Śluby panieńskie - Aleksander Fredro - ebook

Śluby panieńskie ebook

Aleksander Fredro

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Co przyrzekły sobie Aniela i Klara i czy wytrwają w swoim postanowieniu? Jak w nowej sytuacji zachowają się ich adoratorzy, Gustaw i Albin? Uwagę czytelnika przykują barwne postacie i niezwykle misterna intryga.

Komedia Aleksandra Fredry, mimo upływu lat, niezmiennie bawi i zachwyca kunsztem kolejne pokolenia!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 91

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Osoby

OSOBY

Pani Dobrój­ska

Aniela

Klara

Radost

Gustaw

Albin

Jan

Scena na wsi, w domu Pani Dobrój­skiej

Akt pierwszy

Akt pierw­szy

Duży pokój – dwoje drzwi w głębi, trze­cie drzwi po pra­wej stro­nie sceny do poko­jów Pani Dobrój­skiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa; okno

Scena pierwsza

Scena pierw­sza

JAN

sam

w płasz­czu zarzu­co­nym na ramiona – cho­dzi, patrzy w okno, potem mówi, zie­wa­jąc

„Cze­kaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciéj” –

Piękna mi trze­cia! Słońce jak w dzień świeci,

A mój pan drogi gnie sobie parole1

Albo z butelką… albo… No! Już mil­czeć wolę.

Scena druga

Scena druga

Jan, Radost

RADOST

idąc ku drzwiomGustawa

Śpi Gucio?

JAN

Czy śpi?… Jak zabity, panie.

RADOST

Lubi spać hul­taj.

JAN

zastę­pu­jąc od drzwi

Niech­że pan nie wcho­dzi.

RADOST

A to dla­czego?

JAN

Bo śpi.

RADOST

Nic nie szko­dzi.

JAN

zastę­pu­jąc

Będzie się gnie­wał.

RADOST

Nic mi się nie sta­nie.

JAN

Dopiero zasnął – led­wie pół godziny.

RADOST

Cóż w nocy robił?

JAN

Nie spał.

RADOST

A z przy­czyny?

JAN

Z przy­czyny?… Zasłabł.

RADOST

tro­skli­wie

Zasłabł.

JAN

z wes­tchnie­niem

Nie­spo­dzia­nie.

RADOST

Cóż mu jest?

JAN

Co jest?… Jakiś zawrót głowy…

RADOST

Hm!…

JAN

Wstręt do wody…

RADOST

Hm!

JAN

Pra­gnie­nie wina…

RADOST

Hm, pro­szę, pro­szę – wie­czór jesz­cze zdrowy!

JAN

wzru­sza­jąc ramio­nami

Ha, sła­bość, panie, pio­ru­nem zaczyna.

RADOST

do sie­bie

Hm, wstręt, pra­gnie­nie! Hm, hm – zawrót głowy.

JAN

Niech no się wyśpi, po połu­dniu wsta­nie.

RADOST

Chcia­łem być w domu i dziś tu z powro­tem,

Lecz taką rze­czą ani myśleć o tem.

JAN

Ow­szem, jedź pan, jedź! Ręczę, że za chwilę…

RADOST

A sen spo­kojny?

JAN

zastę­pu­jąc drogę

Lada co obu­dzi.

Cicho, dla­boga.

RADOST

Drzwi tylko uchylę.

JAN

Ale drzwi skrzy­pią.

RADOST

Wła­snymi oczyma…

JAN

odstę­pu­jąc

Ha, kiedy już tak – niech się pan nie tru­dzi;

Darmo tam patrzeć – mego pana nié ma.

RADOST

Nie ma?

JAN

A nie ma.

RADOST

Gdzież jest?

JAN

Stąd o milę.

RADOST

Jak? Co?

JAN

Poje­chał.

RADOST

Dokąd?

JAN

Do Lublina.

RADOST

Do Lu… Lu…

JAN

z ukło­nem koń­cząc słowo

…blina.

RADOST

Kiedy?

JAN

Wczo­raj.

RADOST

Po co?

JAN

Nie wiem.

RADOST

Macież go! Już sza­leć zaczyna,

Już, Bogu dzięki. – Jeź­dzić, latać nocą…

I cze­góż sto­isz, panie „Zawrót głowy”?

Hm! „Wstręt do wody”, co? „Wina pra­gnie­nie”?

JAN

Stoję na war­cie; muszę być gotowy

Otwo­rzyć okno na pierw­sze ski­nie­nie.

RADOST

Na co otwo­rzyć?

JAN

Dla mojego pana;

Tędy wycho­dzi – tędy się i wcho­dzi.

RADOST

zała­mu­jąc ręce

Przez okna łazić śród jasnego rana!

To wary­jata praw­dzi­wie dowo­dzi.

iro­nicz­nie

I kie­dyż wróci na swoje wesele?

JAN

Jeśli mu wie­rzyć, miał o trze­ciej wró­cić.

RADOST

do sie­bie

O, muszę, muszę cugli mu przy­kró­cić!

O, czego nadto, tego i za wiele!

sły­chać puka­nie do okna

JAN

idąc do okna

Niech­że pan łaje, bo przy­bywa wła­śnie.

otwiera okno

Scena trzecia

Scena trze­cia

Gustaw ubrany do konia, Jan; Radost w głębi

GUSTAW

wła­żąc przez okno

To czas! – Niech go pio­run trza­śnie!

JAN

Dobrze pan mówi; bog­dajby go trza­snął!

GUSTAW

A co? Śpią jesz­cze?

JAN

Byłby sen nie lada!

GUSTAW

Tro­chem się spóź­nił.

JAN

Mnie to pan powiada.

GUSTAW

Pew­nieś nie dospał.

JAN

Gdy­bym był choć zasnął!…

GUSTAW

odda­jąc pręt2, czapkę, ręka­wiczki i ocie­ra­jąc twarz

No, prawdę mówiąc, jak jestem na świe­cie,

Jesz­czem tak pięk­nie zębami nie dzwo­nił:

Wicher, deszcz, zimno – psa by nie wygo­nił.

RADOST

A cie­bie wygo­nił prze­cie.

Scena czwarta

Scena czwarta

Radost, Gustaw

GUSTAW

A, stry­ja­szek!

cału­jąc w rękę

Dzień dobry!

RADOST

ozię­ble

Witamy z podróży!

GUSTAW

Już wsta­łeś?

RADOST

Jesz­cześ nie spał?

GUSTAW

Dość czasu.

RADOST

Dzień duży.

GUSTAW

Dopiero świta.

RADOST

Świta, ale w two­jej gło­wie.

GUSTAW

Niech i tak będzie, niech świta na zdro­wie,

Byle mnie kochał stry­ja­szek kochany,

Był mi zawsze zdrów, czer­stwy i rumiany!

Lecz cóż to? Mars? Mars? Fe! Precz z nim, do licha!

zaglą­da­jąc w oczy

No, pro­szę… troszkę… Nik­nie wyraz srogi,

Czoło się równa… oko się uśmiécha…

Otóż tak lubię,

ści­ska­jąc go

mój stry­jaszku drogi!

RADOST

płacz­li­wie, zawsze dając prze­strogi

Mój Gusta­wie, powiedz mi – chcesz czy nie chcesz żony?

GUSTAW

Chcę, chcę, stry­jaszku.

RADOST

Pew­nie?

GUSTAW

Jestem jej spra­gniony.

RADOST

Takiże to więc spo­sób wyszu­ka­łeś sobie?

GUSTAW

Ja nic dotych­czas nie wiem o spo­so­bie.

RADOST

Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy…

GUSTAW

I cóż?

RADOST

znie­cier­pli­wiony

Cóż? – Panna!

GUSTAW

A, bar­dzom cie­kawy,

Co moję pannę obcho­dzić może,

Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?

Nie śpię – tym lepiej dla niej, bo na jawie

Nią tylko jedną myśli moje bawię

I do niej wzdy­cham, jak w dzień, tak i w nocy;

Ale jak zasnę – jestże to w mojej mocy?

RADOST

płacz­li­wie

Mój Gusta­wie! Dla­boga, porzuć myśli pło­che

I raz tylko, raz pierw­szy zasta­nów się tro­chę!

Kilka dni jesteś pośród tak god­nej rodziny

I nie ma dnia jed­nego – gdzie tam: dnia… godziny,

Żebyś cze­goś nie zbroił, aż się serce kraje!

Pani Dobrój­ska sama opiekę ci daje,

Nie idąc wzo­rem matek, co nos górą noszą,

Kiedy w duszy o zię­cia wszyst­kich świę­tych pro­szą;

Pamiętna twych rodzi­ców i mojej przy­jaźni,

Swój zamiar wzglę­dem cie­bie głosi bez bojaźni.

Ale wszystko na próżno, darem­nie się tru­dzi –

Miej­ski panicz w wie­śnia­kach innych widzi ludzi;

Swo­ich nudów nie kryje, grzecz­no­ści nie sili

I chce dać uczuć war­tość każ­dej swo­jej chwili.

Wró­bel się tylko, mówią, pustej strze­chy trzyma,

Ale co w two­jej gło­wie – już i wró­bla nié ma.

GUSTAW

z szcze­rym zasta­no­wie­niem

Prawda, prawda, stry­jaszku, zbyt słuszne prze­strogi;

Ach, ojcow­skimi strze­żesz mnie oczyma;

ści­ska­jąc go

O, jesteś dla mnie skarb, przy­ja­ciel drogi,

Dzięki ci, dzięki za twoje prze­strogi.

RADOST

z roz­czu­le­niem, ści­ska­jąc go

Mój ty poczciwy, mój luby Gusta­wie!

GUSTAW

Mój przy­ja­cielu, mój ojcze kochany!

Zoba­czysz, jak się ogrom­nie popra­wię,

Bylem miał tylko powód do odmiany.

A teraz zgad­nij, jaką dziś zabawę…

RADOST

O dla­boga! On swoje! Otóż masz poprawę!

Ach, zmi­łuj się, uwa­żaj; powiedz, czy to ład­nie,

Że z domu pan zalot­nik oknem się wykrad­nie,

Aby noc całą Bóg wie gdzie nie tra­wić!

GUSTAW

Ależ, stry­jaszku, ja się muszę bawić.

RADOST

Bawić!

GUSTAW

A w praw­dzie, w tym sza­now­nym domu,

Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy,

Gdzie nie ubli­żam w niczym i nikomu,

Żad­nej dotych­czas nie widzę zabawy.

RADOST

Idzież tu o zabawę, wrzawę nie­ustanną?

GUSTAW

Ależ o nudy idzie.

RADOST

Nudy – z piękną panną!

GUSTAW

Nie będą nudy, jak się kochać będę.

RADOST

I kie­dyż to nastąpi?

GUSTAW

Jak się z nią oże­nię.

RADOST

Albo ina­czej – jak na koszu siędę.

GUSTAW

Ba, ba, ba! Jesz­cze czego.

RADOST

I skąd pew­ność, że nie?

Jestże to napi­sano, wyryto na nie­bie,

Że Aniela koniecz­nie musi pójść za cie­bie?

GUSTAW

Pój­dzie, pój­dzie, stry­jaszku.

RADOST

Tylko bar­dzo pro­szę,

Niech samo­chwal­stwa od cie­bie nie zno­szę.

GUSTAW

Do samo­chwa­łów któż tego poli­czy,

Który roz­sąd­nie zważa i powiada,

Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy,

Związku się w końcu spo­dzie­wać wypada?

RADOST

Prawda – jeśli Aniela choć tro­chę polubi.

GUSTAW

Bądź z łaski swo­jej spo­kojny w tym wzglę­dzie;

Już ja ci ręczę – wszystko dobrze będzie.

RADOST

Nadto pew­no­ści, i ta pew­ność zgubi.

GUSTAW

Już spuść się na mnie… Ale dość tych fra­szek;

Teraz niech zgad­nie kochany stry­ja­szek…

RADOST

Pew­nie: gdzie byłeś?

GUSTAW

Gdziem bawił tak długo.

RADOST

Wymów już, wymów, bo cię dia­ble dusi.

GUSTAW

Na miej­skim balu byli­śmy prze­brani.

RADOST

Na jakim balu?

GUSTAW

Pod Złotą Papugą.

RADOST

W karcz­mie!

GUSTAW

Prze­brani.

RADOST

O, Boże! O, Boże!

GUSTAW

Tego mło­demu nikt pew­nie nie zgani.

RADOST

iro­nicz­nie

Pew­nie pochwali?

GUSTAW

Bo pochwa­lić musi.

RADOST

Piękna mi szkoła!

GUSTAW

Lep­szej być nie może.

Na małym świe­cie, co się wiel­kim mieni,

Gdzie każdy trwoż­nie po śli­skiej prze­strzeni

Jakby na szczu­dłach i w przy­łbicy cho­dzi,

Tam, czym są ludzie, nie­chaj nikt nie bada;

Ale – gdzie czło­wiek mało pozór ceni,

Przy­bra­nym kształ­tem nie chce i nie zwo­dzi,

Gdzie wię­cej wola niż rozum nim włada,

Tam chwy­taj pędzel, wzór stoi gotowy.

RADOST

Otóż go macie! Jest La Bruyère3 nowy.

płacz­li­wie

Guciu! Dopie­roś dzię­ko­wał za radę.

GUSTAW

nie słu­cha­jąc

I co mi teraz przy­cho­dzi do głowy…

RADOST

Na przy­kład?

GUSTAW

Jedźmy tam dziś.

RADOST

Ja z tobą?

GUSTAW

Ty ze mną.

RADOST

Osza­lał!

GUSTAW

Wcze­śniej wró­cisz.

RADOST

iro­nicz­nie

Tą drogą tajemną.

GUSTAW

Jedziesz?

RADOST

Dajże mi pokój.

GUSTAW

No, to sam pojadę.

RADOST

Guciu! Dopie­roś dzię­ko­wał za radę.

GUSTAW

żało­śnie

Luby stry­jaszku, wkrótce się oże­nię!

RADOST

do sie­bie, z zadzi­wie­niem

No! I dla­tego takie figle stroi.

GUSTAW

jak wyżej, pro­sząc

Już raz ostatni!…

RADOST

Ja go nie odmie­nię,

To rzecz daremna.

GUSTAW

Na kasz­tana wsiędę…

RADOST

prze­stra­szony

O, na kasz­tana!

GUSTAW

Przede dniem tu będę.

RADOST

Weź już moją dorożkę4, a kasz­tan niech stoi.

do sie­bie

Jesz­cze kark skręci z tego wary­jata.

GUSTAW

Dobrze, stry­jaszku.

RADOST

I deliję5 moję.

GUSTAW

Dobrze, stry­jaszku.

RADOST

W tej kur­teczce lata –

Jesz­cze kataru, u dia­ska, dosta­nie.

GUSTAW

Dobrze, stry­jaszku, jak chcesz, tak się sta­nie.

Ja zawsze mówię: święte rady twoje.

RADOST

Otóż masz! Teraz powie, że to z mojej rady

Przez okna łazi na nocne bie­siady.

GUSTAW

Zatem radzisz wcho­dzić drzwiami?

RADOST

Gadajże z wary­ja­tami!

Ja ci radzę pójść spać.

GUSTAW

Spać?

RADOST

Bla­dyś, aż nie­miło.

GUSTAW

Blady? – To dobrze, to nic nie zaszko­dzi:

Bla­dość nie­po­kój miło­sny dowo­dzi,

Bla­do­ści prę­dzej niż sło­wom się wie­rzy;

Pamię­tasz prze­cie, jak to dobrze było

Rano, naza­jutrz po two­jej wie­cze­rzy?

RADOST

Mojej wie­cze­rzy?

GUSTAW

To jest, mówiąc szcze­rze,

Ja sam dawa­łem tę sławną wie­cze­rzę,

Ale stry­ja­szek potem długi pła­cił.

RADOST

Nie­stety!

GUSTAW

Wca­lem na cerze nie stra­cił;

„Teraz to kocha – rzecz nie­za­prze­czona –

Jak blady, słaby! On z miło­ści skona” –

Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono?

I gdy­bym nie był zanadto…

RADOST

No, no, no,

Nie dość: sza­leje, jesz­cze mnie powiada!

Teraz idź, śpij, taka moja rada.

Ale, mój Guciu, Guciu­niu ser­deczny,

Sta­raj się zbli­żyć, podo­bać Anieli.

GUSTAW

Dobrze, stry­jaszku.

RADOST

Dla matki bądź grzeczny.

GUSTAW

Dobrze, stry­jaszku.

RADOST

I na miłość Boga,

Jeśli ci jesz­cze moja przy­jaźń droga,

Nim się ode­zwiesz, pomyśl pier­wej nieco,

Bo czę­sto słowa jakby z worka lecą,

Ale sensu w nich… No! – Tego tam nie ma.

A teraz idź spać, już mru­gasz oczyma.

GUSTAW

Pójdę się prze­brać.

całuje w rękę

RADOST

cału­jąc go

Pamię­taj, Gusta­wie….

GUSTAW

Sam się zadzi­wisz, jak się dziś popra­wię.

odcho­dzi w lewe drzwi boczne

RADOST

patrząc za nim, serio

„Popra­wię”! – Zawsze jedno, co godzina;

„Zadzi­wisz się”! – Tak!

prze­cho­dząc nagle w uczu­cia

Kochany chłop­czyna!

Scena piąta

Scena piąta

Radost; Albin, chustka w ręku, tra­gicz­nym tonem

RADOST

Cóż cię, panie Albi­nie, spro­wa­dza tak wcze­śnie?

ALBIN

Nie­stety!

RADOST

Jak wzdy­cha­łeś, tak wzdy­chasz bole­śnie.

ALBIN

Ach, jakże nie mam wzdy­chać, kiedy w smutku tonę,

Kiedy nocne minuty – łzami prze­li­czone!

RADOST

A ja ci radzę, wypo­gódź twe czoło,

Nie bądź Gusta­wem – lecz kochaj wesoło.

Te ele­gije i miło­sne żale

Mło­dej dziew­czyny nie pod­biją wcale;

A zwłasz­cza Klary, co jak iskra żywa,

Jeżeli wes­tchnie, to wtedy, gdy ziéwa;

Klara, co począć – rza­dziej mil­czeć zdoła,

Sprzeczna z układu6, z natury wesoła,

Lęka się smutku, któ­re­goś obra­zem.

ALBIN

Ach, moż­naż kochać i nie pła­kać razem!

po krót­kim mil­cze­niu

Już dwa lata się koń­czą, jak powab­ność Klary

Wznie­ciła moję miłość bez gra­nic, bez miary.

Nie ma dnia, bym nie bła­gał naj­czul­szym wej­rze­niem;

Samym już tylko teraz oddy­cham wes­tchnie­niem;

Łzami skra­piam jej ślady, skra­piam całą drogę,

I kamień już bym zmięk­czył – jej zmięk­czyć nie mogę!

RADOST

Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie zna­czy.

ALBIN

Ach!

RADOST

Cóż dalej chcesz robić?

ALBIN

Co? – Umrę z roz­pa­czy.

RADOST

Może cię kocha.

ALBIN

Kocha? – Umarł­bym z rado­ści!

RADOST

Każ więc sobie zawczasu dzwo­nić z prze­zor­no­ści.

ALBIN

Ja pła­czę – ty się śmie­jesz.

RADOST

Śmiej się i ty razem.

ALBIN

Ach, posłu­chaj mnie raczej, nie dręcz tym roz­ka­zem!

Myśla­łem, że wytrwa­łość naj­czyst­szych pło­mieni

Nie­na­wiść w łagod­niej­sze uczu­cia prze­mieni,

Ową nie­na­wiść męż­czyzn, powziętą z rachuby,

Którą w duszy pia­stuje, z któ­rej szuka chluby.

Ach, błędna myśl – nie­stety! Zwod­ni­cze nadzieje!

Jej serce coraz sty­gnie, a moje goreje!

RADOST

tymże tonem

Bywaj zdrów!

ALBIN

Ach, gdzie idziesz?

RADOST

jak wprzódy

Ach, idę do sie­bie.

ALBIN

Nie litu­jesz się żalu, opusz­czasz w potrze­bie.

RADOST

Chciał­bym jesz­cze do domu poje­chać na chwilę,

doby­wa­jąc zegarka

Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…

Oho, tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpio­tem:

U niego jak roz­są­dek, tak wszystko na potem.

ALBIN

chwy­ta­jąc go za rękę

Cze­kaj, zwie­rzyć ci muszę straszną tajem­nicę.

RADOST

prze­stra­szony

Dla­boga, co to będzie?

ALBIN

Rzecz całą oświécę.

RADOST

Albi­nie, ja tru­chleję!

ALBIN

Zacho­wasz ją świę­cie?

RADOST

Mów!

ALBIN

Klara i Aniela mają przed­się­wzię­cie…

(Słu­chaj i zapłacz!) Ni­gdy – nie wyjść za mąż.

RADOST

zadzi­wiony i wstrzy­mu­jąc się od śmie­chu

Szcze­rze?

na znak pota­ku­jącyAlbinaRadostpar­ska śmie­chem

ALBIN

Co! Ty się śmie­jesz z tego?

RADOST

Śmieję, bo nie wie­rzę.

ALBIN

Ja ci ręczę.

RADOST

I skąd wiesz?

ALBIN

Wiem pew­nie.

RADOST

Daj Boże!

do sie­bie

Taki bodziec Gustawa obu­dziłby może.

Byle mu wie­rzył.

doAlbina

Dzięki za dobrą nowinę.

ALBIN

Jak to, Rado­ście, dobrą? – Dobrą – a ja ginę!

RADOST

Nie zgi­niesz, będziem żyli.

ALBIN

Ty się śmie­jesz zawsze.

RADOST

Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskaw­sze.

odcho­dzi w lewe drzwi środ­kowe

ALBIN

O, miło­ści, miło­ści! Ty żalów przy­czyno,

Zło­rze­czyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną!

Lecz, Klaro! Kie­dyż równą odpła­cisz mi miarą?

Kie­dyż ze mną zapła­czesz! Klaro! Klaro! Klaro!

Scena szósta

Scena szó­sta

Albin; Aniela, Klara wcho­dzą przed ostat­nim wier­szem z pra­wych drzwi środ­ko­wych

KLARA

cicho sta­nąw­szy przyAlbi­nie

Po raz pierw­szy, drugi, trzeci!

Na wezwa­nie takie dzielne,

Powtó­rzone po trzy razy,

Nawet duchy nie­śmier­telne,

Jak posłuszne ojcu dzieci,

Porzu­ca­jąc ciemne cele,

Stają władcy brać roz­kazy.

Mogęż spóź­nić przyj­ście moje?

Otóż jestem, otóż stoję.

ALBIN

cału­jąc w rękę

Ach!

KLARA

Nic wię­cej?

ALBIN

To tak wiele!

Klaraśmieje się

po krót­kim mil­cze­niu

Ach, urą­gasz miło­ści.

KLARA

śmie­jąc się

Urą­gam? – Broń Boże!

ALBIN

Twoje serce bez czu­cia.

KLARA

Lwie, tygry­sie może?

ALBIN

Nikt go zmięk­czyć nie zdoła.

KLARA

Nie każdy, to pew­nie.

ALBIN

Ja tak kocham.

KLARA

A ja nie.

ALBIN

Ja pła­czę tak rzew­nie.

KLARA

Ja się śmieję.

ALBIN

Okrutna! – Poznasz mnie po stra­cie.

KLARA

Okrutna! Sroga! Nie­stety! O, nieba!

doAnieli

Uchodźmy prędko, tu miłość na cza­cie,

Prędko, Anielo; dowie­rzać nie trzeba!

śpiewa

„O, gdzie miłość sta­wia siatki,

Nie figluj­cie, moje dziatki!

Bo z miło­ścią figlów nié ma:

Jak was zła­pie, to zatrzyma!”

Tak babu­nia nam śpie­wała;

Ja ucie­kam, pókim cała.

ALBIN

Zostań, okrutna, zostań! Uwol­nię twe oczy

Od smut­nego przed­miotu, co ich świet­ność bro­czy7.

Cie­szy cię moja męka? – Ciesz się więc do woli:

Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli;

Jedna tylko pocie­cha mej duszy zostaje,

Żem nie zasłu­żył wzgardy, któ­rej dziś doznaję.

ANIELA

Panie Albi­nie! Któż tak ści­śle bie­rze?

Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.

KLARA

Com powie­działa, powie­działam szcze­rze.

ALBIN

A ja wszyst­kiemu co do słowa wie­rzę.

KLARA

Godzien pochwały, kto nie jest uparty.

ALBIN

Godzien lito­ści, kto poko­chał Klarę,

Bo razem – w litość… stra­cił wszelką wiarę.

odcho­dzi w prawe drzwi boczne

Scena siódma

Scena siódma

Aniela, Klara

ANIELA

Tak draź­nić, drę­czyć, to się już nie godzi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Gnie parole – gra hazar­dowo. [wróć]

2. Pręt – biczyk. [wróć]

3. La Bruyère – Jean de La Bruyère (1645-1696), słynny fran­cu­ski pisarz mora­li­sta, autor „Cha­rak­te­rów”. [wróć]

4. Dorożka – lekki powo­zik. [wróć]

5. Delija (tur.) – obszerny płaszcz męski pod­bity futrem, z sze­ro­kimi nie­zszy­tymi ręka­wami. [wróć]

6. Sprzeczna z układu – prze­korna z zasady. [wróć]

7. Bro­czy – tu: w prze­no­śni: razi. [wróć]