Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przez pięć lat może stać się wiele. To jednak za krótki czas na zapomnienie o prawdziwej miłości, która przytrafiła się niespodziewanie i odeszła boleśnie. Przypadek sprawia, że drogi Pauliny i Marcina na powrót się krzyżują. Znane powiedzenie mówi, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Czy dawni kochankowie spróbują raz jeszcze i dadzą sobie kolejną szansę? Czy serce Pauliny wybierze Norberta, który po cichu od lat się w niej podkochuje i wobec pojawienia się Marcina zaczyna walczyć o uczucie dziewczyny?
Skomplikowana. 5 lat później jest powrotem do historii lubianych przez Czytelników bohaterów, Pauli i Marcina. Mimo upływu lat ich relacja nie jest wcale mniej skomplikowana. Znów stają przed trudnymi decyzjami, emocjonalnymi rozterkami i strachem przed ponownym zawodem. Czy tym razem jest im pisany happy end?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 404
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opieka redakcyjna
Agnieszka Gortat
Redaktor prowadzący
Agnieszka Wójtowicz-ZającMonika Bronowicz-Hossain
Korekta
Agnieszka Wójtowicz-ZającAgata Czaplarska
Opracowanie graficzne i skład
Marzena Jeziak
Projekt okładki
Aleksandra Sobieraj
© Copyright by Borgis 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie I
Warszawa 2023
ISBN 978-83-67642-15-6
ISBN (e-book) 978-83-67642-16-3
Wydawca
Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis
Druk: Sowa Sp. z o.o.
Kochanemu mężowi RobertowiZ wyrazami miłości
SPIS TREŚCI
Wtorek 4 czerwca 2019 roku 9
Środa 5 czerwca 2019 roku 23
Czwartek 6 czerwca 2019 roku 31
Piątek 7 czerwca 2019 roku 39
Sobota 8 czerwca 2019 roku 43
Poniedziałek 10 czerwca 2019 roku 53
Wtorek 11 czerwca 2019 roku 67
Środa 12 czerwca 2019 roku 77
Piątek 14 czerwca 2019 roku 87
Sobota 15 czerwca 2019 roku 105
Piątek 21 czerwca 2019 roku 123
Sobota 22 czerwca 2019 roku 129
Niedziela 23 czerwca 2019 roku 137
Czwartek 27 czerwca 2019 roku 157
Niedziela 30 czerwca 2019 roku 165
Poniedziałek 1 lipca 2019 roku 175
Piątek 5 lipca 2019 roku 189
Sobota 6 lipca 2019 roku 201
Sobota 13 lipca 2019 roku 209
Niedziela 14 lipca 2019 roku 229
Poniedziałek 15 lipca 2019 roku 243
Środa 17 lipca 2019 roku 253
Czwartek 18 lipca 2019 roku 265
Czwartek 25 lipca 2019 roku 277
Piątek 26 lipca 2019 roku 293
Sobota 27 lipca 2019 roku 305
Niedziela 28 lipca 2019 roku 319
Poniedziałek 29 lipca 2019 roku 341
Wtorek 30 lipca 2019 roku 365
Środa 31 lipca 2019 roku 377
Czwartek 1 sierpnia 2019 roku 387
Piątek 2 sierpnia 2019 roku 405
Sobota 3 sierpnia 2019 roku 411
Środa 28 sierpnia 2019 roku 425
Sobota 14 września 2019 roku 433
Epilog 439
Od Autorki
Wielu z Was po przeczytaniu „Skomplikowanej” czuło niedosyt i pytało mnie o drugą część tej historii. I oto jest. Oddaję w Wasze ręce drugą część „Skomplikowanej”. Mam nadzieję, że z przyjemnością zagłębicie się w historię skomplikowanej, a przede wszystkim trudnej miłości Pauliny i Marcina. Kiedy napisałam pierwszą części mojej powieści, to wiedziałam, że nie mogę zostawić nieszczęśliwej miłości oraz moich bohaterów samych sobie, że muszę dokończyć ich historię. Kilka dni po zakończeniu pisania pierwszej części zaczęłam pisać drugą. Mam nadzieję, że czekacie na dalszy ciąg losów Pauliny i Marcina, z którymi bardzo mocno się zżyłam podczas tworzenia mojej powieści i którym bardzo mocno kibicowałam.
Dzisiaj z czystym sumieniem mogę przyznać, że Paulina będzie szczęśliwa. Tego możecie być pewni, ale czy z Marcinem? Tego nie zdradzę, tylko zaproszę Was do lektury kontynuacji mojej powieści. Mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu.
Tę książkę dedykuję mojemu mężowi Robertowi jako wyraz mojej miłości oraz podziękowanie za cierpliwość, pomoc oraz zrozumienie dla mojej pasji, jaką jest pisanie.
A teraz czas na podziękowania. Z całego serca pragnę podziękować mojemu mężowi, synkowi Fabiankowi, moim rodzicom oraz bratu za pomoc, motywację i wiarę w moje marzenia. Bez Was to wszystko by się nie udało.
Składam serdeczne podziękowania całemu zespołowi Wydawnictwa Borgis za każdą wskazówkę, pomoc, życzliwość, za piękne okładki do moich powieści, które oczarowały nie tylko mnie, ale również Czytelników. Zawsze będę powtarzała, że współpraca z Wami to czysta przyjemność.
Dziękuję Czytelnikom za to, że sięgają po moje książki i po historie w nich zawarte. Dzięki Wam moje pisanie ma sens.
Serdecznie zapraszam na mój instagramowy profil poświęcony książkom oraz mojej twórczości:
@justyna_p_glogowska_autor.
Dziękuję cudownym patronkom mojej powieści. Dziewczyny, jesteście wspaniałe. Z całego serca dziękuję za to, że jesteście i za wsparcie w tak ważnym momencie, jakim jest premiera mojej powieści – mojego trzeciego książkowego dziecka.
Kochani, życzę Wam miłej lektury oraz wielu wzruszających chwil spędzonych z moją powieścią.
Justyna Piec-Głogowska
WTOREK4 czerwca 2019 roku
– Gratulacje, pani Paulino. Byłem przekonany, że tak to się skończy – powiedział profesor Jarecki do Pauliny.
– Panie profesorze, dziękuję za wszystko. Za pomoc, dobre rady i czuwanie nad moją pracą doktorską. Stres był ogromny, ale było warto.
– Najważniejsze, że doktorat obroniony, a praca zachwyciła wszystkich. Wykonała pani w ostatnim czasie, ba, w ciągu ostatnich lat kawał ciężkiej pracy i dziś jest tego uwieńczenie. To jest pani ogromny sukces, pani doktor. Powinna pani dzisiaj świętować, a ma pani z kim – kontynuował profesor i spojrzał na jej rodzinę i przyjaciół.
– Jeszcze raz dziękuję.
– Widzimy się jutro w zakładzie, pani doktor.
Paulina była jeszcze w lekkim szoku. Długo dochodziła do siebie po stresie spowodowanym obroną pracy doktorskiej. Było to dla niej bardzo ważne wydarzenie. Zwieńczenie jej pracy z ostatnich pięciu lat, kiedy to rozpoczęła rezydenturę w Zakładzie Medycyny Sądowej. Przez ten czas wiele się nauczyła pod czujnym okiem profesora Jareckiego i profesor Jabłonowskiej. Oboje byli jej mentorami w pracy zawodowej. Często też wyjeżdżała do Berlina, aby tam prowadzić badania naukowe. To był trudny czas, ale też bardzo owocny naukowo. Teraz patrzyła na aulę, w której przed chwilą wygłaszała odpowiedzi na recenzje rozprawy doktorskiej. Dominowało uczucie dumy i ulgi, że ma już to za sobą. Sala powoli pustoszała. Zostali tylko Kaśka, rodzice, jej siostra Ania, kilku znajomych z uczelni, którzy jeszcze nie zdążyli złożyć jej gratulacji. Była też profesor Jabłonowska, która szła w jej kierunku.
– Kochana, jestem z ciebie bardzo dumna. Włożyłaś bardzo dużo pracy, aby być w tym miejscu, w którym jesteś dzisiaj – powiedziała profesor. – Świętuj, ale nie poprzestawaj na tym w swojej pracy. Możesz w życiu zajść bardzo daleko. Czuję to.
Paulina była zaskoczona jej słowami. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to tylko słowo „dziękuję”. W tym czasie Jabłonowska wyjęła z torby pudełeczko i wręczyła je Paulinie.
– Proszę, to mały upominek z okazji obrony doktoratu.
– Pani profesor, ale ja nie mogę tego przyjąć.
– Oczywiście, że nie może, ale musi pani doktor to przyjąć – odpowiedziała i uśmiechnęła się serdecznie.
Dziewczyna otworzyła pudełko i jej oczom ukazało się pióro z dedykacją.
– Bardzo dziękuję, ale skąd profesor wiedziała, że się obronię, przecież…
– Pani Paulinko, to było do przewidzenia. Teraz trzymam kciuki, aby skończyła pani doktor specjalizację z medycyny sądowej i trzeba myśleć o habilitacji.
– To jeszcze zajmie mi trochę czasu – powiedziała nieśmiało Paulina.
– Pamiętajmy, że czas płynie do przodu i z każdym dniem jesteśmy bliżej naszego celu.
Paulina pożegnała się z profesor i zaczęła rozmawiać z rodziną i znajomymi. Kiedy wychodziła z auli, odwróciła się ze smutkiem i pomyślała: „Szkoda, że ciebie nie może być tutaj. Teraz. Ze mną”.
Po wyjściu z gmachu uczelni rodzice zaprosili Paulinę na uroczysty obiad. Przypomniała sobie dawne czasy, kiedy we czwórkę chodzili na obiady albo lody. Wtedy wszyscy byli razem. To wspomnienie przywołało falę bardzo pozytywnych emocji. Najbardziej cieszył ją widok siostry, z którą ze względu na pracę zawodową widywały się rzadko. W ostatnim czasie potrzebowała jej bliskości. Bardzo zbliżyła je rozmowa o Marcinie sprzed czterech lat. Paulina początkowo nie chciała mówić o tym nikomu, ponieważ obawiała się pouczania. Rodzicom nie powiedziała o związku z Marcinem, ale zdecydowała się porozmawiać o tym z Anią. I ku jej ogromnemu zaskoczeniu siostra nie skrytykowała jej, nie pouczała. Po prostu wysłuchała i zrozumiała. Od tamtego czasu ich relacje były tak dobre jak za czasów, kiedy Ania jeszcze mieszkała w Warszawie.
Po obiedzie w restauracji rodzice pojechali do swojego domu, natomiast Ania zatrzymała się u Pauliny. Kiedy siostra brała prysznic, Paulina posmutniała na myśl o Marcinie. „Pomimo tak długiego czasu, który minął od naszego ostatniego spotkania, mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Nadal o nim myślę, nadal tęsknię. Nie było dnia, kiedy nie zastanawiałam się nad tym, czy do niego nie napisać. Przeraża mnie to czasami, że nadal coś do niego czuję. A minęło pięć lat. Pięć długich lat wypełnionych specjalizacją, badaniami naukowymi, wykładami na uczelni, przelotnymi związkami i myślami o nim. To jest przerażające i smutne zarazem”. Pamiętała każde ich spotkanie. Nie umiała wyrzucić z głowy jego dotyku, głosu, pocałunków. One wpisały się w jej DNA. Przez to tak naprawdę nie potrafiła nikogo pokochać. Tak prawdziwie, na dłużej. Miłość do Marcina ją blokowała. Była w dwóch związkach – z chirurgiem i z żołnierzem, ale oba zakończyły się rozczarowaniem. Każdy z nich był naprawdę cudownym mężczyzną, ale mieli jedną podstawową wadę: żaden z nich nie był Marcinem. Ta niepozorna rysa na ich wizerunku sprawiała, że Paula nie potrafiła zaangażować się w jakikolwiek związek. Był też Norbert. Przyjaciel idealny na wypad do kina lub na kawę. Nic więcej nie wchodziło w grę, mimo że mężczyzna skrycie na to liczył. Ona nie była gotowa na nowy związek. Tak przynajmniej dotychczas jej się wydawało. Te pięć lat po rozstaniu z Marcinem pod względem uczuć było nijakie. Skoncentrowała się na dawnej nieszczęśliwej miłości, która swym blaskiem rozbłysła tylko na chwilę niczym gwiazda. Później zgasła i zniknęła na wieki pochłonięta przez smutną rzeczywistość dnia codziennego wypełnioną pracą i doktoratem.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Ani:
– O czym tak rozmyślasz?
Paulina popatrzyła na nią smutnymi oczami. Ani wystarczyło jedno spojrzenie siostry, aby wiedzieć, co zaprząta jej głowę.
– Myślisz o nim, prawda? – powiedziała i gdy zobaczyła pytający wzrok siostry, dodała: – O Marcinie? – Paulina tylko kiwnęła głową i spojrzała przez okno. Ania podeszła do niej i mocno ją przytuliła. – Rozumiem, że cierpisz, ale nie możesz niszczyć tak pięknego dnia. Zdobyłaś stopień doktora. To ogromny sukces, a ty myślisz o nim.
– Nie potrafię o nim zapomnieć. Chciałabym, ale nie umiem.
– Paula, minęło tyle czasu. Może powinnaś pomyśleć o kimś innym?
– Szczerze, to nie wiem, czy chcę. Aniu, uczuć nie da się tak łatwo wyrzucić z głowy. Chciałabym, ale to niemożliwe.
– Oj, siostra, siostra. Nie chcę, abyś niszczyła sobie życie przez żonatego mężczyznę, przez uczucie, które było pięć lat temu. To niesprawiedliwe, że on ułożył sobie życie, a ty nie możesz poskładać siebie w jedną całość. Uciekłaś w świat nauki, badań. Dobrze. Ale nie zapominaj, że istnieje jeszcze coś takiego jak życie prywatne, do którego masz prawo.
– Wiem, ale…
– Obiecaj mi, że postarasz się o nim zapomnieć i ułożyć sobie życie bez tego Marcina. Myślenie o nim cię niszczy.
– Obiecuję – odpowiedziała niemal szeptem Paulina i uśmiechnęła się do siostry. To był tylko pozorny uśmiech. Przez ostatni czas nauczyła się udawać, że jest szczęśliwa. Można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że niemal do perfekcji opanowała tę sztukę. Na szczerość zdobywała się tylko przed sobą, kiedy zostawała sama. Wtedy konfrontowała się ze smutkiem i tęsknotą, jakie po sobie zostawił Marcin. Jej wnętrze było niczym ziejąca otchłań, do której nie docierał nawet nikły promyk nowej miłości.
– Taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje, a tymczasem otwieramy wino i świętujemy.
Dziewczyny rozsiadły się na dywanie w salonie i wspominały czasy dzieciństwa.
– A pamiętasz tego twojego kolegę, który mieszkał nad nami i który codziennie zostawiał ci kartki z serduszkami pod drzwiami? – zapytała Paulina.
– Pamiętam, daj spokój. Jak on miał na imię?
– Karol.
– Pamiętasz, jak on miał na imię? Jesteś niesamowita.
– Tak. Ostatnio go widziałam, przyjechał w odwiedziny do mamy. Niezły przystojniak z niego.
– To jego mama tutaj nadal mieszka?
– Pewnie, że tak. Prawie codziennie się z nią widuję.
– Dawno mnie nie było. Wiele się tutaj zmieniło – powiedziała Ania.
– Taki z tego morał, że musisz częściej przyjeżdżać. A może wrócisz do Warszawy?
– No co ty. We Wrocławiu jestem ustawiona zawodowo, a tutaj musiałabym zaczynać wszystko od nowa.
– Wiem – westchnęła Paula i upiła łyk wina.
I tak minął cały wieczór. Kiedy położyły się spać, Paulina nie mogła zasnąć. Myślała o tym, co powiedziała jej siostra. „Może najwyższy czas, aby zapomnieć o nim. Powinnam ułożyć sobie życie. Mało to jest wolnych mężczyzn na świecie? Może powinnam poważnie pomyśleć o Norbercie”. Miała mętlik w głowie, a wypite wino nie pomagało jej w podjęciu decyzji. „Najważniejsze, że obroniłaś doktorat. Od dzisiaj jesteś doktorem nauk medycznych” – pomyślała i przytuliła się do poduszki.
*
Marcin czekał na komendzie na Artura, który za chwilę miał kończyć zmianę. Odkąd zaczął pracować w wydziale dochodzeniowo-śledczym, prawie nie widywał się z przyjacielem. Brakowało mu wspólnej pracy z Arturem, ale coś za coś. Spełnił marzenie o pracy w dochodzeniówce, ale nie miał już tyle czasu na pielęgnowanie starej przyjaźni. Dzisiaj mieli wyskoczyć razem na obiad do pobliskiej restauracji.
– Cześć stary, przepraszam za spóźnienie.
– Cześć, Artur. Komu jak komu, ale mnie nie musisz tłumaczyć – odpowiedział z uśmiechem Marcin.
– Cieszę się, że możemy w końcu pogadać – stwierdził Artur i poklepał przyjaciela po plecach.
– Uwierz mi, że też się z tego cieszę. To co, idziemy na obiad na Kruczą?
– Pewnie, jak za starych dobrych czasów.
– Tęsknię za naszą wspólną pracą – wyznał Marcin. – Może przejdziesz do nas?
– O nie. Chyba powoli mam dosyć pracy w policji.
Marcin zatrzymał się na chwilę. Był zaskoczony jego słowami.
– Co ty opowiadasz?
– No tak. Może już zwyczajnie się starzeję.
– Teraz to wymyśliłeś, Artur – odparł Marcin i ruszył w stronę restauracji ponaglany przez przyjaciela.
– Od pewnego czasu zaczynam myśleć o emeryturze.
– Ty? Niemożliwe – stwierdził Marcin i obrzucił bacznym spojrzeniem przyjaciela, gdy wchodzili do restauracji.
– Jestem już zmęczony – odparł obojętnie Artur i szybko zmienił temat. – Lepiej powiedz, jak tobie się pracuje.
– Szczerze, to dobrze. Jestem zadowolony.
– Dużo przesiadujesz w pracy. Chłopaki mi o tym mówiły.
– No tak. Co mam innego robić? – stwierdził Marcin i blado się uśmiechnął. – I tak za długo siedzę w pustym domu, kiedy mam wolne.
Artur zamyślił się i po chwili bez ogródek zaczął:
– Słuchaj, nie myślałeś o tym, aby nawiązać kontakt z Pauliną? Teraz jesteś wolny. Jedynym zobowiązaniem jest Gucio, którego ona zna.
– Artur, było, minęło. – Machnął ręką i postanowił nie drążyć tego tematu. – Lepiej pomyślmy, co zamówić na obiad.
Gdy Artur zastanawiał się nad zamówieniem, Marcin myślał o tym, co powiedział przyjaciel. „Nie było dnia, kiedy nie myślałbym o niej. Nie raz chciałem do niej zadzwonić, ale nie miałem odwagi. Poza tym minęło pięć lat. Paula z pewnością ułożyła już sobie życie”.
– Wybrałeś już coś? – zapytał Artur.
– To co zawsze – odpowiedział zdawkowo. Nie chciał się przyznać, że zamiast przeglądać menu myślał o dawnej miłości. Niestety Artura nie był w stanie oszukać.
– Więc?
– Nie rozumiem.
– Może napisz do Pauliny. Zapytaj, co u niej. Wybadasz sprawę i będziesz miał czarno na białym.
– A ty ciągle o tym – powiedział zniecierpliwiony Marcin, choć tak naprawdę myślał o tym samym. Nie było dnia, aby tego nie analizował. Wiele razy miał napisaną gotową wiadomość, tylko po to, aby ją skasować. Brakowało mu odwagi, aby odnowić kontakt z Paulą, pomimo że codziennie cierpiał z tego powodu.
– Widzę, jak cię to gryzie. Początkowo myślałem, że ci to przejdzie, że to tylko zauroczenie, ale dziś widzę, że ty ją nadal kochasz, pomimo czasu, który minął.
– Kocham Paulinę i tęsknię za nią – wyznał bez zbędnych ogródek Marcin. – Może masz rację, że powinienem się do niej odezwać.
– Nic na tym nie tracisz, a możesz tylko zyskać.
„Tylko jak ja mam do niej napisać po takim czasie? Mogło się tyle zmienić w jej życiu. Może ma męża i dziecko. Może zmieniła numer telefonu. Może…” Marcin miał wrażenie, że myśli za chwilę rozsadzą mu głowę.
– Julia nadal utrudnia ci kontakty z Guciem? – zapytał Artur.
– Ostatnio jest lepiej. W ten weekend Gucio będzie u mnie. Będę mógł z nim spędzić trochę czasu. I on, i ja potrzebujemy więcej czasu dla siebie.
– Julia nadal jest z Piotrem, tak?
– Tak, szczęśliwa rodzinka z ich córeczką.
– A ty miałeś wyrzuty sumienia. Popatrz, a ona zrobiła sobie z nim dziecko i jeszcze początkowo wmawiała, że to twoje. Wiele spodziewałbym się po niej, ale nie tego. Zaskoczyła mnie wtedy. Serio.
– Zastanawiam się, jak długo zamierzała mnie okłamywać.
– Pewnie do momentu, jak rzuciłeś podejrzenia na Piotra w sprawie wypadku Walczewskiego – stwierdził Artur i dodał po chwili: – Swoją drogą szkoda, że nie udało mu się wtedy postawić zarzutów.
– Było za mało dowodów. Zresztą prokuratura też zrobiła swoje.
– Zamiotła sprawę pod dywan – westchnął Artur i po chwili zapytał: – A masz kontakt z Walczewskim?
– Tak. Sprzedał udziały w firmie Piotrowi. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
– Nie dziwię się. Omal nie przypłacił tego życiem.
Restauracja powoli pustoszała. Zostali już tylko Marcin i Artur.
– Chyba powinniśmy się zbierać – stwierdził Marcin, rozglądając się wokół.
– Masz rację. Trochę się zasiedzieliśmy – odpowiedział Artur, patrząc na zegarek.
Wracając na parking przy komendzie, Marcin zapytał:
– Naprawdę chcesz odejść z policji?
– Tak. Myślę o własnym biznesie, to znaczy Marysia myśli, a ja bym jej w tym pomógł.
– Rozumiem, ale przemyśl to jeszcze.
Pożegnali się i każdy wsiadł do swojego samochodu.
Marcin wracał do domu. Pustego mieszkania na warszawskich Włochach. Po rozwodzie z żoną, a tak naprawdę w momencie odkrycia romansu Julii i Piotra, wyprowadził się z ich wspólnego domu. Początkowo wynajmował mieszkanie na Mokotowie, a później kupił to na 1 Sierpnia. Rozwód dostał bardzo szybko, bez orzekania o winie. No cóż, gdyby się uparł, to sąd uznałby winę Julii za rozpad ich małżeństwa. Idealnym dowodem i owocem zdrady jego żony była córka Piotra, jednak Marcin nie chciał tego robić, ponieważ sam nie był w porządku wobec żony, o czym ona oczywiście nie wiedziała. Julia nigdy nie dowiedziała się o Paulinie. Nawet nie domyśliła się, że z kimś się spotykał, taka była pochłonięta romansem z Piotrem. Pamiętał, jak się wściekła, kiedy odkrył ich romans. Pretensje powinna mieć tylko do siebie, ponieważ zostawiła telefon i akurat w tym momencie przyszła wiadomość od Piotra, w której zapytał, kiedy zobaczy się ze swoją córeczką. Pomimo upływającego czasu pamiętał, jakby to było dziś, kiedy czytał ich konwersację. W jaki sposób o nim pisali. To było dla niego przykre. Bardzo mocno go to zabolało. Byłoby mu wtedy łatwiej, gdyby miał przy sobie Paulinę, ale oni dosłownie trzy miesiące wcześniej się rozstali. Julia od razu zażądała rozwodu, a później sytuacja skomplikowała się, ponieważ Marcin ze śledczymi miał dowody na to, że Piotr był zamieszany w wypadek Walczewskiego. Jednak dowody były za słabe, a Piotr miał znajomości w prokuraturze i udało mu się wywinąć. „Julia była wtedy wściekła. Jak tylko mogła, utrudniała mi kontakty z synem, ale później Gucio zaczął jej trochę przeszkadzać i dzięki temu coraz częściej mogłem się z nim spotykać. To był trudny czas dla mnie. Nie miałem głowy, aby napisać do Pauliny. A im więcej czasu upływało od naszego ostatniego spotkania, tym ciężej było cokolwiek zrobić” – wspominał. Był tak zmęczony rozmyślaniem o swoim nieudanym małżeństwie, że po wejściu do mieszkania wziął prysznic i położył się do łóżka.
ŚRODA5 czerwca 2019 roku
Paulina weszła do budynku Zakładu Medycyny Sądowej. Nie spodziewała się, że w pokoju socjalnym będzie czekała na nią niespodzianka. Współpracownicy przygotowali dla niej słodki upominek i kwiaty.
– Dziękuję wam. Jesteście cudowni – powiedziała zaskoczona i przyjęła gratulacje.
Dzień w pracy zaczął się dobrze, nic jednak nie zwiastowało, że skończy się on smutno.
W międzyczasie dziewczyna podpisywała dokumenty, które przekazała profesor Jabłonowskiej.
– Chyba czas na zmiany, pani Paulinko. – Spojrzała pytająco na profesor. – Mam na myśli zmianę pieczątki.
– Ach, tak. Całkowicie o tym zapomniałam – odpowiedziała zaskoczona.
Po pracy zamierzała wstąpić do mieszczącego się po sąsiedzku sklepu papierniczego, w którym można było wykonać pieczątki. Późnym popołudniem do zakładu wpłynęło zgłoszenie od policji, że znaleziono w śmietniku zwłoki noworodka. Policja poprosiła o dokonanie wstępnych oględzin, a następnie o wykonanie sekcji zwłok i innych koniecznych badań. Paulina nie pojechała na miejsce zdarzenia, ale wiedziała, że to jej w udziale przypadnie zbadanie tego przypadku. To była pierwsza tego typu sprawa w jej życiu zawodowym dotycząca tak małego dziecka. Na samą myśl było jej słabo. „Paula, uspokój się. Zachowaj pełen profesjonalizm. To część twojej pracy” – pomyślała w oczekiwaniu na przyjęcie sprawy. Mijały długie minuty, pół godziny, później kolejne i kolejne. Czas dłużył się niemiłosiernie. „Dlaczego to tak długo trwa?” – niecierpliwiła się, chociaż doskonale znała procedury w tego typu przypadkach. Zdawała sobie sprawę, że to normalne. Wszystko wymagało czasu, zanim każdy zakończy swoją pracę i zostaną zabezpieczone ślady.
– Denerwujesz się, prawda? – Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Jabłonowskiej.
– Tak. To moja pierwsza taka sprawa.
– Spokojnie, dziecko. Pomogę ci. Przebrniemy przez to razem.
Paulina uśmiechnęła się blado. Odetchnęła z ulgą, że nie zostanie z tym sama.
– Badania dotyczące dzieci tak małych, jak noworodki, są bardzo trudne. Bardzo mocno obciążają psychicznie.
Podczas ich rozmowy wszedł profesor Jarecki.
– Przywieziono właśnie ciało tego dzieciątka. Myślę, że…
– Tak, już idę, panie profesorze – powiedziała Paulina.
– Pójdę z wami – stwierdziła profesor Jabłonowska.
Paulina była zdruzgotana widokiem małego ciałka noworodka. Nie mogła dojść do siebie po tym, co zobaczyła, mimo że śmierć i badania zwłok były dla niej czymś normalnym. Była to jej praca. Obcowanie ze śmiercią stanowiło jej codzienność. Jednak dzisiejszy widok bardzo ją uderzył.
– Sekcję zaplanowałem na jutro – powiedział profesor. Jego głos unosił się jak echo. Paulina nie była w stanie nic odpowiedzieć.
– Pani doktor, jeżeli nie chce pani przeprowadzać badania, to nie musi pani, jeżeli jest to…
– Nie, profesorze. Poradzę sobie. Muszę przez to przejść, jeżeli chcę być profesjonalistką w swoim zawodzie – powiedziała obojętnie Paulina. To były tylko pozory. We wnętrzu jej szczupłego ciała wrzały emocje, a do oczu napływały łzy.
– Michał, ja jutro pomogę Paulince – powiedziała profesor Jabłonowska.
– Dobrze, w takim razie jutro będziemy musieli się z tym zmierzyć – stwierdził i dodał po chwili bezdźwięcznej ciszy: – Najprawdopodobniej przyczyną śmierci było zatrzymanie oddechu w wyniku uduszenia.
Te słowa już nie dotarły do Pauliny, która patrzyła na dziecko i nie mogła się otrząsnąć po tym wszystkim. „Jakim trzeba być człowiekiem, aby zrobić coś takiego dziecku, swojemu dziecku. Bezbronnej istocie. Nie, to już nie jest człowiek. To bestia” – myślała, patrząc na małą rączkę noworodka. „Taki mały, bezbronny człowiek. Taki kruchy, delikatny. Życie jest niesprawiedliwe. Jedni pragną dziecka i nie mogą go mieć, a inni je mają i zabijają”.
– Pani Paulino, idziemy – powiedział profesor Jarecki, ale tego też nie słyszała. Była pogrążona we własnych myślach. Profesor powtórzył: – Pani doktor, na dzisiaj kończymy.
– Tak, już idę – odpowiedziała zamyślona i nakryła ciało dziecka prześcieradłem.
Po wyjściu z zakładu poszła niczym robot zamówić nową pieczątkę, a w drodze powrotnej do domu oddzwoniła do Kaśki. Przyjaciółka próbowała się z nią skontaktować kilka razy.
– No cześć, Paula, dzwoniłam do ciebie.
– Cześć, Kaśka. Nie mogłam odebrać. Co tam?
– Boże, jaki ty masz głos. Coś się stało?
– Nie, to znaczy, tak. Nieważne, chodzi o pracę.
– Myślałam, że dzisiaj poświętujemy. Obiecałaś mi – powiedziała Kaśka.
– Zapomniałam z tego wszystkiego. Nie mam dzisiaj nastroju na świętowanie. Czeka mnie jutro ciężki dzień w pracy. Przywieźli nam zwłoki noworodka, więc sama rozumiesz.
– Rozumiem. Nie zawracam ci głowy. Spotkamy się innym razem.
– Może w piątek lub w sobotę. Zobaczymy – powiedziała zrezygnowana Paulina i dodała po chwili: – Nie gniewaj się na mnie.
– Nie gniewam się na ciebie. No co ty.
– Dziękuję za wyrozumiałość.
– Trzymaj się, Paula.
– No pa, Kaśka – odpowiedziała bardziej z grzeczności niż chęci i rozłączyła się.
Była tak pochłonięta pracą, że zapomniała o tym, że zaledwie wczoraj obroniła doktorat. Wydawało jej się, że to było całe lata temu. Wciąż myślała o jutrzejszym dniu w pracy i o noworodku. Gdy weszła do mieszkania, natychmiast pobiegła do łazienki i zaczęła wymiotować. Gdy przemywała twarz, spojrzała w lustro i zaczęła płakać. Zastanawiała się, co musiało czuć to dziecko. Jak mogło dojść do czegoś tak okropnego? Na samą myśl o jutrze było jej słabo.
„Paula, musisz się z tym zmierzyć. To pierwsza taka sprawa, ale z każdą kolejną będzie łatwiej” – pocieszała się. Nie miała ochoty na jedzenie kolacji. Wzięła prysznic i położyła się spać, ale sen nie przychodził, a gdy w końcu zasnęła, to śniły jej się małe dzieci.
*
– Póki co i tak nic więcej nie zrobimy w tej sprawie, musimy czekać na wyniki sekcji zwłok i badania genetyczne – powiedział Marcin, przeglądając dokumenty.
– Sekcję robi Zakład Medycyny Sądowej na Oczki, tak? – zapytał Norbert bardziej z przyzwyczajenia niż zainteresowania.
– Tak.
Marcin przez samą nazwę zakładu pomyślał o Paulinie. „Ciekawe, czy jeszcze tam pracuje? A może wyprowadziła się z Warszawy? Coraz częściej o niej myślę i coraz bardziej mam ochotę do niej napisać”.
– Mam tam koleżankę. Jak nic nie ruszy się do jutra, to do niej zadzwonię. Może powie nam coś więcej.
– Nie wiedziałem, że masz takie znajomości.
– A no mam. Poznałem ją, jak byłem po ekspertyzę, a ona zaczynała pracę w pracowni genetycznej. To było ze trzy lata temu. I od tego czasu utrzymujemy ze sobą kontakt.
– Rozumiem. Pozostaje nam czekać do jutra – stwierdził Marcin, odrywając się od papierów, i dodał po chwili: – Myślałem, że nic nie zaskoczy mnie w tej pracy, ale dzisiaj to był dla mnie szok. Kolejny w życiu.
– Dla mnie również. Niby można się do tego przyzwyczaić, ale chyba nie potrafię – wyznał Norbert.
– Ja jestem ojcem, więc dla mnie jest to nie do pomyślenia. Musimy znaleźć winnych i ich za to ukarać.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że będzie ciężko? Nie mamy tak naprawdę nic. Jeżeli osoba, która to zrobiła, nie zgłosi się sama nękana wyrzutami sumienia, to obawiam się, że ta sprawa może pozostać nierozwiązana.
– Nawet tak nie mów. Nie ma zbrodni doskonałej – stwierdził Marcin, pakując swoje rzeczy.
– Mam nadzieję, że masz rację. Do jutra – odpowiedział Norbert i wyszedł z biura.
Norbert był policjantem, który od samego początku pracował w wydziale dochodzeniowym. Miał trzydzieści kilka lat. Marcin dobrze się z nim dogadywał i lubił z nim pracować. Mimo że już dosyć długo pracowali ze sobą, tak naprawdę niewiele wiedzieli o swoim życiu osobistym. Kędzierski nie wnikał w życie Norberta, a on w jego. Zresztą Marcin nie miał się czym chwalić. Jego życie rodzinne umarło na długi czas zanim poznał Paulinę, a romans Julii na strzępy rozerwał małżeństwo, które i tak istniało już tylko na papierze, sztucznie utrzymywane przez wzgląd na syna. Po wyjściu Norberta jeszcze raz przemyślał słowa przyjaciela. Postanowił napisać do Pauliny. Miał już gotową wiadomość, ale w ostatnim momencie ją skasował. „To nie ma sensu” – pomyślał i wyszedł z pokoju.
CZWARTEK6 czerwca 2019 roku
– Paulinko, byłaś bardzo dzielna – powiedziała profesor Jabłonowska po skończonej sekcji zwłok noworodka.
– Starałam się, ale to dla mnie ciężkie doświadczenie – odpowiedziała smutno. Wolałaby nigdy więcej w czymś takim nie uczestniczyć, ale wiedziała, że nie będzie to możliwe. To była jej praca i musiała do niej podchodzić profesjonalnie, ale w takich momentach cała ta otoczka stworzona z szeroko wpojonego podczas studiów profesjonalizmu znikała i do głosu dochodziły emocje, które nigdy nie były dobrym doradcą. Odgoniła od siebie resztki wątpliwości i po chwili zaproponowała: – Zajmę się protokołem i prześlę go do policji.
– Dobrze. Sprawę prowadzi Komenda Rejonowa Śródmieście, tutaj, przy ulicy Wilczej.
„Czyli tam, gdzie pracował Marcin, kiedy się spotykaliśmy” – pomyślała i przypomniała sobie przystojnego policjanta. Jak w kalejdoskopie przez jej głowę przeleciały migawki spotkań z Marcinem. „Ciekawe, czy jeszcze tam pracuje? A może przeszedł do kryminalnych? Wypytam o niego Norberta przy najbliższej okazji. Aż dziwne, że do tej pory na to nie wpadłam”. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego wcześniej tego nie zrobiła. Może obawiała się prawdy i wolała żyć w nieświadomości, że dawna miłość przez ten czas była tak blisko niej? Norbert z pewnością znał Marcina, choćby tylko z widzenia, mijając go na korytarzu komendy. Oczywiście pod warunkiem, że ten drugi jeszcze pracował przy Wilczej, co nie było już tak pewne. Przez te kilka lat mógł zmienić miejsce pracy i zamieszkania. Pomimo niewielkiej odległości, która ich dzieliła, nigdy nie spotkała niebieskookiego policjanta. Była to zasługa nadmiaru obowiązków, ale również częstych wyjazdów do Berlina.
Po napisaniu protokołu Paulina przyniosła go Jabłonowskiej.
– Co tam, Paulinko?
– Chciałam, aby pani profesor rzuciła okiem na protokół.
– Jestem pewna, że jest dobrze napisany, ale skoro prosisz, to zerknę.
Profesor czytała protokół, zatrzymała się przy pieczątce i uśmiechnęła.
– Wszystko jest w jak najlepszym porządku – powiedziała i dodała: – Widzę, że pieczątka zmieniona.
– Zgodnie z zaleceniami pani profesor – odpowiedziała z uśmiechem Paulina.
– W takim razie przekażemy protokół policji, a resztę wyników i ostateczną ekspertyzę wykonamy w przyszłym tygodniu.
Paulina przesłała protokół do komendy i powoli szykowała się do wyjścia z pracy.
– Paulinko, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
– Tak?
– Postanowiłam, że popracuję do końca tego roku, a później odchodzę na zasłużoną emeryturę – powiedziała szczerze Jabłonowska.
– Ale dlaczego? – Paulina nie dowierzała. – Przecież jeszcze kilka lat może pani profesor popracować.
– Myślę, że to odpowiedni czas na odpoczynek.
– Ale ja nie wyobrażam sobie pracować tutaj bez profesor.
– Kochanie, umiesz bardzo wiele. Poradzisz sobie. W razie pytań jest przecież profesor Jarecki. Ja swoją misję już wykonałam – powiedziała spokojnie Jabłonowska i dodała: – Moją ostatnią misją byłaś ty. Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, od razu wiedziałam, że jesteś odpowiednią osobą na to stanowisko. Założyłam sobie, że muszę jak najlepiej wprowadzić cię w pracę tutaj. Jak widzisz, ty w tym czasie skończyłaś specjalizację z patomorfologii, zaczęłaś z medycyny sądowej i obroniłaś doktorat. Moją misję uważam za zakończoną pomyślnie.
Paulina słuchała wypowiedzi kobiety lekko zmieszana.
– Dlaczego to wszystko pani profesor robiła dla mnie? Przecież mogła pani wyjść z założenia, że niech się młoda uczy sama i rzucić mnie na głęboką wodę.
– Nie chciałam tego robić, bo nie zawsze jest to dobra metoda. W taki sposób można zrazić młodego człowieka do zawodu – mówiła. – Ja takich metod nie popieram i nie stosuję, a wychowałam już kilku bardzo zdolnych patomorfologów. W tobie zauważyłam ogromny potencjał i determinację. Zresztą nie tylko ja, również profesor Jarecki. Znałam cię na długo, zanim zaczęłaś tutaj pracę.
Paulina zaniemówiła i pytająco spoglądała na profesor. Nie za bardzo rozumiała sens słów, które przed chwilą usłyszała.
– Znałam cię z opowieści profesora Jareckiego, więc kiedy zobaczyłam cię wtedy pierwszego dnia u nas w pracowni, byłam pewna, że to ty, zanim nasza sekretarka cię przedstawiła – kontynuowała i uśmiechnęła się do Pauli.
– Dziękuję – wydukała Paulina. Tylko tyle była w stanie powiedzieć. Tak bardzo była zaskoczona tym, co usłyszała od swojej mentorki.
– Jesteś bardzo mądrą kobietą i daleko zajdziesz w życiu. A teraz wracajmy do domu. Należy nam się trochę odpoczynku.
Paulina tylko przytaknęła i pożegnała się z Jabłonowską.
W drodze do domu rozmyślała o jej odejściu. „Uwielbiam tę kobietę i nie wyobrażam sobie, że już niedługo nie będę z nią pracowała. Jest dla mnie bardzo ważną osobą, nie tylko w życiu zawodowym, ale i osobistym. Jest dla mnie jak babcia. Pamiętam ten dzień, kiedy byłam w totalnej rozsypce, a dół psychiczny, w jaki wpadłam, zdawał się nie mieć dna. Wtedy ona spokojnie ze mną porozmawiała. Opowiedziałam jej historię mojego romansu z Marcinem. Powiedziała wtedy, że każdemu może się coś takiego zdarzyć. Nawet tak wspaniałej kobiecie jak Maria Skłodowska-Curie. Rozbawiła mnie tą uwagą. Do dziś na myśl o tym, co powiedziała, mimowolnie się uśmiecham. I teraz miałoby jej nie być przy mnie? Ona jest moją mentorką w pracy, moją opiekunką. Liczyłam skrycie, że jeszcze kilka lat będę miała zaszczyt z nią pracować, a tu taka niespodzianka. Niemiła. Zdaję sobie sprawę z tego, że profesor Jabłonowska ma swoje lata, ale jest w świetnej formie i mogłaby jeszcze wiele lat pracować. Może jednak zmieni zdanie? Może to tylko chwilowa słabość?” – łudziła się. Po powrocie do domu postanowiła zrobić sobie porządny trening biegowy. Miała trochę wyrzuty sumienia, że w ostatnim czasie zaniedbała bieganie, ale przygotowania do doktoratu wymagały czasu i wielu wyrzeczeń, nawet w postaci chwilowej rezygnacji z ukochanej pasji, jaką dla niej było bieganie. Podczas treningu myślała o minionym dniu pracy. Jej głowę wypełniały myśli dotyczące tego małego dzieciątka, które badała. Nie dawało jej to spokoju. Analizowała, jak mogło dojść do tak okropnego zdarzenia. „Można było oddać to dziecko do okna życia, a nie zabijać. Można było dać mu życie w innej rodzinie, dać mu szansę, a nie to życie odbierać. Jestem w stanie wiele zrozumieć, ale ciężko jest mi sobie to wyobrazić, trudno znaleźć mi wytłumaczenie takiego postępowania”. W tym momencie myśli Pauliny wpadły na zupełnie inny tor. Przypomniała sobie ten strach, kiedy podejrzewała, że może być w ciąży z Marcinem. Doskonale pamiętała to uczucie, pomimo że minęło tyle czasu. „Dzisiaj inaczej podeszłabym do tego” – pomyślała. „Patrząc z perspektywy czasu, to żałuję, że nie byłam wtedy z nim w ciąży. Kto wie, jakby potoczył się nasz związek. Być może nie byłabym dzisiaj specjalistą patomorfologiem i doktorem nauk medycznych, ale miałabym dziecko. Cząstkę Marcina tylko dla siebie i z pewnością miałabym okazję się z nim widywać, a tak nawet nie wiem, co u niego słychać. Kiedyś byliśmy tak blisko, a dziś nie utrzymujemy nawet nikłego kontaktu. Czasami żałuję, że nie napisałam przez ten czas do niego nawet życzeń na święta. Wiem, on też mógł się do mnie odezwać, ale to ja, jak dobrze pamiętam, zakończyłam nasz związek, a on moją decyzję uszanował. Pamiętam, jak Marcin nie chciał naszego rozstania, ale ja wtedy nie widziałam innego wyjścia. Dziś może podjęłabym inną decyzję”.
Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się pod swoim blokiem, tak bardzo zagalopowała się w swoich rozważaniach. Wpadła do mieszkania, spojrzała w lustro w korytarzu i pomyślała: „No cóż, było, minęło. Nie ma sensu rozdrapywać starych ran, ponieważ nigdy się nie zagoją, a ja chciałabym ruszyć do przodu z moim życiem osobistym, przynajmniej w takim samym stopniu, jak teraz w życiu zawodowym. Czas na zmiany. Może powinnam otworzyć się na nowe uczucie, jak twierdzą Ania i Kaśka. Myślę, że dziewczyny mają sporo racji, tylko czy ja jestem na to gotowa? Gotowa na miłość. Czy będę potrafiła zapomnieć na dobre o Marcinie i zaangażować się w coś nowego? Czy dam radę nie porównywać każdego napotkanego mężczyzny z idealnym Marcinem? Tylko że on nie był tak idealny, za jakiego ja cały czas go uważam. Wiele mogę mu zarzucić, na przykład kłamstwo, ale nie to, że był wobec mnie nieodpowiedzialny. Wiem, a przede wszystkim czuję to, że szczerze mnie kochał. Ja jego też, ale los wywinął nam psikusa. Dał nam miłość, ale zapomniał dać ku temu odpowiednie warunki. Powinnam raz na zawsze o nim zapomnieć. Dla mojego dobra”. Do odbicia w lustrze powiedziała głośno:
– Dla dobra mojego, Marcina i całego świata, a już na pewno dla wszystkich kandydatów na stanowisko mojego męża.
PIĄTEK7 czerwca 2019 roku
– Wysłali nam protokół z sekcji tego dziecka. O, i nawet Paulina go wykonywała, tak coś czułem – mówił Norbert, przeglądając dokumenty przesłane z Zakładu Medycyny Sądowej. Po chwili dodał: – No, nawet się nie pochwaliła, że obroniła doktorat.
– O kim ty tak mówisz? – zapytał zaskoczony Marcin.
– Opowiadałem ci ostatnio o mojej koleżance, która pracuje na Oczki.
– No tak, ale co w związku z tym?
– Właśnie wysłała nam protokół z sekcji zwłok. Chcesz przejrzeć?
– Jasne – odpowiedział Marcin i zajął się przeglądaniem dokumentu. Na końcu spojrzał, kto autoryzował protokół i wpadł w osłupienie. Był tak mocno zszokowany, że nie słyszał, co mówi do niego Norbert.
„Dr n. med. Paulina Pietrzykowska” – czytał. Jego myśli galopowały w szaleńczym tempie. Były zdyszane niczym zwierzyna po długim pościgu. Nie nadążał za nimi. „To ona. Zrobiła doktorat i nadal ma panieńskie nazwisko” – nerwowo analizował. W jego sercu obudziła się długo skrywana nadzieja. Nie sądził, że jeszcze istnieje. Musiała schować się głęboko w sercu i czekać na swój czas. Jak widać, biedna się doczekała.
Po chwili jednak skarcił się za nadmierny entuzjazm. Jej panieńskie nazwisko nic nie znaczyło. Mogła być przecież w szczęśliwym związku. Coraz wyraźniej do głosu dochodziła niepewność, która przypominała, że skrzywdził Paulinę i nie miał prawa po raz kolejny pojawiać się w jej życiu po to, aby w nim namieszać. Do jego serca niepozornie wkradał się smutek. Ten sam, który towarzyszył mu przez ostatnie lata. Postanowił w wolnej chwili wypytać Norberta o Paulinę. Liczył, że dowie się czegoś, co raz na zawsze wykluczy powrót do przeszłości, a może miał nadzieję, że życie da mu kolejną szansę na naprawienie błędu.
– Marcin, kontaktujesz coś?
– Przepraszam, zamyśliłem się. – Zwrócił nieobecny wzrok na kolegę.
– Co o tym sądzisz?
– Myślę, że musimy czekać na badania, przede wszystkim na badania genetyczne, które mogą okazać się kluczowe. Wtedy będziemy mogli umieścić informacje w bazie. Może coś znajdziemy. Trzeba czekać.
– Masz rację – zaczął Norbert i odchylił się na oparcie fotela, bawiąc się długopisem. – Znając Paulinę i zakład, to część wyników będzie już pewnie na poniedziałek. Zadzwonię do niej w weekend i zapytam. Może będziemy mogli podjechać w poniedziałek do niej. Miałbyś okazję ją poznać.
Pomysł Norberta przypadł Marcinowi do gustu. „To Paulina będzie zaskoczona tym przypadkowym spotkaniem. Z mojej strony już nie takim przypadkowym” – pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Postanowił w wolnej chwili wypytać Norberta o Paulę, a w międzyczasie poszperał w Internecie i znalazł informację o obronie jej doktoratu na stronie uczelni.
– A jaka ona jest? – zaczął obojętnie Marcin.
– Kto?
– Ta Paulina? – dopowiedział. Uwielbiał wypowiadać jej imię.
– O to ci chodzi. Jest świetną dziewczyną i bardzo ogarniętą w pracy. Inteligentna, z poczuciem humoru i bardzo ładna.
– Chyba ci się podoba, co?
– Tak, zresztą chyba nie ma faceta na tej planecie, któremu Paula by się nie podobała, no chyba, że jest homoseksualistą – odpowiedział Norbert i zaśmiał się.
„ I tu się z tobą muszę zgodzić” – pomyślał Kędzierski.
– A ma kogoś?
– Raczej nie. Nigdy nie mówiła o jakimś facecie. Raz wspomniała coś o nieszczęśliwej miłości, zaraz na początku jak się poznaliśmy. Mam wrażenie, że ten mężczyzna bardzo mocno ją zranił i teraz broni się przed miłością, jak tylko może. – Po chwili dodał: – Tak naprawdę to pochłonięta jest nauką, badaniami, pracą i jeszcze wykładami ze studentami. Nie ma czasu na miłość.
– Kiedy to było? – zapytał Marcin owładnięty myślami o dawnej miłości. Nie miał wątpliwości, że Paulina miała na myśli jego. Poczuł ukłucie w sercu, że tak mocno ją zranił. Skrzywdził kobietę, którą kochał i bez której nie potrafił żyć.
– Co?
– Kiedy powiedziała o tej nieszczęśliwej miłości?
– Jakieś trzy lata temu. A co ty mnie tak o nią wypytujesz? – zapytał zaskoczony Norbert i zwrócił uważny wzrok na kolegę.
– Po prostu chcę wiedzieć i tyle – odpowiedział zdawkowo Marcin i dodał z uśmiechem: – Ludzka ciekawość.
I zajął się dokumentami, ale czuł na sobie podejrzliwy wzrok Norberta.
– Od kiedy ty taki ciekawski jesteś?
– Od zawsze, Norbert. Od zawsze.