Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ta książka nie przepowiada przyszłości. Ale opowiada o tym, jaka może ona być. Czy przyszłość jest zapisana w naszej historii i dostrzegalna w teraźniejszości?
Zapytałem o to ludzi nauki. I podjąłem próbę zrozumienia świata.
Nazywam się Hubert Kęska. Gdy się urodziłem, nikt nie krzyknął „eureka!”. Ale podobno żadne inne dziecko nie zadawało tylu pytań. Dziś zadaję je prezydentom, miliarderom i profesorom nauk.
Zabieram Cię w fascynującą podróż przez najważniejsze gałęzie wiedzy. Jesteś w miejscu, w którym fantastyka styka się z futurologią, wyobrażenia z rzeczywistością, a mgliste wizje z twardymi danymi.
Z tej książki dowiesz się, jak może wyglądać świat naszych dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Idealne państwo według Tomasza Morusa miało być oparte na sześciogodzinnym dniu pracy, wspólnej własności i magazynach żywności, którą gromadziłby rząd. Nie byłoby w nim klas społecznych, dyktatu pieniądza czy władzy. Kapłani nie musieliby składać ślubów czystości, małżeństwo byłoby świadomym wyborem, a wolne od pijaństwa i rozpusty społeczeństwo skupiałoby się na dbaniu o zdrowie oraz uprawianą ziemię.
Aldous Huxley pisał o społeczeństwie wyuzdanym, które nie krępuje się zażywać dostępnych uciech. Dzieci nie podlegają w nim rodzicom. Człowiek dorasta bez poczucia winy, przytłoczenia oceną i grzechem, doskonaląc się przy tym moralnie i duchowo. Nikt nie odgradza się od zła, nie boi starości oraz śmierci. Panuje głębokie przekonanie, że wszystko trzeba przeżyć.
Tworząc Wyspę Huxley był u kresu życia. I niczym Monteskiusz sugerował, że naród jest szczęśliwy, gdy jego historia jest nudna. Obserwując próby sił pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim doskonale zdawał sobie natomiast sprawę, że ludzie najprawdopodobniej nigdy nie dorosną do tego, by żyć dla siebie. Że prędzej czy później przegrają z narkotykami, lekami, przeludnieniem, głodem i poproszą o inter-wencję z zewnątrz. A chętnych do takiej interwencji z pewnością nie zabraknie.
Wiedział o tym także inny brytyjski powieściopisarz – George Orwell, który w Folwarku zwierzęcym, a zwłaszcza w Roku 1984 starał się udowodnić, że każda wolność prowadzi do niewoli.
William Golding we Władcy much dał do zrozumienia wyraźnie: pokój na świecie nie będzie trwał wiecznie, bo nie leży on w naszej naturze.
Pół wieku przed Nowym wspaniałym światem Huxleya swój Wehikuł czasu skonstruował Herbert Wells. Jego podróżnik w czasie stwierdził, że inteligencja jest wynikiem odpowiedzi na niebezpieczeństwo. Wysnuł ten wniosek obserwując żyjących w dostatku Elojów oraz pozornie skazaną na banicję klasę robotniczą – Morloków. Morlokowie wprawdzie bali się światła i nie mogli się cieszyć wolnym od komarów powietrzem, ale to oni pożerali naziemną rasę pięknych, słodkich, uśmiechniętych, lecz nieświadomych istot, które z czasem zaczęli hodować niczym bydło. Czy zbyt głębokie podziały społeczne mogą doprowadzić nie tylko do wyodrębnienia klas, lecz wręcz do wytworzenia dwóch oddzielnych gatunków?
W Planecie Małp to człowiek nazwany jest zwierzęciem. Bo kradł, kombinował, wojował i sam siebie zgładził z powierzchni Ziemi. Czy zatem możemy przechytrzyć sami siebie i spaść ze szczytu łańcucha ewolucji? Skoro dzisiejsze wynalazki są w dużej mierze spadkiem po technologii wojskowej, a nauka podlega polityce i potrafi stanowić kartę przetargową w rywalizacji pomiędzy mocarstwami…
Na początku trwającego milenium polski raper Małpa śpiewał o tym, że „wciąż nie potrafimy dbać o ulicę, a chcemy podbijać kosmos i dzielić się Księżycem”. Wydaje się, że eksploracja kosmosu spadła w obecnych czasach na dalszy plan wobec „zabawy w kosmos” grupy miliarderów gromadzących w swoich rękach połowę majątku ludzkości. Niemniej jednak aktualne pozostaje pytanie, co zrobimy z ewentualnym odkryciem? Dlaczego zakładamy, że obca forma życia będzie do nas podobna? Podobna, acz prymitywniejsza? Skąd pewność, że nawiążemy z nią kontakt, skoro wciąż mamy problem ze zrozumieniem funkcjonowania wirusów i grzybów? Może ów obcy okaże się nie tyle bakterią, rośliną, dwunożnym czy czteronożnym stworzeniem, lecz cytoplazmatycznym oceanem, o którym pisał Stanisław Lem. Wielką zagadką, której nie zrozumiemy wcale.
***
Zdania te napisałem ponad półtora roku temu.
Kolejne miesiące spędziłem w przyszłości. By zrozumieć, jak będzie wyglądał świat naszych dzieci.
Jak żyjemy dziś? Do jakiego społeczeństwa zmierzamy? Czy będzie ono wynikiem naszych dążeń czy niedoskonałości? Jacy jesteśmy i jacy będziemy?
Zapytałem o to ludzi nauki.
Pamięci moich Dziadków
„Dążąc do doskonałości, nigdy nie jest się zadowolonym”.
~ Lew Tołstoj, Anna Karenina
W Etiopii swój początek miało wiele rzeczy i zjawisk. Przykład pierwszy z brzegu – ludzie. Dosłownie z brzegu, gdyż pierwotne cywilizacje tworzyły się przecież nieopodal rzek i mórz. Z drugiej strony człowiek już od dawna gniewa się na porównanie do zjawisk i rzeczy. Wszak już setki tysięcy lat temu zaczął wytwarzać pierwsze kamienne narzędzia. Mniej więcej dziesięć tysięcy lat przed narodzinami Chrystusa zaczęło nas drażnić także porównanie do zwierząt. Ej, człowiek udomowił pierwsze gatunki już w neolicie! Mógł to zrobić, ponieważ dawno minęły czasy, gdy zajadał się szpikiem kostnym, stojąc w kolejce do pożywienia nawet za sępami. Od pewnego czasu nie musiał chować się w krzakach. Był istotą osiadłą czerpiącą pożywienie z dobrodziejstw ziemi – uprawiał ją i wypiekał chleb.Może nie był wysoki, być może próchnica degradowała jego uzębienie, a praca w polu kręgosłup oraz stawy, za to poczuł się godnie. Już nie musiał przed nikim uciekać – to świat pracował na niego.
Święty Franciszek z Asyżu rozmawiał z ptakami i pozdrawiał kwiaty. Jako ludzie nie poszliśmy jednak w tym kierunku. Za życia Franciszka chwałę przynosiło raczej wyżynanie innowierców. I jeśli o czymś marzono, to bardziej o prochu strzelniczym niż wynalazku, który pchnie całą ludzkość naprzód, niczym łódź czy koło.
Pierwszą książką, którą wydrukował niemiecki rzemieślnik i złotnik Johannes Gutenberg była Biblia. W połowie XV wieku skończyła się nie tylko francusko-angielska wojna stuletnia. Skończył się także - co paradoksalne - monopol duchownych na prawdę. Jednocześnie unowocześnienie rolnictwa sprawiło, że na znaczeniu zaczęła zyskiwać kontynentalna Europa, co przy odkryciach Kolumba mogło oznaczać jedno: nowy porządek świata.
Pół wieku później nasz rodak „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”. A dwa wieki po nim nadeszła na dobre epoka rozumu. Przędzarka, piorunochron, lokomotywa parowa, termometr – oświeceniowe wynalazki robiły wrażenie. To w oświeceniu doszło do pierwszego lotu balonem, to wówczas dynamicznie zaczęły rozwijać się chemia, fizyka i astrologia.
Słońce świeciło jasno, aż zaczęły zakrywać je plamy.
Nazywany „Królem Słońce” Ludwik XIV uchodził za wzór męskości. Wystrojony w obfitą perukę, pończochy, górujący nad poddanymi dzięki butom na obcasach przechadzał się po Wersalu dumny jak paw z pozą tancerza i ogromnym mieczem (symbolem władzy i siły). Oświeceniowi władcy najpierw uwierzyli we własną nieomylność, potem - niczym faraonowie - w boskość. Ludwik XV założył królewski harem, na który wydał łącznie równowartość dzisiejszych 20 milionów dolarów. Czara goryczy zaczęła się przelewać. Kolejnego Ludwika już stracono.
Wielka Rewolucja Francuska zainicjowała upadek arystokracji. Gdy ostrze gilotyny spadło na kark Ludwika XVI, stało się jasne, że nawet jego krew ma kolor czerwonobrunatnej mazi. Dlaczego więc władza miałaby być dziedziczna? Czy posiadacz ziemski znaczy więcej od kupca, a szlachcic od rzemieślnika? Wszak to mieszczanie tworzą fabryki, bogacą się, a na polu bitwy nikt już nie walczy na miecze.
Lud upomniał się o swoje prawa i zapragnął władzy. Miał oczywiście swoich przedstawicieli – jedni działali krwawo, inni mniej.Oświeceniowy duch, w każdym razie, pozostał w nas wszystkich. Żarówka dała nam jasność, radio wyostrzyło nasz słuch, telewizor wzrok, prąd elektryczny zaś nadał kształt światu, jaki znamy. Triumf umysłu nad duchem ostatecznie ogłosił Nitzsche, pisząc, że Bóg umarł.
W 2018 roku psycholodzy z Uniwersytetu Karoliny Północnej postanowili sprawdzić, jak amerykańscy chrześcijanie wyobrażają sobie Boga. Zamiast brodatego starca, wyłoniła im się twarz młodego mężczyzny o dość kobiecych cechach i rysach kaukaskich.
Obecnie mamy imiona, nazwiska, zawody, prace, zainteresowania, pasje. Traktujemy siebie jako osobny byt – indywiduum, istotę zdolną do przemian i samostanowienia. I aż nadto pragniemy, aby Bóg był podobny do nas.
Bóg, czyli Wszechświat? Wszechświat, czyli nasz mózg? Nasz mózg, czyli komputer?
Zerkając w przyszłość nie można lekceważyć teraźniejszości. Żyjąc tu i teraz wypada myśleć również o tym, co było. Twórca kilkudziesięciu patentów oraz autor hasła „Statek Kosmiczny Ziemia” Buckminster Fuller mawiał, że wcale nie łatwo jest żyć bez pępowiny. Bo to, co było i co toczy się obecnie tworzy prolog do tego, co będzie. Przeszłość jest odbiciem teraźniejszości i zapowiedzią przyszłości. Czy potrafimy być jak koliber – zawisnąć w powietrzu, ale też latać do tyłu? I co najważniejsze: korzystać z tego, co już było, nie tylko w formie rozrywki?
Od kiedy interesuje nas przyszłość?
Odpowiedzmy najpierw na to pytanie. Ciężko planować przyszłość, gdy brakuje spokojnego snu, prawda? Tymczasem od epoki kamienia do wieku pary każda istota ludzka zdawała sobie sprawę, że w dowolnej chwili ktoś może ją napaść i zabić. O człowieku XXI wieku tymczasem - jak napisał w Factfulness Hans Rosling - „można powiedzieć, że prędzej umrze z powodu objadania się w McDonald’sie niż suszy, eboli czy ataku Al-Kaidy”. W świecie bez bezpieczeństwa i kredytów jadło się po to, żeby przeżyć. Inaczej sprawy mają się w rzeczywistości, w której ochraniany przez policję i sądy przeciętny Brytyjczyk wydaje na jedzenie mniej niż jedną dziesiątą swojego dochodu, a w śmietniku ląduje bochenek chleba, który jeszcze w XIX wieku wart był więcej niż robotniczy czynsz. Dzisiaj marzymy o szczupłej sylwetce i sześciogodzinnym dniu pracy – ale czy tak chętnie przenieślibyśmy się w czasie?
Myślimy o przyszłości od chwili, kiedy pojawił się chleb. Brzmi to jak pierwsza lepsza przypowieść biblijna, ale w skrócie tak to wyglądało. Homo sapiens udomowiła trawa zwana pszenicą, roślina rosnąca dziko na niewielkim łańcuchu górskim na terenach dzisiejszych Turcji i Iranu. Dzięki niej każdy dzień przestał być dla człowieka walką o pożywienie i przetrwanie. Trzeba było jednak ziemię zaorać, zasiać i o nią dbać, by doczekać plonów. Należało więc planować kolejne ruchy, a zatem – myśleć o przyszłości. Tak właśnie uformowały się pierwsze cywilizacje.
Człowiek oczywiście wciąż myślał przede wszystkim o sobie i o swoim potomstwie, rodzie. Ale coraz częściej także o osadzie, w której żył, grodzie, którego część stanowił.
Przywiązał się w końcu do ziemi, o której los dbał, i zamierzał jej bronić przed obcymi.
Pierwsze miasta-państwa pojawiły się około 3200 roku p.n.e. w Mezopotamii. Pieniądz stał się dzieckiem wynalezionego przez Sumerów pisma, które okazało się potrzebne do podliczenia corocznych plonów oraz stanu liczebnego oswojonych przez ludzi zwierząt hodowlanych. W miastach pojawili się rzemieślnicy i kupcy, a wymiana handlowa z nimi wzmocniła rolę pieniądza. Z powiększających się społeczności powstały narody, a z lo-kalnych wierzeń wyłoniły się potężne religie. Pojawiło się prawo własności. Odtąd człowiek identyfikował się nie tylko z rodziną, z ziemią, z której czerpał zyski, lecz także z wszelkimi dobrami, które na niej umieścił, oraz z ludźmi, którzy mu te dobra sprzedali i którzy patrzyli na świat w podobny sposób.
A to w ujęciu globalnym oznaczało pojawienie się dyskryminacji, niezgody i podziałów.
Ludzie – dobrzy czy źli bogowie?
W dawnych społeczeństwach rolniczych przemoc stosowana przez ludzi odpowiadała za 15 procent wszystkich zgonów. Nic dziwnego, że pasjonaci wojskowości z lubością wracają do wyczynów Hannibala. Starożytność jawi się jako świat wieloletnich, wyniszczających i bezwzględnych wojen, których zwycięzcy obowiązkowo obcinali pokonanym przeciwni-kom ręce i genitalia. To właśnie w takim klimacie rodziły się imperia i mieszały kultury.
Nie wyrżnęliśmy się jednak w pień. W roku narodzin Chrystusa na ziemi żyło 250 milionów osób. Pod koniec średniowiecza było nas już dwa razy tyle. Na tyle dużo, że mogły rozszaleć się epidemie.
Dżuma przypłynęła do Europy jedwabnym szlakiem i zabiła 25 procent ludności Starego Kontynentu. Za rozprzestrzenienie się zarazy odpowiadały zamieszkujące statki handlowe pchły i szczury. Europejczycy „zrewanżowali się” jednak nie gryzoniom, a Bogu ducha winnym Indianom, przywożąc im nieznane w Ameryce Północnej choroby. To nie biały człowiek, lecz przede wszystkim ospa unicestwiła imperia Inków i Azteków. W póź-niejszych wiekach miliony ludzi zabijały cholera, hiszpanka, AIDS i grypa. Powikłania po hiszpance pochłonęły więcej ofiar niż pierwsza wojna światowa. Nigdy i nigdzie statystyka zgonów nie zbliżyła się jednak do poziomu dziewięćdziesięciu procent. A w XVI i w XVII wieku przybywający do Ameryki hiszpańscy konkwistadorzy na spółkę z angielskimi osadnikami przynieśli zarazy, które unicestwiły zdecydowaną większość rdzennej społeczności. Majowie nie mogli uwierzyć w to, że ów pogrom był wynikiem działalności człowieka. Sądzili, że to trzech złych bogów przelatuje nocą i zsyła na świat choroby.
My - urodzeni w czasach szczepionek, antybiotyków, samolotów, szybkiego seksu i kokainy - doskonale wiemy, jak człowiek potrafi narozrabiać. Wirusy nie potrzebują już długich miesięcy, żeby zmienić kontynent. Epidemia może przyjść z Burundi do Oslo w 24 godziny. Z koronawirusem zmierzył się co najmniej co dziesiąty z nas. Mniej więcej tyle samo osób żyje na co dzień w skrajnym ubóstwie. Dużo? W Chinach jeszcze pod koniec lat 70. ubóstwo dotyczyło 90 procent ludności.
W XIII wieku na angielskim dworze 11. roku życia dożywało co trzecie dziecko królowej, aktualnie przed osiągnięciem pełnoletności umiera mniej niż pięć procent dzieci. W XXI wieku w wyniku przemocy życie traci mniej niż jeden procent ludzkości. Więcej osób popełnia samobójstwa, a zdecydowanie więcej zabija cukrzyca. Cukier jest dziś groź-niejszy niż proch, a ofiar wojen jest znacznie mniej niż ofiar przestępstw. Co 30 sekund ginie na drodze człowiek. Obecnie masz 50-krotnie większą szansę, że zabije cię pijany przeciętniak niż fanatyczny terrorysta. Upowszechnienie energii nuklearnej skutecznie zdystansowało polityków od światowych wojen. Wierzymy w kres totalitaryzmów, posiłkując się traumatycznym wspomnieniem Auschwitz.
Wydawać by się mogło, że na tej planecie osiągnęliśmy wszystko. Że - jak napisał profesor Yuwal Noach Harari - ze zwierząt staliśmy się bogami. Że możemy iść już tylko w górę i podbijać wszechświat.
W takich warunkach łatwo zapomnieć o ostrzeżeniach, jakie daje nam historia.
Świat naszych dzieci. Tom 1. Wojna i polityka
Autor okładki:
Dawid Strzelec
Redakcja literacka:
Grzegorz Krzymianowski (tom 1)
Korekta:
Renata Głasek-Kęska
Zdjęcie:
Wiktor Kęska
Warszawa 2022/2023
ISBN epub 9788383303598
ISBN mobi 9788383303604