Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Seria “ŚLADY LESZEGO” będzie się składać z kilku niezależnych opowiadań.
“Ślady Leszego” to opowieści tylko pozornie o bogach i demonach. Przede wszystkim to historie o ludziach uwięzionych w potrzasku między jednym i drugim. To też opowieści o samotności, odrzuceniu i gniewie, który potrafi być tak wielki, że wreszcie musi spłonąć we własnym żarze. To również historie o tym, że czasem łatwiej mierzyć się z demonami atakującymi w ciemnym lesie niż z tymi, które czają się w ludzkiej duszy. Na szczęście są sposoby, by pokonać jedne i drugie.
Bohaterką pierwszego tomu pod tytułem “Ślad wody” jest Gniewicha. Nie jest piękna. Nie jest nawet miła. Nie jest bogata i nie dysponuje żadną magią. Jest niemal tak zwyczajna, że aż nudna. Ma jednak pewną ważną cechę. Jest niebywale inteligentna. Czy to wystarczy, by przetrwać w świecie Stworzy (słowiańskie demony)?
Fabuła ksiażki rozgrywa się na mapie gry planszowej Stworze.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 46
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki:Patrycja Tkaczyk
Ilustracje:TUTUCONCEPT SPÓŁKA Z O.O.
Redakcja i korekta:Katarzyna Poryszko
Redakcja merytoryczna:ElżbietaŻukowska
Konsultacjauzupełniająca:Sylwia Elżbieta Mieruńska
Konsultacja stroju:Kasia Małuszawww.facebook.com/maluszacostumes/
Skład:TUTUCONCEPT SPÓŁKA Z O.O.
Copyright © by Magdalena Zawadzka-Sołtysek
Copyright © for the Polish editionby TUTUCONCEPT SPÓŁKA Z O.O.
CYKL - ISBN 978-83-949468-0-7 TOM I - ISBN 978-83-949468-1-4
TUTUCONCEPT SPÓŁKA Z O.O.
ul. Żeromskiego 26
81-346 Gdynia
Magdalena Zawadzka-Sołtysek – urodzona w 1983 roku w Sławnie. Mieszka w Gdyni. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku, ale jej rozliczne zainteresowania wykraczają poza obszar sztuki wizualnej. Podejmuje wyzwania na wielu polach zawodowych. Literacko zadebiutowała krótkimi formami dla najmłodszych wydanymi w zbiorowej publikacji. W książkach Gra bogów, Saga jesionu oraz Trollscy wykorzystała swoją pasję historyczną i zamiłowanie do folkloru. W cyklu Ślady Leszego pierwszy raz zaczerpnęła z kultury słowiańskiej.
Długo zastanawiałam się, o czym będzie moja pierwsza, oddana szerszemu gronu czytelników, opowieść dla dorosłych. Mnie samą zupełnie zaskoczył fakt, że okazała się to historia osadzona w dawnej kulturze słowiańskiej. Muszę przyznać, że odklejenie się od dotychczasowych tematów sprawiło mi ogromną przyjemność, choć stanowiło również nie lada wyzwanie. Wplecenie w opowieść wątków mitologii słowiańskiej jest o tyleż trudne, że my, Słowianie, nie mamy komfortu, jakim dysponują Grecy czy Skandynawowie. Na skutek różnych splotów okoliczności i burz historii musimy naszą spuści znę odbudowywać mozolnie i łatać ją ze zrębów zwyczajów i wierzeń zachowanych w folklorze.
Mitologia słowiańska często bywa bardzo dyskusyjna, a wiele postaci, które się w niej wymienia, w zależ ności od obszaru, na jakim występują, różni się wyglądem i kompetencjami. Komfort, jaki mam ja jako autorka opowieści czysto beletrystycznej, podpartej wiedzą specjalistów, pole ga na tym, że mogłam dowolnie wybrać konkretne elementy i skorzystać z nich najlepiej jak potrafiłam dla dobra opowieści.
„Ślad wody” to wstęp do serii obliczonej na cztery, może pięć nowel, które przeprowadzą czytelników przez słowiański rok obrzędowy, a ścieżki bogów i demonów będą się krzyżować z drogami śmiertelników. Niebagatelne znacznie ma dla mnie fakt, że opiekę merytoryczną nad projektem zgodziły się objąć osoby dysponujące szeroką wiedzą w zakresie mitologii, kultury materialnej, historii stroju czy nawet uzbrojenia.Na koniec jeszcze słowo o tytułowej postaci serii, czyli o Leszym. W mojej opowieści, podążając za opinią niektórych badaczek i badaczy, rozdzielam Leszego i Borowego. Traktuję ichjako odrębne istoty. Borowy jest władcą i opiekunem lasów. To postać boska, jedyna i niepowtarzalna. Leszy to istota niższego szczebla i podobnie jak rusałki, mamuny czy wampiry, nie występuje jednostkowo. Leszych może być wielu. U mnie jest jeden, za to bardzo konkretny, bardzo złośliwy i bardzo zdeterminowany, by się dobrze bawić i odcisnąć na ludzkich losach swój ślad.
Magdalena Zawadzka-Sołtysek
Dla wszystkich kobiet,
które samotnie walczą z demonami.
TOM 1
ŚLAD WODY
Na wąskiej ławie w podcieniu chaty siedziała młoda kobieta. Głowę miała nisko pochyloną, a twarz ukrytą w dłoniach. Wstrząsane szlochem plecy drżały.
— Nie płacz, Żywka. On już w Nawii. Zostaw go w spokoju. Nie trzeba ducha próżnym żalem na świat wywoływać.
Stara kobieta o długim, ptasim nosie gładziła gęste jak łan pszenicy włosy, z których dziewczyna zdarła małżeński czepiec. Przyniosło to jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Tamta rozszlochała się jeszcze bardziej. Nie mogąc już dłużej powstrzymać żalu, zajęczała tak głośno i rozpaczliwie, aż czarne ptaki siedzące na dachu chaty poderwały się do lotu. Zgromadzone wokół niej sąsiadki i krewniaczki popatrzyły po sobie bezradnie. Co miały powiedzieć owdowiałej ledwo w dwa tygodnie po ślubie dziewczynie? Wiadomo! Życie! Nieraz się przytrafiło, że panna lub młodzian przed ślubem życie tracili. Ba! Bywało, że i w dzień zaślubin spadało na nowożeńców nieszczęście i nagle, zamiast swadźby[1], bogowie gotowali ludziom tryznę[2]. Nie wydawało się jednak sensownym przytaczanie owych życiowych mądrości w ramach pocieszenia.
— Ostaw! Niech ryczy — odezwał się gruby, chropawy głos. — Co inszego zresztą dziewczynie zostało, jak mąż ją tak szybko odumarł, a na dodatek nawet bez brzucha ostawił? Ha?! Nie dziwota, że beczy. Taka młoda, a już wdowa. Żeby jeszcze dzieciaka w brzuchu miała, byłaby to jakowaś pociecha. Dzieciak zawsze w gospodarstwie się przyda. Poza tym wiadomo by było, że płodna, a tak… — nagle w kręgu niewiast stanęła Gniewicha.
Bezceremonialnie przepchnęła się między zebranymi i przysiadła obok młodej wdowy. Mimo że zrobiła to bardzo delikatnie, ławka skrzypnęła niebezpiecznie, potem trzasnęła i jeden jej koniec zapadł się pod kobietą, podczas gdy drugi podniósł się do góry jak żuraw przy studni.
— A taka twoja mać zatracona! — ryknęła. — Robiotera takie ławki, co to człowiek ledwie przysiędzie, a zapada się jak w grzęzawisku! Chopy nie umiotera nic porządnie zrobić! Ani ławki, ani dzieciaka! Tfu! — sarkała, podczas gdy zrozpaczona dziewczyna zaczęła zawodzić jeszcze głośniej.
Żadna z obecnych kobiet nie odważyła się powiedzieć głośno tego, co każda z nich pomyślała na temat tuszy przybyłej. Wiedziały wprawdzie, że Gniewicha należała do ludzi mających poczucie humoru. Z tą jednak delikatną różnicą, że było to poczucie dotyczące innych osób. Absolutnie nie starczało już w nim miejsca na jej obszerny, żeby nie powiedzieć gigantyczny, rozmiar! Zresztą, była ona kobietą, która przerastała niemal wszystkie ramy, w jakie ktoś nieostrożny usiłowałby ją wepchnąć.
— Ciiii! — syknęła jedna z niewiast. — Po co takie rzeczy opowiadać?! I to teraz, gdy chłopaka ledwie co z rzeki wyłowili? Pewno wodnik[3]albo, co gorsza, utopiec[4]go na brzegu zdybał i capnął. Ciało jeszcze dobrze nie obeschło, a wy tak gadacie, jakbyście szpilę pod serce wkładały!
— Ja?! — zdumiała się Gniewicha. — Ja szpilę? Ja?! Dyć mówiłam ino, byśta się dziewczyninie wypłakać pozwoliły, co tylko ulgę sercu i duszy przynieść może! Chyba ja najlepiej wiem, jak to jest być wdową! I wiem, że dzieciak by ją pocieszył, a tak ostała sama — rzuciła takim tonem, jakby podobna sytuacja żadnej innej niewiasty dotąd nie spotkała.
Kobiety pochyliły się do przodu, by lepiej słyszeć. Jednocześnie usiłowały zrozumieć jej przedziwną paplaninę.
— A skąd wiesz, jak to jest? Wymądrzasz się, gdy twój własny dzieciak pod progiem leży[5]! — krzyknęła Zięba, patrząc na Gniewichę wyzywająco.
Ta poderwała się na równe nogi jak dźgnięta szydłem i wysyczała wściekle:
— To wy tak do mnie? Tfu! Jak takie uczone żeśta, to