9,99 zł
Uciekając przed natrętnym sponsorem, Jaci Brookes-Lyon rzuca się na szyję producentowi filmowemu, Ryanowi Jacksonowi. Ryan z przyjemnością odwzajemnia pocałunek pięknej nieznajomej. Nie wie, że to jego nowa podwładna, autorka scenariusza. Przed bogatym sponsorem muszą grać rolę zakochanej pary. Wkrótce granica między grą a rzeczywistością się zaciera…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 160
Tłumaczenie:
Jaci Brookes-Lyon przeszła przez urządzone w stylu art deco lobby hotelu Forrester-Grantham do wind, przy których stały liczące niemal sto lat rzeźby tancerzy. Zatrzymawszy się przy jednej z nich, pogładziła gładkie chłodne ramię.
Wzdychając cicho, spojrzała na swoje odbicie w lśniących drzwiach windy. Ciemnooka blondynka o krótkich, modnie przyciętych włosach, z perfekcyjnie wykonanym makijażem, ubrana w elegancką sukienkę koktajlową oraz szpilki. Doskonale.
Najważniejsza była maska. Dzięki niej wyglądała na lepszą, silniejszą wersję siebie. Właśnie taka chciała być – odważna i przebojowa. Nowojorska Jaci wiedziała, dokąd zmierza i co ma zrobić, by osiągnąć cel. Szkoda, że ten obraz nie był prawdziwy.
Wysiadając z kabiny, wzięła głęboki oddech. Raz kozie śmierć! Przywołując uśmiech na twarz, wkroczyła do sali pełnej kobiet i mężczyzn w strojach od znanych projektantów. Gdzieś tu powinni być jej nowi znajomi ze Starfish, Wes i Shona, z którymi siedziała przy jednym stole podczas długiej ceremonii wręczania nagród i którzy obiecali dotrzymać jej towarzystwa na jej pierwszym w życiu branżowym after-party. Musi ich tylko odnaleźć, a na razie udawać, że się świetnie bawi.
Boże kochany, czy to Candice Bloom, kilkukrotna zdobywczyni nagrody dla najlepszej aktorki? W rzeczywistości wyglądała starzej niż na zdjęciach.
Jaci wzięła kieliszek szampana z tacy przechodzącego kelnera, wypiła łyk i rozglądając się, stanęła pod ścianą. Jeśli nie znajdzie znajomych w ciągu dwudziestu minut, wyjdzie. Latami podpierała ściany na przyjęciach wydawanych przez rodziców i nie zamierzała tego znów robić.
– Ten pierścionek to znakomity przykład sztuki georgiańskiej…
Odwróciła się w stronę głosu i popatrzyła w oczy stojącego obok mężczyzny. W lśniącym zielonym smokingu wyglądał jak żaba. Rzadkie tłuste włosy zaczesane do tyłu i zebrane w kucyk, kępka włosów pod dolną wargą…
Jaci wzdrygnęła się; zawsze przyciągała ohydne oślizgłe typy. Ropuch podniósł do oczu jej dłoń.
– Tak jak myślałem. Ametyst, zachwycający owal, szlif fasetowy, barwa fioletowa, odcień nasycony. I dwa brylanty, stare, z połowy osiemnastego wieku.
Wyszarpnęła rękę. Z trudem się powstrzymała, by nie wytrzeć jej o suknię.
– Skąd go masz, ten pierścionek?
Zauważyła obrzydliwe żółte zęby.
– Pamiątka rodzinna – odparła. Była zbyt dobrze wychowana, żeby po prostu odejść.
– O, Angielka? Uwielbiam angielski akcent.
– Tak, Angielka.
– Kupiłem niedawno posiadłość w Arlingham, na wzgórzach Cotswolds. Może znasz tę okolicę?
Owszem, znała, ale bała się, że jeśli się przyzna, to nigdy się faceta nie pozbędzie.
– Nie, niestety. Przepraszam, muszę…
– Mam piękny wisior z żółtym brylantem, który wspaniale prezentowałby się na twoim dekolcie. Wyobrażam sobie ciebie w nim i złotych szpilkach. – Wstręciuch oblizał się.
Chryste! Czy to naprawdę działa na kobiety? Wzdrygając się, strąciła rękę, która znalazła się na jej biodrze.
Chciałaby dać upust emocjom, powiedzieć facetowi, żeby się odczepił. Dzieci z domu Brookes-Lyonów potrafiły robić to w kulturalny i dystyngowany sposób, to znaczy Neil i Meredith potrafili, ale nie ona. Ona zwykle stała z rozdziawionymi ustami. Psiakrew!
– Uprzedzam: jeśli odejdziesz, pójdę za tobą.
W dodatku Ropuch czytał w jej myślach!
– Naprawdę nie jestem zainteresowana – mruknęła.
– Jeszcze ci nie powiedziałem, że zamierzam sfinansować produkcję filmową, że mam zamek w Niemczech oraz zwycięzcę Kentucky Derby.
A ja ci nie powiedziałam, że dorastałam w siedemnastowiecznym majątku ziemskim, który należy do mojej rodziny od czterystu lat, że moja mama jest spokrewniona z królową brytyjską, a ja z większością rodzin królewskich w Europie, więc ty, stary, nie masz u mnie szansy. Ale dam ci dobrą radę: wydaj część tych swoich milionów na porządny garnitur, dobry szampon do włosów i dentystę.
– Pan wybaczy. – Obeszła faceta i gratulując sobie w duchu, skierowała się ku drzwiom.
Zbliżała się do windy, kiedy usłyszała nosowy głos Ropucha krzyczącego do pary starszych ludzi, by zeszli mu z drogi. Cholera! Zerknęła na wyświetlające się numery pięter. Tylko tego brakuje, żeby utknęła w kabinie z tym okropnym typem. Po lewej ręce spostrzegła napis „Wyjście ewakuacyjne”. Skręciła. Zbiegnie na dół schodami; chyba nie będzie jej gonił?
– Moja limuzyna czeka przed hotelem.
Podskoczyła i przyciskając rękę do serca, odwróciła się. Ropuch rozciągnął usta w drapieżnym uśmiechu, w jego oczach płonął dziki blask.
Korytarz był pusty. Najbezpieczniej byłoby wrócić do sali balowej. Nagle rozsunęły się drzwi windy. Wysoki atrakcyjny mężczyzna o jasnych oczach, ciemnych brwiach i trzydniowym zaroście skierował się do sali, w której odbywało się przyjęcie. Z profilu wydał się Jaci znajomy. Czyżby Ryan, kumpel Neila?
Tak, to był mężczyzna, którego kiedyś znała. Dziś był jeszcze bardziej przystojny, pewny siebie, władczy. Poczuła ucisk w trzewiach, w gardle jej zaschło, po plecach przebiegł dreszcz.
Ryan nawet jej nie zauważył. Niedobrze! Dopiero gdy go zawołała, przystanął i obejrzał się.
– Limuzyna. Czeka.
Jaci zamrugała. Ależ Ropuch był uparty. Najwyraźniej chciał ją widzieć nagą, w łóżku, z wisiorem na szyi i w złotych szpilkach na nogach. A ona wolałaby przepłynąć kanał La Manche! Przeniosła wzrok na Ryana i nagle wpadła na pomysł, jak się uwolnić od żółtozębnego typa.
– Ryan, kochanie!
Stukając obcasami o marmurową posadzkę, podeszła do Ryana i zarzuciła mu ręce na szyję. Widziała zdumienie w jego oczach, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, przytknęła usta do jego warg.
Jego palce zacisnęły się na jej biodrach, jej palce musnęły jego szyję. Po chwili przerwał pocałunek i odchyliwszy głowę, popatrzył Jaci w oczy. Nie potrafiła rozszyfrować jego spojrzenia. Bała się, że ją odepchnie, spyta, czy oszalała, on jednak przytulił ją mocniej i znów pocałował. Jej piersi wpijały się w jego tors, biodra ocierały się o biodra i wtem na wysokości brzucha poczuła twardość.
Pocałunek trwał sekundy, minuty, miesiące, może lata. Nie miała pojęcia. Kiedy Ryan wreszcie oderwał od niej usta, oparła czoło o jego obojczyk, usiłując oprzytomnieć. Po raz pierwszy w życiu czuła się tak, jakby znalazła się poza czasem, w innym świecie, w innej przestrzeni. Jakby doświadczyła odmiennego stanu świadomości.
– Leroy, miło cię widzieć – usłyszała. – Miałem nadzieję, że się spotkamy.
– Witaj, Ryan.
Jaci uniosła głowę. Nie mogła tak tkwić w nieskończoność. Zdziwiło ją jednak, że Ryan jej nie puszcza.
– Poznałeś już moją dziewczynę?
Zmrużywszy oczy, Jaci przyjrzała mu się badawczo. Dziewczynę? A niech to! Nawet nie pamiętał jej imienia! Zresztą co tam imię, nie pamiętał jej, Jaci!
Ropuch wyciągnął z kieszeni cygaro.
– To wy jesteście… no, razem?
Często, dla dodania sobie odwagi, Jaci zakładała różne maski, ale nie miała takiej, która czyniła ją niewidoczną. A oni tak rozmawiali, jakby jej nie było. Otworzyła usta, by wyrazić oburzenie, ale kiedy Ryan uszczypnął ją w bok, szybko je zamknęła.
– Owszem, jesteśmy razem. Nie widzieliśmy się parę tygodni, bo jak wiesz, byłem na zachodnim wybrzeżu.
Kilka tygodni, kilka lat… kto by liczył?
– Wydawało mi się, że ona wychodzi.
– Mieliśmy się spotkać na dole w holu. – Ryan potarł brodą o czubek jej głowy. – Najwyraźniej, kotku, nie odebrałaś mojego esemesa, że jadę na górę.
Kotku? Tak, Ryan nie miał pojęcia, kim ona jest, ale kłamał ładnie i przekonująco.
– Nie stójmy tu. Wróćmy na przyjęcie.
Leroy potrząsnął głową.
– Jadę do domu.
Jaci odetchnęła z ulgą. Ryan, nadal obejmując ją w talii, wyciągnął rękę.
– Musimy się spotkać i wreszcie sfinalizować nasz projekt – oznajmił.
Ignorując jego dłoń, Leroy powiódł spojrzeniem po Jaci.
– Jeszcze się waham.
Projekt? Ryana łączą z Leroyem jakieś interesy? Oczywiście nie wiedziała, czym się Ropuch zajmuje. Zerknęła niepewnie na „swojego” faceta. Nic nie wyczytała z jego miny, podejrzewała jednak, że wszystko się w nim gotuje.
– Wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia – odparł Ryan niemal znudzonym tonem.
Na twarzy Leroya pojawił się wredny uśmiech.
– Nie jestem pewien, czy chcę przekazać tak dużą sumę pieniędzy człowiekowi, o którym tak niewiele wiem. Nie wiedziałem na przykład, że masz dziewczynę.
– Nie sądziłem, że nasza relacja zawodowa wymaga takiego stopnia zażyłości.
– Chcesz, żebym zainwestował kupę kasy. A ja potrzebuję gwarancji, że wiesz, co robisz.
– Lista moich dokonań mówi sama za siebie.
Jaci patrzyła skonsternowana to na jednego, to na drugiego.
– Słuchaj, to ja trzymam ster. Jak mówię „skacz”, ludzie pytają „jak wysoko”. Rozumiemy się?
Jaci wstrzymała oddech, na szczęście Ryan nie dał się sprowokować. Uważał Leroya za nikczemnika, któremu najchętniej wybiłby kilka zębów, a wiedziała to, bo tak mocno ścisnął ją za rękę, że straciła w niej czucie.
– Nie kłóćmy się, Ryan. Prosisz o sporą sumę, a ja muszę mieć pewność, że ją dobrze wydasz. Dlatego chciałbym spędzić więcej czasu z tobą i… – rozebrał Jaci wzrokiem – twoją śliczną partnerką. Chciałbym też poznać kilka kluczowych osób z twojej firmy. – Przesunął językiem cygaro z jednej strony ust na drugą. – Moi ludzie się z tobą skontaktują.
Wcisnął paluchem przycisk windy. Kiedy drzwi się rozsunęły, wsiadł do kabiny, po czym posłał Jaci i Ryanowi wzgardliwy uśmiech.
– Do zobaczenia wkrótce.
Usiłując oswobodzić rękę, Jaci spojrzała na Ryana. Ledwo hamując wściekłość, patrzył na numery pięter.
– Cholera – mruknął. – Co za manipulant.
Jaci cofnęła się i odgarnęła grzywkę z oczu.
– Dziwne jest takie spotkanie po latach, ale… chyba rozumiesz, że nie mogę?
– Co? Być moją dziewczyną? Wiem. Nic by z tego nie wyszło.
Jasne, pomyślała. Musiałby wtedy spytać, kim ona jest. Poza tym wiedziała od Neila, że Ryan umawia się wyłącznie z modelkami, aktorkami i tancerkami. A ona nie była ani modelką, ani aktorką, ani tancerką. Jednak sądząc po jego podnieceniu, kiedy ją całował, całkiem mu się podobała.
– Poczuł się urażony, że go odtrąciłaś. Za dzień czy dwa mu przejdzie, a ja mu powiem, że się pokłóciliśmy i zerwaliśmy.
Wszystko już obmyślił. Brawo.
– Zrobisz, jak uważasz – odrzekła. – Do widzenia.
Przeczesał włosy.
– Odczekaj dziesięć minut – poradził jej. – Potem zjedź drugą windą na końcu korytarza.
Dlaczego zakładał, że ona zamierza wyjść? Może chce wrócić na przyjęcie? Dupek, który nawet nie pamięta jej imienia!
– Jeszcze nie wychodzę.
W jego oczach zobaczyła błysk zdziwienia. Może jest mu głupio, że jej nie kojarzy i dlatego chce się jej pozbyć?
– Kto by pomyślał, że się spotkamy w takich okolicznościach? – dodała.
Ściągnął z namysłem brwi.
– Powinniśmy się umówić na kawę, pogadać o dawnych czasach.
Uśmiechnęła się z pobłażaniem.
– Po co, kotku? Przecież nawet nie wiesz, kim jestem.
– Dobra, przyznaję, nie wiem. Wyglądasz znajomo, ale…
– Prędzej czy później sam na to wpadniesz.
Odchodząc, usłyszała ciche przekleństwo. Ciekawa była, czy skojarzy ją z tą nastolatką, która wodziła za nim maślanym wzrokiem. Pewnie nie. Maska doskonale ją kryła. Ale gdyby skojarzył… oj, tak, wtedy chciałaby zobaczyć jego minę.
– Może jeszcze jeden pocałunek? Dla odświeżenia mojej pamięci? – zawołał, kiedy zbliżała się do sali balowej.
Odwróciła się powoli i przechyliła głowę, jakby się zastanawiała.
– Jeszcze jeden? Hm, jednak nie.
O Chryste, ale ją kusiło!
Tytuł oryginału: Taking the Boss to Bed
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2015
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2015 by Joss Wood
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-2477-2
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.