Sposób na szczęście - Amanda Cinelli - ebook + książka

Sposób na szczęście ebook

Amanda Cinelli

4,4
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Daniela Avelar po tragicznej śmierci brata przejmuje funkcję prezesa w przedsiębiorstwie jachtowym. Nie wszyscy w zarządzie ją akceptują. Część nieprzychylnych jej osób chce wręcz pozbyć się Danieli z firmy. Może jej pomóc tylko najbliższy przyjaciel i współpracownik brata – Valerio Marchesi. Daniela odnajduje go i prosi, by przyjechał na zebranie zarządu do Monte Carlo. Valerio zgadza się, ale stawia zadziwiający warunek…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 148

Oceny
4,4 (10 ocen)
6
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Amanda Cinelli

Sposób na szczęście

Tłumaczenie: Ewelina Grychtoł

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: The Vows He Must Keep

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2020 by Amanda Cinelli

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7964-2

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pierwszym, co przedarło się do świadomości Valeria Marchesiego po przebudzeniu, było serce tłukące mu się w piersi. Nie po raz pierwszy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy budził się panice. Jego terapeutka nazywała to stresem pourazowym i, tak samo jak wszyscy inni, współczuła mu jego traumatycznych przeżyć. Valerio nie chciał ich przeklętego współczucia.

Zazgrzytał zębami, walcząc z niemocą, jaką zostawiła w nim opróżniona poprzedniego wieczoru butelka whisky. Właśnie dlatego ostatnimi czasy unikał alkoholu. Kiedy wreszcie odzyskał jako taką jasność umysłu i spróbował usiąść, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy.

Po pierwsze, sądząc po subtelnym chrząknięciu, nie był sam. Po drugie, nie mógł poruszyć górną połową ciała, ponieważ był przywiązany do łóżka.

Natychmiast otrzeźwiał. W pokoju było ciemno, ale udało mu się rozpoznać zarys kabiny swojego luksusowego jachtu. Jego nadgarstki były przywiązane czymś miękkim do drewnianego wezgłowia. Szarpnął za więzy, czując podchodzącą do gardła panikę.

– Obudziłeś się. Dobrze – zabrzmiał w ciemności kobiecy głos.

Valerio znieruchomiał, walcząc, by nie poddać się wspomnieniom dawnej traumy. Głos wydawał się mu dziwnie znajomy, czysty i dźwięczny, z charakterystycznym brytyjskim akcentem. Brzmiał zupełnie inaczej niż głosy prymitywnych zbirów z jego wspomnień, ale nigdy nic nie wiadomo.

– Co tu się dzieje, do diabła? – warknął ochryple. – Pokaż mi się.

Szpilki zastukały na drewnianej podłodze, a z półmroku wyłoniła się niewyraźna postać. Była wysoka jak na kobietę, a jej ponętne krągłości natychmiast przyciągnęły uwagę Valeria. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł ściskanie w podbrzuszu. W wieku trzydziestu trzech lat sądził, że już dawno ma za sobą zawstydzające problemy z samokontrolą, ale po miesiącach celibatu zapewne każda potrafiłaby pobudzić jego libido.

Jeszcze raz szarpnął za więzy i syknął, gdy materiał wbił mu się w nadgarstki. Koc, który tylko częściowo przykrywał jego nagie ciało, zsunął się jeszcze niżej.

– Szarpiąc się, tylko zrobisz sobie krzywdę – poradziła jego porywaczka.

– To rozetnij te cholerne liny! – warknął Valerio, bezskutecznie usiłując zachować spokojny ton. – Nie trzymam tu pieniędzy, jeśli o to ci chodzi.

W ciemności zabrzmiał cichy śmiech.

– Nie jestem tu po to, żeby cię okraść, Marchesi. Te więzy są dla mojego bezpieczeństwa.

– Twojego bezpieczeństwa…? – powtórzył Valerio, nie rozumiejąc. Ale coś go tknęło.

Znał ten głos.

Miękkie ręce otarły się o jego skórę, gdy kobieta delikatnie poprawiła koc. Znów poczuł deszcz podniecenia. Minęło tyle czasu, ale od razu rozpoznał jej charakterystyczny zapach, ciepłą mieszankę słodyczy i piżma, która zdawała się topić lodowaty strach w jego piersi.

Bez ostrzeżenia rozbłysła lampka przy łóżku; Valerio skrzywił się, oślepiony. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do światła, ujrzał przed sobą kobietę o długich, kruczoczarnych lokach i nieskazitelnej karmelowej skórze.

– Dani.

– Tylko moi przyjaciele mogą mnie tak nazywać, Marchesi.

Daniela Avelar zmrużyła oczy, przysunęła sobie krzesło i usiadła na nim z gracją, jakby zasiadała do popołudniowej herbatki.

– Ostatnim razem, kiedy się spotkaliśmy, jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie jesteś moim przyjacielem – dodała.

Valerio walczył, by skupić się na gniewie, ale poczucie winy i tak ścisnęło mu żołądek. Przed oczami stanęło mu ostatnie spotkanie z Danielą, na pogrzebie Duartego Avelara, który był jego wspólnikiem i partnerem biznesowym, a jej bratem bliźniakiem.

Duarte został zastrzelony na jego oczach po tym, jak porwano ich w Rio de Janeiro i przetrzymywano pod bronią przez dwa tygodnie. Cały świat żył tą historią i podziwiał heroizm Valeria, któremu jakimś cudem udało się uciec. Tyko on wiedział, co się naprawdę stało.

Przez całą ceremonię pogrzebową przyjaciela, który oddał za niego życie, Valerio ze wszystkich sił starał się nie wybuchnąć płaczem. Wreszcie stracił nad sobą panowanie i wybiegł z kościoła, nie mogąc znieść współczujących spojrzeń i nieznośnego smutku.

Tylko jedna osoba pobiegła za nim – Daniela Avelar, kobieta, która szczyciła się tym, że była jedną z najlepszych specjalistek od PR-u i marketingu w branży i która zawsze wydawała się patrzeć z góry na jego beztroskie życie playboya. Była typem osoby, która nigdy nikogo o nic nie prosiła, ale tym razem chwyciła Valeria za ramię i błagała go, żeby powiedział jej prawdę o tym, co stało się w Brazylii.

W odpowiedzi Valerio warknął, że to niczego nie zmieni, a potem wsiadł do samochodu i odjechał, udając, że nie widzi łez spływających po jej policzkach.

Nawet teraz czuł znajomy ciężar wstydu.

Daniela założyła nogę na nogę, sprawiając, że Valerio mimo woli spojrzał na jej szczupłe łydki. Od lat pracowała dla Velamar jako specjalistka od PR, więc dobrze znał jej prążkowane spodnie i perfekcyjnie wyprasowane koszule z wiązaną na szyi kokardą. Ale tym razem kremowe wstążki przy jej dekolcie były rozwiązane i pogniecione, jakby ktoś zacisnął na nich pięści. Wyglądała na zmęczoną. Valerio zastanowił się, czy żałoba odebrała jej perfekcyjny wizerunek, tak samo jak jemu zabrała beztroskie życie lekkoducha.

– Masz pojęcie, ile czasu zajęło mi znalezienie cię? – Daniela spojrzała na niego gniewnie.

– Nie wiem, ale muszę przyznać, że udało ci się zdobyć moją uwagę – odparł lekko Valerio, dyskretnie napierając na więzy. Węzły były mocne, ale nie dość mocne. Może i Daniela miała wkrótce odziedziczyć potężne udziały w Velamar, jednej z najbardziej ekskluzywnych wypożyczalni jachtów na świecie, ale żeglarz był z niej żaden.

– Przyszło ci kiedyś do głowy, że mogę nie chcieć, żeby mnie odnaleziono? – dodał.

– Zapomniałeś, że masz swoje obowiązki, Marchesi.

– Moja firma jest w dobrych rękach.

– Nasza firma jest w doskonałych rękach – poprawiła Daniela. – Biorąc pod uwagę, że zarządzałam nią w pojedynkę przez ostatnie sześć miesięcy.

Valerio pomyślał, że z tej perspektywy wygląda niczym królowa zasiadająca na tronie, co nie było bardzo dalekie od prawdy, ponieważ rodzina Avelar była praktycznie arystokracją w swojej rodzimej Brazylii.

– Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że twoi podwładni nie wydają się zadowoleni z mojego kierownictwa – dodała. – Praktycznie błagają o powrót swojego imprezowego szefa.

– Ostatnie ostrzeżenie. Rozwiąż mnie i wynoś się z mojego jachtu, Danielo.

– Nic nie pamiętasz z zeszłej nocy, co? – Daniela uniosła brew i spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem.

Valerio jeszcze raz rozejrzał się po pokoju, czując, jak ból w jego głowie przybiera na sile. Ostatnim, co pamiętał, było dramatyczne opuszczenie toskańskiej willi swojego brata po burzliwej kłótni i otworzenie pierwszej butelki alkoholu, jaka wpadła mu w ręce.

Wiedział, że powrót na łono rodziny po tak długiej przerwie to nie będzie bułka z masłem, ale sądził, że uda mu się wytrzymać przynajmniej kilka godzin w ich towarzystwie. Spodziewał się współczucia i chodzenia wokół niego na palcach. Nie był gotowy na ich gniew. Nic nie wiedzieli o tym, co przeszedł… co zrobił. Obchodził ich tylko nieskazitelny wizerunek rodziny Marchesich.

Jego wybuchy gniewu były nieprzewidywalne i zwykle pozostawiały po sobie dziurę w pamięci, więc niewiele pamiętał z tego, co było potem.

Krzywiąc się, spróbował się podnieść i oprzeć o drewniane wezgłowie, ale po zaledwie kilku centymetrach ostry ból przeszył jego skronie. Co było w tej whiskey?

– Nie rób gwałtownych ruchów. Lekarz dał ci lekki środek uspokajający.

– Nafaszerowałaś mnie czymś?!

– Próbowałeś w pojedynkę bić się z całą moją ochroną. Byłeś w jakimś transie. – Daniela przełknęła nerwowo. – Nie byłeś sobą.

Valerio warknął i jeszcze raz naparł na więzy. Rama łóżka zaskrzypiała, a przez twarz Danieli po raz pierwszy przemknął niepokój.

– Tylko tak mogłam cię zmusić, żebyś mnie posłuchał. – Wstała, dyskretnie zerkając na drzwi kabiny. – Nie sądziłam, że będę musiała uciec się do takich środków. Nie wierzyłam, że jesteś w takim szale, jak mówił twój brat.

– Rozmawiałaś z Rigiem? – powtórzył Valerio. W pierwszej chwili ogarnęła go złość na brata, który miał zachować jego odwiedziny w tajemnicy. Ale jakie miał prawo się na niego wściekać, kiedy sam zachował się skandalicznie?

Wstyd zapiekł go w żołądek.

Daniela odchrząknęła.

– Posłuchaj, starałam się nie popędzać cię, ale najwyższy czas, żebyś wrócił. Zarząd nie jest zadowolony z mojego kierownictwa. Planują sprzedać projekty mojego brata i wycofać się ze sporej części akcji charytatywnych. Tylko ja stoję im na drodze. – Daniela potarła twarz i westchnęła ciężko.

Valerio słuchał jej z mieszaniną gniewu i niedowierzania. Nettuno Design było pobocznym projektem Velamar, stworzonym przez Duartego, który chciał rozszerzyć działalność firmy o inżynierię morską. Powstał pierwszy superjacht „Siniretta”. To dzięki niemu ich skromna wypożyczalnia jachtów pięć lat temu wystrzeliła w stratosferę.

– I postanowiłaś mnie porwać, żeby mi to powiedzieć?

Daniela zmrużyła oczy.

– Pojutrze w Monte Carlo odbędzie się zebranie zarządu. Doszły mnie słuchy, że zamierzają mnie odwołać. – Wzięła głęboki oddech i spojrzała Valeriowi w oczy. – Potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję, żebyś wziął się w garść i wrócił.

– To ja mianowałem cię tymczasowym prezesem zarządu – warknął Valerio. – Nie mogą cię odwołać.

– Duarte zaraz zostanie oficjalnie uznany za zmarłego, a ciebie oskarża się o szaleństwo. Obawiam się, że mogą.

Valerio zesztywniał.

Zrobił, co w jego mocy, żeby jak najbardziej opóźnić wydanie aktu zgonu Duartego. Jako wykonawca testamentu za wszelką cenę starał się odwlec w czasie moment, w którym Daniela legalnie odziedziczy majątek brata. A teraz ona wparowuje na jego jacht i stawia mu żądania, siedząc na takiej bombie? Dio, nie miała pojęcia, o jaką stawkę gra.

Daniela tymczasem kontynuowała.

– Zarząd wie, że nie mam odpowiednich kwalifikacji. Jeśli mam być szczera, mają rację. Jestem specjalistką od PR, nie liderką.

– Wypuść mnie – warknął Valerio.

– Nie, dopóki nie zgodzisz się przyjść na spotkanie. – Daniela skrzyżowała ramiona na piersi, sprawiając, że koszula opięła się na jej wydatnym biuście.

– Danielo… ostrzegam cię. Nie masz pojęcia, co się tu dzieje.

– Doskonale wiem, co się dzieje w mojej firmie. To ty byłeś poza zasięgiem przez całe miesiące i nie mogę ryzykować, że znowu znikniesz. – Na moment zamknęła oczy, po czym spojrzała prosto na Valeria. – Nie obchodzi mnie, jeśli mnie za to znienawidzisz. Zrobię wszystko, żeby uratować dziedzictwo Duartego.

I to niby on miał być jedyną osobą, która może uratować firmę? Daniela najwyraźniej nie miała pojęcia, kim się stał ani z czym się zmagał przez ostatnie miesiące. Do diabła, on sam nie był tego pewien.

Gniew dał Valeriowi dodatkową energię. Z trzaskiem rozerwał ostatni węzeł na nadgarstkach i wyskoczył z łóżka jak sprężyna.

Dani zdusiła w gardle okrzyk zaskoczenia. Jednocześnie zdusiła myśl, że człowiek, którego znała przez pół życia, naprawdę byłby w stanie ją skrzywdzić.

Ale to nie był Valerio, którego obserwowała z daleka: rozpustny playboy, który zdobywał sobie sympatię wszystkich dookoła swoim pirackim uśmiechem i żądzą przygody. Łobuzerski błysk w jego oku zniknął, ustępując miejsca przerażającej pustce.

Zanim zdążyła choćby się ruszyć, chwycił ją za nadgarstek. Pociągnął ją w swoją stronę, ale ona odepchnęła go, sprawiając, że oboje przewrócili się na łóżko, lądując jedno na drugim. Dani gwałtownie wciągnęła powietrze, czując żelazny uchwyt Valeria na swojej talii. Spróbowała wstać, ale jakimś sposobem ich ciała tylko mocniej zakleszczały się w uścisku.

– Dio, uspokój się – warknął Valerio. Jego głos wydawał się dziwnie zduszony.

Dawno temu Dani fantazjowała o dokładnie takiej sytuacji. Jako naiwna nastolatka wyobrażała sobie, że Valerio Marchesi patrzy na nią w taki sam sposób, w jaki oglądał się za przechodzącymi pięknościami. Ale on jasno dawał jej do zrozumienia, że zawsze będzie dla niego tylko nudną, zadzierającą nosa siostrą jego najlepszego przyjaciela.

Valerio mocniej zacisnął ręce na jej talii, spuszczając wzrok na dekolt. Daniela uświadomiła sobie, że większość guzików jej koszuli rozpięła się w szamotaninie, odsłaniając o wiele za duże piersi w białym staniku. Szarpnęła się bezsilnie w żelaznym uścisku rąk Valeria.

– Co ty robisz? Puść mnie! – Z wściekłością spróbowała go kopnąć, ale on przytrzymał jej nogi swoimi i unieruchomił jej ręce nad głową.

– Co ja robię? – powtórzył i parsknął gardłowym śmiechem. Chwycił jej nadgarstki i przywiązał je do łóżka w taki sam sposób, w jaki jeszcze chwilę wcześniej był przywiązany. – Jak to mówią, oko za oko, ząb za ząb.

Dani ciężko dyszała z wysiłku. Nie zrozumiała, co Valerio na myśli, dopóki nie została całkowicie unieruchomiona. Niedowierzanie szybko zamieniło się w gniew, gdy bezskutecznie spróbowała się uwolnić.

– Lepiej, żebyś się tak nie rzucała. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze położenie i mój brak ubrań.

Dani natychmiast znieruchomiała, spuszczając wzrok na miejsce, gdzie ich ciała wciąż były splątane ze sobą. Jej nogi w eleganckich czarnych spodniach przylegały do nagiej skóry jego torsu. Zaczerwieniła się gwałtownie. Przysięgłaby, że jeszcze przed chwilą, gdy otarła się o niego biodrami, poczuła…

Nagle Valerio zręcznie wysunął spod niej swoje duże ciało, wstał i zniknął z zasięgu jej wzroku.

– Rozumiem, że masz do mnie jakiś żal – zabrzmiał jego głos. – Ale w cokolwiek pogrywasz, wiedz, że przesadziłaś.

– W nic nie pogrywam. Już ci mówiłam, że musiałam cię unieruchomić ze względu na twoje i moje bezpieczeństwo. Groziłeś, że zabijesz własnych ochroniarzy, na miłość boską! – Dani spróbowała podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, ale kiedy mignął jej wysoki nagi mężczyzna, czym prędzej opadła z powrotem na łóżko.

– Możliwe. Ale próbujesz mną manipulować. Nagiąć moją wolę.

– Do czego zmierzasz?

– Zamierzam stąd wyjść i zostawić cię, żebyś mogła przemyśleć swoje zachowanie.

Valerio włączył główne światło i ruszył w stronę drzwi kabiny. Otworzył je i stanął jak wryty. Dani wyobraziła sobie jego minę, kiedy odkrył, że nie są na jego luksusowym jachcie w Genoi.

Ku jej satysfakcji zaklął szpetnie po włosku. Słuchała, jak jego kroki dudnią głośno na drewnianej podłodze korytarza.

– Gdzie ty mnie zabrałaś, do cholery? – zabrzmiał jego gniewny głos. Drzwi kabiny otworzyły się gwałtownie, sprawiając, że Dani drgnęła.

– Tak szybko wróciłeś? Miałam zaledwie kilka minut dla siebie. Stanowczo za mało, żeby przemyśleć swoje zachowanie.

Valerio podszedł do niej i stanął przy łóżku. Dani odwróciła głowę na poduszce i zmierzyła wzrokiem jego imponującą postać. Na szczęście znalazł ubrania, które w ostatniej chwili zabrała z kabiny jego jachtu. Niebieskie dżiny idealnie na nim leżały, a czarny T-shirt przylegał do jego okazałych bicepsów.

– Powiedziałabym, że jesteśmy gdzieś w okolicach Korsyki. – Daniela spojrzała na niego niewinnie. – Zdecydowałam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i przy okazji tej wycieczki wypróbować nasz nowy jacht. Aha, sterownia jest zamknięta, a kapitanowi zabroniono wpuszczać kogokolwiek, kto nie zna kodu bezpieczeństwa.

Valerio cofnął się o krok.

– Naćpałaś mnie, uprowadziłaś na jednym z moich własnych jachtów, a teraz obróciłaś moją załogę przeciwko mnie?

– Naszą załogę – poprawiła Daniela.

– Rozkaż im przybić do brzegu. Teraz.

Valerio pochylił się nad nią, sprawiając, że przeszły ją ciarki. Ewidentnie coś pociągało ją w byciu związaną i słuchaniu rozkazów, mimo że mężczyzna je wydający był samolubnym dupkiem, który porzucił ją, kiedy najbardziej go potrzebowała.

Nie, poprawiła się w myślach. Porzucił swoją firmę. Firmę, której połowę miała odziedziczyć, wraz z resztą majątku swojego brata. Tak jak siedem lat temu odziedziczyła majątek po swoich rodzicach, gdy zginęli w wypadku samochodowym.

– Możesz mnie tu trzymać tak długo, jak chcesz – oświadczyła. – Nie wydam rozkazu. – Zacisnęła i rozprostowała palce, które zaczęły jej drętwieć.

– Dani…

– Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił! – krzyknęła. – Używaj mojego pełnego imienia. Ty i ja jesteśmy teraz wspólnikami. Nikim więcej.

– Czy wspólnicy związują się nago i podglądają?

– Nie podglądałam cię! – oburzyła się, ale po jej skórze przebiegł dreszcz, a przez głowę przeleciały erotyczne obrazy. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że Valerio nie zauważył jej reakcji.

– Wydaje mi się dość oczywiste, że siedziałaś w ciemności, czekając, aż się obudzę. O czym myślałaś przez ten czas, Danielo? O firmie? Czy też napawałaś się tym, że jestem zdany na twoją łaskę?

Valerio przykucnął, odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i czekał, aż Dani spojrzy mu w oczy.

– Nie musiałaś mnie szukać. Mogłaś mi po prostu przedstawić sytuację w mejlu. Ale nie ufałaś, że pojawię się na spotkaniu, prawda? – Powiódł palcem po jej policzku. – Widziałaś mnie w najgorszym możliwym wydaniu. Zbiegłego playboya, miotającego się szaleńca. Powiedz, że nie czułaś satysfakcji, mogąc mnie ukarać. Upewnić się, że nie ucieknę tak łatwo. Powiedz, że ci się nie podobało.

Daniela przygryzła wargę. Wiedziała, że Valerio po prostu próbuje nią manipulować. Sprawić, że mu ulegnie i pozwoli mu uciec od odpowiedzialności. Zbierając całą siłę woli, spojrzała mu w oczy.

– Nie ma nic przyjemnego w patrzeniu, jak się poddajesz i porzucasz to wszystko, na co tak ciężko pracowałeś – powiedziała bez ogródek. – Ty też mogłeś tam zginąć. Można pomyśleć, że po czymś takim zaczniesz poważniej podchodzić do życia. Ale ty po prostu uciekasz, udając, że nic się nie stało.

Valerio cofnął rękę, jakby go oparzyła. Dani wiedziała, że była dla niego ostra, ale jak inaczej miałaby przemówić mu do rozsądku?

Bez słowa rozwiązał jej więzy, a ona wysunęła ręce i usiadła, pocierając zdrętwiałe nadgarstki. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, jak Valerio wygląda przez bulaj.

– Aż za dobrze wiem, jak cenne jest życie. – Jego głos był zimny i odległy. – Jeśli myślisz, że mógłbym kiedykolwiek zapomnieć to, co się stało… Jeśli myślisz, że nie wracałem myślami do tamtych chwil, raz po raz… – Pokręcił głową. Wstyd zapiekł Dani w gardło. Żałowała, że nie może cofnąć swoich słów. Miała ogromny żal do Valeria. Za to, że zniknął. Za to, że nie chciał powiedzieć jej, co się stało.

– Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Może lepiej bym cię zrozumiała, gdybyś wreszcie mi powiedział, co…

– To nieistotne – przerwał ostro Valerio. – Stawię się na spotkaniu. Powiem to, co chcesz, żebym powiedział.

– Naprawdę? – zdziwiła się, usiłując zrozumieć jego nagłą zmianę stanowiska. Owszem, jej słowa były dosadne, ale…

– Pojadę z tobą do Monte Carlo, bo tego chciałby Duarte. – Valerio zrobił krok w jej stronę. – Ale w zamian ty musisz zrobić coś dla mnie.

– Stawiasz mi warunki? Powinnam była to przewidzieć.

Valerio skrzyżował ramiona na piersi w pewnej siebie, dominującej pozie. Ale kiedy się odezwał, jego głos drżał lekko.

– Tak, mam jeden warunek i musisz zrozumieć, że to konieczne i nie podlega negocjacji.

– Czy to coś związanego z bezpieczeństwem? Wprowadziłam wszystkie procedury, jakie opracowałeś ze swoją ochroną. Nigdy nigdzie się nie ruszam bez obstawy.

– Myślisz, że nie sprawdzałem tego przez ostatnie sześć miesięcy? – Valerio pokręcił głową. – Nie uciekłem, Dani. Po prostu musiałem zrobić kilka rzeczy, zanim… – Przerwał i obrócił się, żeby znów wyjrzeć przez bulaj na ciemną toń. – Kiedy zrozumieliśmy w Rio, że nie uda nam się obu wyjść cało, obiecałem… obiecałem, że zrobię co w mojej mocy, żebyś była bezpieczna.

Coś ścisnęło Dani za gardło, ale stanowczo to stłamsiła. Valerio chciał, żeby mu zaufała? Przecież nawet nie próbował dotrzymać obietnicy – zerwał z nią kontakt i odszedł przy najbliższej okazji, zostawiając ją samą z całym tym bałaganem.

Skrzyżowała ramiona na piersi i nawet nie próbowała skryć chłodu w swoim głosie.

– Po prostu przedstaw mi swoje warunki, Marchesi.

Valerio zacisnął usta i spojrzał na nią z góry. Kiedy się odezwał, w jego głosie nie było ani śladu po emocjach, które targały nim przed chwilą. Zamiast tego zabrzmiał aksamitnie, niemal uwodzicielsko.

– Rada nadzorcza sądzi, że moja nieobecność osłabiła Velamar. Że jestem niegodny zaufania. Jeśli chcesz, żebym na cokolwiek się przydał, muszę się im pokazać z lepszej strony. Moim warunkiem jest to, żebyś stanęła u mojego boku. Żebyśmy poszli tam jako para.

– Oczywiście. Jestem ekspertem od PR. Coś wymyślę, żeby wyjaśnić twoją nieobecność, jeśli tym się martwisz – odparła Dani, marszcząc brwi. Nieco zdziwił ją dobór słów Valeria, ale w tym momencie nie to było najważniejsze. Ledwo wierzyła, że jej plan tak dobrze się powiódł.

– Spodziewałem się, że propozycja bycia razem wzbudzi w tobie większy sprzeciw. – Valerio wzruszył ramionami i podszedł do drzwi. – W takim razie postanowione. Rano ogłoszę nasze zaręczyny.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY