37,00 zł
Druga część ekscytującej trylogii Strażnicy Cytadeli. Drogi Axlin i Xeina znów się krzyżują, ale oboje wydają się oddalać od siebie bardziej niż kiedykolwiek. Kronikarka pracuje w bibliotece, zbierając informacje potrzebne jej do ukończenia bestiariusza i jednocześnie próbuje rozwikłać zagadkę zaskakującej obecności potworów w Cytadeli. W międzyczasie pomaga swojemu przyjacielowi Dexowi w rozwiązaniu pewnej osobistej sprawy i zostaje uwikłana w konflikt kilku rodów ze starego miasta.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 464
Tytuł oryginału: GUARDIANES DE LA CIUDADELA. II. EL SECRETO DE XEIN
© 2018, Laura Gallego
© 2018, Penguin Random House Grupo Editorial, S.A.U.
Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit, Młody Book
Copyright © 2020 for the Polish translation by Karolina Jaszecka
(under exclusive license to Wydawnictwo Debit, Młody Book)
Ilustracje na okładce, mapa: Paolo Barbieri
Projekt graficzny: Pepe Medina
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Marta Stasińska, Edyta Malinowska-Klimiuk
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A jeśli ją kopiujesz, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
ISBN 978-83-8057-391-8
Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1
40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77
email:[email protected]
www.mlodybook.com.pl
www.facebook.com/BookMlody
www.instagram.com/mlodybook
Była letnia noc, w Cytadeli panowała duchota. Coś wylazło z głębi studni i w poszukiwaniu wilgoci zaczęło prześlizgiwać się niczym cień w stronę podnóża murów, gdzie rosła najwyższa trawa. Zatrzymało się na chwilę pod pobliskim oknem, stanęło na tylnych łapach i zaczęło węszyć rozszerzonymi nozdrzami.
Okno chroniła krata, ale przestrzenie między prętami były na tyle duże, że studzienny stwór prześlizgnął się przez nie z łatwością.
W pomieszczeniu dwie dziewczynki leżały na przylegających do siebie łóżkach. Obie spały odkryte z powodu panującego upału. Młodsza kręciła się niespokojnie, podczas gdy starsza była pogrążona w głębokim śnie.
Może dlatego stwór skupił swoją uwagę właśnie na niej. Przeszedł bezszelestnie przestrzeń dzielącą go od łóżka i pochylił się, szukając węchem jej zapachu.
Dziewczynka obudziła się nagle. Z zaskoczeniem ujrzała wpatrzone w nią wielkie, wytrzeszczone oczy bez powiek na bladej i opuchniętej twarzy, otoczonej czymś, co wyglądało jak plątanina mokrych, obślizgłych alg.
Chciała krzyknąć, ale zimna, lepka łapa zakryła jej usta. Stworzenie rozwarło swój szeroki, pozbawiony warg żabi pysk i oblizało się grubym, niebieskawym językiem. Dziewczynka zaczęła się wić, żeby mu się wyrwać, ale potwór chwycił ją wpół, przerzucił sobie bez trudu przez ramię i uciekł.
To wszystko stało się tak szybko, że dziewczynka nie zdążyła się nawet zorientować, w jaki sposób znaleźli się na zewnątrz. Po chwili wpadła do wody z okrzykiem zaskoczenia.
Prawdziwy koszmar dopiero się dla niej zaczynał.
Młodsza dziewczynka obudziła się wkrótce potem, czując, jak serce wali jej z przerażenia. Zauważywszy nieobecność siostry, zaczęła głośno krzyczeć.
Kilka minut później cała rodzina była już na nogach i bezskutecznie szukała po całym domu starszej córki. Zrozpaczona matka usiadła na stołku i wybuchła płaczem, tuląc do siebie młodszą. Ojciec, blady ze strachu, założył kurtkę.
– Pójdę po Strażników – oznajmił ochrypłym głosem.
– Pospiesz się, proszę – załkała jego żona.
Stojąca za nią babcia dzieci pokręciła ze smutkiem głową. Przywołała do siebie gestem najstarszego wnuka – ospałego nastolatka, który stał oszołomiony w kącie pomieszczenia – i poleciła mu szeptem:
– Przyprowadź dziewczynę z biblioteki.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Dziewczynę…?
– Z biblioteki, tak. Ma krótko obcięte, ciemne włosy i kuleje. Na pewno widziałeś ją nieraz na targu. Mieszka w zachodnim sektorze drugiego okręgu. Znajdź ją i poproś, żeby tu przyszła.
– Ale babciu… Nie mam pozwolenia na przechodzenie do innych okręgów…
– Poproś swojego kolegę, żeby poszedł z tobą… Tego rudowłosego. Nie ma jakichś krewnych w drugim okręgu? Wymyślcie coś, żeby ją znaleźć i przyprowadzić.
Chłopak wyszedł z domu w ślad za ojcem, który pobiegł ulicą w kierunku najbliższego posterunku Straży Cytadeli.
Po pewnym czasie wrócił w towarzystwie pary Strażników. Oboje weszli do domu ze stanowczością, ale bez wyniosłości, wzbudzając szacunek samą swoją obecnością, a jednocześnie rozpalając płomień nadziei w sercach rodziny. Chłopak i dziewczyna: młodzi, jak większość Strażników, wysocy, silni i energiczni, poruszali się w milczeniu z niemal kocią elegancją. Oboje mieli na sobie identyczne szare szaty i krótkie, charakterystyczne fryzury, ale tym, co tak naprawdę ich wyróżniało, był niezwykły kolor oczu – złoty u niego i srebrny u niej.
Ojciec zaprowadził ich do sypialni, z której zniknęła jego córka. Strażnicy wyciągnęli przed siebie broń. Chłopak obrzucił pomieszczenie wzrokiem i szybko z niego wyszedł, jego towarzyszka zajrzała w każdy kąt z dużo większą uwagą, ale również nie zabrało jej to wiele czasu. Stanęli przed rodzicami zaginionej i Strażnik pokręcił głową.
– Nie wykrywamy obecności potworów – powiedział. – Jesteście pewni, że nie zrobił tego zwykły przestępca?
Ojciec zamrugał nerwowo.
– Nie… Nie pomyślałem o tym.
– To bardzo prawdopodobne – kontynuował Strażnik. – W końcu mieszkamy w Cytadeli.
Nie musiał dodawać, że jeśli chodziło o potwory, miasto było najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
– Na wszelki wypadek sprawdzimy pozostałe pomieszczenia – dodała Strażniczka.
Przygnębieni rodzice przytaknęli ze ściśniętymi gardłami.
Budynek był dość nowy. Rodzina wprowadziła się do niego całkiem niedawno, po niemal trzech latach oczekiwania na pozwolenie osiedlenia się w zewnętrznym okręgu, który podlegał stopniowej urbanizacji. Strażnicy zajrzeli do wszystkich pomieszczeń – dziewczyna była trochę uważniejsza, ale jej towarzysz poruszał się szybko, jakby podążając jakimś tropem i wiedząc, że szuka śladów w niewłaściwym miejscu. W końcu oboje stwierdzili, że wyjdą na zewnątrz, żeby zbadać okolicę.
– Sprawdzimy zwłaszcza teren za budynkiem – wyjaśnił Strażnik. – Stamtąd jest bliżej do muru. Jeśli to był potwór, prawdopodobnie przyszedł z tamtej strony.
Kobieta znów się rozpłakała. Jej mąż zapytał z drżeniem w głosie:
– Czy to był… potwór?
Strażnik wzruszył lekko ramionami.
– Możliwe, ale nie mamy jeszcze co do tego pewności. Trzeba wziąć pod uwagę każdą ewentualność.
– Wrócimy do was, kiedy się czegoś dowiemy – obiecała Strażniczka.
Pożegnali się i zniknęli w ciemnościach.
– Nie zniosę tego dłużej – oznajmił ojciec. – Ja też wychodzę.
– Zaczekaj! – zatrzymała go żona. – A jeśli potwór nadal tam jest?
– Słyszałaś, co powiedział Strażnik. Nie ma pewności, że to był potwór.
Rozejrzał się jednak niespokojnie i dopiero wtedy zauważył nieobecność syna.
– Gdzie jest…? – chciał zapytać, ale nie dokończył zdania, bo w tej samej chwili ktoś wszedł do domu.
Razem z żoną podbiegli do drzwi, myśląc, że Strażnicy wrócili. Okazało się jednak, że to ich syn w towarzystwie dziewczyny o krótkich ciemnych włosach, która kuśtykała, niosąc ciężką torbę przewieszoną przez ramię.
Ojciec spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Kim jesteś?
– Nazywam się Axlin – odparła. – Pracuję w bibliotece.
– Ja po nią posłałam – wtrąciła się babka. – Zna się na potworach.
– Od tego są Strażnicy – sprzeciwił się ojciec, krzyżując ręce na piersiach. – A ty ich nie przypominasz.
– Strażnicy potrafią walczyć z potworami, kiedy staną z jakimś twarzą w twarz – odpowiedziała Axlin spokojnie. – Ja wiem, co zrobić, zanim się zjawią. I potem.
Mężczyzna wahał się przez chwilę, wypatrując na ulicy Strażników. Ostatecznie się poddał i trawiony niepokojem zwrócił się do przybyłej:
– Dobrze, wejdź. Jeśli uda ci się odnaleźć moją córkę… – Nie zdołał dokończyć zdania, bo załamał mu się głos.
Staruszka zaprowadziła Axlin do pokoju wnuczek. Dziewczyna obejrzała go w świetle kaganka, pochyliła się nad siennikiem zaginionej i opuściła niżej lampkę, żeby przyjrzeć się dokładnie podłodze wokół niego.
– I co? – zapytał zirytowany ojciec, nie mogąc powstrzymać zdenerwowania.
– To był mokrołak – oświadczyła.
Wskazała na podłogę. Od zniknięcia dziecka minęło już trochę czasu, a jednak na ziemi wciąż można było dostrzec mokre ślady o zbyt regularnych kształtach, żeby powstały przypadkiem.
– Mokrołak – powtórzył mężczyzna z zakłopotaniem, a stojąca za nim żona znów zalała się łzami. – Ale… Przecież okna są okratowane. Jak zdołał tu wejść?
– Potwory z gatunku wkradłaków zawsze znajdą jakiś sposób. Jak sama ich nazwa wskazuje, wkradają się do ludzkich domów, porywają ofiarę i zaciągają ją do swoich legowisk, żeby… – Axlin zdążyła ugryźć się w język w ostatnim momencie. – W każdym razie potrafią zrobić to niepostrzeżenie. Mokrołaki opuszczają swoje wodne kryjówki zazwyczaj podczas deszczu albo w duszne noce, takie jak dzisiejsza. – Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. – Stąd do kanału jest daleko, prawda? Macie tu gdzieś jakąś studnię?
– Tak, całkiem nową – odpowiedziała staruszka.
– Ten obszar został niedawno zurbanizowany – dodała szeptem matka, jakby ten fakt gwarantował, że w pobliżu nie pojawi się żaden potwór.
Axlin postanowiła tego nie komentować.
– Trzeba zajrzeć do studni – uznała.
– Nigdzie nie pójdziesz, obywatelko – usłyszała nagle za swoimi plecami doskonale znany jej głos. Przeszył ją dreszcz. – To zbyt niebezpieczne.
Axlin wzięła głęboki wdech, żeby odzyskać panowanie nad sobą. Odwróciła się. Rzeczywiście w progu stał Xein i patrzył na nią surowym wzrokiem. Miał na sobie letnią wersję munduru Strażników: krótkie rękawy szarej koszuli odsłaniały jego ramiona, na których Axlin natychmiast zauważyła cztery równoległe, zbladłe wraz z upływem czasu blizny. Stanowiły pamiątkę po starciu z kudłonem, którego schwytał tylko po to, żeby jej zaimponować.
W innym miejscu. W innym czasie. Zanim zabrano go do Bastionu.
Od dnia, w którym Xein udał, że jej nie rozpoznał, widzieli się jeszcze kilka razy na ulicach Cytadeli, na targu albo przy którejś z bram, gdzie akurat pełnił wartę. Strażnicy czuwali zawsze i wszędzie – traktowali obywateli, których chronili, z pełnym szacunku dystansem.
Do tej pory Xein nie miał potrzeby ani ochoty rozmawiać z Axlin. Stała się dla niego po prostu jedną z wielu mieszkanek Cytadeli. Dlatego teraz patrzył na nią zupełnie obojętnie, chociaż dziewczyna wyczuła w jego głosie lekką irytację, jakby z jakiegoś powodu był na nią zły.
– Zajrzeliście do studni? – zapytała. – Dziewczynkę porwał mokrołak.
– To nie jest twoja sprawa, obywatelko. Od zajmowania się potworami jesteśmy my, Strażnicy.
Axlin spojrzała spokojnym, choć stanowczym wzrokiem w jego złote oczy.
– W takim razie zabieraj się do pracy, Strażniku, zanim będzie za późno.
– Sądzicie… że da się jeszcze uratować moją córkę? – odważył się zapytać ojciec.
Xein chciał mu odpowiedzieć, ale Axlin była szybsza:
– Nie dowiemy się tego, dopóki nie spróbujemy.
– Nie traćmy więcej czasu, Xeinie – odezwała się Strażniczka, która pojawiła się bezszelestnie i stała za nim w milczeniu. – Jeśli coś jest w tej studni, musimy się tym zająć, zanim wyrządzi więcej szkód.
Strażnik rzucił na Axlin ostatnie spojrzenie i ruszył za swoją towarzyszką. Po chwili oboje zniknęli w ciemnościach nocy.
Axlin wiedziała, że istniało małe prawdopodobieństwo, by odnaleźć dziewczynkę żywą. Nie chcąc jednak bardziej przygnębiać jej rodziny, skupiła się na kwestiach praktycznych. Rozejrzała się wokół.
– Najlepszym sposobem na odstraszenie mokrołaków jest wysoka temperatura – powiedziała. – W tej izbie nie ma kominka, ale wystarczy naczynie z żarem.
– Nie rozstawiamy podgrzewaczy, kiedy jest upał… – szepnęła matka, a Axlin wyczytała w jej spojrzeniu ogromne poczucie winy.
– Oczywiście – uspokoiła ją. – Nie byłyby potrzebne, gdyby studnie zostały zbudowane jak należy.
Ojciec zmarszczył brwi.
– Co masz na myśli?
– Mokrołaki próbują się dostać do Cytadeli przez kanał, studnie i kanalizację. Dlatego wszystkie odpływy są zabezpieczone specjalnymi kratkami, które im to uniemożliwiają. Strażnicy przeprowadzają cotygodniowe kontrole i czasem znajdują w nich jakiegoś uwięzionego potwora. Jeśli mokrołak rzeczywiście przedostał się tutaj przez pobliską studnię, to oznacza, że nie była odpowiednio zabezpieczona.
– I potworów może być więcej – dodała staruszka. – Użyjemy naczyń z żarem, nawet jeśli będzie nam za gorąco. Co jeszcze możemy zrobić?
– Rozsypać wokół łóżek mąkę albo trociny.
– To powstrzyma mokrołaki? – zdziwił się syn.
– Nie całkowicie, ale opóźni ich atak. Jeśli mąka przylgnie potworowi do stóp, będzie próbował najpierw ją usunąć i możliwe, że zacznie tupać ze złości. Dzięki temu obudzicie się i spróbujecie go odstraszyć. Wkradłaki nie lubią bezpośrednich konfrontacji, wolą porywać swoje ofiary bez świadków.
Mężczyzna potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– To wszystko… brzmi absurdalnie – wydusił z siebie. – Dlaczego Strażnicy nie mówią nam o tym?
– Bo żaden Strażnik nigdy nie został zaatakowany przez mokrołaki – odpowiedziała Axlin z rozbrajającą szczerością.
Wojownicy o metalicznej barwie oczu wyczuwali obecność potworów dzięki wyjątkowemu szóstemu zmysłowi, którego nie posiadali zwykli ludzie. Prawdopodobnie dlatego nie zauważyli mokrych śladów przy sienniku dziewczynki. Ich zadaniem było znalezienie potwora i jego zabicie.
Axlin przypuszczała, że znajdą mokrołaki w miejscu, które im wskazała, wolała jednak uniknąć chwili, kiedy wrócą, żeby to potwierdzić. Uznawszy swoją misję za wypełnioną, pożegnała się z rodziną, życząc jej, by poszukiwania córki zakończyły się szczęśliwie. Chociaż w głębi duszy wiedziała, że tak się nie stanie.
Niedaleko domu natknęła się na Xeina i jego towarzyszkę. Próbowała ich wyminąć, ale ulica była wąska, więc chcąc nie chcąc, zatrzymała się przy nich. Jej uwadze nie uszły mokre plamy na szatach Strażników i krew mokrołaka oblepiająca włócznię Xeina. Westchnęła smutno, bo to mogło oznaczać tylko jedno – że miała rację. Nie czuła jednak satysfakcji z tego powodu.
– A dziewczynka? – zapytała niepewnie.
Strażnik pokręcił głową.
– Wezwaliśmy pomoc, żeby wyciągnięto ją ze studni, i musimy powiadomić rodzinę.
– Bardzo mi przykro – powiedziała z żalem Axlin.
Xein spojrzał na nią uważnie.
– Nie powinnaś wtrącać się w pracę Strażników, obywatelko. To zdarzenie nie miało z tobą nic wspólnego.
– Przyszłam, bo mnie o to poprosili – próbowała się bronić.
– Sugerujesz, że wiesz więcej o potworach od Strażników Cytadeli, którzy stawiają im czoła od wieków?
Axlin popatrzyła mu prosto w oczy. To pytanie byłoby całkowicie zasadne, gdyby zadał je ktokolwiek inny, ale Xein wiedział, że poświęciła wiele lat na badanie potworów i nadal się tym zajmuje, że przebyła daleką drogę, że odwiedziła dziesiątki wiosek, gdzie zbierała informacje, by pogłębić swoją wiedzę. Zastanawiała się, czy chciał ją zranić, czy po prostu z niej drwił. Postanowiła nie dać się sprowokować.
– Nikt nie wie więcej od was o sposobach zabijania potworów – odparła. – Zwykli ludzie nie mają jednak waszych umiejętności, dlatego muszą się nauczyć, jak się uchronić przed niebezpieczeństwem prostymi i mniej konwencjonalnymi metodami.
Xein zamierzał jej odpowiedzieć, ale wyprzedziła go zuchwała Strażniczka:
– Dziękujemy za twoją pomoc, obywatelko. Wracaj do domu, a resztę zostaw nam.
Axlin chciała jej odpalić, że „reszta” najwyraźniej nie oznacza podstawowych rad dla zwykłych ludzi. Powstrzymała się jednak, bo Strażnicy naprawdę głęboko wierzyli, że tylko oni stanowią skuteczną broń przeciwko potworom.
Do pewnego stopnia nie mylili się. Ale nie można było postawić Strażnika pod drzwiami każdego domu, a kiedy żaden nie znajdował się w pobliżu, zwykli ludzie powinni umieć się bronić sami.
Mieszkańcy Cytadeli nie mieli zasadniczo takiej potrzeby i może właśnie dlatego mokrołaki mogły zaatakować ich z zaskoczenia.
Axlin przypomniała sobie o studni.
– Strażniczko! – zawołała do oddalającej się pary.
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na nią pytająco.
– Trzeba dokładnie sprawdzić tę studnię.
– Zapewniam cię, że nie było w niej innych potworów – odpowiedziała, ale Axlin pokręciła energicznie głową.
– Żaden potwór nie powinien się tamtędy dostać. Zawiodły zabezpieczenia, może kratka nie jest porządnie zamocowana albo w ogóle jej brak. Trzeba to naprawić, w innym wypadku pojawi się więcej mokrołaków.
– Rozumiem, ale dlaczego mnie o tym mówisz? Porozmawiaj z Pełnomocnikiem i przedstaw mu swoją prośbę. Strażnicy są od zabijania potworów, a nie naprawiania studni.
– Wiem o tym, ale on nie posłucha zwykłej obywatelki. Może potraktują sprawę jako pilną, jeśli ostrzeże ich Strażnik.
– Rozumiem – odparła dziewczyna. – Zobaczę, co da się zrobić.
Axlin podziękowała ruchem głowy i odeszła w swoją stronę, nie odwracając się, żeby zobaczyć, jak partnerka dołącza do Xeina, który czeka na nią na końcu ulicy.
– Niepotrzebnie z nią rozmawiasz, Rox – powiedział, kiedy ruszyli razem w dalszą drogę.
– Dlaczego? – zapytała jego towarzyszka. – To zwykła obywatelka. Widzę jednak, że ty masz z nią jakiś problem. – Zanim Xein zdążył otworzyć usta, żeby zaprotestować, dodała: – Wiem, że znasz ją z przeszłości, z czasów przed szkoleniem w Bastionie. Wszyscy mieliśmy kiedyś inne życie, Xeinie, ale stając się Strażnikami, odcinamy się od niego. To dotyczy też ciebie.
Chłopak odwrócił wzrok i zacisnął usta.
– Ona nic dla mnie nie znaczy.
– Udowodnij mi to i przestań zachowywać się w stosunku do niej jak nadąsany dzieciak.
Xein przyjął do siebie jej krytyczne słowa z uśmiechem.
– Po prostu nie podoba mi się, że wtrąca się w naszą pracę.
– Przestań się tym przejmować. Jeśli zacznie stwarzać kłopoty albo zagrażać bezpieczeństwu publicznemu, zainterweniują władze. To nie należy do naszych kompetencji.
Targ przy Murze, w przeciwieństwie do podobnych jarmarków, które odbywały się gdzie indziej, miał charakter stały. Chociaż kupcy i wędrowni handlarze rozkładali i zwijali swoje stragany, można było też znaleźć stałe punkty sprzedaży należące do właścicieli sklepów działających w różnych częściach Cytadeli.
Axlin odwiedzała bazar tak często, jak tylko mogła. Zazwyczaj nie potrzebowała nic kupować, ale uwielbiała rozmawiać z podróżnymi, pytać handlarzy o miejsca, które odwiedzili podczas swoich wypraw, i zbierać informacje o wioskach, z których pochodzili nowi mieszkańcy Cytadeli.
W ten sposób stopniowo pogłębiała swoją wiedzę. Przez ostatnie miesiące udało jej się też zamienić słowo z kilkoma Strażnikami, chociaż w większości nie byli zbyt rozmowni. Znaleźli się jednak tacy, którzy chętnie opowiedzieli jej o znanych im gatunkach potworów. Kiedy dostawali wezwanie do zajęcia się jakimś osobnikiem, Axlin starała się dotrzeć we wskazane miejsce, żeby dokładnie przyjrzeć się jego zwłokom. Za każdym razem musiała prosić o zgodę. Jedni Strażnicy nie widzieli w jej ciekawości nic złego, pod warunkiem, że potwór został wcześniej odpowiednio zneutralizowany, podczas gdy inni odsyłali ją uprzejmie, ale stanowczo do domu.
Ostatnio jednak Axlin odniosła wrażenie, że przyjaznych jej Strażników było coraz mniej, w odróżnieniu od zwykłych ludzi, którzy przychodzili do niej po radę. Dzięki tym wizytom odkryła, że mimo wysiłków Strażników, potwory atakują z rosnącą częstotliwością.
Kilka dni po niezbyt miłym spotkaniu z Xeinem przy okazji ataku mokrołaka Axlin wybrała się o poranku na targ. Spacerowała bez pośpiechu między straganami, ciesząc się dniem wolnym od pracy. Przystawała przy kramach zielarzy, bo chciała odtworzyć swoją kolekcję trucizn, którą musiała sprzedać po przybyciu do Cytadeli. Władze zezwoliły jej na posiadanie kuszy, kiedy udowodniła, że potrafi się nią posługiwać, ale do kwestii trucizn podeszły nieufnie. Axlin zdawała sobie sprawę z kłopotów, jakie mogłaby ściągnąć na siebie, gdyby rozeszła się wieść, że kupuje na targowisku niebezpieczne substancje, dlatego zdobywała poszczególne składniki osobno i w małych ilościach.
Tego dnia szykowała się już do powrotu do domu, kiedy podeszła do niej jakaś kobieta.
– Przepraszam… Jesteś tą dziewczyną, która pracuje w bibliotece? – zapytała, a Axlin przystanęła i skinęła głową. – Słyszałam, że Strażnicy zabili niedawno mokrołaka w studni w nowym obszarze. Czy to prawda?
Axlin się zawahała. Dawniej nie miałaby problemu z odpowiedzią, ale ostatnio niektórych Strażników wyraźniej denerwowało, że zdradza szczegóły ich pracy. Chociaż uważała, że wszelkie informacje o potworach powinny być ogólnie dostępne i rozpowszechniane, wolała nie narażać się ani nie dawać Strażnikom powodów, by jej zabronili uczestniczyć w swoich polowaniach.
– Przeprowadzam się tam z rodziną w przyszłym tygodniu – ciągnęła kobieta. – Chciałabym wiedzieć, czy to prawda, że tam są potwory.
Axlin wzięła głęboki oddech, nie chciała kłamać.
– Był jeden mokrołak, ale już nie stanowi zagrożenia – odparła. – Dostał się do miasta przez studnię, która wkrótce zostanie naprawiona.
To najwyraźniej nie przekonało kobiety.
– Porwał dziewczynkę, prawda? – zapytała szeptem.
– Tak, ale został zabity i nikogo więcej nie porwie.
Nieznajoma potrząsnęła głową.
– Uciekliśmy do Cytadeli przed potworami, które atakowały naszą wioskę. Jesteśmy tu od dwóch lat. Mój mąż i najstarszy syn pracowali przy budowie nowej dzielnicy, harując w pocie czoła od świtu do nocy, żebyśmy dostali pierwszeństwo na liście oczekujących. Wreszcie nadeszła nasza kolej i przydzielono nam jeden z domów, które postawili własnymi rękami, ale jeśli tam są potwory… Czy to wszystko ma jakiś sens?
Axlin pragnęła ją zapewnić, że Cytadela jest wolna od potworów, wciąż jednak miała w pamięci ślady mokrołaka przy łóżku zaginionej dziewczynki, więc nie chcąc jej oszukiwać, powiedziała pocieszającym tonem:
– Może i są, ale jest ich znacznie mniej niż gdziekolwiek poza murami miasta. Cytadela jest bezpieczniejsza od waszej wioski. Poza tym chronią nas Strażnicy.
Kobieta westchnęła.
– Czasami nawet oni nie pomogą. W zeszłym miesiącu zabili koszmarana w południowym sektorze. Potwór zdążył wcześniej pożreć trzy śpiące osoby.
– Naprawdę? – zdziwiła się Axlin. – Nie wiedziałam o tym. Może to tylko plotki?
– Niestety nie, jeden z chłopców, którzy zginęli, był przyjacielem mojego syna. A to jeszcze nie wszystko – dodała. – Podobno w drugim okręgu miękotki porwały kilka małych dzieci.
Axlin zbladła. Przed laty w jej rodzinnej wsi miękotki pożarły chłopczyka, którym się opiekowała. Nie była w stanie temu zapobiec i wciąż jeszcze słyszała krzyk Paxa w swoich najgorszych koszmarach.
– Słyszałam też, że w ogrodach pierwszego okręgu pojawiły się plujoty i kłączaki – ciągnęła kobieta.
– To niemożliwe – odpowiedziała Axlin, otrząsając się ze zdumienia. – Istnieje prawdopodobieństwo, że jakiś potwór dostanie się do zewnętrznego okręgu mimo murów obronnych i Strażników, ale zarówno pierwszy, jak i drugi okręg są całkowicie bezpieczne.
– Ostatniej wiosny właściciel tawerny w zachodnim sektorze znalazł w swojej piwnicy karkolca, który się ukrywał między beczkami piwa. Karczmarz zdążył uciec, zaryglować drzwi i powiadomić Strażników, ale…
Axlin skinęła głową, znała bowiem tę historię i wiedziała, że jest prawdziwa.
– W każdym razie to są pojedyncze ataki – oświadczyła. – A połowa z nich w ogóle się nie wydarzyła. Ilekroć Strażnicy polują na potwora, ludzie wpadają w panikę i wyobrażają sobie, że widzą te monstra wszędzie, ale tak nie jest. Cytadela to mimo wszystko najbezpieczniejsze miejsce na świecie.
Kobieta patrzyła na nią podejrzliwie, ale Axlin była świadkiem wielu różnych sytuacji podczas swojej długiej podróży, więc wiedziała, o czym mówi. Jej rozmówczyni westchnęła z rezygnacją.
– No dobrze, ale czy to znaczy, że możemy się osiedlić w nowej dzielnicy?
– Moim zdaniem tak. – Axlin zawahała się przez chwilę, zanim dodała: – Dopóki jednak studnia nie zostanie naprawiona, rozpalajcie na noc w kominku i ustawcie w sypialniach naczynia z żarem.
Kobieta uniosła wzrok w kierunku palącego słońca, które lśniło nad Cytadelą, ale wolała się nie spierać z kronikarką. Podziękowała za radę i odeszła żwawym krokiem.
Axlin nagle zdała sobie sprawę, że zrobiło się późno, więc też ruszyła, kuśtykając w cieniu wysokiego muru, który zimą sprawiał, że okolica zamieniała się w lodowate, wilgotne i ciemne miejsce, ale latem stanowił prawdziwe błogosławieństwo. Kiedy musiała wyjść na pełne słońce, przyszli jej na myśl Strażnicy pełniący wartę na blankach. Spojrzała w górę i zauważyła sylwetkę jednego z nich: stał wyprostowany i niewzruszony, jakby upał zupełnie mu nie przeszkadzał. Trzymał w ręku włócznię. Axlin natychmiast pomyślała o Xeinie, chociaż z tak dużej odległości nie była w stanie stwierdzić, czy to on. Przecież wielu Strażników posługiwało się włócznią, w Bastionie przechodzili szkolenie z walki różnego rodzaju bronią, a potem wybierali jedną lub dwie, z którymi czuli się najpewniej. Większość potrafiła doskonale władać sztyletem, było też dużo świetnych łuczników.
Potrząsnęła głową i ruszyła dalej. Powinna przestać myśleć o Xeinie. Początkowo miała nadzieję, że wrócą do siebie albo przynajmniej zostaną przyjaciółmi, ale z upływem czasu zrozumiała, że Xein uznał swoją przeszłość za rozdział zamknięty, a to dotyczyło również ich znajomości. Sama też wolałaby nie czuć przyspieszonego bicia serca za każdym razem, kiedy spotykała go na ulicy lub przy jednej z bram, i nie szukać wzrokiem jego twarzy, ilekroć mijała jakiegoś Strażnika. Nie chciała już śnić o nim po nocach. Przecież to ona go zostawiła i ruszyła w dalszą podróż. Obiecali sobie, że się odnajdą, ale Strażnicy Cytadeli zabrali Xeina siłą do Bastionu i Axlin przez rok nie wiedziała, co się z nim stało.
Okazało się jednak, że Xein był cały i zdrowy. Został Strażnikiem i rozpoczął nowy etap w życiu, w którym nie było dla niej miejsca. Od ich rozstania minęło już dość dużo czasu, ale odniosła wrażenie, że on się zmienił. Nie wiedziała tylko, czy dobrowolnie, czy pod przymusem.
Może świadomie chciał o niej zapomnieć? Czy w takim razie miała prawo go przed tym powstrzymywać?
Westchnęła i skarciła się w duchu. Musi wybić sobie Xeina z głowy, jest tyle innych spraw, na których powinna się skupić.
Na przykład na słowach kobiety z targowiska. Axlin mieszkała w drugim okręgu i wzmianka o tym, że potwory się tam dostały, bardzo ją zaniepokoiła. W zewnętrznym okręgu prawdopodobieństwo, że mogłyby pokonać mur i przechytrzyć Strażników, było znikome, chociaż wciąż istniało, bo panował tam największy chaos i do tej części Cytadeli ciągle przybywali nowi uciekinierzy. Jednak drugi mur stanowił przeszkodę nie do pokonania. Axlin chętnie zapytałaby o to Strażników, ale intuicja podpowiadała jej, że nie zechcą z nią rozmawiać na ten temat.
Postanowiła więc wypytać mieszkańców; jeśli w pierwszym albo drugim okręgu doszło do ataków, na pewno ktoś o tym wie.
Nie zważając na upał, ruszyła z determinacją w stronę bramy łączącej okręg zewnętrzny z drugim.
Xein obserwował ją ze szczytu muru.
Tego ranka pełnił wartę na blankach, co było nudnym i mało przyjemnym zadaniem: latem wartownicy zalewali się potem z gorąca, a zimą marzli na kość, jednak – jak sami mawiali – ktoś przecież musi wykonywać tę robotę.
Świeżo upieczony Strażnik, jakim był Xein, dostawał wiele różnorodnych zadań: codziennie patrolował ulice miasta i mury albo pilnował bram. Poza tym wciąż się szkolił w głównych koszarach, które były jednocześnie jego domem. Każdemu Strażnikowi, bez względu na rangę, przysługiwała niewielka i skromna cela. Od czasu do czasu Xein brał udział w misjach łowieckich na Dzikich Obszarach albo odwiedzał pobliskie osady, żeby rozwiązywać konkretne problemy związane z potworami. Cieszył się za każdym razem, kiedy wykorzystywał w praktyce swoje umiejętności, ale największą radością napawała go możliwość opuszczenia Cytadeli.
Nie narzekał na swoje nowe życie. Każdy dzień był uporządkowany i wypełniony pracą, którą wykonywał wspólnie z towarzyszami o podobnych umiejętnościach i poziomie wyszkolenia. W porównaniu z tym, czego doświadczył w Bastionie, życie w Cytadeli wydawało się wypoczynkiem.
Miasto otaczały potężne mury, między którymi wznosiły się setki budynków, a wszędzie dookoła byli ludzie, mnóstwo ludzi.
Xein dorastał jedynie w towarzystwie matki, w wiosce, której nie chroniła nawet zwykła palisada, a teraz nie mógł opuszczać Cytadeli, kiedy przyszła mu na to ochota, więc czuł się przytłoczony pod wieloma względami.
Podczas warty na blankach zwykł się wpatrywać w horyzont i wspominać, jak wielki jest świat. Szkolenie w Bastionie skupiało się na nauce polowania na potwory, ale w Cytadeli pogłębiał wiedzę również w innych dziedzinach. Pierwszy raz w życiu zobaczył mapy całego znanego ludzkości świata – obwarowane miasto, w którym mieszkał, znajdowało się w jego centralnym punkcie. Patrząc ze szczytu murów, Xein potrafił nazwać terytoria, które rozciągały się w oddali.
Na północy znajdowały się Dzikie Obszary, gdzie żyły tylko potwory, a jedyną pozostałość po ludzkiej cywilizacji stanowił Bastion, w którym szkolili się przyszli Strażnicy. Podobno w bezchmurne dni można stąd było nawet dostrzec zarys jego murów, ale Xeinowi do tej pory udało się jedynie odróżnić na horyzoncie szczyty górskie, pośród których kryła się forteca.
Na południu sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Xein dowiedział się, że są tam Ziemie Cywilizowane, czyli system warownych i dobrze skomunikowanych ze sobą osad, które rozwinęły się dzięki bliskości Cytadeli i ochronie Strażników. W największych wioskach powstały nawet małe posterunki Straży. Xein marzył, żeby dostać kiedyś przydział do jednego z nich. Chociaż żyło się tam podobno dość spokojnie, Ziemie Cywilizowane wciąż nękane były przez potwory, więc obecność Strażników była tam niezbędna.
Na wschodzie wznosiło się olbrzymie pasmo górskie zwane Ostatnią Granicą. Xein wiedział o nim niewiele. Słyszał tylko, że po drugiej stronie mieszkają potwory jeszcze bardziej przerażające od tych, które znają, że stacjonują tam tylko najbardziej doświadczeni Strażnicy, którzy pilnują, aby żaden osobnik nie przedostał się przełęczą lub wąwozem i nie dotarł do Cytadeli.
Tego ranka Xein pełnił wartę na zewnętrznym murze w sektorze zachodnim. Rozpościerał się stamtąd widok na szeroką bitą drogę, która prowadziła do Klatki, a stamtąd jeszcze dalej, do odległych wiosek. Władze Cytadeli wkładały wiele pracy i wysiłku, żeby przekształcić ten region w coś podobnego do południowych Ziem Cywilizowanych. Widać było stopniowe postępy: obszary rozciągające się między Klatką a Cytadelą stały się lepiej rozwinięte i chronione, a Strażnicy w niektórych osadach założyli niewielkie posterunki. Jednak im dalej na zachód, tym życie okazywało się trudniejsze. Xein pochodził stamtąd i wiedział, że potwory potrafią zniszczyć całe wioski. Z tego powodu najdalsze ludzkie siedliska zostały odcięte od świata i coraz trudniej było z nich uciec. Co jakiś czas, kiedy sądzono, że potwory unicestwiły ostatnie zachodnie osady, do Cytadeli docierał jakiś uciekinier i wyprowadzał wszystkich z błędu, potwierdzając, że kilka wciąż się opiera wrogowi, chociaż ich sytuacja jest tragiczna. Strażnicy mieli w planach wyprawy na tamte tereny, żeby pomóc ich dzielnym mieszkańcom w walce, ale najpierw chcieli odpowiednio zabezpieczyć Cytadelę i pobliskie osady oraz umocnić Ostatnią Granicę.
Dlatego Xein przypuszczał, że zachodnie wioski nie doczekają się ratunku. Axlin, która stamtąd pochodziła, opowiedziała mu wiele mrożących krew w żyłach historii.
Potrząsnął głową, jakby to miało pomóc mu wyrzucić ją z pamięci. Za każdym razem, kiedy wpatrywał się w szeroki gościniec, przychodziła mu na myśl dziewczyna, która przebyła długą drogę ze swojej odległej wioski i dotarła do Cytadeli. Podziwiał ją za jej odwagę, inteligencję i urodę, zakochał się w niej po uszy.
Od tamtej pory minęło jednak dużo czasu, a Xein zdążył zrozumieć, jak naprawdę wygląda świat, i poznać prawdziwy charakter Axlin.
Na drodze prowadzącej na Zachód zawsze panował ruch. Pewnie dlatego Targ przy Murze powstał w tej części miasta. Zjeżdżali się tam wędrowni handlarze i kupcy wszelkiego rodzaju, ale też ludzie, którzy szukali w Cytadeli lepszego życia. Xein lubił pełnić wartę na murach w tym sektorze, bo musiał obserwować nie tylko drogę i przyległe do niej tereny, ale też sam bazar, na którym każdego dnia działo się mnóstwo ciekawych rzeczy.
Patrząc z góry na stragany, zauważył Axlin – rozpoznał ją bez trudu po jej charakterystycznym chodzie. Zatrzymała się na chwilę, żeby porozmawiać z jakąś kobietą. Xein wyprostował się instynktownie, kiedy dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w kierunku blanków, chociaż było mało prawdopodobne, że go rozpozna z tak daleka. Po chwili ruszyła dalej, a on jeszcze przez jakiś czas odprowadzał ją wzrokiem.
Rox miała rację: powinien zapomnieć o swojej przeszłości i przestać się przejmować obecnością Axlin. Jeszcze niedawno, podczas pierwszych tygodni pobytu w Bastionie, oddałby wszystko, żeby znów ją zobaczyć, przytulić… Teraz marzył, by stracić ją z oczu raz na zawsze. Wiedział jednak, że ich przypadkowe spotkania są nieuniknione, przecież mieszkają w tym samym mieście. Denerwowało go jednak jej ciągłe wtrącanie się w pracę Strażników. Dawniej uważał, że zainteresowanie potworami czyni Axlin wyjątkową, odkąd jednak sam oddał się duszą i ciałem walce z największym wrogiem ludzi, niezaspokojona ciekawość kronikarki działała mu na nerwy. Złościł się też na siebie, że dziewczyna wciąż nie jest mu obojętna.
Utkwił spojrzenie w horyzoncie, obiecując sobie w myślach, że przestanie wreszcie roztrząsać przeszłość.
Przed wejściem na schody prowadzące do biblioteki Axlin spojrzała chyłkiem na wielką okratowaną bramę głównej kwatery Straży znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy, w nadziei, że zobaczy tam Xeina.
Tymczasem jej wzrok przykuła młoda kobieta z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem, która stała w cieniu budynku, jakby na kogoś czekała. Była elegancko uczesana i miała na sobie piękne szaty, jeszcze wspanialsze niż te, które nosili mieszkańcy tej części miasta. Axlin domyśliła się, że nieznajoma pochodzi ze starego miasta – najbardziej uprzywilejowanego miejsca na świecie. Oczywiście wszyscy mieszkańcy centralnej części Cytadeli byli wykształceni i umieli czytać, ale bardzo rzadko odwiedzali bibliotekę osobiście. Jeśli chcieli przejrzeć jakąś księgę, posyłali po nią służącego.
Kiedy kobieta zdała sobie sprawę, że Axlin ją obserwuje, spojrzała na nią z wahaniem, ale w końcu odwróciła się i odeszła bez słowa.
– Szukasz kogoś, obywatelko! – zawołała za nią Axlin. – Mogę ci jakoś pomóc?
Nieznajoma przystanęła, po czym pokręciła głową.
– Nie, ja tylko… spacerowałam.
Axlin uznała wędrówkę ze starego miasta do tego miejsca za dość męczącą, zwłaszcza dla kobiety w zaawansowanej ciąży, tym bardziej że jej trzewiki nie wyglądały na zbyt wygodne. Mogła ona jednak przyjechać powozem, ale to też nie wydawało się sensowne, bo mieszkańcy starego miasta mieli do dyspozycji rozległe ogrody dużo przyjemniejsze do spacerowania niż aleja, przy której wznosiła się biblioteka.
– Chcesz wejść do środka i odpocząć? Jest gorąco, napijesz się zimnej wody.
– Nie, bardzo dziękuję. Pospaceruję jeszcze trochę – odparła kobieta.
Axlin postanowiła nie nalegać. Słyszała, że mieszkańcy starego miasta są dość dziwni.
Weszła do biblioteki i odetchnęła z ulgą, czując, jakby znalazła się w domu. W głównej sali zauważyła zaledwie kilka osób – przede wszystkim skrybów na zlecenie kopiujących księgi, które ludzie najbardziej uprzywilejowani pragnęli mieć w swoich prywatnych zbiorach. Próbowała odnaleźć wzrokiem Dexa, ale zamiast niego zobaczyła mistrzynię Prixię, jak zwykle pochyloną nad jakimś opasłym tomiszczem i pogrążoną w lekturze. Podeszła do niej i odchrząknęła, żeby zwrócić jej uwagę. Bibliotekarka spojrzała na nią zza okularów lekko zdezorientowana.
– Przepraszam, że przeszkadzam – odezwała się Axlin. – Widziałaś może Dexa? Obiecał, że przyniesie mi dzisiaj nowy bestiariusz.
– Tak, oczywiście. Nie ma go tutaj? – zapytała Prixia.
Axlin pokręciła głową.
– Przyszedł nawet wcześniej ode mnie i uprzedził, że zostanie do późna, bo ma dużo pracy. Na pewno gdzieś się tu kręci – dodała mistrzyni.
Dalsze poszukiwania Dexara okazały się równie bezowocne. Nawet portier, zapytany, czy nie widział chłopaka, zaprzeczył kategorycznie. Axlin nie do końca mu jednak ufała, bo mężczyzna znany był z tego, że lubił się zdrzemnąć podczas pracy.
– Na pewno wypadła mu jakaś pilna sprawa – stwierdziła mistrzyni Prixia, kiedy Axlin jej o tym powiedziała.
Możliwe, ale dlaczego nie zostawił dla Axlin obiecanego bestiariusza? To nie w jego stylu.
Axlin postanowiła się skupić na innych sprawach: zrobiła porządek na kilku półkach, pomogła jednemu ze skrybów znaleźć potrzebną mu księgę, a na koniec usiadła do swojej codziennej pracy. Wiedza o potworach, którą spisała podczas podróży, okazała się jedynie wycinkiem tego, czego dowiedziała się z bestiariuszy dostępnych w Cytadeli. Każdego dnia zbierała nowe materiały, robiła notatki i szkice. Mistrzyni Prixia od razu zauważyła, że księgi biblioteki są pozbawione wielu trafnych spostrzeżeń Axlin na temat różnych potworów, i zaproponowała dziewczynie stworzenie najbardziej kompletnego i ambitnego dzieła, w którym połączy obszerną wiedzę Strażników z ludową i bardziej praktyczną mądrością zebraną w osadach.
Axlin zaniepokoiła się naprawdę, kiedy nadeszła pora powrotu do domu, a Dex nadal się nie pojawił. Chłopak bywał czasem niefrasobliwy, ale uwielbiał swoją pracę i rzadko robił sobie wolne. „Może źle się poczuł” – pomyślała, wychodząc z budynku.
Następnego ranka Dex przyszedł do biblioteki punktualnie i jak zwykle uśmiechnięty. Nie zapomniał też przynieść Axlin bestiariusza. Wydawał się zupełnie zdrowy, więc dziewczyna postanowiła nie wypytywać go o nagłą nieobecność poprzedniego dnia.
Rox uniosła łuk i wycelowała. Xein wiedział, że jego towarzyszka woli walkę wręcz przy użyciu topora albo maczety, ale krostole lepiej było atakować z dużej odległości. Poza tym z łukiem też radziła sobie całkiem nieźle.
Śledziła ruchy potwora ze szczytu niedokończonego jeszcze budynku, na który wspięła się bez trudu. Krostol uniósł łeb i pokazał zębiska. Był wielkości dużego psa, a jego cielsko pokrywała sierść w wielobarwne cętki. Trudno było go nie zauważyć.
Robotnicy, którym Xein kazał się odsunąć na bezpieczną odległość, obserwowali całe zdarzenie z przerażeniem.
– Cofnijcie się jeszcze… Krostole strzelają trucizną na kilka metrów – ostrzegł ich ponownie Strażnik.
Z miejsca, w którym stali, mężczyźni nie byli w stanie dostrzec krost pokrywających ciało potwora. Xein wiedział doskonale, że te z pozoru nieszkodliwe wykwity kryją w sobie żrącą substancję, która w kontakcie z ciałem ofiary powoduje ogromne obrażenia. Niewiele osób uszło z życiem po spotkaniu z krostolem, a te, którym się to udało, cierpiały z powodu bolesnych i niegojących się ran.
Rox wystrzeliła z łuku i chociaż potwór próbował się uchylić, strzała utkwiła mu w udzie. To wywołało natychmiastową reakcję w postaci licznych strużek trucizny tryskających z jego ciała.
– Cofnąć się! – rozkazał Xein robotnikom, po czym odwrócił się do nich plecami i ruszył w kierunku stworzenia z uniesioną włócznią gotową do ataku.
Tymczasem Rox ponownie napięła łuk, nie spuszczając z oczu swojego celu. Krostol próbował wyrwać z nogi strzałę – mało który potwór padał od pierwszego trafienia.
Xein ruszył biegiem, wydając okrzyki, żeby zwrócić na siebie uwagę stwora. Ten cofnął się kilka kroków, zawarczał i przywarł do ziemi, szykując się do ataku.
Strażnik był jednak szybszy, odbił się od ziemi i z wysokości wbił z całej siły włócznię w brzuch krostola. Zaskoczona bestia z trudem zachowała równowagę. Wyjąc z wściekłością i tryskając strumieniami żrącego kwasu, odwróciła się do napastnika, który wylądował za nią, robiąc przewrót, żeby zminimalizować skutki upadku. Skupiona na nim zapomniała o celującej w niego z budynku Strażniczce, która wypuściła z łuku kolejną strzałę.
Ta trafiła potwora w czoło, idealnie między oczy. Stwór zwalił się na ziemię, wciąż wydzielając z siebie truciznę. Strażnicy patrzyli, jak powoli zdycha, na wszelki wypadek trzymając jednak broń w pogotowiu.
Kiedy krostol zatrząsł się w ostatnim napadzie drgawek i wreszcie wyzionął ducha, robotnicy wznieśli okrzyk radości. Rox zeszła z budynku, a Xein zbliżył się ponownie do ludzi, żeby ostudzić trochę ich entuzjazm.
– Nie podchodźcie do niego. Może być niebezpieczny nawet martwy – ostrzegł ich.
– Nie zabierzecie go stąd? – zapytał kierownik budowy z niepokojem. – Musimy wracać do pracy i straciliśmy dwóch ludzi…
Głos mu się załamał, kiedy skierował wzrok w kąt, gdzie leżały dwa martwe ciała: jedno, na wpół pożarte, należało do mężczyzny, którego zaatakował krostol, drugą ofiarą, niemal niemożliwą do rozpoznania ze względu na rozlegle rany, był robotnik, który próbował ratować kolegę, zanim zjawili się Strażnicy.
Xein spojrzał na niebo. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.
– Lepiej nie wracajcie już dzisiaj na budowę – powiedział. – Zaraz się ściemni, a my mamy tu jeszcze dużo do zrobienia.
– Jutro rano nie będzie po nim śladu – dodała Rox, podchodząc do zgromadzonych.
Przekonanie robotników, żeby się rozeszli do domów, okazało się niełatwym zadaniem. Pomogli w tym ostatecznie trzej inni Strażnicy, którzy przybyli z najbliższego posterunku w towarzystwie kapitana Salaxa.
Na jego widok Xein i Rox stanęli na baczność.
– Złóżcie raport – rozkazał dowódca.
Kiedy Rox opowiedziała w skrócie o zaistniałym zdarzeniu, kapitan skinął głową.
– Znaleźliście ślady innych osobników? Krostole rzadko atakują w pojedynkę.
Chociaż zwracał się do obojga, znów odpowiedziała dziewczyna, a Xein milczał. Już dawno temu uzgodnili między sobą taki podział ról, bo Rox była wzorową Strażniczką, a Xein stwarzał w przeszłości kłopoty, więc wolał nie zwracać na siebie uwagi. Salax znał jednak doskonale przeszłość każdego z nich.
– Nie zdążyliśmy jeszcze sprawdzić okolicy, kapitanie.
– Dobrze. Mieliście pełnić nocną wartę?
– Nie, dzisiaj nie.
– W takim razie zmiana planów. Pomóżcie tutaj posprzątać, a potem podzielimy się na patrole i przeszukamy dokładnie teren na wypadek, gdyby gdzieś jeszcze ukryły się inne krostole. Wzmocnimy też ochronę dzielnicy, przynajmniej do rana.
Oboje potakiwali bez słowa sprzeciwu. Wiedzieli, że tej nocy nie zmrużą oka i prawdopodobnie ominie ich kolacja, ale upewnienie się, że życie mieszkańców nie jest zagrożone, było sprawą priorytetową.
Strażnicy podzieli się na grupy. Usunięcie martwego potwora było bardzo niebezpieczną operacją nawet dla nich. Należało też oddać ciała ofiar ich rodzinom. Rox i Xein odetchnęli z ulgą, kiedy rozkazano im patrolować okolicę. Strażnicy mieli naturę wojowników, więc relacje ze zwykłymi ludźmi sprawiały im duże kłopoty, zwłaszcza że kogoś, kto stracił bliską osobę, należało pocieszać z wyczuciem.
– Świetnie, może załapiemy się jeszcze na jakieś inne żrące paskudztwo – zażartował Xein, kiedy wyruszyli na patrol.
Rox spojrzała na niego poważnie.
– Naprawdę musiałeś przeskoczyć nad nim? Mógłby poparzyć cię kwasem.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Dzięki temu był dla ciebie łatwym celem, prawda? Daj spokój, Rox, wszystko dobrze się skończyło.
– Dzisiaj tak, ale kto wie, jak będzie jutro.
– Uważasz, że za bardzo ryzykuję?
– Moim zdaniem się popisujesz, uwielbiasz pokazywać ludziom swoje umiejętności. Pewnego dnia zapomnisz ogolić głowę.
Xein się uśmiechnął. To powiedzenie było powszechne w wioskach atakowanych przez plątygi i odnosiło się do osób, które ignorowały podstawowe zasady bezpieczeństwa. W Cytadeli mało kto znał jego znaczenie, ale Xein poznał je kiedyś dzięki Axlin.
– Lubię to, co robię – odparł. – Wiem, że trochę się popisuję, ale co w tym złego? Przynajmniej jedno z nas czasami się uśmiecha.
Rox spojrzała na niego z wyrzutem. Xein westchnął.
– Zupełnie nie masz poczucia humoru.
– A ty poczucia śmieszności.
Nie przejął się jej odpowiedzią. Chociaż mieli odmienne zdanie w wielu sprawach, stanowili skuteczny i doskonale dobrany tandem, dlatego często dowódca wysyłał ich razem na patrol, wartę albo misje rozpoznawcze. Zazwyczaj młodzi rekruci patrolowali ulice razem z doświadczonymi Strażnikami, ale najwyraźniej Xein i Rox stanowili wyjątek od tej zasady. W końcu jako jedyni ze swojego rocznika ukończyli szkolenie z wyróżnieniem i dzięki wspólnym wysiłkom przeżyli egzamin końcowy, podczas którego zginęli wszyscy członkowie ich brygad. Chłopak nie był pewien, czy ich zgranie podczas walki wynika ze wspólnych doświadczeń z Bastionu, czy jest czymś naturalnym, ale zupełnie nie miało to dla niego znaczenia. Tworzył zespoły z wieloma innymi kolegami i chociaż ich działanie zawsze było skoordynowane, bo Strażnicy podchodzili do swoich zadań z powagą i dyscypliną, z Rox czuł się najlepiej. I odnosił wrażenie, że mimo wszystko, ona czuje podobnie.
Axlin mieszkała w drugim okręgu w niewielkiej izbie w jednopiętrowym domu należącym do wielodzietnej rodziny. Stopniowo dzieci się usamodzielniały, a ich matka, teraz wdowa, wynajmowała pokoje głównie samotnym młodym osobom, takim jak kronikarka. Dziewczyna większość dnia spędzała w bibliotece, więc takie lokum było dla niej idealne.
Tego wieczora spotkała gospodynię zamiatającą przed wejściem do domu.
– Nie powinnaś wracać do domu tak późno, Axlin – zganiła ją wdowa.
Dziewczyna wiedziała, że przez kobietę przemawia troska, i była jej za nią wdzięczna. Z drugiej strony, niekiedy nie mogła powstrzymać irytacji. Podczas swoich licznych podróży każde miejsce, które odwiedziła – z wyjątkiem Klatki – było dużo bardziej niebezpieczne niż ulice Cytadeli po zmroku. Nawet w jej rodzinnej wiosce zwykłe wyjście z domu w biały dzień wiązało się z dużo większym ryzykiem. Jednak ta bojaźliwa kobieta nie rozumiała tego, kiedy patrzyła na swoją kulejącą młodą lokatorkę. Axlin starała się cierpliwie znosić jej opiekuńczość, ale czasami było to dla niej bardzo trudne.
– Nic mi nie będzie, Maxino. W Cytadeli nie ma potworów, poza tym chronią nas Strażnicy.
Wdowa pokręciła smutno głową.
– Wiesz przecież, że czasami udaje się im tu przedostać i kogoś zabić. Ostrożności nigdy nie za wiele.
Axlin zdała sobie sprawę, że w ciągu ostatnich kilku dni powiedziała jej to już druga osoba. Mieszkała w Cytadeli od ponad roku, ale beztroska mieszkańców nie przestawała jej zadziwiać. Jakby potwory nie istniały naprawdę, tylko pojawiały się od czasu do czasu w czyichś sennych koszmarach. Ostatnio jednak odniosła wrażenie, że wzrosła liczba ataków, a wraz z nimi wzmogły się strach i nieufność obywateli.
– Znowu próbujesz nastraszyć Axlin, matko? – odezwał się najmłodszy syn gospodyni, ostatni, który jeszcze z nią mieszkał. – Nie masz z nią szans, widziała dużo więcej potworów niż ty i ja razem wzięci.
Maxina westchnęła.
– Problem w tym, że ona uważa się za Strażniczkę. I pewnego dnia dojdzie do nieszczęścia.
Axlin spojrzała na kobietę podejrzliwie. Maxina zwykła skarżyć się i użalać, kiedy dochodziło do nowych ataków potworów.
– Coś się wydarzyło podczas mojej nieobecności?
Gospodyni pospiesznie pokręciła głową.
– Nie, nic…
– Krostole dostały się do zewnętrznego okręgu, na plac budowy – przerwał jej syn.
Maxina popatrzyła na niego z wyrzutem.
– Nie powinieneś mówić o takich rzeczach!
– Dlaczego? Axlin to interesuje. Spójrz, jak zabłysły jej oczy.
– Właśnie dlatego. Powinna raczej poszukać sobie uczciwego i pracowitego chłopaka, założyć rodzinę i…
– Może kiedyś tak zrobię, Maxino, ale jeszcze nie teraz – ucięła kronikarka stanowczym tonem.
– Jeśli wciąż będziesz się uganiać za potworami, możesz nie dożyć dnia, w którym zrealizujesz te plany, moja droga.
– Daj jej spokój, matko. Jest dorosła i wie, co robi – stanął w obronie lokatorki chłopak, po czym zapytał: – Pójdziesz obejrzeć krostola?
Axlin widziała wspaniałe szkice przedstawiające osobniki tego gatunku w kilku bestiariuszach, ale to nie było to samo, co zobaczyć stwora na żywo.
– Nie sądzę – odpowiedziała jednak. – Zrobiło się już późno i jestem zmęczona.
Maxina pokiwała głową z zadowoleniem. Dziewczyna pożegnała się i poszła do swojej izby – małego, wąskiego pokoiku mieszczącego tylko pryczę, stół z jednym krzesłem, drewnianą skrzynię i niewielkie naczynie z żarem, które o tej porze roku służyło jej tylko do podgrzewania jedzenia kupionego na ulicznym straganie lub ugotowanego przez Maxinę. Tego wieczora nie chciała tracić czasu na kolację. Wyjęła z torby księgi, które pożyczyła z biblioteki, a w ich miejsce schowała szkicownik, pióro, kałamarz i kawałek węgla drzewnego.
Po chwili wahania otworzyła skrzynię i wyjęła z niej woreczek z suszonymi liśćmi mięty, po czym także włożyła go do torby. Rzuciła okiem na kuszę, która kurzyła się w kącie, ale ostatecznie postanowiła nie zabierać jej ze sobą. Niektórym Strażnikom przeszkadzało, że chodzi uzbrojona ulicami miasta, a obszar częściowo zurbanizowany, nawet znajdujący się w zewnętrznym okręgu, był stosunkowo bezpieczny. Poza tym, jeśli wiadomość o krostolach dotarła aż do drugiego okręgu, nie miała wątpliwości, że Strażnicy już się nimi zajęli.
Przerzuciła torbę przez ramię i zeszła cicho po schodach. Wyjrzała ostrożnie na dziedziniec, ale Maxiny już tam nie było.
Wyszła więc szybko z domu i pokuśtykała w stronę zewnętrznego okręgu.
Rox i Xein obeszli obszar, który im wyznaczono, nie znaleźli tam jednak żadnych śladów innych potworów. Ta część miasta była powoli urbanizowana, ale jeszcze niezamieszkana, bo wciąż trwały w niej prace budowlane, a koczujących tam wcześniej uchodźców przeniesiono do prowizorycznych baraków. Remont przewidywał brukowanie ulic, wzniesienie solidnych i bezpiecznych domów, poprowadzenie podstawowych instalacji sanitarnych. Miały powstać studnie, kanalizacja, szkoła dla dzieci, miejsce, gdzie przyjmowałby medyk, a nawet rozległy park. Pewnego dnia cały zewnętrzny okręg Cytadeli zostanie zurbanizowany, a wtedy chaty, błotniste ulice i zakażone studnie odejdą w niepamięć. Xein szybko się zorientował, że najbiedniejsze części zewnętrznego okręgu są nękane przez potwory mimo otaczających je murów, a stare miasto oraz dwa otaczające je okręgi przebudowano zgodnie ze szczegółowo opracowanym projektem, który uwzględniał nie tylko udogodnienia, ale również skuteczne środki bezpieczeństwa.
Kiedy Rox i Xein wrócili do punktu zbornego, żeby złożyć raport, zobaczyli, jak wysoki i muskularny Strażnik słucha z niewzruszoną miną protestów dziewczyny o krótkich kręconych włosach, która próbowała podejść do miejsca, gdzie jego towarzysze usuwali właśnie martwe ciało krostola. Xein westchnął z rezygnacją.
– Przecież jest już martwy! – upierała się Axlin. – Dlaczego nie mogę obejrzeć go z bliska?
– Krostole są niebezpieczne nawet po śmierci, obywatelko – odpowiedział Strażnik z mieszanką znudzenia i irytacji w głosie.
Axlin prychnęła ze zniecierpliwieniem, bo słyszała ten argument setki razy.
– Wiem, że ich gruczoły wydzielają żrącą substancję, ale…
– Skąd ona zna takie słowa? – zapytała rozbawiona Rox.
– Może za dużo siedzi z nosem w księgach – burknął Xein.
Ruszył powoli w kierunku Strażnika i dziewczyny.
– Lepiej tego nie rób – ostrzegła go koleżanka.
Zignorował jej słowa. Z jakiegoś powodu czuł się odpowiedzialny za obecność Axlin w tym miejscu. Przecież prosił ją, żeby nie mieszała się w pracę Strażników, ale może nie wyraził się wystarczająco jasno.
– Jest późno, obywatelko – odezwał się. – Powinnaś wrócić do domu, zanim zdarzy się kolejny przykry incydent.
Zauważył, nie bez satysfakcji, że Axlin lekko drgnęła, słysząc jego głos. Kiedy jednak odwróciła się do niego, spojrzała mu prosto w oczy i odpowiedziała bez cienia wahania:
– Okolicę patroluje kilku twoich kolegów, Strażniku. W tej chwili nie ma bezpieczniejszego miejsca w całej Cytadeli. Oczywiście z wyjątkiem waszych koszar. Chcesz mnie tam posłać? – Uniosła groźnie brew.
– My chronimy tylko przed potworami – odpowiedział chłodno Xein. – Jeśli będziesz sprawiać kłopoty, zajmą się tobą stróże porządku podlegający Hierarsze. Wydaje mi się, że wygodniej ci będzie we własnym domu, ale możesz też spędzić tę noc w więziennej celi. Wybór należy do ciebie.
Axlin zmrużyła oczy.
– Nie mogą mnie aresztować za spacerowanie po mieście.
– W takim razie powinnaś wiedzieć, że to jest chwilowo strefa zamknięta. Jeśli nie zastosujesz się do naszych instrukcji, zameldujemy o tym stróżom porządku i wierz mi, że z tego powodu mogą cię zatrzymać.
Spiorunowała go wzrokiem. On jednak patrzył na nią obojętnie z rękami założonymi na piersi.
Dziewczyna uniosła szkicownik i powiedziała z rezygnacją:
– Chcę tylko zrobić kilka szkiców, Xeinie. Obiecuję, że niczego nie dotknę.
Tym razem to on poczuł dreszcz, kiedy wypowiadała jego imię. Nie pozwolił sobie jednak na słabość, nawet chwilową.
– Odejdź po dobroci albo odprowadzimy cię siłą, obywatelko.
Axlin skrzyżowała ręce na piersi.
– Proszę bardzo – rzuciła prowokacyjnie.
Drugi Strażnik dał krok do przodu i powiedział łagodnym głosem:
– Takie ostateczne środki nikomu w niczym nie pomogą, obywatelko. Naszą rolą jest ochrona mieszkańców Cytadeli, a nie wchodzenie z nimi w konflikty. Odejdź stąd i pozwól nam wykonywać naszą pracę. Jeśli interesują cię krostole, znajdziesz wyczerpujące informacje o nich w bestiariuszach dostępnych w bibliotece w pierwszym okręgu.
Xein uśmiechnął się lekko, co tylko jeszcze bardziej wzburzyło Axlin, która była przekonana, że obaj z niej drwią. Wiedziała jednak, że nic nie wskóra. Skłoniła się więc przed nimi teatralnie, odwróciła na pięcie i odeszła.
– Wściekła się, kiedy wspomniałeś jej o bestiariuszach – powiedział Xein, wciąż się uśmiechając.
– Dlaczego? Chciałem jej tylko pomóc – drugi Strażnik był szczerze zaskoczony.
– Bo ona pracuje w bibliotece i zajmuje się kopiowaniem bestiariuszy, albo czymś w tym rodzaju.
– Ach, nie miałem o tym pojęcia! Rzeczywiście bardzo ją interesują potwory, nieraz wypytywała o nie innych Strażników. Niektórzy pozwalali jej przyjrzeć się im z bliska, ale chyba dostali rozkazy, żeby tego więcej nie robić.
– Tak będzie lepiej – zgodził się Xein.
Chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, rozejrzał się za Rox, ale ta była zajęta składaniem raportu kapitanowi.
Tymczasem wysoki Strażnik poklepał go przyjacielskim gestem po ramieniu i wrócił do swoich obowiązków.
– Dobra straż.
– Dobra straż – odpowiedział mu Xein na pożegnanie.
Rox wróciła do niego z nowymi rozkazami.
– Trzeba jeszcze raz sprawdzić teren w pobliżu wschodniej bramy – powiedziała. – Prawdopodobnie potwory przedostały się tamtędy.
Xein przytaknął.
Axlin, zamiast wrócić do domu, ukryła się za rogiem pobliskiej uliczki, skąd mogła obserwować Strażników. Kiedy Rox i Xein oddzielili się od grupy, zrobiła kilka niepewnych kroków w ich kierunku, ściskając w ręku woreczek z miętą. Ostatecznie jednak zatrzymała się i westchnęła głęboko.
– To nie ma sensu. Przecież im się na nic nie przyda – mruknęła do siebie z goryczą, przyglądając się woreczkowi.
Chciała dać go Xeinowi, żeby chociaż jemu zapewnić dodatkową ochronę. Nie miała wystarczająco dużych zapasów mięty, by rozdać ją innym Strażnikom. Jednak dopóki traktował ją z dystansem i lekceważeniem, nie odważyła się zaoferować mu pomocy, a tym bardziej pozwolić, żeby kpił z niej w obecności swoich towarzyszy.
Nagle usłyszała za sobą chrząknięcie i kiedy odwróciła się z przerażeniem, stanęła twarzą w twarz z nieznajomym mężczyzną. Przypomniała sobie, że widziała go wcześniej, jak krążył w pobliżu placu budowy, na którym Strażnicy zabili krostola.
– Jestem nadzorcą robót – przedstawił się. – Dzisiaj zginęło dwóch moich ludzi.
– Bardzo mi przykro – szepnęła, nie rozumiejąc, dlaczego jej to mówi.
– Strażnicy zabili go, ale… – zawahał się przez chwilę – nie było ich tu, gdy potwór nas zaatakował.
– Nie mogą być we wszystkich miejscach naraz.
– Oczywiście, że nie. Zastanawiam się tylko, czy… moglibyśmy zrobić coś więcej, żeby to się nie powtórzyło.
Spojrzał na nią z nadzieją. Axlin zrozumiała, że nie podszedł do niej przypadkiem. Poczuła niepokój.
– To się więcej nie powtórzy – zapewniła go. – Jeśli gdzieś jeszcze się kryją jakieś osobniki, Strażnicy na pewno je znajdą i pozbędą się ich przed świtem.
Mężczyzna nie wydawał się przekonany.
– Mieszkam niedaleko stąd. Mam żonę i dwoje dzieci, jedno jest jeszcze niemowlęciem.
Axlin westchnęła i spojrzała na woreczek z miętą, który przyniosła dla Xeina.
– Weź to – powiedziała, wręczając go nadzorcy. – To was ochroni przynajmniej tej nocy.
Mężczyzna wziął sakiewkę i powąchał jej zawartość z ciekawością, a kiedy rozpoznał zioła po zapachu, popatrzył na Axlin z zaskoczeniem.
– To jest… Ale…
Dziewczyna się uśmiechnęła.
– Odwiedziłam kiedyś osadę położoną na terytoriach łowieckich krostoli. Jej mieszkańcy zasadzili krzaki mięty wzdłuż palisady, spożywali ją w dużych ilościach, a przed wyjściem poza wioskę nacierali skórę sokiem z tych ziół. Dzięki temu krostole trzymały się od nich z daleka, a jeśli udało im się zaatakować jakiś patrol i pożreć swoje ofiary, natychmiast dostawały konwulsji, dzięki czemu ludzie, którzy pozostali przy życiu, mieli szansę na ucieczkę.
Umilkła, przypominając sobie szczegóły pobytu w osadzie i to, jak zaproponowała, że stworzy smarowidło ze skoncentrowanego wyciągu z liści mięty, którym można by było pokrywać broń. Mieszkańcy wsi nie wpadli wcześniej na ten pomysł, bo ze względu na dużą moc rażenia strumieni trucizny wydzielanej przez potwory, zazwyczaj uciekali przed nimi, zamiast je atakować.
Postanowili wypróbować wynalazek Axlin. Ona jednak nie mogła się przekonać o jego działaniu na własne oczy, bo nie pozwolili jej dołączyć do grupy zwiadowczej.
Okazało się, że kiedy potwór zaatakował członków patrolu w lesie, wszystkim udało się uciec, bo jeden z mężczyzn ranił krostola kilkoma strzałami, których groty pokrywało miętowe smarowidło.
Po tym zdarzeniu Axlin dołączyła buteleczkę tego specyfiku do swojej kolekcji trucizn. Bez żalu sprzedała go na początku swojego pobytu w Cytadeli, bo z tego, co wiedziała, mięta działała odstraszająco tylko na krostole, a w razie potrzeby była łatwa do zdobycia.
– Zalej liście wrzątkiem i upewnij się, że zapach mięty unosi się w całym domu – powiedziała mężczyźnie. – Jeśli gdzieś w pobliżu czyha jeszcze jakiś krostol, zastanowi się dwa razy, zanim się do was zbliży.
– Tak zrobimy. Bardzo ci dziękuję. – Nadzorca skinął głową.
– Powiedz o tym sąsiadom. Na pewno niektórzy mają w spiżarni wiązkę mięty.
– Znam tutejszego zielarza i wiem, gdzie mieszka – odparł mężczyzna, coraz bardziej ożywiony. – Może uda mi się go przekonać, żeby otworzył swój sklepik na kilka godzin i pomógł potrzebującym.
Axlin zaśmiała się w duchu, bo doskonale znała człowieka, o którym mówił, i nieraz posyłała do niego zaniepokojonych mieszkańców. Zielarz nie miał nic przeciwko nowym klientom, ale nie był zachwycony, że nachodzili go o dziwnych porach.
– Wszystko będzie dobrze. Zaufaj Strażnikom – powiedziała nadzorcy na pożegnanie.
Ten pokiwał głową i mocno przycisnął woreczek z miętą do piersi.
Xein i Rox zakończyli obchód dopiero o świcie. Sami nie natknęli się na żadnego potwora, ale, jak się później dowiedzieli, ich koledzy wytropili dwa krostole ukryte na innej budowie i pozbyli się ich szybko i sprawnie. Po odpowiednim zabezpieczeniu terenu Strażnicy mogli wrócić do koszar. Ciała potworów zostały usunięte, a miejsce pierwszego ataku całkowicie oczyszczone, jakby nic się nie wydarzyło. Kiedy robotnicy wrócą rankiem do pracy, tylko nieobecność ich dwóch towarzyszy będzie im przypominać o przeżytym koszmarze.
Xein westchnął w duchu, kiedy wyczuł unoszący się w powietrzu zapach mięty. Pamiętał, że Axlin napisała w swojej księdze o właściwościach tego zioła odstraszających krostole, ale nie było o tym wzmianki w żadnym innym bestiariuszu. Chłopak uważał, że nie powinna dzielić się z innymi ludźmi niesprawdzoną wiedzą, bo przecież jedyną skuteczną bronią przeciw potworom jest Straż Cytadeli. Jeśli mieszkańcy miasta uciekali się do innych środków ochrony, oznaczało, że nie ufali Strażnikom bezwarunkowo.
Zachował jednak te wnioski dla siebie.
Wracali do koszar wyludnionymi ulicami zewnętrznego okręgu. Mijali jedynie kolegów z innych patroli albo pełniących wartę przy bramach.
W drugim okręgu panował trochę większy ruch: tawerny były otwarte do późna, a ludzie bez strachu wychodzili z domów po zmroku. Ta część miasta była bezpieczna i nie wymagała ciągłej ochrony.
Rox i Xein przeszli wreszcie przez bramę do pierwszego okręgu i ruszyli w kierunku kwatery głównej Straży. To była długa noc, więc marzyli tylko o tym, żeby coś szybko przegryźć w kantynie i położyć się do łóżka. Nagle usłyszeli za sobą odgłos pospiesznych kroków.
– Strażnicy! Błagam… Pomóżcie nam!
Oboje odwrócili się zaskoczeni. Takie prośby były stosunkowo częste w zewnętrznym okręgu, chociaż w większości wypadków okazywały się fałszywym alarmem albo dotyczyły jakichś spraw niezwiązanych z potworami. Tymczasem w pierwszym okręgu nic podobnego nigdy się nie zdarzyło.
Osobą, która prosiła ich o pomoc, była młoda dziewczyna, na pierwszy rzut oka służąca z jakiegoś bogatego domu. Dobiegła do nich i odzyskawszy oddech, po chwili powiedziała:
– W naszym domu jest potwór. Błagam was, chodźcie ze mną.
Rox i Xein wymienili spojrzenia. Chłopak zmarszczył brwi.
– Potwór w pierwszym okręgu? To niemożliwe.
– Nie jesteśmy pewni, ale zabił pana i zaatakował panią. – Dziewczyna zalała się łzami. – Zamknęliśmy go w pokoju, ale jeśli się stamtąd wydostanie, pożre nas wszystkich.
Xein otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Rox była od niego szybsza:
– Chodźmy. Jeśli zginął człowiek, bez względu na okoliczności sprawa wydaje się niebezpieczna i musimy to natychmiast sprawdzić.
Xein w końcu skinął głową i nakazał dziewczynie:
– Prowadź.
Dotarli do dwupiętrowego budynku wznoszącego się przy małym placu. Wokół zebrali się sąsiedzi, których zaniepokoiły krzyki, ale dopiero na widok zbliżających się Strażników padł na nich blady strach.
– Czy to potwór? Czy to potwór? – dopytywała się przerażona starsza kobieta.
– To mało prawdopodobne – odpowiedziała uspokajająco Rox. – Rozejdźcie się, obywatele. My się tym zajmiemy.
Niektórzy posłuchali, ale inni nie ruszyli się z miejsca. Strażnicy wyminęli ich i ze służącą przekroczyli próg domu. Na powitanie wyszła im roztrzęsiona kobieta w koszuli nocnej, na którą narzuciła cienki, elegancki szlafrok. Miała potargane włosy i policzki zaczerwienione od płaczu.
– Och, chwała ci, Hierarcho! Przyszliście! – zawołała z ulgą w głosie.
Zamknęła za nimi drzwi, pozostawiając sąsiadów na dziedzińcu. Odwróciła się do Strażników i ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.
– Co tu się wydarzyło, obywatelko? – zapytał Xein.
– Przez sen poczułam, że… coś mnie dotyka, i obudziłam się z krzykiem… To… to coś próbowało mnie uciszyć i wtedy mój mąż… Mój mąż…
Załamał się jej głos i wybuchła głośnym płaczem. Xein zrozumiał, że nie odpowie na więcej pytań. Zwrócił się więc do służącej:
– Gdzie on jest?