Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„To średniowiecze!” – wykrzykują wciąż lewicowi politycy i publicyści – „Nie ma powrotu do czasów, kiedy uczono, że Ziemia jest płaska!”.
Widmo średniowiecza wciąż krąży po Europie jako ulubiony „chłopiec do bicia” katolickiej konserwy.
A my nie chcemy wcale bronić średniowiecza. Ono broni się samo, jak róża w zimowym ogrodzie. Ma swoje kolce, ale ma też swoje piękno. Wszystkie „oświecone” mity o średniowieczu więcej mówią o naszej współczesności, niż o nim samym. I jak wszystkie zabobony dają się łatwo wyjaśnić historycznie i racjonalnie.
Nie zamierzam podejmować dysputy na wszystkich frontach. To już zrobili inni. Zapraszam do spaceru: od mitów, drogą pogodnej gawędy, w głąb wieków średnich.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 567
Okładka
Fahrenheit 451
Zdjęcie na okładce
Andrzej Mikiciak
Korekta i redakcja
Jacek Fronczak
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
Copyright © Jacek Kowalski 2020
Copyright © for Zona Zero Sp. z o.o., Warszawa 2019
ISBN 9788366177796
WydawcaZona Zero Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
KonwersjaMonika Lipiec
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Gigantyczna fara (kościół parafialny) Strzegomia, bogatego miasta. Budowana w wieku XIV pod patronatem rycerzy krzyżowych joannitów. Tympanon głównego portalu: tłum skłębionych postaci wychodzących z głębi kamienia, lekko przypłaszczonych – ale w sumie krępych i mięsistych, po części galopujących i wojowniczych, w kilku tylko przypadkach pobożnych i skupionych. Generalnie: żelazne orszaki zbrojnych mężów. Cóż to jest?
TŁUM SKŁĘBIONYCH JEŹDŹCÓW
wychodzących z głębi kamienia: krzyżowcy czy pachołkowie Sanhedrynu?
WCHODZIMY DO LABIRYNTU
średniowieczną dziurką od klucza
Skoro to kościół obrońców Królestwa Jerozolimskiego, joannitów, no to może kamień woła: „Deus vult! Bóg tak chce!”. Może zatem jest to opowieść –
…O tym, jak Chwałę Bożą wielbiący wielmoże,
By Boże krzywdy pomścić, ruszyli za morze.
A prowadził ich wszystkich Piotr, posłaniec Boży…
Mielibyśmy więc do czynienia z historią pierwszej krucjaty, której duchowym przywódcą był Piotr Pustelnik; widać go tu zapewne pośród jego pustelni – jak błogosławi wyruszających za morze… oni zaś, rycerze Krzyża, na rumakach, w zbrojach i w rynsztunku, galopują do Jeruzalem –
…Jednak pierwszą wyprawę spotkał koniec srogi;
Wszyscy zginęli, albo poszli do niewoli…
Dojeżdżają, chrzczą pogan, a potem padają wraz z końmi i tylko Piotr daje im ostatnie namaszczenie, albowiem –
…Jedynie Piotr ocalał i powrócił zdrowy;
Wróciwszy zwołał książąt i rycerzy mnogich:
Był tam Hugon, wiodący wojowników srogich,
I Tankred, i Boemund, prawi baronowie,
I książę Gotfryd, Boga miłośnik pobożny;
Książę Normanów z ludem swym, i Pikardowie;
Robert Flandryjski, z nim zaś mężni Flamandowie.
Pod Montpellier się zeszli, a było ich mrowie,
Sto tysięcy, jak o tym powiada opowieść.
Szturmem wzięli Niceę i pałac chędogi,
Edessę i Antiochię, i świątynie mnogie,
Wreszcie Jerozolimy mur skruszyli mocny.
Ale pierwej musieli modlić się i pościć,
Deszcze, burze i grady z cierpliwością znosić.
Oto pieśń, która wszystko o tym wam opowie…
Grandor z Douai, Pieśń o Antiochii, tłum. JK1
Coś tu jednak nie gra, to jednak nie ta pieśń. W miarę rozpatrywania poznaję, że to nie Jerozolima, że to nie Piotr Pustelnik, że nie ma tu Boemunda... Nie dlatego, że rycerskie zbroje pochodzą z wieku XIV, zamiast z XI; nie dlatego, że pustelnia Piotra nie jest romańska, tylko klasycznie gotycka, ani też nie dlatego, że kolejność tej opowieści jest jakby niewłaściwa. Nie, takie anachronizmy były w średniowieczu na porządku dziennym, artyści zawsze uwspółcześniali historię i porządkowali ją po swojemu. Ale po prostu temat nie ten: bo przecież któryś rycerz trzyma tu sokoła – byłaby to zatem dworska wyprawa na łowy, ktoś upada na koniu – owszem, ale brak Saracenów, są za to drzewa – i ten pustelnik – tak! To trzeba czytać przez…
››…Or dit li contes…
…trzeba czytać przez Or dit li contes – czyli: zatem powiada opowieść – przez formułę, która otwiera nam świat arturiański.
Poczyniwszy to odkrycie poczułem, że dla odcyfrowania niezwyczajnej płaskorzeźby powinienem dobyćze swego wnętrza cały skarb fantazji, to jest tego, co rozum ludzki, wchłonąwszy w siebie, porządkuje jako nowe kształty zakorzenione w starych, ponieważ właśnie – jak nauczają uczeni wieków średnich – w umyśle i w sztuce tworzą się obrazy. Rozpoznając zatem w nowych kształtach kształty stare, rozpocząłem nieśpieszną wędrówkę po rzeźbionym, piaskowym kamieniu. I odczytałem opowieść:
– Or dit li contes – zatem powiada opowieść – że w wigilię dnia Zielonych Świątek wszyscy towarzyszowie Okrągłego Stołu przybyli do Kamaalot – zamkupołożonego cudownie i opasanego murem oraz fosą–
– opatrzonego we wszelkie potrzeby; i oblanego rzeką rwącą; który miał mury wielkie i potężne, a fosę głęboką i przepastną –
– a niewiele czekali, aż wtem dał się po całym zamku słyszeć przenikliwy głos rogu –
– cały dwór zadrżał na tę nowinę, że mają bez zwłoki wyruszyć – zatem porwali się rycerze i przyoblekli się w swoje rynsztunki – i nie zwlekając wyruszyli z zamku –
– do lasu na polowanie (jak postrzegłem, z sokołami) –
–Persewal zaś kłusował aże do południa – wespół z towarzyszami swoimi; wreszcie jednak – zgubił psy swoje i myśliwych swoich –
– i nie wiedział, co czynić w głębi boru, z którego wyjścia nie znał, i był jakoby człowiek, który całkiem zgubił drogę.
– Or dit li contes, zatem powiada opowieść – że dostrzegł natenczas wielkiego i przecudownego rumaka, który był tak czarny, iż przedziwny czynił sobą widok. A im więcej Persewal nań spoglądał, tym większą odczuwał doń odrazę. Był jednakowoż tak śmiały, że hardo wskoczył mu na siodło, jak czyni ów, który nie postrzega zasadzek Nieprzyjaciela. Kiedy zaś Persewal dosiadł wierzchowca, ten ruszył zaraz galopem w głąb lasu, księżyc świecił wonczas jasno, a rumak w jedną małą godzinę przemierzył trzy dni drogi
– i nagle –
widzi przed sobą Persewal wielką przepaść, a na dnie przepaści rzekę rwącą, a rumak zmierza wprost do przepaści i skokiem w przepaści tej przepaść pragnie. Co widząc Persewal odczuwa trwogę wielką i bojaźń przeogromną, iżby nie utonął, nie dostrzegał bowiem nad przepaścią ani mostu, ani kładki. Unosi zatem zaraz dłoń swoją i kreśli nią na czole znak Krzyża.
– A kiedy tylko poczuł Nieprzyjaciel, że włożono nań brzemię Krzyża, tak dlań nieznośne i ciężkie, wstrząsnął się nagle cały tak, że zrzucił Persewala ze swego grzbietu, sam zaś runął do przepaści z rykiem potwornym i taki był jego obrzydliwy a wstrętny koniec. I zdało się, skoro ów rumak czarny upadł do rzeki, że woda rozgorzała, a fale jakoby czystym ogniem zapłonęły. – Pomiędzy nich obu zstąpił z nieba płomień ognisty jakoby piorun – tak, iż Persewal runął z siodła i przez grzbiet rumaka upadł na ziemię.
– I leżał tak całkiem omdlały czas jakiś. – Nazajutrz zaś, kiedy dzień nastał, jasny i piękny, znaleźli go (jak myślę, ludzie jego) leżącego. – I rozpoczęli czynić wielki lament – i poczęli wołać go, by powstał, on jednak zdawał się nie słyszeć ich wcale i nie poruszał się nawet. – Aż posłyszał głos, który powiadał: – słuchajże, Ty, który żeś ruszył na poszukiwanie świętego Graala!
Wiedz o tym, że na tę drogę wstąpić nie może żaden, który wcześniej nie wyznałby na spowiedzi grzechów swoich albo choćby nie powziąłby takiego postanowienia, bo żaden nie może wejść w tak szlachetną służbę nie porzuciwszy brzemienia grzechu, nie oczyszczony ze wszelkiej podłości i grzechu śmiertelnego.
– Or dit li contes, zatem powiada opowieść – że – zobaczył natenczas przed sobą – pustelnię, która wznosiła się na wzgórzu, a spojrzawszy tamże dostrzegł – małą kaplicę, a u jej wejścia był mąż odziany w suknię białą, który zdawał się być zakonnikiem. A oto rozpaczał ów mąż wielce a żałośliwie, mówiąc: Dobry Panie Boże! Jakżeś mógł był to ścierpieć? –
– I wyszedłszy ów mąż z kaplicy, zapytuje – kim jest i z jakiego kraju przybywa? Ten objawia mu osobę swoją, nie kryjąc przed nim bynajmniej, iż wstąpił na drogę poszukiwania świętego Graala. Kiedy nabożny mąż posłyszał o przygodzie, jaka go spotkała, wzięły go żal i litość nad Persewalem i począł płakać; i zaraz wzywał go przez cześć dla Najświętszej Dziewicy Maryi i przez Wiarę Świętą, aby się przed nim wyspowiadał ze wszystkiego życia swego, a ten odrzekł, że uczyni to, bo tego właśnie pragnie.2
Czyż jest to właściwa opowieść kamiennego tympanonu? Otóż – nie, żadną miarą! Ale czy myliłem się w mej przenikliwości? Otóż – nie, żadną miarą! I czas już rozwiązać podstępną zagadkę.
››Nieoczywistość wyjaśniona
Z początku usiłowałem zobaczyć opowieść wykutą w piaskowcu poprzez epicką pieśń o pierwszej krucjacie, czyli poprzez Pieśń o Antiochii (Chanson d’Antioche), którą pod koniec XII wieku napisał i wyśpiewał niejaki Grandor z Douai.
Nie byłem w błędzie, bo słusznie i sprawiedliwie próbowałem wyjaśnić sprawę, ale bez właściwego skutku.
Zmieniwszy potem zdanie – zacząłem oglądać tympanon poprzez anonimową, arturiańską powieść z XIII wieku, zwaną Poszukiwaniem świętego Graala. I chociaż posłużyłem się jedną tylko, konkretną powieścią (nie bez przyczyny, bo jest piękna, a była sławna i wpływowa), znalazłem w niej fragmenty, które nie tylko do niej pasują, ale też pasują praktycznie do niemal każdej z klasycznych arturiańskich powieści, których w średniowieczu liczono na grube dziesiątki, a także do ich ilustracji. Innymi słowy: „cegiełki” arturiańskiej fabuły, ułożone na nowo w innej nieco kolejności, okazały się idealnie pasować do opowieści wykutej na tympanonie wielkiej fary w śląskim Strzegomiu.
Nie byłem w błędzie, bo dzięki mej przenikliwości pokazałem łaskawym czytelnikom, jak mógł oglądać te rzeźby rycerz lub klerk późnego średniowiecza. Jak mógł w nich odnajdywać znane sobie osoby, wątki, wydarzenia, miejsca arturiańskiej legendy, acz… odnajdywać pobocznie. Czy raczej – niekoniecznie jednoznacznie.
Bo racji ostatecznej, jak się okazuje, nie miałem. Ale czyż postępowałem błędnie? W żadnym razie!
Dlaczego zatem racji ostatecznej nie miałem? Otóż dlatego, że ani jedno z zaproponowanych powyżej rozwiązań nie było tym najwłaściwszym, które kierowało zleceniodawcą i wykonawcą tympanonu, wyznaczając im cel główny. Każde z moich odczytań było jednak również słusznym i sprawiedliwym, tyle że pobocznym, niemniej przewidzianym przez zleceniodawców i artystów. Każde z odczytań dawało konotacje i aluzje miłe rycerskiemu oku tudzież umysłowi teologa i kapłana, a nawet bywałego mieszczanina; jednakowoż nie były to aluzje najważniejsze, choć najbardziej bijące w oczy oraz, powtarzam, niewątpliwie zamierzone!
››Żyd na krucjacie
Galopujący na koniu rycerz z orszakiem, który zdaje się wyruszać na łowy, albo też w poszukiwaniu arturiańskich przygód, albo na wyprawę krzyżową – to Żyd z Żydów, który faktycznie wyrusza na krucjatę… tylko że na krucjatę à rebours, bo przeciwko chrześcijanom. On sam wszak mówił o sobie:
Ja jestem Żyd […]. Wychowałem się […] [w Jeruzalem] u nóg Gamaliela, wyćwiczony według prawdy ojczystego Zakonu, gorący miłośnik Zakonu […] i prześladowałem [chrześcijan] […] aż do śmierci, wiążąc i podając do więzienia mężów i niewiasty, jak mi to poświadczy najwyższy kapłan i wszyscy starsi. Od nich też wziąwszy listy do braci, jechałem do Damaszku, abym stamtąd przyprowadził uwięzionych do Jeruzalem, żeby zostali ukarani.
Dzieje Apostolskie 22, 3-5
Tak jest: na tympanonie widnieje Żyd zdążający konno z Jeruzalem, aby wygubić damasceńskich chrześcijan. Opowieść ta jest jednak chrześcijańska, przekłada mianowicie na mowę przestrzennych brył odpowiednie wersety z Pisma Świętego, a konkretnie z Dziejów Apostolskich. Szaweł – bo o nim tu mowa – podjął wyprawę jako prawowierny Izraelita, „dysząc […] groźbami i mordem przeciw uczniom Pańskim” (Dz 9, 1), oraz mając szczery zamiar nawracać mieczem swoich braci-Żydów-chrześcijan na wiarę ojców. A jednak rzeźbiarz wyobraził go jako – jakby – rycerza arcychrześcijańskiego. Ponad głównym wejściem do jednej z najpotężniejszych gotyckich świątyń, jakie wzniesiono na Śląsku i w ogóle na terenie obecnej Polski.
…ZAMEK WAROWNY
zadrżał na nowinę, że mają bez zwłoki wyruszyć…
Paradoks? W żadnym razie, a w każdym razie nie dla ludzi średniowiecza. Przypomnijmy dalszy ciąg Dziejów Apostolskich, żeby zobaczyć, co odkuto w kamieniu, co dodano, a co i dlaczego pominięto:
I gdy był w podróży, stało się, że gdy zbliżał się do Damaszku, i nagle oświeciła go zewsząd światłość z nieba. A padłszy na ziemię, usłyszał głos, który doń mówił: «Szawle, Szawle! Czemu Mię prześladujesz?» A on rzekł: «Kto jesteś, Panie?» Ów zaś: «Jam jest Jezus, którego ty prześladujesz; trudno ci jest przeciw ościeniowi wierzgać». A drżąc i zdumiewając się, rzekł: «Panie, co chcesz, abym czynił?». A Pan do niego: «Wstań, i wejdź do miasta, a tam ci powiedzą, co będziesz miał czynić».
Owi zaś ludzie, którzy mu towarzyszyli, stali zdumieni, słysząc wprawdzie głos, lecz nikogo nie widząc. I wstał Szaweł z ziemi, a otworzywszy oczy, nic nie widział. Wiodąc go za ręce, wprowadzili go do Damaszku.
Dzieje Apostolskie Dz 9, 3-9
Jednocześnie w Damaszku jeden z wiernych chrześcijańskiej gminy, „pewien uczeń, imieniem Ananiasz” otrzymał w widzeniu nakaz od Pana, aby odwiedzić oślepionego Szawła przebywającego w domu niejakiego Judy przy ulicy Prostej i położyć na Szawle „ręce, aby wzrok odzyskał” (Dz 9; 10, 12).
I poszedł Ananiasz, i wszedł do domu, a włożywszy nań ręce, rzekł: «Szawle bracie! Pan mię posłał, Jezus, który ukazał ci się w drodze, którą szedłeś, abyś przejrzał, i został napełniony Duchem Świętym». I natychmiast spadły z oczu jego jakby łuski, i przejrzał; a powstawszy, został ochrzczony.
Dzieje Apostolskie 9, 17318
Tak oto groźny, dyszący żądzą mordu Szaweł stawał się świętym Pawłem3. Jego nawrócenie następowało, jak widzimy, w dwóch rozdziałach: wpierw w drodze do Damaszku, potem w domu Judy. Był to mniej więcej rok 35 po narodzeniu Chrystusa. Dużo wody upłynęło w Jordanie, zanim sztuka chrześcijańska zaczęła przedstawiać to przełomowe wydarzenie. Temat nie był zresztą jakoś szczególnie częsty i popularny, a w dojrzałych wiekach średnich przeszedł ciekawą przemianę.
…ZATEM WZIĘLI SOKOŁY
i porwali się przyoblec swoje rynsztunki…
Scena wykuta na tympanonie, nawet jeśli wskutek rycersko-chrześcijańskiej stylizacji nie dla wszystkich była zupełnie jasna, to raczej oczywista dla miejscowych parafian. Ich kościół nosił wszak wezwanie świętych Piotra i Pawła, cóż więc innego mogło znaleźć się nad głównym wejściem, jak nie dzieje jednego z nich?
Możemy oczywiście zapytać, dlaczego aż tyle rzeczy jest tu niekompatybilnych z biblijną historią? Dlaczego Szaweł w niczym nie przypomina Żyda, lecz arcychrześcijańskiego rycerza z wysokiej półki? Dlaczego jego orszak jest niczym dworska świta króla Artura zdążającego na polowanie, z myśliwskimi rogami, myśliwskim psem i sokołem oraz odpowiednim służącym-giermkiem? Dlaczego Ananiasz przypomina pustelnika z arturiańskiego romansu, a jego pustelnia (o której w Dziejach Apostolskich mowy nie ma, bo być nie może) wygląda jak wysmakowana, gotycka świątynia?
Czy ci średniowieczniacy byli aż tak głupi, że nie zauważali, że nic tu się nie zgadza?
››Księżna Agnieszka i wiedeńska Singertor
Otóż dlatego, że mistrz bądź mistrzowie, którzy odkuli tympanon, otrzymali takie właśnie precyzyjne zamówienie, zapewne z wyszczególnieniem zasadniczych rysów pożądanego dzieła. Może zresztą sami najpierw przedstawili zleceniodawcom swój pomysł na takowe. Skąd wziął się ów pomysł i „pod kogo” był wymyślony? W czasach, w których zaczęto wznosić strzegomską farę, joanniccy rycerze mieli wprawdzie nad nią patronat, ale najważniejszym inwestorem był kto inny. Była nim księżna Agnieszka Habsburżanka, od 1338 roku małżonka księcia świdnickiego Bolka II. Od ich ślubu aż do śmierci księżnej (już jako wdowy) w roku 1392 Strzegom był jej osobistą własnością.
…NAGLE WIDZI PRZEPAŚĆ,
a rumak zmierza wprost do przepaści…
Jak słusznie i sprawiedliwie napisał ostatni badacz strzegomskich rzeźb, Romuald Kaczmarek, „nieznana jest […] aktywność joannitów posiadających patronat nad kościołem”, natomiast „skala i bogactwo programu architektonicznego i rzeźbiarskiego wystroju tego kościoła nie dają się wytłumaczyć inaczej, jak staraniem księżnej, wspierającej i patronującej zaangażowanym w budowę mieszczanom”. Innymi słowy: to, jak i kogo wyobrażono na tympanonie głównego portalu, w znacznym stopniu zależało od księżnej i jej dworu, której miłą była „nić rodzinna łącząca ją z Habsburgami i Wiedniem”.4 I tam właśnie, w Wiedniu, w katedrze św. Stefana, w tak zwanym Portalu Śpiewaków (Singertor), znajduje się równie niezwyczajny i unikatowy w europejskiej skali tympanon z historią św. Pawła jako rycerza, gdzie tenże, jeszcze jako Szaweł, galopuje i spada z konia w wojowniczej, rycerskiej asystencji. Niemniej tam Paweł ma hełm żywo przypominający żydowski pileolus, a w scenie wyjazdu z Jerozolimy towarzyszą mu izraelscy arcykapłani – chociaż konno i w ostrogach, ale już z daleka na oko wiadomo, że to Żydzi z Żydów, eleganccy wprawdzie nad wyraz, ale z garbatymi nosami i w podobnych pileolusach właśnie. Otóż tego już w Strzegomiu nie uświadczymy! Podobnie i Ananiasz, który w Wiedniu jest „antycznym” chrześcijaninem udrapowanym w antykizującą szatę, a zatem wyraźnie jednym z „pierwszych chrześcijan”, w Strzegomiu okazuje się mnichem z gotyckiej pustelni. Wyrugowano stąd obrazowe aluzje do biblijnej i żydowskiej rzeczywistości – na rzecz realiów rycerskich i dwornych, bardzo współczesnych.
…I WYSZEDŁ ÓW MĄŻ Z KAPLICY,
i wzięły go żal i litość nad Persewalem…
Trudno byłoby sądzić, że tympanon ze Strzegomia powstał niezależnie od wiedeńskiego Portalu Śpiewaków. Oba są w Europie wyjątkowe, oba pod pewnymi względami podobne. Jednak twórcy Portalu Śpiewaków stali o niebo wyżej w rzeźbiarskiej maestrii i to nie oni przybyli do Strzegomia z dłutem w ręce. Z kolei tympanon ze Strzegomia, choć po części naśladuje tympanon wiedeński, nie czyni tego niewolniczo: co do kompozycji oraz szczegółów ikonografii, okazuje się zupełnie inny, ba, o wiele bogatszy, jego dynamika i przestrzenność są całkowicie odmienne od tympanonu z Wiednia.
W Strzegomiu wszystkie postaci jakby krzyczą, wszystkie są gwałtownie zdumione. Tłum jeźdźców niczym sfalowana toń żywiołu odgrywa tu rolę może i mało kształtnych, lecz pięknie poruszających kompozycję morskich bałwanów. Żaden z zakutych w stal rycerzy nie pozostaje obojętny. Żaden nie potrafi spokojnie ustać, każdy z wielką ekspresją woła o czymś, wskazuje na coś. Nadto trzy główne sceny: wyjazd z Jerozolimy, upadek i uzdrowienie Szawła przez Ananiasza, w Wiedniu ściśle rozdzielone, w Strzegomiu zazębiają się ze sobą tak, że trudno rozgraniczyć ich uczestników.
››Lustro epoki
Dlaczego tak jest? Po pierwsze: dlatego, że artysta miał dużo twórczej wolności, rzecz w średniowieczu… jak najbardziej zwyczajna! Po drugie: dlatego, że artysta realizował zamówienie wedle zamysłu powziętego we współpracy z dworem księżnej Agnieszki. Pobożne i dworne zarazem otoczenie księżnej miało swoje upodobania i swoje prawa. Zażądało więc eleganckiego przywołania eleganckiego świata, który samo w sobie tworzyło. Zażądało lustra epoki.
Nie oznacza to, że popełniono jakieś zasadnicze historyczne i teologiczne nadużycie. Owszem, nie wykluczam, że taki czy owaki średniowieczny teolog, patrząc na ów tympanon, mógł się nawet obruszyć. O tak. Inny za to broniłby tego dzieła. Żaden wszakże z oskarżających nie uzyskałby pewnie kościelnej sankcji za lub przeciw artyście, zleceniodawcy lub na przykład proboszczowi kościoła. Rzecz w ortodoksyjnym średniowieczu zwyczajna, wbrew pozorom: zakres twórczej wolności był ogromny. Gorzej, oj, gorzej bywało pośród czeskich, heretyckich husytów. Nie ostałby się taki tympanon przed ich krytyką, a może i przed ich młotkiem.
››Dlaczego święty Paweł wielkim rycerzem był
Nie przypadkiem przetworzeniu uległa akurat historia świętego Pawła. Autorytet średniowiecza, Wilhelm Durandus, autor podstawowej syntezy liturgicznej wszechczasów – Rationale divinorum officiorum – napisał w tej księdze to, co zapewne wszyscy wiedzieli, a jak nie wiedzieli, to musieli przyjąć do wiadomości jako ustalone. Że mianowicie święty Paweł „miles fuit: unde in signum militiae suae depingitur cum ense in manu”, czyli że: „był rycerzem; i na znak jego rycerskiego stanu przedstawiany jest z mieczem w ręku”5. Dlatego też jest patronem rycerzy (jednym z wielu, prym w tej konkurencji wiedli jednak zdecydowanie inni, zwłaszcza św. Jerzy i św. Marcin). Można by zarzucić Durandusowi, że jego twierdzenie nie do końca odpowiada prawdzie, bo przecież święty Paweł, o czym wszyscy wiedzieli, został skazany w Rzymie na śmierć i ścięty mieczem. I właśnie dlatego, a nie z żadnej innej przyczyny, ukazywano go z mieczem, jako atrybutem odnoszącym się do jego męczeńskiej śmierci. Podobne atrybuty trzyma w dłoniach większość średniowiecznych wyobrażeń świętych męczenników. Rzecz zwykła.
PYCHĘ ROZPYCHA PYCHA
i spada z rumaka. Szkicownik Villarda de Honnecourt. XIII w.
A jednak – podumawszy głębiej – okazuje się, że Durandus ma rację. Przywołuje bowiem inne jeszcze argumenty, z których wynika, że za jego czasów (a żył w XIII wieku) uważano św. Pawła za rzymskiego rycerza. Jest przecież prawdą, że był rzymskim obywatelem. Rycerz i obywatel – w średniowieczu niedaleko od siebie stoją. Takie rozumienie osoby św. Pawła wzmacniał jeszcze jeden fakt: że ukazując jego nawrócenie w drodze do Damaszku, wyobrażano go na koniu. A rycerz, czyli po francusku chevalier, po niemiecku Ritter, po włosku cavaliere, po hiszpańsku caballero – to nic innego, jak „jeździec”, czy właściwie „wojownik konny”.
I znów można by sądzić, że to jedynie czcza średniowieczna fantazja. O nie. Kluczem do średniowiecznej rycerskości św. Pawła jest właśnie jego koń.
››Rumak Szawła
Dzieje Apostolskie milczą o tym, jakiego środka lokomocji miał używać Szaweł. Nie był to temat dla św. Łukasza. Czy zatem średniowieczni artyści wsadzili Szawła na konia z pomyłki? Z głupiego pomysłu? Czy tylko po to, aby wyglądał godniej i efektowniej spadał? Może po części tak, bo „Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie”. Uczynienie ze św. Pawła kawalerzysty miało jednak z pewnością inne jeszcze przyczyny – nierównie ważniejsze, nieobojętne dla tympanonu ze Strzegomia (i dla Persewala, którego wcześniej widziałem w siodle zamiast Szawła).
A SZAWEŁ WYWIJA KOZŁA,
pokazuje gołe pięty bez ostróg. Witraż z katedry w Chartres, XIII w.
Spójrzmy na trzynastowieczny witraż katedry w Chartres. Szaweł-Paweł wywija tu kozła, spadając z siodła i okazując wszem i wobec bose stopy. Są one powszechnie rozpoznawalnym w średniowieczu atrybutem apostolskiej godności (której Szaweł, przypomnijmy, dostąpił dopiero po upadku i po nawróceniu, już jako św. Paweł). Ale jazda konno na bosaka? Czyż nieco nie dziwi? W sztuce nic nie dziwi, artystom wszystko wolno. Rychło jednak św. Pawła obuto, nie dlatego, żeby mu było wygodniej, tylko dlatego, że wsadzenie go w siodło miało pewien sens i ważniejszy kontekst.
››Prudencjusz
W IV wieku cnoty i przywary zaczęły się bić ze sobą. Zmusił je do tego Prudencjusz, chrześcijański poeta, twórca poematu Psychomachia, po polsku: Walka Duszy. To wewnątrz ludzkiej duszy walczy dobro ze złem, konkretnie dobre cnoty zwalczają złe przywary. Biją się ze sobą zupełnie tak, jak bohaterowie Eneidy czy innych starożytnych eposów. Ten sposób ukazywania cnót i przywar przeniknął do sztuki (nie był sposobem jedynym, ale bardzo wpływowym). I otóż pojawia się najgorsza ze wszystkich przywar – źródło i korzeń wszystkich innych grzechów – Pycha czyli Superbia, po francusku Orgueil. Jest ona u Prudencjusza konnym wojownikiem, który zadufany we własną wspaniałość, rozpędza rumaka bez umiaru i spada zeń na łeb na szyję. Obraz galopującej Pychy był odtąd szeroko powtarzany, między innymi znalazł się na płaskorzeźbach zdobiących gotyckie katedry, a także na rysunku ze sławnego szkicownika Villarda de Honnecourt – wszędobylskiego artysty, może architekta, choć pewnie raczej złotnika – przed połową XIII wieku.
Co więc zrobili z Szawłem artyści dojrzałego średniowiecza? Po prostu ożenili go z Pychą! I chyba słusznie, skoro na tym etapie swojego żywota, pyszniąc się niewiarą w Pana Jezusa, prześladował Jego uczniów. Zapewne też dzięki temu zyskał atrybuty wojownika, ba, rycerza! Popatrzmy na jedno z jego rycerskich wcieleń z wieku XIV na witrażu z kościoła franciszkanów w Königsfelden, Szaweł dosiada tu rumaka już nie tylko w obuwiu, ale w ostrogach i z mieczem, który z atrybutu trzymanego w ręce zmienił się w miecz przypasany do boku. A sam Paweł otrzymał rycerską asystę, jak parę dekad później w Wiedniu i Strzegomiu.
Tak więc dla średniowiecznego intelektualisty relief tympanonu ze Strzegomia raczej nie był – powtarzam – ilustracją arturiańskiego romansu, ewidentnie oddalał się też od kanonu wyobrażeń nawrócenia św. Pawła, zbliżał natomiast do świata arturiańskiego i jako taki oglądany był na pewno z lubą ciekawością.
Nie jest to w średniowiecznej sztuce zjawisko nowe ani odosobnione, a jednak każdy taki przykład zastanawia, by nie rzec, że zdumiewa. Jak na przykład wizerunek Dawida na tympanonie z Trzebnicy, sto kilkadziesiąt lat wcześniejszym od tympanonu ze Strzegomia. Dawid, który w Piśmie Świętym nigdy nie grał na lirze przed swoją kochanką Betsabe, tu jednak gra przed nią, niczym król-trubadur przed światową damą, a raczej – niczym Tristan przed Izoldą, bo właśnie na tym ikonograficznym schemacie Tristana przed Izoldą wzorował się trzebnicki twórca wyobrażenia Dawida i Betsabe. Cel był, wbrew pozorom, głęboko teologiczny (ukazać dwie wierne sobie, choć bardzo niedoskonałe, ludzkie osoby w kontraście do pary idealnej – Chrystusa i Matki Bożej). Sposób ukazania – niezwykle dworny i elegancki, kompatybilny z wysoką kulturą śląskiego dworu księcia Henryka Brodatego i jego małżonki, św. Jadwigi Śląskiej.
››Konkluzja pod(w)stępna
Niniejszy pod(w)stęp miał cel skromny, lecz zdecydowany: pokazać, jak średniowieczne dzieło sztuki sakralnej okazuje się wyobcowane ze świętej ikonografii, a zarazem zakorzenione w świecie arturiańskiego romansu, czyli w kulturze świeckiej… No właśnie. Czyżby rzeczywiście świeckiej? Niezupełnie. Powieść o „Poszukiwaniu świętego Graala”, którą posłużyłem się tutaj jako tłem, była przecież dziełem duchownego, który wypracowywał w niej ideę „niebiańskiego rycerstwa”, chevalerie céleste. Motywy obecne w tej powieści przenikają zresztą całą literaturę arturiańską. Z drugiej strony, sam strzegomski tympanon nie jest bynajmniej całkowicie świecki. Ponad sceną upadku Szawła widnieje scena jego kazania w damasceńskiej synagodze, jest i scena chrztu, a jeszcze wyżej Pan Jezus otoczony aniołami. Nic tutaj nie jest do końca świeckie, ale też nie wszystko jednoznacznie święte, a rycerska świeckość dostępuje wyjątkowego uświęcenia.
Szanowny czytelnik musi niniejszym przyjąć do wiadomości, że straszliwy „średniowiecz” bywa w pewnych rejestrach niezwykle niejednoznaczny, a tylko w niektórych jednoznaczny do bólu. Bogatszy i ciekawszy, niż wynikałoby ze stereotypów, którymi karmili nas w szkole i karmią w mediach. Obfitował w zaskakujące sytuacje, dzieła, ludzi, sprawy niezgodne z dogmatami wiary i duktem historii świętej, a jednak pozostające z nimi w doskonałej symbiozie. Bywał prymitywny, ale i wyrafinowany. Człowiek współczesny odnajdzie w nim znacznie więcej własnych uczuć i myśli, niżby mógł – jako ze średniowieczem nieobznajmiony – przypuszczać. Odnajdzie też wiele rzeczy zupełnie nowych, o których nawet mu się nie śniło. A cóż dopiero filozofom.
W średniowieczu […] – Pismo Święte [było] podstawową wykładnią nauki o świecie; […] w odrodzeniu – […] [nastąpiła] krytyka dotychczasowych poglądów na świat, przypomnienie poglądów starożytnych uczonych na temat kulistości Ziemi […]
brainly.pl, Obraz człowieka w średniowieczu i odrodzeniu6
Niestety, fałsz. W średniowieczu nie uważano bynajmniej, że ziemia jest płaska, nie zapomniano też o poglądach „starożytnych uczonych”. Owszem, w pierwszym tysiącleciu pewien ouotsider coś takiego o kształcie naszej planety napisał, a przypomnienie tego odosobnionego poglądu pozwoliło jednemu z XIX-wiecznych krytykantów zasiać plotkę o rzekomo powszechnej wierze wieków średnich w płaskość ziemi. Plotka zrobiła oszałamiającą karierę: w jej ramach wciąż powiela się rzekomo „średniowieczny” drzeworyt z komentarzem takim albo podobnym:
Naiwny średniowieczny misjonarz opowiada nawet, że podczas jednej ze swoich podróży w poszukiwaniu Raju Ziemskiego dotarł do horyzontu, gdzie niebo i Ziemia stykają się ze sobą, znalazł punkt, w którym nie były ze sobą ściśle połączone, i złożywszy ramiona przecisnął się pod sklepieniem niebios. Otóż owo sklepienie niebios nie istnieje!
Camille Flammarion, Atmosfera. Meteorologia popularna, 18887
Jak rzecz się miała w istocie? Weźmy jakiekolwiek średniowieczne wyobrażenie króla: na miniaturze, na nagrobku, czy pod postacią posągu, który oprócz berła dzierży również i jabłko królewskie, czyli kulę zwieńczoną krzyżem. Cóż oznacza ta kula? Niech powie starofrancuska pieśń o Aleksandrze Wielkim, napisana nieco po roku 1180. Kiedy bohater pieśni umiera, wierni wasale wznoszą dlań gigantyczny (wymyślony przez poetę) grobowiec w kształcie piramidy. Tam, pod pięknym sklepieniem, Aleksander spoczął w sarkofagu, na którym położono przedstawiającą go figurę:
A we dłoń mu włożyli jabłko pozłacane,
Jabłko potężnie wielkie, krągło formowane; […]
Rzeźba ta wielkie miała znaczenie przydane: […]
Bo jabłko krągłe, co mu w dłoń włożyli, to był
Ów okrąg świata, co go Aleksander zdobył.
Aleksander z Paryża, Powieść o Aleksandrze, ok. 1180, tłum. JK8
ZIEMIA JEST KULISTA,jak dowodzi Chrystus, czyli Słowo Wcielone, stwarzający Wszechświat jako wielką kulę, na XIII-wiecznej miniaturze.
W średniowiecznym przewodniku Cudowności Rzymu (Mirabilia Romae) czytamy o Koloseum bałamutną relację, że mianowicie
[…] było świątynią Słońca nadzwyczajnej wielkości i piękności, wyposażoną w wiele sal sklepionych. Przykryte było całe niebem z pozłacanego brązu, skąd biły pioruny, świeciły błyskawice i rozlegały się grzmoty, a przez cienkie rurki padały deszcze. Były tam także znaki niebieskie i planety, Słońce i Księżyc, które poruszały się na swoich kwadrygach, pośrodku zaś stał Febus, czyli bóg Słońca, który nogami wsparty o ziemię, głową dotykał nieba. W ręku trzymał on kulę na znak, że Rzym panuje nad całym światem.
Cudowności Rzymu, tłum. Jerzy Ciechanowicz9
Jak widać, świat symbolizowany jest tutaj przez kulę. Podobnie jak na jednym z kapiteli nagrobka Kazimierza Jagiellończyka w wawelskiej katedrze, gdzie widzimy Boga Ojca dokonującego aktu stworzenia – stwarzany przezeń Wszechświat jest wielka kulą. Autorzy wszystkich tych dzieł mogli być pewni, że tworzą dla ludzi, którzy kształt wszechświata znają. Adept średniowiecznej szkoły klasztornej, katedralnej, czy uniwersytetu, opuszczał mury uczelni w przeświadczeniu, że ziemia, podobnie jak cały wszechświat, jest kulista. Czy też: „raczej” kulista, bo wiadomo było, że zarówno kulistość ziemi, jak i przyjmowany powszechnie kształt wszechświata to jedynie hipotezy powtórzone za nauką starożytną. Natomiast rzeczywiście uważano, że – jak napisał portal dla młodzieży – „Ziemia jest centrum wszechświata”10, jednak nie ze względu na przekaz Pisma Świętego, ale za autorytetem starożytnych uczonych, konkretnie za Ptolemeuszem. System wyglądał tak:
Centralna (i kulista) Ziemia jest otoczona serią pustych i przezroczystych kul, obejmujących jedna drugą, z których – oczywiście – każda kolejna jest większa od tej znajdującej się bliżej ziemi. Są to «sfery», «niebiosa», albo (czasami) «elementy». W każdej z pierwszych siedmiu sfer tkwi jedno świecące ciało. Zaczynając od Ziemi, porządek ich jest następujący: Księżyc, Merkury, Wenus, Słońce, Mars, Jowisz i Saturn, jest to «siedem planet». Poza sferą Saturna jest «Stellatum» («niebo gwiaździste»), do którego należą wszystkie gwiazdy, jakie nadal nazywamy «stałymi», ponieważ ich położenia względem siebie są – w przeciwieństwie do planet – niezmienne. Poza «niebem gwiaździstym» wznosi się sfera zwana «Primum Mobile» – Sferą Pierwszego Ruchu. Ponieważ nie nosi ona w sobie świecącego ciała, nie daje o sobie żadnego świadectwa naszym zmysłom; o jej istnieniu wnioskowano, żeby wytłumaczyć ruchy wszystkich innych sfer. […]
Ziemia była – według miary kosmicznej – punktem: nie miała wymiernej wielkości. Gwiazdy […] były od niej większe.
Clive Staples Lewis, Odrzucony obraz11
Oczywiście, że zdarzali się w średniowieczu „kopacze rowów i szynkarki, którzy […] nie wiedzieli, że ziemia jest kulista; nie dlatego, że myśleli, że jest płaska, ale dlatego, że w ogóle o tym nie myśleli”12 (Clive Staples Lewis).
TO FAŁSZ,czyli prowokacja: spreparowany w XIX wieku „średniowieczny” drzeworyt miał dowodzić rzekomej „średniowiecznej wiary w płaskość ziemi”.
Skoro zatem ziemia to „raczej” kula, wypadało zastanowić się, jak też wygląda jej „odwrotna strona”? Za Cyceronem przyjmowano, że strefa zwana obecnie równikową jest najgorętsza, do tego stopnia, że nie można w niej żyć, ani się przez nią przedostać. Jedni twierdzili, że mieszkają tam jacyś „Antypodzi”, „ludzie «przeciwnożni», którzy «chodzą obróceni do was stopami» («adversa vobis urgent vestigia»)”13. Święty Augustyn sądził jednak, że „baśniom o antypodach […] nie ma podstawy do wierzenia” i to nawet „choćby uważać świat za kulisty i okrągły, lub choćby się tego jakoś i dowiodło”14. Skoro ludzkość pojawiła się na naszej części globu, to w jaki sposób mogłaby rozmnożyć się również na obszarze odgrodzonym strefą śmiertelnego upału?
Powyżej zaznaczyłem, że średniowieczni autorzy czynili zastrzeżenia. Tak: wiedzieli, że zasadniczo poruszają się pośród hipotez. I choć dysponowali bardzo konkretnym, ulubionym przez siebie obrazem wszechświata, przejętym od Ptolemeusza, to jednak system ów nie był „obowiązujący” w potocznym tego słowa znaczeniu. Zastrzeżenia co do jego słuszności czynił choćby cytowany powyżej św. Augustyn, piszący u końca starożytności. Osiemset lat po nim, w XIII wieku, św. Tomasz z Akwinu powie wyraźnie, że system Ptolemeusza – z Ziemią w centrum Wszechświata – nie jest jednym możliwym. Bowiem „w astronomii daje się opis kół ekscentrycznych i epicyklów”, przez co „dostrzegalne zmysłami pozory dotyczące ruchów niebieskich mogą być zachowane”, niemniej „nie jest to ścisły dowód, ponieważ być może dałyby się one zachować również przy odmiennym założeniu”15. Przypomnijmy też, że dzieło Kopernika, opublikowane już w epoce nowożytnej, zostało zakazane przez Kościół wiele, wiele lat potem, konkretnie wówczas, kiedy Galileusz zaczął nalegać, „żeby traktować tę hipotezę jako fakt” (Clive Staples Lewis)16. Aż do tej pory trwała zasada hipotetyczności.
Ludzie w średniowieczu byli bardzo przesądni. Wierzyli niemal we wszystko, co nadprzyrodzone i tajemnicze […] w przeróżne monstra zamieszkujące nieznane ziemie. Jednym z tych potworów był Sciapodus, jednonogi olbrzym o gigantycznej stopie. […] wierzyli, że na dalekich lądach są lasy tak wysokie, że sięgają chmur, plemiona rogatych ludzi, którzy w wieku siedmiu lat są już starcami, ludzie o sześciu palcach u nóg, z głowami psów, drzewa, na których rośnie wełna, cyklopi z jednym okiem i jedną stopą, którzy biegają szybciej od wiatru, stumetrowe węże z oczami z klejnotów.
Terry Deary, To okropne średniowiecze(książeczka dla młodzieży)17
Terry Deary kpi sobie z czytelnika. Być może kpi nieświadomie, ale też pisze zbyt dosłownie, aby nie oskarżyć go o celową manipulację. A może zapatrzył się na jakieś średniowieczne rzeźby? Małe to usprawiedliwienie, ale owszem. Na przykład w klasztornym kościele św. Marii Magdaleny w Vézelay (nie mówiąc o różnych gotyckich katedrach) atakują biednego widza „monstra”, widoczne w otoku wielkiego tympanonu nad głównym wejściem. Popatrzymy nań, wedle opisu pewnego badacza:
Wielki portal głównej nawy kościoła w Vézelay ukazuje program o wyjątkowym bogactwie ikonografii: na tympanonie Chrystus tronujący, wpisany w mandorlę, wyciąga ramiona, z których wychodzą promienie biegnące ku dwunastu apostołom. Po obu stronach figury Chrystusa i pod stopami Apostołów widzimy ondulowane fale o zróżnicowanych kształtach.
Wokół tego zespołu widnieje osiem wachlarzowato rozmieszczonych kompartymentów mieszczących liczne postaci, spośród których niektóre mają wygląd wręcz monstrualny, inne zaś – chorobliwy, ułomny. Wokół, na pierwszym wałku archiwolty, wyrzeźbione są znaki zodiaku i prace miesięcy.
Na nadprożu dwie procesje zdążają ku dwom postaciom: św. Piotra i – zapewne – św. Pawła. Św. Jan Chrzciciel stoi przed filarem, wspierającym pośrodku płytę tympanonu; dzierży medalion, na którym widniał (dziś nie istniejący) Baranek, podczas gdy Apostołowie zajmują wewnętrzne ścianki filara i odrzwi, których kolumienki zwieńczone są kapitelami zdobnymi w sceny figuralne.
Długo ciągnęła się debata o tym, jaki jest główny temat tympanonu, wahając się pomiędzy Zesłaniem Ducha Świętego i Rozesłaniem Apostołów; niekiedy usiłowano pogodzić obie interpretacje. Podtrzymuję tę ostatnią hipotezę: wedle mnie scena na tympanonie ukazuje Zesłanie Ducha Świętego, po którym następuje początek misji apostolskiej.
Marcello Angheben, Apokalipsa a ikonografia środkowego portalu kościoła w Vézelay18
Owe „monstra” to właśnie Sciapodzi, jednoocy, Psiogłowcy i inne potwory bezczelnie rozpychające się wokół głównej sceny. Żywy dowód na to, że średniowiecze było ciemne i zabobonne.
Niestety – strzał w płot.
O ile „człowiek średniowieczny dzielił wiele rodzajów niewiedzy z dzikim i niektóre z jego wierzeń mogą nasuwać antropologowi nieco dzikie paralele”, to jednak „nie dochodził do tych wierzeń tą samą drogą, co dziki” (Clive Staples Lewis)19. Jak już wiemy, uczony człowiek średniowiecza starał się wyczytać, co tylko można, u autorów starożytnych. Od nich właśnie znał Sciapodów, Psiogłowców i innych.
Weźmy na przykład owych Psiogłowców, czyli Kynokefalów. Wieść o ich istnieniu podał Hezjod w VIII wieku przed Chrystusem. Potem wzmiankowali Psiogłowców różni autorzy, wreszcie niejaki Ktezjasz z Knidos, który na przełomie V i IV wieku przed Chrystusem odbył podróż do Indii, napisał o nich nieco więcej, mianowicie, że „powiadało się” (czyli że sam tego nie widział), iż w indyjskich górach
[…] żyją ludzie o psich głowach, którzy noszą ubrania ze skór zwierzęcych. Nie znają języka, ale porozumiewają się ze sobą szczekając. Ich zęby są dłuższe niźli psie, paznokcie do zwierzęcych podobne, tyle że bardziej zaokrąglone i dłuższe. Zamieszkują obszar od gór aż do brzegów Indusu. Są czarni i wielbią praworządność, podobnie jak pozostali Hindusi, z którymi prowadzą handel. Rozumieją to, co tamci mówią do nich, odpowiadać jednakowoż mogą jedynie szczekaniem, a także poprzez znaki, jakie czynią gestykulując dłońmi i palcami, podobnie jak głusi czy niemi. Żywią się surowym mięsem. Hindusi zową ich Kalistreńcami, co po grecku znaczy: Psiogłowcy.
Ktezjasz z Knidos, Opisanie Indii, tłum. JK20
Kolejni greccy podróżnicy i pisarze pomnożyli te doniesienia. Tą drogą informacja trafiła do Pliniusza, który w I wieku po Chrystusie umieścił fragment o Psiogłowcach (ale żyjących w Etiopii) w swojej Historii Naturalnej; po nim pisali o nich Aulus Gelliusz w Nocach Attyckich i Filostrates w Żywocie filozofa Apoloniosa z Tyany. Wszystko to są – uwaga – starożytne dzieła literatury naukowej. Dopiero później Psiogłowcy weszli do literackiej fikcji, mianowicie do fantastycznej powieści o Aleksandrze Wielkim, który dotarłszy do Indii, miał z Psiogłowcami walczyć.
ŚW. AUGUSTYN WĄTPIŁw doniesienia o monstrualnych istotach, ale „jeśli narody takie istnieją– są ludźmi”. Psiogłowcy na portalu bazyliki w Vézelay (u góry po lewej), XII w.
Tymczasem nadeszła epoka wielkich pisarzy chrześcijańskich na czele ze św. Augustynem – jednym z głównych autorytetów średniowiecza.
Przypominam sobie, jak to za komuny czytałem ze zdumieniem postscriptum do książki o. Jacka Salija Rozmowy ze św. Augustynem21, gdzie tenże dominikanin grzecznie prosił, aby, jeśli ktokolwiek z czytelników znajdzie w dziełach św. Augustyna doniesienie o jakimś osobistym spotkaniu tegoż autora z Psiogłowcami, poinformował go o tym niezwłocznie. Albowiem niejaki pan Artur Sandauer napisał właśnie w swojej książce, że św. Augustyn takim spotkaniem się chwalił, o. Jacek Salij zaś nie wie, o które z dzieł świętego może chodzić.
MURZYN ŚREDNIOWIECZNY,
czyli patron rycerstwa – św. Maurycy. XIII-wieczny posąg z katedry w Magdeburgu.
Dominikanin wykazał się ironią, ponieważ dobrze wiedział, o co pyta, jak również, że św. Augustyn napisał o Psiogłowcach zupełnie coś innego i w innych okolicznościach, a Sandauer, znany intelektualista, powielał echo ateistycznej propagandy, wedle której każdy katolicki święty miał być ciemny i zabobonny. W rzeczywistości mowa tu o dziele napisanym przez św. Augustyna w ostatnich dwóch dekadach przed śmiercią (+430). Jest to fragment komentarza do biblijnej Księgi Rodzaju, dotyczący wielości narodów:
Pytamy, czy można wierzyć, że od synów Noego, albo raczej od owego pierwszego człowieka, od którego ci pochodzą, rozrodziły się jakie gatunki ludzi-potworów, jak opowiadają dzieje pogańskie.
Np. twierdzą, że są ludzie, mający jedno oko w środku czoła; – że inni mają stopy w tył zwrócone; inni znów mają własności obojej płci i prawą pierś męską, a lewą – kobiecą, i łącząc się płciowo raz po męsku raz po kobiecemu, i płodzą, i rodzą; inni są ust pozbawieni i żyją tylko oddychaniem przez nos; inni co do wzrostu, są łokietkami, których Grecy Pigmejami zowią od wyrazu greckiego łokieć oznaczającego; indziej pięcioletnie kobiety poczynają i dłużej nad ośm lat nie żyją.
Mówią, że jest lud taki, gdzie mają ludzie po jednej nodze i kolana nie zginają, a niesłychanie szybko biegają; inni są Sciapody zwani, ciemnonodzy, iż leżąc na wznak na ziemi z zadartemi do góry nogami, cieniem nóg zasłaniają się od upału słonecznego; – są znów inni bez szyi i głowy, mający oczy w ramionach.
I inne jeszcze rodzaje ludzi, czy niby-ludzi być mają, które zaczerpnięte z opisów, jako osobliwości, odtworzone są mozaikową sztuką na ulicy nadmorskiej w Kartaginie.
A cóż powiedzieć o Kinocefalach, których psie głowy, ba, nawet szczekanie raczej zwierzęta niż ludzi zdradzają.
Nie trzeba wszakże koniecznie wierzyć wszystkiemu, co mówią o takich wszelkich rodzajach ludzi. Ale koniec końcem, żaden chrześcijanin wątpić nie będzie, że każdy, gdziekolwiek zrodzony człowiek, to jest stworzenie rozumne i śmiertelne, choćby miał nie wiem jak dziwaczny kształt, albo barwę, albo ruchy, albo głos, albo siłę, albo jakieś dziwaczne części ciała, czy raczej jakieś osobliwe właściwości przyrodzone, pochodzi od jednego owego ojca rodzaju ludzkiego. […]
Powoli i z niedowierzaniem traktując opisy o owych narodach-potworach, powiemy w końcu, że opowieści takie albo są zmyślone, albo, jeśli narody takie istnieją – są ludźmi.
św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. ks. Władysław Kubicki22
Nic dodać, nic ująć. Św. Augustyn przyjmuje do wiadomości, że poprzedzający go starożytni uczeni opisywali różne niezwykłe stworzenia, w tym zwane Psiogłowcami. Opisy te traktuje z niedowierzaniem i stwierdza wyraźnie, że jeśli wszystko to są bajki, nie ma o czym mówić; jeżeli jednak Psiogłowcy i inne „monstra” istnieją jako istoty rozumne i śmiertelne, to dla chrześcijanina są one ludźmi. W takim zaś wypadku również owym Sciapodom, Psiogłowcom oraz wszystkim pozostałym „monstrom” należy głosić Ewangelię, bo zostali wraz z nami odkupieni przez Chrystusa.
Czy ktokolwiek miałby coś przeciwko takiemu założeniu?
Niemal wszyscy średniowieczni uczeni powtarzali opowieść o Psiogłowcach za św. Augustynem lub, ewentualnie, wedle innych późnoantycznych autorów. Konsekwencję tego faktu widzimy właśnie na tympanonie w Vézelay. Uczony pomysłodawca – jego imienia niestety nie znamy – inspirował się Pismem świętym, które podaje, że w pięćdziesiąt dni po Zmartwychwstaniu Chrystusa, w dniu Zesłania Ducha Świętego, „mężowie nabożni z każdego narodu, który jest pod niebem” usłyszeli od Apostołów „każdy […] swój język” (Dz 2; 5,8), a ponadto, że u końca świata zbawieni pochodzić będą „z wszystkich narodów i pokoleń i ludów i języków” (Ap 7,9). Kolejne źródło inspiracji to właśnie powyższy fragment Państwa Bożego św. Augustyna. Na tej podstawie anonimowy uczony „wymyślił kształt portalu i zatroszczył się o to, aby nie zabrakło [na nim wizerunku] żadnej z ras ludzkich powołanych do przyjęcia Łaski Bożej” (Marcello Angheben)23.
Trudno więc zarzucić średniowiecznym autorom „ciemnotę”. Postępowali wedle stanu swojej wiedzy, opartej na tradycji starożytnych. Nie wykluczali żadnego, nawet najbardziej „obrzydliwego” z narodów, bo przecież wszystkie narody współuczestniczą w Królestwie Bożym.
Miało jeszcze być o Murzynach. Kiedy spojrzymy na parę późniejszych Sądów Ostatecznych, najlepiej malowanych, czyli takich, które zachowały barwę – zobaczymy pośród potępionych gołe babsko, papieża, mnichów, oraz grzeszników świeckich… a pośród zbawionych, oprócz świeckich i duchownych obojga płci, także i Murzyna. Żeby było jasne: zasadniczo nie jest to ani krytyka papiestwa, ani wyniesienie Murzynów do rangi wyjątkowych. To pewnego rodzaju norma. Byli grzeszni papieże, zapewne potępieni, byli też i Murzyni, w tym św. Maurycy, czarnoskóry patron rycerstwa, męczennik pierwszych wieków (i mimo że czarna skóra miała być podobno w wiekach średnich symbolem złego – takie dywagacje nie miały nic do rzeczy w kwestii oceny człowieczeństwa i świętości). Aha, i jeszcze jeden z Trzech Króli też miał być czarny.
(A co do Psiogłowców – z części opisów wynika, że starożytni mieli na myśli pawiany.)
1 Graindor de Douai, Chanson d’Antioche, fragmenty lessy 2, cyt. za: Kowalski J. 2007–I, s. 63.
2 Tłum. JK. Tekst ten został sporządzony na podstawie internetowego wydania powieści Poszukiwanie świętego Graala (w Bibliografii: Poszukiwanie). W cytowanym tekście wtrącenia tłumacza umieszczono w nawiasach, zaś fragmenty wzięte z różnych stron powieści oddzielono myślnikiem. Imię Persewala zostało dodane. Cytowany tekst wygląda w oryginale następująco:
[s. 81] Or dit li contes que [s. 56] A la veille de la Pentecoste [...] li compaignon de la table reonde furent venu a Kamaalot
[s. 188].i. chastel fort et bien seant avironnez de murs et de fossez
[s. 247]qui estoit trop bien garniz de toutes choses, et fermé d’eve corant et de bons murs granz et forz, et de fossez hauz et parfonz
[s. 275] et ne demora gaires qu’il oient .i. cor sonner que l’en pooit bien oïr de par tout le chastel
[s. 74] Einsi fu la cort troublee por la novele de çax qui partir s’en devoient.
[s. 81] se leverent li compaignon et pristrent lor armes /.../ Si issirent dou chastel
[s. 257] Mes .i. jor chaçoit en un suen bois
[Perceval] [s. 169] Quant il a chevauchié jusque au midi [s. 257] [avec] toute sa compaignie si
[256] il perdi chiens et veneors,
[s. 257] ne sot que fere, car il se veoit si parfont en la forest que il n’en savoit coment issir com cil qui n’avoit pas la voie aprise
[s. 81] Or dit li contes,
[s. 143] [qu’il voit] i. cheva[l] qui mout estoit grant et merveilleux, et si noir que ce estoit merveilles a veoir. Quant Perceval voit le cheval si le resgarde et l’en prent hisdor, et neporec il est bien tant hardiz qu’il monte sus come cil qui ne se prent garde de l’agait a l’anemi. Et quant il est montez /.../ Si s’en vet grant aleure, et se fiert en la forest, et la lune luisoit clere, mes cil l’emporte si tost qu’il l’ot mis hors de la forest en petit d’ore, et esloingnié plus de .iii. jornees loign, et il chevauche tant qu’il vit devant soi en une valee une grant eve rade, et li chevax vint cele part et se volt ferir dedenz. Et quant Perceval la vit si grant si la redoute mout a passer por ce qu’il estoit nuiz. Ne il n’i voit ne pont ne planche, et lors lieve sa main et fait le signe de la croiz en son front.
[144, cd] Quant li anemis se senti chargié dou fessel de la croiz qui trop li ert pesanz et griés si s’escout et desvelope de Perceval. Si se fiert en l’eve ullanan et criant et faisant la plus male fin dou monde. Si avint maintenant que l’eve fu esprise de feu en plusors leus, et de flamme clere.
[s. 241] /.../ Maintenant descendi entre els .ii. un brandons de feu en semblance de foudre et vint devers le ciel, et en issi une flamme si merveilleuse et si ardanz que
[s. 492] il s’entreportent a terre, par desus les croupes des cheuaux
[s. 241 :] et jurent grant piece en pasmoisons
[s. 756 :] Le lendemain, quand le jour parut, clair et beau,
[les gens de sa mesnie] trouvèrent Lancelot étendu
[s. 73] Si en commencierent a fere trop grant duel,
[s. 756] Ils l’invitent à se lever, mais il ne donne pas l’apparence de les entendre et ne remue pas.
[s. 91] et lors ot une voiz qui li dit :
[s. 74] vous qui avez juré d’entreprendre la Quête du Saint Graal /.../ personne en cette Quête /.../ n’y entre sans s’être confessé, ou sans penser à le faire, car personne ne doit entrer en si noble service avant d’être débarrassé et purifié de toute vilenie et de tout péché mortel
[s. 81] Or dit li contes que
[s 169] si voit devant lui
[s. 183] un hermitage qui estoit en une montaingne, il regarde cele part et voit
[s 169] si voit une petite chapele /.../ et devant a l’entree si seoit .i. viel home vestu de robe blanche en semblance d’ome de religion, et fesoit trop merveilleux duel, et disoit : « Biau sire Diex por quoi avez vos ce soffert ?
[s. 184] si s’en issi de la chapele, lors demande a Lancelot qui il estoit et de quel païs, et il li devise son estre, et ne li çoile mie chose qui avenue li soit del saint Graal. Quant li preudons ot ceste aventure sil prent grant pitié de Lancelot car il vit qu’il comença a plorer /.../ lors li requiert ou non de sainte Marie et de sainte creance qu’il li die toute sa confession, et tout son estre, et il dist que si fera il volentiers puis qu’il le velt,
[s. 58] Cele nuit demora laienz Lancelot
[s. 133] et au matin li avint qu’il ne s’esveilla devant hore de prime, et lors ala oïr messe
[s. 56] Lors dist a un escuier qu’il mete la sele en son cheval, et li aport ses armes, et cil si fet tout maintenant.
3 Dzieje Apostolskie od pewnego momentu – nie komentując tego – zaczynają Szawła nazywać Pawłem.
4 Cytaty z nieopublikowanej wersji polskiej artykułu Romualda Kaczmarka, któremu serdecznie dziękuję za ich udostępnienie. Na ten temat zobacz również tegoż autora: Kaczmarek R. 2017.
5 Durandus G. 1486, s. 107.
6 https://zadane.pl/zadanie/4669749, dostęp 21.09.2019.
7 Flammarion C. 1888, s. 162, ryc. s. 163, tłum. JK.
8 Alexandre de Paris, Le Roman d’Alexandre, lessa IV, w. 1534–1535, 1539, 1546–1547, wg Alexandre 1994, tłum JK.
9 Tłum. Jerzy Ciechanowicz, wg Ciechanowicz J. 1989, s. 196.
10 https://zadane.pl/zadanie/4669749, dostęp 21.09.2019.
11 Lewis C. S. 2008, s. 33.
12 Lewis C. S. 2008, s. 92, 93.
13 Lewis C. S. 2008, s. 41.
14 Św. Augustyn, Państwo Boże, za Augustyn św. 1937, s. 90. Tłum. ks. Władysław Kubicki.
15 Cyt. za Lewis C. S. 2008, s. 31.
16 Lewis C. S. 2008, s. 31.
17 Deary T. 2011, s. 108, 112, 119..
18 Angheben M. 1998, s. 210, tłum. JK.
19 Lewis C. S. 2008, s. 19.
20 Cyt. za Lecouteux C. 1981, s. 117–118, tłum. JK.
21 Salij J. 1985.
22 Św. Augustyn, Państwo Boże, księga XVI, rozdział 8, za Augustyn św. 1937, s. 87–88, 89, tłum. ks. Władysław Kubicki, podział na akapity JK.
23 Angheben M. 1998, s. 222, tłum. JK.