Tajne przez poufne - Jennifer Lewis - ebook

Tajne przez poufne ebook

Jennifer Lewis

4,1
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ariella prowadziła spokojne życie, ale pewnego dnia wszystko się skomplikowało. Najpierw media doniosły, że jest nieślubną córką amerykańskiego prezydenta, a potem zakochała się w Simonie, bracie następcy brytyjskiego tronu. Dość łatwo jest zachować w tajemnicy sekretne schadzki i namiętny seks, ale co innego poważny związek. Ariella wie, że brytyjski dwór jej nie zaakceptuje, wybuchnie skandal. Simon jednak jest buntownikiem i nie boi się skandali...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 155

Oceny
4,1 (15 ocen)
7
4
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jennifer Lewis

Tajne przez poufne

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Książę gapi się na ciebie.

– Może mu zabrakło szampana. – Ariella Winthrop dała pracownikom znak, że czas na kolejną porcję kanapek z łososiem i kawiorem.

Celem wieczornej gali było zebranie funduszy dla lokalnego szpitala. Na imprezie charytatywnej zorganizowanej przez Ariellę zgromadziło się blisko sześćset osób. Musiała tylko dopilnować, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

– Zaraz tam wyślę kelnera.

– Nawet na niego nie spojrzałaś. – Jej przyjaciółka Francesca Crowe była tu gościem.

Ta piękna kobieta z lśniącymi czarnymi włosami, w sukience opinającej posągowe ciało, stanowiła ozdobę każdego przyjęcia. Niejeden milioner rzucał na nią łakome spojrzenia. Bez rezultatu, Francesca była zajęta. Ariella westchnęła. Przyjaciele, którzy pojawiali się na organizowanych przez nią imprezach, zazwyczaj oczekiwali, że będzie ich zabawiała. Na szczęście Francesca należała do osób, które nie obrażają się o byle co.

– Nie mam czasu. Jestem w pracy. – A jeden z gości rozlał szampana przy głównym wejściu. – Doszukujesz się nieistniejących rzeczy. – Sława i pieniądze nie robiły na niej wrażenia.

– Pewnie jest ciekawy, jak wygląda tajemnicza nieślubna córka amerykańskiego prezydenta.

– Udam, że tego nie słyszałam. I chyba nie przyjmę zaproszenia twojego męża do programu z prezydentem Morrowem. – Francesca się domyśli, że nie zamierza spełnić groźby, ale dała upust irytacji. Wszyscy mówią o niej i jej sławnym ojcu, a ona nigdy go nie spotkała.

– Przynajmniej zerknij. Jest czarujący – szepnęła przyjaciółka, puszczając jej słowa mimo uszu.

Ariella odwróciła głowę. Jej spojrzenie napotkało wzrok przystojnego wysokiego blondyna stojącego po przeciwnej stronie pokoju. Jasne włosy kontrastowały z czarnym smokingiem. Ruszył w ich kierunku zdecydowanym krokiem.

– Idzie tu – jęknęła.

– Mówiłam, że się gapi. – Francesca uśmiechnęła się triumfalnie. – Nie szukał kelnera. Ma pełen kieliszek.

– Na pewno zgłosi reklamację. – Ariella przybrała uprzejmy wyraz twarzy.

Nie miała pojęcia, jak się zachować. Nie jest gościem, pracuje tutaj. Czy etykieta mówi, w jaki sposób powinna się przedstawić księciu? Pożałowała, że nie ma z nią jej wspólniczki. Scarlet, jako dama z wyższych sfer, znakomicie orientowała się w pułapkach protokołu dyplomatycznego.

Zanim zdążyła zebrać myśli, książę stał już przed nią. Wyciągnął rękę. Potrząsnęła nią, ściskając mocno.

– Pani Winthrop, jestem Simon Worth.

Zna jej nazwisko? I pewnie przeczytał wszystkie bulwarowe plotki, jak inni.

– Bardzo mi miło – odparła machinalnie.

Przyglądał się jej tak uważnie, jakby próbował zajrzeć pod maskę uprzejmej pani domu. Jego oczy miały kolor złocistego brązu.

– Chciałem przekazać pani wyrazy uznania. – Męski niski głos, odrobinę chropawy, był interesujący. Ale nie powinna patrzeć na księcia jak na zwykłego faceta.

– To bardzo uprzejme z pańskiej strony. – Rzadko się zdarzało, aby ktoś z gości pochwalił organizatorki. Patrzyli na nie jak na powietrze. – Przygotowywanie imprez charytatywnych sprawia nam przyjemność.

Nie spuszczał z niej wzroku.

– Podziwiam nie tyle pani talenty organizacyjne, choć z pewnością są imponujące, ale umiejętność radzenia sobie w sytuacji, gdy prasa zaczęła przejawiać niezdrową ciekawość pani życiem prywatnym.

– Aha. – Zaczerwieniła się. – Na szczęście moje życie prywatne praktycznie nie istnieje. Cały czas spędzam w pracy, więc nie było o czym pisać. – Zawstydziła się własnej paplaniny. – Łatwo jest zachować dystans, jeśli w większości przypadków autentycznie nie mam pojęcia, o czym mówią dziennikarze, bo to rzeczy wyssane z palca.

– Wiem, jak się pani czuje. Reporterzy podtykali mi mikrofon, zanim jeszcze zacząłem mówić. Wcześnie zrozumiałem, że jeśli nie mają o czym pisać, zmyślą coś i będą czekali na dementi.

– Radzi mi pan zakryć uszy rękami i czekać, aż sobie pójdą?

– Coś w tym stylu. – Uśmiechnął się łobuzersko, a wtedy w policzku pojawił się dołeczek. Był wyższy, niż jej się zdawało. I bardziej muskularny. Smoking opinał jego szerokie ramiona, a biały kołnierzyk koszuli ciasno przylegał do szyi. – Jeśli się dużo podróżuje, dziennikarze mają problem, żeby za człowiekiem nadążyć.

– Powinnam wziąć się za planowanie przyjęć za granicą. – Ciekawe, że tak łatwo się z nim rozmawia, bo przecież ma do czynienia z prawdziwym księciem. W dodatku diabelnie atrakcyjnym. – Parę miesięcy temu organizowałyśmy galę w Paryżu. Mamy w planach imprezę w Rosji. Może się przestawię na życie na walizkach.

– Tak trzymać. Odkąd skończyłem karierę wojskową, często wyjeżdżam do Afryki. W buszu łatwo jest zgubić fotoreporterów.

– Co pan robi w Afryce?

– Stoję na czele fundacji o nazwie World Connect, która promuje nowoczesną technologię i ułatwia dostęp do edukacji w najbardziej zacofanych zakątkach świata. Sporo czasu zajmuje nam rekrutacja lokalnego personelu, szkolenie go i pomoc we wdrożeniu projektu.

– To budujące. – Świetny facet. Książę, któremu zależy na czymś więcej niż zabawa? Rzadko się takich spotyka.

– Po odejściu z czynnej służby bałem się, że nie będę miał co zrobić z wolnym czasem. Okazuje się, że jestem teraz bardziej zajęty i szczęśliwszy niż przedtem. Chciałem wykorzystać pobyt w Stanach i znaleźć nowych sponsorów. Może mogłaby mi pani w tym pomóc?

– Ma pan na myśli zorganizowanie imprez charytatywnych na rzecz pana organizacji? – Scarlet będzie zachwycona, jeśli wśród ich klientów znajdzie się ktoś z brytyjskiej rodziny królewskiej. To podziała jak magnes na wszystkich Amerykanów.

– Właściwie czemu nie? Może wypije pani ze mną herbatę jutro po południu?

Ariella nagle oprzytomniała. Książę z nią wyraźnie flirtuje. Co prawda nie pamiętała żadnych skandali z nim związanych, więc nie wykorzystywał swego chłopięcego wdzięku do zawracania w głowie kolejnym ofiarom, ale ostatnie, czego jej potrzeba, to flirt z celebrytą.

– Obawiam się, że jestem umówiona.

– Oczywiście. Jest pani zajęta. – Nie okazał urazy ani irytacji. – Może da się pani zaprosić na śniadanie? Ranek jest chyba najspokojniejszą porą dnia dla osób organizujących przyjęcia.

Przełknęła ślinę. Każda komórka jej ciała mówiła: bierz nogi za pas. Książę jest przystojny i ma duże doświadczenie w uwodzeniu kobiet, a jej nie tylko brakuje praktyki, ale też nie powinna komplikować sobie życia jeszcze bardziej. Jednak nie wolno zrażać do siebie członków rodziny królewskiej. Praca na rzecz pozyskania funduszy dla jego organizacji byłaby znakomitą okazją do promocji ich własnej firmy DC Affairs. Scarlet ją zabije, jeśli przepuści taką szansę. Zresztą, co złego może się stać w czasie śniadania?

– Dobrze, przyjmuję zaproszenie.

– Mój szofer panią przywiezie. Zrobi to z należytą dyskrecją.

– Mieszkam… – zaczęła, zbita z tropu tą uwagą. Niewinne śniadanie nie wymaga chyba tajemniczości?

– Znajdzie panią. – Książę skłonił się ze staroświecką galanterią i zniknął w tłumie gości.

Ariella miała ochotę oprzeć się o ścianę, ale żadnej nie było w pobliżu, a jej komórka wibrowała.

– No, no, no. – Zupełnie zapomniała, że Francesca stoi obok. – Nawet mnie nie przedstawiłaś. Niezłe ciacho z jego książęcej mości. A myślałam, że to starszy brat jest rodzinnym przystojniakiem.

– Starszy brat jest następcą tronu.

– Popatrz, gdyby w Stanach była monarchia, byłabyś następczynią tronu. Twój ojciec jest prezydentem, a ty jesteś jego jedynym dzieckiem.

– Jeszcze kilka tygodni temu nie miał pojęcia o moim istnieniu – zauważyła Ariella. – A ja nigdy się z nim nie spotkałam. – I to było coraz bardziej bolesne.

– Liam rozmawia z rzecznikiem prasowym Białego Domu na temat oficjalnego spotkania ojca z córką. Ted Morrow bardzo tego chce. Jestem przekonana, że lody szybko zostaną przełamane. – Francesca ścisnęła ją za ramię.

– Niekoniecznie. W końcu jestem owocem wpadki. W gruncie rzeczy poza genami nic nas nie łączy. – Rozejrzała się po eleganckim tłumie. – Nie powinnyśmy o tym rozmawiać. Ktoś może podsłuchać, a ja jestem w pracy. Najwyższy czas zabawiać gości.

– Towarzyska paplanina to działka mojego męża – odparła beztrosko Francesca. – Ja wolałabym mieć czapkę niewidkę i jako trzecia zasiąść jutro do śniadania.

– Powinnam była się wykręcić – westchnęła Ariella – ale księciu się nie odmawia.

– Jest absolutnie rozkoszny.

– Tym gorzej. Nie stać mnie na skandaliczny romans. – A jednak poczuła podniecający dreszczyk. – Nie sądzę, że jest mną zainteresowany. Ale wiesz, jak to jest. Kiedy wymyślisz coś wariackiego, to zaraz się spełni.

– Zdaje się, że jakaś kobieta wymiotuje do wazy z liliami – przerwała jej Francesca.

– No właśnie. Widzisz, co mam na myśli. – Ariella wyjęła komórkę i zaczęła wydawać polecenia.

Długi czarny mercedes zaparkowany pod jej apartamentem w Georgetown nie miał wprawdzie na drzwiach królewskiego herbu, ale i tak zwracał uwagę. Szofer wyglądał na przeniesionego żywcem z innej epoki. Ariella wskoczyła do samochodu, modląc się, by nie było w pobliżu fotografów.

Nie spytała, dokąd jadą, a kierowca nie spieszył z wyjaśnieniami, więc z narastającym zdziwieniem obserwowała, jak oddalają się od śródmieścia w kierunku okalających Waszyngton przedmieść, a potem mijają wielkie farmy, na których bogaci ludzie trzymają wierzchowce.

– Dokąd mnie pan wiezie? – zapytała wreszcie.

– Sutter’s Way, proszę pani. Niedługo będziemy na miejscu. – Każdy znał ten piękny pałacyk zbudowany przez rodzinę Hearstów w okresie jej największego bogactwa i wpływów. Ariella w czasie studiów widziała wystawę z tamtejszych zbiorów sztuki, ale nie miała pojęcia, kto jest obecnym właścicielem posiadłości.

Wkrótce samochód wjechał przez żelazną bramę na długą żwirową alejkę i zatrzymał się przed budowlą z czerwonej cegły. Ariella wysiadła, a obcasy jej butów z miejsca zapadły się w żwir. Wygładziła zagniecenia na skromnej granatowej sukience.

– Przepraszam za długi dojazd. Miałem nadzieję, że doceni pani prywatność. – Simon wyszedł jej na spotkanie. Zesztywniała, oczekując pocałunku, ale książę po prostu podał jej rękę.

Wyglądał jeszcze lepiej niż wczoraj. Miał na sobie spodnie khaki i koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Na tle jasnego ubrania wyraźna była mocna opalenizna. Nie powinna zwracać uwagi na jego wygląd, przecież to tylko potencjalny klient, w dodatku bardzo wpływowy.

– Ostatnio mam paranoiczną obawę, że za każdym węgłem czai się fotograf. Nie wiem, czego się po mnie spodziewają. – Może tego, że przyłapią cię na obściskiwaniu się z brytyjskim księciem, pomyślała nagle.

Wyobraźnia płata jej figle. Simon z pewnością oczekuje od niej profesjonalnych porad, jak pozyskać dla swojej sprawy amerykańskich darczyńców.

– Na własnej skórze nauczyłem się, że jeśli człowiek nie chce czytać sensacyjnych tytułów ilustrowanych swoim zamazanym zdjęciem, powinien robić tylko to, czego się później nie wstydzi. – Książę uśmiechnął się szeroko.

– Boję się nawet zmienić fryzurę, bo wywoła to lawinę komentarzy – przyznała.

– Niech się pani nie pozwoli zastraszyć. To im daje władzę nad ofiarą. Ale o ile widziałem, świetnie sobie pani radzi z pismakami.

– Mam to we krwi – odparła bez zastanowienia i sama się zdziwiła. Ostatnio sporo myślała o swoim biologicznym ojcu. Dziennikarze jedli mu z ręki, a on nigdy nie dawał się wyprowadzić z równowagi. Dziwnie było myśleć, że mają to samo DNA.

– Ojciec musi być z pani dumny.

– Mój ojciec to Dale Winthrop, który mnie wychował. Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że ludzie obdarzają tym mianem prezydenta. Gdyby nie wścibska dziennikarka, która złamała prawo, nie wiedziałby o moim istnieniu.

W przepełnionym słońcem pokoju na kremowym obrusie czekało już śniadanie. Książę podsunął jej krzesło. Ariella poczuła się jak królewna. Było to miłe, choć dziwne uczucie.

– Mamy dom do swojej dyspozycji. Odesłałem służbę, żeby nam nie przeszkadzała.

– Dziękuję. – Sięgnęła po bułeczkę.

– A więc dowiedziała się pani z prasy o swoich biologicznych rodzicach? Może dociekliwość dziennikarzy ma swoje dobre strony?

– To koszmar. Byłam prywatną osobą prowadzącą spokojne życie, może poza zawodowym obowiązkiem uczestniczenia w wystawnych imprezach dla wyższych sfer, a tu nagle wybuchła bomba i z dnia na dzień stałam się bohaterką plotkarskiej prasy. – Posmarowała bułeczkę masłem.

– Jestem pełen uznania, że nie podpisała pani kontraktu na książkę albo scenariusz filmowy.

– Moje życie nie nadaje się na film. – Roześmiała się. Łatwiej rozmawiało się jej na ten temat z brytyjskim arystokratą niż z własnymi znajomymi. – Byłam zaskoczona, jak wszyscy. Wiedziałam, że jestem dzieckiem adoptowanym, ale nigdy nie chciałam poznać biologicznych rodziców.

– Jak się do tego odnieśli pani rodzice adopcyjni?

– Oboje nie żyją od czterech lat. Zginęli w katastrofie lotniczej. Lecieli na rocznicę ślubu przyjaciół. – Nadal nie potrafiła mówić o tym spokojnie.

– Bardzo mi przykro. – Spojrzał na nią ze współczuciem. – Myśli pani, że chcieliby, aby pani poznała swoich biologicznych rodziców?

– Wydaje mi się, że tak. Gdyby żyli, zapytałabym ich o radę. Mama miała niezawodną intuicję, jak postępować właściwie, i to w najbardziej skomplikowanych sytuacjach. Kiedy mam problemy, zastanawiam się, jak by postąpiła na moim miejscu.

– Może to szansa, aby w pani życiu pojawili się ci pierwsi rodzice. Nie zastąpią ludzi, którzy panią wychowali, ale wypełnią pustkę powstałą po ich śmierci.

Wzruszył ją jego takt. Wiedziała, że matka księcia zginęła tragicznie, gdy był dzieckiem, więc odnosił się do własnych smutnych doświadczeń.

– Bardzo miło pan to sformułował. Widzę tylko jeden problem: żadne z nich nie pragnie kontaktu ze mną.

– Nie poznała ich pani? – Był zaskoczony.

– Rzecznik prezydenta do tej pory nie wydał formalnego oświadczenia, chociaż po ujawnieniu testów DNA biuro prasowe przestało zaprzeczać, że jestem jego córką. – Westchnęła. – A moja biologiczna matka… Zachowa pan to dla siebie?

– Oczywiście.

– Napisała do mnie list, co doceniam, ale przede wszystkim wyjaśniła, dlaczego nie chce się ujawniać. Mieszka teraz w Irlandii.

– A więc musi pani polecieć do Europy.

– Nie zaprosiła mnie. – Bułeczka zdążyła ostygnąć, a apetyt Arielli malał. – Nie mam do niej pretensji. Kto chciałby ściągać sobie na głowę cały ten bałagan.

– W końcu to ona przespała się z prezydentem, chociaż wtedy nawet mu się nie śnił Biały Dom.

– Nie, był zwykłym wysokim młodzieńcem w sportowej kurtce. Widziałam go na zdjęciach w telewizji, jak wszyscy. Przyznała, że zataiła przed nim wiadomość o ciąży, bo wyjeżdżał na studia, a nie chciała mu popsuć świetnie zapowiadającej się kariery.

– Pod tym względem spełnił jej oczekiwania. – Książę nalał sobie i Arielli kawy. – Może trzeba dać jej jeszcze trochę czasu. Jestem przekonany, że w głębi serca chce poznać swoją córkę.

– Staram się nie mieć żadnych oczekiwań. Ludzie najczęściej mnie zawodzą.

– Nie można przesadzać. Zazwyczaj zakładam, że ludzie mają dobre intencje, chyba że dowiodą mi czegoś przeciwnego. – Zrobił minę świadczącą o tym, że dość często zderza się ze złymi intencjami, ale ma to w nosie, czym rozśmieszył swoją towarzyszkę.

Nie umiała rozgryźć Simona. Podejrzewała wprawdzie, że nie chodzi mu o zbiórkę funduszy, ale nie potrafiła spytać wprost, czy z nią flirtuje. Może chce się z nią podzielić swoimi doświadczeniami związanymi z niepożądaną popularnością?

– Pańskim zdaniem powinnam każdego traktować jak potencjalnego przyjaciela, choć robi mi zdjęcia telefonem, gdy kupuję w sklepie bułki?

– Nic pani nie traci. Przynajmniej nie będzie miał fotki z groteskowym grymasem, a pani uniknie pozwu za zniszczenie cudzego aparatu. – Kpił, a jednocześnie mówił poważnie, z troską. I był przy tym ujmujący.

– Od momentu, kiedy pana starszy brat się ożenił, dziennikarze nie przestawali nagabywać pana o życie prywatne. Bezskutecznie. Jak się panu udaje zachować je w tajemnicy? – Oho, teraz ona wtyka nos w cudze sprawy. Zawstydziła się, ale było za późno, by się wycofać.

– Strzegę swojej prywatności. – Wskazał ręką naokoło. Ani żywego ducha. – Wymaga to ode mnie więcej sprytu.

Jego oczy były koloru czystej whisky i przyprawiały o zawrót głowy. Na policzkach widniał cień jasnego zarostu. Oto Simon nieznany szerszej publiczności. Otworzył przed nią drzwi do swojego osobistego sanktuarium.

Oddychała szybko. Nagle zauważyła, że wciąż trzyma w palcach nietkniętą bułeczkę. Odłożyła ją i napiła się soku pomarańczowego. Dobrze jej zrobił.

– Powinnam działać z rozmysłem – przyznała. – Jednak spryt sprytem, a znajomi z dużymi posiadłościami też by się przydali. – Uśmiechnęła się. – Zdaje się, że jest tu piękny ogród.

– Chce pani się przejść? Widzę, że nie ma pani apetytu.

– Spacer dobrze mi zrobi. – Pozwoli pozbyć się napięcia. – Świeże powietrze wzmaga głód.

– Ja już rano biegałem po tutejszych alejkach. Sam, z dwoma ochroniarzami ze służb specjalnych. – Odsunął jej krzesło. Jego dobre maniery były ujmujące. Nie spodziewała się, że książę będzie tak skromny i uprzejmy.

– Gdzie teraz są pańscy agenci?

– Sprawdzają okolicę. Będą się trzymać na dystans.

Otworzył drzwi prowadzące na taras z widokiem na wspaniały ogród różany. Od delikatnego zapachu kwiatów kręciło się w głowie.

– Wszystkie krzewy kwitną. Idealny moment na spacer w ogrodzie – powiedziała.

– Czerwiec, magiczna pora.

Zeszli po schodkach między rabatki. Rosły tam róże o delikatnych kremowych odcieniach, białe, żółte i różowe, z dużymi roztrzepanymi główkami, intensywnie pachnące, niepodobne do kwiatów, które czasem zdobiły organizowane przez nią przyjęcia: o długich łodygach, stulonych płatkach i intensywnej czerwieni.

– Są cudowne. Potrzeba chyba całej armii ogrodników, żeby utrzymać rosarium w tak doskonałym stanie.

– Bez wątpienia.

Zerknęła na niego i znowu pomyślała, że jest wysoki, co najmniej metr osiemdziesiąt pięć. Książę tymczasem pochylił się i przyciął kilka łodyżek, usunął kolce.

– Nosi pan przy sobie scyzoryk?

– Byłem skautem. – Ofiarował jej bukiet.

Gdy ich dłonie się dotknęły, poczuła, że przeskakuje między nimi strumień niewidocznej energii. Szybko schowała twarz w kwiatach. Czemu pierwszy mężczyzna, który jej się podoba, jest bratem następcy tronu? Czy nie dosyć niespodzianek w jej życiu? Gdyby chociaż należał do rodziny królewskiej jakiegoś egzotycznego i mało ważnego państewka, a nie historycznej monarchii i najlepszego sojusznika Ameryki.

– Milczy pani.

– Zastanawiam się, co dalej – przyznała.

– Czasem warto dać się ponieść chwili. – Delikatnie położył rękę na jej plecach, a ona poczuła niebezpieczny dreszcz. Doprawdy, sytuacja się komplikuje.

Wyobraźnia podsuwała jej romantyczne scenki z księciem w roli głównej. Energicznie ruszyła do przodu. Nie powinna rozważać, jak smakują jego pocałunki.

– Za dużo ostatnio pracuję. – Może dlatego dotyk mężczyzny wyprowadzał ją z równowagi.

– Najwyższy czas na wakacje.

– Nie da się tak po prostu wyskoczyć z kołowrotka i zaszyć na bezludnej wyspie.

– Zwłaszcza że za panią pojedzie cały sztab dziennikarzy. Trzeba nie lada przebiegłości, inaczej przyłapią panią na opalaniu się topless w Las Vegas.

– To mi nie grozi, jestem wstydliwa. Zresztą nigdy nie byłam w Nevadzie.

– Żadnych pospiesznych studenckich małżeństw?

– Na szczęście nie. Inaczej mój eks już pisałby moją biografię.

– A miałby co opisywać? Są jakieś szkielety w szafie, które próbuje pani ukryć? – spytał żartobliwie.

– Nie – oświadczyła. – Prowadziłam bardzo spokojne i mało ekscytujące życie. Kiedyś nawet tęskniłam za odrobiną ryzyka, teraz cieszę się, że byłam grzeczną dziewczynką.

– Ale odrobinę sztywną? Dobre purytańskie wychowanie? – przekomarzał się Simon.

– Powściągliwość ma swoje dobre strony.

– Nawet przy organizowaniu imprez?

– O tak! Nie uwierzy pan, jak często powściągliwość idzie w parze z dobrym smakiem, szczególnie że skandale i tak pojawiają się nieoczekiwanie, jak tornada.

– Skoro wydaje się przyjęcie, trzeba rozwinąć skrzydła, szaleć na całego. Tę samą zasadę wyznaję w życiu. Czasem doprowadzam swoją rodzinę do szału, bo zamiast otwierać centra handlowe i rozbijać szampana na burtach wodowanych okrętów, uprawiam wspinaczkę wysokogórską i pieszo pokonuję pustynie. Zamieniam swoje eskapady w okazje do zbierania funduszy na działalność fundacji, ale prawdą jest, że robię to, co kocham. Może pani także potrzebuje przygód?

– O nie. – Przestraszyła się. – Przygody to ostatnie, czego mi trzeba. W gruncie rzeczy jestem nieśmiała i trochę nudna, a najlepiej się czuję z filiżanką ziołowej herbaty i książką w ręku.

To powinno go zniechęcić. A może próbuje przekonać samą siebie, że nie czuje podniecającego dreszczyku emocji podczas spaceru z księciem?

– Nie wierzę w ani jedno słowo.

Znowu dotknął jej pleców, bo schodzili po kolejnych kamiennych schodach. Czuła dreszcz tam, gdzie jej dotykał, choć była zapięta po szyję. Dziwne ciepło rozlało się w jej brzuchu. Już dawno się tak nie czuła.

– Daję słowo – powiedziała. – Chcę odzyskać swoje stare ciche życie.

– I na to właśnie – zatrzymał się i wziął ją za ręce – nie ma pani najmniejszej szansy.

Tytuł oryginału: Affairs of State

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2013

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2013 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2015

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1309-7

GR – 1078

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com