeszcze siły na kolejne starcie z nowojorskimi mediami.
– Był pan zaproszony na ślub?
– Nie. Przyjechałem w interesach.
– Ten idiotyczny paparazzi wspomniał, że jest pan… kimś ważnym… miliarderem… i nie lubi pan rozgłosu? Tak samo jak całą tę tragifarsę oglądał pan z drugiej strony ulicy… Dlaczego?
Kiedy odruchowo chciała uwolnić się z uścisku jego dłoni, nieświadomie zahaczyła o drzewo rąbkiem sukienki, co sprawiło, że się potknęła i wpadła na niego już całkiem. Podtrzymał ją, dotykając w przelocie jej nogi. Poczuła się jak porażona prądem. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a ona przełknęła głośno ślinę. W jego oczach widziała nerwowość, lecz już nie spowodowaną atakiem paniki. W końcu odetchnął gwałtownie, najwyraźniej nie mogąc jeszcze do końca dojść do siebie.
– Zatrzymałem się, bo musiałem zadzwonić. Wtedy zobaczyłem tę dziwaczną scenę… potem wszyscy się rozeszli, a pani została. Zamierzałem pomóc… wyszło na odwrót.
Wbrew woli Aria roześmiała się głośno. Na myśl o tym, jak absurdalnie potoczył się ten dzień.
– No tak… nie ma jak twoja lokalna superbohaterka w różowej sukni druhny! Ona zawsze przyjdzie z odsieczą! – skwitowała z ironią.
– Druhny…? – Zmarszczył brwi.
– Przecież widział pan niechlubną ucieczkę panny młodej. To moja najlepsza przyjaciółka… prawdopodobnie była najlepsza przyjaciółka. Po tym, jak mnie tu zostawiła. Głupia sprawa. Za niecałe trzy godziny mam samolot do Londynu, a wszystkie moje rzeczy są u niej w mieszkaniu.
– A więc nie pomyliłem się! Potrzebna pani pomoc!
– Owszem – westchnęła, czując się nieswojo, bo musiała przyznać się sama przed sobą, że taka jest prawda.
Od dawna robiła wszystko, by być osobą całkowicie samowystarczalną, bo tylko tak czuła się bezpiecznie. Gdy teraz mierzył ją przenikliwym wzrokiem, było to wyjątkowo krępujące, zwłaszcza że jej policzki i dekolt dosłownie płonęły.
– Tak się składa, że również jadę na lotnisko, więc z łatwością pani pomogę. Jak właściwie ma pani na imię? – Zachowanie Nysia płynnie powróciło do stanu sprzed ataku paniki. – Moje już pani zna i może pani śmiało odszukać mnie w internecie. Chyba powinniśmy przynajmniej zostać znajomymi?
– Mam na imię Aria… Aria Dane – odparła niepewnie, bo bliskość tego człowieka paraliżowała ją coraz bardziej. – Paszport, bilet i cały mój bagaż zostały zamknięte w mieszkaniu panny młodej. Nawet gdyby pan… gdybyś jakimś cudem załatwił mi późniejszy lot, to i tak spóźnię się do pracy, do której nie mogę się spóźnić.
– Nigdy dotąd nie spotkałem się z problemem, którego nie mógłbym rozwiązać.
Jego słowa prawie ją rozśmieszyły, lecz gdy spojrzała na niego, zorientowała się, że mówił poważnie. A zatem mógł nawet zabrać na pokład kogoś bez dokumentów.
Przyleciała do Nowego Jorku, wiedząc, że przyjaciółka znalazła się w trudnej sytuacji. Może raz powinna postawić na pierwszym miejscu siebie i zaakceptować, że oto znalazł się ktoś, kto coś podobnego jest gotów zrobić dla niej?
– Aria, pomogłaś mi dziś. Chcę się tylko odwdzięczyć. Nie jestem czarodziejem, więc nie przywrócę ci utraconej wiary w przyjaźń ani nie wyjmę z rękawa twojego portfela. Jednak mogę dostarczyć cię do Londynu przed świtem. Tyle ci obiecuję.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: Pregnant in the Italian’s Palazzo
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Amanda Cinelli
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-530-6
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek