Saragossa 1808-1809 - Krzysztof Mazowski - ebook + książka

Saragossa 1808-1809 ebook

Mazowski Krzysztof

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy ocalić honor, czy życie i los miasta? Na takie pytanie musieli odpowiedzieć mieszkańcy hiszpańskiej Saragossy, gdy byli dwukrotnie byli oblegani przez wojska napoleońskie w latach 1808–1809. Wybrali honor, poświęcając swoje życie i całe miasto. Francuzi odnieśli pyrrusowe zwycięstwo, zdobywając w końcu kupę gruzów. Militarna przegrana Hiszpanów zawierała jednak w sobie element zwycięstwa. Ostatecznie wygrała bowiem legenda bohaterskiego miasta, która promieniowała na cały kraj i z tlejących się popiołów oporu roznieciła żar wojny przeciwko francuskiej okupacji.

Dziś zresztą mniej pamięta się o Francuzach, którzy oblegali Saragossę, a bardziej o Hiszpanach, którzy jej bronili. W krwawych walkach o miasto w Aragonii wzięli udział także polscy żołnierze z Legii Nadwiślańskiej. Te boje przejmująco opisał Stefan Żeromski w powieści „Popioły”, a pokazał Andrzej Wajda w jej ekranizacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 390

Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

Zdjął koronę Neapolu z głowy Józefa i zło­żył ją na gło­wie Murata; ten zaś oddał Józe­fowi koronę Hisz­pa­nii. Bona­parte wci­snął im korony na czoła i poszli sobie każdy w swoją stronę, niczym dwaj rekruci, któ­rzy na roz­kaz kaprala zamie­nili się czap­kami.

François-René de Cha­te­au­briand1

Kiedy cesarz Fran­cu­zów, Napo­leon, pod­jął decy­zję o osa­dze­niu swo­jego brata Józefa na hisz­pań­skim tro­nie, nie spo­dzie­wał się więk­szych pro­ble­mów. Uwa­żał, że sytu­ację w Hisz­pa­nii da się opa­no­wać, a Fran­cja ma wystar­cza­jącą prze­wagę mili­tarną, aby to uczy­nić. Rewolta 2 maja 1808 roku w Madry­cie była poważ­nym sygna­łem, który jed­nak zlek­ce­wa­żono, a potem wybu­chło powsta­nie…

Cof­nijmy się jed­nak w cza­sie, aby zro­zu­mieć powody, dla któ­rych Fran­cuzi zde­cy­do­wali się na zmianę dyna­stii panu­ją­cej w Hisz­pa­nii i mili­tarną inter­wen­cję w tym kraju. Wszystko to wpi­suje się bowiem w szer­szy kon­tekst albo raczej wynika z ciągu wyda­rzeń, które nastą­piły wcze­śniej i zde­sta­bi­li­zo­wały ład euro­pej­ski.

To, co okre­śla się ogól­nie mia­nem wojen napo­le­oń­skich, prak­tycz­nie było kon­flik­tem fran­cu­sko-angiel­skim, a wszyst­kie inne wojny, łącz­nie z kam­pa­nią rosyj­ską 1812 roku, to pochodne tego kon­fliktu. Anglia od wie­ków była wro­giem Fran­cji, a Bona­parte uwa­żał, że kon­ty­nu­uje misję kró­lów fran­cu­skich, któ­rzy usi­ło­wali prze­ko­nać Angli­ków do tego, kto ma prawo do tytu­łów kró­lew­skich czy lenn w feu­dal­nej Euro­pie. Teraz cho­dziło jed­nak raczej o kolo­nie i rynki zbytu. Domi­na­cję na tym polu teo­re­tycz­nie można było osią­gnąć meto­dami mili­tar­nymi. Kiedy te nie wystar­czały, obie strony posta­no­wiły się­gnąć po nowo­cze­śniej­sze środki. Takim nowym roz­wią­za­niem miała być wojna eko­no­miczna wspo­ma­gana meto­dami siło­wymi. Ta forma wojny z Anglią miała począ­tek pod­czas kam­pa­nii 1806 roku w Pru­sach, po zakoń­cze­niu któ­rej Napo­leon ogło­sił 21 listo­pada 1806 roku w Ber­li­nie słynny dekret o blo­ka­dzie kon­ty­nen­tal­nej wymie­rzo­nej w Anglię. Naj­kró­cej mówiąc, usta­na­wiał on barierę dla towa­rów angiel­skich, które nie mogły być wwo­żone do Europy.

Zanim do tego doszło, wcze­śniej mamy: wojny rewo­lu­cyj­nej Fran­cji, kam­pa­nię egip­ską, trak­tat w Amiens i jego wypo­wie­dze­nie, utwo­rze­nie cesar­stwa, Tra­fal­gar, kam­pa­nię pru­ską i wresz­cie fran­cu­sko-rosyj­ski układ w Tylży. Blo­kada kon­ty­nen­talna i Tylża to pod­sta­wowe przy­czyny kolej­nej fazy wojny fran­cu­sko-angiel­skiej, ponie­waż dekret ber­liń­ski godził w Anglię, a układ tyl­życki podzie­lił Europę na strefy wpły­wów i ugrun­to­wał blo­kadę poprzez sojusz Napo­le­ona z carem Alek­san­drem. Po Tylży głów­nym teatrem kon­fron­ta­cji angiel­sko-fran­cu­skiej stał się Pół­wy­sep Ibe­ryj­ski, który nale­żało włą­czyć w sys­tem kon­ty­nen­talny. Na dro­dze do tego celu stały pro­an­giel­ska Por­tu­ga­lia i nie­pewna poli­tycz­nie Hisz­pa­nia. Z tą ostat­nią był taki pro­blem, że po klę­sce w bitwie mor­skiej pod Tra­fal­garem w 1805 roku nie speł­niała już sojusz­ni­czych ocze­ki­wań Fran­cji, i to zarówno w kwe­stii siły mili­tar­nej, jak i orien­ta­cji poli­tycz­nej, bowiem kra­jem rzą­dzili ogra­ni­czony król Karol IV i nie­chętny Fran­cji wie­lo­letni pre­mier Manuel Godoy. Napo­leon musiał zna­leźć spo­sób, jak wzmoc­nić Hisz­pa­nię, aby stała się sil­nym uczest­ni­kiem blo­kady skie­ro­wa­nej prze­ciwko Anglii.

Blo­kadę kon­ty­nen­talną uważa się za jedną z głów­nych przy­czyn kolej­nego etapu wojny fran­cu­sko-angiel­skiej po zerwa­niu trak­tatu poko­jo­wego z Amiens. Należy zwró­cić uwagę, że i wcze­śniej oba kraje blo­ko­wały się nawza­jem, ale ini­cja­tywa w tej kwe­stii leżała jed­nak po stro­nie angiel­skiej. To Anglicy pano­wali na morzach, to oni pobili flotę Napo­le­ona pod Abu­ki­rem, a potem pod Tra­fal­ga­rem, i to oni mogli wszystko zablo­ko­wać i blo­ko­wali – przede wszyst­kim fran­cu­skie porty wojenne. Bona­parte usi­ło­wał zaś tylko zamy­kać przed nimi porty euro­pej­skie. To Anglia jako pierw­sza roz­po­częła wojnę eko­no­miczną, blo­ku­jąc dostęp towa­rów kolo­nial­nych do Fran­cji. Napo­leon usi­ło­wał zatem odwró­cić sytu­ację i ogło­sić wła­sną blo­kadę, jak gdyby chciał mieć ostat­nie słowo. Pyta­nie: czy rów­no­cze­śnie nie zakła­dał sam sobie i całej Euro­pie stryczka na szyję, dła­wiąc do reszty han­del, budząc nie­za­do­wo­le­nie sojusz­ni­ków, zmu­sza­jąc Anglię do pod­ję­cia dal­szych kro­ków?

W odpo­wie­dzi na dekret ber­liń­ski Anglicy jesz­cze bar­dziej zaostrzyli blo­kadę por­tów Fran­cji i jej sojusz­ni­ków. Usta­no­wili cła tran­zy­towe dla stat­ków państw neu­tral­nych. Napo­leon nie pozo­stał dłużny i dekre­tem medio­lań­skim także zaostrzył warunki swo­jej blo­kady. Potem jed­nak nie był do końca kon­se­kwentny, wpro­wa­dza­jąc sys­tem licen­cji na towary bry­tyj­skie i kolo­nialne, które oka­zały się nie­zbędne dla nor­mal­nego funk­cjo­no­wa­nia gospo­darki fran­cu­skiej. Blo­kada skom­pli­ko­wała też sto­sunki ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi. Anglicy bowiem czę­sto korzy­stali z neu­tral­nych stat­ków ame­ry­kań­skich, aby wwieźć swoje towary do Europy. Poza ofi­cjal­nymi licen­cjami napo­le­oń­scy namiest­nicy nad­mor­skich pro­win­cji czę­sto sto­so­wali wła­sny „sys­tem” licen­cji, z któ­rych zyski pły­nęły do ich kie­szeni. Blo­kada ni­gdy nie była szczelna i towary bry­tyj­skie docie­rały na kon­ty­nent euro­pej­ski, m.in. poprzez Szwe­cję, Por­tu­ga­lię i Gibral­tar. Nale­żało ją uszczel­nić wszel­kimi spo­so­bami, w tym także meto­dami mili­tar­nymi. Jeden ze sła­bych punk­tów sta­no­wiła Por­tu­ga­lia, z którą trzeba było się jakoś roz­pra­wić, ale pomię­dzy nią a Fran­cją leżała jesz­cze Hisz­pa­nia.

Od stu lat kraj ten był naj­lep­szym sojusz­ni­kiem Fran­cji: sojusz wyni­kał z tzw. pak­tów fami­lij­nych, bowiem na tro­nie hisz­pań­skim od cza­sów wojny suk­ce­syj­nej (1701–1714) zasia­dali Bur­bo­no­wie, będący boczną linią fran­cu­skiej dyna­stii panu­ją­cej. Hisz­pa­nia na krótko prze­stała być alian­tem Fran­cji po zgi­lo­ty­no­wa­niu Ludwika XVI; póź­niej­sze wyda­rze­nia prze­ko­nały jed­nak dwór w Madry­cie, że sojusz z Fran­cją jest naj­lep­szym wyj­ściem. W 1795 roku oba pań­stwa pod­pi­sały trak­tat w Bazy­lei, koń­czący stan wojny. Hisz­pa­nia od marca 1793 roku była człon­kiem pierw­szej koali­cji prze­ciwko rewo­lu­cyj­nej Fran­cji. Rok póź­niej, 19 sierp­nia 1796 roku, oba kraje pod­pi­sały trak­tat sojusz­ni­czy w San Ilde­fonso. Sojusz hisz­pań­sko-fran­cu­ski, pełen mean­drów i mie­lizn, miał zda­niem rosyj­skiego bio­grafa Napo­le­ona, Euge­niu­sza Tar­lego, m.in. zapew­nić Fran­cu­zom domi­na­cję eko­no­miczną w Hisz­pa­nii. „Hisz­pań­ski” pro­gram eko­no­miczny Paryża obej­mo­wał nastę­pu­jące punkty: 1. Hisz­pa­nia ma stać się mono­po­li­stycz­nym ryn­kiem zbytu dla fran­cu­skich wyro­bów prze­my­sło­wych; 2. Hisz­pa­nia ma sprze­da­wać cenną wełnę mery­no­sów, nie­ma­jącą w tym cza­sie rów­nej sobie na świe­cie, wyłącz­nie fabry­kom fran­cu­skim; 3. Hisz­pa­nia (zwłasz­cza Anda­lu­zja) ma zało­żyć plan­ta­cje tych rodza­jów bawełny, któ­rych Napo­leon nie pozwala naby­wać od Angli­ków, a które są nie­zbęd­nym surow­cem dla fran­cu­skich fabryk włó­kien­ni­czych. Pro­gram ten łączył się ści­śle z pla­nem cał­ko­wi­tego zanie­cha­nia han­dlu Hisz­pa­nii z Anglią2.

I wła­ści­wie wszystko zda­wało się ukła­dać po myśli Fran­cji, kiedy to poko­jowo uza­leż­niano Hisz­pa­nię, opie­ra­jąc się na gru­pie pro­fran­cu­skich oświe­co­nych ilu­stra­dos. Na hisz­pań­skim tro­nie zasia­dał w tym cza­sie Karol IV Bur­bon3, władca, deli­kat­nie mówiąc, pozba­wiony szer­szych hory­zon­tów. Zaj­mo­wał się głów­nie: polo­wa­niami, maj­ster­ko­wa­niem i uczest­ni­cze­niem w mszach świę­tych, a spra­wo­wa­nie wła­dzy, w tym także „opiekę” nad swoją mał­żonką, Marią Luizą Par­meń­ską, pozo­sta­wił pre­mie­rowi, któ­rym był, z prze­rwami, Manuel Godoy. Z punktu widze­nia Fran­cji nie było nic złego w takim ukła­dzie. Król był ule­gły i nie wtrą­cał się do poli­tyki, a Godoy, nawet gdy nie spra­wo­wał urzędu pre­miera, decy­do­wał o poli­tyce zagra­nicz­nej i zakła­dano, że jesz­cze długo będzie uży­teczny dla Paryża.

A potem wszystko zaczęło się kom­pli­ko­wać, a naj­więk­szą kom­pli­ka­cją oka­zała się klę­ska połą­czo­nej fran­cu­sko-hisz­pań­skiej floty pod Tra­fal­ga­rem 21 paź­dzier­nika 1805 roku. Kon­cep­cja desantu na Wyspy Bry­tyj­skie, która zakła­dała osta­teczne roz­strzy­gnię­cie kon­fliktu fran­cu­sko-bry­tyj­skiego dzięki prze­wa­dze na morzu, oka­zała się już nie­moż­liwa do reali­za­cji. Kiedy więc nie udało się pobić Angli­ków na wodzie, pozo­stało tylko jedno wyj­ście: trzeba ich było pozba­wić dostępu do lądu. A to prak­tycz­nie ozna­czało koniecz­ność pod­po­rząd­ko­wa­nia sobie całej kon­ty­nen­tal­nej Europy. Hisz­pa­nia na­dal była sojusz­ni­kiem fran­cu­skim, choć poja­wił się znak zapy­ta­nia, jaką realną siłą dys­po­nuje ten sojusz­nik i czy w ogóle można mu ufać. No bo Godoy pod­czas kam­pa­nii nie­miec­kiej Napo­le­ona miał pewne pomy­sły, który sta­wiały pod zna­kiem zapy­ta­nia lojal­ność hisz­pań­skiego sojusz­nika. Czy może te sojusz­ni­cze więzi nale­żało tak wzmoc­nić, aby już nie mieć żad­nych wąt­pli­wo­ści? Do tego prze­cież kawał wybrzeża Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego zaj­mo­wała Por­tu­ga­lia, która była już w oczach Napo­le­ona pół­ko­lo­nią angiel­ską…

Rząd Hisz­pa­nii zaj­mo­wał dość dwu­znaczne sta­no­wi­sko w spra­wie blo­kady, i nie tylko. Char­les-Mau­rice de Tal­ley­rand, wie­lo­letni fran­cu­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych, napo­myka w swo­ich pamięt­ni­kach o wyda­rze­niu, które miało miej­sce pod­czas pobytu cesa­rza w Ber­li­nie w listo­pa­dzie 1806 roku, a więc w momen­cie ogło­sze­nia decy­zji o blo­ka­dzie. Napo­leon otrzy­mał podobno wtedy list od Godoya, który oznaj­mił, że Hisz­pa­nia nie chce przy­stą­pić do blo­kady kon­ty­nen­tal­nej, wie­dząc, iż to ją zruj­nuje, i zależy jej na zacho­wa­niu swo­body han­dlu z Anglią. Zda­niem Tal­ley­randa roz­wście­czony Napo­leon poprzy­siągł odtąd znisz­czyć za wszelką cenę hisz­pań­ską gałąź domu Bur­bo­nów4.

Godoy już wcze­śniej, bo 3 paź­dzier­nika 1806 roku, wydał dwu­znaczną pro­kla­ma­cję wzy­wa­jącą Hisz­pa­nów do broni, nie okre­śla­jąc jed­nak, prze­ciw komu mie­liby wal­czyć. Napo­leon w tym cza­sie pro­wa­dził kam­pa­nię w Pru­sach i Godoy sądził praw­do­po­dob­nie, że ponie­sie tam porażkę. Pro­kla­ma­cja została roz­kle­jona w Madry­cie 15 paź­dzier­nika. Dzień przed­tem Napo­leon poko­nał Pru­sa­ków pod Jeną, o czym Godoy jesz­cze nie mógł wie­dzieć. Armand Cau­la­in­co­urt tak zapa­mię­tał reak­cję cesa­rza:

Chcia­łem zro­bić z Hisz­pa­nii zaufa­nego wspól­nika w walce prze­ciwko Anglii. Sła­bość króla i inte­resy jego fawo­ryta, któ­remu wszak powinno zale­żeć na dobrych sto­sun­kach z Fran­cją, zbyt dobrze słu­żyły moim poli­tycz­nym celom, abym myślał o czym innym. I oto zupeł­nie nie­spo­dzie­wa­nie ów fawo­ryt, zachę­cony nie­za­do­wo­le­niem nadę­tej, kasty­lij­skiej ary­sto­kra­cji i ura­żony jaki­miś wypo­wie­dziami czy nie­zręcz­nymi posu­nię­ciami naszych dyplo­ma­tów uznał, że to świetna oka­zja, żeby znów zyskać sza­cu­nek Hisz­pa­nów, wzy­wa­jąc ich do prze­ciw­sta­wie­nia się Fran­cu­zom. Wyda­rzyło się to w cza­sie, kiedy zarzu­cano mu, że się nam zaprze­dał. Idiota! W oba­wie przed utratą wła­snej pozy­cji na sku­tek nara­sta­ją­cej w całym naro­dzie nie­chęci wobec niego ubz­du­rał sobie, że ocali swoje wpływy, jeśli tylko będzie pod­trzy­my­wał nie­za­do­wo­le­nie narodu wobec Fran­cu­zów. Zgu­bił Hisz­pa­nię, żeby rato­wać sie­bie.

– Poli­tyczna orien­ta­cja Godoya jesz­cze przed Jeną wyda­wała mi się nieco podej­rzana. Nabrał­bym cał­ko­wi­tej pew­no­ści, gdyby mój tam­tej­szy amba­sa­dor oka­zał się roz­sąd­nym czło­wie­kiem i infor­mo­wał mnie, co dzieje się w Hisz­pa­nii. Ten jed­nak nie sta­nął na wyso­ko­ści zada­nia. Byłem zasko­czony, kiedy w hisz­pań­skim rzą­dzie spo­tka­łem się z opo­zy­cją, do któ­rej nie byłem przy­zwy­cza­jony. Musia­łem więc mieć się na bacz­no­ści; taka sytu­acja skło­niła mnie do zła­go­dze­nia roz­dź­wię­ków, do któ­rych doszło mię­dzy nami a Pru­sami. Gdyby nie to, o wiele chęt­niej pod­niósł­bym ręka­wicę, którą pru­ski dwór rzu­cił mi w złą godzinę. Dosko­nale zda­wa­łem sobie sprawę, że naród hisz­pań­ski jest tro­chę nie­za­do­wo­lony, ale sądzi­łem, że ura­żona została przede wszyst­kim jego ambi­cja, więc chcia­łem dać mu jakąś rekom­pen­satę – przy­znaję, daleki byłem od przy­pusz­cze­nia, że mój fawo­ryt wypo­wie mi wojnę. Sądzi­łem, że ma mądrzej­szych dorad­ców5.

Kiedy oka­zało się, że Napo­leon pobił Pru­sa­ków, Godoy usi­ło­wał się tłu­ma­czyć, że pro­kla­ma­cja wcale nie była skie­ro­wana prze­ciwko Fran­cji. Wyja­śniał dość męt­nie, że niby prze­ciwko Anglii i dekla­ro­wał oczy­wi­ście dal­sze popar­cie dla Napo­leona. W ten spo­sób Hisz­pa­nia jesz­cze bar­dziej obni­żyła swoją rangę jako sojusz­nik Fran­cji, co wię­cej – sta­wała się coraz mniej sojusz­nikiem, a coraz bar­dziej ele­men­tem poli­tycz­nego zagro­że­nia dla Fran­cji. I tu wra­camy do głów­nego punktu, czyli blo­kady kon­ty­nen­tal­nej, którą nale­żało wpro­wa­dzić w takich kra­jach jak nie­chętna jej Hisz­pa­nia i oczy­wi­ście pro­an­giel­ska Por­tu­ga­lia. Napo­leon zda­wał sobie sprawę, że Hisz­pa­nia mogła w każ­dej chwili zmie­nić front, bowiem Godoy, ustę­pu­jąc w pew­nym momen­cie ze sta­no­wi­ska pre­miera, nie chciał brać odpo­wie­dzial­no­ści za sojusz z Fran­cją, koniecz­ność wypo­wie­dze­nia wojny Anglii i roz­prawę z Por­tu­ga­lią. Podobno pro­wa­dził nawet zaku­li­sowe roz­mowy z Lon­dy­nem i snuł plany wspól­nego ataku na Fran­cję.

Na razie Napo­leon został zmu­szony do roz­pra­wie­nia się z Pru­sa­kami i Rosja­nami. Potem była Tylża, w któ­rej car Alek­san­der zgo­dził się ofi­cjal­nie na posta­no­wie­nia blo­kady. Podzie­lono strefy wpły­wów w Euro­pie, a Napo­leon nie omiesz­kał zazna­czyć swo­jego zain­te­re­so­wa­nia Pół­wy­spem Ibe­ryj­skim. Ponie­waż nie miał zaufa­nia do hisz­pań­skiego sojusz­nika, zasta­na­wiał się nad zastą­pie­niem tam­tej­szych Bur­bo­nów wła­snym kan­dy­da­tem, choć był to tylko jeden z trzech warian­tów roz­wią­za­nia kwe­stii hisz­pań­skiej. Roz­wa­żał kan­dy­da­tury swo­ich braci; miał też w rezer­wie dal­szą „rodzinę” – Joachima Murata i Jeana Ber­na­dotte’a. Do obję­cia tronu Karola IV przy­mie­rzał się też jego syn, Fer­dy­nand, który spi­sko­wał prze­ciw ojcu. Obaj ocze­ki­wali, że Napo­leon poprze któ­re­goś z nich, ale cesarz nie był do końca zde­cy­do­wany. Wie­dział nato­miast, że Hisz­pa­nia powinna mieć spraw­niej­szą admi­ni­stra­cję i woj­sko, aby spro­stać wyma­ga­niom wyni­ka­ją­cym z soju­szu z Fran­cją, szcze­gól­nie teraz, kiedy napo­le­oń­ski „roz­kład jazdy” prze­wi­dy­wał zaję­cie Por­tu­ga­lii.

Dyplo­ma­cja fran­cu­ska zapro­po­no­wała wtedy roz­wią­za­nie mające teo­re­tycz­nie wes­przeć aktu­alny układ poli­tyczny. Cho­dzi tu o trak­tat sojusz­ni­czy pod­pi­sany w paź­dzier­niku 1807 roku w Fon­ta­ine­bleau. Był wymie­rzony prze­ciwko Por­tu­ga­lii, którą Fran­cja wraz z Hisz­pa­nią chciały zająć. Miał poka­zać, że sojusz fran­cu­sko-hisz­pań­ski jest trwały, i uświa­do­mić poli­ty­kom, takim jak Godoy, że suk­ces jest moż­liwy tylko dzięki współ­dzia­ła­niu z Fran­cją. Zachętą, choć raczej nale­ża­łoby powie­dzieć – pułapką, dla Godoya miało być wydzie­le­nie dla niego połu­dnio­wej czę­ści Por­tu­ga­lii jako osob­nego księ­stwa. Część pół­nocna mogłaby przy­paść Marii Ludwice, kró­lo­wej Etru­rii, córce Karola IV, jako rekom­pen­sata za jej utra­cone wło­skie posia­dło­ści. Rejon Lizbony Napo­leon zamie­rzał na razie oku­po­wać aż do pod­pi­sa­nia powszech­nego pokoju6. Jed­no­cze­śnie cesarz naka­zał hisz­pań­skiemu sojusz­ni­kowi rygo­ry­styczne wpro­wa­dze­nie blo­kady i zerwa­nie wszel­kich kon­tak­tów z Gibral­ta­rem.

W mię­dzy­cza­sie na dwo­rze hisz­pań­skim doszło do znacz­nego fer­mentu i roz­dź­wię­ków mię­dzy kró­lem a jego synem, który miał ochotę na prze­ję­cie tronu. Docho­dziło do zamie­szek, z któ­rych naj­więk­sze miały miej­sce w marcu 1808 roku w Aran­juez, gdzie Karol IV for­mal­nie abdy­ko­wał na rzecz syna, a przy oka­zji Godoy stra­cił wła­dzę i wol­ność.

Karol jed­nak usi­ło­wał cof­nąć swoją abdy­ka­cję, a obaj pre­ten­denci odwo­ły­wali się do Napo­le­ona jako roz­jemcy. Dawało mu to moż­li­wość do bez­po­śred­niego wpływu na wewnętrzną poli­tykę Hisz­pa­nii. Do tego na mar­gi­ne­sie wojny w Por­tu­ga­lii Fran­cuzi wpro­wa­dzili do kraju znaczne ilo­ści woj­ska i prak­tycz­nie byli w sta­nie dyk­to­wać swoje warunki, co miało zapew­nić pole do swo­bod­nego manewru. Było także czę­ścią jego stra­te­gii pole­ga­ją­cej, zda­niem Thiersa7, na pro­wa­dze­niu swo­istego rodzaju wojny psy­cho­lo­gicz­nej prze­ciwko dwo­rowi hisz­pań­skiemu, w rezul­ta­cie któ­rej wła­dze kraju powinny zde­cy­do­wać się na opusz­cze­nie Hisz­pa­nii, podob­nie jak stało się to w Por­tu­ga­lii.

Jak twier­dzi Thiers, Napo­leon miał trzy plany. Pierw­szy zakła­dał wspar­cie Fer­dy­nanda prze­ciwko ojcu i oba­le­nie Godoya. Nale­żało go wów­czas oże­nić z księż­niczką z rodu Bona­par­tych i w ten spo­sób wzmoc­nić jego pozy­cję oraz wpływy fran­cu­skie w Hisz­pa­nii. Sam Fer­dy­nand zresztą wystą­pił z takim wnio­skiem, choć praw­do­po­dob­nie ten pomysł został mu pod­su­nięty przez kogoś usłuż­nego. Póź­niej nawet Karol IV uznał to za dobry, jeżeli nie jedyny spo­sób na utrzy­ma­nie przez hisz­pań­skich Bur­bo­nów tronu w Madry­cie. W tej sytu­acji Hisz­pa­nia zacho­wa­łaby dotych­cza­sowy sta­tus, nie odda­jąc niczego Fran­cji i nie ura­ża­jąc naro­do­wej dumy Hisz­pa­nów. Napo­leon roz­wa­żał ślub córki swo­jego brata Lucjana z Fer­dy­nandem. Ścią­gnięto ją nawet w tym celu z Włoch do Fran­cji, ale osta­tecz­nie do niczego nie doszło, bo oka­zała się „nie­wdzięczna” i Napo­leon szybko ode­słał ją do domu. Nie było zatem żad­nej kan­dy­datki z rodziny cesar­skiej. Podobno to wtedy Lucjan otrzy­mał propozy­cję obję­cia tronu w Madry­cie w ramach pogo­dze­nia się z bra­tem.

Drugi wariant był podobny do tego pierw­szego „matry­mo­nial­nego”, z tym że Napo­leon roz­wa­żał z Tal­ley­ran­dem także prze­ję­cie czę­ści pół­noc­nych tere­nów hisz­pań­skich, czyli prze­kro­cze­nie natu­ral­nej bariery Pire­ne­jów. Ozna­cza­łoby to włą­cze­nie do Fran­cji tere­nów poło­żo­nych nad całą Zatoką Biskaj­ską aż do brze­gów Ebro oraz przy­łą­cze­nie Kata­lo­nii. Do tego docho­dzi­łaby więk­sza kon­trola fran­cu­ska nad hisz­pań­skimi kolo­niami, może także prze­ję­cie Fili­pin. Za to Hisz­pa­nia mogłyby ewen­tu­al­nie dostać suwe­ren­ność nad tere­nami por­tu­gal­skimi. Przy­łą­cze­nie do Fran­cji tere­nów czy­sto hisz­pań­skich z pew­no­ścią ura­zi­łoby dumę naro­dową Hisz­pa­nów i dopro­wa­dziło – prę­dzej czy póź­niej – do zamie­szek czy powsta­nia, czym Napo­leon zda­wał się wcale nie przej­mo­wać.

No i plan osta­teczny – cał­ko­wite wyeli­mi­no­wa­nie Bur­bo­nów z Madrytu, co postu­lo­wał Tal­ley­rand, i osa­dze­nie na tro­nie któ­re­goś z Bona­par­tych. Po tym, jak Lucjan i Ludwik, a nawet spo­wi­no­wa­cony z kla­nem Bona­par­tych Ber­na­dotte8 odmó­wili, pozo­sta­wał tylko Józef. Ten wariant także zakła­dał, że tery­to­rial­nie Hisz­pa­nia pozo­sta­łaby w nie­zmie­nio­nym kształ­cie9. Hisz­pa­nie powinni być więc wdzięczni, gdyż odzy­ska­liby wiel­kość i zacho­wali kolo­nie. Na razie jed­nak tron hisz­pań­ski był zajęty przez Karola, a potem przez chwilę przez jego syna Fer­dy­nanda. Póź­niej, po rewol­cie w Aran­juez, kiedy i ojciec, i syn odwo­łali się do Napo­le­ona, wła­ści­wie nie było wia­domo, kto włada Hisz­pa­nią. Nie miało to jed­nak więk­szego zna­cze­nia, bo w Madry­cie rezy­do­wał Murat. Napo­leon sądził, że hisz­pań­ski dwór, prze­ra­żony zaj­mo­wa­niem coraz więk­szej czę­ści kraju przez woj­ska fran­cu­skie, zrobi to, co „powi­nien” – uciek­nie do Mek­syku. Godoy już wcze­śniej poczy­nił odpo­wied­nie przy­go­to­wa­nia, Aran­juez było tylko przy­stan­kiem w dro­dze do Kadyksu i dalej, ale Karol IV cią­gle liczył, że uda się mu doga­dać z Napo­leonem, więc został w kraju. Napo­leon zresztą nie wie­dział do końca, czy cała kom­bi­na­cja się uda, i wydał pole­ce­nie admi­ra­łowi. François Rosilly’emu, sta­cjo­nu­ją­cemu w Kadyk­sie od czasu Tra­fal­garu, aby w razie czego zablo­ko­wał ucieczkę dworu. Gdyby bowiem Karol uciekł do Mek­syku i zacho­wał tytuł, to nie mógłby abdy­ko­wać na rzecz któ­re­goś z Bona­par­tych i nie byłoby wakatu na hisz­pań­skim tro­nie. Pozo­sta­wało zatem cze­kać na sprzy­ja­jące oko­licz­no­ści, a te Napo­leon potra­fił zawsze wyko­rzy­sty­wać.

Zda­niem Armanda Coula­in­co­urta, kiedy Bona­parte wbił sobie do głowy jakąś myśl, hołu­bił ją, two­rzył na jej temat coraz bogat­sze wyobra­że­nia, odda­wał się jej cał­ko­wi­cie. Czy zatem można mu robić wyrzuty dla­tego, że chciał prze­ko­nać innych do swo­ich pomy­słów? Czy jed­nak swo­ich? Jeżeli pró­bo­wał kogoś kusić, ozna­czało to, że już wcze­śniej sam uległ poku­sie10. Jedną z takich pokus był pod­su­nięty mu przez Tal­ley­randa11 pomysł na prze­ję­cie tronu Hisz­pa­nii, który reali­zo­wał z prze­ko­na­niem, nie zasta­na­wia­jąc się głę­biej nad moż­li­wymi kon­se­kwen­cjami; to zna­czy nega­tyw­nymi kon­se­kwen­cjami i prze­szko­dami po dro­dze do celu. A celem nie były tylko korona Hisz­pa­nii, ale i całe kolo­nialne impe­rium tego kraju, któ­rego prze­ję­cie zapew­ni­łoby raz na zawsze prze­wagę nad impe­rium bry­tyj­skim. Temu pomy­słowi chciał pod­po­rząd­ko­wać wszystko. Uwa­żał, że jest o co wal­czyć. Poza tym ambi­cja nie pozwa­lała mu na nic innego. Zresztą Napo­leon jako monar­cha, który zastą­pił na fran­cu­skim tro­nie Bur­bo­nów, uwa­żał się za kon­ty­nu­atora poli­tyki pro­wa­dzo­nej przez poprzed­nich wład­ców. Czę­ścią tej poli­tyki byli fran­cu­scy Bur­bo­no­wie na tro­nie hisz­pań­skim i pakty rodzinne. Ponie­waż Bur­bo­nów zde­tro­ni­zo­wano jed­nak w rodzi­mej Fran­cji, to wyda­wało się nie­mal oczy­wi­ste, że na tro­nie hisz­pań­skim także powi­nien zasia­dać czło­nek aktu­al­nie panu­ją­cej dyna­stii fran­cu­skiej, co przy­wró­ci­łoby atmos­ferę „pak­tów fami­lij­nych”.

W prak­tyce pozo­stał tylko plan trzeci, czyli zmiana dyna­stii na tro­nie hisz­pań­skim – jak to okre­ślał Napo­leon, próba ura­to­wa­nia impe­rium hisz­pań­skiego poprzez zmianę admi­ni­stra­cji i spo­sobu rzą­dze­nia. Pyta­nie tylko, czy Hisz­pa­nie chcieli zostać „ura­to­wani”, a może jedy­nie Fran­cja chciała ich „ura­to­wać”. Czy było to zatem naj­lep­sze roz­wią­za­nie? Zacznijmy dzia­łać i zoba­czymy, co z tego wynik­nie – mawiał Napo­leon. Pierw­szym ruchem było pod­pi­sa­nie z Hisz­pa­niami trak­tatu z Fon­ta­ine­bleau i wspólne zaję­cie Por­tu­ga­lii. To wtedy wpro­wa­dzono do Hisz­pa­nii duże oddziały fran­cu­skie pod pozo­rem ochrony linii komu­ni­ka­cyj­nych. Ale jak dopro­wa­dzić do detro­ni­za­cji dyna­stii Bur­bo­nów w Hisz­pa­nii, nie nara­ża­jąc się zbyt­nio euro­pej­skiej opi­nii publicz­nej i zacho­wu­jąc pozory legal­no­ści?

Wymy­ślono pro­sty, łatwy do zre­ali­zo­wa­nia plan. Karola IV i jego syna Fer­dy­nanda zapro­szono do Bajonny, gdzie rezy­do­wał wtedy Napo­leon – pod pozo­rem media­cji mię­dzy nimi, co rze­komo miało dopro­wa­dzić do uzna­nia jed­nego z nich na hisz­pań­skim tro­nie. Osta­tecz­nie jed­nak Napo­leon pozba­wił hisz­pań­skich Bur­bo­nów wła­dzy, a na tron w Madry­cie powo­łano Józefa Bona­par­tego. W zało­że­niu zwa­sa­li­zo­wa­nie Hisz­pa­nii miało zablo­ko­wać Angli­kom drogę do prze­ję­cia jej kolo­nii, bo ich prze­ciw­ni­kiem była teraz silna Fran­cja. Narzu­ce­nie nowej dyna­stii sojusz­ni­czemu od wielu lat kra­jowi było jed­nak przed­się­wzię­ciem nie­zwy­kle ryzy­kow­nym. Pol­ski emi­sa­riusz, ofi­cer ordy­nan­sowy Napo­leona, Dezy­dery Chła­pow­ski12, wysłany na reko­ne­sans do Hisz­pa­nii, tak rela­cjo­no­wał cesa­rzowi swoje wra­że­nia i ostrze­gał przed kon­se­kwen­cjami:

Powró­ciw­szy do Bajonny, opo­wie­dzia­łem cesa­rzowi, co tylko w Hisz­pa­nii uwa­ża­łem. Nie taiłem mu wcale prze­ko­na­nia, że skoro lud­ność cała w Hisz­pa­nii dowie się, co się stało z rodziną panu­jącą, i że cesarz zamiast Fer­dy­nanda ma nade­słać swo­jego brata Józefa, ogólne wybuch­nie powsta­nie […].

Cesarz miał spo­sób zapy­ty­wa­nia się jasny i krótki – odpo­wie­dzi nasu­wały się wyraź­nie. Kie­dym mówił, że wybuch­nie ogólne powsta­nie, zapy­tał się jesz­cze raz o to żywo i z powąt­pie­wa­niem, powtó­rzy­łem więc moje zda­nie. W cza­sie tego cesa­rzowa sie­działa w pokoju na kana­pie. Kie­dym potem przy­szedł do salonu cesa­rzo­wej wie­czo­rem, zawo­łała mnie na bok i zro­biła uwagę, żebym był ostroż­niej­szym w moich sło­wach do cesa­rza, bo on nie lubi, ażeby prze­ciw jego zda­niu coś twier­dzić, dodała, iż powi­nie­nem był spo­strzec, iż cesarz nie był kon­tent, kie­dym o powsta­niu mówił…13.

Rosyj­ski histo­ryk Albert Man­fred twier­dził, że Bajonna, którą Napo­leon uwa­żał za swoje naj­więk­sze zwy­cię­stwo dyplo­ma­tyczne, swego rodzaju poli­tyczne Auster­litz, była w rze­czy­wi­sto­ści jego naj­więk­szą pomyłką. Tra­we­stuje w tym kon­tek­ście okre­śle­nie Fouchégo: twier­dząc, że Bajonna była czymś gor­szym niż zbrod­nia; była błę­dem. To Bajonna pchnęła do obozu wro­gów Fran­cji wszyst­kie monar­chie legi­ty­mi­styczne. W tym okre­sie przy­pi­sy­wano Napo­le­onowi słowa: Wkrótce Bona­par­to­wie zostaną naj­star­szą dyna­stią Europy.. W prak­tyce ozna­czało to, że Habs­bur­go­wie i Hohen­zol­ler­no­wie muszą znik­nąć14. Pomysł Tal­ley­randa, który jakoby już wtedy życzył źle cesa­rzowi i zło­śli­wie wplą­tał go w aferę hisz­pań­ską, zadzia­łał – wszy­scy byli prze­ciwko cesa­rzowi, a więc jego upa­dek był bli­ski. Zda­niem Man­freda Napo­leon był czło­wie­kiem nie­zwy­kle uta­len­to­wa­nym. Jeżeli jed­nak upie­rać się przy sło­wie „genialny”, to praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej słuszne byłoby stwier­dze­nie, że od pew­nego czasu stał się czło­wie­kiem genial­nie ogra­ni­czo­nym. Wyraź­nie widział wszystko w bliż­szym sobie kręgu i z zadzi­wia­jącą bystro­ścią znaj­do­wał nie­praw­do­po­dobne, tylko jemu wła­ściwe, roz­wią­za­nia naj­bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych pro­ble­mów. Póź­niej stał się despotą i agre­so­rem i utra­cił dale­ko­wzrocz­ność, którą odzna­czał się w mło­do­ści. Ogra­ni­czony hory­zont nie pozwo­lił mu zorien­to­wać się, że wybrana droga pro­wa­dzi nie do triumfu, jak to sobie wyobra­żał, lecz do kata­strofy15.

Reasu­mu­jąc, opa­no­wa­nie Hisz­pa­nii przez Fran­cu­zów doko­ny­wało się zarówno środ­kami poli­tycz­nymi, jak i mili­tar­nymi. Pierw­szym kro­kiem było uczy­nie­nie z tego kraju sojusz­nika, póź­niej wasala czy wręcz pro­tek­to­rat fran­cu­ski, aby w końcu prze­jąć całość wła­dzy poli­tycz­nej w kraju, osa­dza­jąc na hisz­pań­skim tro­nie Józefa Bona­par­tego. Rów­no­le­gle sto­so­wano środki mili­tarne, naj­pierw wzmac­nia­jąc fran­cu­ską obec­ność woj­skową, przej­mu­jąc hisz­pań­skie twier­dze, wpro­wa­dza­jąc wła­dzę woj­skową na pod­po­rząd­ko­wa­nych tere­nach, a w osta­tecz­no­ści uży­wa­jąc siły. Do otwar­tych dzia­łań wojen­nych na lądzie doszło w związku z eska­la­cją wystą­pień o cha­rak­te­rze par­ty­zanc­kim, a póź­niej po wypo­wie­dze­niu przez hisz­pań­ską juntę wojny Fran­cji i przy­stą­pie­niu do niej Anglii w cha­rak­te­rze sojusz­nika Hisz­pa­nii. Czy to, co się stało w Hisz­pa­nii, wyni­kało z kon­se­kwent­nego planu Napo­le­ona, czy też cesarz zale­d­wie pró­bo­wał nadą­żyć za bie­giem wyda­rzeń, które w pew­nym momen­cie wyrwały się spod kon­troli? A może poja­wiły się kło­poty z reali­za­cją planu? Osta­teczne dzia­ła­nia Napo­le­ona wyni­kały z całego łań­cu­cha nie­prze­wi­dzia­nych wyda­rzeń – oko­licz­no­ści, za któ­rymi usi­ło­wał nadą­żać, a które nie­ba­wem dopro­wa­dziły do wybu­chu naj­dłuż­szej wojny napo­le­oń­skiej.

W poło­wie czerwca 1808 roku zaczął się jeden z waż­niej­szych epi­zo­dów wojny w Hisz­pa­nii – oblę­że­nie Sara­gossy. Dodajmy – pierw­sze oblę­że­nie, bo były dwa. Pierw­sze roz­po­częło się 15 czerwca wal­kami wokół mia­sta i trwało do 15 sierp­nia, kiedy Fran­cuzi odstą­pili od Sara­gossy po nie­po­wo­dze­niach swo­ich armii pod Bailén oraz w Por­tu­ga­lii i zaczęli wyco­fy­wać się w kie­runku Pire­ne­jów. Dru­gie trwało od 20 grud­nia 1808 roku do 20 lutego 1809 roku.

Zda­niem hisz­pań­skiego pisa­rza Benito Pérez Gal­dósa to, co powszech­nie nazy­wamy histo­rią – obszerne dzieła, które opi­sują związki kró­lów i ksią­żąt, trak­taty i soju­sze, wyprawy woj­skowe i mor­skie, a zanie­dbują wszystko, co sta­nowi sens życia ludz­kiego – nie jest dosta­teczną pod­stawą do pozna­nia sto­sun­ków, staje się niczym, jeżeli nie jest żywą, wewnętrzną histo­rią ludów, samym odde­chem czło­wieka16. Myślę zatem, że warto bar­dziej słu­chać ludzi niż poli­ty­ków, a na pewno nie zwy­cięz­ców, któ­rzy piszą potem histo­rię.

sty­czeń 2021 roku

Roz­dział I. Woj­ska Napo­le­ona wkra­czają do Hisz­pa­nii

Roz­dział I Woj­ska Napo­le­ona wkra­czają do Hisz­pa­nii

W swo­jej kom­plet­nej igno­ran­cji na temat Hisz­pa­nii i Hisz­pa­nów Napo­leon wyobra­żał sobie, że ma do prze­pro­wa­dze­nia pro­stą kam­pa­nię. Opa­no­wa­nie pół­wy­spu ozna­czało dla niego pro­sty pro­blem mili­tarny17.

Łatwość, z jaką Juno­towi poszło zaję­cie Por­tu­ga­lii, wpra­wiła Napo­le­ona w stan fał­szy­wej pew­no­ści, że podob­nie powinno pójść z Hisz­pa­nią, i to sto­sun­kowo nie­du­żymi siłami. W ślad za Juno­tem wkro­czył do Hisz­pa­nii II Kor­pus Obser­wa­cyjny Girondy pod dowódz­twem gen. Pierre’a-Anto­ine’a Duponta, w stycz­niu 1808 roku Kor­pus Wybrzeży Oce­anu pod dowódz­twem mar­szałka. Bon-Adrien’a Jean­nota de Mon­ceya, a w lutym Dywi­zja Obser­wa­cyjna Wschod­nich Pire­ne­jów dowo­dzona przez gene­rała Guil­laume’a Phi­li­berta Duhe­sme’a. W skład tych for­ma­cji wcho­dziły głów­nie tzw. kom­pa­nie zakła­dowe regi­men­tów roz­rzu­co­nych wzdłuż Renu oraz nowi rekruci. Oddziały te miały jakoby wspie­rać akcję Junota i zabez­pie­czać szlaki komu­ni­ka­cyjne pomię­dzy Fran­cją a Por­tu­ga­lią, ewen­tu­al­nie masze­ro­wać dalej w kie­runku angiel­skiego Gibral­taru i hisz­pań­skiego Kadyksu, gdzie cumo­wała fran­cu­ska flota admi­rała François Étienne’a de Rosily-Mesrosa, która schro­niła się tam po prze­gra­nej bitwie pod Tra­fal­ga­rem. Takie wyja­śnie­nie otrzy­mał dwór hisz­pań­ski. Dupont i Mon­cey kon­tro­lo­wali komu­ni­ka­cję mię­dzy Madry­tem a pół­noc­nymi tere­nami Hisz­pa­nii i zabez­pie­czali bez­po­śred­nią drogę pomię­dzy Bajonną a Madry­tem. Mniej­sze oddziały pod roz­ma­itymi pre­tek­stami pene­tro­wały inne tereny, a wschod­nia dywi­zja gene­rała Duhe­sme’a dotarła nawet do Bar­ce­lony, co już trud­niej było wytłu­ma­czyć zabez­pie­cze­niem linii komu­ni­ka­cyj­nych dla Junota. Zado­wo­lono się zatem wyja­śnie­niem, że te oddziały także będą masze­ro­wały w stronę Gibral­taru, z tym, że drogą nad Morzem Śród­ziem­nym.

Murat w Madry­cie

Potem przy­szła kolej na Joachima Murata, który 20 lutego 1808 roku dowie­dział się w Paryżu o swo­jej nowej misji. Napo­leon mia­no­wał go głów­no­do­wo­dzą­cym fran­cu­skich sił zbroj­nych w Hisz­pa­nii i pole­cił, aby natych­miast wyru­szył do Bajonny. Wygląda jed­nak na to, że Murat nie bar­dzo rozu­miał, o co cho­dzi cesa­rzowi, bo pro­sił o wyja­śnie­nia:

Myślę, że zasłu­guję na nieco zaufa­nia ze strony Waszej wyso­ko­ści i chciał­bym dowie­dzieć się nieco wię­cej na temat mojej misji i przy­go­to­wań do ruchów wojsk, które mam wyko­nać. Nie jest bowiem wcale łatwo zor­ga­ni­zo­wać trans­port oddzia­łów, nie wie­dząc, czy cho­dzi o długą eks­pe­dy­cję, czy o wyprawę na kilka dni18.

Kolejny roz­kaz, aby prze­nieść kwa­terę z fran­cu­skiej Bajonny do hisz­pań­skiej Vit­to­rii, Murat otrzy­mał od Napo­le­ona 3 marca 1808 roku. Rów­no­cze­śnie cesarz zale­cił mu wypo­sa­że­nie fran­cu­skich oddzia­łów w sprzęt polowy i dobre buty, na­dal nie zdra­dza­jąc dal­szych zamia­rów. No, ale buty ozna­czały masze­ro­wa­nie! To nie­do­in­for­mo­wa­nie Murata było czę­ścią stra­te­gii Napo­le­ona, gdyż zwięk­sza­jąc nie­pew­ność całej sytu­acji, potę­go­wano też, meto­dami poko­jo­wymi, poczu­cie zagro­że­nia odczu­wane przez dwór hisz­pań­ski, który przy­go­to­wy­wał się do ucieczki. Poza tym Napo­leon dobrze znał gada­tli­wość Murata… Prze­nie­sie­nie kwa­tery do Vit­to­rii odbyło się bez wro­gich epi­zo­dów. Wręcz prze­ciw­nie. Murat dono­sił cesa­rzowi:

Mój przy­jazd do Vit­to­rii spo­tkał się z nie­zwy­kle przy­ja­znym przy­ję­ciem – już od samej gra­nicy aż do mia­sta. Twój przed­sta­wi­ciel, który przy­był do Hisz­pa­nii, aby zająć to tery­to­rium w Twoim imie­niu i przy cał­ko­wi­tej apro­ba­cie Hisz­pa­nów, nie mógł zostać lepiej przy­jęty. Już na gra­nicy spo­tkałem depu­ta­cję pro­win­cji Guipuz­coa, a przy prze­kra­cza­niu gra­nic kolej­nych gmin ich magi­straty zja­wiały się z zapew­nie­niem odda­nia i admi­ra­cji Waszej Wyso­ko­ści. Jed­nym sło­wem, aby wszystko pod­su­mo­wać, wzdłuż całej drogi spo­ty­ka­łem entu­zja­stycz­nie nasta­wio­nych ludzi. Od wsi do wsi, całą drogę mię­dzy Irun i Vit­to­ria wszy­scy tań­czyli z rado­ści i wzno­sili okrzyki: „Vive Napo­leon”19.

Kolejne instruk­cje Napo­le­ona doty­czyły zaj­mo­wa­nia dal­szych punk­tów stra­te­gicz­nych w Hisz­pa­nii:

Napisz do hisz­pań­skiego komen­danta-gene­rała Nawarry, że jesteś zmu­szony do oku­pa­cji for­tecy w Pam­pe­lu­nie. Nie jeste­śmy w sta­nie wojny z kró­lem Hisz­pa­nii, ale odkąd nasze wspólne inte­resy zobli­go­wałymojąarmię do wkro­cze­nia do Hisz­pa­nii, konieczne jest zapew­nie­nie bez­pie­czeń­stwa liniom komu­ni­ka­cyj­nym. Poza cyta­delą w Pam­pe­lu­nie naj­waż­niej­sza jest for­ty­fi­ka­cja San Seba­stian. Także musisz ją zająć, podob­nie jak wszyst­kie for­tece pomię­dzy Val­la­do­lid, Pam­pe­luną i Fran­cją. Jeżeli gene­ralny komen­dant Nawarry odmówi prze­ka­za­nia ci tych for­tec, wyko­rzy­staj oddziały mar­szałka Mon­ceya, aby go prze­ko­nać. I jesz­cze jedno, na razie nie ma potrzeby, abyś komu­ni­ko­wał się z dwo­rem hisz­pań­skim, zanim nie powiem ci, abyś to zro­bił. Naj­waż­niej­sze jest przede wszyst­kim zaję­cie cyta­deli w Pam­pe­lu­nie. Kiedy już ją obsa­dziszmoimwoj­skiem, wydasz roz­kaz 3. dywi­zji z kor­pusu mar­szałka Mon­ceya, aby wyma­sze­ro­wała z Vit­to­rii do Bur­gos, tak aby Vit­to­ria była gotowa na przy­ję­ciemojejGwar­dii. Jeżeli nastą­pi­łoby jakieś opóź­nie­nie w prze­ję­ciu cyta­deli w Pam­pe­lu­nie, skie­ruj tam dywi­zję z kor­pusu mar­szałka Mon­ceya i wysto­suj poważne ulti­ma­tum, aby prze­ka­zano ci twier­dzę20.

Fran­cuzi opa­no­wali stra­te­giczne punkty w Hisz­pa­nii zarówno środ­kami poli­tycz­nymi, jak i mili­tar­nymi. Wzmac­niano fran­cu­ską obec­ność woj­skową, przej­mu­jąc hisz­pań­skie twier­dze, wpro­wa­dza­jąc wła­dzę woj­skową na pod­po­rząd­ko­wa­nych tere­nach, a w osta­tecz­no­ści uży­wa­jąc siły.

Po dwóch dnia pobytu w Vit­to­rii Murat otrzy­mał roz­kaz prze­nie­sie­nia się do Bur­gos. Miał też zapo­wie­dzieć wła­dzom pro­win­cji, że nie­ba­wem zjawi się tam sam Napo­leon. Kolejne raporty Murata były już mniej opty­mi­styczne. Hisz­pań­ski dwór także nie ukry­wał zanie­po­ko­je­nia napły­wem wojsk fran­cu­skich i zaj­mo­wa­niem kolej­nych twierdz. Ich dowódcy nie bar­dzo wie­dzieli, czy mają sta­wiać opór Fran­cu­zom. Zaczęło docho­dzić do roz­ma­itych incy­den­tów. Zaję­cie bar­ce­loń­skiej twier­dzy Montjuïc było kro­plą, która prze­peł­niła czarę. Kie­ru­jący de facto rzą­dem hisz­pań­skim Manuel Godoy posta­no­wił wtedy wyco­fać z Por­tu­ga­lii dywi­zję gene­rała Fran­ci­sco Solano21, która współ­dzia­łała z Juno­tem pod­czas wspól­nej inwa­zji Por­tu­ga­lii, i prze­nieść dwór z Madrytu do pobli­skiego Aran­juez. Jako pierw­szy stwier­dził wtedy, że Fran­cuzi zacho­wują się jak wro­go­wie i że należy zacząć poważ­nie myśleć o sta­wia­niu oporu. Na razie nie miał on cha­rak­teru zor­ga­ni­zo­wa­nego – mno­żyły się incy­denty pomię­dzy żoł­nie­rzami fran­cu­skimi i hisz­pań­skimi. O takich incy­den­tach w Bar­ce­lo­nie infor­mo­wał gene­rał Duhe­sme, co Napo­leon zlek­ce­wa­żył, pisząc Mura­towi, że Duhe­sme zacho­wuje się jak stara baba, a ważne jest tylko to, aby cyta­dela zna­la­zła się w rękach fran­cu­skich.

Następ­nie Napo­leon zle­cił Mura­towi zaję­cie prze­łę­czy gór­skich mię­dzy Bur­gos i Madry­tem oraz prze­nie­sie­nie kwa­tery do Madrytu. 16 marca mar­sza­łek dono­sił, że oddziały Mon­ceya zajęły prze­łęcz Somo­sierra, a dwie dywi­zje pod dowódz­twem Duponta zajmą Guadar­ramę 19 marca.

Po tych fran­cu­skich posu­nię­ciach na hisz­pań­skim dwo­rze zapa­no­wała bar­dzo ner­wowa atmos­fera, o co zresztą cho­dziło Napo­le­onowi. Tron Karola IV był zagro­żony z kilku stron – przez woj­ska napo­le­oń­skie, przez ambi­cje jego syna Fer­dy­nanda i wresz­cie przez groźbę rewolty skie­ro­wa­nej prze­ciwko rzą­dom Godoya, a może nawet rewo­lu­cji w stylu fran­cu­skim. Zda­wano już sobie sprawę, że Napo­leon nie zamie­rza się wywią­zać z trak­tatu z Fon­ta­ine­bleau i podej­rze­wano, że po Por­tu­ga­lii zechce zająć cały Pół­wy­sep Ibe­ryj­ski. Kon­ty­nu­owano przy­go­to­wa­nia do ewa­ku­acji dworu i rządu do Mek­syku. Sądzono, że w ten spo­sób uda się zacho­wać koronę Bur­bo­nów, two­rząc kolejne po Bra­zy­lii euro­pej­skie pań­stwo w Ame­ryce. Dal­sza droga miała pro­wa­dzić z Aran­juez przez Sewillę i Kadyks, gdzie cze­kało pięć fre­gat, a potem Wyspy Kana­ryj­skie i dalej przez Atlan­tyk. Podróż dworu do Kadyksu miały osła­niać oddziały gene­rała Solano wyco­fane z Por­tu­ga­lii.

Pla­nów ucieczki nie udało się jed­nak zacho­wać w tajem­nicy, w wyniku czego pod oknami rezy­den­cji Karola w Aran­juez zaczęły się zbie­rać nie­za­do­wo­lone tłumy. Na wszelki wypa­dek król posta­no­wił ostu­dzić nastroje i 16 marca 1808 roku wydał oświad­cze­nie:

Dro­dzy pod­dani, nie oba­wiaj­cie się ani przy­by­cia oddzia­łów naszego wiel­kiego sprzy­mie­rzeńca, Cesa­rza Fran­cu­zów, który zamie­rza bro­nić naszych wybrzeży przed wylą­do­wa­niem naszych wro­gów, ani też nie oba­wiaj­cie się, że zamie­rzam opu­ścić kraj. Nie, to nie­prawda, że chcę opu­ścić moich uko­cha­nych pod­da­nych. Zostanę z wami, będę żył wśród was, cie­sząc się waszym zaufa­niem, któ­rego będę potrze­bo­wał wobec wszel­kich nie­przy­ja­ciół. Hisz­pa­nie, nie oba­wiaj­cie się – wasz król was nie opu­ści22.

Jed­nak następ­nego dnia na­dal nie było pewne, czy dwór nie zde­cy­duje się na dal­szą podróż. Wozy stały zała­do­wane, wszystko było gotowe do drogi. Do Aran­juez przez cały czas przy­by­wały – zarówno z Madrytu, jak i z oko­licz­nych wio­sek – jakoby spon­ta­nicz­nie, tłumy ludzi – zarówno z Madrytu, jak i z oko­licz­nych wio­sek – cie­kawe wyda­rzeń, ale przede wszyst­kim pro­te­stu­jące prze­ciwko pla­no­wa­nej ewa­ku­acji rodziny kró­lew­skiej, co prze­stało już być tajem­nicą. Akcję tę zapla­no­wało oto­cze­nie Fer­dy­nanda, pra­gnąc wywrzeć nacisk na Karola, aby pozbył się Godoya, a przede wszyst­kim, aby sam abdy­ko­wał.

Karol nie wytrzy­mał pre­sji i po roz­mo­wie z Fer­dy­nan­dem zde­cy­do­wał się na abdy­ka­cję i prze­ka­za­nie mu wła­dzy, co ozna­czało także odsu­nię­cie od wła­dzy Godoya. Odpo­wiedni akt został pod­pi­sany 19 marca. Wszystko to ostu­dziło nastroje „demon­stran­tów”, a Fer­dy­nand 20 marca ogło­sił się kró­lem Hisz­pa­nii. Mini­stro­wie Karola pod­po­rząd­ko­wali mu się od razu, oczy­wi­ście z wyjąt­kiem Godoya, który został wysłany do aresztu w Gra­na­dzie. Sze­fem rządu został książę Infan­tado23. To wła­śnie wtedy młody ofi­cer gwar­dii kró­lew­skiej José Pala­fox otrzy­mał od Fer­dy­nanda misję eskor­to­wa­nia Godoya do Madrytu, i po raz pierw­szy poja­wił się na kar­tach histo­rii hisz­pań­skiej wojny Napo­le­ona.

Według wspo­mnień ówcze­snego fran­cu­skiego mini­stra spraw zagra­nicz­nych Jeana-Bap­ti­ste’a de Cham­pa­gny’ego24 rewolta w Aran­juez zmie­niła nie tyle zamiary cesa­rza, aby Hisz­pa­nia posłu­żyła zwięk­sze­niu potęgi Fran­cji, ile spo­sób ich reali­za­cji. Pierw­szym eta­pem byłoby miłe sercu ludu hisz­pań­skiego oba­le­nie Księ­cia Pokoju (Godoya) i prze­ję­cie wła­dzy przez zwo­len­ni­ków Fer­dy­nanda, ale ten dzia­łał za szybko. Posta­no­wił sam prze­jąć wła­dzę, nie cze­ka­jąc na pomoc Napo­le­ona, i tym samym poka­zał swoją nie­za­leż­ność od Fran­cji. A w Paryżu musiano to ode­brać jako wrogi sygnał. Bunt syna prze­ciwko ojcu dostar­czył Napo­le­onowi kolejny pre­tekst do inter­wen­cji w sprawy hisz­pań­skie. Murat nato­miast w tym okre­sie dosta­wał bar­dzo skąpe instruk­cje w stylu: Postę­po­wać masz tak, by Hisz­pa­nie nie domy­ślali się, jaką podejmę decy­zję, co zresztą nie będzie trudne, ponie­waż ja sam jesz­cze nie wiem, co posta­no­wić.

Tym­cza­sem to Hisz­pa­nie w Aran­juez pod­jęli decy­zję za cesa­rza, oba­la­jąc króla, któ­rym pogar­dzali, i powo­łu­jąc na tron nowego, z któ­rym wią­zano wiel­kie nadzieje. I dało to, jak na początku każ­dej rewo­lu­cji, złu­dze­nie „dobrej zmiany” i wol­no­ści. Wyobra­żano sobie też, że Fran­cuzi przy­byli do Hisz­pa­nii, aby wes­przeć Fer­dy­nanda i ugrun­to­wać wol­ność. Te ocze­ki­wa­nia miały się nie­ba­wem roz­wiać, nato­miast wiara w nowego króla utrzy­mała się jesz­cze przez wiele lat wła­śnie dzięki obec­no­ści Fran­cu­zów, a nieobec­no­ści Fer­dy­nanda. Pod­czas całej wojny był on dla Hisz­pa­nów sym­bo­lem walki o wyzwo­le­nia kraju spod oku­pa­cji fran­cu­skiej. Dopiero kiedy zaczął rzą­dzić naprawdę, wszystko oka­zało się mira­żem, czyli wró­ciło do normy.

Murat był bar­dzo zasko­czony, kiedy dowie­dział się o mar­co­wych wyda­rze­niach w Aran­juez. Napi­sał do Napo­le­ona list pełen obaw, że może dojść do zby­tecz­nego roz­lewu krwi, szcze­gól­nie jeżeli Fran­cuzi opo­wie­dzą się po któ­rejś ze stron hisz­pań­skiego sporu. Tym­cza­sem fran­cu­ski amba­sa­dor w Madry­cie, mar­kiz François de Beau­har­nais, opo­wie­dział się – może nieco przed­wcze­śnie – po stro­nie Fer­dy­nanda VII. Pod­czas demon­stra­cji prze­ciwko Karo­lowi IV wzno­szono co prawda okrzyki: Vive l’Empe­reur, ale i Vive l’Amba­sa­deur de la France, czyli de facto popie­ra­jące Fer­dy­nanda. Murat jed­nak nie był pewien, czy Fer­dy­nand będzie za dal­szym soju­szem z Fran­cją, czy też wystąpi prze­ciwko niej. Stale narze­kał na brak wyraź­nych instruk­cji, dodajmy może dla­tego, że dotych­cza­sowe nie wspo­mi­nały o jego przy­szłych zada­niach na tro­nie Hisz­pa­nii. Napo­leon odpo­wie­dział, że posyła mu tyle instruk­cji, ile to jest nie­zbędne. Zale­cił solidne ugrun­to­wa­nie oku­pa­cji Madrytu, a przede wszyst­kim dobre trak­to­wa­nie zarówno sta­rego króla, jak i księ­cia Astu­rii, czyli Fer­dy­nanda VII, choć bez oka­zy­wa­nia mu hono­rów kró­lew­skich.

Murat dotarł do Madrytu 23 marca, gdzie powi­tały go entu­zja­stycz­nie tłumy miesz­kań­ców, co mogło być mylące. Hisz­pa­nie wiwa­to­wali bowiem nie tyle na cześć Murata, ile na cześć Murata i Fran­cu­zów, któ­rzy przy­by­wają, aby poprzeć Fer­dy­nanda na tro­nie, albo przy­naj­mniej stać się media­to­rami mię­dzy zwa­śnio­nymi stro­nami.

Fer­dy­nand zja­wił się w Madry­cie 24 marca, dzień po przy­by­ciu Murata, witany rów­nie entu­zja­stycz­nie. Ogło­sił także, że fran­cu­scy ofi­ce­ro­wie i żoł­nie­rze powinni być powszech­nie trak­to­wani jak przy­ja­ciele. Zresztą Hisz­pa­nie cią­gle jesz­cze byli pozy­tyw­nie nasta­wieni do Fran­cu­zów. Przed kwa­terą Murata zbie­rały się przy­ja­zne tłumy, wzno­szono okrzyki na cześć cesa­rza. Mar­sza­łek przyj­mo­wał depu­ta­cje nota­bli wyra­ża­ją­cych swoją admi­ra­cję dla Napo­le­ona, któ­rego wizyty ocze­ki­wano. W ten spo­sób „kró­lo­wał” w Madry­cie, gdzie, jak mu się wyda­wało, było jego miej­sce, oraz gdzie, jak mu się także wyda­wało, cał­ko­wi­cie kon­tro­lo­wał sytu­ację, a miesz­kańcy byli dobrze nasta­wieni do Fran­cu­zów. Zor­ga­ni­zo­wał tu wiele imprez i walk byków, dono­sił cesa­rzowi, że wszystko jest w naj­lep­szym porządku i że spo­łe­czeń­stwo uzna jego decy­zje bez pro­te­stu.

W liście z 30 marca Napo­leon pole­cił Mura­towi, aby umie­ścił Karola IV w kró­lew­skim pałacu Esco­rial i uzna­wał go za króla Hisz­pa­nii do momentu pod­ję­cia decy­zji, kto ma go zastą­pić na tro­nie. Murat ocze­ki­wał, że Napo­leon przy­je­dzie nie­ba­wem do Hisz­pa­nii i zrobi porzą­dek, co zresztą pla­no­wano. Suge­ro­wał wysła­nie Fer­dy­nanda z Madrytu na pół­noc, tak aby wyje­chał na spo­tka­nie Napo­leona, co też nie­ba­wem nastą­piło przy pomocy gene­rała Anne-Jeana-Marie-René Savary’ego, który przy­je­chał do sto­licy Hisz­pa­nii jako spe­cjalny wysłan­nik cesa­rza.

Na razie misja Savary’ego w Madry­cie ogra­ni­czała się do wyeks­pe­dio­wa­nia Fer­dy­nanda w drogę i pil­no­wa­nia Murata. Gene­rał nada­wał się do tego dosko­nale, gdyż był bar­dziej poli­cjan­tem niż żoł­nie­rzem. Fer­dy­nand wyru­szył w kwiet­niu, za eskortę mając m.in. pol­skich szwo­le­że­rów. Przez cały czas sądził, że spo­tka cesa­rza jesz­cze na tery­to­rium hisz­pań­skim, i tylko po to, aby ten uznał go za króla Hisz­pa­nii. Wcale nie zamie­rzał jechać po to aż do Bajonny. Wtedy z kolei towa­rzy­szył mu w dro­dze młod­szy brat José Pala­foxa – Fran­ci­sco. Jak widzimy, obaj bra­cia cie­szyli się zaufa­niem Fer­dy­nanda i istot­nie byli wobec niego nie­zwy­kle lojalni, także póź­niej, czego nie można powie­dzieć o innych uczest­ni­kach obrony Sara­gossy.

Tym­cza­sem Napo­leon pisał do Józefa 18 kwiet­nia 1808 roku25, że praw­do­po­dob­nie będzie go potrze­bo­wał w Bajon­nie:

Mojeoddziały są już w Madry­cie, Bar­ce­lo­nie, Figu­eras, Pam­pe­luna, St. Seba­stian i w Bur­gos. Kraj jest w sta­nie fer­mentu. Książę Bergu i mar­sza­łek Mon­cey są w Madry­cie, gene­rał Dupont w Toledo, a mar­sza­łek Bes­sie­res w Bur­gos. Mam tu już 100 tys. ludzi, ale są to pro­wi­zo­ryczne regi­menty. Codzien­nie jed­nak ćwi­czą i nie­ba­wem prze­kształcą się w dobrych żoł­nie­rzy. Jestem z nich zado­wo­lony. Te kor­pusy w żaden spo­sób nie uszczu­pliły sta­nów oso­bo­wych puł­ków wiel­kiej armii. […] Na razie te oddziały są namoimutrzy­ma­niu, co kosz­tuje bar­dzo dużo. Muszę nie­ba­wem zro­bić nowy zaciąg, tak aby regi­menty kawa­le­rii osią­gnęły po 1200 koni, wszystko to namójkoszt, ale oko­licz­no­ści zmu­szają mnie do utrzy­ma­nia oddzia­łów w całej Euro­pie. Anglia zaczyna to już odczu­wać. Tylko zawar­cie pokoju z tym kra­jem skłoni mnie do scho­wa­nia sza­bli i przy­wró­ce­nia spo­koju w Euro­pie. Być może w ciągu pię­ciu–sze­ściu dni napi­szę do cie­bie, abyś przy­je­chał do Bajonny. Dowódz­two armii prze­każ mar­szał­kowi Jour­da­nowi26.

W końcu kwiet­nia Napo­leon kazał wysłać do Bajonny także byłą kró­lową Etru­rii, czyli córkę Karola IV i resztę rodziny kró­lew­skiej, prze­ciw czemu zapro­te­sto­wała hisz­pań­ska junta, pozo­sta­wiona w Madry­cie przez Fer­dy­nanda. Zro­biono to osten­ta­cyj­nie na oczach miesz­kań­ców sto­licy, co wyglą­dało wręcz na świa­domą pro­wo­ka­cję i taki odnio­sło sku­tek.

I tak pod koniec kwiet­nia w sto­licy zaczęto szep­tać, że Fer­dy­nand został zwa­biony w pułapkę, a Fran­cuzi tak naprawdę nie są sojusz­ni­kami, tylko chcą rzą­dzić w Hisz­pa­nii. Do mia­sta zaczęli napły­wać ludzie z oko­licy. Niby z cie­ka­wo­ści, ale nie można też wyklu­czyć, że z czy­jejś inspi­ra­cji – kleru oba­wia­ją­cego się o swoje inte­resy, zwo­len­ni­ków Fer­dy­nanda, Angli­ków… nie wia­domo dokład­nie. Potem zaczęło iskrzyć, bo kiedy bra­kuje infor­ma­cji, to łatwo o sen­sa­cję. Po jed­nej z walk byków zaata­ko­wano Fran­cu­zów obser­wu­ją­cych spek­takl, kiedy indziej jed­nego z adiu­tan­tów Murata – Armanda de la Grange’a. Przy innej oka­zji wygwiz­dano samego Murata. Do Fer­dy­nanda, będą­cego już w dro­dze do Bajonny, wysłano tajną wia­domość, że czas zerwać z Fran­cu­zami i zwo­łać Kor­tezy na tere­nach, gdzie jesz­cze nie było wojsk fran­cu­skich. Pla­no­wano zor­ga­ni­zo­wa­nie ucieczki Fer­dy­nanda spod kura­teli fran­cu­skiej, w czym ważną rolę mieli ode­grać bra­cia Pala­fox.

Do Murata docho­dziły co prawda sygnały, że na coś się zanosi, ale na­dal je lek­ce­wa­żył, wciąż mu się wyda­wało, że jest panem sytu­acji i mia­sta. Zresztą z roz­kazu junty i gene­rała Fran­ci­sca Javiera Negrete, dowódcy gar­ni­zonu w Madry­cie i Nowej Kasty­lii, oddziały hisz­pań­skie zostały pozba­wione amu­ni­cji, więc przy­naj­mniej tego woj­ska nie trzeba było się oba­wiać. Wie­czo­rem 1 maja 1808 roku wszystko jesz­cze wyglą­dało spo­koj­nie. W takim złu­dze­niu trwał do rana 2 maja 1808 roku, kiedy to mia­sto zmie­niło cał­ko­wi­cie obli­cze. W wielu miej­scach zbie­rały się tłumy, głów­nie drob­nych rze­mieśl­ni­ków i lum­pen­pro­le­ta­riatu, któ­rzy pierwsi wyszli na ulice, aby poka­zać, co myślą o Fran­cu­zach. I był to chyba bar­dzo spon­ta­niczny odruch, bio­rąc pod uwagę ich spo­sób myśle­nia i reago­wa­nia, który potem roz­prze­strze­nił się na cały kraj, nada­jąc ducha opo­rowi. Bogatsi miesz­cza­nie poza­my­kali się w domach. Padły pierw­sze strzały z obu stron, i zaczęło się!

Murat był po pro­stu zde­spe­ro­wany i zasko­czony, albo przy­naj­mniej spra­wiał takie wra­że­nie, bo nagle sytu­acja cał­ko­wi­cie się odwró­ciła. Zro­bił to, co wyda­wało mu się w danej chwili naj­bar­dziej wła­ściwe. Bez­względ­nie zaata­ko­wał, nie tylko powstań­ców, ale wszyst­kich, któ­rzy sta­nęli na dro­dze żoł­nie­rzom fran­cu­skim i pol­skim. W całym mie­ście lin­czo­wano prze­cież Fran­cu­zów. Ran­nych w szpi­talu woj­sko­wym zabi­jano na łóż­kach. Wielu Fran­cu­zów schro­niło się w domach swo­ich hisz­pań­skich przy­ja­ciół, czy po pro­stu gospo­da­rzy, u któ­rych stali na kwa­te­rze, i sta­rało się prze­cze­kać naj­gor­sze chwile… Murat od razu napi­sał list do junty, w któ­rym zapo­wie­dział, że jego cier­pli­wość wobec kolej­nych pro­wo­ka­cji już się wyczer­pała i że miesz­kańcy Madrytu muszą liczyć się z kon­se­kwen­cjami rewolty:

Od tej chwili zanie­chamy wszel­kich ustępstw. W mie­ście ma zapa­no­wać natych­mia­stowy spo­kój, w prze­ciw­nym razie miesz­kańcy Madrytu mogą się spo­dzie­wać kary za swe zuchwałe postępki. Zbie­ramy woj­ska. Wyda­li­śmy surowe i nie­odwo­łalne roz­kazy. Miesz­kańcy mają się rozejść, w przy­padku nie­sto­so­wa­nia się do roz­po­rzą­dzeń grozi im śmierć. Każdy aresz­to­wany uczest­nik więk­szego zgro­ma­dze­nia zosta­nie nie­zwłocz­nie roz­strze­lany27.

Do rebe­lii nie przy­łą­czyły się regu­larne oddziały hisz­pań­skie sta­cjo­nu­jące w mie­ście. Choć były wyjątki. Arty­le­rzy­ści wpu­ścili rebe­lian­tów do arse­nału Mon­te­león i wydali im broń, w tym kilka armat z kar­ta­czami.

Murat nie miał zbyt wielu żoł­nie­rzy w samym mie­ście. W pobliżu jego rezy­den­cji sta­cjo­no­wały dwa szwa­drony pol­skich szwo­le­że­rów, oddział Mame­lu­ków, któ­rych Hisz­pa­nie bar­dzo nie lubili, bo przy­po­mi­nali im histo­rycz­nych Mau­rów, były kom­pa­nia pie­choty mor­skiej i kom­pa­nia Basków. Inne oddziały sta­cjo­no­wały roz­pro­szone po całym mie­ście. Cała armia fran­cu­ska w sile bli­sko 50 tys. ludzi znaj­do­wała się jed­nak w pobliżu Madrytu w trzech obo­zach. Murat wysłał więc na ulice Madrytu takie oddziały, jakie miał pod ręką. Hisz­pań­ski pisarz Benito Pérez Gal­dós pisał:

Walka ta, a raczej masa­kra, na Puerta del Sol, przy­brała potworne roz­miary. Gdy ustał ogień i kawa­le­ria roz­po­częła akcję, gwar­dia pol­ska nazy­wana guar­dia noble, oraz sławni Mame­lucy rzu­cili się z obna­żo­nymi sza­blami na lud28.

O ataku pol­skich szwo­le­że­rów na tłum m.in. nie­da­leko placu Gri­maldi, a także o zabi­ja­niu hisz­pań­skich rebe­lian­tów przez Pola­ków pisze także współ­cze­sny autor, Arturo Pérez-Reverte29:

Kapi­tan Gwar­dii Waloń­skiej Ale­xan­dro Coupi­gny, zupeł­nie bez­silny, widzi, jak cywile zostają zaata­ko­wani i ucie­kają przed pol­ską jazdą, która nad­je­chaw­szy od placu Gri­maldi, sie­cze ich sza­blami. […] Podobny przy­pa­dek miał miej­sce na ulicy Sacra­mento: nie­wielki oddział rezo­lut­nych mło­dzień­ców z uzbro­jo­nym w kara­bin księ­dzem don Cay­eta­nem Migu­elem Man­cho­nem na czele pró­buje prze­drzeć się do koszar arty­le­rii. Znie­nacka dopada ich oddział pol­skich szwo­le­że­rów, ostrze sza­bli roz­pła­tuje głowę kapłana, a jego ludzie natych­miast roz­bie­gają się prze­ra­żeni30.

Jedną z pierw­szych ofiar był też Polak, wach­mistrz szwo­le­że­rów, który wyszedł rano na ulicę, aby udać się do koszar31. Nato­miast pol­ski pamięt­ni­karz wspo­mi­nał:

Pierw­szy raz połą­czyły się oddziały nasze z War­szawy cząst­kowo wyszłe w Madry­cie, sta­no­wiące kom­pletne trzy szwa­drony bojowe i wię­cej. Miłym to było dla nas wido­kiem oglą­dać naszą linię po raz pierw­szy w szyku roz­wi­nię­tym, gdzie strój pol­ski i dobrane barwy naro­dowe nie tylko wzrok, ale i serca roz­we­se­lał, a tak Fran­cu­zom, jak i Hisz­pa­nom nie­po­spo­lity przed­sta­wiał widok32.

Czy jed­nak ten widok naprawdę cie­szył serca Hisz­pa­nów? Pol­ski histo­ryk Marian Kukiel nie ukrywa, że krwa­wego 2 maja szwo­le­że­ro­wie wzięli udział w uśmie­rza­niu roko­szu ludo­wego, przy czym ranny został szef pułku Kra­siń­ski; „ode­słano szwo­le­że­rów następ­nie, gdy roz­pa­lała się wojna, mar­szał­kowi Bessières, księ­ciu Istryi, wal­czą­cemu prze­ciw insur­gen­tom33.

Ale Polacy byli też po dru­giej stro­nie bary­kady. Jak pisze Zału­ski34, w puł­kach gwar­dii Walo­nów było nie­mało Pola­ków po naj­więk­szej czę­ści z wojsk cesar­sko-austriac­kich z nie­woli fran­cu­skiej do służby hisz­pań­skiej zwer­bo­wa­nych. O jed­nym z nich wspo­mina Pérez-Reverte, że przy­łą­czył się do powstań­ców wal­czą­cych z Fran­cu­zami 2 maja35. Według Józefa Zału­skiego wyglą­dało to tak:

Dnia tego z rana znaj­do­wa­łem się w kwa­te­rze puł­kow­nika Kra­siń­skiego, która była bli­sko pałacu kró­lew­skiego. Kiedy zajęci byli­śmy roz­mową, wsz­czął się hałas na ulicy, zaczęto bramy i okien­nice zamy­kać gwał­tow­nie, wszel­kie były oznaki, że się powsta­nie zaczyna. Puł­kow­nik kazał mi natych­miast udać się do koszar, kazał kul­ba­czyć i sia­dać na koń. Nie bez trudu i nie­bez­pie­czeń­stwa zdo­ła­łem prze­być tłumy ludu zbie­ra­ją­cego się przy pałacu kró­lew­skim i zdzie­ra­jące z gnie­wem pro­kla­ma­cje poprzy­le­piane Murata i rządu. Przy­byw­szy do klasz­toru sta­no­wią­cego nasze koszary, led­wie mi uwie­rzono, że się roz­po­czyna rewo­lu­cja. Atoli strzały, zrazu z daleka sły­szane, stwier­dziły moje pole­ce­nie. Jakoż wszyst­kie oddziały sto­jące w tych kosza­rach, gre­na­diery konne, dra­gony i my sie­dli­śmy na koń, uszy­ko­wa­li­śmy się w jedną linię na sze­ro­kiej ulicy two­rzą­cej jakoby dwo­rzec przed naszymi kosza­rami. Posłano oddział dla spro­wa­dze­nia puł­kow­nika Kra­siń­skiego i wkrótce przy­był książę Joachim Murat i sta­nął przed fron­tem naszej jazdy, a pie­cho­cie gwar­dii kazał oczysz­czać domy i dachy, z któ­rych do nas powstańce strze­lali, zaś strzelcy konni gwar­dii z mame­lu­kami, chcąc się prze­dzie­rać do nas i do księ­cia Murata, musieli już użyć natar­cia i pała­szów, gdzie się nie lada we znaki dali powstań­com. Pan Thiers, histo­ryk nawet przez niektó­rych ziom­ków naszych pochwa­łami okry­wany, jak zawsze, tak i tu w Madry­cie, igno­ruje byt­ność Pola­ków. Było nas jed­nak trzy kom­pletne szwa­drony i wię­cej, a patrole nasze, pro­wa­dzone przez ofi­ce­rów nieco już świa­do­mych języka hisz­pań­skiego, najwię­cej się przy­czy­niły douspo­ko­je­niamiesz­kań­ców. Zresztą powsta­nie to, w sam dzień roz­po­częte, przez kolumny wojsk wszyst­kimi bra­mami z arty­le­rią wkra­cza­jące w parę godzin zostało stłu­mione. Książę Murat jed­nak wywarł tu nie­wła­ściwą jemu sro­gość i kto tylko był z bro­nią w ręku jaką­kol­wiek ujęty – został roz­strze­lany. Prado mia­no­wi­cie było miej­scem tych egze­ku­cji, któ­rych suro­wość miała słu­żyć za postrach dla całej Hisz­pa­nii, ale zamiast tego skutku wywarła powszechne roz­ją­trze­nie. Od tego dnia fatal­nego oddział nasz, łącz­nie z gwar­dią kró­lew­ską guar­dia de cors, codzien­nie odby­wa­jąc patrole po całym Madry­cie, utrzy­my­wał jaką taką spo­koj­ność36.

Akcja pacy­fi­ka­cyjna trwała kilka godzin, ale więk­szość rebe­lian­tów nie chciała się pod­da­wać, więc ginęli na miej­scu. Innych, poj­ma­nych z bro­nią w ręku, roz­strze­li­wano od razu lub następ­nego dnia. Egze­ku­cje jed­nak trwały całą noc z 2 na 3 maja i uwiecz­nił je na słyn­nym obra­zie Goya. Malarz był przez cały czas w Madry­cie i przy­pa­try­wał się wyda­rze­niom z okna swo­jego domu usy­tu­owa­nego w cen­trum mia­sta. Pod koniec dnia Murat wydał nastę­pu­jący roz­kaz dzienny:

Lud Madrytu przy­stą­pił do powsta­nia i nie cof­nął się przed mor­der­stwem. Wiem, że porządni Hisz­pa­nie żało­wali, że doszło do zamie­szek. Choć daleki jestem do łącze­nia ich z tymi nędz­ni­kami, któ­rzy pałają jedy­nie rzą­dzą mordu i gra­bieży, to prze­cież prze­lano fran­cu­ską krew. W następ­stwie czego zarzą­dzam, co nastę­puje:

1. Gene­rał Gro­uchy zwoła tej nocy Try­bu­nał Woj­skowy. 2. Wszy­scy poj­mani w cza­sie zamie­szek bądź schwy­tani póź­niej z bro­nią w ręku zostaną roz­strze­lani. 3. Junta Rzą­dowa roz­broi miesz­kań­ców Madrytu. Każdy madryt­czyk, który po wej­ściu w życie tego roz­po­rzą­dze­nia zosta­nie zła­pany z bro­nią w ręku, zosta­nie roz­strze­lany. 4. Każdy dom, w któ­rym doj­dzie do zabój­stwa Fran­cuza, zosta­nie spa­lony. 5. Każde spo­tka­nie, w któ­rym uczest­ni­czyć będzie wię­cej niż osiem osób, uznane będzie za próbę wznie­ce­nia buntu i jako takie roz­pę­dzone z uży­ciem broni pal­nej. 6. Odpo­wie­dzial­ność za słu­żą­cych pono­szą ich pań­stwo, za cze­lad­ni­ków – maj­stro­wie, za dzieci – ojco­wie i matki, za mni­chów – prze­orzy klasz­to­rów37.

Wie­czo­rem Murat wysłał także raport do Napo­le­ona, oce­nia­jąc liczbę rebe­lian­tów na 20 tys. Wspo­mniał, że wielu z nich zgi­nęło, nie wcho­dząc jed­nak w szcze­góły. Pochwa­lił rolę gene­rała Emma­nu­ela de Gro­uchy’ego w stłu­mie­niu rebe­lii. Pod­kre­ślił, że nie­bez­pie­czeń­stwo zostało zaże­gnane, a on jest panem mia­sta. W innej rela­cji przy­znał jed­nak, że w wal­kach zgi­nęło 1200 rebe­lian­tów, a 200 zostało roz­strze­la­nych. Straty fran­cu­skie były sza­co­wane roz­ma­icie. Ofi­cjalne źró­dła poda­wały, że zgi­nęło tylko 25 Fran­cu­zów, a 45–50 odnio­sło rany. Praw­do­po­dob­nie pole­gło bądź zmarło potem od ran o wiele wię­cej fran­cu­skich i pol­skich żoł­nie­rzy. Można podej­rze­wać, że te straty z powo­dów pro­pa­gan­do­wych zostały następ­nie prze­nie­sione w sta­ty­sty­kach na pola bitew bądź też do reje­strów szpi­tal­nych. Po stłu­mie­niu rebe­lii Murat pisał do cesa­rza:

W rezul­ta­cie wyda­rzeń 2 maja odnie­śli­śmy decy­du­jący suk­ces. W tym dniu Książę Astu­rii stra­cił swoją koronę. Jego stron­nic­two jest cał­ko­wi­cie roz­bite i skłonne przejść na stronę zwy­cięz­ców. Wasza Wyso­kość może dys­po­no­wać koroną Hisz­pa­nii, nie oba­wia­jąc się, że spo­kój zosta­nie zakłó­cony. Każdy czeka już tylko z rezy­gna­cją na nowego króla, któ­rego Wasza Wyso­kość zechce wyzna­czyć38.

Rewolta 2 maja w Madry­cie ostu­dziła nadzieje tych wszyst­kich, któ­rzy sądzili, że Fran­cuzi poprą Fer­dy­nanda. Murat zoba­czył wtedy swoją histo­ryczną szansę na obję­cie hisz­pań­skiego tronu, lecz Napo­leon miał inne plany.

Tym­cza­sem w Bajon­nie odbyły się dra­ma­tyczne nego­cja­cje, w wyniku któ­rych obaj pre­ten­denci do hisz­pań­skiego tronu 5 maja zrze­kli się wszel­kich praw do rzą­dze­nia Hisz­pa­nią, cedu­jąc je na Napo­le­ona. Już samo to uspra­wie­dli­wia­łoby wszystko, co nastą­piło potem. Cesarz otrzy­mał hisz­pań­skie kró­le­stwo i zro­bił z nim, co chciał! No bo nie ma nic nie­mo­ral­nego w zastą­pie­niu jed­nego złego sys­temu przez inny, który na pewno nie będzie gor­szy. A Napo­leon twier­dził, że będzie lep­szy! Naprawdę wie­rzył w to, że uda mu się reani­mo­wać impe­rium hisz­pań­skie. I potrze­bo­wał praw­dzi­wego hisz­pań­skiego sojusz­nika w walce z Anglią.

O wszyst­kim oczy­wi­ście infor­mo­wał Józefa, pisząc list dato­wany na 6 maja i nie­jako wpro­wa­dza­jąc go w zagad­nie­nie, ale jesz­cze nie sta­wia­jąc kropki nad „i”, czyli nic nie mówiąc o koro­nie hisz­pań­skiej dla niego:

Król Karol sce­do­wał na mnie prawo do korony hisz­pań­skiej i jest teraz w dro­dze do Compiégne z Kró­lową i nie­któ­rymi swo­imi dziećmi. Kilka dni wcze­śniej abdy­ko­wał książę Astu­rii. Zwró­ci­łem wtedy koronę Karo­lowi. Wielki Książę Bergu został mia­no­wany Gene­ral­nym Lejt­nan­tem kró­le­stwa i Pre­zy­den­tem wszyst­kich władz. W Madry­cie miało miej­sce wiel­kie powsta­nie 2 maja; pomię­dzy 30 000 a 40 000 ludzi zabrało się na uli­cach i w domach i strze­lano do nas. Dwa bata­liony strzel­ców z mojej gwar­dii i 400 czy 500 kawa­le­rzy­stów przy­wró­ciło wro­gom roz­są­dek. Ponad 2000 cywi­lów zgi­nęło. W Madry­cie mia­łem wtedy 60 000 ludzi, któ­rzy nie byli w sta­nie temu zapo­biec. Sko­rzy­sta­li­śmy ze spo­sob­no­ści, aby roz­broić mia­sto39.

Karol IV, koń­cząc swoje pano­wa­nie, wydał 8 maja pro­kla­ma­cję, ogło­szoną następ­nie w Madry­cie:

Cedu­jemy nasze prawa do Hisz­pa­nii na rzecz naszego alianta i przy­ja­ciela cesa­rza Fran­cji, trak­ta­tem pod­pi­sa­nym i raty­fi­ko­wa­nym, zapew­nia­ją­cym inte­gral­ność i suwe­ren­ność Hisz­pa­nii, zacho­wa­nie naszej świę­tej reli­gii nie tylko jako domi­nu­ją­cej, lecz jako jedy­nie tole­ro­wa­nej w Hisz­pa­nii40.

Napo­leon nie miał zamiaru oso­bi­ście przy­jąć korony i, jak wspo­mi­na­li­śmy wcze­śniej, zasta­na­wiał się, kogo nią uszczę­śli­wić… W Madry­cie powi­nien jed­nak pano­wać Bona­parte, na co zresztą wyraź­nie wska­zy­wał akt abdy­ka­cyjny Karola IV; czyli Murat, który miał tak wiel­kie nadzieje na koronę, odpa­dał… Napo­leon osta­tecz­nie zde­cy­do­wał 11 maja 1808 roku, że koronę dosta­nie Józef! Wygląda na to, że wcale nie kon­sul­to­wał tego z bra­tem – po pro­stu zako­mu­ni­ko­wał mu swoją decy­zję:

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

J. Tulard, Napo­leon – mit zbawcy, War­szawa 2003, s. 328. [wróć]

E. Tarle, Napo­leon, War­szawa 1957, s. 239. [wróć]

Karol IV Bur­bon (1748–1819) – król Hisz­pa­nii w latach 1788–1808. Syn króla Hisz­pa­nii, Neapolu i Sycy­lii Karola III Bur­bona i Marii Ama­lii Wet­tyn, córki elek­tora saskiego i króla Pol­ski Augu­sta III Sasa oraz Marii Józefy Habs­burg (córki cesa­rza Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego Narodu Nie­miec­kiego, króla Czech i Węgier ), ojciec Fer­dy­nanda VII Bur­bona. Zasia­dał na tro­nie Hisz­pa­nii od roku do abdy­ka­cji roku. [wróć]

J. Orieux, Tal­ley­rand, czyli nie­zro­zu­miały sfinks, War­szawa 1989, s. 411. [wróć]

A. Cau­la­in­co­urt, Wspo­mnie­nia z wyprawy na Moskwę 1812 r., Gdańsk 2006, s. 370. [wróć]

O kam­pa­nii por­tu­gal­skiej piszę w książ­kach: Hisz­pań­ska wojna Napo­le­ona i Tor­res Vedras 1809–1810.[wróć]

Zobacz u Thiersa roz­dział „Aran­juez”. [wróć]

T. Gusta­fs­son, Spa­nien – en färd genom histo­ria, Stoc­kholm 2009, s. 309. [wróć]

A. Thiers, History of the Con­su­late and the Empire in France, Lon­don 1849, v. 8, s. 205. [wróć]

A. Cau­la­in­co­urt, op. cit., s. 76. [wróć]

Tal­ley­rand twier­dził potem, że pod­su­nął Napo­le­onowi taki pomysł, aby przy­spie­szyć jego upa­dek. [wróć]

Dezy­dery Adam Chła­pow­ski (1788–1879), od 1808 roku ofi­cer ordy­nan­sowy Napo­le­ona, baron cesar­stwa. Odstą­pił od Napo­le­ona w 1813 roku roz­cza­ro­wany jego poli­tyką w sto­sunku do Pol­ski. Pre­kur­sor pracy orga­nicz­nej w Pol­sce. [wróć]

D. Chła­pow­ski, Pamięt­niki, cz. 1, Wojny napo­le­oń­skie 1806–1813, Poznań 1899, s. 37. [wróć]

A. Man­fred, Napo­leon Bona­parte, s. 606. [wróć]

Ibi­dem, s. 606. [wróć]

B. Pérez Gal­dós, Sara­gossa, War­szawa 1955, s. 5. [wróć]

C. Oman, A History of the Penin­su­lar War, v. I–VII, Oxford 1902–1930, s. 400. [wróć]

A. Hil­lard Atte­ridge, Joachim Murat, Mar­shal of France and King of Naples, New York 1911, s. 176. [wróć]

A. Hil­lard Atte­ridge, op. cit., s. 178. [wróć]

Ibi­dem, s. 175. [wróć]

Gene­rał Fran­ci­sco Solano, mar­kiz del Socorro y Solana, guber­na­tor Kadyksu, zabity 28 maja 1808 roku. [wróć]

A. Thiers, op. cit., v. 8, s. 273. [wróć]

Pedro Alcántara Álvarez de Toledo, książę Infan­tado (1768–1841), mia­no­wany przez Fer­dy­nanda w Aran­juez El Pre­si­dente o Gober­na­dor del Con­sejo Real y Supremo de Castilla. W grud­niu 1808 roku Napo­leon roz­wią­zał Radę Kasty­lii i aresz­to­wał jej człon­ków. [wróć]

J.Tulard, Napo­leon – mit zbawcy, War­szawa 2003, s. 366. [wróć]

To pierw­sza wzmianka, wska­zu­jąca na Józefa jako kan­dy­data do korony hisz­pań­skiej. [wróć]

The con­fi­den­tial cor­re­spon­dence of Napo­leon Bona­parte with his bro­ther Joseph, New York 1856, v. 1, s. 319. [wróć]

A. Pérez-Reverte, Dzień gniewu, War­szawa 2009, s 125. [wróć]

B. Pérez Gal­dós, Marzec i maj (w zbio­rze Sara­gossa), War­szawa 1955, s. 164. [wróć]

Lite­racką wer­sję wyda­rzeń znaj­dziemy w książce Artura Péreza-Reverte Dzień gniewu. Autor opie­rał się na ory­gi­nal­nych doku­men­tach i wszyst­kie opi­sy­wane zda­rze­nia miały miej­sce w rze­czy­wi­sto­ści. Pérez–Reverte to współ­cze­sny pisarz hisz­pań­ski, który stara się iść śla­dami Gal­dósa, opi­su­jąc wybrane epi­zody z okresu napo­le­oń­skiego – przy­kłady to: Tra­fal­gar, Huzar, Dzień gniewu i Oblę­że­nie. [wróć]

A. Pérez-Reverte, op. cit., s. 84 i 102. [wróć]

Ibi­dem, s.70. [wróć]

J. Zału­ski, Wspo­mnie­nia, Kra­ków 1976, s. 111. [wróć]

M. Kukiel, Dzieje oręża pol­skiego w epoce napo­le­oń­skiej, Poznań 1912, s. 205. [wróć]

J. Zału­ski, op. cit., s. 111. [wróć]

A. Pérez-Reverte, op. cit., s. 88. [wróć]

J. Zału­ski, op. cit., s. 115. [wróć]

A. Pérez-Reverte, op. cit., s. 300. [wróć]

A. Hil­lard Atte­ridge, op. cit., s. 194. [wróć]

The con­fi­den­tial cor­re­spon­dence…, v. 1, s. 320. [wróć]

J.S.C. Abbot, History of Joseph Bona­parte, New York 1869, s. 205. [wróć]