Strażnicy Cytadeli. Księga Axlin - Laura Gallego - ebook + audiobook + książka

Strażnicy Cytadeli. Księga Axlin ebook

Gallego Laura

4,4
37,50 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W świecie pełnym potworów ocalenie może zapewnić tylko ta księga! Świat, w którym żyje Axlin, jest nękany przez potwory. Niektóre atakują podróżnych na drogach, inne napadają i niszczą wioski, ale są też i takie, które wślizgują się do domów, by porwać śpiące dzieci. Axlin, która od najmłodszych lat żyje w strachu, że w każdej chwili może paść ich ofiarą, postanawia dowiedzieć się jak najwięcej o potworach i spisać swoją wiedzę w księdze, która stanie się swego rodzaju podręcznikiem i posłuży innym ludziom za ochronę. Jednak wkrótce okazuje się, że jeśli dziewczyna naprawdę chce kogoś uratować, będzie musiała opuścić rodzinną wioskę i ruszyć w podróż po wielkim i niebezpiecznym świecie. Podczas wędrówki odkryje rzeczy, których wcześniej nie była sobie w stanie nawet wyobrazić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 541

Oceny
4,4 (253 oceny)
139
83
28
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lacerta_

Dobrze spędzony czas

W książce towarzyszymy Axlin w jej podróży podczas tworzenia księgi potworów. Historia Axlin wciągnęła mnie bez reszty i chociaż jest brutalna to poznawałam ją z dużym zainteresowaniem, a autorka nie pozwala się nudzić pomimo tego, że tak naprawdę akcja nie gna w szaleńczym tempie. Czegoś mi jednak zabrakło, ale sama nie wiem co to jest. Mam wrażenie, że książka skończyła się zbyt szybko, przez co czuję pewien niedosyt. Być może to jest to czego mi zabrakło. Dlatego cieszę się, że jest kolejny tom, bo na pewno po niego sięgnę.
10
Miranibelka

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem absolutnie zachwycona tą książką. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
10
ZbyszkoP

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. A Ksein to prawdziwy sigma.
00
kaktusowaona71

Dobrze spędzony czas

„Strażnicy cytadeli. Księga Axlin” to rasowa pełnokrwista ( w każdym znaczeniu tego słowa ) przygodówka fantasy. Lektura tej książki stanowiła dla mnie, doprawdy pierwszorzędną rozrywkę. Mamy tu do czynienia z bardzo rozbudowanym uniwersum, wypełnionym po brzegi potworami wszelkiej maści i w ilościach hurtowych. Od pierwszych stron przygoda goni przygodę, a każda ma w sobie potężny ładunek niebezpieczeństwa i w trakcie czytania podnosi nam co chwilę adrenalinę. Dodatkową perełką w tej książce jest konstrukcja postaci głównej bohaterki, Dziewczyna jest bowiem bardzo daleka od nieskazitelnie pięknego nieomylnego niezwyciężonego ideału ( jest trwale okaleczona, co jest pamiątką po nierównej walce w dzieciństwie z jednym z potworów.) Nic to jednak, bo braki w tężyźnie fizycznej nadrabia intelektem i usposobieniem. O.K. Powiem bez ogródek. Wielokrotnie byłam dla Axlin pełna podziwu za jej determinację, oraz za to, jak dobrze ma poukładane w głowie, mimo młodego wieku. Doskonale wie, czego c...
00
PelaPati

Dobrze spędzony czas

Pozytywnie zaskoczyła mnie ta książka. Ciekawy i rozbudowany świat, pełen dramatów i trudnych dylematów. Dojrzali bohaterowie I do tego wątek romantyczny, który nie jest oczywisty.
00

Popularność




Tytuł oryginału:GUARDIANES DE LA CIUDADELA. EL BESTIARIO DE AXLIN
© 2018, Laura Gallego
© 2018, Penguin Random House Grupo Editorial, S.A.U.
Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit, Młody Book Copyright © 2019 for the Polish translation by Karolina Jaszecka (under exclusive license to Wydawnictwo Debit, Młody Book)
Ilustracje na okładce, mapa: Paolo Barbieri Projekt graficzny: Pepe Medina Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan Korekta: Marta Stasińska, Edyta Malinowska-Klimiuk Okładka: Monika Drobnik-Słocińska
Esta obra ha sido publicada con una subvención del Ministerio de Cultura y Deporte de España. Książka została wydana dzięki dotacji Hiszpańskiego Ministerstwa Kultury i Sportu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A jeśli ją kopiujesz, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
ISBN: 978-83-8057-389-5
Wydawnictwo Debit Sp. z o.o. ul. Fitelberga 1 40-588 Katowice tel. 32 782 64 77 e-mail: [email protected]/BookMlodywww.instagram.com/mlodybook
Zapraszamy do księgarni internetowej na naszej stronie:www.wydawnictwo-debit.pl
E-wydanie 2020
Konwersja:eLitera s.c.

1

Stworzeń, które budziły w Axlin grozę, było sześć rodzajów: galopony, miękotki, plątygi, kłączaki, karkolce i kościokrady. Bała się ich, odkąd sięga pamięcią, i dlatego nigdy nie brała pod uwagę możliwości, że za otaczającą jej wioskę palisadą mogłyby istnieć inne potwory.

Jej dotychczasowa wizja świata uległa zmianie w dniu, w którym poznała Ixę i Rauxana.

Axlin miała wtedy dziewięć lat i uczestniczyła już aktywnie w życiu swojej społeczności. Kiedy wartownicy zapowiedzieli przybycie gości, rzuciła na ziemię koszyk zapełniony do połowy strączkami groszku, które zrywała, i podobnie jak inne dzieci pobiegła w stronę bramy. Ponieważ utykała na jedną nogę, jak zwykle dotarła na miejsce ostatnia, ale nie zwróciło to niczyjej uwagi.

Dorośli trzymali dzieci w bezpiecznej odległości od wejścia, mimo że wartownicy nigdy nie otwierali wrót wewnętrznych bez uprzedniego zamknięcia bramy zewnętrznej. Wszyscy stali w pełnym wyczekiwania napięciu. Bardzo rzadko ktoś odwiedzał osadę. Zwykle docierali do niej handlarze, którzy z narażeniem życia podróżowali od wioski do wioski i oferowali różne towary oraz produkty żywnościowe trudne do zdobycia na danym terytorium. Jakież więc było ogólne zaskoczenie, gdy oczom wszystkich ukazała się około dwunastoletnia dziewczyna oraz nieco młodszy od niej chłopiec. Dzieci z osady zignorowały fakt, że młodym przybyszom towarzyszył dorosły mężczyzna. Wszystkie, łącznie z Axlin, głośno dały upust swojemu zdziwieniu i przerażeniu. Nixi wybuchła płaczem.

Dziewczyna stanęła w miejscu i rozejrzała się ze zmieszaniem.

– Porwą ją plątygi, porwą ją plątygi... – szlochała Nixi. Mały Pax, który nie rozumiał, co się wokół niego dzieje, też zaczął płakać.

Axlin przytuliła ich oboje do siebie w geście pocieszenia, nie mogąc jednak oderwać wzroku od nowo przybyłej. Nigdy nie widziała tak długich i tak jasnych włosów jak jej. Przejechała nieśmiało ręką po swojej głowie, ledwo wyczuwając pod palcami porastający skórę meszek.

– Ixo! – odezwał się chłopiec, podchodząc do blondynki. – Co się dzieje? Dlaczego te łyse dzieci tak nam się przyglądają?

On też miał na głowie niepokojąco rude kręcone włosy. Axlin zastanawiała się, jak to możliwe, że oboje mimo to wciąż utrzymywali się przy życiu.

Przez tłum gapiów przedarł się Tux i stanął z założonymi rękami przed przybyłymi. Miał prawie trzynaście lat i wkrótce powinien opuścić chatę przeznaczoną dla dzieci, żeby zamieszkać z dorosłymi.

– Nie możecie nosić długich włosów – stwierdził stanowczym tonem. – Jeśli chcecie tutaj przenocować, musicie je ściąć tak jak my.

Ixa wydała z siebie okrzyk przestrachu i zebrała włosy w dłonie, jakby chcąc ochronić je przed zdradzieckimi zamiarami „łysych dzieci”.

– A kim ty jesteś, żeby wydawać nam rozkazy? – postawił się rudzielec.

Tux stał nieruchomo i milczał.

– Nie obcinamy włosów dla kaprysu – odezwała się Xeira cichym głosem, nie za bardzo rozumiejąc, dlaczego musi wyjaśniać coś oczywistego. – Tylko tak możemy się ustrzec przed porwaniami przez plątygów. A może znacie inny sposób?

– Plątygów? – powtórzyli jednocześnie zaskoczeni przybysze.

– Ixo, Rauxanie – zawołał nagle mężczyzna, który przybył z nimi i do tej pory był zajęty rozmową z Vexusem, przywódcą osady.

Axlin zauważyła, że on też nie przestrzega zasad dotyczących włosów. Chociaż nie miał ich zbyt długich, jego broda wymagała pilnego strzyżenia.

Podszedł do swoich młodych towarzyszy i rzucił smutne spojrzenie na „łyse dzieci”.

– Musicie ogolić głowy – oświadczył. – W tej wsi to obowiązkowe.

Oczy Ixy wypełniły się łzami, a Rauxan zrobił obrażoną minę, ale żadne z nich nie zaprotestowało. Wszyscy musieli przestrzegać zasad panujących w osadach. To nie podlegało dyskusji.

Pozostałe dzieci ruszyły za nimi z zaciekawieniem i przyglądały się w milczeniu, kiedy golono im włosy. Ixa powstrzymała płacz, kiedy jej blond kosmyki zaczęły opadać na ziemię wokół niej. Siedziała w milczeniu, blada i przerażona.

Wieczorny posiłek, zgodnie ze zwyczajem, jedzono przed zmrokiem. Podczas gdy inni krzątali się przy stołach, Axlin podeszła do miejsca, gdzie obcięto gościom włosy. Spomiędzy zamiecionych w kąt rudych loków Rauxana i pozostałości po brodzie dorosłego przybysza, o którym już wiedziała, że ma na imię Umax, wyciągnęła blond kosmyk Ixy. Nie miała pewności, po co to robi. Sama nigdy nie zapuściłaby tak długich włosów. Krążyła jej jednak po głowie myśl, której nie była w stanie pojąć.

Dziewczyna z długimi włosami... Ci ludzie... Wciąż żyli.

To miało jakieś znaczenie, które jeszcze się wymykało tokowi rozumowania Axlin. Ukryła kosmyk razem ze swoimi innymi cennymi skarbami i kuśtykając, dołączyła do biesiadników.

Dwoje młodych gości nie przyłączyło się przy kolacji do dzieci. Poważni i milczący usiedli przy Umaxie, próbując przywyknąć do swojego nowego wyglądu.

Tymczasem dzieci z osady obrały ich sobie na główny temat rozmów.

– Jak to możliwe, że mieli długie włosy? – zapytała wciąż zdziwiona Xeira. – Kim oni są? Skąd się tu wzięli?

– Podobno ich wioska została zniszczona kilka tygodni temu – powiedział Tux szeptem, żeby mały Pax i Nixi go nie usłyszeli. – Tylko ich trojgu udało się przeżyć.

Axlin i Xeira spojrzały na niego z mieszaniną przerażenia i współczucia.

– Czy to były plątygi?

– Nie sądzę – stwierdził Tux. – Być może tam, skąd pochodzą, w ogóle ich nie ma.

– Są miejsca, gdzie nie ma plątygów? – zapytała Axlin zafascynowana, znów gładząc się po głowie i zastanawiając się, czy mogłaby zapuścić włosy.

– Nie wiem. To możliwe.

– Nawet jeśli nie było plątygów – mruknęła Xeira – istnieją tam inne potwory, których nie byli w stanie pokonać.

Dzieci popatrzyły na Ixę i Rauxana. Teraz, gdy wiedziały o tragedii, która ich dotknęła, przestali wydawać się im tak bardzo wyniośli.

– Potwory mogą to zrobić? – zapytała nieśmiało Axlin. – Są w stanie zniszczyć całą wieś?

Dzieci wymieniły zaniepokojone spojrzenia.

– Zdarzyło się to już kilka razy – odpowiedziała Xeira – ale nam to nie grozi. Wiemy, jak się bronić przed wszystkimi potworami.

Wkrótce jednak miała się przekonać, że się myliła.

Ixę i Rauxana posłano na noc do chaty dla dzieci. Nie protestowali, bo ich rodzinna osada była zorganizowana w ten sam sposób: z dala od ogrodzenia, w samym centrum wznosił się najbezpieczniejszy, najsolidniej zbudowany i najlepiej chroniony dom. To właśnie tam mieszkały dzieci do trzynastego roku życia oraz matki z noworodkami. Kiedy jednak niemowlęta kończyły pierwszy rok, kobiety wracały do chat zamieszkałych przez dorosłych, które tworzyły pas ochronny wokół centralnej, gdzie młodszymi opiekowali się starsi. W ten sposób dzieci dorastały, nie mając pewności, kim są ich rodzice, a rodzice szybko tracili więź emocjonalną ze swoim potomstwem. Dzieci traktowały się jak rodzeństwo, a dorośli byli rodzicami dla nich wszystkich.

Kiedy Ixa i Rauxan przybyli do wioski, w chacie mieszkało pięcioro dzieci oraz Kalax i jej trzymiesięczne niemowlę. Mieszkańcy starali się ze wszystkich sił chronić tak nieliczne najmłodsze pokolenie. Chociaż nigdy nie mówiło się o tym otwarcie, starsze dzieci dobrze wiedziały, że przeżyć do osiągnięcia dorosłości i powiększyć społeczność to niezwykle trudne zadanie.

W chacie czekały na gości gotowe posłania. Ixa rozejrzała się podejrzliwie po pomieszczeniu. Spojrzała na sufit i krzyknęła z przerażeniem:

– Nie możemy tutaj spać, Rauxanie!

Chłopiec podążył za jej wzrokiem i zrozumiał jej strach. Pozostałe dzieci musiały przekonywać ich przez dłuższą chwilę, żeby zostali. Nie mogły zrozumieć, co ich tak wystraszyło.

– Co to jest sieć przeciwko śluzonom? – dopytywała się Nixi.

– Co to są śluzony? – zapytała z kolei Axlin.

Przybysze patrzyli na nich z niedowierzaniem.

– Nie wiecie?

Nie mieli szansy usłyszeć odpowiedzi, bo w tym samym momencie do chaty weszła Kalax i kazała wszystkim położyć się spać. Dzieci zaczęły posłusznie i w milczeniu przygotowywać się do snu według obowiązujących zasad. Rozległ się szmer głosów, kiedy goście wyjęli ze swojego bagażu po parze grubych, brzydkich skarpet, które wydzielały intensywny zapach, i nie zwracając uwagi na zakłopotane spojrzenia swoich gospodarzy, założyli je szybkimi ruchami.

Ixa upewniwszy się, że jej stopy są odpowiednio zabezpieczone, uniosła wzrok na przyglądające się jej dzieci.

– Przeciw palcochłonom – oznajmiła, jakby to było oczywiste.

– Pal-cio-cho-nom – wyseplenił Pax.

Tux pokręcił głową.

– Nie wiem, o czym mówisz.

Ixa poczuła wzbierającą w niej złość.

– Nie wierzę ci. Widziałam, że ta dziewczynka kuleje. – Wskazała na Axlin. – Zaatakowały cię palcochłony, prawda? Nie musisz się wstydzić, że straciłaś palce. W naszej osadzie przeżyli ludzie w dużo gorszym stanie niż ty.

Powiedziała to w dobrej wierze, ale Axlin zareagowała podejrzliwie.

– Dziękuję bardzo, ale nie brakuje mi żadnego palca – odparła, cofając się na swoim posłaniu.

Ixa uznała to za prowokację.

– Nie wierzę ci – powtórzyła i rzuciła się w kierunku dziewczyny. – Pokaż mi.

Po krótkiej szarpaninie udało się jej wyciągnąć spod koca bosą stopę Axlin i uniosła ją, żeby dokładniej jej się przyjrzeć.

– Przestań, przestań, łaskoczesz mnie – zachichotała Axlin.

Pax też się roześmiał, myśląc, że to jakaś zabawa, ale nikt mu nie zawtórował.

– Widzisz? – odezwała się Xeira, nieco zirytowana. – Axlin ma wszystkie palce. Nie kuleje z winy jakichś tam palcochłonów.

– Zaatakował ją kłączak, kiedy miała cztery lata – wyjaśnił Tux.

Zakłopotana Ixa wypuściła z ręki stopę Axlin.

– Och, przykro mi – wyszeptała.

Najwyraźniej wiedziała, o czym mowa, ale Tux uznał, że powinien jej to dokładniej wyjaśnić.

– Złapał ją za kostkę i chciał wciągnąć pod ziemię. Porwałby ją, gdyby Vexus nie zauważył go na czas. Udało mu się ją złapać, ale potwór oplątał ją tak mocno, że zmiażdżył jej kostkę. Od tamtego czasu kuleje.

– Przykro mi – powtórzyła Ixa.

Axlin okryła się kocem i pogrążyła we wrogim milczeniu. Kalax postanowiła zaprowadzić porządek.

– Przed snem nie rozmawiamy o potworach – przypomniała. – A szczególnie w obecności najmłodszych. Za chwilę zgaszę światło, więc kładźcie się i już nie gadajcie.

Dzieci posłusznie wykonały jej polecenia. Kobieta zgasiła lampę i przez dłuższą chwilę słychać było tylko odgłos zachłannego ssania wydawany przez niemowlę, potem beknięcie, krótkie kwilenie i w końcu dziecko zasnęło.

W odróżnieniu od Axlin, która nie mogła przestać myśleć o tym, co im powiedziała Ixa. Śluzony? Palcochłony? Nigdy o nich nie słyszała. Na samą myśl, że istniały nieznane jej potwory, przed którymi nie potrafiła się bronić, poczuła strach.

Po chwili usłyszała w ciemności szept Tuxa.

– Ixo? Śpisz?

– Nie – odpowiedziała dziewczyna też szeptem.

– Ja też nie – odezwał się Rauxan.

– Ani ja – dodała Xeira.

– A Kalax i maluchy? – kontynuował Tux. – Zasnęli już?

Rozległ się szelest pościeli i ktoś wstał, żeby się upewnić. Axlin zacisnęła mocno powieki. Mając dziewięć lat, nie była pewna, czy zostanie włączona do kategorii „maluchów”, a chciała się dowiedzieć, co knuje Tux.

– Wszyscy śpią – powiedziała cicho Xeira. Zgodnie z podejrzeniem Axlin nie zaprosili jej na swoje tajne zebranie. – Dlaczego pytasz?

Tux nie odpowiedział od razu. Axlin czekała zaintrygowana, udając, że jest pogrążona w głębokim śnie.

– Te palcochłony, o których wspomniałaś, Ixo... – zaczął w końcu chłopiec. – Jakie one są?

Pozostałe dziewczyny wstrzymały oddech, czekając na odpowiedź z mieszaniną przerażenia i fascynacji. Tymczasem odezwał się Rauxan:

– Nigdy ich nie widziałem, chociaż słyszałem je kilka razy.

– A ja widziałam jednego – powiedziała Ixa. – Próbował się okręcić wokół moich stóp, a kiedy go kopnęłam, uciekł pod łóżko. Było ciemno, więc nie przyjrzałam się mu dokładnie.

– Jakiej był wielkości? – zapytał Tux.

– Mniej więcej jak szczur. Tyle że w przypadku palcochłonów ich wielkość nie jest najważniejsza – przerwała.

Nikt nie miał odwagi zachęcić jej, żeby mówiła dalej.

– Palcochłony – odezwała się po chwili – przychodzą w nocy, kiedy wszyscy śpią. Bez względu na liczbę zastawionych na nie pułapek lub przeszkód w końcu i tak zawsze udaje im się dostać do domów. Wślizgują się do łóżka i zaczynają odgryzać ci palce u stóp, a ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo nic nie czujesz. W ich ślinie jest zawarty składnik uśmierzający ból, więc się nie obudzisz. W ten sposób mogą grasować przez całą noc. Zjadają ci najpierw palce, potem resztę stopy, kostki, łydki... Niektórzy budzą się w porę i tracą tylko kilka palców. Inni, pozbawieni nóg, wykrwawiają się w swoich łóżkach o wschodzie słońca.

Dzieci słuchały jej w niemym przerażeniu. Skulona pod kocem Axlin poczuła przeszywający ją dreszcz. Przyciągnęła do piersi kolana, chcąc chronić stopy przed nieznanym wrogiem.

Wtedy odezwał się Rauxan:

– Jedyne, co przed nimi chroni, to specjalne skarpety z owczej wełny moczone w soku z cebuli. Stąd ich dziwny zapach, który jednak odstrasza palcochłony. Jeśli potwory wejdą do łóżka, a ty wcześniej założysz skarpetki tak, żeby nie mogły ci ich zdjąć, spróbują dobrać się do twoich palców przez wełnę, ale prędko zrezygnują, bo nie znoszą smaku cebuli, a od kontaktu z wełną szczypią je nosy.

Dzieci zaśmiały się cicho.

– Nie wiemy, czy tak rzeczywiście jest – dodała Ixa. – Ale z pewnością nie lubią naszych skarpetek. Każdy mieszkaniec naszej wioski poczuł kiedyś, jak palcochłony dobierały się do ich stóp, a jednak większość z nas na szczęście na tym nie ucierpiała, co oznacza, że skarpetki naprawdę działają.

– My wyczuwamy obecność plątygów w nocy – przyznał Tux. – Skradają się między łóżkami jak cienie i przesuwają łapami po naszych twarzach i głowach, w poszukiwaniu włosów. Ich palce są wilgotne i zimne. Masz wrażenie, że cię głaszczą, ale ich dotyk jest okropny. Jeśli jednak je poczujesz, najlepiej udawaj śpiącego, bo jak nie masz włosów, zostawią cię w spokoju.

Pozostałe dzieci cicho przytakiwały, podczas gdy przybysze słuchali z przerażeniem.

– A co się stanie, jeśli znajdą dziecko z długimi włosami? – odważył się zapytać Rauxan.

– Nie ma dla nich znaczenia, czy to dziecko, czy dorosły – odparła Xeira. – Chwytają za włosy i wloką do swojej nory, żeby go pożreć. Jeśli cię dorwie plątyg, możesz płakać, krzyczeć i kopać do woli, ale już się nie uwolnisz. Poza tym te potwory poruszają się tak szybko, nawet ciągnąc swoją ofiarę, że nikt nie jest w stanie ich dogonić i uratować porwanego. Ludzie, których zabrały, nigdy nie wrócili.

– Słyszałem – wtrącił się Tux – że kiedyś patrol odkrył norę takiego stwora. Strażnikom udało się go zabić, a wśród szczątków jego ofiar naliczyli sto dwanaście czaszek dzieci i dorosłych.

Axlin odetchnęła głęboko. Nigdy wcześniej nie słyszała tej historii.

– To jakaś plotka, Tuxie – zaprotestowała Xeira. – Nigdzie nie było takiej wielkiej osady.

– Masz rację, ale jeśli plątyg żył tam od wielu lat, może nawet wieków... Mógł porwać tak dużo ludzi. Jednak nie liczba znalezionych w norze kości była najgorsza.

– Ach, nie?

– Nie. Potwór zachował też ich włosy. Zwisały na linach, uporządkowane według odcienia – od najjaśniejszego do najciemniejszego. Sto dwanaście czaszek i sto dwanaście skalpów. Plątyg zostawił je sobie na pamiątkę.

Dzieci wstrzymywały oddech, jakby chciały się wsłuchać w kroki skradających się w mroku potworów.

– Właśnie dlatego w naszej osadzie golimy włosy – zakończył Tux. – Odkąd zaczęliśmy to robić, plątygi nikogo stąd nie porwały.

– Mimo to wciąż przychodzą od czasu do czasu – dodała Xeira. – Wyczuwamy ich obecność, dotykają naszych twarzy, a czasami słyszymy nawet ich oddechy blisko naszych uszu. Głaszczą nas po głowie i próbują złapać za włosy, ale nie mogą. I wtedy odchodzą.

Ixa i Rauxan słuchali uważnie. W końcu dziewczyna powiedziała:

– Teraz rozumiem, dlaczego nalegaliście, żebyśmy zgolili włosy, i jestem wam za to wdzięczna. W naszej wiosce nigdy nie słyszeliśmy o plątygach.

– Ale znamy kłączaki – bronił się Rauxan, jakby czuł się do tego zobowiązany. – A wy nie mieliście pojęcia o palcochłonach.

– Czy to właśnie one zniszczyły waszą osadę? – dopytywał się Tux.

– Tuxie! – zbeształa go Xeira, ale przybysze nie poczuli się urażeni.

– Nie – odpowiedziała cicho Ixa.  – To były zdechlemy. Zaatakowały pewnego bardzo mglistego poranka. Jak zwykle rozpaliliśmy ogniska, żeby je odstraszyć, ale nagle spadł rzęsisty deszcz i zgasił ogień. Podczas gdy próbowaliśmy wzniecić go na nowo, potwory odkryły dziurę w palisadzie i przedostały się do wioski. Całym wygłodniałym stadem. Uszliśmy z życiem tylko dlatego, że nagle słońce wyszło zza chmur i zdechlemy uciekły przed ostrym światłem. Pożarłyby nas co do jednego, gdyby mgła utrzymała się trochę dłużej.

Zapadło milczenie. Tux i Xeira pierwszy raz słyszeli o zdechlemach, ale nie mieli odwagi zadawać pytań. Axlin drżała z przerażenia.

– Zabiły dziewiętnaście osób – ciągnął Rauxan dziwnie beznamiętnym głosem, jakby poprzez opisywanie faktów oswajał lęk. – Trzynastu dorosłych i sześcioro dzieci. Przeżyło nas troje i dwoje innych dorosłych, których straciliśmy podczas podróży. Mężczyznę porwały mokrołaki, a kobietę dopadły karkolce.

Głos Rauxana wyraźnie przygasł. Z posłania obok Axlin usłyszała ciche łkanie Ixy i ogarnął ją jeszcze większy strach. Wydawało jej się, jakby trawił ją od środka. Po krótkiej ciszy Tux chciał coś dodać, ale w tej samej chwili rozległ się głos Kalax, która spała na sienniku przy wejściu:

– Jeszcze nie śpicie? Co się stało?

– Nic, Kalax – odpowiedział Tux. – Nowi tęsknią za swoim domem.

– To naturalne – odpowiedziała szeptem kobieta. – Postarajcie się być cicho i zasnąć, żeby nie obudzić maluchów.

Tej nocy już nikt więcej się nie odezwał. Przybysze, wyczerpani z nadmiaru emocji, w końcu zasnęli. Tymczasem Axlin nie mogła zmrużyć oka. Obce dzieci zasiały w jej umyśle nowe lęki, jakby strach, który czuła każdego dnia, już jej nie wystarczał. Poruszała nagimi stopami, marząc o wełnianych skarpetkach odstraszających palcochłony, chociaż do tej pory nie były jej potrzebne. Jej myśli wypełniły nowe stworzenia, powiększając listę koszmarów: zdechlemy, śluzony, mokrołaki. Nie miała pojęcia, jak wyglądają, ani jakimi perfidnymi sposobami zabijają ludzi. To jednak nie czyniło ich mniej strasznymi – wręcz przeciwnie.

2

Wielu mieszkańców osady było przekonanych, że troje przybyszów pozostanie z nimi na stałe. Lokalna społeczność chętnie przyjmowała nowych członków, zwłaszcza jeśli byli silnymi i zdrowymi dorosłymi, jak Umax, chłopcami – jak Rauxan, ale przede wszystkim dziewczętami, które wyrosną na płodne kobiety, jak Ixa.

W pierwszych dniach po przybyciu obcy starali się zintegrować oraz poznać miejscowe zasady i sposoby postępowania.

Dzieci nie pytały już więcej Ixy i Rauxana o znane im potwory, Axlin jednak o nich nie zapomniała. Po przeżytej tragedii najrozsądniej było skupić się na przyszłości i próbować jak najszybciej wrócić do normalnego życia.

Tymczasem Umax ogłosił, ku ogólnemu zaskoczeniu, że kiedy tylko odzyskają siły, ruszą w dalszą podróż. Dzieci natychmiast otoczyły Ixę i Rauxana, domagając się od nich wyjaśnień.

– Dlaczego odchodzicie? – zapytała zrozpaczona Xeira. – To jest bardzo niebezpieczne! Miejscem dzieci są wioski, a nie drogi.

Pozostali się z nią zgodzili. Przekroczenie bramy i powrót do dzikiego świata roztaczającego się po drugiej stronie palisady wydawały im się samobójstwem.

– Jeśli opuścicie osadę, pożrą was potwory – jęknęła Nixi, zalewając się łzami.

Wtedy Ixa też się rozpłakała.

– Nie chcę odchodzić! – wyznała ze smutkiem. – Bardzo się boję!

Xeira przytuliła ją, żeby ją pocieszyć, a pozostałe dzieci patrzyły zmieszane, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Rauxan stał przy Ixie w milczeniu, starając się zapanować nad drżeniem dolnej wargi.

– To niesprawiedliwe – parsknął Tux i odszedł od nich szybkim krokiem.

– Tuxie! Tuxie, czekaj! Gdzie idziesz? – zawołała Axlin.

– Porozmawiać z Umaxem!

– Nie przekonasz go do zmiany zdania! – ostrzegł go Rauxan, ale chłopak zignorował jego słowa.

Axlin kulejąc, ruszyła za Tuxem. Nikt do nich nie dołączył.

Dogoniła go w domu Oxisa. Umax, który tam był, przerwał rozmowę ze starcem, żeby wysłuchać Tuxa.

– ...I nie możesz zabrać Ixy z powrotem na szlak – mówił chłopak z zapałem. – Tu będzie o wiele bezpieczniejsza...

– Rozumiem twoją troskę, Tuxie – przerwał mu Umax – ale żadna osada nie jest bezpieczna. Nawet wasza.

Tux wziął głęboki oddech, a Axlin oparła się o framugę drzwi, próbując ochłonąć po wysiłku. Zajęło chwilę, zanim dotarły do niej słowa Umaxa. Osady nie były bezpieczne? To nie mogła być prawda. Pierwszą rzeczą, jakiej uczono wszystkie dzieci, było to, że na terenie chronionym przez wysokie palisady jest bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.

Jednak z drugiej strony Umax pochodził z wioski bardzo podobnej do tej... osady, która została zaatakowana i zniszczona przez potwory. Jego wątpliwości wydawały się więc do pewnego stopnia uzasadnione.

Axlin poruszyła się niespokojnie. Ona też ich nie miała, zanim nie pojawiło się tych troje obcych.

– Może wsie nie są bezpieczne – odpowiedział wreszcie Tux – ale drogi tym bardziej.

– To prawda. Jednak potwory w końcu zniszczą wszystkie ludzkie wioski, jedna po drugiej. To tylko kwestia czasu. Najlepszą więc rzeczą, jaką możemy zrobić, jest uciec jak najdalej stąd i odnaleźć miejsce, gdzie wszystko jest inne.

– Takie miejsce nie istnieje...

– Ależ tak. Nazywają je Cytadelą. Jesteś jeszcze bardzo młody, ale gdy dorośniesz, może i ty opuścisz tę wioskę i wyruszysz na jej poszukiwanie.

Tux energicznie pokręcił głową.

– Nigdy stąd nie odejdę – oświadczył. – Nawet jeśli miałbym zginąć, walcząc z potworami. Nie zamierzam uciekać jak tchórz.

Axlin wstrzymała oddech, ale Umax nie wydał się zezłoszczony. Pokręcił tylko głową, lekko się uśmiechając.

– Zmądrzejesz, jak dorośniesz, chłopcze. Jak każdy z nas. Jeśli tylko potwory na to pozwalają.

Tux był lekko zaskoczony reakcją mężczyzny. Spodziewał się innej.

– Cóż – powiedział w końcu – jeśli chcesz kontynuować swoją podróż, oczywiście nic mi do tego. Ale dlaczego zabierasz ze sobą Ixę i Rauxana? Nie mogą tu zostać, jeśli chcą?

Umax milczał przez chwilę, zanim odpowiedział:

– Są ostatnimi ocalałymi ludźmi z mojej osady. Jestem za nich odpowiedzialny i nie mogę ich porzucić.

– Jak długo będziecie podróżować w poszukiwaniu tej Cytadeli?

– Dopóki do niej nie dotrzemy, dopóki damy radę wędrować albo dopóki nie padniemy ofiarą potworów. A teraz wybacz, Tuxie... ale mamy z Oxisem kilka spraw do załatwienia.

Chłopak prychnął z irytacją i wściekły wybiegł z chaty. Axlin wciąż stała w progu, próbując zrozumieć wszystko, co powiedział Umax.

Ixa i Rauxan naprawdę mieli odejść... I prawdopodobnie na zawsze. Chociaż przebywali w wiosce zaledwie od kilku dni, Axlin wiedziała, że wszyscy będą za nimi tęsknić. Wnieśli powiew świeżości, stali się cudownym wydarzeniem w szarym życiu mieszkańców.

W zamyśleniu przyglądała się Umaxowi i Oxisowi, którzy powrócili do rozmowy.

Oxis był najstarszym mężczyzną we wspólnocie. Według Tuxa miał co najmniej pięćdziesiąt lat, ale Axlin w to wątpiła. Nie znała nikogo, kto żyłby tak długo.

Oxis nigdy nie opuszczał osady. Z tego, co wiedziała, w młodości przeżył cudem atak stada kościokradów, które zabiły pozostałych członków wyprawy poza wioskę. Podobnie jak w przypadku Axlin, poniesione obrażenia fizyczne uniemożliwiły mu poruszanie się tak sprawnie jak inni. Oxis chodził o lasce i ledwie mógł zrobić parę kroków bez jej pomocy, dlatego byłby ciężarem podczas wyjść do świata zewnętrznego.

Za każdym razem, kiedy Axlin przypominała sobie tę historię, zastanawiała się, co poczułby ten starzec, gdyby z jakiegoś powodu ponownie stanął oko w oko z potworami. Co by pomyślał na widok twardej zbroi, którą kościokrady robiły sobie ze szczątków swoich ofiar. Czy wpatrywałby się w ludzkie czaszki chroniące głowy tych obrzydliwych stworzeń i zastanawiał się, które należały do jego poległych towarzyszy? Czy jego czaszka podzieliłaby los tamtych, gdyby owego popołudnia nie uśmiechnęło się do niego szczęście?

W rzeczywistości to, że nie mógł już więcej wychodzić na patrole, wyszło mu nawet na dobre. Całkiem nieźle gotował, wyrabiał narzędzia i naprawiał uszkodzone przedmioty, dzięki czemu na swój sposób pozostał użyteczny dla wspólnoty.

Umax opowiadał dalej o swojej podróży, ale wydawało się, że Oxis go nie słucha. Axlin to zdziwiło, bo zawsze był bacznym słuchaczem. Tym razem jednak skupił całą uwagę na przesuwaniu dziwnego podłużnego przedmiotu po czymś, co przypominało plik cienkich arkuszy przytwierdzonych do skórzanego wspornika, który położył sobie na kolanach. Gesty starca były tak niezwykłe, że Axlin nagle zapytała, zaskakując dwóch mężczyzn:

– Co robisz, Oxisie?

Starzec spojrzał na nią lekko zdenerwowany, że ktoś znów mu przerywa.

– Teraz ty, Axlin? Nie masz nic lepszego do roboty?

– Co to jest? – dopytywała się dziewczyna. – Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Do czego to służy?

Oxis jednak wyrzucił ją bezceremonialnie ze swojego domu.

Axlin przestała więc zaprzątać sobie tym głowę, bo los Ixy i Rauxana martwił ją w tamtym momencie bardziej niż dziwne zachowanie starego człowieka.

Nie tylko dzieci błagały Umaxa, żeby przemyślał ponownie swoją decyzję. Kilku miejscowych dorosłych, z Vexusem na czele, próbowało przekonać go, by pozwolił Ixie i Rauxanowi zostać. Doszło do drobnej sprzeczki, kiedy Umax zasugerował, że prośba jest podyktowana oczywistą chęcią osiągnięcia korzyści przez mieszkańców osady, którzy chcieli zatrzymać „jego” dzieci. Vexus się wściekł, ale po interwencji pozostałych dorosłych Umax przeprosił za swoje słowa.

Yulixa zaproponowała, żeby zaczekali na jakiegoś handlarza i wyruszyli w drogę z nim i jego eskortą. Umax jednak odrzucił ten pomysł, mówiąc coś, co Axlin, która przysłuchiwała się uważnie dorosłym, zapamiętała na zawsze, mimo że w tamtej chwili było to dla niej nie do końca zrozumiałe:

– Jeśli zostaniemy jeszcze kilka dni, nie będziemy w stanie stąd odejść.

Ku przerażeniu dzieci, Vexus westchnął i zgodził się ich puścić.

– Odprowadzimy was do najbliższej wioski – powiedział. – Sami nie przeżyjecie po drodze.

Umax na początku odmówił, aby nie nadużywać gościnności mieszkańców osady ani nie mieć na sumieniu możliwych ofiar. Vexus pozostał jednak nieugięty.

Pozostało im zatem ustalenie szczegółów.

Dwa dni później o świcie Umax, Ixa i Rauxan wyruszyli z wioski. Towarzyszył im Vexus i trzej inni mężczyźni. Pozostali mieszkańcy pożegnali się z nimi krótko. Wszystko, co było do powiedzenia, zostało już powiedziane poprzedniego wieczora. I chociaż każdy wiedział, że mogą się widzieć ostatni raz w życiu, nie wolno było tracić czasu, jeśli grupa ekspedycyjna chciała dotrzeć w bezpieczne miejsce przed zmrokiem.

Axlin stała nieruchomo, wpatrując się w bramę, która zamknęła się za wędrowcami. Była przyzwyczajona do tego, że dorośli wyruszali na poszukiwanie jedzenia, ale nigdy do tej pory nie widziała dziecka opuszczającego osadę. Przerażenie dosłownie ją sparaliżowało. Wiedziała, że przebyli daleką drogę i udało im się przeżyć, ale to jej nie uspokajało. W głębi serca zdawała sobie sprawę, że już nigdy ich nie zobaczy.

– Chodź, Axlin – powiedział Tux, szturchając ją delikatnie, żeby się ruszyła.

Dziewczyna odwróciła się plecami do bramy i dopiero tracąc ją z oczu, poczuła się trochę lepiej.

Wioska stała się bardzo cicha po pożegnaniu wędrowców. Czas dłużył się Axlin, jakby ktoś go rozciągnął. Mimo że spędzili z Ixą i Rauxanem tylko kilka dni, chata dla dzieci wydawała się bez nich bardziej pusta.

Mieszkańcy wioski musieli pracować znacznie ciężej, żeby zrekompensować nieobecność Vexusa i jego towarzyszy. I jakby wyczuwając, że wspólnocie brakuje kilku najsilniejszych członków, dwa dni później kościokrady próbowały zburzyć palisadę. Dorośli ruszyli do walki, mając do dyspozycji ograniczone środki do obrony, a dzieci zabarykadowały się w chacie, drżały ze strachu i szlochały w ciszy. Wiedziały dokładnie, co mają robić w takich sytuacjach. Kościokrady często napadały na osadę, którą obronić mogło tylko wysokie ogrodzenie i wartownicy. Karkolce i galopony zwykły czaić się na otwartym terenie, nigdy nie atakowały dobrze strzeżonych ludzkich enklaw. Z kolei kłączaki, miękotki i plątygi... miały swoje sposoby, żeby przedostać się do wiosek, i nie było na to rady.

Bitwa tego dnia była dłuższa i bardziej zażarta niż zwykle. W pewnej chwili dzieci zaczęły się obawiać, że potworom uda się pokonać obrońców osady. W końcu jednak Nanaxi otworzyła drzwi chaty i oznajmiła, że niebezpieczeństwo minęło.

– Tuxie, Xeiro, pomóżcie naprawiać szkody i opatrzyć rannych – poprosiła.

Axlin domyśliła się, że jak zwykle powinna zająć się maluchami. Wyszła z chaty, trzymając na rękach dziecko Kalaxi, i poprowadziła Nixi i Paxa w kierunku ogrodu, żeby się pobawili w cieniu drzew owocowych i wyciszyli emocje.

Przewinęła niemowlę, a dzieci grały w berka. Nagle Nixi przewróciła się i zraniła w kolano. Axlin położyła noworodka na kocu, aby przemyć ranę dziewczynce. Zabrało jej to tylko chwilkę. Bobas leżał, tam gdzie go zostawiła, więc uspokojona, połaskotała go w nos, żeby go rozśmieszyć.

Wtedy Nixi zapytała:

– Gdzie jest Pax?

Axlin wstała, żeby się rozejrzeć. Zauważyła, że Pax beztrosko się oddala, podrygując i się śmiejąc, jakby usłyszał jakiś dowcip. Zmrużyła oczy, zaniepokojona jego dziwnym zachowaniem. I wtedy dostrzegła małe, okrągłe, kolorowe kształty, podskakujące wokół jego stóp.

Serce zamarło jej w piersi.

Miękotki.

– Pax! – krzyknęła. – Paaax!

Chłopiec jej jednak nie słyszał. Zajęty był zabawą z tymi małymi, puszystymi stworzonkami z długimi ogonami, których koniuszki przypominały wielobarwny płomień.

Małe dzieci uwielbiały miękotki. Stworzenia wspinały się na nie, skakały wokół nich, łaskotały je i bawiły się z nimi, dopóki nie zyskały ich zaufania. A potem...

Wszystkim bardzo wcześnie wbijano do głowy, że nie należy ufać miękotkom. Dlatego panowało powszechne przekonanie, że cztero-, pięciolatek będzie świadomy niebezpieczeństwa i ucieknie od nich, zamiast się z nimi wygłupiać.

Najwidoczniej jednak maluchy albo jeszcze tego nie zrozumiały, albo łatwo zapominały o przestrogach.

Przerażona Axlin rzuciła się w pogoń za chłopcem.

– Paaax! – krzyczała. – Paaax! Wracaj!

Chłopiec spojrzał na nią przez chwilę, zdziwiony, ale miękotki zaczęły podskakiwać wyżej, natychmiast przyciągając z powrotem jego uwagę. Pax wydał z siebie okrzyk radości i pobiegł za nimi, próbując je złapać.

Axlin przeklęła w duchu swą skręconą stopę, irytującą powolność i niezdarność. Próbowała przyspieszyć kroku, rozpaczliwie wołając chłopca.

– Paaax! Paaax!

Miękotki prowadziły go w określonym kierunku. Kiedy zachwycony Pax doszedł za nimi aż do pnączy fasoli, Axlin straciła go z oczu. Zawołała go ponownie, ale potknęła się i upadła.

Z przerażeniem ujrzała, jak ostatni miękotek otwiera nagle monstrualnie wielką paszczę najeżoną zębami.

Axlin poczuła, jakby jej wnętrze rozerwał lodowaty pazur przerażenia.

W tej samej chwili, kiedy próbowała się podnieść, nie zważając na tępy ból zranionej stopy, przestała słyszeć śmiech Paxa.

Potem dotarły do niej jego krzyki.

Zaczęła czołgać się najszybciej, jak mogła, żeby dotrzeć do malca, zanim będzie za późno. Ale była powolna, zbyt powolna...

Za krzakami fasoli chłopiec wył z przerażenia i bólu. Axlin ujrzała oczami zalanymi łzami bezsilności postać, która wyprzedziła ją z godną pozazdroszczenia zwinnością i szybkością. Rozpoznawszy Nanaxiego, usiadła z ulgą na ziemi, wiedziała bowiem, że dorosły uratuje Paxa... Nagle zawodzenie chłopca ustało, a przerażony okrzyk Nanaxiego potwierdził jej najgorsze obawy.

Szlochając, nawoływała chłopca. Do Nanaxiego podbiegli inni dorośli i potwierdzili dramatyczny finał. Dziewczyna wstała niezgrabnie z ziemi i chciała do nich podejść, ale Yulixa zastąpiła jej drogę.

– Nie, Axlin, nie idź tam...

Próbowała wyszarpać się z objęć kobiety.

– Muszę go zobaczyć – szlochała. – Cokolwiek się stało, muszę go zobaczyć, bo to moja wina, to moja wina... – majaczyła jak w gorączce, kiedy ciągnęli ją do chaty dla dzieci i kładli do łóżka.

Przez resztę dnia bardzo płakała, wołała Paxa, a nawet zaczęła okładać samą siebie, żeby się ukarać za brak odpowiedzialności i nieporadność. Dorośli zmieniali się przy czuwaniu przy niej, nie wspomnieli o Paxie, ani nie robili jej wyrzutów. Dzięki naparom, które jej podawali, w końcu się uspokoiła i zasnęła.

Spędziła dwa dni w łóżku, starając się odzyskać równowagę. W półśnie docierały do niej szepty dorosłych i dzieci. Słyszała komentarze o śmierci Paxa, którego nie zdołano uratować przed drapieżnością miękotków, oraz o szczęśliwym powrocie oddziału Vexusa.

Również o sobie.

– Biedna Axlin... Nie powinniśmy zostawiać jej samej z trójką małych dzieci. Ma tylko dziewięć lat.

– Nie mieliśmy wyboru. Było nas bardzo mało i właśnie odparliśmy atak...

– Gdyby Umax i dzieci zostali u nas...

– Mieli prawo odejść. Taką podjęli decyzję. Może Vexus nie powinien wystawiać nas na niebezpieczeństwo, eskortując ich. Przecież byli dla nas zupełnie obcy.

– W każdym razie musimy zaakceptować, że Axlin nie może i nie będzie w stanie robić tego samego co inni.

– Wiemy o tym o dawna. Nigdy nie weźmie udziału w patrolu, ale...

– Doskonale wiesz, że nie chodzi o umiejętność szybkiego biegania w świecie za ogrodzeniem.

– To nie jest wina Axlin.

– Wiem, ale nie mogę przestać myśleć, że gdyby to była któraś z pozostałych dziewcząt, może Pax żyłby nadal.

Axlin nigdy się nie dowiedziała, kto to powiedział ani czy naprawdę usłyszała te słowa, czy był to tylko głos jej sumienia.

Pewnego popołudnia do jej uszu dotarła rozmowa, która ją zaintrygowała.

– Nie uważam, żeby to był dobry pomysł. Powinna urodzić dzieci, jak wszystkie płodne kobiety we wspólnocie.

Wciąż zaspana, otworzyła leniwie oczy i z trudem przekręciła głowę. Na tle zachodzącego słońca rozpoznała sylwetki Oxisa i Vexusa stojących w progu chaty.

– Axlin nie jest jeszcze dojrzałą kobietą – argumentował starzec – ale jest inteligentna. Nauczy się czytać, zanim będzie mogła rodzić dzieci. Potem może pogodzić oba obowiązki. Wiesz dobrze, że nigdy nie pójdzie z wami na patrol, nawet gdy skończy się jej wiek rozrodczy. Nie może biegać.

– Hmm – mruknął Vexus.

– Nie będę żył wiecznie – nalegał Oxis. – Wolisz, żebym wybrał sobie na ucznia kogoś całkowicie zdrowego?

– Może w ogóle go nie potrzebujesz.

– Słucham?

– Twoja profesja jest już przestarzała. Dzisiaj nikt nie rozumie księgi, którą przechowujesz, Oxisie.

– Właśnie dlatego chcę nauczyć Axlin, jak ją czytać.

Półprzytomna dziewczyna próbowała zrozumieć, o czym mówią. Używali jednak słów, które były jej zupełnie nieznane.

– Po co, jeśli nikt inny nie będzie tego rozumiał?

– Mogłaby wam ją przeczytać na głos. Sam bym to robił, gdyby ktoś z was okazał zainteresowanie. Mógłbym nawet was wszystkich nauczyć czytać...

– Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, Oxisie.

– Ale wiedza, którą zawiera ta księga...

– Wiedzę czerpiemy z doświadczenia.

– W księdze osady przekazujemy doświadczenie naszych przodków!

– Mylisz się. Nasi przodkowie nauczali swoje dzieci, a one przekazywały swoją wiedzę kolejnemu pokoleniu, aż do naszych czasów. My uczymy naszych potomków tego, czego nauczyliśmy się od naszych rodziców. Dlatego dzieci nie mogą tracić czasu na litery i księgi. Powinny się nauczyć, jak przetrwać i być użytecznymi dla społeczności. Na nic im czytanie, jeśli pożrą je potwory.

Oxis wydawał się oburzony, ale nic nie odrzekł.

– Możesz uczyć Axlin, jeśli chcesz. Chociaż to nie ma sensu. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie zaniedbywała swoich obowiązków – powiedział Vexus nieco łagodniejszym tonem. – Każdy z nas ma wyznaczoną rolę w społeczności i ona dobrze o tym wie.

Ostatnie słowa Vexusa rozpłynęły się w myślach Axlin, kiedy ponownie zapadła w głęboki sen. Gdy się obudziła, ledwie pamiętała zasłyszaną rozmowę. Wiedziała tylko, że Vexus i Oxis mówili o jej przyszłości, i podejrzewała, że dziwna propozycja starca stanowiła swego rodzaju karę za to, że miękotki porwały Paxa, kiedy się znajdował pod jej opieką.

Gdy poczuła się lepiej i gorączka ustąpiła, przy jej łóżku nie było dorosłych. Tymczasem ujrzała Tuxa, Xeirę i Nixi, gotowych, żeby zaoferować jej wsparcie.

– Pax...? – wydusiła z siebie.

Troje dzieci spojrzało po sobie, jakby wcześniej uzgodniły między sobą, co odpowiedzieć.

– Jak dobrze, że się obudziłaś, Axlin. Mamy dobrą wiadomość: Yulixa spodziewa się dziecka. Urodzi się jesienią – odezwał się Tux.

Nikt nie wspomniał o Paxie. Kiedy Axlin znów zaczęła uczestniczyć w życiu wioski, domyśliła się, że został skremowany, opłakany i pożegnany, kiedy ona dochodziła do siebie. Teraz życie toczyło się dalej. Nie mogli pozwolić, żeby ból ich sparaliżował. Każdego dnia trzeba było walczyć, by potwory ich nie pokonały.

3

Axlin już prawie zapomniała o niepokojącej rozmowie przywódcy osady z jej starszym mieszkańcem. Minęło trochę czasu i pewnego ranka, kiedy rozwieszała pranie, żeby wyschło na słońcu, podszedł do niej Oxis.

– Chodź ze mną – odezwał się dość szorstkim tonem.

– Słucham?

– Chodź ze mną, no już.

Odwrócił się i nie zaczekawszy na odpowiedź, ruszył bardzo powoli, podpierając się laską. Axlin postawiła kosz z praniem na ziemi i pospiesznie chwyciła go pod rękę, chociaż sama też miała problemy z zachowaniem równowagi.

W ten sposób bardzo powoli dotarli do chaty Oxisa.

Dziewczyna pomogła mu usiąść wygodnie na krześle i odwróciła się, żeby odejść, myśląc, że starzec jej już nie potrzebuje.

– Zaczekaj – powiedział. – Podejdź tutaj.

Axlin zbliżyła się, zaintrygowana. Oxis sięgnął po coś, co leżało na małym stoliku. Dziewczyna zobaczyła ze zdziwieniem, że to ten sam przedmiot, który wzbudził jej zainteresowanie podczas ostatniej wizyty w chacie starca.

Oxis uniósł go wyżej, żeby mogła przyjrzeć się mu dokładniej.

– To jest księga, panienko – oznajmił z powagą. – Jedyna, jaką obecnie posiadamy w osadzie.

– Księga – powtórzyła Axlin. To słowo nic jej nie mówiło.

– Służy do zapisywania na jej stronach różnych rzeczy, żeby inni mogli je później przeczytać.

Zapisywać. Strony. Czytać. Na twarzy Axlin odmalowało się zmieszanie na dźwięk tak wielu nowych pojęć. Oxis westchnął, kręcąc głową, i poprosił gestem, żeby usiadła obok niego.

Następnie dokładnie pokazał jej księgę, opowiedział o pisaniu, o tym, w jaki sposób można przekazywać w niej informacje za pomocą kodu, który znają inni ludzie, jak opisywać fakty, myśli i rozmowy, żeby inni mogli je później zrozumieć.

Pokazał jej pożółkłe strony zapełnione literami tworzącymi słowa, które z kolei układały się w zdania mające na celu zachowanie informacji ważnych dla mieszkańców wioski.

– W tej księdze – mówił Oxis, ostrożnie przewracając kartki – inni ludzie przede mną, z pokolenia na pokolenie, zapisywali najważniejsze wydarzenia w wiosce przez ponad sto lat. Narodziny, zgony, ataki potworów, wizyty handlarzy i wieści, które dostarczano z innych miejsc znajdujących się w świecie za ogrodzeniem. Tu jest cała wiedza, której nie jesteśmy w stanie zapamiętać. Przechowujemy ją dla naszych dzieci, wnuków i prawnuków na wypadek, gdybyśmy umarli, zanim będą wystarczająco duzi, żeby usłyszeć ją z naszych ust.

Axlin przyglądała się księdze z szacunkiem, chociaż wciąż trudno jej było sobie wyobrazić, jakim sposobem ten mały przedmiot mógł pomieścić w sobie tak wiele rzeczy.

– Jestem strażnikiem tej księgi – ciągnął Oxis. – Nazywają mnie też skrybą. Dawniej w każdej osadzie mieszkał jeden albo nawet kilku takich jak ja, ale teraz pozostało nas niewielu, bo praktyczniej jest uczyć się walczyć, niż czytać. I gdybym przed laty nie został kaleką, mój poprzednik prawdopodobnie nie wybrałby mnie na ucznia i zabrałby całą swoją wiedzę do grobu.

– Pozostała przecież w księdze – rzekła Axlin, wciąż próbując zrozumieć, jak działa ta niezwykła magia.

– Tak, ale jest bezużyteczna, jeśli nie umiesz jej zinterpretować. Umiesz czytać?

Dziewczyna przyglądała się znakom w księdze, niemal zezując, w nadziei, że w jakiś sposób odszyfruje jej treść. W końcu pokręciła głową z rozczarowaniem.

– Nikt w tej wiosce nie umie – pocieszył ją Oxis. – Nikt, oprócz mnie. Dlatego gdy obecnie zapisuję coś w księdze, mam świadomość, że tylko ja mogę to przeczytać. Kiedy umrę, księga stanie się bezwartościowa. Chyba że zrobimy coś, by tego uniknąć.

Wbił wzrok w Axlin. Dziewczynka poruszyła się nerwowo.

– Co masz na myśli?

Oxis uśmiechnął się i zadał jej pytanie, które na zawsze miało zmienić jej życie:

– Miałabyś ochotę nauczyć się czytać i pisać, żeby zostać nowym skrybą osady?

Początkowo była zaskoczona. Nagle przypomniała sobie, że starzec rozmawiał o tym z Vexusem, myśląc, że ich nie słyszy. Mimo to nie za bardzo wiedziała, co odpowiedzieć.

– Ja...

– Chciałabyś? – nalegał.

Axlin znów spojrzała na księgę. Była ciekawa, jakie kryła w sobie sekrety. Pewna myśl przebiegła jej przez głowę.

– Czy w tej księdze napisano coś o miękotkach?

Oxis obrzucił ją przenikliwym wzrokiem, jakby próbował odgadnąć zamiary kryjące się za tym pytaniem.

– Oczywiście – odpowiedział w końcu. – Niestety porywają nasze dzieci od niepamiętnych czasów.

Axlin pokiwała powoli głową w zamyśleniu.

– A o palcochłonach? Czy wspomina o nich?

Tym razem to Oxis nie krył zaskoczenia.

– Palcochłonach?

– Takie potwory nękały osadę, z której pochodzą Ixa i Rauxan.

Spojrzał na nią z wahaniem.

– Możliwe – przyznał. – Nie znam treści księgi na pamięć.

– Umax ci o nich nie powiedział? O potworach, które zaatakowały ich wioskę?

– Tak, wspomniał o zdechlemach. Istnieje gdzieś na ich temat wzmianka. – Obserwował Axlin z rosnącym zaciekawieniem. – Dawniej dzielono się taką wiedzą. Niektórzy skrybowie opisywali szczegółowo stworzenia nieznane na ich terytorium, ale ja nie mam takiego zwyczaju. Nie widzę w tym sensu. Mamy wystarczająco dużo własnych potworów, a zostało już niewiele pustych stron, więc lepiej nie zapełniać ich bezużytecznymi rzeczami.

„One nie są bezużyteczne” – pomyślała Axlin. Odkąd poznała obcych przybyszów, często śniła o palcochłonach i zdechlemach i przerażała ją myśl, że osada nie jest przygotowana na obronę przed nimi. Skoro nie znaleźli nawet sposobu, żeby ratować dzieci takie jak Pax przed potworami, z którymi żyją od wieków, jak mieliby stawić czoła istotom, których nie znają?

– Chcę wiedzieć – oświadczyła.

Oxis znów się uśmiechnął.

– To wystarczy, żebyś została moją uczennicą. Moje gratulacje, Axlin. Jeśli się przyłożysz i będziesz pilna, pewnego dnia zostaniesz skrybą tej wioski.

Chociaż dziewczynka nie wiedziała nic o tej profesji, jej policzki okryły się rumieńcem. „Zostanę skrybą”, pomyślała i uśmiechnęła się pierwszy raz od wielu dni.

Nauka czytania nie była tak prosta, jak sobie wyobrażała. Istniało wiele różniących się od siebie liter, które oznaczały tylko dźwięki. Trzeba było łączyć je, żeby tworzyły słowa. Poza tym Oxis miał niezgrabny charakter pisma, no i okazał się niezbyt cierpliwym nauczycielem. Z drugiej strony Axlin nie miała wiele czasu na lekcje, wraz z innymi dziećmi pracowała w ogrodzie, prała ubrania, doglądała drobiu, świń i kóz oraz sprzątała chatę, gdy była jej kolej. Na naukę poświęcała więc nieliczne wolne chwile – podczas gdy inni wykorzystali ten czas na zabawę, ona kuśtykała do chaty Oxisa, żeby kontynuować rozszyfrowywanie słów zapisanych w jedynej księdze, która znajdowała się w wiosce.

Początkowo nie rozumiała nic z tego, co skryba próbował ją nauczyć. Znaki, litery i słowa kłębiły się jej w głowie i nie potrafiła ich odczytać. Oxis niecierpliwił się i udzielał jej surowych reprymend, ale Axlin ocierała łzy, zaciskała zęby i starała się jeszcze bardziej, chociaż brak postępów działał zniechęcająco.

Mimo to oddawała się nauce, bo kiedy była nią zajęta, przestawała słyszeć w głowie i w sercu krzyki Paxa.

Jej przyjaciele zupełnie nie rozumieli tego, co robi. Z początku patrzyli na nią ze zdziwieniem, kiedy szła pospiesznie do chaty Oxisa na lekcje. Często pytali ją, co to jest to czytanie i do czego służy. Axlin, która sama jeszcze nie do końca to rozumiała, plątała się w wyjaśnieniach, czując wstyd z powodu własnej niewiedzy.

Z czasem dzieci przestały zapraszać ją do swoich zabaw, w przekonaniu, że nie znajdzie na nie czasu. Axlin ledwo zdawała sobie z tego sprawę.

Pewnego dnia z ogromnym wysiłkiem udało się jej przeczytać całe zdanie. Dumę, jaką wtedy poczuła, zapamiętała do końca życia.

Zdanie brzmiało: „Dzisiaj rozpoczyna się pierwszy rok ery Vexusa”.

Zachęcona swoimi postępami zaczęła stopniowo odczytywać kolejne fragmenty księgi.

„Dzisiaj odparliśmy kolejny atak kościokradów. Porwały Raixa. Uxar został ranny, ale bez poważnych obrażeń”.

„Dzisiaj świętujemy związek Madoxa i Daxii”.

„Dzisiaj patrol wyszedł do lasu po drewno. Karkolce zabiły Zaxina”.

„Dzisiaj dziecko Nanaxi kończy rok. Ma na imię Nixi”.

„Dzisiaj miękotki porwały Daxini. Miała trzy i pół roku”.

„Dzisiaj odwiedził nas wędrowny handlarz. Wytargowaliśmy od niego ładny kawałek skóry, z którego uszyjemy buty, mamy też nowy nóż i mały garnek”.

„Dzisiaj w osadzie urodziło się kolejne zdrowe dziecko”.

Axlin nie rozumiała, dlaczego wszystkie te wydarzenia miały zawsze miejsce „dzisiaj”. Oxis powiedział jej, że każdy wpis został dokonany w innym momencie i objaśnił chronologię, której używano w księdze. Polecił jej przeczytać datę widniejącą u góry ostatniej zapisanej strony: „Czwarty rok ery Vexusa”, co oznaczało, że Vexus był przywódcą osady od czterech lat. Axlin przekartkowała kilka stron wstecz i przeczytała z ciekawością: „Siódmy rok ery Soxa”, „Pierwszy rok ery Xemalina”, „Trzeci rok ery Yaxa”. Dziewczyna nie znała żadnego z tych przywódców. Przestali nimi być, bo z pewnością zabiły ich potwory. Z drugiej strony żadna era nie była zbyt długa.

Dziewczynka chciała czytać dalej, ale Oxis miał dla niej inne zadanie.

– Teraz musisz nauczyć się pisać – oznajmił.

To okazało się jeszcze trudniejsze niż nauka czytania. Ponieważ pustych kartek pozostało niewiele i kończył się też atrament, nauczyciel nie pozwolił jej używać pióra. Axlin nauczyła się pisać każdą literę na ziemi za pomocą patyczka. Na początku inne dzieci przyglądały się temu z ciekawością, nic nie rozumiejąc, ale wkrótce straciły zainteresowanie.

Tux był ostatni. Pewnego dnia podszedł do Axlin, która w samotności ćwiczyła pisanie na piasku.

– Nie rozumiem, dlaczego marnujesz na to swój czas – rzucił.

Uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Tux miał już trzynaście lat. Niedawno przeniósł się z chaty dla dzieci do dorosłych i zaczął zadzierać nosa.

– Nie marnuję – odpowiedziała z cierpliwością. – Uczę się pisać.

– Po co? To zupełnie nieprzydatne.

Wtedy Axlin powtórzyła wyjaśnienie, które dał jej Oxis:

– Pisanie służy do przekazywania wiadomości na odległość, a także w czasie.

Tux się roześmiał.

– Bzdury. To są tylko bazgroły na ziemi, Axlin. Jak możesz słuchać nonsensów tego starego wariata?

Jego słowa zabolały ją niczym dotyk ostrego i trującego ciernia karkolca, ale Axlin nie dała się sprowokować. Starła dłonią napisane litery, wygładziła piasek i ponownie poprowadziła końcówkę patyka po jego powierzchni. Napisała: „Tux jest głupi”.

Chłopak patrzył na napis z obojętnością. Axlin, próbując powstrzymać śmiech, zapytała:

– Wiesz, co oznaczają te litery? Zrozumiałbyś, gdybyś umiał czytać.

– Litery nic nie oznaczają. Nie potrafią mówić. Nie pokazują niczego, jak rysunki.

– Napisałam: „Tux jest głupi”.

– To kłamstwo! Przed chwilą to sobie wymyśliłaś – krzyknął urażony.

– Niczego nie wymyśliłam! To nie moja wina, że nie umiesz czytać!

Oxis wyszedł z chaty, zdenerwowany krzykami dzieci.

– Co się tutaj dzieje? Dlaczego tak hałasujecie?

– Napisałam to, mistrzu – powiedziała z powagą Axlin.

Skryba zerknął na litery nakreślone na piasku i uśmiechnął się lekko, po czym zachichotał.

– Tak, masz rację – zgodził się. – Słuszna uwaga.

Axlin też się roześmiała. Naburmuszony Tux patrzył na nich, nie rozumiejąc żartu.

– Co was tak śmieszy?

– Czy mógłbyś przeczytać na głos to, co napisałam na ziemi, Oxisie? – poprosiła Axlin, wciąż się uśmiechając.

– Oczywiście – odparł starzec poważnym głosem. – Tux jest głupi.

Chłopak stał przez chwilę zaskoczony i znów spojrzał na nich z niedowierzaniem. Potem uważnie przyjrzał się napisanym literom, jakby przy odrobinie wysiłku mógł odgadnąć ich znaczenie. W końcu uniósł głowę energicznym ruchem, spojrzał na nich z wściekłością i odszedł bez słowa.

Od tamtej pory nie dokuczał już Axlin, a ona odniosła nawet wrażenie, że zaczął traktować ją z szacunkiem.

Z czasem i w miarę postępów w nauce pisania, Oxis pozwolił jej czytać dalej księgę. Axlin dowiadywała się o śmierci, urodzinach i związkach osób, które znała. Niektóre informacje wywoływały uśmiech na jej ustach, inne ją zaskakiwały lub pogrążały w smutku. Kiedyś nawet się rozpłakała.

„Dzisiaj dziecko Daxii skończyło roczek. Ma na imię Pax”.

Tej nocy znów przyśniły się jej miękotki i krzyki Paxa. Obudziła się w środku nocy i usłyszała w pomieszczeniu znajome syczenie. Plątygi.

Powstrzymując łzy, Axlin zacisnęła mocno powieki i poddała się dotykowi stwora, gładzącego ją po głowie w poszukiwaniu włosów, za które mógłby pociągnąć. Kiedy wreszcie sobie poszedł, Axlin postanowiła, że już nigdy więcej nie chce się bać. Dla siebie, dla Paxa, dla Nixi, która łkała na swoim posłaniu, i dla wszystkich dzieci, które żyły w osadach w ciągłym zagrożeniu. Także dla dorosłych, którzy musieli walczyć z potworami, żeby chronić swoje pozostawione na pastwę losu wioski, i którzy prędzej czy później zginą straszliwą i gwałtowną śmiercią.

„Gdzieś w tej księdze kryje się wyjaśnienie tego wszystkiego. Niemożliwe, że nikt do tej pory nie odkrył, jak się bronić przed potworami”.

Następnego dnia zapytała Oxisa, czy mogłaby zacząć czytać książkę od samego początku. Z tego, co wiedziała, najwcześniejsze wpisy pochodziły sprzed niemal stu lat. Przeglądając pierwsze strony, domyśliła się po różnych charakterach pisma, że w osadzie żył nie jeden, ale kilku skrybów. Pisali dłuższe teksty, najwyraźniej nie martwiąc się niedoborem papieru. Pewnie handlarze częściej wtedy odwiedzali wioskę. Być może jej pierwszym mieszkańcom było stosunkowo łatwo zdobyć nową księgę, kiedy zapisali wszystkie karty poprzedniej.

Axlin to wszystko wydawało się niezwykle interesujące, ale Oxis twierdził, że powinna skupić się na poznawaniu teraźniejszości i regularnym jej opisywaniu, bo dawne czasy nie powrócą i nie ma sensu ich rozpamiętywać.

Miała na ten temat odmienne zdanie, ale jej nauczyciel podejmował decyzje, więc się z nim nie spierała.

Poświęciła się zatem badaniu zapisów odnoszących się do ery Vexusa, szukając użytecznych informacji. Jeszcze tego samego dnia, zaledwie kilka godzin później, natknęła się na dość współczesną notatkę:

„Dzisiaj jeden z kłączaków dostał się do enklawy i zaatakował Axlin. Vexus i Xai zdążyli ją uratować, ale ma strzaskaną stopę. Prawdopodobnie już nigdy nie odzyska dawnej sprawności”.

Dziewczyna odsunęła się od księgi, biorąc głęboki oddech. Miała mgliste wspomnienia tego dnia, choć czasami wracały w snach, wypełniając jej głowę obrazami tak wyraźnymi i szczegółowymi, jakby przeżyła je poprzedniego popołudnia.

Kłączaki wykopywały podziemne tunele pod palisadą i dostawały się przez nie do wioski. Zwykle kryły się pod ziemią, w zacienionym miejscu i czyhały, aż będzie przechodziła tamtędy ich ofiara. Często wystawiały na powierzchnię swoje macki tak bardzo podobne do korzeni drzew, że nikt nie zauważał ich obecności, dopóki nie było za późno.

Axlin nie stanowiła wyjątku. Pamiętała tylko bardzo silne szarpnięcie, a potem palący ból w lewej kostce i pachwinie, bo kłączak zdążył wciągnąć pod ziemię jej jedną nogę, podczas gdy druga pozostała na powierzchni, wygięta pod kątem prostym względem pierwszej. Potwór nadal ciągnął, a dziewczynka wyła z bólu i przerażenia, kiedy trzaskały kości stopy, a nogi otwierały się szerzej, niż jej ciało było w stanie znieść. Słysząc krzyki, dorośli przybyli na czas, aby ją uratować. Gdyby kłączak chwycił ją za obie kostki, lub gdyby udało mu się wciągnąć również jej prawą nogę pod ziemię, Axlin byłaby już martwa.

Wiedziała, że palisada była wbita kilka metrów pod ziemią, właśnie po to, żeby zapobiec przedostaniu się pod nią kłączaków. I rzeczywiście ten sposób powstrzymywał większość z nich, jednak nie wszystkie – zawsze znalazł się jakiś, który podkopał się głębiej niż inne.

Axlin czytała księgę, cofając się coraz bardziej w przeszłość. Pewnego dnia dotarła do końca poprzedniej ery. Adnotacja brzmiała: „Dzisiaj, podczas wyprawy nad rzekę, zginął Xemalin stratowany przez galopona. Na nowego przywódcę osady wybraliśmy Vexusa. Dzisiaj kończy się era Xemalina. Trwała sześć lat”.

Axlin zawahała się. Oxis nakazał jej wyraźnie czytać o trwającej erze, nie cofając się w przeszłość. Spojrzała na starca, który drzemał w fotelu, i doszła do wniosku, że nic się nie stanie, jeśli wgłębi się w tekst trochę bardziej, nie mówiąc mu o tym.

Robiła tak przez kilka następnych tygodni. W obecności Oxisa czytała wpisy, które znała już na pamięć, udając jednak, że widzi je pierwszy raz na oczy. Kiedy tylko zostawiał ją samą, przewracała kartki do tyłu i pochłaniała fragmenty z poprzednich epok.

Mijały tygodnie i miesiące. Pewnego ranka wioskę okrążyła wiadomość, że Yulixa, żona Vexusa, urodziła w nocy dziecko. Odbyła się skromna uczta, bo zarówno matka, jak i niemowlę były zdrowe. Oxis oznajmił swojej uczennicy, że to ona dokona odpowiedniego wpisu w księdze.

– Co? Ja...? – zdziwiła się Axlin.

– Wciąż bazgrzesz jak kura pazurem – mruknął starzec – ale nie nauczysz się porządnie pisać, jeśli nie będziesz ćwiczyć w odpowiednich warunkach.

Tego popołudnia drżąca z emocji dziewczyna wzięła pierwszy raz do ręki pióro, umoczyła jego końcówkę w kałamarzu i starając się nakreślić jak najzgrabniejsze litery, napisała: „Dzisiaj urodziło się dziecko Yulixy. To chłopiec i jest zdrowy”.

Stary skryba wspomniał, że dawniej pisanie w księdze stanowiło rytuał, przy którym byli obecni wszyscy mieszkańcy osady, tym razem jednak nie pojawił się nawet Vexus czy Yulixa. Teraz po prostu nikogo to nie interesowało.

Litery wyglądały lepiej, niż się spodziewała. Patrzyła na nie z radością i dumą.

– Nieźle – przyznał Oxis.

Odtąd Axlin, pod czujnym okiem Oxisa, zapisywała w księdze wszystkie ważne wydarzenia. Ponieważ umiała już czytać i pisać, starzec stwierdził, że nie musi przychodzić do jego chaty codzienne, ale tylko wtedy, gdy zdarzy się coś godnego zanotowania. To oznaczało, że straciła też możliwość poznawania przeszłości osady spisanej na kartach księgi. Mogła tylko pozostawiać ślad teraźniejszości dla przyszłych pokoleń.

Mijały kolejne dni, miesiące, lata.

„Dzisiaj dziecko Kalax kończy roczek. Nadaliśmy mu imię Xalu”.

„Dzisiaj kłączak zabił w lesie Baxila”.

„Dzisiaj przybył handlarz. Wytargowaliśmy od niego kilka zwojów tkaniny na pościel i bieliznę, siekierę, cztery miski i kostkę mydła”.

„Dzisiaj handlarz ruszył w dalszą drogę. Wdowa Anuxa, która z nim przyjechała, została w osadzie”.

„Dzisiaj wyruszyła ekspedycja nad rzekę, bo jest sezon na łososia. Złowionych ryb wystarczy dla wszystkich. Członków wyprawy zaatakowały karkolce, a Vexus został zraniony przez szpikurulca. Nie może poruszać lewą ręką, ale żyje”.

„Dzisiaj dziecko Yulixy kończy roczek. Ma na imię Alaxin”.

„Dzisiaj miękotki próbowały porwać Xalu, ale udało nam się go uratować”.

„Dzisiaj Xeira kończy trzynaście lat i opuszcza chatę dla dzieci, żeby zamieszkać z dorosłymi”.

„Dzisiaj Vexus, Madox i Xai zabili jednego plątyga. Powiesili jego truchło na ogrodzeniu, ku przestrodze dla innych potworów. Nic to jednak nie dało. Plątygi nadal przedostają się do wioski, więc zdjęliśmy martwe ciało i spaliliśmy je”.

„Dzisiaj powitaliśmy dwóch handlarzy. Powiedzieli, że osada Teroxa została zniszczona przez kościokrady. Najbliższą wioskę od naszej dzieli pięć dni podróży”.

„W ramach wymiany handlowej zdobyliśmy nasiona ogórka, rzepy i dyni, dwie niedźwiedzie skóry do okrycia w zimne noce, trzy nowe noże i zwój mocnej liny”.

„Dzisiaj handlarze odjeżdżają. Zabierają ze sobą wdowę Mirexę”.

„Dzisiaj urodziło się dziecko Daxii. To dziewczynka. Matka i córka czują się dobrze”.

„Dzisiaj galopony zaatakowały nasz patrol. Vexus został poważnie ranny”.

„Vexus nie żyje. Na nowego przywódcę osady wybraliśmy Madoxa”.

„Dzisiaj kończy się era Vexusa. Trwała prawie osiem lat”.

„Dziś świętujemy zaślubiny Keixena i Xeiry”.

„Dzisiaj dziecko Daxii kończy roczek. Nadaliśmy jej imię Lilix”.

„Dzisiaj przeżyliśmy kolejny atak kościokradów. Zraniły Tuxa, ale nic mu nie będzie. Zniszczyły bramę i jej naprawa zajmie nam kilka dni”.

„Dzisiaj trzy karkolce wtargnęły do wioski przez zniszczoną bramę. Zraniły Daxię i skrybę Oxisa. Daxia ma poważne obrażenia. Oxis zmarł”.

„Trzynastoletnia Axlin została nowym skrybą osady”.

4

Przez kolejne lata Axlin, odpowiedzialna za księgę osady, była jedyną osobą, która mogła ją czytać. Po opuszczeniu chaty dla dzieci dziewczyna postanowiła zamieszkać w chacie Oxisa, która od jego śmierci stała pusta.

W wiosce było wiele takich domów. Niektóre pozostawały tak długo niezamieszkane, że w końcu się zawaliły. Nie warto było ich odbudowywać, bo w osadzie nie żyło wystarczająco dużo ludzi, żeby zająć je wszystkie. Z czasem zaczęto nawet wykorzystywać budulec z opuszczonych obiektów, bo wyprawa do odległego kamieniołomu za każdym razem, kiedy potrzebowano kamieni do naprawy pieca, wzmocnienia szybu studni czy ścian, była zbyt ryzykowna. Axlin wyczytała w księdze, że istniał projekt przekształcenia drewnianego ogrodzenia w mur, ale nie doszło do jego realizacji, bo wymagał ogromnego wysiłku i dużo więcej kamieni, niż znajdowało się w wiosce, nawet gdyby wyburzono wszystkie pustostany. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że dałoby się zbudować mur o mniejszym obwodzie, a i tak chroniłby on wszystkich mieszkańców, bo aktualnie istniejąca palisada została wzniesiona w czasach, kiedy wioska była bardziej zaludniona. Jednak żaden przywódca nie obciążyłby swoich ludzi tak tytanicznym zadaniem, właśnie dlatego, że społeczność tak bardzo się skurczyła i praca była zbyt czasochłonna.

Axlin przypuszczała też, że nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli, iż osada nie odzyska kiedyś swojej dawnej świetności. Dlatego domy wciąż stały puste, porzucone własnemu losowi – nie tracono nadziei, że w przyszłości ktoś znów w nich zamieszka.

Wybór był duży, a niektóre budynki znajdowały się w lepszym stanie niż chata Oxisa. Axlin jednak wolała zamieszkać w dawnym domu swojego mistrza, choć wiele osób uznało jej decyzję za dziwną.

– Wkrótce będziesz musiała wybrać męża – zasugerował pewnego dnia Tux.

Był od niej starszy o trzy lata, ale jeszcze się nie ożenił.

Mieszkańcy osady przypuszczali, że Tux i Xeira zostaną kiedyś parą, bo byli w podobnym wieku. Tymczasem Xeira po osiągnięciu pełnoletniości wybrała Keixena, który był trochę starszy od Tuxa.

Axlin rozumiała oczywiście aluzję. W wiosce żyły wdowy, które z czasem zachodziły w ciążę, bo wspólnota nie mogła sobie pozwolić na czekanie, aż wybiorą sobie nowego męża. Z księgi Axlin dowiedziała się, że w niektórych epokach mężczyźni mieli dwie lub trzy żony, żeby zapewnić sobie potomków. Obecnie, z powodu mniejszej liczby mieszkańców, starano się, żeby wdowy utrzymywały stosunki z mężczyznami spoza osady – handlarzami, podróżnymi – próbując w najlepszy możliwy sposób zapobiec endogamii. Potwory zabijały częściej mężczyzn, bo dorośli zdrowi członkowie wspólnot brali czynny udział w patrolach i wyprawach, podczas gdy brzemienne kobiety chroniono w wioskach.

W ostatnich latach pod przywództwem Madoxa Tux często opuszczał osadę, podczas gdy Axlin, ze względu na swoje kalectwo, nigdy nie wyszła poza palisadę. Chłopak wyrósł na jednego z najsprawniejszych mężczyzn wspólnoty: był szybki, silny i odważny. Axlin opisała w księdze kilka jego wyczynów i prawdopodobnie poświęciła mu więcej zdań, niż Oxis uznałby za konieczne. Dziewczyna chciała pogłębiać swoją wiedzę, więc kiedy patrole wracały do wioski, Tux zawsze znajdował chwilę, żeby usiąść przy niej i opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło.

Axlin wypytywała go szczególnie o potwory: jakie były, jak się zachowywały, jak udało się przed nimi uciec... lub co stało się z nieszczęśnikami, którym się to nie udało.

Tux był dobrym gawędziarzem, a ona pilnym słuchaczem, więc spędzali razem dużo czasu. Axlin marzyła, żeby zapisać w księdze wszystko, co jej powiedział, ale nie miała na to wystarczająco miejsca. Wymyśliła jednak sposób na notowanie informacji, które uważała za interesujące i których nie chciała zapomnieć: dla zaoszczędzenia pustych stron księgi, zaczęła wykorzystywać liście wielkiego drzewa morwowego, rosnącego przy ogrodzie. Pod koniec lata zebrała największe z nich i je ususzyła, dzięki czemu przez resztę roku miała na czym pisać. Ledwo mogła zanotować po kilka zdań na każdym z nich, ale chowała je skrzętnie do drewnianej skrzynki w nadziei, że kiedyś przeniesie wszystko do nowej księgi.

„Karkolce mają trzy rzędy kolców ciągnące się wzdłuż grzbietu, od głowy do końca ogona. Kiedy poruszają ciałem falującym ruchem, to oznacza, że szykują się do ataku”.

„Plątygi mają po osiem palców w każdej łapie”.

„Oczy kościokradów są małe, pozbawione powiek, a ich paszcze bardzo szerokie, niemal od ucha do ucha. Mają małe głowy, dlatego mogą używać ludzkich czaszek jako hełmów”.

„Galopony mają dwa rzędy zębów i potrafią rozewrzeć dowolnie szczękę, dzięki czemu są w stanie oderwać ludzką głowę jednym klapnięciem”.

Axlin marzyła, żeby zdobyć nową niezapisaną księgę, do której mogłaby przenieść wszystkie swoje notatki z liści morwowych, ale żaden z handlarzy, których pytała, nie miał przy sobie niczego podobnego.

– Słyszysz mnie? – zapytał Tux. – Masz już piętnaście lat. Jesteś gotowa do małżeństwa.

– Słyszę – odpowiedziała krótko.

Chłopak zaczerpnął głęboko powietrza i zadał następne pytanie:

– I... kogo zamierzasz wybrać?

Axlin uniosła głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy, a jej serce zabiło trochę szybciej. Lubiła spędzać czas z Tuxem – słuchał jej cierpliwie i zawsze ją rozśmieszał. Poza tym był zdecydowanie przystojny: wysoki, smukły, silny i wciąż nie miał zbyt wielu blizn. Różnica ich wieku wynosiła tylko trzy i pół roku. Bez wątpienia powinni zostać parą.

W rzeczywistości nie miała alternatywy. Axlin zdawała sobie sprawę, że ma dużo szczęścia, bo kiedy wchodzi w wiek rozrodczy, w osadzie czeka na nią młody, wolny chłopak. Inne dziewczęta musiały poślubić starszych mężczyzn albo wstrzymać się do momentu, aż któryś z chłopców dorośnie do wieku, w którym będzie mógł się z nimi ożenić.

– Nie mam wyboru – przyszło jej nagle do głowy.

Tux spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Nie mam wyboru, bo w tej chwili jesteś tylko ty. I Xalu, ale on ma tylko siedem lat i oczywiście, kiedy dorośnie, złączy się z Nixi.

„Nixi miała poślubić Paxa”, pomyślała. Wciąż od czasu do czasu przez głowę przelatywały jej podobne myśli.

Tux nadal nic nie rozumiał.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – powtórzył. – Nie podobam ci się?

Podszedł do niej i spojrzał jej w oczy. Axlin musiała wziąć głęboki oddech, żeby zapanować nad sobą. Oczywiście, że jej się podobał. Był bardzo atrakcyjny, a ona nie była z kamienia.

Tux wyczytał w jej wzroku pożądanie, uśmiechnął się i ją pocałował. Poddała się natychmiast, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu. Zarzuciła mu ręce na szyję, pozwoliła przyciągnąć do siebie i znów pocałować, tym razem bardziej namiętnie.

Axlin poczuła przyjemność, ale jednocześnie przestraszył ją nieco entuzjazm Tuxa.

– Zaczekaj chwilę – powstrzymała go zdyszanym głosem. – Nie wiem, czy chcę już wychodzić za mąż. Lubię mieszkać w mojej chacie, wiesz?

Chłopak odsunął się od niej niepewny i nieco rozczarowany.

– Cóż – powiedział w końcu – nie musimy się jeszcze pobierać, jeśli nie chcesz. Ale to nie powód, żeby nam nie było ze sobą przyjemnie, prawda? – dodał, znów obejmując Axlin w talii.

Uśmiechnęła się i odwzajemniła jego pocałunki. Bez wątpienia nikt w osadzie nie spojrzałby na to krzywo, tym bardziej, gdyby ich spotkania zakończyły się ciążą.

Na tę myśl zastygła w jego ramionach. Tux to zauważył.

– Co się stało, Axlin? Co ci jest?

Dziewczyna odsunęła go od siebie delikatnie.

– Zaczekaj, nie powiedziałam, że chcę z tobą sypiać.

– Co? Dlaczego? – Tux zaczynał się denerwować. – Jeśli ci się nie podobam, mogłaś od razu mi to powiedzieć, zamiast sobie ze mną pogrywać.