Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ewa, tytułowa singielka znana czytelniczkom z dwóch poprzednich części powieści, osiąga sukcesy na polu zawodowym i towarzyskim. Wszystko z pozoru układa się idealnie...poza jednym. Jej życie miłosne jest rozsypce. Ewa ma złamane serce i będzie musiała na nowo zdefiniować, czym jest dla niej szczęście. Czy ma ono związek ze Scottem, który znajdzie się przy Ewie w odpowiednim momencie? Jakie decyzje podejmie bohaterka? Czy uda jej się odnaleźć miłość blisko siebie, czy przyjdzie jej szukać od nowa?
„Singielka w Londynie“ to ciepła i zabawna opowieść o tym, że wszelkie przeciwności losu warto pokonywać z uśmiechem.
Marta Matulewicz – miłośniczka książek i dobrego kina, która po dziesięcioletnim pobycie w Wielkiej Brytanii postanowiła, że czas wracać do Polski (i przywiozła ze sobą ponad osiemdziesiąt pudeł ciuchów). Dwie poprzednie książki Autorki o perypetiach Ewy, wydane nakładem Liry, to „Singielka w Londynie” i „Singielka w Londynie. Stare miłości i nowe rozterki”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 252
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2019
© Copyright by Marta Matulewicz, 2019
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Zdjęcie na okładce: © Kaspars Grinvalds/123rf.com
Zdjęcie Marty Matulewicz: © archiwum Autorki
Redakcja: Barbara Kaszubowska
Korekta: Magdalena Balcerzak
Skład: Klara Perepłyś-Pająk
Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska
Lira Publishing Sp. z o.o.
Wydanie pierwsze
Warszawa 2019
ISBN: 978-83-66229-38-9 (EPUB); 978-83-66229-39-6 (MOBI)
www.wydawnictwolira.pl
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
– Ewa, jesteś już spakowana? – zapytała mnie z morderczym błyskiem w oku Zosia po raz osiemnasty chyba tego dnia. Była bardzo podenerwowana naszą przeprowadzką.
– Nie jestem!
– Czyś ty oszalała? Jutro z samego rana ma być u nas Konrad, on nas zamorduje, jak zobaczy, że nie jesteśmy gotowe, albo po prostu pojedzie do domu, a wtedy to Paweł nas zabije. Nie muszę ci chyba mówić, że on jako chirurg ma na to sposoby! – Zosia była niemal spanikowana.
– Jak to nas? Przecież to moje rzeczy nie są spakowane.
Stałyśmy w kuchni na jednym wolnym skrawku podłogi. Pozostałe miejsce zajmowały wielkie kartony z naszymi rzeczami. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile mamy gratów, garów, kubeczków.
– A czy myślisz, że Konrad to zrozumie? To facet, przyjedzie, zobaczy, że nie jesteś gotowa, i pojedzie... – Zosia wymachiwała rękami, stojąc w miejscu, bo zrobienie kilku kroków było niemożliwe.
– Dobra, dobra, dziś mam wolne, to się za to zabiorę.
– Ja cię nie rozumiem. Dlaczego nie jesteś gotowa? Spakowałam już siebie i Pawła, prawie całą kuchnię, graty z salonu, łazienki. Pozostały tylko twoje rzeczy.
– Cześć, dziewczyny. – Słychać było trzaśnięcie drzwiami. – Ewka, jak idzie pakowanie? – Paweł wszedł do kuchni i spojrzał na mnie bardzo intensywnie. Po nocnym dyżurze wyglądał jak z katalogu. Ostatnio prawie mieszkał w szpitalu, a i tak nie było po nim tego widać.
– Dobrze, Paweł, dziś mam wolne, więc skończę pakowanie, zostało mi tylko kilka rzeczy. – Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jestem w totalnej rozsypce, że mi się nic nie chce i że nawet jeszcze nie zaczęłam.
Gdyby Zosia mogła zabijać wzrokiem, leżałabym już martwa. Przyjaciółka wpatrywała się we mnie z taką zaciekłością, że nie pozostawało mi nic innego, jak tylko iść do pokoju i zacząć się pakować, inaczej na serio zostawi mnie samą w tym domu. Tymczasem ona z Pawłem będzie mieszkać w pięknym apartamencie w zabytkowej kamienicy z tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego pierwszego roku, że o eleganckiej dzielnicy już nie wspomnę.
– Super, jutro rano przyjeżdża Konrad i chce, by wszystko było gotowe na czas. Mam jutro dzień wolny, więc myślę, że sobie poradzimy z tymi pudłami. Jak tam twoje samopoczucie, Ewa?
No wspaniale – pomyślałam – facet, którego kocham, pojechał na minimum trzy miesiące na drugi koniec świata, by leczyć biednych. Z jakąś śliczną laską, którą najwidoczniej zdążył poznać jeszcze przed swoim wyjazdem. W piątek idę na randkę ze Scottem. Decyzję tę podjęłam pod wpływem silnych emocji, które wywołał Olivier wysiadający z samochodu z piękną blondynką pod lotniskiem Heathrow. Może po spotkaniu ze Scottem choć trochę poprawi mi się humor.
– Super. – Nie miałam już sił tłumaczyć zawiłości mojego życia prywatnego.
– Mam nadzieję, że rozumiesz, że to, co zrobił Olivier, jest bardzo szlachetne, i nie będziesz się z tego powodu dąsać.
– Oczywiście, że rozumiem, to oczywiste, że nie będę się dąsać. – Nie mogłam się powstrzymać od sarkazmu. Nie ma to jak upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
– Ewa, o co ci chodzi? – Paweł spojrzał na mnie uważnie.
– O nic. – Wzruszyłam ramionami.
– Na pewno? Coś ty taka zła? – Paweł nie dawał za wygraną.
– Zdaje ci się. Nie jestem na nikogo zła. Idę do siebie i zacznę się pakować.
– Jak to zaczniesz się pakować?! – wrzasnął. – To znaczy, że nie jesteś jeszcze gotowa?
Po raz pierwszy nie miałam odwagi spojrzeć na Pawła, więc ruszyłam do swojego pokoju. Gdy otworzyłam dużą szafę, postanowiłam nie przejmować się składaniem ciuchów, tylko wrzucać je do kartonów. Co to za różnica, czy będą wygniecione, czy nie. Już po kilku chwilach miałam zawartość całej szafy w trzech pudłach.
– Ewa, pomóc ci? – zawołała Zosia z dołu.
– Nie trzeba, szafę mam już spakowaną. – Musze przyznać, iż po tej dłuższej chwili pakowania wpadłam w taki odprężający rytm, że postanowiłam wyrzucić wszystko z kartonów i jednak ładnie poskładać swoje ciuchy. W momencie gdy wszystkie rzeczy piętrzyły się na łóżku, do pokoju bez pukania weszła Zosia. Klasyka.
– Ewka, ja przez ciebie zwariuję! Dlaczego masz ciuchy porozwalane na łóżku?
– Miałam je w kartonie, ale były niepoukładane i stwierdziłam, że je ładnie ułożę, bo mam dużo czasu.
– Pomóc ci?
– Nie, Zosiu, nie trzeba. – Spojrzałam na przyjaciółkę, która już usiadła wygodnie w fotelu, spojrzała na mnie uważnie, wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Przecież sama kazałaś mu jechać do tej Kenii. Gdybyś mu tylko powiedziała, żeby nie jechał, to na sto procent by nie pojechał!
– Wiem i właśnie dlatego powiedziałam mu, by jechał. Zosia... – Usiadłam na łóżku, spojrzałam na nią i dokończyłam: – Mówiłam mu, że ma zacząć żyć beze mnie, że nie wiadomo, co z nami będzie, że nie chcę go widzieć takim smutnym. Poza tym jego wyjazd to wspaniała szansa dla tych biednych ludzi.
Jestem głupią egoistką, a do tego kłamię jak najęta – skrytykowałam się w myślach. Ale musiałam wziąć pod uwagę swoje rady, którymi tak hojnie obdarowałam Olivera i zacząć żyć na nowo.
– Ech, Ewka, ty coś kombinujesz.
– Ha, powiedz mi coś, czego nie wiem.
Pakowałam ubrania w kartony i gdy zajrzałam jeszcze do szafy, zauważyłam, że wrogu leży zwinięty czarny kłębek.
– No dobrze, skoro sobie radzisz, to idę, ale jakby co, to wołaj.
– Dobra.
Spojrzałam na wychodzącą Zośkę i odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi, poczekałam chwilę na wypadek, gdyby jednak chciała ponownie do mnie wejść. Gdy miałam pewność, że nie wróci – rzuciłam się do szafy, bo już wiedziałam, co tam leży. Nie pomyliłam się. Czarne zawiniątko w kącie szafy to marynarka Oliviera. Dał mi ją na balu walentynkowym, kiedy wyszłam na dwór, by z nim porozmawiać... Przytuliłam twarz do materiału i od razu napłynęły mi łzy do oczu. Poczułam zapach jego wody po goleniu. Złożyłam materiał i włożyłam do reklamówki, modląc się, by jego zapach tam pozostał. Gdy pakunek był gotowy, włożyłam go do pudła i zamknęłam je dokładnie, a potem zakleiłam czarną taśmą, którą przywiózł nam kilka dni temu wraz z pudłami pracownik Konrada.
I w tym momencie usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Patrycja, a niech to.
– Cześć, Patrycja, co słychać?
– Cześć, Ewa, u mnie nudy, a co u was ciekawego? Jutro mam wolne i chciałam się wprosić na kawę.
– Przykro mi, ale jutro będzie to trudne, ponieważ mamy zaplanowaną przeprowadzkę. – Usiadłam na łóżku, by chwilę odpocząć.
– Ooo, wspaniale, to może przyjdę jutro i pomogę?
– Serio? – Byłam bardzo zaskoczona jej chęcią pomocy, to zupełnie do niej nie pasowało.
– Pewnie, i tak nie mam nic do lepszego do roboty.
– Wspaniale, jeśli masz ochotę, to zapraszam, będzie nam bardzo miło.
– O której mam u was być?
– Konrad z firmą przewozową zjawi się rano, więc myślę, że jak przyjdziesz o wpół do dziewiątej, będzie doskonale.
– Nie ma sprawy, w takim razie będę jutro rano i przyniosę ze sobą kawę.
– Doskonale, dzięki, Patrycja, i do zobaczenia.
– Pa. – I rozłączyła się.
Ruszyłam do pokoju Zosi, by powiedzieć jej, że mamy dodatkowe ręce do pomocy w postaci Patrycji. Zapukałam dwa razy, usłyszałam „proszę” i weszłam do środka. Powiedzieć, że byłam zaskoczona, to za mało – byłam w szoku. Zosia miała chyba z dziesięć pudeł zapakowanych i równiutko poustawianych jeden na drugim w trzech rzędach. Jeden karton jeszcze stał otwarty. Każde pudło było dokładnie opisane.
– Łał, Zosia, widzę, że się przygotowałaś do przeprowadzki solidnie.
Przyjaciółka siedziała na łóżku i wkładała swoje kosmetyki do trzech różniących się wielkością kosmetyczek.
– Przecież ci mówiłam, że mam już wszystko spakowane. Tu stoją nasze rzeczy, w kuchni wszystko gotowe, Paweł pakuje jeszcze klamoty w przedpokoju. Salon jest już też spakowany. Mnie zostały tylko kosmetyki do schowania, dzisiejsze nasze ciuchy, ręczniki i parę innych drobiazgów.
– Zosiu, właśnie dzwoniła do mnie Patrycja i zaproponowała pomoc w przeprowadzce.
– No i super, każda para rąk się przyda. To nasza ostatnia noc w tym domu, Paweł zaraz pójdzie po wino, trzeba uczcić tę okazję. – Zosia spojrzała na pokój, na mnie i rzekła: – Dużo się tu zdarzyło.
– Tak, to prawda. – Od razu przypomniał mi się pierwszy wieczór w tym domu, Scott, który gasił pożar w moim pokoju.
Zosia wpadła w szaleńczy śmiech, no cóż, inaczej nie można było zareagować na to wspomnienie.
– W takim razie idę dalej się pakować, zostało mi jeszcze kilka rzeczy.
– W porządku, pod wieczór, jak już będziesz spakowana, zejdź do salonu na lampkę wina.
– Dziękuję, przyjdę z wielką przyjemnością.
Poszłam do siebie i powkładałam resztę rzeczy do kartonów, w sumie miałam ich sześć. Zostały jeszcze kosmetyki z łazienki, ale to nie powinno mi zająć więcej niż pół godziny. Byłam ciekawa, czy Oliver doleciał bezpiecznie na miejsce, więc wzięłam telefon i napisałam mu SMS-a:
Cześć, Olivier. Czy dojechałeś bezpiecznie? Wszystko u Ciebie w porządku?
Nacisnęłam „Wyślij” i czekałam na raport wysłania oraz doręczenia. Po chwili miałam wiadomość, że SMS został wysłany, ale nie dostarczony. Hm, może teraz Olivier jest zajęty.
By o tym nie myśleć, poszłam do łazienki. Pudło przeznaczone na kosmetyki z łazienki zostało wypełnione w parę minut. Zostawiłam sobie tylko kilka najpotrzebniejszych kosmetyków do spakowania na jutro, postawiłam karton na podłodze obok prysznica, w sąsiedztwie kartonów Zosi, po czym wróciłam do pokoju, by sprawdzić, czy Olivier odebrał mojego SMS-a. Status wiadomości: wysłana, niedostarczona. Jest pewnie bardzo zajęty – uspokajałam się w duchu.
Gdy już wszystkie moje rzeczy zostały spakowane, zeszłam do salonu, gdzie Paweł rozlewał do kieliszków musujący biały napój. Wypiliśmy po dwie lampki i postanowiliśmy iść wcześniej spać, by z samego rana być gotowymi na dzień pełen wrażeń. Nastawiłam sobie na wszelki wypadek budzik. Ósma rano wydawała się odpowiednią porą.
Status wiadomości – bez zmian.
Rano obudziłam się z bólem głowy. Na szczęście pogoda dopisywała, słońce ładnie świeciło, taka aura dodawała energii, a tego dziś potrzebowałam. Wyskoczyłam z łóżka, gotowa rozpocząć dzień. Ubrałam się szybko we wcześniej przygotowane ciuchy. Pościel, poduszki, koc, piżamę i kapcie spakowałam do kartonu. Z okazji przeprowadzki cała nasza trójka miała dziś i jutro wolne. Choć wiadomo, że przeniesiemy się w jeden dzień, ten drugi przyda się na aklimatyzację.
– Ewaaaa, wstaawajj!!! – Jak zwykle moja kochana Zosia.
– Już wstałam, zaraz schodzę! – krzyknęłam.
Nagle usłyszałam dźwięk SMS-a! Rzuciłam się do telefonu, bo miałam nadzieję, że to od Oliviera, ale okazało się, że od Scotta.
Hej, Ewa, czy kino w piątek Ci pasuje?
Daj znać...
I tyle.
Pasuje mi kino i cieszę się, że wreszcie wcześniej wiem, gdzie idę na randkę. Od razu odpisałam Scottowi.
Hej, Scott. Kino w piątek mi pasuje, daj znać, gdzie i o której godzinie. I najważniejsze: na jaki film.
Po chwili przyszła odpowiedź.
Kino Odeon w Covent Garden, osiemnasta. Idziemy na sensację?
– Ewa! – Zosia wydzierała się na całe gardło.
Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi. O nie! Wyleciałam z pokoju i zobaczyłam w przedpokoju Patrycję z czterema kubkami aromatycznej kawy z pobliskiej kawiarni włożonymi z specjalną tekturową podkładkę oraz papierową torbę. Zosia przywitała się z Patrycją i powiedziała:
– Kochana, ratujesz nam życie swoją pomocą, a do tego masz jeszcze kawę i świeże bułeczki! Dzięki wielkie!
– Nie ma za co, Zosia, nie mam co w domu robić, a może u was na coś się przydam. – Patrycja podała pakunki Zosi i powiesiła na wieszaku kurtkę i torebkę.
– Cześć, Patrycja. – Stanęłam obok niej. – Ale się przestraszyłam. Myślałam, że to Konrad.
– Konrad? – Patrycja uśmiechnęła się wesoło. – Czyżby to pan od przeprowadzki?
Z kuchni wyszedł Paweł, w koszulce i spodniach dresowych. Totalnie mnie zamurowało, kurczę, to on ma takie ciuchy w szafie? Szok.
– Cześć. – Podszedł do Patrycji, wyciągnął rękę i powiedział: – Jest mi bardzo miło cię poznać, wiele o tobie słyszałem.
– I wzajemnie. Nie wiedziałam, jakie kawy lubicie, więc wzięłam jedną czarną, dwie latte i jedną espresso. Mnie jest obojętne, podzielcie się między sobą – rzekła Patrycja.
– Wspaniale, ja jako rodzynek chcę espresso. Dziewczyny, chodźmy do kuchni, tam mamy jeszcze krzesła i trochę miejsca. Do przyjazdu Konrada jest jeszcze chwila.
Weszliśmy do kuchni, usiedliśmy przy stole, poczęstowaliśmy się kawą i zaczęliśmy rozmowę dotyczącą naszej przeprowadzki. Byliśmy nią bardzo podekscytowani, a do tego myślałam o czekającej mnie randce ze Scottem. Czułam się trochę nieswojo w towarzystwie Patrycji, przecież ona z nim mieszka, i pomimo iż nie są razem, sytuacja była krępująca. Musiałam dziś jej powiedzieć o Scotcie. O ile on sam jej nie powiedział. Mam nadzieję, że jednak nie.
– Ewa, halo, tu Ziemia. – Patrycja pomachała mi ręką przed oczami.
– Jestem, tylko się zamyśliłam.
– A gdzież to byłaś myślami? – Patrycja jak zwykle dociekliwa.
– W tysiącu miejsc – odpowiedziałam wymijająco. Z opresji wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
Spojrzałam na Zosię. To na pewno Konrad ze swoją ekipą. Wstaliśmy wszyscy i ruszyliśmy do przedpokoju. Paweł otworzył drzwi i przywitał się z młodym (o rannyyy!), bardzo przystojnym mężczyzną.
[...]