Sekrety mentalisty. Techniki skutecznej komunikacji. Jak przyciągnąć do siebie innych i zostać rozmówcą doskonałym - Henrik Fexeus - ebook

Sekrety mentalisty. Techniki skutecznej komunikacji. Jak przyciągnąć do siebie innych i zostać rozmówcą doskonałym ebook

Fexeus Henrik

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Rozwiń w sobie wyjątkową, społeczną superkompetencję i zmień swoje życie na lepsze

Henrik Fexeus od lat uczy, jak korzystać z mowy ciała, technik psychologicznych i komunikacji niewerbalnej, aby być lepiej rozumianym, budować relacje i wpływać na innych.

W książce Sekrety mentalisty idzie jednak o krok dalej. Uczy jak zdobyć społeczną kompetencję dotychczas dostępną nielicznym. Ludzie posiadający wyczucie społeczne wyróżniają się niezwykłą wrażliwością i empatią. Często zostają liderami, szybciej awansują i w krótkim czasie potrafią nawiązać głębokie relacje z innymi. Są prawdziwymi mistrzami w rozwiązywaniu konfliktów i przewodzeniu ludziom. Ludzie lgną do nich - wnoszą bowiem do ich życia sens i wartość. Henrik Fexeus wyjaśnia, jak rozwinąć tę wyjątkową, społeczną superkompetencję. Techniki opisane w Sekretach mentalisty są nie tylko bardzo przydatne, ale wręcz niezbędne, by prowadzić satysfakcjonujące życie. Nasze umiejętności społeczne i empatia gwałtownie maleją. Nigdy wcześniej nie dochodziło do tak wielu nieporozumień między ludźmi. Tymczasem badania pokazują, że jedynym, co tak naprawdę daje szczęście, są dobre relacje z innymi. Dzięki technikom zawartym w Sekretach mentalisty zyskasz narzędzia do wzmocnienia swoich umiejętności społecznych, a także sprawisz, że twoje życie, będzie takie, jakie chcesz. Henrik Fexeus wyjaśnia wszystko w sposób praktyczny i zrozumiały, w lekkim, humorystycznym stylu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 338

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



1

PODAJEMY RĘKĘ

Doty­kam two­ich pal­ców

Tu wszystko się zaczyna

Wie­dza. Czuję, jak mnie wypeł­nia! Nie­źle!

Gir, Inva­der Zim

Wasza przy­szłość będzie taka, jaką sobie stwo­rzy­cie. Posta­raj­cie się więc, by była dobra.

Dok­tor Emmett Brown, Powrót do przy­szło­ści III

Bar­dzo się cie­szę, że posta­no­wi­łeś otwo­rzyć tę książkę. Przyda ci się. Bar­dziej, niż sądzisz. Nawet jeśli jesteś naprawdę bystry. Napi­sa­łem wiele ksią­żek na temat komu­ni­ka­cji i zja­wisk zacho­dzą­cych w naszych gło­wach. Te książki powstały, bo temat mnie inte­re­so­wał, ale też chcia­łem, by wię­cej osób nauczyło się lepiej komu­ni­ko­wać i poznało sie­bie. Kie­dyś na swo­ich wykła­dach mówi­łem słu­cha­czom, że na naukę komu­ni­ka­cji powinni poświę­cać nie­ogra­ni­czony czas, bo gorzej być nie może. Ważne, by po pro­stu to robić.

Myli­łem się jed­nak. Nasz czas nie jest nie­ogra­ni­czony. Wręcz prze­ciw­nie – więc musimy się spie­szyć. Naj­śwież­sze bada­nia ujaw­niły dwa fakty. Po pierw­sze to, że nie­wer­balna, nie­uświa­do­miona część komu­ni­ka­cji mię­dzy­ludz­kiej jest waż­niej­sza, niż dotych­czas przy­pusz­cza­li­śmy. Jak wyka­zano, ma to klu­czowe zna­cze­nie w pozor­nie nie­zwią­za­nych ze sobą dzie­dzi­nach, na przy­kład przy podej­mo­wa­niu wła­ści­wych decy­zji inwe­sty­cyj­nych czy usta­la­niu wyso­ko­ści zacią­ga­nego kre­dytu. Po dru­gie: ni­gdy nie byli­śmy tak słabi w komu­ni­ka­cji jak teraz. A do tego ta umie­jęt­ność zanika w zastra­sza­ją­cym tem­pie. Współ­cze­sny świat spra­wia, że coraz gorzej rozu­miemy naszych bliź­nich i wyka­zu­jemy w sto­sunku do nich mniej empa­tii. W świe­cie, w któ­rym uchodźcy na łodziach nie są już mate­ria­łem na pierw­szą stronę gazety, lecz ele­men­tem codzien­no­ści, przez gra­nice ucie­kają miliony ludzi, zawa­lają się gospo­darki całych państw, kli­mat poli­tyczny stoi pod zna­kiem wiel­kiego nie­po­koju o przy­szłość, a poglądy, któ­rym daleko do huma­ni­tar­nych, gene­rują ogromne zyski, brak wystar­cza­ją­cego zro­zu­mie­nia innych może mieć kata­stro­falne skutki.

Nie musisz dzia­łać na pozio­mie glo­bal­nym, by je odczuć. Ist­nieje duże praw­do­po­do­bień­stwo, że sam rów­nież ucier­pia­łeś. Podej­rze­wam, że cza­sem się dener­wu­jesz na kole­gów z pracy, czu­jesz, że nawet w związku nie jesteś tak rozu­miany, jak byś chciał, a wolny czas upływa ci na oglą­da­niu seriali albo leni­wym sur­fo­wa­niu po sieci. Dawno nie nale­ża­łeś do żad­nego klubu czy sto­wa­rzy­sze­nia i rzadko masz czas na spo­tka­nia z przy­ja­ciółmi. Kiedy ludzie pytają, co sły­chać, odpo­wia­dasz, że wszystko dobrze, choć tak naprawdę masz na myśli tylko udany ostatni pro­jekt w pracy albo to, że przy­naj­mniej nie jesteś chory. W środku czu­jesz jed­nak dokucz­liwą fru­stra­cję i nie wiesz, jak się jej pozbyć. Nie­dawno byłeś zdo­ło­wany. Ale nikomu o tym nie powiesz. Ludzie i tak by nie zro­zu­mieli.

Jeśli przy­naj­mniej jedna trze­cia powyż­szych stwier­dzeń odnosi się do cie­bie, gra­tu­luję. Nale­żysz do fan­ta­stycz­nej grupy jed­no­stek, które nazy­wamy współ­cze­snymi ludźmi. Dzie­lisz te odczu­cia z dużą czę­ścią ludz­ko­ści.

Tak dalej być nie może. Mam plan – poradźmy coś na to wspól­nie.

Obietnica

W tej książce spró­buję wyja­śnić, z czego wynika zapaść komu­ni­ka­cyjna, i dać ci narzę­dzia do prze­ciw­dzia­ła­nia jej. Ale to nie wszystko. Chcę ci prze­ka­zać jak naj­peł­niej­szy obraz spo­łecz­nej wraż­li­wo­ści1. Rozu­miem przez to umie­jęt­ność poru­sza­nia się w śro­do­wi­sku spo­łecz­nym w spo­sób, który będzie korzystny dla wszyst­kich, a jed­no­cze­śnie przy­bliży cię do reali­za­cji two­ich celów, przy oka­zji wspie­ra­jąc i wzmac­nia­jąc rela­cje z innymi. Nie wiem, w któ­rym punk­cie drogi do kom­pe­ten­cji spo­łecz­nych się znaj­du­jesz, więc zacznę od początku – spoj­rze­nia, w jaki spo­sób nawią­zu­jesz kon­takt z innymi (i jak odczy­tu­jesz, czy chcą kon­taktu). Spraw­dzę też, czy na pewno ni­gdy nie potrze­bu­jesz gadki o byle czym i zawsze możesz roz­ma­wiać na ważny temat. Potem zba­damy, w jaki spo­sób naprawdę słu­chasz, by stwo­rzyć uni­kalną więź z roz­mówcą. Ten temat jest oma­wiany w wielu porad­ni­kach, ale czę­sto błęd­nie. Potem nauczysz się, jak spra­wić, by to inni słu­chali cie­bie, gdy masz coś waż­nego do powie­dze­nia albo chcesz coś zmie­nić. Zaj­rzymy rów­nież do two­jego wnę­trza, bo ważna prze­szkoda na dro­dze do kom­pe­ten­cji komu­ni­ka­cyj­nych znaj­duje się w mózgu. Zmie­nimy, co trzeba. Wresz­cie zagłę­bimy się w stra­te­giach i tech­ni­kach zapo­bie­ga­nia sytu­acjom kon­flik­to­wym, a jeśli to nie­moż­liwe, pokażę, w jaki spo­sób postę­po­wać, by wszy­scy wycho­dzili z nich jako zwy­cięzcy, zamiast ze zło­ścią i bez roz­wią­za­nia.

Nie nauczysz się za to, jak mach­nąć ręką i powie­dzieć: to nie są dro­idy, któ­rych szu­ka­cie, by ste­ro­wać czy­jąś wolą, ale uwa­żam, że ten tre­ning zbliży cię do mistrza Jedi tak bar­dzo, jak to moż­liwe, bez pozwu od Disneya. A jeśli ta meta­fora na cie­bie nie działa, potrak­tuj tę książkę jako narzę­dzie do pora­dze­nia sobie w każ­dej sytu­acji spo­łecz­nej, od roz­mowy na impre­zie po poważny kon­flikt. Krótko mówiąc, osią­gniesz dosko­na­łość spo­łeczną.

Zacznijmy jed­nak od tego, co odróż­nia ludzi od zwie­rząt.

Sztuka (braku) zrozumienia innych

My, ludzie, mamy w sobie coś wyjąt­ko­wego. Jeste­śmy zara­zem indy­wi­du­ali­stami i isto­tami spo­łecz­nymi. Każdy z nas jest racjo­nalny, potrafi oce­niać sytu­acje i podej­mo­wać decy­zje. Jed­no­cze­śnie jeste­śmy emo­cjo­nalni i umiemy nawią­zy­wać głę­bo­kie więzi z innymi. Douglas Adams się mylił – świata nie pod­biły ani myszy, ani del­finy. Nie zro­biły tego rów­nież Czer­wone Lek­tro­idy, choć nie­po­rad­nie pró­bo­wały w fil­mie Przy­gody Buc­ka­roo Ban­zai. Przez ósmy wymiar. To my, ludzie, zło­ży­li­śmy sobie świat u stóp. Nie z powodu świet­nych zdol­no­ści budo­wa­nia pry­mi­tyw­nych narzę­dzi z kamieni i paty­ków. I nie dla­tego, że potra­fimy unieść dwa kciuki w górę. Powo­dem, dla któ­rego dziś uwa­żamy się za wła­ści­cieli całej pla­nety, jest nasza umie­jęt­ność rozu­mie­nia, co myślą inni.

Oczy­wi­ście, wiele zwie­rząt też to potrafi. Naj­śwież­sze bada­nia wyka­zały, że nawet myszy mają pew­nego rodzaju samo­świa­do­mość. Od tego już nie­da­leko do zbu­do­wa­nia opi­nii o innych. Co nie jest zaska­ku­jące, zwie­rzę­tami naj­bliż­szymi nam pod wzglę­dem zro­zu­mie­nia toku myśle­nia swo­ich towa­rzy­szy są ssaki naczelne. Jed­nak nawet nad nimi mamy dużą prze­wagę. Już jako małe dzieci zosta­wiamy je w tyle. W testach na orien­ta­cję w tere­nie dwu­latki uzy­skują takie same wyniki jak doro­słe szym­pansy. Małpy te są rów­nie dobre w roz­po­zna­wa­niu, dokąd ktoś prze­niósł jedze­nie, jakie narzę­dzia są potrzebne do danego zada­nia i tak dalej. Jed­nak kiedy trzeba zro­zu­mieć myśle­nie kogoś innego, dzieci radzą sobie o wiele lepiej. W kon­ku­ren­cji pole­ga­ją­cej na podą­ża­niu za czy­imś spoj­rze­niem, by zro­zu­mieć, gdzie scho­wał poży­wie­nie, ludzie dekla­sują swo­ich bar­dziej wło­cha­tych kuzy­nów. Pod­czas bada­nia, które prze­pro­wa­dzili Esther Her­r­mann i jej współ­pra­cow­nicy z Insty­tutu Antro­po­lo­gii Ewo­lu­cyj­nej im. Maxa Plancka w Lip­sku, dwu­latki roz­wią­zały sie­dem­dzie­siąt cztery pro­cent zadań, a szym­pansy zale­d­wie trzy­dzie­ści sześć. A prze­cież w odróż­nie­niu od dzieci miały już całe życie na naukę.

Tym, co odróż­nia nas od zwie­rząt i daje wręcz nie­spra­wie­dliwą prze­wagę nad nimi, jest więc nie samo zro­zu­mie­nie spo­sobu myśle­nia innych, lecz jego bar­dzo zaawan­so­wany poziom. Albo, jak sfor­mu­ło­wała to Her­r­mann, wła­ściwe naszemu gatun­kowi umie­jęt­no­ści kul­tu­rowe. To wła­śnie jest pod­stawa funk­cjo­no­wa­nia spo­łecz­nego. Umie­jęt­ność zro­zu­mie­nia innych spra­wia, że możemy pły­nąć przez życie, omi­ja­jąc po dro­dze wiele raf.

Intu­icyj­nie czu­jesz, że to prawda.

Raczej nie unie­siesz ze zdzi­wie­niem brwi, kiedy ci powiem, że ludzie z dobrze roz­wi­nię­tymi kom­pe­ten­cjami spo­łecz­nymi mają też bliż­szych przy­ja­ciół, bar­dziej owocne rela­cje, żyją w lep­szych mał­żeń­stwach i są ogól­nie szczę­śliwsi. Ta umie­jęt­ność wpływa na całe ich życie. Lider jest lep­szy, kiedy wie, w jakim stop­niu zostały zro­zu­miane jego pole­ce­nia. Szef potrafi zmo­ty­wo­wać pra­cow­ni­ków, tylko jeśli zna ich potrzeby. A sprze­dawcy nie sprze­da­dzą niczego, jeśli nie będą rozu­mieli, czego chcą klienci.

Ta umie­jęt­ność ma tylko jedną słabą stronę: kiep­sko z niej korzy­stasz. Nie zro­zum mnie źle: to, co teraz robisz, z pew­no­ścią się spraw­dzało w twoim przy­padku, ale ozna­cza to tylko tyle, że zna­la­złeś naj­niż­szy dzia­ła­jący poziom. A tym­cza­sem możesz i powi­nie­neś być znacz­nie lep­szy.

Rozu­miem, jeśli masz inne wra­że­nie. W końcu sam się chyba dobrze orien­tu­jesz, jak to z tobą jest, prawda? Oczy­wi­ście, możesz mieć rację. Jed­nak praw­do­po­dob­nie jej nie masz, a tylko tak ci się wydaje. Jeste­śmy bowiem zawsty­dza­jąco słabi w oce­nie wła­snych moż­li­wo­ści. W swoim bada­niu Anu Realo, daw­niej pra­cu­jąca w Swe­dish Col­le­gium for Advan­ced Study w Uppsali, a obec­nie pro­fe­sorka w War­wick w Anglii, popro­siła grupę uczest­ni­ków o poka­za­nie, jak dobrze wycho­dzi im odczy­ty­wa­nie innych. W tym celu poka­zała im zdję­cia twa­rzy wyra­ża­ją­cych jedną z sied­miu pod­sta­wo­wych emo­cji – złość, pogardę, obrzy­dze­nie, strach, radość, smu­tek lub zasko­cze­nie – a potem popro­siła, by połą­czyli zdję­cia z odpo­wied­nimi emo­cjami. Pro­sta sprawa. Następ­nie uczest­nicy mieli oce­nić, jak bar­dzo się zga­dzają ze stwier­dze­niami: Potra­fię roz­po­znać czy­jąś oso­bo­wość na pierw­szy rzut oka, Wiem, co czują inni, nawet jeśli pró­bują tego nie oka­zy­wać i Czę­sto wiem z wyprze­dze­niem, co ktoś powie. W ten spo­sób można było rów­nież zmie­rzyć ich wra­że­nie, jak dobrze potra­fią czy­tać innych. Oka­zało się, że zwią­zek mię­dzy wra­że­niem a rze­czy­wi­stą umie­jęt­no­ścią był… zerowy. Nie zacho­dził.

Inne bada­nia wyka­zały to samo. Po pro­stu gdy budu­jemy sobie wyobra­że­nie o tym, co się dzieje pod czaszką u kogoś innego, nie jeste­śmy w sta­nie oce­nić, czy mamy rację.

Jed­nak choć nie potra­fimy stwier­dzić, jak bar­dzo jeste­śmy (lub nie jeste­śmy) kom­pe­tentni w tym zakre­sie, pożą­damy tej kom­pe­ten­cji. W bada­niu prze­pro­wa­dzo­nym przez Marist (ame­ry­kań­ski ośro­dek bada­nia opi­nii publicz­nej) zapy­tano ludzi, jaką super­moc naj­bar­dziej chcie­liby posiąść. Na pierw­szym miej­scu zna­la­zły się ex aequo czy­ta­nie w myślach i podró­żo­wa­nie w cza­sie. Czy­tać w myślach chcia­łoby nie­mal dwa razy wię­cej osób, niż latać (odpo­wied­nio 28 i 16 pro­cent), i trzy razy wię­cej, niż móc się tele­por­to­wać (11 pro­cent) lub być nie­wi­dzial­nym (10 pro­cent). Oczy­wi­ście jako pro­fe­sjo­nal­nemu czy­ta­czowi w myślach i men­ta­li­ście zro­biło mi się cie­pło na sercu, bo to ozna­cza, że jesz­cze przez jakiś czas nie będę musiał się roz­glą­dać za nowym zaję­ciem (rozu­miem też, dla­czego na pierw­szym miej­scu są rów­nież podróże w cza­sie – to prak­tyczne, jeśli jed­no­cze­śnie umiesz czy­tać w myślach, bo pozwala kory­go­wać zacho­wa­nie towa­rzy­skich fajt­łap). Możemy się uśmiech­nąć, ale widać tu poważ­niej­szy pro­blem. Rozu­mie­nie innych ucho­dzi za tak nie­osią­galne, że zostaje uznane za super­moc. Nie powinno tak być.

Może uwa­żasz, że nie­spra­wie­dli­wie twier­dzę, iż to doty­czy rów­nież cie­bie. Prze­cież nie jesteś jedną z tych osób, które nie potra­fią oce­nić, czy rozu­mieją innych. Wiesz, któ­rzy z two­ich przy­ja­ciół bądź kole­gów z pracy czy ze stu­diów cię lubią, a któ­rzy nie. Wiesz, kto cię rozu­mie, z kim się faj­nie bawisz, a kto jest idiotą, któ­rego lepiej uni­kać. To chyba powinno wystar­czyć? Zga­dza się, powinno. Gdy­byś miał tę wie­dzę. Ale jej nie masz.

Inne bada­nia, tym razem prze­pro­wa­dzone przez Davida Kenny’ego z Uni­wer­sy­tetu w Con­nec­ti­cut i Nicho­lasa Epleya z Uni­wer­sy­tetu w Chi­cago (mię­dzy innymi), wyka­zały, że jeste­śmy tylko mini­mal­nie lepsi od rzu­co­nej monety w stwier­dza­niu, kto nas lubi, kto chce z nami pójść na kolejną randkę i czy zro­bi­li­śmy dobre wra­że­nie na rekru­te­rze pod­czas roz­mowy o pracę.

Nie cho­dzi o to, że błą­dzimy po omacku. Mamy pewną orien­ta­cję w tym, jak jeste­śmy oce­niani przez innych. Tyle tylko, że ta wie­dza jest prak­tycz­nie nie­istotna, skoro – jak poka­zują bada­nia – nie­wiele prze­wyż­sza metodę na chy­bił tra­fił.

Jak to więc moż­liwe, że tak prze­ce­niamy swoje umie­jęt­no­ści? Jedno z wyja­śnień mówi, że kiedy chcemy oce­nić, jak dobrze rozu­miemy innych, bazu­jemy na infor­ma­cjach, któ­rych nam dostar­czają. Te infor­ma­cje zawsze są sta­ran­nie wybrane, nawet jeśli nie­świa­do­mie. Prze­fil­tro­wane przez to, co zda­niem innych chcesz usły­szeć, jak bar­dzo swo­bodni chcą być przy tobie, a co wsty­dzą się zdra­dzić, przez wyuczone normy spo­łeczne, kodeksy zacho­wań i tak dalej. Ina­czej mówiąc, infor­ma­cje, któ­rych uży­wasz do oceny, co się dzieje w czy­imś wnę­trzu, mają bar­dzo nie­wiele wspól­nego z rze­czy­wi­sto­ścią. Osoba, która według cie­bie bar­dzo cię lubi, może tak naprawdę pie­lę­gno­wać wewnętrzną nie­na­wiść, ale nauczyła się tego nie poka­zy­wać w sytu­acjach, w któ­rych byłoby to zła­ma­niem normy spo­łecznej. Z kolei ci, któ­rych skre­śli­łeś jako nie­cie­ka­wych, tak naprawdę cię lubią, ale uwa­żają, że lepiej się nie poka­zy­wać z tak pry­wat­nej strony. Sygnały, które pozwa­lają odkryć prawdę, są obecne, ale trudno je dostrzec, gdy są zdu­szone przez tak wiele warstw fil­trów, a ty nie wiesz, czego szu­kać.

Bez tre­ningu nie pomoże nawet spę­dze­nie całego życia z daną osobą. Pro­fe­sor psy­cho­lo­gii Ken­neth Savit­sky i jego współ­pra­cow­nicy odkryli, że wza­jemne zro­zu­mie­nie mał­żon­ków wcale się nie popra­wia z wie­kiem. Sil­niej­sze jest jedy­nie złu­dze­nie, że lepiej się rozu­mieją.

Świat nam ucieka

Nie­dawno pod­czas wykładu zapy­tano mnie, jak mogę jed­no­cze­śnie twier­dzić, że nie umiemy się komu­ni­ko­wać i że kom­pe­ten­cje komu­ni­ka­cyjne są w nas zapro­gra­mo­wane. Jak pamię­tasz, nasza zdol­ność rozu­mie­nia tego, co czują i myślą inni, pomo­gła nam zawład­nąć świa­tem. Czy w takim razie sam sobie zaprze­czam? Warto potrak­to­wać to pyta­nie poważ­nie, a nie zna­la­złem żad­nych badań, które pró­bo­wa­łyby na nie odpo­wie­dzieć. Widzę jed­nak dwa moż­liwe wyja­śnie­nia, dla­czego oba te stwier­dze­nia są praw­dziwe.

Może nasze kom­pe­ten­cje spo­łeczne były lep­sze w daw­nych cza­sach, gdy zale­żało od nich, czy prze­ży­jemy. Jeśli nie potra­fi­li­śmy odczy­tać czy­je­goś stra­chu jako znaku, że trzeba zacho­wać ostroż­ność, zosta­wa­li­śmy zaata­ko­wani przez tygrysa, któ­rego inni, w prze­ci­wień­stwie do nas, dostrze­gli. Jeśli nie widzie­li­śmy cho­rego, sami też zja­da­li­śmy tru­jące jagody. A jeśli nie potra­fi­li­śmy spraw­nie się poru­szać w obrę­bie rela­cji spo­łecz­nych, koń­czyło się to wyklu­cze­niem z grupy, a więc utratą dostępu do ochrony, poży­wie­nia i cie­pła. Po pro­stu nie mogli­śmy sobie pozwo­lić na błędy. Jed­nak w dzi­siej­szym spo­łe­czeń­stwie kon­se­kwen­cje złej komu­ni­ka­cji nie są rów­nie natych­mia­stowe ani wyraźne. To spra­wia, że po raz pierw­szy w histo­rii możemy pozwo­lić sobie na zanie­dba­nie umie­jęt­no­ści, które zapew­niły nam tysiące lat domi­na­cji, nie ryzy­ku­jąc tym samym utraty życia.

To pierw­sze wyja­śnie­nie, dla­czego nasze umie­jęt­no­ści spo­łeczne się pogar­szają. Dru­gie, które mnie bar­dziej prze­ko­nuje, jest takie, że na­dal jeste­śmy tak samo dobrzy w rozu­mie­niu sytu­acji spo­łecz­nych jak zawsze. Róż­nica polega tylko na tym, że w sytu­acjach spo­łecz­nych, w któ­rych się znaj­do­wa­li­śmy pięć­dzie­siąt tysięcy lat temu, było znacz­nie łatwiej funk­cjo­no­wać niż w dzi­siej­szych. Współ­cze­sne spo­łe­czeń­stwo sta­wia naszej komu­ni­ka­cji zupeł­nie inne wyma­ga­nia – takie, z któ­rymi ni­gdy wcze­śniej nie musie­li­śmy się mie­rzyć, a zatem nie zosta­li­śmy prze­szko­leni, jak sobie z nimi radzić. Poru­szamy się w nie­wia­ry­god­nie zło­żo­nym i ule­ga­ją­cym cią­głym zmia­nom ukła­dzie uprze­dzeń, moral­no­ści, war­to­ści, ról płcio­wych, winy, samo­oceny, ambi­cji i wielu innych czyn­ni­ków, które nie mają zna­cze­nia dla naszego prze­trwa­nia, ale któ­rymi należy umieć dobrze ope­ro­wać, by mieć udane życie. Nasz sys­tem ope­ra­cyjny do inte­rak­cji spo­łecz­nych może i jest z góry zapro­gra­mo­wany, ale omi­nęły nas klu­czowe aktu­ali­za­cje z ostat­nich kilku stu­leci. Współ­cze­sne życie domaga się funk­cjo­nal­no­ści jak z kolej­nej aktu­ali­za­cji Win­dowsa, ale nasze mózgi wciąż dzia­łają pod DOS-em2.

Kilka mie­sięcy przed wykła­dem, na któ­rym zosta­łem zapy­tany, czy sam sobie zaprze­czam, pro­wa­dzi­łem wykład dla depar­ta­mentu szkol­nic­twa i edu­ka­cji w jed­nej ze szwedz­kich gmin. Jeśli teo­ria, że nasze kom­pe­ten­cje spo­łeczne są nie­wy­star­cza­jące we współ­cze­snych sys­te­mach, jest słuszna, to ten brak czy nie­kom­pe­ten­cja powinny być tym wyraź­niej­sze, im więk­sza jest nasza świa­do­mość sys­temu, w któ­rym żyjemy. W pierw­szych latach życia sfera spo­łeczna powinna być sto­sun­kowo pro­sta, a potem powoli coraz bar­dziej się kom­pli­ko­wać. Ponie­waż moi słu­cha­cze owego dnia skła­dali się z dyrek­to­rów i przed­sta­wi­cieli wszyst­kich szcze­bli edu­ka­cji od przed­szkola do liceum, mia­łem dosko­nałą oka­zję, by ich o to zapy­tać.

Czy tego rodzaju nie­kom­pe­ten­cja spo­łeczna jest widoczna u dzieci już od samego początku? A może moi słu­cha­cze zaob­ser­wo­wali, że przy­cho­dzi stop­niowo? A jeśli tak, to w jakim wieku zaczyna się poja­wiać spo­łeczna nie­po­rad­ność? Czy można osza­co­wać punkt w cza­sie, w któ­rym zapro­gra­mo­wane narzę­dzia stają się nie­wy­star­cza­jące do radze­nia sobie z kodami spo­łecz­nymi?

Sam podej­rze­wa­łem, że nastę­puje to w nasto­let­nim wieku zma­gań z toż­sa­mo­ścią, który więk­szość z nas wspo­mina jako wyjąt­kowo nie­kom­for­towy. Z dru­giej strony mówi się, że wiek wszyst­kich prze­ło­mo­wych momen­tów w życiu ulega obni­że­niu, więc może widać to już w póź­nej pod­sta­wówce?

Zebrani dyrek­to­rzy byli jed­nak ude­rza­jąco zgodni, że błą­dzę we mgle. Co do zasady mia­łem rację, ale moje sza­cunki były zbyt opty­mi­styczne. Wspólny wnio­sek był taki, że ucznio­wie szkół zaczy­nają mieć pro­blemy z kodami spo­łecz­nymi już w wieku dzie­wię­ciu–dzie­się­ciu lat.

Zasta­nówmy się nad tym przez kilka sekund.

Jeśli kie­dy­kol­wiek prze­by­wa­łeś w towa­rzy­stwie dzieci w wieku przed­szkol­nym, wiesz, że ich życie to jeden wielki eks­pe­ry­ment spo­łeczny. Pierw­sze pięć lat spę­dzamy na pró­bach zro­zu­mie­nia, na czym pole­gają inte­rak­cje z innymi. Wła­śnie w tym okre­sie dowia­du­jemy się, że poży­cza­nie swo­ich zaba­wek jest w porządku. Że nie powin­ni­śmy sami otwie­rać pre­zentu, który wła­śnie dali­śmy komuś na uro­dziny. Że tata się zde­ner­wuje, kiedy pierd­niemy mu w twarz, choć jesz­cze cztery lata wcze­śniej uwa­żał, że to słod­kie. W wieku sze­ściu lat jeste­śmy w miarę przy­sto­so­wani spo­łecz­nie. Jed­nak naj­wy­raź­niej już po bar­dzo krót­kim cza­sie – nie dłuż­szym niż trzy–cztery lata – wyma­ga­nia spo­łeczne znów zaczy­nają nas prze­ra­stać. Roz­wo­jowi mózgu jesz­cze bar­dzo wiele bra­kuje do kom­plet­no­ści3, a my już mamy pro­blemy. Jeśli ta obser­wa­cja doty­cząca wieku dzieci szkol­nych jest praw­dziwa nie tylko dla gminy, w któ­rej wykła­da­łem (a nie widzę powodu, by tak miało nie być), nie mamy cie­nia szansy.

Nie zostałeś dobrze nauczony

Aby komu­ni­ka­cja miała sens, musisz rozu­mieć drugą osobę (a wspo­mnie­li­śmy, że nie wiesz, czy tak jest). Jed­nak samo zro­zu­mie­nie nie wystar­czy. Musisz także potra­fić prze­two­rzyć infor­ma­cje, które otrzy­mu­jesz, spra­wić, by wpły­nęły one na resztę komu­ni­ka­cji, a także prze­ka­zy­wać wła­sne myśli i uczu­cia w spo­sób, który zosta­nie zro­zu­miany i dobrze przy­jęty. To cał­kiem sporo. Tech­nik, któ­rych do tego uży­wasz, nauczy­łeś się od innych uczest­ni­ków komu­ni­ka­cji. Pierw­szymi instruk­to­rami, któ­rzy praw­do­po­dob­nie wywarli na cie­bie naj­więk­szy wpływ, byli twoi rodzice. Oni z kolei nauczyli się komu­ni­ka­cji od swo­ich rodzi­ców. Wpły­nęli na cie­bie zna­jomi (któ­rzy uczyli się komu­ni­ko­wać od rodzi­ców, a oni od swo­ich). Pomo­gli też nauczy­ciele ze szkoły i tre­ne­rzy. Wszy­scy oni z pew­no­ścią mieli dobre inten­cje. Ale skąd pew­ność, że byli dobrymi nauczy­cie­lami rela­cji z innymi? Kiedy w doro­słym wieku uczysz się nowego języka, pew­nie wystar­czy ci, że twój nauczy­ciel dobrze go opa­no­wał, zna reguły gra­ma­tyki i ma przy­go­to­wa­nie peda­go­giczne. Kiedy jed­nak cho­dzi o klu­czową dla two­jego życia komu­ni­ka­cję spo­łeczną, musia­łeś pole­gać na instruk­to­rach, któ­rzy praw­do­po­dob­nie sami byli nie dość wykształ­ceni w tej dzie­dzi­nie.

Twój spo­sób komu­ni­ka­cji kształ­to­wały także inne czyn­niki – jak radio, pod­ca­sty, tele­wi­zja i inter­net. Moi kum­ple dora­stali z seria­lem Przy­ja­ciele (sam wola­łem oglą­dać Z Archi­wum X, co z punktu widze­nia kom­pe­ten­cji spo­łecz­nych było pew­nie gor­szym wybo­rem). Pro­blem z czer­pa­niem wska­zó­wek komu­ni­ka­cyj­nych z fik­cji w rodzaju Przy­ja­ciół polega na tym, że w praw­dzi­wym życiu nikt nie mówi w taki spo­sób. Nikt nie jest tak bły­sko­tliwy i zabawny, nie ma tak dobrych rela­cji jak kole­dzy z naj­po­pu­lar­niej­szych pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych/inter­ne­to­wych/radio­wych. Dla­tego ich lubimy. Są nie­osią­gal­nymi ide­ałami. Mogą nas roz­śmie­szać, ale jako nauczy­ciele komu­ni­ka­cji nie poma­gają ani tro­chę. Praw­dziwy świat tak nie wygląda. W naj­lep­szym razie możemy od nich poży­czyć jakieś powie­dzonko i potem go uży­wać ku rosną­cej iry­ta­cji naszych przy­ja­ciół.

Bazinga!

Przy całym tym bagażu chyba nie powinno dzi­wić, że już w 1979 roku eks­pert w dzie­dzi­nie komu­ni­ka­cji Robert Bol­ton stwier­dził, że 80 pro­cent osób, które nie radzą sobie w pracy, ma z tym pro­blem dla­tego, że nie udało im się stwo­rzyć dobrych rela­cji. Innymi słowy, nie są w sta­nie komu­ni­ko­wać się w taki spo­sób, w jaki powinni. Jak wielki to pro­blem, stało się jesz­cze bar­dziej widoczne, gdy dzien­nik „Dagens Indu­stri” w 2016 przy­znał Gazelę Roku. Nagroda wyróż­nia firmy, które dobrze sobie radziły w danym roku, i jest wrę­czana pod­czas uro­czy­stej gali w Kon­ser­thu­set – sztok­holm­skiej fil­har­mo­nii. W roz­mo­wach z dzien­nikarzami żaden z lau­re­atów nie powie­dział, że zawdzię­cza wygraną genial­nej gło­wie do inte­re­sów. Za to prak­tycz­nie wszy­scy mówili, jak ważna jest moż­li­wość pracy z ludźmi, któ­rych się lubi. Sami twier­dzili, że aspekt spo­łeczny nie tylko jest klu­czowy dla ich spek­ta­ku­lar­nych suk­ce­sów, ale wręcz nadaje sens wszel­kiej dzia­łal­no­ści. Spo­śród wszyst­kich naj­wy­bit­niej­szych firm ze Szwe­cji tylko w jed­nej w ogóle wspo­mniano o aspek­cie finan­so­wym.

Cokol­wiek robimy, dobra komu­ni­ka­cja i dobre rela­cje wciąż są naszym naj­waż­niej­szym zaso­bem.

Jed­nak nawet jeśli komu­ni­ka­cja mię­dzy­ludzka jest naszym naj­lep­szym wyna­laz­kiem, sta­ty­styczny czło­wiek nie jest w niej zbyt dobry. A wręcz staje się coraz gor­szy. Nie­efek­tywna, zła komu­ni­ka­cja two­rzy mię­dzy tobą a pozo­sta­łymi prze­paść, która wpływa na wszyst­kie aspekty two­jego życia. Nie­sku­teczna komu­ni­ka­cja to nie tylko sytu­acja, w któ­rej kogoś źle zro­zu­miesz i poda­jesz mu masło zamiast hasła. To coś gor­szego. Czu­jesz się nie­zro­zu­miany i samotny. Masz pro­blemy rodzinne. Uwa­żasz swo­ich współ­pra­cow­ni­ków za nie­kom­pe­tent­nych i źle się czu­jesz w pracy lub w szkole. Jesteś w stre­sie, źle się czu­jesz psy­chicz­nie i fizycz­nie, co pro­wa­dzi do depre­sji i cho­rób. Możesz nawet umrzeć. Robert Bol­ton, o któ­rym wspo­mnia­łem wcze­śniej, stwier­dził, że ta rosnąca spo­łeczna prze­paść mię­dzy ludźmi stała się jed­nym z naj­więk­szych pro­ble­mów w naszym spo­łe­czeń­stwie. Prze­ra­ża­jące, że widział to już w 1979 roku, ana­li­zu­jąc bada­nia prze­pro­wa­dzone przez psy­chia­trów takich jak Harry Stack Sul­li­van i David Rie­sman, firmę medyczną Hof­f­man-La Roche i innych. A prze­cież ówcze­sne pro­blemy komu­ni­ka­cyjne to bułka z masłem w porów­na­niu z tym, co nastą­piło w naszym lśnią­cym nowo­ścią świe­cie rodem z science fic­tion. Inter­net wszystko pogor­szył. Zacznijmy od tego, że nie mamy już dla sie­bie czasu.

Nie zdążę się spotkać w tym roku

Jestem taki jak ty. Nie umiem żyć bez inter­netu i żeby funk­cjo­no­wać jak czło­wiek, muszę mieć w kie­szeni bank, maila, pogodę, plan tre­nin­gowy na cały tydzień i Wiki­pe­dię. Jed­nak za nowy styl życia pła­cimy wysoką cenę. Postęp tech­niczny zapo­cząt­ko­wany w latach pięć­dzie­sią­tych spra­wił, że mamy wię­cej wol­nego czasu niż kie­dy­kol­wiek. Poza tym dostar­czył wię­cej czyn­ni­ków odwra­ca­ją­cych uwagę. Daw­niej tę odro­binę wol­nego czasu, którą mie­li­śmy do dys­po­zy­cji, wyko­rzy­sty­wa­li­śmy na spo­tka­nia z ludźmi. Aktyw­no­ści spo­łeczne były na pierw­szym miej­scu i prawdę mówiąc, po pro­stu nie było tak wielu innych zajęć do wyboru. Jeź­dzi­li­śmy na rowe­rze, urzą­dza­li­śmy kem­pingi, gril­lo­wa­li­śmy, cho­dzi­li­śmy na kon­certy albo na tańce. Lata pięć­dzie­siąte przy­nio­sły ogromną zmianę spo­łeczną w postaci tele­wi­zji. W zale­d­wie kilka lat spo­tka­nia towa­rzy­skie zostały zastą­pione przez wpa­try­wa­nie się w czarno-białe pro­gramy. Mimo że przez długi czas mie­li­śmy tylko dwa kanały, kon­ty­nu­owa­li­śmy to przez dzie­się­cio­le­cia.

Prze­skoczmy do dnia obec­nego, gdy ze wszyst­kich stron zale­wają nas roz­rywka i odwra­ca­cze uwagi – wszyst­kiego jest zbyt dużo, byś zdą­żył to poznać. Masz dostęp do pra­wie całej świa­to­wej muzyki za pośred­nic­twem Spo­tify, do więk­szej liczby fil­mów i seriali, niż mógł­byś sobie wyobra­zić, na Net­flik­sie, i do tysięcy fan­ta­stycz­nych gier w App Store i Google Play. A mówię tylko o tym, co masz w swoim tele­fo­nie. Wspólne dla wszyst­kich tych pokus jest to, że naj­czę­ściej korzy­stasz z nich w poje­dynkę. Samot­nie. Jeśli jakaś cyfrowa aktyw­ność skła­nia cię do oso­bi­stych spo­tkań z innymi ludźmi, jak gra Pokémon Go, jest to tak nie­ty­powe, że tra­fia na czo­łówki gazet.

Nie jest też tak, że prze­sta­li­śmy oglą­dać tele­wi­zję kosz­tem inte­rak­cji z nową ofertą medialną. Zwy­czajne oglą­da­nie też zyskuje na popu­lar­no­ści. Komi­tet MMS, zaj­mu­jący się mie­rze­niem czasu spę­dza­nego przez Szwe­dów przed tele­wi­zo­rem i w sieci, usta­lił, że w roku 2019 prze­ciętny miesz­ka­niec naszego kraju oglą­dał tele­wi­zję 127 minut dzien­nie. To pra­wie 773 godziny oglą­da­nia rocz­nie. Samej tele­wi­zji. Nie jest w to nawet wli­czony czas poświę­cony plat­for­mom stre­amin­go­wym, takim jak Net­flix, HBO czy Ama­zon Prime. Możemy do tego doli­czyć rów­nież 3 godziny i 43 minuty, bo tyle każ­dego dnia patrzymy w tele­fon, według badań prze­pro­wa­dzo­nych przez Asu­rion, firmę zaj­mu­jącą się ochroną danych4. Docho­dzimy już do 2130 godzin rocz­nie. A to nawet nie jest skraj­ność, tylko prze­ciętny czas oglą­da­nia tele­wi­zji i korzy­sta­nia z tele­fonu. Do tego należy dodać wszyst­kie inne czyn­no­ści, które wyko­nu­jesz na kom­pu­te­rze. Według Asu­riona wszy­scy sta­li­śmy się uza­leż­nieni od tech­no­lo­gii. Zga­dza się z tym szwedzki komik Tobias, który w fil­mie Mor­ran i Tobias mówi: Któ­re­goś razu zerwało mi połą­cze­nie z sie­cią. Dosta­łem gorączki.

Oto zabawne porów­na­nie. Liczba dni robo­czych w roku waha się w prze­dziale od 224 do 229 (bez week­en­dów), w zależ­no­ści od tego, jak wypa­dają święta i lata prze­stępne. Powiedzmy, że dzień pracy ma osiem godzin. Jeśli jesteś zatrud­niony na cały etat, zasta­nów się, ile dałeś radę zro­bić w ubie­głym roku. Pomyśl o wszyst­kim, co robi­łeś przez cały rok od stycz­nia do grud­nia, poczy­na­jąc od drob­no­stek, jak wymiana tonera w dru­karce, a koń­cząc na zamknię­tych dużych pro­jek­tach czy nawią­za­nych nowych kon­tak­tach. Może też gdzieś wyje­cha­łeś. Powiedzmy, że ten rok był jed­nym z naj­bar­dziej pra­co­wi­tych od dawna, bo liczył aż 229 dni robo­czych. A zatem prze­pra­co­wa­łeś 1832 godziny. To dużo. Ale wciąż o pra­wie 300 godzin (lub 37 dni robo­czych) mniej, niż poświę­ci­łeś na oglą­da­nie tele­wi­zji i swój tele­fon.

Ale może nie pra­cu­jesz. Doko­najmy zatem innego porów­na­nia, by jesz­cze bar­dziej pod­kre­ślić, o co mi cho­dzi: Wiki­pe­dia jest być może naj­więk­szą bazą danych na świe­cie. Spo­łecz­ność poświę­ciła jej nie­praw­do­po­dob­nie wiele, już w 2008 roku wyli­czono, że jest to mniej wię­cej 100 milio­nów godzin pracy. Nie da się ogar­nąć rozu­mem, jak wiele to czasu. Poza tym od 2008 roku Wiki­pe­dia ogrom­nie się powięk­szyła. Porów­najmy tę gigan­tyczną liczbę z cza­sem, który miesz­kańcy Sta­nów Zjed­no­czo­nych w tym samym roku spę­dzili przed tele­wi­zo­rem. Tylko tele­wi­zo­rem. Były to dwa miliardy godzin. Jak zauważa pisarz Clay Shirky, w takim cza­sie można by było stwo­rzyć 2000 nowych kom­plet­nych Wiki­pe­dii.

Cie­kawe wobec tego, jak czę­sto mówimy, że nie nadą­żamy. Nie­mal codzien­nie sły­szę tę skargę: że mamy za mało czasu na to, co chcemy lub musimy zro­bić. Bo jeśli cokol­wiek mamy, to wła­śnie czas. Mnó­stwo czasu. Ale rozu­miem to uczu­cie. Nasz czas jest bowiem jed­no­cze­śnie ogra­ni­czony. Tim Urban na swoim zna­ko­mi­tym blogu Wait­Bu­tWhy.com zauwa­żył, że jeśli masz mniej wię­cej trzy­dzie­ści lat i czy­tasz pięć ksią­żek rocz­nie, przed śmier­cią zdą­żysz ich prze­czy­tać jesz­cze około trzy­stu (o ile będziesz to robić aż do dzie­więć­dzie­sią­tego roku życia). To dwa regały Billy z Ikei. Wszyst­kich innych ist­nie­ją­cych ksią­żek ni­gdy nie poznasz.

Mam nadzieję, że zaczy­nasz dostrze­gać, co mam na myśli. Dziś masz dostęp nie do trzy­stu, lecz do kilku tysięcy ksią­żek dzięki księ­gar­niom inter­ne­to­wym, Google Books i Sto­ry­tel (że nie wspo­mnę o seria­lach, dostęp­nych na jedno klik­nię­cie).

Trzeba się z tym pogo­dzić.

Nie zdą­żysz.

Ale może lepiej dostrzec tu sygnał, że nie musisz nawet pró­bo­wać. Prze­syt tech­no­lo­giczny, któ­rego doświad­czamy, mówi nam, że czas zacząć usta­lać prio­ry­tety. I nie cho­dzi mi o to, że powi­nie­neś się zasta­no­wić, czy obej­rzeć wszyst­kie sezony Nie z tego świata przed zali­cze­niem ośmiu sezo­nów Świ­rów czy po. Chcę powie­dzieć, że powi­nie­neś się zasta­no­wić, czy w ogóle oglą­dać Nie z tego świata. Lub robić to, na co poświę­casz 2130 godzin rocz­nie. Może powi­nie­neś się skon­cen­tro­wać na czymś innym. A raczej na kimś innym. W tym samym poście na wspo­mnia­nym blogu lekko przy­gnę­biony Tim Urban stwier­dził, że jego rodzice pew­nie pożyją jesz­cze mak­sy­mal­nie trzy­dzie­ści lat (sam Tim w chwili pisa­nia miał trzy­dzie­ści cztery lata). Odkąd w wieku osiem­na­stu lat wypro­wa­dził się z domu, odwie­dzał rodzi­ców mniej wię­cej dzie­sięć razy do roku. Gdyby to utrzy­mał, w swoim życiu zoba­czyłby się z nimi jesz­cze ze trzy­sta razy. A zatem liczba dni, które spę­dziłby z żyją­cymi rodzi­cami, była mniej­sza, niż spę­dzał z nimi w ciągu jed­nego roku wcze­śniej, gdy miesz­kał w domu. Na kolej­nych dwóch stro­nach znaj­duje się ilu­stra­cja. Czarne gwiazdki to dni, które do tej pory spę­dził z matką i ojcem, a białe – dni z nimi, które mu pozo­stały na kolejne trzy­dzie­ści lat.

To, co pro­fe­sor psy­cho­lo­gii Larry Rosen okre­ślił mia­nem tech­no­stresu, może być nowo­cze­snym zja­wi­skiem, ale nie­zdol­ność do usta­wia­nia prio­ry­te­tów wydaje się wspólna wszyst­kim ludziom. W książce Sztuka myśle­nia Ernest Dim­net pisał:

Czy naprawdę nie masz czasu? Czy szcze­rze mówisz, czy tylko powta­rzasz to, co mówią inni? Brak czasu! Skrajne ubó­stwo! Być może w two­jem prze­ko­na­niu mieć czas nie zna­czy mieć tro­chę czasu dla sie­bie, lecz zna­czy mieć wszy­stek czas, nic nie mając do zro­bie­nia. Zba­daj swoje sumie­nie i daj odpo­wiedź. Pew­nik: ludzie bar­dzo zajęci zawsze mają czas na wszystko. I odwrot­nie – ludzie mający dużo wol­nego czasu nie mają czasu na nic5.

Język jest może nieco sta­ro­świecki, ale to dla­tego, że książka powstała w 1928 roku.

Tak to wygląda w przy­padku więk­szo­ści z nas. Czas nie jest nie­skoń­czony. Pyta­nie brzmi, na co chcesz go spo­żyt­ko­wać. Nawet jeśli Nin­tendo lepiej uwal­nia dopa­minę (sub­stan­cję che­miczną, która powo­duje, że czu­jesz satys­fak­cję, zbie­ra­jąc czarne monety z gwiazd­kami w Super Mario Run) niż nasze rela­cje z innymi, to bada­nia mówią jed­no­znacz­nie:

Jedyne, co w osta­tecz­nym roz­ra­chunku daje sens i szczę­ście, to dobre rela­cje z innymi isto­tami ludz­kimi.

Bez treningu nie ma mistrza

Nor­man H. Nie i Dione Sun­shine Hil­ly­gus to dwoje bada­czy z Uni­wer­sy­tetu Stan­forda. Odkryli, że z każdą godziną, którą spę­dzasz w domu przed kom­pu­te­rem, twoje kon­takty z innymi ludźmi skra­cają się o pół godziny. A jeżeli rezy­gnu­jesz ze spo­tkań, coraz gorzej sobie na nich radzisz. Kom­pe­ten­cje spo­łeczne mogą być wro­dzone, ale żeby się roz­wi­jały, należy je ćwi­czyć. Potrzeba lat oso­bi­stych spo­tkań twa­rzą w twarz, abyś potra­fił zarówno kon­tro­lo­wać sie­bie, jak i pre­cy­zyj­nie czy­tać innych. Kom­pe­ten­cje spo­łeczne i czuj­ność wyma­gają inte­rak­cji. Zada­wa­nia pytań, słu­cha­nia i – cza­sami – popeł­nia­nia błę­dów6.

Tym samym docie­ramy do kry­zysu umie­jęt­no­ści pro­wa­dze­nia roz­mów. W roz­wi­nię­tym tech­nicz­nie świe­cie roz­nosi się epi­de­mia płyt­kiej i non­sen­sow­nej papla­niny. Szczy­tem komu­ni­ka­cji stało się dla nas foto­gra­fo­wa­nie posił­ków (nie zawsze przed spo­ży­ciem) albo opo­wia­da­nie, jak dobrze nam poszło na siłowni. Lub tylko udo­stęp­nia­nie „zabaw­nych” GIF-ów. Według Por­tio Rese­arch w skali glo­bal­nej ludzie wysy­łają około 690 miliar­dów wia­do­mo­ści tek­sto­wych mie­sięcz­nie. Orga­ni­za­cja Text Requ­est wyli­czyła, że już w 2018 roku wysy­ła­łeś 2820 ese­me­sów mie­sięcz­nie. A dziś praw­do­po­dob­nie wysy­łasz i dosta­jesz ich jesz­cze wię­cej. Jak wiele z nich to roz­mowy, które inspi­rują, pocie­szają, poru­szają, moty­wują albo są naprawdę ważne? Prawda jest taka, że kom­pe­ten­cje spo­łeczne, a wraz z nimi udane życie, toną w naszym wła­snym szu­mie infor­ma­cyj­nym. A brak zna­czą­cych roz­mów ma na nas wpływ. Kiedy wysy­łasz ese­mes, w dro­dze do odbiorcy może on się nawet odbić od Księ­życa, ale bywa, że tego samego nie jesteś w sta­nie powie­dzieć oso­bi­ście. Naj­częst­szym powo­dem roz­stań par w kra­jach Zachodu jest dziś nie­umie­jęt­ność komu­ni­ka­cji. Nic dziw­nego, skoro prze­ciętna para spę­dza wię­cej czasu na patrze­niu w tele­wi­zor niż na roz­mo­wie.

Kiedy rezy­gnu­jemy z „praw­dzi­wych” spo­tkań, zani­kają nasze pod­sta­wowe umie­jęt­no­ści spo­łeczne, takie jak odczy­ty­wa­nie wyrazu twa­rzy czy rozu­mie­nie emo­cjo­nal­nego zna­cze­nia gestu. Kiedy nie tre­nu­jesz tych umie­jęt­no­ści, w twoim mózgu osła­biają się połą­cze­nia odpo­wie­dzialne za wprawę w kon­tak­tach spo­łecz­nych. Inte­rak­cje stają się nie­po­radne, masz ten­den­cję do nie­wła­ści­wego rozu­mie­nia lub wręcz nie­zau­wa­ża­nia sub­tel­nych sygna­łów w mowie ciała, gestach czy wyra­zie twa­rzy. Oka­zuje się, że dłu­gie korzy­sta­nie z inter­netu może mieć poważne kon­se­kwen­cje psy­cho­lo­giczne. Zna­joma sztok­holm­ska psy­cho­lożka dzieci i mło­dzieży powie­działa mi, że dostrzega wyraźny zwią­zek mię­dzy nasto­lat­kami, które zre­zy­gno­wały z fizycz­nych (spo­łecz­nych) aktyw­no­ści, by spę­dzać wolny czas przed kom­pu­te­rem, a roz­wo­jem depre­sji. Bada­nia poka­zują, że czę­ste korzy­sta­nie z inter­netu może wywo­łać nie tylko depre­sję, ale też silne osa­mot­nie­nie, dez­orien­ta­cję, nie­po­kój, wyczer­pa­nie i uza­leż­nie­nie, a wszystko to jesz­cze bar­dziej nisz­czy umie­jęt­no­ści spo­łeczne.

Komu­ni­ka­cja online jest w dal­szym ciągu znacz­nie bar­dziej ano­ni­mowa i odizo­lo­wana niż spo­tka­nia bez­po­śred­nie, a poza tym nie zapew­nia potrzeb­nego feed­backu od innych. Spo­tka­nia twa­rzą w twarz pozwa­lają ci tre­no­wać odpo­wia­da­nie odru­chowe, bo nie masz czasu do namy­słu, który daje ci czat. Spo­tka­nia uczą cię także norm spo­łecz­nych, na przy­kład roz­mowy z obcymi, wita­nia w pracy kogoś nowego czy zacho­wa­nia pod­czas ele­ganc­kiej kola­cji. Fil­mik instruk­ta­żowy na YouTu­bie może być prak­tyczny, ale nie zastąpi real­nego doświad­cze­nia, bo tylko ono wzmac­nia połą­cze­nia w mózgu konieczne do radze­nia sobie ze zło­żo­nymi inte­rak­cjami na co dzień.

Dowody, że tra­cimy umie­jęt­no­ści spo­łeczne, są wszę­dzie. Sara Kon­rath, Edward O’Brien i Court­ney Hsing z Uni­wer­sy­tetu Michi­gan prze­pro­wa­dzili meta­ba­da­nie, w któ­rym połą­czyli 72 różne bada­nia obej­mu­jące pra­wie 14 tysięcy stu­den­tów na prze­strzeni trzy­dzie­stu lat. Wyka­zało ono, że zdol­ność empa­tii u nasto­lat­ków rady­kal­nie się zmniej­szyła, ale naj­sil­niej­szy trend spad­kowy przy­padł na okres od roku 2000 do teraz. Wytłu­ma­cze­nie podane przez bada­czy zabrzmi zna­jomo: mło­dzi ludzie poświę­cają mniej czasu na aktyw­no­ści spo­łeczne i w znacz­nie mniej­szym zakre­sie niż daw­niej należą do sto­wa­rzy­szeń czy uczest­ni­czą w podob­nych sytu­acjach sprzy­ja­ją­cych tre­no­wa­niu empa­tii. Przez świat Zachodu prze­ta­cza się fala nar­cy­zmu, w któ­rej mło­dzi ludzie nie są już zain­te­re­so­wani innymi.

Wszy­scy zma­gają się z tymi samymi pro­ble­mami spo­łecz­nymi. Rów­nież poli­tycy. Tro­chę trudno sobie wyobra­zić mię­dzy­na­ro­dowe spo­tka­nie z udzia­łem poważ­nie skon­flik­to­wa­nych ze sobą kra­jów, pod­czas któ­rego uczest­nicy błęd­nie rozu­mieją swoje wyrazy twa­rzy i sygnały emo­cjo­nalne. Albo są pozba­wieni empa­tii. A jed­nak wielu bada­czy twier­dzi, że wła­śnie do takiej sytu­acji zmie­rzamy.

Ale przecież jesteśmy towarzyscy jak nigdy przedtem

To, co prze­czy­ta­łeś do tej pory, może się wyda­wać sprzeczne z rze­czy­wi­sto­ścią, w któ­rej żyjesz – prze­cież media spo­łecz­no­ściowe otwo­rzyły świat. Tych 690 miliar­dów ese­me­sów sta­nowi dowód, że komu­ni­ku­jemy się ze sobą jak ni­gdy przed­tem. To prawda. Jeste­śmy bar­dziej połą­czeni i glo­bal­nie świa­domi niż kie­dy­kol­wiek w histo­rii ludz­ko­ści.

Jed­nak Face­book, Insta­gram i Snap­chat nie odwró­ciły trendu słab­ną­cej empa­tii – raczej go spo­tę­go­wały. Ni­gdy wcze­śniej nie byli­śmy dla sie­bie tak nie­mili bez­kar­nie. Sieci cyfrowe są dobre w sze­rze­niu infor­ma­cji, ale jak dotąd, z nie­licz­nymi wyjąt­kami, znacz­nie gorzej sobie radzą z sze­rze­niem empa­tii. Bada­nie prze­pro­wa­dzone na Uni­wer­sy­te­cie w Göteborgu wyka­zało, że im wię­cej czasu poświę­camy na Face­booka, tym gor­sze jest nasze samo­po­czu­cie. Ludzie, któ­rych widzimy w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, są ulep­szo­nymi, wyre­tu­szo­wa­nymi wer­sjami sie­bie. To nie są osoby, lecz raczej „per­sony”. Jeśli więk­szość naszych spo­tkań odbywa się przez media spo­łecz­no­ściowe, wycią­gamy wnio­sek, że wszy­scy są szczę­śliwsi i atrak­cyj­niejsi od nas. Czu­jemy się więc źle (i może pró­bu­jemy sobie to wyna­gro­dzić, wrzu­ca­jąc na fejsa lep­sze zdję­cie pro­fi­lowe od poprzed­niego).

To nic nowego. Wcze­śniej zastę­po­wa­li­śmy przy­ja­ciół i rodzinę tele­wi­zją, naszymi przy­ja­ciółmi sta­wali się ci, któ­rych oglą­da­li­śmy na ekra­nie. Zapy­taj kogo­kol­wiek, kto śle­dził sit­com przez sze­reg sezo­nów, a powie ci, że „zna” wystę­pu­ją­cych w nim boha­te­rów. Wcze­śniej wspo­mniany serial Przy­ja­ciele odniósł jeden z naj­więk­szych suk­ce­sów w histo­rii. Ma tytuł, który na pierw­szy rzut oka zdaje się odno­sić do więzi mię­dzy posta­ciami, ale jed­no­cze­śnie jest zada­niem dla widza. To są teraz twoi przy­ja­ciele.

Róż­nica mię­dzy kum­plami z tele­wi­zora a zna­jo­mymi na Face­bo­oku polega na tym, że naj­czę­ściej zda­wa­li­śmy sobie sprawę, że postaci z tele­wi­zji są zmy­ślone7. Dylan i Brenda z serialu Beverly Hills, 90210 wyda­wali się wia­ry­godni, ale wie­dzie­li­śmy, że ni­gdy nie spo­tka­li­by­śmy kogoś takiego na ulicy. Jed­nak w mediach spo­łecz­no­ścio­wych gra­nica mię­dzy fan­ta­zją a rze­czy­wi­sto­ścią się zaciera. Ludzie, któ­rzy wydają się rów­nie atrak­cyjni, bystrzy i szczę­śliwi jak postaci z serialu, są teraz oso­bami, które ist­nieją „naprawdę”. Mamy ich na liście zna­jo­mych. I tak jak przed­tem aspi­ro­wa­li­śmy do życia oglą­da­nego w fik­cyj­nych pro­duk­cjach tele­wi­zyj­nych – przez co mie­li­śmy wyż­sze wyma­ga­nia mate­rialne i jed­no­cze­śnie wię­cej nie­po­koju, gdy nie zostały speł­nione – tak teraz dążymy do nie­osią­gal­nego ide­ału z mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Prze­wi­jamy feed i niczym współ­cze­sne echo pio­senki All by Myself pytamy z nie­po­ko­jem, gdzie są nasi przy­ja­ciele, gdy tak dobrze się bawią. Dla­czego nas z nimi nie ma? Też chcie­li­by­śmy mieć taką drogą rzecz jak oni.

Gamla stan w Sztok­hol­mie kon­tra Pokémon Go. Rząd ludzi jest pra­wie tak długi jak budynki. Zdję­cie zostało zro­bione sekundy przed tym, jak scho­wany za rogiem krzyk­ną­łem: Jaaa! Dra­go­nite!, żeby spraw­dzić, jak to będzie wyglą­dało, gdy dwie­ście osób jed­no­cze­śnie zro­zu­mie, że są w złym miej­scu.

Jed­nak bar­dzo trudno się do tego przy­znać. Jeste­śmy eks­per­tami w znaj­do­wa­niu wymó­wek tłu­ma­czą­cych, dla­czego dana nowa tech­no­lo­gia dobrze wpły­nie na nasze rela­cje spo­łeczne. Wcze­śniej poda­łem przy­kład Pokémon Go. Kiedy piszę te słowa, histe­ria zwią­zana z grą wciąż jesz­cze się nie uspo­ko­iła. Nie mam nic prze­ciwko temu, że ludzie grają w Pokémon Go, chyba że przed maskę samo­chodu wyska­kuje mi ktoś z nosem w tele­fo­nie, pró­bu­jący zła­pać potwora. Jeśli chcesz grać, nie będę cię powstrzy­my­wał. Po pro­stu czuję smu­tek za każ­dym razem, gdy sły­szę, że gra­nie w Pokémon Go jest dla nas dobre. Bez względu na to, czy roz­ma­wiam z gra­czem, czy czy­tam arty­kuły na inter­ne­to­wych stro­nach life­style’owych, obrona brzmi mniej wię­cej tak:

Czło­wiek wycho­dzi, ma tro­chę ruchu i to bar­dzo towa­rzy­ska aktyw­ność, bo wciąż się spo­tyka innych gra­czy. Są na to bada­nia.

Nie cał­kiem. Bada­nia wyka­zały, że ludzie cier­piący na ago­ra­fo­bię albo silne stany lękowe, któ­rzy z tego powodu nie wycho­dzili z domu, mogą zmie­nić zacho­wa­nie, gdy gra zmusi ich do wyj­ścia. Ale to wszystko. Z punktu widze­nia celu tej książki nie wystar­czy pójść w kon­kretne miej­sce, a potem stać tam nie­ru­chomo, pochy­la­jąc głowę i sku­pia­jąc się na tele­fo­nie. To, że na tym samym metrze kwa­dra­to­wym stoi kil­ka­set osób, robiąc to samo, nie ozna­cza, że macie kon­takt spo­łeczny. Zna­czy to tylko, że sta­łeś się rów­nie łatwym łupem dla kie­szon­kow­ców jak inni miło­śnicy Pika­chu.

Nie jesteś taki

Okej, wiem, wiem. Sły­szę cię aż tutaj, na tej stro­nie książki. Nic z tego nie doty­czy cie­bie. Nawet jeśli uży­wasz tele­fonu nieco czę­ściej, niż jest to abso­lut­nie konieczne, masz wspa­niałe spo­tka­nia z innymi. Rozu­miesz, że media spo­łecz­no­ściowe to nie rze­czy­wi­stość, i najczę­ściej potra­fisz dobrze się komu­ni­ko­wać. W twoim przy­padku nie trzeba wiele popra­wiać. Oczy­wi­ście, może tak być.

Zróbmy więc mały test, żeby się prze­ko­nać, czy rze­czy­wi­ście potrze­bu­jesz tej książki (ktoś mógłby pomy­śleć, że taki test powi­nien był się zna­leźć na początku, ale lepiej późno niż wcale). Poni­żej wypi­sa­łem dwa­dzie­ścia jeden pytań z obsza­rów, w któ­rych spo­łeczne kom­pe­ten­cje mózgu ule­gają stop­nio­wemu pogor­sze­niu w miarę roz­woju tech­niki. Zasta­nów się szcze­rze nad każ­dym z nich i odpo­wiedz „tak” lub „nie”. Zrób to tylko dla sie­bie. Nikt inny nie musi znać two­ich odpo­wiedzi.

Czy uwa­żasz, że trudno jest utrzy­mać kon­takt wzro­kowy, kiedy ktoś z tobą roz­ma­wia?

Czy masz trud­no­ści z odczy­ty­wa­niem nastroju albo zna­cze­nia mowy ciała dru­giej osoby?

Czy inni mają trud­no­ści z odczy­ta­niem cie­bie i two­jego samo­po­czu­cia?

Czy sły­szysz cza­sem, że wyda­jesz się nie­obecny?

Czy czę­sto ktoś cię pyta, czy coś jest nie tak?

Czy czu­jesz się nie­kom­for­towo, pozna­jąc nowe osoby i poda­jąc im rękę?

Czy pro­sze­nie o radę jest dla cie­bie trudne?

Czy kiedy popeł­nisz błąd, masz pro­blem z przy­zna­niem się do tego?

Czy masz trud­no­ści z wyra­ża­niem swo­ich poglą­dów w gru­pie?

Czy cza­sem zga­dzasz się na coś wbrew woli, tylko dla­tego, że nie chcesz kogoś roz­cza­ro­wać?

Czy trudno ci roz­ma­wiać szcze­rze o swo­ich uczu­ciach?

Czy tra­cisz zain­te­re­so­wa­nie, gdy ktoś zaczyna szcze­gó­łowo opi­sy­wać, jak się czuje?

Czy trudno ci posta­wić potrzeby i uczu­cia innych na pierw­szym miej­scu, przed wła­snymi?

Czy kie­dyś prze­sta­łeś się przy­jaź­nić z kimś, kto wzbu­dził w tobie nega­tywne uczu­cia, zamiast o tym poroz­ma­wiać?

Czy czu­jesz się wyłą­czony albo zdy­stan­so­wany, gdy przy­ja­ciel albo czło­nek rodziny zaczyna opo­wia­dać o swo­ich pro­ble­mach?

Czy czu­jesz się nie­kom­for­towo, roz­ma­wia­jąc o uczu­ciach z ludźmi, na któ­rych ci zależy?

Czy moty­wo­wa­nie innych jest trudne?

Czy inni cie­szą się z bli­sko­ści z tobą?

Czy inni rozu­mieją twoje życze­nia? Czy je speł­niają?

Czy dopro­wa­dzasz do zmian zacho­wa­nia, które prze­no­szą się także na innych?

Pyta­nia obej­mują takie dzie­dziny jak komu­ni­ka­cja nie­wer­balna, samo­ocena, empa­tia, zdol­ność słu­cha­nia, roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów i umie­jęt­no­ści przy­wód­cze. Jeśli odpo­wie­dzia­łeś twier­dząco na któ­reś z pierw­szych osiem­na­stu pytań albo prze­cząco na któ­reś z trzech ostat­nich, pro­po­nuję, abyś jesz­cze tro­chę poczy­tał. Są to bowiem dzie­dziny, które musisz opa­no­wać, jeśli chcesz mieć wyczu­cie spo­łeczne.

Jedyny warunek szczęścia

Pie­lę­gniarka Bron­nie Ware przez wiele lat pra­co­wała w tak zwa­nej opiece palia­tyw­nej, czyli z ludźmi, któ­rym zostało od trzech do dwu­na­stu tygo­dni życia. Zapy­tała nie­któ­rych z nich, czego naj­bar­dziej żałują w życiu, gdy już się skoń­czyło (wiem, nie jest to naj­bar­dziej pod­no­szące na duchu pyta­nie, które można zadać oso­bie dzie­sięć minut przed śmier­cią). Ani jedna osoba nie odpo­wie­działa, że umie­ściła za mało postów na Insta­gra­mie, poznała za mało vlo­gów czy obej­rzała tylko czter­na­ście pierw­szych sezo­nów Dal­las zamiast wszyst­kich. Pytani żało­wali, że pra­co­wali zbyt ciężko i nie pie­lę­gno­wali rela­cji, które były dla nich naj­waż­niej­sze, przez co nie dali sobie szansy na tak szczę­śliwe życie, jakie mogli mieć. Jak wyja­śnia Bron­nie: Wielu z nich dopiero pod koniec życia zro­zu­miało, że szczę­ście to wybór.

Jesz­cze raz ci przy­po­mnę. Jeśli jeste­śmy odłą­czeni od zmy­słów, myśli i uczuć innych, omija nas jeden z głów­nych skład­ni­ków szczę­ścia: anga­żu­jące rela­cje z innymi ludźmi.

Rekor­dowo dłu­gie bada­nie zdro­wia i dobro­stanu osób doro­słych zostało roz­po­częte na Harvar­dzie w roku 1938 i aktu­al­nie pra­cuje przy nim dru­gie poko­le­nie bada­czy. Prze­wo­dzący bada­czom pro­fe­sor Harvard Medi­cal School tak komen­to­wał wyniki z roku 2017 dla „The Harvard Gazette”: Zaska­ku­jący wnio­sek jest taki, że rela­cje mię­dzy­ludz­kie i to, jak bar­dzo jeste­śmy w nich szczę­śliwi, mają duży wpływ na nasze zdro­wie.

Można ubo­le­wać, że zro­zu­mie­nie tego przy­cho­dzi nam z takim tru­dem. Psy­cho­log Nicho­las Epley prze­pro­wa­dził bada­nie wśród ludzi dojeż­dża­ją­cych pocią­giem do pracy w Chi­cago. Naj­pierw zapy­tał, jak pozy­tyw­nym doświad­cze­niem byłaby dla nich jazda, gdyby w jej trak­cie: a) mogli się cie­szyć samot­no­ścią, b) roz­ma­wiali z kimś sie­dzą­cym obok lub c) robili to samo co zwy­kle. Ludzie odpo­wia­dali, że naj­mniej kom­for­towo czu­liby się, gdyby musieli roz­ma­wiać z kimś sie­dzą­cym obok. Pod­czas póź­niej­szej podróży popro­szono pasa­że­rów, by: a) sie­dzieli sami, b) roz­ma­wiali z pasa­że­rem obok, c) robili to samo co zwy­kle. Zgad­nij, do któ­rej grupy nale­żeli ludzie, któ­rzy po wszyst­kim naj­le­piej oce­nili podróż. Oczy­wi­ście ci, któ­rzy zostali zmu­szeni do roz­mowy z nie­zna­jo­mym.

Tak się składa, że wła­śnie taką metodę na pod­ryw jeden z moich kole­gów z powo­dze­niem wyko­rzy­sty­wał w metrze. Rano w dro­dze do pracy zaga­dy­wał nie­zna­jome kobiety, które wyglą­dały na znu­dzone. Może się wyda­wać, że to naj­gor­sze miej­sce i czas na próbę flirtu, ale tak naprawdę roz­mów­czy­nie miały inte­re­su­jące spo­tka­nie towa­rzy­skie zamiast kolej­nej nud­nej podróży, więc efek­tem było wiele nume­rów tele­fonu w kie­szeni.

Twój mózg chce być społeczny

Dobrze, wystar­czy tych kata­stro­ficz­nych sce­na­riu­szy. Wiesz już, o co cho­dzi. Na szczę­ście wspo­mniany roz­wój wypad­ków da się odwró­cić. A twój mózg życzyłby sobie tego. Kiedy badacz mózgu Leon­hard Schil­bach z Insty­tutu Psy­chia­trii im. Maxa Plancka badał tomo­gra­fem ludzi uczest­ni­czą­cych w inte­rak­cjach spo­łecz­nych, odkrył nie tylko, że pod­czas inte­rak­cji z innymi akty­wują się inne obszary mózgu niż pod­czas obser­wo­wa­nia wyda­rzeń, ale też że w mózgu uru­cha­mia się wtedy mecha­nizm nagrody.

Ćwi­cze­nie umie­jęt­no­ści spo­łecz­nych daje ci w pakie­cie kolejne pozy­tywne rezul­taty. Cho­ciażby taki, że dzięki kon­tak­tom z innymi sta­jesz się bystrzej­szy. Psy­cho­log Oscar Ybarra zba­dał 3500 osób i stwier­dził, że codzienne kon­takty spo­łeczne mogą uspraw­nić pracę mózgu i popra­wić zdol­no­ści poznaw­cze. Odkrył bez­po­średni zwią­zek mię­dzy tym, jak czę­sto roz­ma­wiasz z przy­ja­ciółmi i jak dobrze sobie radzisz w testach pamię­cio­wych. Ci z uczest­ni­ków eks­pe­ry­mentu, któ­rzy przed testem spę­dzili dzie­sięć minut z przy­ja­ciółmi, osią­gnęli lep­sze wyniki od tych, któ­rzy przez dzie­sięć minut czy­tali albo oglą­dali tele­wi­zję. Może nie powinno to dzi­wić. Kiedy roz­ma­wiasz z innymi, twój mózg uczest­ni­czy w inten­syw­nej wymia­nie infor­ma­cji, w wielu kie­run­kach jed­no­cze­śnie, w któ­rej miesz­czą się zarówno tre­ści prze­ka­zy­wane słow­nie, jak i sygnały nie­wer­balne. Musisz rów­nież się odnieść do tre­ści waszej roz­mowy, bio­rąc pod uwagę to, o czym roz­ma­wia­li­ście wcze­śniej, i sta­rać się pamię­tać odpo­wied­nie fakty. Nie dziwi więc, że pamięć i uwaga są przez to sty­mu­lo­wane bar­dziej niż przez czyn­no­ści pasywne, takie jak czy­ta­nie – jak­kol­wiek umy­słowo sty­mu­lu­jące potrafi być pod innymi wzglę­dami.

Ćwi­cząc wyczu­cie spo­łeczne, możesz tylko zyskać. I nie będzie to kło­po­tliwe, bo mózg sam chce, byś to robił. Prze­cież cię karze, gdy czu­jesz się oddzie­lony od świata i samotny, a nagra­dza, gdy jesteś spo­łecz­nie zaan­ga­żo­wany i połą­czony z oto­cze­niem. To uczu­cie życia na sto pro­cent. Kiedy jesteś zako­chany, twój mózg wypeł­nia dopa­mina. Che­miczna nagroda za to, że wypró­bo­wu­jesz kon­kretny rodzaj aktyw­no­ści. To uczu­cie sil­nie kon­tra­stuje z poczu­ciem kom­plet­nego braku tej nagrody – a wła­śnie ono ci towa­rzy­szy, gdy jesteś odcięty od spo­łe­czeń­stwa.

Mat­thew Lie­ber­man z austra­lij­skiego Macqu­arie Uni­ver­sity zba­dał tomo­gra­fem mózgi osób gra­ją­cych w grę wideo. Gra pole­gała na rzu­ca­niu piłeczki do innego gra­cza, który nie prze­by­wał w tym samym pokoju. A przy­naj­mniej takie było pole­ce­nie. W rze­czy­wi­sto­ści drugi gracz nie ist­niał. Uczest­nicy eks­pe­ry­mentu nie wie­dzieli, że grają z kom­pu­te­rem. Gra była zapro­gra­mo­wana w taki spo­sób, że po jakimś cza­sie kom­pu­ter prze­sta­wał odrzu­cać piłeczkę i zaczy­nał się nią bawić sam. Kiedy pod­łą­czony do apa­ra­tury gracz już nie otrzy­my­wał podań i tym samym zosta­wał odcięty od aktyw­no­ści spo­łecz­nej pole­ga­ją­cej na rzu­ca­niu wir­tu­alną piłeczką, w jego mózgu akty­wo­wały się obszary odpo­wie­dzialne za prze­twa­rza­nie bólu fizycz­nego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Będę jed­nak uni­kał poru­sza­nia kwe­stii, o któ­rych pisa­łem w swo­ich poprzed­nich książ­kach, żeby nie zaj­mo­wać ci czasu poda­wa­niem dwa razy tych samych infor­ma­cji. Wpraw­dzie o języku ciała prze­czy­tasz także tutaj, ale po wię­cej infor­ma­cji odsy­łam do nich (przyp. aut.). [wróć]

Wła­ści­wie ta meta­fora tech­no­lo­giczna jest nie­od­po­wied­nia. Jeśli cokol­wiek hamuje nasze kom­pe­ten­cje spo­łeczne, to wła­śnie tech­no­lo­gia, i w tej książce zoba­czysz na to wię­cej dowo­dów. A przy oka­zji, jeśli jesteś zbyt młody, by pamię­tać DOS (czy też MS-DOS, jak brzmi pełna nazwa), wyja­śniam, że był to pierw­szy sys­tem ope­ra­cyjny dla kom­pu­te­rów wydany komer­cyj­nie przez firmę Micro­soft. Póź­niej naro­dził się z niego Win­dows. Który na­dal był DOS-em, tyle że atrak­cyj­niej ubra­nym (przyp. aut.). [wróć]

Co nie­wąt­pli­wie jest czę­ścią pro­blemu. Współ­cze­sny świat domaga się racjo­nal­nego namy­słu, a nie tylko dzia­ła­nia pod wpły­wem emo­cji. Tym­cza­sem myśle­nie racjo­nalne roz­wija się w mózgu jako ostat­nie. Jed­nak gdyby to była jedyna przy­czyna naszej nie­kom­pe­ten­cji, zosta­wa­li­by­śmy spo­łecz­nymi eks­per­tami wraz z ukoń­cze­niem dwu­dzie­stego pią­tego roku życia, gdy nasze mózgi są kom­pletne. A tak się nie­stety nie dzieje (przyp. aut.). [wróć]

Zamie­rza­łeś już uza­sad­nić te ponad trzy godziny stwier­dze­niem, że kiedy masz skrzynkę mailową w tele­fo­nie, jesteś bar­dziej pro­duk­tywny. Nie­stety, to nie­prawda. Bada­nia poka­zują, że zna­ko­mitą więk­szość tego czasu spę­dzasz w mediach spo­łecz­no­ścio­wych i na słu­cha­niu pod­ca­stów (przyp. aut.). [wróć]

Frag­ment w prze­kła­dzie Z. Czer­niew­skiego (przyp. tłum.). [wróć]

Skoro twoje korzy­sta­nie z kom­pu­tera nie zwięk­sza liczby godzin, które ma doba (choć byłoby to prak­tyczne), któ­raś z two­ich innych aktyw­no­ści musi się skró­cić o pół godziny, żeby pokryć całą „godzinę kom­pu­te­rową”. Nie i Hil­ly­gus nie wyja­śniają, w jaki spo­sób zostaje nam ode­brane dru­gie pół. [wróć]

Choć nie zawsze. Osoby w depre­sji nie­kiedy idą w tym o krok dalej i naprawdę odbie­rają tele­wi­zyj­nych boha­te­rów jako swo­ich przy­ja­ciół. To może wyja­śniać, dla­czego szwaj­car­skie bada­nie prze­pro­wa­dzone w 2005 roku przez Bru­nona Freya, Chri­stine Benesch i Alo­isa Stut­zera, a także to z 2008 roku, w któ­rym bada­czami byli John Robin­son i Ste­ven Mar­tin z Uni­wer­sy­tetu Mary­landu, wyka­zały, że ludzie nie­szczę­śliwi spę­dzają przed tele­wi­zo­rem znacz­nie wię­cej czasu niż szczę­śliwi. Nie tylko mają mniej uda­nych inte­rak­cji, ale też porów­nują się ze szczę­śli­wymi „per­so­nami”, które widzą w tele­wi­zji, i nie są zdolni zro­zu­mieć, że to fik­cja. Dziś w taki sam spo­sób postę­pu­jemy z Face­bo­okiem (przyp. aut.). [wróć]