40,00 zł
Rzecz o św. Józefie Oblubieńcu Bogarodzicy
J.M.J.
Z radością oddajemy pobożnemu czytelnikowi 31 pożytecznych rozmyślań o Dziewiczym Ojcu Pana Jezusa, które wiele lat temu napisały siostry bernardynki.
Liczymy, iż książeczka ta okaże się pomocna przy rozmyślaniu nad życiem i cnotami Oblubieńca Najświętszej Panienki i zaowocuje refleksją i działaniami służącymi poprawie życia. Siostry bernardynki wiele miejsca poświęciły świadectwom cudów, uzyskanych przed cudownym obrazem, znajdującym się w Sanktuarium św. Józefa w Krakowie, obok ich klasztoru. To tam Oblubieniec Najświętszej Panienki wysłuchuje podziękowań i próśb pielgrzymów, rozdając łaski od Pana Jezusa, którym opiekował się na ziemi. Zachęcamy do nawiedzenia tego przepięknego miejsca.
Niech święty Józef swoim wielkim orędownictwem uprasza u dobrego Boga łaski, niezbędne do podjęcia reformy naszych serc.
Święty Józefie! Módl się za nami!
Idźcie do św. Józefa!
NIHIL OBSTAT L. 9603/30
Z Książęco-Metropolitalnej Kurii, Kraków, dnia 11 października 1930, ✝Adam Stefan
Tytuł oryginalny: Święty Józef oblubieniec Bogarodzicy. Tekst wg wydania z 1930 roku (nakładem klasztoru ss. Bernardynek w Krakowie). Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
KSIĄŻKA:
Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch
Wydanie I
Format 11,5 x 18 cm
Liczba stron – 268
ISBN 978-83-67415-52-1
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 234
Niechaj się jak chce dzieje,
Nie trzeba tracić nadzieje;
Więc wdowy, sieroty i grzeszne dzieci
Spojrzyjcie w górę! Tam Józef świeci
W promiennej szacie wiekuistej chwały!
Potęgę Nieba mu dały;
A on tak czuły na wszelką dolę,
Chętnie przygarnie każde pacholę.
Rzecz o świętym Józefie
Oblubieńcu Bogarodzicy
NABOŻEŃSTWO
(nie tylko)
NA MARZEC
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2023
Redakcja: zespół „naJejgłowie”
NIHIL OBSTAT L. 9603/30
Z Książęco-Metropolitalnej Kurii
Kraków, dnia 11 października 1930
✝Adam Stefan
Tytuł oryginalny: Święty Józef oblubieniec Bogarodzicy. Tekst wg wydania z 1930 roku (nakładem klasztoru ss. Bernardynek w Krakowie). Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
Wydanie I
ISBN 978-83-8366-042-4
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn
tel. +48 501 202 186
e-mail: [email protected]
www.naJejglowie.pl
Część Pierwsza
31-
DNIOWE ROZWAŻANIA
(idealne na każdy dzień marca)
Dzień
1
Kto pragnie prawdziwie i godnie uczcić tego świętego Patriarchę oraz uzyskać łaski przez Jego przemożne wstawiennictwo, niech rozważa Jego życie i usiłuje naśladować Jego cnoty, o których piszemy w naukach na marzec — miesiąc św. Józefa.
Czytamy w objawieniach bł. Katarzyny Emmerich1, iż ta służebnica Boża w wigilię św. Józefa, po widzeniu bolesnej męki biczowania Pana Jezusa, była ujęta innym widokiem: ujrzała pełną wdzięku dziecinę o jasnych włoskach, na kolankach. Katarzyna, sądząc, że to pokusa, pyta dziecinę:
— Ktoś ty jest?
— Czyż mnie nie poznajesz? Jam jest Józef.
I wziąwszy ją za rękę, zawiódł w duchu do mieszkania ojców swoich. Tu ukazał Katarzynie wszystko, cokolwiek zająć ją mogło, wreszcie i stajenkę, gdzie się Pan Jezus urodził.
Wypocząwszy tak mile po bolesnej kontemplacji cierpień Zbawiciela, Katarzyna na siłach się wzmocniła i dnia następnego, w uroczystość świętego Józefa, z daleko żywszym uczuciem radości obchodzić to święto mogła.
Zdarzenie to uczy nas, jak św. Józef pragnie, byśmy uroczystość jego pobożnie obchodzili, żeby nam miał okazję świadczyć dobrodziejstwa. Tym więcej uradujemy jego serce, jeśli przez cały marzec gorliwie go czcić będziemy. Przede wszystkim zaś prośmy za jego przyczyną Pana Boga o łaskę ostateczną zbawienia dla siebie i dla drogich nam osób.
Łaska ostateczna zbawienia jest to łaska wytrwałości aż do śmierci, nazwana ostateczną, gdyż za pomocą niej w godzinę śmierci człowiek odnosi ostatnie zwycięstwo, które mu Niebo otwiera; bez niej zginąłby na wieki. Jest ona więc darem tak wielkim, że jak orzekł sobór trydencki, niczym nań sami zasłużyć nie możemy, lecz jak naucza św. Augustyn, otrzymuje się ją zawsze od Boga, gdy się o nią prosi, a według Suareza otrzymuje się niechybnie, byle się o nią prosiło aż do końca życia. Z tej przyczyny tak wiele dusz ginie na wieki, gdyż mało jest modlących się do Boga o dar łaski ostatecznej dla zbawienia naszego.
Pan Bóg chce nam hojnie udzielać łask i bardziej skory jest do udzielania nam dobrodziejstw, niż my do ich brania. Dobry Bóg wymaga, byśmy Go o nie prosili. Matka Boża rzekła raz do św. Elżbiety: „Powiem ci, iż prócz łaski uświęcenia mnie w chwili Niepokalanego Poczęcia… żadnego daru, żadnej łaski od Boga nie otrzymałam inaczej, jak prosząc o nią. Wiedz o tym jako o rzeczy niezawodnej, że żadna łaska nie zstępuje na duszę inaczej, jak przez modlitwę i umartwienie ciała”. Benedykcie z Laus znów często przypominała, że im więcej ludzie udają się z prośbą do świętych, tym więcej święci orędują za nimi.
Następujący więc przykład niech nas zachęci do wiernego korzystania z powyższych rad Najświętszej Maryi Panny i rozbudzi ufność ku Jej świętemu Oblubieńcowi. Przytaczając ów przykład, żadnych własnych spostrzeżeń wyjawiać nie mogę o tej dobrze mi znanej siostrze zakonnej, gdyż jeszcze nie ukończyła ziemskiej pielgrzymki. Przeto ograniczam się do jej opowieści:
Oprócz wielu pomniejszych łask, pomimo mej niegodności, otrzymałam przez potężne wstawiennictwo św. Józefa trzy główne, z których pierwszą było utrwalenie w powołaniu. Będąc wielce zasmuconą, iż dzień zupełnego oddania się na wyłączną służbę Panu Bogu z powodu różnych braków odwlekał się na lata, udałam się po pomoc do tego świętego Patriarchy i odprawiłam nabożeństwo marcowe, nikomu się z tego nie zwierzając. Aż tu niespodziewanie z ust przełożonej konwentu, w jakim zostawałam tymczasowo, słyszę słowa pociechy, że mnie oddała w opiekę św. Józefa i poleciła modlitwom zgromadzenia zakonnic, zostających pod patronatem tego świętego. Nadzieja błysła w mym sercu — i nie na próżno, gdyż wkrótce, prawie bez trudności, zostałam przyjęta do tego zakonu, gdzie jakby na dowód swej nade mną opieki raczył mnie św. Józef zaszczycić swoim imieniem, jakie mi nadano przy obłóczynach.
Lecz jak to na tym padole łez bywa, że radości przeplatane są goryczą, tak i tu niedługo wysnuło się strapienie — z powodu różnych przeszkód profesja zakonna została odłożona na czas nieokreślony. Boleść moją powiększała myśl, że moje wątłe zdrowie i nikłe siły fizyczne mogą wpędzić mnie w chorobę, wskutek czego uznają mnie za niegodną na zakonnicę i wydalą; wtedy wszystko dla mnie będzie stracone. A więc z ufnością wołam: „Józefie święty! Mój drogi Ojcze! Jeżeli mi wyjednasz jak najprędzej łaskę złożenia ślubów, będę się starała ogłosić to dobrodziejstwo”. Jakoż nadspodziewanie dopuszczono mnie do złożenia ślubów wieczystych, i tak dzień pierwszego marca powitałam już w uczuciach wdzięczności i szczęścia jako członek Zgromadzenia Oblubienic Chrystusowych, zostających pod opiekuńczym skrzydłem św. Józefa, cudami słynącego w Krakowie.
O trzeciej łasce także zamilczeć nie mogę, gdyż mogłoby mi wobec Niebios być to poczytane za czarną niewdzięczność. Po upływie kilkunastu lat zdaje się, że szatan, usiłując mnie sprowadzić z drogi powołania, rozlicznymi pokusami taką mi wytoczył walkę, iż pod nawałem udręczeń wewnętrznych, wywołanych jego prześladowaniem prawie dniem i nocą, zapadłam na zdrowiu; uznano mnie przeto za chorą na umyśle i z bólem serc siostrzanych oddano do zakładu obłąkanych.
I gdy się zdawać mogło, że szatan mnie przemógł i zapewnił sobie wygraną, zwróciłam się znów do swego świętego Opiekuna, zasyłając westchnienia: „Święty Józefie, prawdziwie okażesz się cudowny w krakowskim obrazie, jeżeli mnie z tego nieszczęścia wyratujesz i pozwolisz odprawić wspólnie w naszym klasztorze nabożeństwo marcowe”. Zarazem rozpoczęłam nabożeństwo siedmiu śród do siedmiu boleści i radości tegoż świętego.
I, o cudowna potęgo orędownictwa św. Józefa! Tak się wszystko złożyło, że wkrótce, to jest w pierwszych dniach marca, powracałam do ukochanego klasztoru. Ujrzawszy z dala wieżę, witałam ją z uniesieniem radości, które spotęgował widok kościoła św. Józefa, ukrytego w murach klasztornych, gdzie przy boku utajonego w Hostii Jezusa święty ten Patriarcha szafuje łaskami, jakich Zbawiciel świata, pomny na zasługi swego Opiekuna, nikomu nie szczędzi.
Od tej chwili jestem jakby żywym wotum św. Józefa i gdyby to było w mojej mocy, starałabym się o ukoronowanie tak cudownego Świętego w obrazie w naszym kościele. Doznawszy tyle dowodów Jego opieki, nieraz z wdzięczności zanucę:
Szczęśliwy, kto sobie patrona
Józefa ma za opiekuna…
Że choćby i samo piekło powstało
i na mnie się zbuntowało,
Nie zginę.
Praktyka
O ile to w naszej mocy, zachęcajmy innych do wzięcia udziału w nabożeństwie marcowym; sami zaś usiłujmy odprawiać je coraz gorliwiej, wybijając się zwycięsko spod tej cechy charakterystycznej naszej narodowości: „że w każdej sprawie u nas gorąco w pierwszej chwili, a mroźno na końcu”. Obmyślmy więc, o co głównie prosić, i prócz modlitw starajmy się każdego dnia spełnić jakiś dobry uczynek, przezwyciężyć się w czymś lub umartwić na cześć św. Józefa.
UWAGA. Po każdej nauce podajemy krótką modlitwę; jednakże jeżeli sobie ktoś życzy zmówić więcej, to w drugiej części może wybrać dowolną z modlitw do św. Józefa.
MODLITWA
O św. Józefie! Sercem ożywionym nadzieją witamy marzec jako miesiąc uprzywilejowany przez Ciebie, w którym — podobnie jak w maju — są otworzone niebiańskie upusty łask Bożych, aby każdy czerpał obficie ze źródeł miłosierdzia Bożego dary i łaski, nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Więc nas Twą lilią, którą trzymasz w ręce, racz pobłogosławić i wyjednać nam łaskę ostateczną zbawienia, abyśmy na wieki oglądali Boga, kochając Go bez granic, oraz wdzięcznym sercem wielbili Twą Najświętszą Oblubienicę i Ciebie, drogi nasz Patronie. Amen.
Dzień
2
Józef święty, pisze María z Ágredy, był cudem świętości. Przyszedłszy na świat, zachwycał wszystkich pięknością swoją. W trzecim roku życia wiedza jego nadzwyczaj była rozwinięta, już wówczas poznawał Boga przez wiarę. Kiedy słyszał o Bogu lub dziełach Bożych, ulegał zachwyceniu. Już w latach dziecięcych umiał obcować z Bogiem, serce jego rozkoszowało się słodyczami modlitwy! W siódmym roku życia miał rozum całkiem rozwinięty, a pod względem świętości był zupełnie doskonały: uprzejmy, dobry, serdeczny, pobożny, a niewinny jak Anioł.
Usiłujmy stać się podobnymi do św. Józefa; osobliwie ćwicząc się w małych cnotach, do których prawie ciągle mamy sposobność.
Jak języki ludzkie, choć małe, na pozór nieznaczące, ukryte mogą wiele złego lub dobrego zdziałać i ich czyny mogą być wielkiej doniosłości, tak podobnie małe cnoty, jakimi św. Józef jaśniał już w dziecięcych latach, choć małe w oczach ludzkich, są jednakże w następstwach nieraz wielkiej wagi. One to nadają powabu życiu pobożnemu, utrzymują w nim swobodę, pokój, leczą rany, jakie sprawia zetknięcie się charakterów i usposobień różnorodnych, i czynią z domów rodzinnych lub zakonnych raj na ziemi.
Do małych cnót zaliczamy wyrozumiałość. Jest ona właściwa umysłom prawym, znającym słabość natury ludzkiej. Dlatego osoba wyrozumiała nie odmawia szacunku popełniającemu błędy. Przyjmuje go łaskawie, gdy widzi, że za swój błąd żałuje. Wielu powtórnym upadkom zapobiegłaby roztropna wyrozumiałość. „Nie widziałem nigdy osoby dobrze myślącej i pokornej — mówi jeden pobożny pisarz — która by się z upodobaniem zajmowała tym, co inni robią, która by się starała dowiedzieć o ich czynnościach, chcąc je dokładnie poznać. Nie znam również takiej, która by ćwicząc się w życiu wewnętrznym i w zjednoczeniu z Bogiem, miała upodobanie w sądzeniu i ganieniu innych”. Strzeżmy się przede wszystkim obmowy. Święty Paweł mówi: „Pokrywajcie, znoście wady waszych braci”. Upominanie i karanie należy do przełożonych, rodziców i w ogóle tych, którym kierowanie duszami jest powierzone; ci staliby się odpowiedzialnymi przed Bogiem, gdyby tolerowali zło, nie upominali, nie karcili, lecz ignorowali.
Usposobienie wesołe i swobodne to cnota, która wszystkich pociąga. Osoba posiadająca ją jest uprzejma. Nie mówię tu o wesołości światowej, roztrzepanej, lecz o wesołości takiej, jaką się odznaczał św. Józef; której źródłem jest Bóg, a podstawą czyste sumienie i miłość bliźnich. Dusza miłująca Boga wie, że uprzejmym obejściem się najłatwiej dusze do Niego pociągnie; dlatego nawet kiedy jest smutna, stara się nikomu nie robić przykrości swoim smutkiem: każdy odchodzi od niej uspokojony. Godłem jej są słowa św. Pawła: „Weselcie się w Panu”.
Nieznośna jest w towarzystwie osoba, która narzuca swoje zdanie drugim, uparcie go broni i chce, aby się wszyscy nią tylko zajmowali. Otóż kto posiada cnotę giętkości umysłu, uniknie tego, kierując się zasadą świętych, że jeden gram miłości wart więcej niż sto kilogramów rozumu. Powiedz swe zdanie dla utrzymania rozmowy, a potem pozwól, niech mówią ci, co chcą, nie gniewaj się i nie obrażaj na innych.
Grzeczność chrześcijańska polega na tym, aby być względem każdego takim, jakim być powinniśmy: „Uprzedzając jedni drugich przez oznaki uszanowania”, mówi św. Paweł; te oznaki szacunku nazywamy grzecznością. W zgromadzeniach więc i rodzinach, gdzie panuje grzeczność chrześcijańska nadprzyrodzona, wykluczone są wyrazy niewłaściwe, zbyt proste, przerywanie mowy, wszelki nieporządek i zaniedbanie w ubraniu. Obchodzenie się bliźnich z nami zwykle bywa echem obchodzenia się naszego z nimi.
Zgoda. „Kto jest zgodliwy — mówi św. Franciszek Salezy — ten dostosowuje się do wszystkich, o ile na to pozwala prawo Boże i zdrowy rozum…”. Ten nie szuka swoich korzyści, ale pragnie pożytku bliźniego i chwały Bożej. Zgoda jest córką miłości i nie należy jej brać za słabość charakteru, która nie śmie upomnieć bliźniego nawet wtedy, kiedy jesteśmy do tego obowiązani; nie byłby to akt cnoty, ale przeciwnie, stalibyśmy się winni cudzego grzechu. Kto jest zgodliwy, słucha cierpliwie osób natrętnych, odpowiada łagodnie na zapytania próżne, oddając przysługę osobie, której się zdaje, że tego potrzebuje, przerywa rozmowę, która nie podoba się osobie słuchającej.
O, jakże łatwymi sposobami możemy świętymi zostać! Zacznijmy więc od tej chwili przez zwyciężanie głównej wady, np. kłótliwości, a praktykowanie miłości, która nas nauczy znosić cierpliwie niejedno uszczypliwe słowo, darować z serca urazę, ustąpić w cichości rozgniewanemu, unikać dawania okazji swemu otoczeniu do niezadowolenia, do niecierpliwości, do sprzeczek, a tak postępując, utrzymamy w domu, w którym żyjemy, pokój i zgodę; w czym nam niech przyświeca przykład św. Józefa i wspomaga jego potężna przyczyna, o której skutkach często świadczą wota, przynoszone przez wiernych do klasztoru ss. Bernardynek w Krakowie w podziękowaniu ich świętemu Patronowi za rozliczne łaski wewnętrzne. A więc za zwycięstwo nad pokusami, za szczęśliwą ucieczkę przed grożącym niebezpieczeństwem, za pozbycie się jakiejś wady, za nawrócenie kogoś.
Przykład.
W roku 1897 pewna matka z córką chodziły co dzień w marcu do kościoła św. Józefa w Krakowie i błagały tego świętego o pomoc w nadzwyczaj ważnej sprawie, w której od nikogo, nawet od krewnych, żadnej pomocy spodziewać się nie mogły. Nadzieja ich nie została zawiedziona, gdyż jeszcze w tym samym marcu uzyskały nawet więcej, niż tego mogły pragnąć. Uradowane i ożywione wdzięcznością ku św. Józefowi za tak cudowną pomoc, prosiły o. zmartwychwstańca, który wśród marcowego nabożeństwa miewał kazania, aby to z ambony ludziom wygłosił, żeby się wierni we wszystkich potrzebach z ufnością udawali do św. Józefa.
Praktyka
Kto pragnie szczęścia własnego i osób otaczających go, powinien się starać o nabycie małych cnót. Bądź uprzejmy i słodki dla wszystkich, podobnie jak św. Józef; słodycz bowiem jest cechą szlachetnego serca i prawdziwej cnoty. Trzymaj się tej zasady: „Płacz z płaczącymi, wesel się z wesołymi”. Uczyń postanowienie unikania wszelkich kłótni.
MODLITWA
Święty Józefie, który korzystałeś z każdej sposobności do nabywania cnót, uproś nam podobną wierność łasce, abyśmy cnotami, choć małymi w oczach ludzkich, lecz miłymi Bogu i wielkiej u Niego wartości, przyozdobili dusze nasze. Amen.
Dzień
3
Rodzice św. Józefa posiadali znaczną własność po spadkobiercach Dawida. Błogosławiona Katarzyna Emmerich powiada, iż Jakub miał trzech synów, z których św. Józef był najmłodszy, a ponieważ słodyczą i pobożnością braci przewyższał, stąd niejednej od nich często doznawał przykrości. Naigrawali się z niego, a nawet bili go, by mu w modlitwie przeszkodzić; św. Józef zaś był zawsze taki sam, zawsze uprzejmy, nie unosił się gniewem ani wet za wet nie oddawał. Kącik samotny, w którym by się w modlitwie mógł zatapiać, to było całe szczęście jego, o które się ubiegał. Żył zawsze w skupieniu. Być skupionym to znaczy widzieć Boga w głębi serca i starać się Go tam nigdy samego nie zostawiać, lecz ciągle w pobożnych rozmyślaniach do Niego przemawiać.
Święty Józef dlatego robił wielkie postępy w życiu wewnętrznym, tak iż się stał mistrzem dusz kontemplacji oddanych, iż ciągle myślał o Bogu i wszystko spełniał z miłości ku Niemu. Czyńmy podobnie! Aktami strzelistymi ożywiajmy duszę, mówiąc np.: „Serce Jezusa, zbaw mnie!” albo: „Jezu miłosierdzia!” (100 dni odpustu za każdy raz).
Trzeba prosić o dar modlitwy i wierzyć w moc modlitwy, że każde pobożne westchnienie, każde Zdrowaś, Maryjo, pobożnie odmówione, nie idzie na marne, ale przynosi w swoim czasie pożytek. Trzeba nam się modlić:
1. za siebie i drogie nam osoby,
2. za konających, pamiętając, że nieraz jednym Ojcze nasz, jednym ofiarowaniem Krwi i Oblicza Pana Jezusa Bogu Ojcu można konającego duszę ochronić od piekła i mieć z niego orędownika w Niebie,
3. za dusze zmarłych — modląc się za nich, spełniamy miłosierny uczynek. Raz Anioł Stróż duszy wybawionej z czyśćca rzekł: „Błogosławiony niech będzie ten, który żyjąc na świecie, wspomaga dusze modlitwami, uczynkami i pracą”,
4. o łaski potrzebne i wytrwałość w dobrym dla duchowieństwa katolickiego i w ogóle dla sprawiedliwych na ziemi, a o nawrócenie dla grzeszników.
O doczesne łaski i dary, np. o zdrowie, o długie życie, powinniśmy prosić warunkowo, tj. dodając: „jeżeli to zgodne jest z wolą Bożą i zbawienne dla mojej duszy” (lub osoby, dla której coś doczesnego chcemy otrzymać).
Święty Gerard Majella modlitwą wyjednywał cudowne uzdrowienia jednym, drugim jednak wzbraniał tej łaski, np. gdy proszono o uzdrowienie ociemniałej wskutek odry córeczki lekarza F., po modlitwie powiedział: „Jeżeli panienka odzyska wzrok, na złe jej to wyjdzie. Przeto nie płacz — rzekł do jej matki — Bóg ją w inny sposób wynagrodzi; będzie bardziej utalentowana niż rodzeństwo”. Tak się też stało. Niewidoma córka doskonale się nauczyła wykonywać domowe zajęcia, a nawet zajęła się kształceniem młodszych siostrzyczek (Żywot św. Gerarda, s. 156).
Gdy święty Gerard odwiedził w Muro biskupa obłożnie chorego na podagrę, rzekł biskup do niego:
— Kochany Gerardzie, módl się za mnie, aby mi te boleści przeszły.
— Niech biskup cierpi cierpliwie — odpowiedział mu — bo nie wyszłoby na chwałę Bożą, gdyby te boleści przeszły.
A potem dodał:
— Gdyby te cierpienia znikły, ksiądz biskup nie zbawiłby swej duszy.
Podobnie św. Piotr, gdy go zapytano, dlaczego nie chce uzdrowić świętej Petroneli, rzekł do niej: „Petronelo, wybieraj, czy wolisz być zdrowa i żyć w niepewności zbawienia, czy też być chora i żyć w pewności zbawienia?”. Roztropna święta wybrała chorobę, aby zbawić duszę.
Modlitwa nasza nie powinna się ograniczać do błagania, ale powinniśmy jeszcze, modląc się, wynagradzać zniewagi, jakich Pan Bóg doznaje od złych ludzi, bo „cześć wynagradzająca zbawi świat”, powiedział Pius IX; oraz powinniśmy dziękować za odbierane dobrodziejstwa, jak to czynił św. Józef.
Wdzięczne dusze są to ulubione dzieci Boga, one posiadają jakby klucz do skarbów Bożych. Święty Bernard mówi: „Dzięki składaj Bogu twemu, a coraz obfitsze łaski od Niego odbierać będziesz”.
Przed kilkunastu laty pewna matka, zasmucona złym postępowaniem syna, udała się po radę do kapłana, który jej rzekł: „Użyj, pani, następującego sposobu. Otóż modląc się, co dzień powtarzaj: Boże mój, dzięki Ci składam za nawrócenie syna mojego. Bóg niezawodnie wejrzy na tę ufność twoją i zlituje się nad marnotrawnym twym dzieckiem”. Matka usłuchała tej rady i syn jej wkrótce się nawrócił całym sercem do Boga.
Czyńmy podobnie: prosząc o coś św. Józefa, najpierw mu dziękujmy, jak gdyby nam to już wyjednał.
Roku 1725 miało miejsce następujące zdarzenie, zapisane w kronikach sióstr bernardynek w Krakowie, przy kościele św. Józefa, które niech nas pobudzi do wytrwałej modlitwy z ufnością.
We wsi Muszyna pewna niewiasta czuła się niezadowolona i nieszczęśliwa z tego powodu, że będąc zbyt młodo wydana za mąż, nie mogła podołać obowiązkom gospodyni, przeto wiele miała do znoszenia od swego męża i od jego krewnych.
Chcąc tego uniknąć, uciekła z domu do Krakowa, do sióstr bernardynek, i rozmawiając z przełożoną, s. Anną Koniecpolską, przedstawiła się jako panna wolnego stanu. Kłamiąc, przyjęła służbę w tutejszym klasztorze. A że była pracowita, bardzo skromna i pobożna, pozyskała sobie serca zakonne.
Tymczasem jej mąż, kochający ją bardzo, spostrzegł swoją winę, opłakiwał ją, przyrzekał poprawę, modlił się bardzo serdecznie i zamawiał Msze Święte, aby mu ją Pan Bóg przywrócił. Prosił nawet księży, aby o niej z ambon ogłaszali, niczego nie szczędził, by ją tylko odnaleźć. Chodził ponadto na odpusty, myśląc, że ją gdzieś spotka; jednak wszystkie zabiegi okazały się daremne. W takim strapieniu przeżył kilka lat.
Wreszcie ulitował się nad nim św. Józef i trzy razy przedstawił mu się we śnie, tak jak Go widzimy na cudownym naszym obrazie, i powiedział doń: „U św. Józefa szukaj jej!”. Nie wiedział jednakże nieborak, w jakiej miejscowości jest taki św. Józef. Wybrał się więc z sąsiadami na Kalwarię, sądząc, że się może o niej czegoś dowie. Przyszedłszy stamtąd do Krakowa, obchodził kościoły, upatrując w nich obrazu św. Józefa, jaki mu się we śnie przedstawił. Nie znalazłszy nigdzie, przyszedł tutaj, a nie mogąc się dostać do kościoła, gdyż był zamknięty, ukląkł w kruchcie. Po modlitwie wstaje i — o cudo! — z furty klasztornej wychodzi jego żona, którą właśnie posyłano do złotnika. Spostrzegłszy ją, ów człowiek w uniesieniu radości wykrzyknął: „Moja Anusia, moja żona!”. Sąsiedzi jego powstrzymali ją od ucieczki. Chciała wrócić do klasztoru; rzecz więc cała znalazła się przed przełożoną, która zbadawszy sprawę, nie przyjęła jej.
Tak więc św. Józef przywrócił umiłowaną swemu czcicielowi, gdy opłakał swoją winę i poprawił się.
Praktyka
Zastanów się, czy z wysłuchaniem twej prośby nie czeka święty Józef, aż się poprawisz z jakiejś wady, nałogu; lub dopóki nie usuniesz z serca jakiejś niechęci, urazy do kogoś; albo jakiejś krzywdy — czy słowem, czy uczynkiem wyrządzonej bliźniemu — nie wynagrodzisz. W takim przypadku odwlekałby wysłuchanie twej prośby dla większego dobra twej duszy. Nie trać więc ufności, lecz usuń rychło z serca, co ci sumienie wskaże. A zawsze miej w pamięci słowa św. Alfonsa: „Kto się modli, idzie do Nieba, a kto się nie modli, idzie do piekła”. Gdy chcesz któremuś ze świętych oddać cześć, dziękuj za łaski, jakimi go Pan Bóg obdarzył, i za chwałę, jaką go uwieńczył w Niebie.
MODLITWA
Proszę Cię, najmiłosierniejszy Boże, przez przyczynę i zasługi św. Józefa racz mnie i drogim mi osobom, i całemu duchowieństwu katolickiemu udzielić łask potrzebnych; konającym — łaskę ostateczną zbawienia; sprawiedliwym — wytrwanie w dobrym, a grzesznikom — zupełne nawrócenie.
Dzięki Ci składam, Panie mój, za wszystkie dary, łaski, przywileje oraz chwałę, jaką raczyłeś uwieńczyć św. Józefa; ze względu na Jego miłość racz mi udzielić daru modlitwy, przebacz mi wszystkie grzechy, uświęć mnie i zbaw na wieki. Amen.
WESTCHNIENIE
O święty Józefie, Przyjacielu Najświętszego Serca Jezusa, racz mi wyjednać tę łaskę… za którą Ci już dzięki składam, ufając, że mi ją wyjednasz!
Dzień
4
Rozważ, jak szlachetnie postąpił św. Józef. Nie mścił się na swych braciach, ale im z serca przebaczył, a nawet, aby im usunąć okazję do uchybień przeciw miłości bratniej, oddalił się z domu rodziców. O, jakże my, grzeszni, powinniśmy przebaczać, przecież sami potrzebujemy przebaczenia od Boga.
Zdarzyło się niedawnymi czasy, że pewna tercjarka św. Franciszka Serafickiego miała zatargi ze swoją familią i raz siedząc przy śniadaniu, roztrząsała w sercu urazy do niej. Wtem wszedł do pokoju jakiś nieznajomy zakonnik świętego Franciszka Serafickiego i nic nie mówiąc, wziął trochę święconej wody i skropił nią ową niewiastę. Zdziwiona niezmiernie, zapytała o powód. Na to jej zakonnik odrzekł: „Na ramieniu pani siedzi straszny szatan. Przyszedłem go więc wypędzić!”. To wymówiwszy, zniknął. Niewiasta tym przerażona, poznała wielkie niebezpieczeństwo grożące jej duszy i usunęła wszelką urazę z serca.
Korzystajmy z tego upomnienia. Trzeba jeszcze nadmienić, że wyżej wspomniana pani mieszkała w zabudowaniach klasztoru św. Józefa w Krakowie, przez co jakby nabyła prawa do jego opieki.
Święty Józef, obierając zawód rzemieślniczy, stał się patronem wszystkich utrzymujących się z pracy rąk; i byle się tylko zwrócili doń o pomoc, ratuje ich w każdej potrzebie. Oto przykład:
LIST DO ŚW. JÓZEFA
(zdarzenie prawdziwe, opowiedziane w „Gwieździe”2)
Było to pod koniec XVII wieku. Na przedmieściu Wiednia, zwanym Laimgrube, stała chata, która stanowiła narożnik tak zwanego „kąta żebraczego”, na ulicy Mariahilf, gdzie dziś stoi dom z numerem 13; a w tej chacie mieszkał muzyk, Paweł Marten, oraz 16-letnia Józia, bardzo wdzięczne i uzdolnione dziecko, wykształcone w kobiecych robótkach.
Jednakże ani ojciec, ani córka nie mieli chwilowo zatrudnienia… była bieda ogólna (po oswobodzeniu Wiednia od Turków), więc też nędza zajrzała do chaty rodziny muzyka i nieraz zgłodniali udawać się musieli na spoczynek.
Pewnego dnia, gdy już nędza doszła do najwyższego stopnia, nie mogło poczciwe dziewczę dłużej znieść rozpaczliwego narzekania starego ojca.
— Ojcze — rzekła — pójdę poszukać sobie służby; całe zasługi oddam tobie, a przy okazji ja się tam wyżywię.
— Co? — zawołał starzec rozdrażniony. — I chcesz mnie opuścić, niedobre dziecko? A kto by mnie wtenczas pielęgnował? Nie, z tego nic nie będzie!
— Ale, ojcze kochany — zauważyła Józia — nie ma przecież tymczasem innego środka, żeby ci pomóc. Wiesz, że już dawno pisałam do męża zmarłej chrzestnej, ale do dzisiaj nie mam odpowiedzi.
— Wierzę — mruknął stary — lepiej, żebyś do samego diabła napisała, bo ten z pewnością nie taki kutwa jak ten dusigrosz Wild.
— Ależ, ojcze, to grzech tak mówić! — zawołało dziewczę. — To już lepiej udajmy się w modlitwie do mojego patrona, on nam wstawiennictwem swoim u Boga z pewnością dopomoże.
— Myślisz? — zawołał ojciec z goryczą. — Ja zaś myślę, że ten biedny cieśla u góry nie ma tyle kredytu co niejeden bogacz, który się tuczy jak bydlę. No — dodał z gorzkim szyderstwem — napisz do niego, do św. Józefa, jeżeli myślisz, że ci się to na coś przyda!
— To dobra myśl, ojczulku, ja też to zaraz zrobię! — zawołało prostoduszne dziewczę z radością. — Napiszę mu, a ten mój gołąbek, któremu i tak nic dać nie mogę, aby się wyżywił, list mój zaniesie.
Usiadła do biurka ojca i na małej karteczce napisała następujące słowa: „Święty Józefie! Zmiłuj się nad naszą nędzą! Nie mamy ani roboty, ani co wziąć do ust! Proś, proś Boga, aby mi zesłał zatrudnienie, bo ojciec mój głodny! Twoja wierna imienniczka Józefa Marten, córka muzyka, szwaczka, Laimgrube w narożniku „żebraczego kąta”.
Złożyła papier, przymocowała go za pomocą nitki do szyi gołąbka, otworzyła okno i wychudła ptaszyna odleciała.
Upłynęła godzina, gdy do drzwi zakołatano. Na zaproszenie ojca wszedł do izby młody, zgrabny i starannie ubrany mężczyzna i rzekł:
— Czy tu mieszka sławetna panna Józefa Marten?
— Tak jest, a czego od niej chcecie? — odpowiedział ojciec.
— Jestem Józef Karol Hirtel, obywatel i jubiler tutejszy — rzekł nieznajomy przyjaźnie. — Mieszkam tu w pobliżu i odebrałem od patrona mojego, św. Józefa, do którego mam wielkie nabożeństwo, polecenie, aby odpowiedzieć na ten list, który mu wasza córka napisała. Potrzebuję dużo nowej bielizny i chcę pannę Józefę poprosić, aby mi ją uszyła. Grywam także dla chwały Bożej i dla mojej przyjemności jako amator na chórze w kościele Karmelitów, więc potrzeba mi zdolnego muzyka, abym się lepiej wykształcił. Czy pan mistrz i panna Józefa chcą na to przystać?
— Ach, z największą chęcią! — zawołała Józia.
— No — odpowiedział na to jubiler — to musicie mi pozwolić, że wam dam zadatek, bo ja bez zadatku roboty nie przyjmuję, ale też bez zadatku roboty nie daję.
To mówiąc, położył 5 dukatów na stół.
— Widzisz, ojcze — zawołała Józia — jak to św. Józef odpowiedział na mój list! Ach, jakże mu szczerze będę dziękowała.
— Czyń to, moja panno, zawsze, a nie pozostaniesz bez pomocy i opieki — odrzekł obywatel poważnie. — Przyślę tu przez służącego płótno i wzór, podług którego bielizna ma być zrobiona, i oczekuję powiadomienia, gdy będzie gotowa. A pan, panie mistrzu, bądź łaskaw jutro rozpocząć naukę. Tu wam zostawiam mój adres, na mieszkaniu wymalowany jest św. Józef.
Obywatel skłonił się z uszanowaniem i wyszedł. Józia w radosnym uniesieniu rzuciła się z płaczem ojcu na szyję; ten, zawstydzony, spuścił wzrok ku ziemi.
Wytłumaczenie tego zrządzenia Opatrzności jest bardzo proste. Zabiedzony gołąbek nie zdołał daleko lecieć, a wystraszony listem zawieszonym na szyi, wleciał przez okno otwarte do jednego z domów na najbliższej ulicy. Właściciel domu, ów młody jubiler, zdziwił się niezmiernie, spostrzegłszy u szyi skrzydlatego swego gościa karteczkę; odebrał ją, przeczytał, zastanowił się nad tym, a rozczuliwszy się tą mocną ufnością i prostotą dziewczęcia, postanowił stać się narzędziem Opatrzności.