34,99 zł
Lara, Barney, Rufus i Tom powracają w kolejnej przygodzie. Tym razem trafią do Egiptu i spróbują odkryć jeden z największych skarbów w historii. Tajemniczy list ojca Lary, niebezpieczni przestępcy, poszukiwanie zaginionej świątyni – to wszystko sprawi, że Przygodowcy znów będą mieli pełne ręce roboty.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 126
Dla Dawn
Podróżowanie pociągiem po Londynie z reguły wydaje się lepszym pomysłem, niż to okazuje się w rzeczywistości. Przeciskanie się w podziemiach metra ze zbyt ciężkim bagażem, z głową pod czyjąś pachą i z wbijającym się w klatkę piersiową jakimś plecakiem nie jest najmilszym doświadczeniem. Zwłaszcza jeśli jednocześnie starasz się ignorować przedziwne zapachy atakujące zewsząd twoje nozdrza, a plama czegoś lepkiego rozlanego na podłodze niebezpiecznie zbliża się do twoich tenisówek.
Jakby tego było mało, Tomowi dodatkowo ciążyły trzy puszki z ciastkami, które mama doczepiła mu do plecaka, żeby zbalansować bagaż. Mimo wszystko był w pogodnym nastroju. Po raz pierwszy opuszczał Kornwalię i miał spędzić październikową przerwę semestralną ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi – Larą, Rufusem i ich psem Barneyem. Żaden odór spoconych ciał, wkurzeni współpasażerowie czy skomplikowany plan metra nie były w stanie zepsuć mu humoru.
Wreszcie Tomowi udało się dotrzeć na stację Charing Cross, wsiadł do pociągu jadącego do Swindlebrook i rzucił na siedzenie swój plecak z przytwierdzonymi puszkami. Gdy tylko wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy (prezent od rodziców i wujka Herba na trzynaste urodziny), zaczęły atakować go SMS-y i nieodebrane połączenia.
Jak sobie radzisz? Mam nadzieję, że herbatniki się nie zgniotły. Kocham cię, mama
Pani Burt zawsze kończyła wiadomości tekstowe tak, jakby były listami.
Jesteś już w pociągu do Swindlebrook?
Kocham cię, mama
Tom, nie odbierasz ode mnie telefonów. Wszystko w porządku? Kocham cię, mama
Halo? Kocham cię, mama
THOMASIE BURT! ZADZWOŃ DO MNIE NATYCHMIAST! Kocham cię, mama
Tom pospiesznie wystukał odpowiedź i oparł się o siedzenie, obserwując zmieniające się krajobrazy za oknem, gdzie wysokie budynki i zatłoczone ulice ustępowały miejsca polom i wsiom.
Na stacji Swindlebrook przywitali go Rufus Kexley, kuzynka Rufusa Lara Jacobs i pies Lary Barney. Kiedy tylko Tom przeszedł przez bramkę, Barney natychmiast się na niego rzucił, sprawiając, że puszki z ciastkami poszybowały w powietrze. Rufus złapał je w locie.
– Ach, pani B., jak zawsze niezawodna – powiedział, wyciągając ciastko z jednej z nich.
– Nie możesz poczekać, aż będziemy w domu, żarłoku? – zwróciła mu uwagę Lara, przewracając oczami. – Cześć, Tom! Mama czeka w samochodzie.
Tom trzymał w ramionach liżącego go po twarzy Barneya, dlatego Lara i Rufus musieli pomóc mu wsiąść do auta.
– Cześć, Tom – przywitała go pani Jacobs, odgarniając sobie z twarzy długie czarne włosy i zapinając pas. – Jak ci minęła podróż? Rufusie! Żadnych ciastek przed kolacją!
Rufus odłożył herbatnik z powrotem do puszki, ale przez całą drogę nie spuszczał jej z oczu.
Dla Toma ten mały domek z czerwonej cegły, otoczony innymi identycznymi budynkami, wydawał się odległy o lata świetlne od starego zamczyska, w którym mieszkał ze swoimi rodzicami i wujem Herbem. Podczas wakacji, kiedy to po raz pierwszy spotkał się z Rufusem i Larą, brali udział w poszukiwaniach i odnaleźli stary egipski skarb. Trudno wyobrazić sobie, by taka przygoda mogła ich spotkać w tym schludnym i nudnym miasteczku, jakim było Swindlebrook, ale Tom był przeszczęśliwy, ponieważ mógł spędzić czas z przyjaciółmi.
Podczas gdy zajadali się pysznym spaghetti, zadzwonił telefon i pani Jacobs wyszła, by porozmawiać. Kilka minut później Rufus zrobił się niespokojny.
– Moglibyśmy otworzyć już te ciastka czekoladowe – stwierdził, spoglądając tęsknym wzrokiem na jedną z puszek pani Burt, stojącą na kuchennym blacie.
– Poczekaj, aż wróci mama – odpowiedziała Lara – ona jeszcze nie skończyła jeść obiadu.
Rufus westchnął przeciągle. Przez kolejne dwadzieścia minut Lara gawędziła z Tomem o szkole i o Kornwalii, a Rufus wiercił się na krześle i co chwilę masował po swoim chudym brzuchu.
– Nie dam rady już dłużej czekać! – wykrzyknął i jednym susem dopadł do puszki z ciastkami.
Dokładnie w tym samym momencie do jadalni weszła pani Jacobs ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy.
– No cóż, wygląda na to, że jutro będziemy mieć kolejnego gościa – powiedziała z bladym uśmiechem.
– Kogo? – spytała Lara, podczas gdy Rufus ukradkiem odstawił puszkę z powrotem na blat i jak gdyby nigdy nic usiadł na swoim miejscu przy stole.
– Przyjedzie wujek Logan, młodszy brat twojego taty.
– Myślałam, że jest za granicą i zajmuje się kręceniem jakichś programów telewizyjnych.
– Jego program został zdjęty z anteny już kilka lat temu – odrzekła pani Jacobs. – Gdy był nad Amazonką, coś się wydarzyło, ale nie jestem pewna co…
– Chwila… – wtrącił Tom, a w jego oczach pojawił się błysk uznania. – Twoim wujkiem jest Logan Jacobs? Z tego programu Z Loganem przez dżunglę ? Oglądałem wszystkie odcinki!
– Gdzie będzie spał? Nie oddam mu swojego pokoju, mam tam za dużo rzeczy – powiedział Rufus, mając na myśli całą kolekcję rekwizytów i innych przedmiotów, które wykorzystywał do swoich niewybrednych żartów.
– Może dostać pokój gościnny. Tom, położymy cię na łóżku polowym w pokoju Rufusa.
Pani Jacobs sprzątnęła ze stołu i ku wielkiej uldze Rufusa wzięła do ręki puszkę z ciasteczkami. Jednak w tym samym momencie ponownie zadzwonił telefon, więc wyszła do holu, odruchowo zabierając puszkę ze sobą.
– Do licha ciężkiego! – parsknął Rufus, waląc pięścią w stół. Wyszedł za ciocią z jadalni z mocnym postanowieniem odebrania jej ciastek.
– Jaki jest Logan? – spytał Larę Tom.
– Nie pamiętam go zbyt dobrze. Kiedy był tutaj ostatnio, miałam jakieś cztery czy pięć lat, poszliśmy razem na plac zabaw.
– Dokładnie tak się to wszystko zaczęło w poprzednie wakacje – rzekł w zamyśleniu Tom, pocierając się po podbródku – od wujka, którego właściwie nie znałaś.
– Tak naprawdę to się zaczęło wcześniej. – Lara uśmiechnęła się na wspomnienie wakacyjnej przygody. – Moja mama musiała wyjechać za granicę, do pracy.
Rufus wrócił do jadalni i zatrzasnął za sobą drzwi.
– Nie uwierzycie! – krzyknął, chwytając się brzegu stołu. – Dzwoni ktoś z pracy twojej mamy. Znowu wzywają ją do Egiptu!
Następnego dnia w domu panowało zamieszanie. Wujek Logan miał przyjechać o dziewiątej rano i spędzić kilka godzin z bratową, która przed wyjazdem na lotnisko o pierwszej po południu miała przekazać mu szczegółowe instrukcje na temat opieki nad Larą, Rufusem, Tomem i Barneyem. Mijał kwadrans po pierwszej, a po Loganie nadal nie było śladu. Pani Jacobs już kilkanaście razy dzwoniła pod numer, który zapisała w komórce, jednak bez rezultatu. Nerwowo krążyła po domu, a walizka czekała na nią pod drzwiami. Siedzącym na schodach Larze i Tomowi było jej żal. Nawet Rufus, który stał na warcie w oknie kuchennym, zaczął odczuwać coś na kształt współczucia.
– Muszę odwołać wyjazd – powiedziała w końcu pani Jacobs. – Nie mogę uwierzyć, że zrobił mi coś takiego. Gdy rozmawiałam z nim wieczorem, przysięgał, że da radę przyjechać wcześniej i zaopiekować się wami.
– Nie możesz odwołać wyjazdu – sprzeciwiła się Lara. – Zbyt ciężko pracowałaś na tych wykopaliskach.
– Wiem… jeśli nie dam rady pojawić się na spotkaniu, cofną finansowanie całego projektu – przyznała pani Jacobs i westchnęła, wpatrując się w sufit.
– Bardzo mi przykro, pani Jacobs – włączył się do rozmowy Tom. – Czy możemy pani jakoś pomóc?
– Nie… dziękuję, Tom. Idę na górę zadzwonić do szefa.
Lara i Tom usunęli się jej z drogi.
– Może sobie stąd pójdziemy? – zaproponowała Lara. – Po drugiej stronie ulicy mieszka moja przyjaciółka Daisy.
Lara i Tom zawołali Rufusa i razem z Barneyem wyszli przed dom. Zatrzymali się zdumieni na chodniku – z oddali dobiegł ich dudniący odgłos.
– Słyszycie to? – rzuciła Lara.
– Robi się coraz głośniejsze – zauważył Tom.
Nagle zza rogu wypadł ryczący jeep, o centymetry mijając idącą chodnikiem parę w średnim wieku. Barney szczekał jak szalony, aż Lara musiała chwycić go za obrożę, by nie wybiegł na ulicę. Pojazd sunął w ich kierunku, po czym zahamował z piskiem opon i ogłuszającym rykiem silnika.
Ze środka wyskoczył spanikowany mężczyzna. Był wysoki i opalony, miał muskularne ramiona i krótkie czarne włosy; ubrany był w beżową koszulę i brązowe szorty.
– Wy musicie być tymi dziećmi – powiedział zdenerwowany. – Jestem Logan, wasz wujek. Gdzie wasza mama, wyjechała już na lotnisko? – spytał, rozglądając się dookoła.
– Nie, czeka na ciebie! – wykrzyknęła Lara.
– O rany – mruknął Logan i popędził do domu na złamanie karku.
– Niezłe wejście – zauważył Rufus.
– Co teraz? – zastanawiała się na głos Lara. – Mamie nie spodoba się, że tak bardzo się spóźnił i nawet nie zadzwonił.
Odpowiedź na pytanie Lary pojawiła się bardzo szybko. Drzwi domu otworzyły się z rozmachem i pojawił się w nich wujek Logan – jedną ręką ciągnął panią Jacobs, a drugą jej wielką walizkę. Cała trójka wpatrywała się w tę scenę z zaciekawieniem i zaskoczeniem.
– Nie mogę wszystkiego tak zostawić, nawet nie zdążyliśmy zamienić ze sobą dwóch zdań – protestowała pani Jacobs.
– Wszystko będzie dobrze, Saro, zaufaj mi.
– Dlaczego nie odbierałeś, kiedy dzwoniłam?
– Odcięli mnie dziś rano, drobne kłopoty z płatnościami – przyznał. – Zajmę się tym wieczorem, jeszcze zanim twój samolot wyląduje. Zaufaj mi.
Loganowi udało się jakoś wejść w posiadanie kluczyków do samochodu pani Jacobs i teraz zajął się wkładaniem jej walizki do bagażnika.
– Przestań powtarzać, że mam ci zaufać. Jak mam uwierzyć, że potrafisz zająć się dziećmi, skoro nie umiesz nawet zapłacić rachunku za telefon?
Logan upchnął w końcu walizkę i z hukiem zatrzasnął klapę bagażnika. Odwrócił się do pani Jacobs i położył jej dłoń na ramieniu.
– Saro, wiem, że w przeszłości zawaliłem parę spraw, ale przysięgam ci, że tym razem będzie inaczej. Dzieci zostają we własnym domu, poradzimy sobie. Prawda, dzieciaki?
Oboje, Logan i pani Jacobs, odwrócili się w stronę Lary, Rufusa i Toma.
– Eee, tak – powiedziała z wahaniem Lara, potrząsając długimi, czarnymi włosami.
– Pewnie – odezwał się Tom i spuścił wzrok na czubki swoich butów.
– Absolutnie – dodał Rufus, szczerząc się od ucha do ucha.
Według Rufusa najlepsi dorośli to tacy, którzy nie mają kontroli nad wszystkim. Pierwsze wrażenia wskazywały, że Logan w tym względzie nie zawiedzie.
– Widzisz? – ucieszył się Logan. – Wszystko jest w porządku. A teraz zmykaj, Saro, bo zaraz się spóźnisz na samolot.
Pani Jacobs rzuciła Loganowi zabójcze spojrzenie, po czym podeszła do dzieci.
– Jesteście pewni, że dacie sobie radę?
– Powinnaś jechać, mamo – powiedziała Lara. – Przecież możesz do nas dzwonić, a w razie czego mamy rodziców Daisy po drugiej stronie ulicy.
Tom uśmiechnął się uspokajająco. Rufus – w obawie, że ciocia może zmienić zdanie albo wahać się zbyt długo i faktycznie spóźnić na samolot – szybko zaciągnął wszystkich do grupowego uścisku.
– Do widzenia, ciociu Saro! – krzyknął, po czym pobiegł otworzyć jej drzwi do samochodu.
Pani Jacobs, nadal nieprzekonana, wsiadła za kierownicę.
– Loganie, w szufladzie szafki nocnej w twoim pokoju zostawiłam trochę gotówki i kartę kredytową – rzuciła.
– Super – odpowiedział Logan. Oczy rozświetliły mu się dziwnym blaskiem, ale szybko się opanował. – Eee, to znaczy, jasne, dzięki.
– W razie czego natychmiast do mnie dzwoń.
– Masz to jak w banku.
– Pa! – krzyknęła pani Jacobs do dzieci. – Odezwę się wieczorem.
– Pa! – odkrzyknęły dzieci jednym głosem.
Pani Jacobs wyjechała z podjazdu i wkrótce zniknęła za rogiem.
Gdy tylko pani Jacobs zniknęła z pola widzenia, Logan zwrócił się do dzieci:
– No to… z którym z was jestem spokrewniony? – spytał, drapiąc się po głowie.
– To ty tego nie wiesz? – rzuciła Lara, przywołując na twarz grymas, który zazwyczaj był zarezerwowany dla Rufusa po kolejnym z jego wybryków.
– No tak… ty jesteś Klara… oczywiście wiedziałem, że to ty.
– Lara!
– Lara, jasne, to właśnie miałem na myśli. A wy, chłopcy?
Tom przedstawił się i uścisnął dłoń z Loganem, a Lara zaprezentowała Barneya, który grzecznie podał Loganowi łapę i pozwolił się poklepać po głowie.
– A ty? – spytał Logan, spoglądając na Rufusa.
– Ja jestem Jarr – odparł chłopiec. – Jarr Townish.
– Cześć, Jarr – rzucił Logan, a Tom i Lara omal nie parsknęli śmiechem. – Dobra dzieciaki, wyświadczcie mi przysługę i zanieście moje rzeczy do pokoju, okej? Umieram z głodu, zobaczmy, co tam macie w kuchni… – I wszedł do domu.
– Niezbyt bystry, co nie? – powiedział Rufus.
– Racja, Jarr! – roześmiał się Tom.
– I na dodatek leniwy – westchnęła Lara. – Nie mogę uwierzyć, że zostawił nas tutaj z tymi pudłami, a sam będzie napychał się naszym jedzeniem.
Spojrzeli na kuchenne okno, za którym Logan ze szczęściem wymalowanym na twarzy wgryzał się w resztkę pizzy sprzed trzech dni. Zauważył ich, uśmiechnął się i pomachał.
– Trzymałem ją dla siebie – warknął Rufus przez zaciśnięte zęby, odmachując Loganowi. – Zdążył już popełnić dwa duże błędy. Zjadł moją pizzę… i zostawił nas tutaj ze swoimi rzeczami.
– Jarr Townish z nazwiska, żartowniś z natury – zauważył Tom.
Podeszli do jeepa i zaczęli wypakowywać z niego pogniecione pudła z dobytkiem Logana.
– To jest twój wujek?
Cała trójka odwróciła się i zobaczyła przyjaciółkę Lary, Daisy Duncely, przechodzącą przez ulicę.
– Niestety – westchnęła Lara.
– Ojacie – powiedziała Daisy, nawijając kosmyk włosów na palce. – Zauważyłam go, gdy przyjechał. Jest taki…
– Głupi – dokończył Rufus.
– Chytry – dorzucił Tom.
– Próżny – dodała Lara, wpatrując się w okno.
Pozostali również spojrzeli w stronę kuchni, gdzie Logan skończył już pochłaniać pizzę, a teraz przeglądał się w szybce mikrofalówki i poprawiał fryzurę. Zerknął na nich, ponownie się uśmiechnął i pomachał.
– Jak marzenie – westchnęła Daisy. – Czy on nie występował w tym programie telewizyjnym? Niech no tylko powiem o tym mojej siostrze.
– Fuj! – Rufus skrzywił się ze wstrętem. – Nie możesz lubić Logana!
– Nikt, kto go poznał, nie może go lubić – oświadczyła Lara, krzyżując ramiona.
– Nie mogę go poznać? – przeraziła się Daisy. – Co mu powiedzieć? Jak się zachować? Czuję się tak niezręcznie. – I zakryła twarz dłońmi.
– Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz? – spytała Lara. – On jest nudny i leniwy.
– Muszę sobie przygotować, co powinnam powiedzieć – odparła Daisy.
– Nigdy wcześniej nie miałaś takich problemów – zauważyła Lara.
To była prawda. Daisy była urodzoną gadułą i nauczyciele zawsze musieli ją upominać, żeby przestała paplać i rozsyłać liściki w klasie.
– Potrzebuję czasu! – wykrzyknęła Daisy.
– Chyba ci się już skończył – stwierdził Tom.
Dokładnie w tej chwili w drzwiach stanął Logan, z paczką czipsów w dłoni.
– Pospieszcie się z tymi pudłami, dzieciaki! – krzyknął, otwierając opakowanie i wyciągając z niego trzy mniejsze paczuszki. – Muszę wjechać jeepem do garażu, zanim zacznie padać.
– Dobra! Daisy, pomożesz nam to przenieść… – Lara odwróciła się do przyjaciółki, ale ujrzała tylko oddalający się tył głowy Daisy, która uciekła przez bramę.
– A to kto? Kolejna krewna?
– Nie – mruknęła Lara.
Logan wzruszył ramionami i wrócił do kuchni razem ze swoimi czipsami. Pół godziny później Tom i Lara przydźwigali ostatnie z pudeł do pokoju pani Jacobs, w którym miał mieszkać Logan. Dysząc i sapiąc z wysiłku, usiedli na podłodze.
– Po co mu tyle rzeczy na kilka tygodni? – westchnął Tom.
– Też się nad tym zastanawiałam – powiedziała w zamyśleniu Lara. – O nie… – Uderzyła ręką w czoło. – Jego program został zdjęty z anteny, a nie ma żadnego innego… nie był w stanie zapłacić rachunku za telefon… jego samochód jest tak zajechany, że brzmi, jakby miał eksplodować…
– Jest bezdomny – dokończył Tom. – Może chcieć tu zostać przez jakiś czas.
Lara jęknęła.
Na górę wszedł Rufus i klapnął pomiędzy pudłami.
– Logan rozmawia przez telefon, posłuchajcie – oznajmił, podnosząc słuchawkę telefonu stacjonarnego w pokoju pani Jacobs, i przełączył na głośnik.
– Dee… wiem, że to spartoliłem, przepraszam – usłyszeli głos Logana. – Daj mi jeszcze jedną szansę.
– Logan, minęły dwa lata, mam swoje życie – powiedziała Dee.
– Ale proszę cię… tak bardzo za tobą tęsknię.
– Powinieneś był pomyśleć o tym, zanim wyjechałeś, nie informując mnie o niczym. Nie zasłużyłam na takie traktowanie.
– Wiem o tym, Dee, ale ja się zmieniłem. Daj mi szansę.
Lara odłożyła słuchawkę.
– Jest jeszcze większym frajerem, niż myślałam – stwierdziła pogardliwie.
– Ile tu gratów! – wykrzyknął Rufus, grzebiąc w rzeczach Logana, po czym włożył sobie na głowę kapelusz safari. Wyjął aborygeńską tubę, zwaną didgeridoo, poszarpany sznurek oraz parę miniaturowych bongosów i rzucił to wszystko na podłogę. Barney ochoczo podniósł drewniane didgeridoo i położył je u stóp Lary.
– To nie jest patyk, Barney – roześmiała się, gdy pies z podekscytowaniem machał ogonem.
– Patrzcie na to! – wrzasnął Rufus, wyciągając stary zegarek na skórzanym pasku.
– Gdzie to znalazłeś? – Lara nagle pobladła. Widziała już wcześniej ten zegarek.
– W tym pudełku na buty – odpowiedział chłopiec, rzucając je kuzynce.
Z pudełka wypadły dokumenty i zdjęcia, więc dziewczynka szybko pochyliła się, żeby je pozbierać.
– Lucas. – Tom przeczytał niechlujnie nabazgrany napis. – Kto to?
Lara zawahała się na moment, zanim odpowiedziała:
– Mój tata.
Rufus i Tom milczeli, gdy Lara zbierała zdjęcia. Na jednym z nich uwieczniony został wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z zegarkiem na nadgarstku. Stał przed namiotem na pustyni. Wiedzieli, że gdy Lara była małym dzieckiem, jej ojciec zmarł w Egipcie, gdzie pracował przy wykopaliskach archeologicznych razem z jej matką.