Teija 2. Krótko i nieszczęśliwie - Claire Alexandra - ebook

Teija 2. Krótko i nieszczęśliwie ebook

Claire Alexandra

4,8

Opis

Kontynuacja Teija. Czarna róża

Dotychczasowe spokojne życie May w Charleston wali się niczym domek z kart. Kiedy Teija – tajemnicza zakapturzona postać w masce – zabija jej najlepszą przyjaciółkę, May nie potrafi poradzić sobie ze stratą i niebezpieczeństwem, które czai się za rogiem. Promykiem słońca w jej codzienności jest Jase, który za wszelką cenę próbuje chronić ukochaną.

Teija to nie jedyny problem spoczywający na barkach May. Sekrety z przeszłości i ciągnąca się za nimi trauma nie dają o sobie zapomnieć. Pomimo wsparcia Jasego zaufanie komukolwiek staje się dla niej coraz trudniejszym wyzwaniem. Jest zdania, że ciężar, który dźwiga, może okazać się dla niego zbyt przytłaczający, a głęboko skrywana tajemnica przyczynić się do zniszczenia rodzącego się między nimi uczucia.

Obydwoje muszą pokonać długą, pełną przeszkód drogę, by w końcu zyskać swoje „długo i szczęśliwie”. Nieprzewidywalna Teija udowadnia im jednak, że takie zakończenie nie jest im pisane. Zaczyna się walka z czasem, a jej stawka to życie lub śmierć.

Fantastyczna, trzymająca w napięciu powieść z dreszczykiem, w której obsesja i pożądanie umiejętnie mieszają się z wątkiem detektywistycznym. Autorka wciąga czytelnika w nieprzewidywalną rozgrywkę, pełną intryg i kłamstw, namiętności i manipulacji, tajemnic i czyhających wszędzie niebezpieczeństw. Zastrzyk adrenaliny gwarantowany! - Literacki Świat Cyrysi

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 393

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (17 ocen)
15
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Elektryzująca historia Polecam
00
butcherplains

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca i trzymająca w napięciu.
00
Kamila1090

Nie oderwiesz się od lektury

Ówczesne spokojne życie May zostaje wywrócone do góry nogami. Tajemnicza, zakapturzona postać- Teija zabija jej najlepszą przyjaciółkę. Niestety nie chce na tym poprzestać. May ciężko znosi stratę osoby, która była jedna z najważniejszą osób w jej życiu. Cały czas ogląda się za siebie, jest wystraszona do granic możliwości. Jej chłopak - Jase za wszelką cenę chce uchronić ukochaną przed złem. Czy mu się to uda? Gdyby tego było mało Teija nie jest jedynym problemem May. Wraca niechciana przeszłość, doprowadzając na skraj wytrzymałości. Ból, rozpacz i strach są u mniej niezastopionymi emocjami od dłuższego czasu. Czy uda im się schwytać Teije? Jakie tajemnicę skrywa jej przeszłość? Czy związek May i Jase przetrwa próbę? 🌼 🌼 🌼 🌼 Znacie twórczość Alexandy Claire? Mam wrażenie, że ta seria jest mało popularna co z jednej strony jest dobre, ponieważ im większy popyt tym oczekiwania wysokie. Sądzę że o tej serii można mieć takie żądanie. Dwa tomy z serii okazały się według mnie st...
00
Kuszla

Nie oderwiesz się od lektury

Choć zazwyczaj na początku każdej recenzji filozofuję, to tym razem muszę napisac: OKŁADKA WYMIATA! Jestem okładkową sroką i nie potrafię przejść obojętnie obok takich dzieł 🤩🤩🤩 Dla niektórych jest to wyłącznie oprawka, która zostaje stworzona automatycznie, jednak prawda jest taka, że stworzenie takiego cuda to nie lada wyzwanie, za co wielkie brawa należą się @patty_goodman_ ❤️❤️❤️ Teija powraca, aby dokończyć swoje dzieło. Zakapturzona postać w masce nie pozwala nabrac oddechu May Shannon, przypominając jej na każdym kroku o swojej obecności. Kiedy z jego ręki ginie najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki, dziewczyna nie potrafi sobie poradzić ze stratą kolejnej bliskiej osoby. Czy tajemnicze zgony mogą się ze sobą łączyć? Jedynym promykiem optymistycznego zakończenia okazuje się uratowany w poprzedniej części serii Jase. Para zbliża się do siebie, lecz tajemnice z przeszłości i dzielącą ich przepaść mogą sprawić, że ich związek nie przetrwa próby czasu. Czy Teija dopnie swe...
00
Basiaaaa123

Nie oderwiesz się od lektury

Wow książka jest niesamowita wciąga od samego początku i chwyta za serce czytając chce się więcej i więcej a koniec sprawia że pozostaje niedosyt więc czekam na kolejną część 🔥😘❤️
00

Popularność




Alexandra Claire – urodzona 22 września 2000 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Sercem i duchem jest w rodzinnym mieście, a ciałem w Bangor w Północnej Walii, gdzie studiuje to, co kocha najbardziej, czyli kreatywne pisanie i literaturę angielską. Kiedy tylko może, rozpieszcza swojego ukochanego husky Kiarę oraz dwa koty – Rysię i Mruczka. Zakręcona romantyczka, fanka speedwaya z krwi i kości, swoje serce oddała książkom. Pierwsze prace zaczęła pisać w wieku trzynastu lat, a kilka lat później ukazał się jej debiut literacki. Publikuje także na Wattpadzie pod pseudonimem alexaandra_claire. Pisze głównie literaturę young i new adult ze szczyptą sensacji lub fantastyki. Stara się spełniać marzenia i cieszyć każdym dniem, bo życie jest tylko jedno i, jak twierdzi, trzeba czerpać z niego pełnymi garściami jak z miski pełnej ulubionychsłodkości.

Copyright © by Alexandra Claire, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by IVASHstudio/Shutterstock

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-114-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Dla Eweliny, Pawła, Klaudii, Wiktora, Zofii i Tadeusza – mojej cudownej Rodziny

Nie ma takich słów, które mogłyby opisać, jak bardzo jestem Wam wdzięczna. Nie tylko za to, co dla mnie robicie, ale przede wszystkim za to, że Wasmam.Jesteście moją siłą napędową, największym wsparciem i motywacją. Każda zapisana kartka toWy.

Playlista

„Hurts Like Hell” – Tommee Profitt, Fleurie

„Hold On” – Chord Overstreet

„Heart of the Darkness” – Tommee Profitt, Sam Tinnesz

„No Time To Die” – Billie Eilish

„Helium” – Sia

„Human” – Christina Perri

„Somewhere over the Rainbow” – Joseph William Morgan, Shadow Royale

„Survivor” – 2WEI, Edda Hayes

„Find You” – Ruelle

„Light a Fire” – Rachel Taylor

„Young and Beautiful” – Lana Del Rey

„Rise” – Boyce Avenue

„Coldest Winter” – Pentatonix

„Bring Me to Life” – Evanescence

„You Said” – Eurielle

Rozdział 1

Sophie nieżyje.

To pierwsze, o czym pomyślałam, gdy duchem wracałam do ciała – chyba tak mogłam to nazwać. Znów słyszałam, znów widziałam, znów czułam. Ból rozprzestrzeniał się w mojej klatce piersiowej, utrudniając mi normalne oddychanie. Żal i rozpacz zżerały mnie od środka, a w głowie jakiś nieznośny głos wciąż krzyczał: „to twoja wina!”. Ten człowiek zakpił sobie z nas wszystkich. Chodził sobie ulicami, obserwował, może nawet ze mną rozmawiał, czując się bezkarnym i śmiejąc się za moimi plecami. Ktokolwiek to był, znał mnie lub wiedział o mnie zbyt wiele. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Czy mogłam jeszcze komuśufać?

Zamrugałam. Usilnie próbowałam otworzyć powieki, choć one wciąż ciągnęły w dół, jakby chciały powstrzymać mnie przed zmierzeniem się z rzeczywistością. W uszach słyszałam tylko dudnienie własnej krwi, a chłód zaczął niespodziewanie przenikać przez mojeciało.

– May? May, skarbie, spójrz na mnie. – To głos Jasego przedostawał się przez gęstą mgłę do mojejpodświadomości.

Po chwili w zasięgu wzroku zobaczyłam jego przystojną, lecz zmartwioną twarz. Podniosłam się z pozycji leżącej i powoli rozejrzałam. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że byłam w karetce, a drzwi pojazdu stały otworem, skąd dobywało się przeraźliwie chłodne powietrze. Widziałam taśmy policyjne i kręcących się funkcjonariuszy. Nie znajdowałam się już w mieszkaniu. Zabrali mnie od Sophie, a cały czas powinnam być przy niej. Łzy spłynęły po moich policzkach, zaczęłam się trząść i za nic nie mogłam tegoopanować.

– Cholera, niech tu przyjdzie jakiś lekarz! – krzyknął Jase do kogoś nazewnątrz.

Dosłownie moment później przybiegł mężczyzna w żółto-czarnej kurtce pogotowia medycznego. Przykrył mnie kocem i zasypałpytaniami.

– Jak się pani czuje? Podać pani jeszcze jedną dawkę leku uspokajającego? Czy nie ma pani żadnych obrażeń? Nikt pani nieskrzywdził?

– Nic mi nie jest – mruknęłam. – Chcę się zobaczyć z moją przyjaciółką. Chcę do niejiść.

– Rozumiem, że to dla pani trudne, ale to raczej nie będzie możliwe – odparł rzeczowo ratownik, przyglądając mi się badawczo. – Zaraz powinien przyjść ktoś z policji, aby paniąprzesłuchać.

Pokręciłam głową, a oddech gwałtownie przyspieszył. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Nie byłam gotowa. Nie…

– Już rozmawiałem z funkcjonariuszem – odezwał się Jase. – Ona nie jest teraz w stanie odpowiadać na pytania. Widzi pan przecież, w jakim jest szoku. Powiedziałem, że sami zgłosimy się na komendę, gdy tylko poczuje sięlepiej.

– Dobrze. Da pani radę wstać? – zwrócił się do mnie mężczyzna. – Jest pani pewna, że nie potrzebuje niczego więcej na uspokojenie? To pani pomoże uporać się zszokiem.

– Nie, dziękuję. – Spojrzałam błagalnie na Jasego. – Mógłbyś mnie stądzabrać?

– Oczywiście. – Podszedł i pomógł miwstać.

Nogi w pierwszym momencie odmówiły posłuszeństwa. Gdyby nie on, upadłabym.

Wyszliśmy z karetki wprost na świecące promiennie słońce oraz tłum ludzi zgromadzonych przed blokiem i patrzących z zainteresowaniem na tę tragedię. Dla nich to kolejny temat do sąsiedzkich rozmów, a dla mnie – trauma tworząca na sercu kolejne głębokie, nie do wygojenia rany. Szeptali między sobą. Pokazywali na nas palcami. Zdziwione westchnienia odprowadzały nas aż do samochodu. Jase wykrzywił usta w grymasie, cały czas pochylając głowę, ale to i tak za wiele niepomogło.

Tym razem nie było z nami kierowcy. Usiadłam z przodu, a on za kierownicą i odjechał z piskiem opon. Zaklął cicho pod nosem, wiedząc, co niedługo sięszykowało.

– Przepraszam, że cię na tonaraziłam.

– Nie masz mnie za co przepraszać. To nie twoja wina. Nie myśl o tym. Powinienem sam zakończyć tę sprawę już dawno, a teraz przynajmniej będę miał do tego pretekst. – Pokręcił głową. – Boję się tylko o ciebie. Oni… nie dadzą ci spokoju. A chaos jest ci najmniejpotrzebny.

– Dam sobie radę – mruknęłam pod nosem. – Jakzawsze.

Oparłam się o fotel i wyglądałam przez szybę, dopóki znów nie zmorzył mnie sen. Nie wiem, jak długo spałam. Znów oderwałam się od tego, co się działo, tonąc w otchłani własnych, nieosiągalnych pragnień, koszmarów i lęków. Miarowe kołysanie samochodu i ryk silnika zagłuszały jednak inne nieproszone myśli, nie pozwoliły mi analizować i tworzyć kolejnych scenariuszy, które najwyraźniej świetnie sięsprawdzały.

Kiedy znów otworzyłam oczy, widziałam drogę. Niekończącą się autostradę ku wolności oraz bezproblemowej przestrzeni. Może to już koniec? Może ten człowiek właśnie do tego zmierzał? Nastraszyć, a potem zabić bliską mi osobę i tym samym mnie odśrodka?

Z ogromnym wysiłkiem odwróciłam głowę w prawo, a maska za kierownicą spojrzała w moją stronę z tym samym przerażającym, nieruchomym uśmiechem. Pustymi czarnymi oczami zwiastującymi cośzłego.

Dopiero gdy gardło zaczęło mnie palić żywym ogniem, zdałam sobie sprawę, że krzyczałam. Kopałam deskę rozdzielczą i drzwi, próbując stąd uciec, wydostać się, wypaść z auta, po czym biec. Dokądkolwiek. Byle dalekostąd.

Płakałam, zawodziłam, wrzeszczałam.

– May! May, to ja, Jase! – Słyszałam gdzieś w oddali, a znajomy głos, który był muzyką dla moich uszu, sprawił, że znieruchomiałam z przemożnym pragnieniem usłyszenia goponownie.

Koszmar. To tylko koszmar. Nie daj mu sobą zawładnąć. Obudźsię.

Gwałtownie nabrałam powietrza i poczułam nieprzyjemny dreszcz przechodzący mi wzdłuż kręgosłupa, który dodatkowo wstrząsnął całym moim ciałem, aż zaczęłam niepohamowanie, mocno dygotać. Dysząc, spojrzałam na kierowcę. Jego twarz nie była już maską, a zmartwioną minąJasego.

Staliśmy na poboczu. Widziałam kątem oka samochody poruszające się szybko po drodze i wirujące na wietrze korony drzew w lesie, ptaki przelatujące przed szybą oraz z daleka kopułę oświetlonego miasta. Tak naprawdę, w pełni, wpatrywałam się jednak w oczy Jasego – ciemny, wręcz granatowy kolor niebezpiecznego, pełnego tajemnic oceanu, na którym teraz szalał sztorm silnych emocji. Pośrodku niebieskiej otchłani, na niewielkiej drewnianej tratwie unosiłam się ja – zagubiona i oszołomiona tym, co się wokół mniedziało.

Byłam przykryta kocem, a i tak drżałam. Nawet jego ciepła dłoń na mojej nie pomagała. Znów zrobiłam się senna. Czy to dalej działanie leku uspokajającego? Powieki same ciągnęły w dół, kusząc słodką fatamorganą nieświadomości – jedynym miejscem, w którym bez koszmarów mogłabym być w pełniszczęśliwa.

– Będzie dobrze, kochanie. Jestem przy tobie. Zabieram cię od tego bagna. – Jego słowa mętniały w pochłaniającej mniemgle.

Potem pogrążyłam się weśnie.

***

Prosta, nieskończona droga, a wszędzie ciemno. Chłód zapowiadający nadchodzącą zimę powodował ciarki na moich ramionach, które, okryte jedynie cienkim sweterkiem, zostały narażone na lodowate i silniejsze podmuchy wiatru. Panowała kompletna cisza niczym w próżni. Opuszczona ulica, opuszczone bloki, w których nie paliło się ani jedno światło, opuszczony świat, a jedyną żywą duszą w okolicy byłam ja oraz tocząca się po chodniku zwinięta gazeta. Brakowało tylko nietoperzy, czarnych kotów i wiedźmy stojącej nadrodze.

– May… – zdawał się szeptaćpowiew.

Szłam, mając oczy szerokootwarte.

Stawiałam powolne, ciche kroki, wydawało się zaś, że każdy z nich był hukiem na tle opustoszałej alei oraz rozchodzącym się wzdłuż echem słyszanym nawet kilka kilometrówstąd.

Czułam za sobą czyjąś obecność. Poruszał się jak cień – niepostrzeżenie i niewinnie, śledząc każdy mój ruch. Słyszałam przyspieszone bicie serca, jakby ono też wiedziało. Mój oddech również zwiększył swą częstotliwość wdechów oraz wydechów, tworząc przede mną niewielkie mgiełki. Wtedy sięodwróciłam.

Czarna postać wyglądająca jak z najgorszego koszmaru stała nieopodal na rozstawionych nogach i z zaciśniętymi pięściami w białych rękawiczkach. Jego szyderczy, szatański i nieruchomy zawsze uśmiech odbity w rysach maski był ucieleśnieniem grzechu, zbrodni, kary i śmierci. Pustymi ślepiami wpatrywał się wprost we mnie, nie pozwalając mi oderwać wzroku choć nachwilę.

Potem zaczęłam uciekać. Jak najszybciej. Jak najdalej. Przeskakiwałam przez kałuże pozostałe po niedawnym deszczu, pokonywałam przeszkody, robiłam jak najdłuższe kroki. Nie czułam własnych mięśni, wysiłku fizycznego ani szybkiego oddechu. Wiedziałam jednak, że ten człowiek podążał zaraz za mną i deptał mi po piętach. Nikt nie mógł przyjść mi z pomocą i nikt nie mógł mnie uratować. Nikt nie mógł powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że dam radę, że wygram. Byłam zdana tylko na siebie, bo to była moja wojna. Moja walka, którą ja zaczęłam, więc i ja musiałam jąskończyć.

Moja wina, mojawina…

Odwróciłam głowę. Znajdował się tuż-tuż. Wciąż się szczerzył jak sam diabeł z piekła rodem, próbując pochwycić mnie w szpony i zaciągnąć do swegopandemonium.

Jeden błąd, aprzegram.

I przegrałam w momencie, kiedy potknęłam się, a potem upadłam na brudną, mokrą drogę. Zahaczyłam o coś dużego, zarazem twardego. Leżało u moich stóp zmoczonych krwistoczerwoną mazią i wyglądało tak samo, jak zostało pozostawione i oddane w ręceśmierci.

CiałoSophie.

Postać przysłoniła nas swoim cieniem, stając nad nami, po prostupatrząc.

Wciąż z tym samymuśmiechem.

Z przeraźliwym, zawodzącym krzykiem obudziłam się z koszmaru, wpadając wprost w silne, ciepłe ramiona, od których z nie mniejszym przerażeniem sięodsunęłam.

– Ci… May, to ja. Spokojnie, wszystko już jest dobrze. – Dotarł do mnie jak przez gęstą mgłę kojący głosJasego.

Wszędzie oblewał mnie zimny pot. Włosy kleiły mi się do twarzy, a powieki ledwo dawałam radę uchylić. Patrzyłam na Jasego przez niewielkie szparki i gdy dotarło do mnie, że to on, że przy nim tutaj byłam bezpieczna, rzuciłam się w jego ramiona z głośnympłaczem.

– Ona nie żyje… Ona naprawdę nie żyje – łkałam, mocząc jego koszulkę. – To moja wina. Dopuściłam dotego.

Złapał za moje policzki, nakazując mi spojrzeć na siebie załzawionymioczami.

– To nie jest twoja wina. Nic nie jest twoją winą, May. Rozumiesz? Nie mogłaś tegoprzewidzieć.

Pokręciłamgłową.

– Tak się boję, Jase… – wyznałam. – Boję się o ciebie, o Leo, o Steve’a, nawet oAnabelle!

– Nie płacz już, jesteś bezpieczna, kochanie. Nikomu więcej nie stanie się krzywda. Obiecuję cito.

Przeczesał mi rozczochrane włosy, szepcząc jeszcze uspokajające, choć nie do końca zrozumiałesłowa.

Przytrzymywałam jego koszulkę, jakby była moją ostatnią deską ratunku. Odniosłam wrażenie, że gdybym się jej puściła, całkiem bym się załamała. Jego czułość, obecność, głos i zapach jako jedyne trzymały mnie w kawałku. Musiałam przestać płakać. Opanować się i stawić czoła prawdzie. Dowiedzieć się więcej. Miałam mnóstwo pytań. Właściwie to nieskończenie wiele, a wciąż ichprzybywało.

– Przepraszam, że pomoczyłam ci koszulkę – chlipnęłam w jegoszyję.

– Dzisiaj wyjątkowo wybaczam. – Zaśmiał się, aby i mnie trochęrozweselić.

Udało mi się wykrzywić usta, choć bardziej w grymasie niż wuśmiechu.

Chwilę milczeliśmy. Jase kołysał naszymi ciałami, aż wyrównałam oddech oraz bicie serca. Otarłam mokre policzki. Odetchnęłam głęboko, nim zaczęłammówić.

– Wiadomo, jakzginęła?

W pierwszym momencie nie odpowiedział i już myślałam, że tego nie zrobi, aż w końcuusłyszałam:

– Nie wiem, czy to pora na takąrozmowę.

– Najlepsza pora. Chcę wiedzieć wszystko, co ci powiedzieli detektyw i policja – odparłam stanowczo, odchylając się, aby móc na niegospojrzeć.

Patrzył na mnie, studiując każdy centymetr mojej twarzy. Zacisnął usta w wąską linię, a czoło zmarszczył, jakby walczył sam ze sobą, czy cokolwiek powinien był mi przekazać. Powinien był. Tu chodziło o moją przyjaciółkę. O mnie. O Teiję. Nie miał wyjścia. Drążyłabym tak długo, dopóki by mi nie powiedział. Albo dopóki jego cierpliwość by się nieskończyła.

– Podejrzewają, że Sophie zginęła kilka dni przed tym, jak ją znalazłaś – szepnął. – Nie wiadomo jednak, jaka była tego przyczyna. Nigdzie nie znaleźli śladów pobicia, uduszenia, poważnych złamań czy postrzału lub jakichkolwiek zranień. Niedługo odbędzie się sekcja zwłok, więc pogrzeb się trochę opóźni. Nie mają wątpliwości, że to zabójstwo z premedytacją. I że to ten sam człowiek, który włamał się tamtego wieczoru do twojego mieszkania. Rodzina zastępcza Sophie została jużpowiadomiona.

Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać kolejną falę łez, która zaszkliła mioczy.

Spojrzałam ponad ramieniem Jasego i trafiłam na kominek oraz zawieszony nad nim niewielki telewizor. Pokój skąpany był w brązowych kolorach, różnił się też rozmiarem od tego u niego wdomu.

Zmarszczyłam brwi i wzrokiem wróciłam do jegooczu.

– Gdzie my właściwie jesteśmy? – Odchrząknęłam, próbując zatuszować łamiący sięgłos.

– W lesie, w niewielkim domu należącym do moich rodziców. Parędziesiąt mil za Charleston. Musiszodpocząć.

Przytaknęłam i przyciągnęłam kolana dopiersi.

– Wczoraj rano z nią pisałam – przypomniałam sobie. – A raczej już nie z nią. Dlatego odpisywała tak dziwnie. Jak ja mogłam się nie zorientować? Jak? – kwiliłam do siebie podnosem.

Schowałam twarz między kolanami. Starałam się to jakoś ogarnąć. Odpowiedzieć chociaż na kilka pytań siedzących w mojej głowie. Nic nie bolało bardziej niż strata bliskiej osoby, nawet własna śmierć nie mogła być boleśniejsza. Na sercu zagnieżdżał mi się jakiś ciężar. Rósł i rósł z każdym kolejnym zadanym ciosem. Czy cierpiała? Czy go widziała? Wiedziała, kto jązabijał?

– Jak się czuje Ethan? Nie mogę sobie wyobrazić, co on musiprzeżywać…

Jase spojrzał na mnie ze zbolałym wyrazem twarzy. Siedział na brzegu łóżka, łokcie oparł na kolanach i splótłpalce.

– Nie wpadł w panikę jak ty, ale jest równie załamany. Oliver, mój przyjaciel, zagląda do niego i próbuje z nim chociaż porozmawiać. Wygląda jak wrakczłowieka.

Zamilkł na moment. Czułam, że ma coś jeszcze do powiedzenia, a jego mina zdradzała, że to nie będzie nicprzyjemnego.

Miałamrację.

– Policja go podejrzewa. Tak twierdzi detektyw Davidson. Ethan był przesłuchiwany w jej mieszkaniu, a potem zabrany na komisariat. Stamtąd gowypuścili.

– Jakim prawem… czy oni powariowali? – szepnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. – On kochał ją tak bardzo jak ja. Nigdy nie wyrządziłby krzywdy Sophie. Poza tym czemu chciałby mi zniszczyć życie? Po co mu cała ta farsa zTeiją?

– Nie wiem, May… On nie ma żadnego alibi. Twierdzi, że w tamtym czasie siedział w domu i chciał się skontaktować z Sophie, żeby się pogodzić, ale nie odebrała. Ma również motyw przez to, że się pokłócili. W dodatku w dzień, kiedy zginęła. Co to jednak ma do twojego prześladowcy… nie mam zielonego pojęcia. W ogóle cała ta sprawa się nie klei. Nie podoba mi sięto.

– No właśnie! Gdzie oni widzą w tym związek?! Ethan jest niewinny, nie zrobiłby tego! – Znówzapłakałam.

Płakałam z wielu powodów. Z powodu osób, które zawiodłam. Z powodu cierpienia Ethana. Z powodu śmierci Jane i Sophie, których nie dałam rady uratować. Z powodu wszystkich, którzy byli teraz w niebezpieczeństwie. Z powodu tego, że nie potrafiłam stawić czoła zagrożeniu. Z powodu strachu i paniki. Z powodu tego, że zawsze uciekałam od problemów. Z powodu tego, że za mnie ginęły niewinne osoby. I z powodu wszystkich, którzy jeszcze ucierpią w przyszłości. Przezemnie.

Wtedy coś przyszło mi do głowy. Podniosłam wzrok i drżące ręce, przykrywając nimi usta, z których chciała umknąć kolejna falaszoku.

– A co, jeśli… a co, jeśli on zabił też Jane? O matko, to musiał byćon!

Jase znów przyciągnął moje ciało do siebie. Choć chciał dobrze, nie mógł mnie teraz uspokoić. Sama próbowałam to zrobić, pozbierać się do kupy, ale im bardziej nabierało to logiki, w tym większą panikęwpadałam.

– Nie ma na to żadnych dowodów, May. To nie jestpewne.

– Jak to nie, Jase! Ja jestem powodem! Ja! – Znów zaczęłam płakać. – Proszę… zostaw mnie. Chciałabym pobyćsama.

Jase nie ruszył się jednak z miejsca. Był tutaj cały czas i najwyraźniej nie zamierzał spełnić mojejprośby.

– Chcę odpocząć. Proszę, Jase…

Słyszałam, jak westchnął. Nie patrzyłam na niego, bo czułam wstyd. Nie miałam odwagi. Nie tylko z powodu tego, co się stało, ale z powodu moich łez. Nie powinnam była przy nim płakać. Przez chwilę jeszcze siedział, aż w końcu wstał. Jego kroki, tłumione przez dywan, były jedynym rozbrzmiewającym dźwiękiem w tympokoju.

– Jak będziesz czegoś potrzebowała, jestem nadole.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, padłam twarzą w poduszkę, wybuchając głośnymszlochem.

Nie wiedziałam, ile tak leżałam. Nie miałam siły w ogóle wstać, ruszyć się czy wydobyć z siebie głosu. Widziałam przez okno, jak słońce podążało swoją rutynową drogą, jak liście powiewały na wietrze i drzewa porozumiewały się tylko sobie znanym językiem natury. Wyobrażałam sobie, że chodzę po tym lesie z Sophie. Że ona wciąż żyje, jest uśmiechnięta i szczęśliwa. Było mi z tym łatwiej. Czułam się wtedy lepiej. Tak samo wtedy, gdy spałam, a gdy się budziłam, myślałam. Potem znówzasypiałam.

Jase przyniósł obiad, kiedy powoli zapadał zmierzch. Zapalił lampkę przy łóżku i spojrzał na mnie ze zmartwieniem. Leżałam na boku, tępo wpatrując się raz w niego, raz w przestrzeń zanim.

– Zjedz chociaż obiad, May. Nawet kanapek nie tknęłaś, które ci wcześniejprzyniosłem.

Ze zdziwieniem zerknęłam na dwa talerze. Na jednym leżały faktycznie dwie kromki chleba z sałatą, pomidorem i serem, a nadrugiej…?

– Co to jest? – wychrypiałam.

Jase uśmiechnął siępółgębkiem.

– To są polskie pierogi. Nieco różnią się od tych chińskich i są nawet lepsze. Moja babka mnie ich nauczyła. W środku jest farsz zmięsem.

Odkaszlnęłam.

– Twoja babka jestPolką?

– Tak. Teraz ma też obywatelstwo amerykańskie. Przeprowadziła się tutaj ze względu na mojego dziadka. W Polsce się wychowała i mieszkała do trzydziestego trzeciego roku życia – wyjaśnił.

– Dobry masz kontakt zbabcią?

Pokiwałgłową.

– Często odwiedzam dziadków. Szczególnie jeździłem do nich jako nastolatek. Lubiłem słuchać jej opowieści o Polsce i patrzeć, z jaką miłością i szacunkiem darzy ten kraj. Czasami widzę, że tęskni. Rzadko miała okazję odwiedzać swoją rodzinę z Europy – wyznał szczerze, a jego mina była wręczgrobowa.

Nie dopytywałam się, bo po jego wyrazie twarzy domyśliłam się, że raczej niechętnie by mi powiedział na ten temat coś więcej. To najwidoczniej jakaś grubsza sprawa, którą nie powinnam sięinteresować.

– A Leo? Co z moim bratem? Steve? Czy on wie? Rozmawiałeś z nim? – zmieniłam temat. – Co zAnabelle?

Jase założył ramiona napiersi.

– Leo jest na dole, ogląda bajkę. Steve wszystko wie. Gdy pojechaliście do mieszkania Sophie, miałem złe przeczucia. To wydawało się aż nazbyt dziwne. Wsiadłem do samochodu chwilę po was, a Mara obiecała zająć się gośćmi. Wszyscy rozumieli. Steve upierał się, że chce jechać ze mną, bo też się o ciebie martwi. No i zabrałem go ze sobą. – Westchnął. – Obydwaj nie spodziewaliśmy się tego, co tam zastaniemy. Tak naprawdę to Steve zaproponował, abym cię zabrał zCharleston.

– A reszta? – dopytywałamsię.

– Bardzo ci współczują tego, co się stało, i obiecali pojawić się na pogrzebie, żeby pożegnać Sophie. – Zamilkł.

Oboje zatonęliśmy we własnych rozmyślaniach. Wpatrywałam się tępo w środek łóżka, próbując ogarnąć chaos w mojej głowie i skleić wszystko w jedną całość. Otrząsnęłam się dopiero, gdy Jasewstał.

– Zjedz to, skarbie. Chociażby spróbuj dla własnego dobra. – Pocałował mnie w czoło i pospieszniewyszedł.

Nie tknęłam obiadu, aż do późnego wieczora. Potem tak zaburczało mi w brzuchu, że wciągnęłam wszystkie pierogi co do jednego. Przy ostatnim dopiero zorientowałam się, jak dobre one były. Bardzo dobre. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie jadłam, więc nie miałam porównania, ale te to niebo w gębie. Dodatkowo pochłonęłamkanapki.

Gdy talerze zostały puste, wstałam i postanowiłam przejść się na dół, żeby je zanieść. Przez leżenie cały dzień w łóżku bolały mnie mięśnie. Jako że byłam w samych szortach i za dużej koszulce, które ktoś musiał zabrać z mojego mieszkania, owinęłam się kocem, a dopiero później wyszłam z sypialni. Na korytarzu samoistnie włączyły się światła. Zanim dotarłam do schodów, dojrzałam cztery pary drzwi, w tym do pokoju, w którym koczowałam. Wiele elementów wystroju było z drewna – podłogi, schody, balustrada i większa część mebli – mimo to elegancja i nowoczesność zostałyzachowane.

Kuchnię zauważyłam od razu w momencie, kiedy postawiłam gołe stopy na ciepłych panelach. Odstawiłam brudne naczynia, wyjrzałam zza ściany na niewielki stół, przy którym siedział Jase, oraz salon, w którym mój braciszek oglądał bajkę. Odetchnęłam z ulgą, widząc go tutaj całego izdrowego.

Przysiadłam obok do Jasego wpatrującego się ze skupieniem w ekran laptopa. Był tam jakiśprojekt.

– Bardzo smakowały mi te pierogi. Dobrze gotujesz – odparłam, nie wiedząc, od czego zacząćrozmowę.

– Dziękuję, ale moje akurat nie umywają się do pierogów mojej babci. Jak spróbujesz, będziesz wiedziała, o czym mówię. – Uśmiechnął się, skupiając wzrok namnie.

– Myślisz, że kiedyś będę miała okazję spróbować? – zapytałam niepewnie. – W sensie tych twojejbabci.

– Oni bardzo chcą cię poznać. Wiele już o tobieusłyszeli.

Czułam, jak moje policzki zalewał gorący rumieniec. Przez chwilę gapiłam się na niego jak głupia, po czym spuściłam wzrok, skubiąc szewspodenek.

– To są dziadkowie od strony twojego taty? Po nich odziedziczyłeśfirmę?

– Tak – odparł.

– Emm… mógłbyś nieco więcej mi o tym opowiedzieć? O C&T – zaryzykowałam.

Przypatrywałam się jego reakcji. Wyraz twarzy miał nieodgadniony. Choć spiął mięśnie, wzrok pozostawił łagodny. Zastanawiał się. Upił łyk kawy, nie spieszył się zopowieścią.

– Jesteśmy ogromnym deweloperem działającym na całym świecie. Kupujemy grunty, przygotowujemy je pod inwestycje, robimy projekty architektoniczne, a potem pod czujnym okiem naszych inżynierów i branżystów firma budowlana stawia budynek wart miliony dolarów: apartamentowce, drapacze chmur, biurowce, hotele. – Wzruszył ramionami. – Nicspecjalnego.

– I… co? Później to sprzedajecie? Wcześniej myślałam, że jesteście po prostu firmą architektoniczną – odparłam skołowana. – W sensie, zanim poznałam prawdę. – Odchrząknęłam.

Jase uśmiechnął się zrozbawieniem.

– Jesteśmy wszystkim naraz. To duża korporacja. Mamy w całej firmie zastępy ludzi. – Spojrzał na mnie znad okularów, które miał na nosie. – Czasami sprzedajemy, czasami sami tym dysponujemy. Zależy.

– A nad czym teraz tak pracujesz? – Zerknęłam na ekran. W ogóle nie rozumiałam, o co w tymchodziło.

– Tworzę projekt przebudowy ogromnego oceanarium na Florydzie. Jakiś czas temu przyszedł do mnie klient, obecnie współudziałowiec. Kupiliśmy cały teren, niedługo zaczną się tam prace budowlane. – Odwrócił do mnie laptop. – To będzie największe i najbardziej futurystyczne akwarium w całych Stanach. Mnóstwo gatunków morskich zwierząt; wielkie zbiorniki wodne; tunele podwodne; ekspozycje dotyczące wszystkiego, co jest związane z morzem; parki; hotel; restauracje; atrakcje. – Gdy to mówił, jego oczy błyszczałyekscytacją.

Słuchałam z zainteresowaniem, przeskakując wzrokiem od twarzy Jasego do ekranu laptopa. Byłam zachwycona pomysłem, a raczej już nie pomysłem, tylko planem. Ba, byłam niemal tak samo podekscytowana jakon.

– Wiesz już, kiedy będzie wielkieotwarcie?

– Możliwie jak najszybciej, ale prace trochę potrwają. Sam nie mogę się go doczekać. Morze i oceany od zawsze mnie fascynowały, więc wahałem się chwilę, nim sięzgodziłem.

Oparłam podbródek na ręce. Tym samym mój wzrok pobiegł do Leo, który wciąż siedział samotnie na kanapie, nawet chyba nie zdając sobie sprawy, że wyszłam w ogóle z sypialni. Wizja kolorowego oceanarium rozpłynęła się w szarej mgle mojego umysłu. Zastąpił ją bezbrzeżnysmutek.

Palce Jasego delikatnie chwyciły za mój podbródek i skierowały wzrok na jegotwarz.

– W porządku? Spochmurniałaś – stwierdził.

– Jak czuje się Leo? – zapytałam cicho. – Czy jużwie?

Zrobiwszy zbolałą minę, pokiwałgłową.

– Powiedziałem mu, jak tylko tutaj dojechaliśmy. Bardzo przestraszył się twojego zachowania w samochodzie i niemal wymusił na mnie, bym mu wszystkowyjaśnił.

Bez słowa wstałam z miejsca. Podeszłam do kanapy i usiadłam obok Leo. Z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w bajkę, dłonie zacisnął na kolankach. Kiedy wyczuł moją obecność, przełknął głośnoślinę.

– Braciszku? – zapytałamniepewnie.

Wtedy coś w nim chyba pękło. Wpadł w moje ramiona, wybuchając głośnym płaczem. Nigdy nie widziałam, żeby płakał tak bardzo. Nawet podczas pogrzebu Jane. Śmierć dwóch bliskich dla niego osób to było już za dużo. Przytuliłam go mocno i trzymałam w ryzach. On zbyt wiele przeszedł, jak na takiego dzieciaka. Jak mogłam mu tego oszczędzić? Zrobiłabym wszystko, aby nie musiał przez to przechodzić. Zrobiłabym wszystko, aby zdjąć z niego wszelkie cierpienie i smutek. Bolały mnie jego łzy oraz świadomość, że śmierć Sophie była moją winą. Próbowałam udawać silną dla Leo i nie płakać, tak jak on nie płakał dla mnie, gdy umarła sąsiadka. To on mnie wtedy pocieszał, wspierał, więc teraz ja powinnam pomóc jemu, ale kolejna rana na sercu wzbudziła kolejną falę łez. Pozwoliłam wypłynąć tylko kilku, które skapnęły na wstrząsaną spazmami szlochu głowębrata.

– Tak bardzo za nimi tęsknię, May… Takbardzo…

– Ja też, braciszku – szepnęłam, bojąc się, że mój głos się przy nimzałamie.

Przeczesałam palcami jego włosy. Tuliłam Leo do siebie i prosiłam, aby przestał płakać. Powtarzałam mu te same słowa, które on niecałe dwa miesiące temu powtarzałmi.

– Gdyby Bóg i aniołki istniały, nie zabierałyby nam kolejnych osób! – zapłakałgłośno.

Przełknęłam gulę wgardle.

Nie waż się uronić kolejnych łez, May! Zrób to dla swojego brata, bądź silna! – krzyczałam do siebie wmyślach.

Miałam szczerą ochotę dać sobie w twarz lub uszczypnąć się wrękę.

Może to pomogłoby mi wziąć się wgarść.

Leo płakał przez dłuższy czas, aż w końcu zasnął ze zmęczenia w moich ramionach. Chciałam zanieść go na górę, ale Jase mnie uprzedził. Wziął go na ręce i ruszył ku schodom, posyłając mi pocieszającyuśmiech.

Nawet nie zauważyłam, jak ciemno się zrobiło. Telewizor został wyłączony, światła w salonie również. Jedyną łunę dawał księżyc na niebie zaglądający do domku przez okno. Pobiegłam do przedsionka i wyjrzałam przez niewielką szybę. Widziałam Melvina kręcącego się po podjeździe, rozmawiał z kimś przez telefon. W czarnym samochodzie siedział ktoś jeszcze, prawdopodobnie ten drugi ochroniarz. Próbowałam uspokoić rozszalałe serce. Sprawdziłam, czy drzwi są zakluczone. Były, więc pobiegłam do salonu. Widok na patio zasłoniłam kremowymi zasłonami. Dwa noże leżące na blacie w kuchni schowałam do szuflady. Dopiero potem poszłam na górę, odprowadzana przez włączające się przez czujniki ruchu lampki zamontowane naścianach.

W korytarzu przed sypialnią spotkałam Jasego wychodzącego z pomieszczeniaobok.

– Gdzie Leo? Myślałam, że śpi ze mną – powiedziałamcicho.

Bez słowa położył dłoń w dole moich pleców i poprowadził nas dośrodka.

– Położyłem go w pokoju za ścianą. Tam spał też wczoraj. W nocy bardzo się rzucałaś przezkoszmar.

Pokiwałam głową zezrozumieniem.

– A ty… gdzie śpisz? – zapytałam niepewnie, a moje policzki zapłonęłyrumieńcem.

– Tutaj – odpowiedział, jakby to było dla niego całkiemnormalne.

Przeszedł do garderoby, do której prowadziły drzwi tuż obok kominka. Kiedy wrócił, podał mi piżamę. Wcześniej byłam ubrana w spodnie od dresu oraz zwykły T-shirt. Nawet nie chciałam się zastanawiać, kto mnie przebrał. Wzięłam od niego rzeczy i poleciałam do łazienki, z zawstydzenia nie mogąc nawet spojrzeć mu woczy.

Po kąpieli poczułam się o niebo lepiej. Szybko umyłam zęby, rozczesałam włosy, a potem schowałam wszystko z powrotem do kosmetyczki iwyszłam.

Jase leżał po jednej stronie łóżka oparty o wezgłowie oraz do połowy przykryty kołdrą. Reszta była widoczna i rzucała się w oczy. Musiałam przyznać, jego klatka piersiowa i brzuch robiły wrażenie. Takie typowo kobiece wrażenie. Miał atletyczną budowę ciała, co nie ulegało wątpliwości od momentu, gdy się poznaliśmy. Mięśnie na brzuchu zostały idealnie wyrobione na siłowni. Dużo ćwiczył? Na pewno. Jego włosy były zmierzwione, u niego to akurat nie nowość, a na twarzy miał leniwy uśmiech. Morskie oczy z ekranu telewizora przeniósł na mnie. W książkach nieraz czytałam, że bohaterka, mając przed sobą widok przystojnego mężczyzny w pełnej – lub półpełnej, jak w tym przypadku – krasie, natychmiast stawała jak wryta z utkwionym w niego spojrzeniem, a dodatkowo dostawała dreszczy, wypieków na twarzy i przeżywała wewnętrzny orgazm. Czy ja właśnie pomyślałam o orgazmie? Tak, pomyślałam. Cholera, nie wróżyło todobrze.

Niepewnie podeszłam do swojej połowy, mając nadzieję, że w słabym świetle rumieńce nie będą zbyt widoczne. Włączyłam lampkę stojącą na szafcenocnej.

– Nie będzie ci przeszkadzało światło w nocy? – zapytałam znadzieją.

Przyjrzał mi się ze zdziwieniem, ale potem zdziwienie zastąpiłozrozumienie.

– Nie, absolutnienie.

Uśmiechnęłam się wdzięcznie i odchyliwszy kołdrę, weszłam do łóżka. Spod niej wyłoniło się udo Jasego i ukazało coś, na czego widokzamarłam.

Blizny. Długie szramy przecinające jego nogę na pół. Skóra wyglądała na poszarpaną i pomarszczoną. Zupełniejak…

Złapałam się za brzuch, kiedy wspomnienia zaczęły przelatywać przed moimi oczami. Każde kolejne było coraz gorsze. Miejsce, za które się trzymałam, nagle zabolało, jakby ono również sobieprzypomniało.

Alkohol.

Strach.

Butelka.

Szkło.

Wszędziekrew.

Ból.

– May, wszystko w porządku? – Słyszałam jak przez mgłę, lecz nie byłam w stanie się poruszyć ani oderwać wzroku od jegonogi.

Serce waliło jak oszalałe i nie potrafiło zwolnić. Dostałam silnych dreszczy, a żołądek zacisnął się w supeł. Nie mogłam oddychać. Brakowało mi tchu. Tlen. Potrzebowałam tlenu. Traciłam kontrolę nad własnym ciałem, a wspomnienia mnożyły się i mnożyły. Pamiętałam mój krzyk tamtej nocy. Czasami jeszcze nawiedzał mnie we śnie. Pamiętałam przerażenie i to, że nic nie byłam w stanie zrobić. Pamiętałam bezradność i walkę, którą przegrałam. Nikt mi nie pomógł. Nikt mnie nie uratował. Pamiętałam też drogę do szpitala. Kamienie wbijające się w moje bose stopy, chłód na ciele oraz ból głowy uderzającej o chodnik, kiedy upadałam, wykrwawiając się donieprzytomności.

Nagle mgła zniknęła, a ja wpatrywałam się w zmartwioną twarz Jasego. Mówił coś, ale w uszach jeszcze słyszałam swój przerażony krzyk. Oczami wyobraźni wciąż widziałam krew. Wstałam chwiejnie z łóżka z pomocą Jasego i natychmiast puściłam się biegiem do toalety, gdzie zwymiotowałam wszystko, co dzisiaj zjadłam. On podtrzymywał mi włosy i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nieraz zdarzyło się, że musiałam myć je dwa razy w ciągu jednego wieczoru, bo niechcący zabrudziłamkońcówki.

W końcu torsje ustały. Podciągnęłam się do pozycji stojącej, aby po chwili powłóczyć nogami do umywalki i ponownie umyć zęby. Jase milczał. Ja również, bo nie miałam siły na jakąkolwiek rozmowę. Zresztą z niczego nie musiałam się mutłumaczyć.

Przez zawroty głowy usiadłam na rozgrzanych kafelkach. Oparłam się o ściankę wanny i odetchnęłam. Mimo że przespałam pół dnia, czułam takie zmęczenie, jakbym co najmniej przebiegłamaraton.

– Czy to blizny po wypadku? – wycharczałam. Gardło nie chciało ze mnąwspółpracować.

Spojrzałam na Jasego. Wpatrywał się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy i skrzyżowanymi na piersi ramionami. Szczęki miał zaciśnięte, przez co rysy mu się wyostrzyły. Wyglądał teraz o wiele surowiej. Opierał się bokiem o framugędrzwi.

– Tak, po wypadku. Liczę na to, że za jakiś czasznikną.

– Nie ma szans. – Zaśmiałam się niewesoło. – Żywiłam taką nadzieję dobrych kilkalat.

Zmarszczył brwi. Jego mina byłanieprzenikniona.

– O czym ty mówisz? – zapytał aż nazbytspokojnie.

Podciągnęłam lekko koszulkę, odsłaniając niewielki fragment skóry na brzuchu. Poharatanej. Szpetnej. Naznaczonej nazawsze.

Jase wypuścił ze świstem powietrze. Przeczesał palcami włosy, a potem podszedł do mnie i ukucnął naprzeciwko tuż przy moich, teraz już podciągniętych do piersi, kolanach. Był w szoku. Jak każdy, gdy to widział. Wiedziałam, co zaraz nastąpi. Co zaraz zobaczę w jego oczach. Obrzydzenie.

– Czy to ma związek z twoimi rodzicami? – zapytałnagle.

Spojrzałam na niego, spinając się. Na wzmiankę o nich miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Co mu, do diabła, strzeliło do głowy, żeby pytać akurat o nich? Czy wiedział? Wiedział, co się kiedyś stało? Skoro w niedzielę przyznał, że mnie sprawdzał, znał datę moich urodzin, choć wcale mu o niej nie mówiłam… niewykluczonym było, że znałprawdę.

Przełknęłam gulę wgardle.

– Skąd takiewnioski?

– Nasza pierwsza wspólna kolacja, kiedy wystraszyłaś się na wzmiankę o nich. Albo to, że mieszkasz sama z młodszym bratem i praktycznie się z nimi nie kontaktujesz. Nie jesteś skłonna do wyjaśnień. A ja, tak się składa, jestem dobrym obserwatorem. – Uniósł brwi w oczekiwaniu na mojąodpowiedź.

Jeśli myślał, że teraz cokolwiek mu powiem, grubo się mylił. Naprawdę nie miałam ochoty tego roztrząsać. Jase nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym czy wtedy nie zdałby sobie sprawy, że byłam zbyt problematyczna? Kto by chciał mieć dziewczynę z takimi stanami lękowymi, prześladowcą na głowie i trudną przeszłością w pakiecie? Raczej nikt. A gdzieś przecież musiała być jakaś granicawytrzymałości.

– Nie jestem gotowa, aby o tym rozmawiać – odpowiedziałam.

Jase przyglądał się jeszcze przez moment mojej twarzy, a potem wstał i pomógł mi siępodnieść.

– Chodźmy już spać – zaproponował.

Przytaknęłam. Chciałam go minąć i pójść pierwsza, on jednak mnie zatrzymał, odwracając ku sobie. Spojrzałam w jego oczy, których kolor oraz zmienność odcieni wciąż mnie zachwycały. Odsłaniał teraz przede mną niemal wszystko. Nie widziałam w nich obrzydzenia ani niechęci. Nie widziałam w nich również odrzucenia czy potępienia. Były tylko bezbrzeżna czułość oraz coś, czego w dalszym ciągu nie potrafiłam zidentyfikować. Czułam zaś, że nie jest to nic negatywnego. Powinnam odetchnąć zulgą?

– Ufasz mi, May? – zapytałpoważnie.

– Ufam ci – odpowiedziałam od razu i bezzająknięcia.

Jase pocałował mnie w czoło. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało, przymykając z westchnieniem oczy. Przebiegł palcami wzdłuż mojego kręgosłupa, czym wywołał przyjemne dreszcze i mimowolny chichot. Po chwili odsunął się nieznacznie i poprowadził nas dołóżka.

Czułam siędziwnie.

Nigdy nie spałam z mężczyzną pod jedną kołdrą, a co więcej, nigdy w objęciach. On jednak nie miał oporu, aby przytulić mnie od tyłu i przyciągnąć do siebie. Jego ciepły dotyk, oddech i ciało nie pozwoliły na głębsze analizowanie tej sytuacji. Zasnęłammomentalnie.

Rozdział 2

W nocy obudziło mnie silne uderzenie w bok, przez które całe powietrze uszło mi z płuc. Jase rzucał się przez sen? Nie, to było cośgorszego.

On miałkoszmar.

Jego czoło zalał pot, a rozchylone usta wyrzucały z siebie przerażone jęki, skowyt bólu i jakieś niezrozumiałe słowa, jakby wołanie opomoc.

Cokolwiek mu się przyśniło, nie mogło być niczymprzyjemnym.

Potrząsnęłam jego ramieniem raz, potem drugi i trzeci. Zamiast jednak się obudzić, zaczął szybko oddychać, wręczdusić.

– Jase? – szepnęłam. – Jase, otwórz oczy. To tylko koszmar. Otwórzoczy.

Tym razem mnie posłuchał. Jego powieki uniosły się nagle, aż odskoczyłam, wystraszona.

Jeszcze przez chwilę miał zamglone tęczówki, jakby wciąż poniekąd tkwił we śnie. Przytuliłam go, gładząc rozpalony i mokrypoliczek.

– Co ci się śniło? Jesteś przerażony, Jase… – zapytałam z nieskrywanymzmartwieniem.

Nabrał ze świstem powietrza do płuc, a następnie również objął mnie ramionami, wtulając jeszcze bardziej w swojąpierś.

– Wypadek – wyznał. – Zresztą, już nie pierwszy raz. W kółko to samo. Jadę samochodem i nagle huk. Wszędzie widzę krew. Czasami nawet zdarza się, że…

Gdy urwał w połowie zdania, zerknęłam na jego utrapioną twarz i czekałam. Wyglądał, jakby ze sobą walczył. Chciałam go jakoś pocieszyć, dodać mu otuchy, ale z własnego doświadczenia wiedziałam, że to niepodziała.

– Zdarza się, że na miejscu pasażera ktoś siedzi. Najczęściej to jesteś ty, ale poza tym śnią mi się także mama, Amy, a raz nawet Jessica. Zawsze jednak ta osoba nie żyje – powiedział cicho, przytulając mnie jeszcze mocniej, jakby bał się, że nagle stąd zniknę. Jakby koszmar miał okazać sięprawdą.

– Jase, jestem tu. Cały czas tu jestem i nigdzie się nie wybieram. – Chwyciłam jego policzki w dłonie i zaskakując samą siebie, nagle mocno pocałowałam, by dać mu wyraźny dowód na potwierdzenie własnychsłów.

Przez jakiś czas leżeliśmy w milczeniu w swoich objęciach. Nie mieliśmy potrzeby rozmawiać. Ja kreśliłam wzorki na jego nagiej piersi, a on powolnymi ruchami przeczesywał mojewłosy.

W końcu pod wpływem tej pieszczoty zasnęłam i obudziłam się dopiero rano. Jasego jednak obok niebyło.

Wstałam, żeby go poszukać. Narzuciłam na siebie bluzę, którą znalazłam w garderobie, a potem wyszłam z sypialni. Zajrzałam jeszcze do Leo. Spał słodko, rozwalony niemal na całym łóżku. Uśmiechnęłam się, lekko przymykając drzwi. Wtedy dopiero zeszłam po schodach na parter. Wciągnęłam do płuc piękne zapachy roznoszące się wokół i zajrzałam do kuchni, a na widok, który tam zastałam, zaschło mi wgardle.

Wiedziałam, że Jase gotuje. Ale że gotuje bez koszulki, jużnie.

Ten widok robił na mnie piorunujące wrażenie i bez cienia wątpliwości wciąż będzie robił. Jase stał na lekko rozstawionych nogach, a mięśnie jego ramion falowały, gdy podrzucał coś na patelni. Włosy miał zmierzwione po śnie, a oczami, które iskrzyły rozbawieniem, wpatrywał się teraz wemnie.

Już chciał coś powiedzieć, ale go wyprzedziłam, zanim walnąłby najgorszym, najbardziej oklepanym tekstem naświecie.

– Tak, podoba mi się ten widok, nie musisz pytać. – Machnęłam na niego ręką i zacisnęłam usta w wąską linię, próbując stłumić głupawyuśmiech.

Jase roześmiał się wgłos.

– Skąd pewność, że chciałem akurat o to zapytać? – Uniósł brwi. – Tak się składa, że nawet mi to do głowy nieprzyszło.

Jasny gwint! Czułam, jak czerwienieją mipoliczki.

Gratulacje, May. Następnym razem po prostu się nie odzywaj – pomyślałam.

Pokręciłam głową i zrobiłam taką minę, jakbym co najmniej pogryzła cytrynę. Nawet nie spojrzałam mu w oczy, gdy mówiłam, że przygotuję stół do śniadania. Rozłożyłam talerze i kubki, które Jase wcześniej przygotował nablacie.

– Co jest na śniadanie? – zapytałam, by przerwać niezręczną ciszę. No, jak dla mnieniezręczną.

– Jajecznica – odpowiedział poprostu.

Zapachy dochodzące z kuchni chyba obudziły Leo, bo zjawił się na dole chwilę później. Wciąż wyglądał na przygnębionego, a pod oczami miał wory od płaczu. Mój humor automatyczniepadł.

– Siadaj do stołu. Za moment będzie śniadanie – zwróciłam się do brata, który krzątał się w tę i z powrotem, nie wiedząc, co ze sobązrobić.

Poszłam za nim i zajęłam wolne miejsceobok.

– Jak zjecie, ubierzcie się ciepło, bo zabieram was na mały spacer. Przyda się wam trochę świeżego powietrza – rzekł Jase i upił łykkawy.

Leo pobiegł na górę zaraz po tym, jak wsunął całą swoją porcję. Podziękowałam za śniadanie. Powoli zaczęłam zbierać naczynia i znosić je do zmywarki. Jase mi pomógł, sprzątaliśmy w ciszy. Miałam całe brudne dłonie. Akurat kiedy wkładałam je pod ciepłą wodę, silne ręce objęły mnie w talii i przytuliły mocno. Czułam się jak pluszowy miś. Dosłownie. Czy każda dziewczyna tak się czuła, będąc wzwiązku?

Stop.

Czy my w ogóle byliśmy w związku? Dreszcz niepokoju przebiegł mi po kręgosłupie. Odsunęłam od siebie temyśli.

– Jak się czujesz? – zapytał, drapiąc kilkudniowym zarostem mójpoliczek.

Westchnęłam.

– Wiadomo coś nowego w sprawie… Sophie? – Z trudem przechodziło mi to przez gardło. – Dzwoniłdetektyw?

– Najpierw mi powiedz, jak się czujesz – nalegał.

Odwróciłam się przodem do niego. Jego ręce spoczęły na blacie po obu moich stronach, a naszych twarzy nie dzieliło wiele. Spojrzałam mu prosto w oczy, uparcie stojąc przy swoim pytaniu. On również nie miał zamiaru ulec. Był równie stanowczy. Mierzyliśmy się wzrokiem przez dobre paręnaście sekund, aż niewytrzymałam.

– Lepiej. – Odchrząknęłam. – Choć raczej szybko nie przestanę tęsknić. To moja pierwsza prawdziwa przyjaciółka… Kiedy pojawiłam się na uczelni na rozmowie w maju i składałam tam papiery, natknęłam się na Sophie, która zaproponowała, że mnie trochę oprowadzi. Od tamtej pory wiele mi pomagała. Gdyby nie ona, nie wiem, jak bym się odnalazła w tym wszystkim – wyznałam cicho, przygryzając mocno wargę, aby nie wypuścić z oczułez.

– A pani McDonald i Steve? – dopytywał sięJase.

Byłam mu wdzięczna, że nie okazywał mi współczucia ani litości. Nienawidziłam tego, bo wywoływało to u mnie jeszcze głębszysmutek.

– Ich poznałam zaraz po przeprowadzce. Jane… – westchnęłam – znała mojego ojca od dziecka, to ona załatwiła nam to mieszkanie. Tak mi powiedziała. Dała mi też pracę w księgarni, uczyłam się obsługiwać kasę, głównie rozkładałam książki. Rzadko jednak obsługiwałam klientów. Jane była niezwykle spostrzegawcza, szybko mnie rozgryzła i któregoś dnia przyszła, kazała mi usiąść obok siebie, a potem o wszystkim opowiedzieć. Cały czas trzymała mnie za rękę, pozwoliła się wypłakać, wyrzucić z siebie to, co leżało mi na sercu. Od tamtego czasu oprócz Sophie była mi najbliższą osobą, taką drugą mamą. Na początku narzucałam dystans, szczególnie jeśli chodziło o Steve’a. On i Jane zdawali się torozumieć.

Jase pokazał, bym kontynuowała, najwyraźniej zaciekawiony tąhistorią.

– Potem jakoś samo wyszło. – Wzruszyłam ramionami. – Steve stał się dla mnie jak brat. Co niedzielę przychodziłam z Leo do nich na obiad, aż ustanowiliśmy to naszą tradycją. – Uśmiechnęłam się delikatnie na te wspomnienia. – W tym momencie trudno jest się nam spotkać. W sensie mnie i Steve’owi. Głównie ze względu na okoliczności. Po prostu chyba nie możemy uwierzyć, że jej już z nami nie ma. Jane była wspaniałą kobietą, wyjątkową. A teraz jeszcze odeszła Sophie… to przecież takie nierealne… – Oparłam czoło o pierśJasego.

Jego dłoń gładziła mnie po plecach, wywołując przyjemne, odprężającedreszcze.

– Może chcielibyście skonsultować się z psychologiem? Ty i Leo? – zapytałostrożnie.

Nawet nie chciałam o tym słyszeć. To najgorsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych. O ile były jakieśinne.

– Nie ma mowy, Jase. – Pokręciłam głową, ocierając szybko rękawem bluzy kilka łez, które jednak uciekły spod powiek. – Teraz ty powiedz, czy dzwonił detektyw – szybko ucięłam tamtentemat.

Westchnął i popatrzył mi woczy.

Minę miałnieprzeniknioną.

– Dzwonił detektyw. Ponoć jest coś nowego w sprawie, ale nie chciał nic powiedzieć. Musimy przyjechać na komisariat, jak tylko wrócimy doCharleston.

– Nie możemy jechać już dzisiaj? To nie powinnoczekać.

– Chcę, żebyś odpoczęła od tego. – Odgarnął mi zagubione kosmyki z czoła. – Nie po to cię tutaj zabrałem, żebyśmy mieli zaraz wracać i znów się z tym mierzyć. Mało kto wie o tym miejscu, jesteście w nimbezpieczni.

– Skoro dom stoi w środku lasu… to jakim cudem masz tu zasięg? – bąknęłam.

– Po drugiej stronie jeziora jest niewielkie miasteczko, a niedaleko stąd publiczna plaża i droga. Wcale nie znajdujemy się aż tak głęboko w lesie. – Pocałował mnie w czubek głowy. – A teraz leć się ubrać. Zarazwychodzimy.

Przytaknęłam, a potem wyminęłam go i pobiegłam do sypialni. Pospiesznie włożyłam czarne spodnie oraz czarny golf z długim rękawem, włosy związałam w kitkę i już po chwili byłam z powrotem na dole. Leo wkładał buty, a Jase rozmawiał z kimś przez telefon. Kiedy mnie zauważył, oznajmił, że musi kończyć. Rozłączyłsię.

– Ochrona będzie szła za nami – poinformował.

Zmarszczyłam brwi, jednocześnie skołowana i zaniepokojona. Nie podobało mi się to. Nie podobał mi się również sposób, w jaki topowiedział.

– Mówiłeś, że tutaj jesteśmy bezpieczni, że nic nam niegrozi.

– I nie kłamałem. Ostrożności jednak nigdy za wiele. Wolałbym, aby byli wpobliżu.

Pokiwałam głową. Po chwili całą trójką wyszliśmy z domu, przed którym czekał uśmiechnięty Melvin wraz z innym mężczyzną, którego nieznałam.

– Pozwól, że przedstawię ci mojego wspólnika, który aktualnie czuwa nad panem Callowayem – odezwał się Melvin. – To jestJack.

Uśmiechnęłam się, gdy Jack podał midłoń.

– Miło poznać – powiedziałam.

Jego oczy zostały przysłonięteokularami.

– Mnierównież.

Jase zamienił z nimi jeszcze kilka słów, a potem ruszyliśmy wyjeżdżoną ścieżką pomiędzy drzewami. Leo wydawał się zadowolony tą formą spędzania czasu. Wreszcie twarz rozświetlił mu uśmiech, energia nagle do niego wróciła, bo zaczął biegać tu i tam. Nie odrywałam od niego wzroku, aby przypadkiem się nie zgubił. Czułam przyspieszone bicie serca, jakiś wewnętrzny, dziwny niepokój. Próbowałam tego zbytnio nie okazywać. Przebywanie na dworze w miejscu, gdzie praktycznie nie było ludzi, przyprawiało mnie o dreszcze. Może i szła za nami ochrona, ale w momencie, gdy ktoś pociągnąłby za spust, nic nie zdążyliby zrobić. Właśnie. W dodatku jeszcze ich życie zostałoby narażone. Już dwie osoby zginęły. O dwie za dużo. Kto w takim razie był następny? Bałam się o tymmyśleć.

– Wszystko w porządku, May? Straszniezbladłaś.

Spojrzałam na zaniepokojoną twarzJasego.

Ostatnio on także za dużo się martwił. Dokładałam mu tylko problemów. Nie dość, że miał na głowie całą firmę i pracę, to jeszczemnie.

Westchnęłam.

– Tak, ale… czy nie powinieneś być w pracy? Gdyby nie ja, zapewne siedziałbyś teraz wfirmie.

– Będę z tobą szczery. – Skrzywił się, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem. – Mój dziadek nie jest zadowolony, że ostatnio rzadko pojawiam się w biurze, ale rozumie sytuację. Nie powiedziałem mu wszystkiego, rzecz jasna, ale tę znaczącą część już tak. Pozwolił mi prowadzić firmę zdalnie, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy i przyczyny śmierci Sophie. Zresztą jest jeszcze Oliver – mój wspólnik – który tymczasowo zajmuje się najważniejszymi realizacjami projektów, a ze mną kontaktuje się w raziekonieczności.

– Trochę mam wyrzuty sumienia, że cię od tego odciągam. – Pochyliłam głowę. Nagle moje poruszające się stopy zrobiły się bardzo ciekawe. – Domyślam się, ile to czasu i pracy pochłania. I że nie możesz tego zaprzepaścić. Mówimy tu o twoim życiu, przyszłości. – Postarałam się stłumić poczucie winy wgłosie.

Jase zatrzymał nas na moment, oglądając się jeszcze, czy Leo był w pobliżu. Potem spojrzał namnie.

– Nie przejmuj się tym, dobrze? Wiem, co robię. Firmie nic się nie stanie, gdy nie będzie mnie przez kilka dni. – Posłał mi pocieszający uśmiech i lekko uścisnąłramię.

Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Następnie ruszyliśmy dalej i dotarliśmy do niewielkiego portu. Jako że był listopad, niewiele osób się tu kręciło. Dźwięk uderzania wody o brzeg przyjemnie łagodził moje nerwy. Ciaśniej okryłam się kurtką, bo wiatr wiał tutaj znacznie silniej niż pomiędzy drzewami. Most zatrzeszczał, kiedy na niego weszliśmy. Z daleka widziałam niewielki, drewniany domek stojący na końcu plaży, z którego wyszedł mężczyzna w kamizelce, kapeluszu, przytrzymując go ręką, aby nie zwiał, i z wędką w ręku. Jase pokiwał mu ręką, a rybak odmachał. Najwyraźniej on zajmował sięportem.

– Wchodźcie do Anny – odezwał się Jase, przyciągając mojąuwagę.

– Anny? – Zmarszczyłambrwi.

– Na cześć mojej babki. Ma na imię Anna – wyjaśnił.

– Śliczna tałódź.

To nie była zwykła łódź, tylko prawie jacht. Największa ze wszystkich cumujących tutaj, górowała nad nimi wysokim masztem. Była biała ilśniła.

Jase wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wejść, potem to samo zrobił z Leo. Przysiadłam na ławeczce, zgrzytając zębami. Nie wiedziałam, czy długo tu wytrzymam. Chwilę później dołączyły chłopaki. Mój brat zachwycał się dosłownie wszystkim, co znajdowało się na łajbie. Szczególnie sterem. Stanął przy nim i udawał, żekieruje.

Nagle poczułam, jak opada na mnie coś miękkiego. Jase narzucił mi na ramiona koc, który najprawdopodobniej wyciągnął z otwartego kosza stojącegonieopodal.

– Mówiłem, żeby ciepło się ubrać – skomentował moje szczękającezęby.

Przewróciłamoczami.

– Skąd wziąłeś te wszystkie rzeczy? Nie miałeś ich ze sobą, kiedy tuszliśmy.

– Gdy się przebierałaś, przygotowałem mały prowiant. Ochrona przywiozła go nałódź.

„A co, oni są służącymi, że mają to za nas nosić?” – chciałam zapytać, ale w porę ugryzłam się w język i nic niepowiedziałam.

Odbiliśmy od brzegu i płynęliśmy w kierunku drugiej stronyjeziora.

Leo pomagał we wszystkim Jasemu, jak mógł. To coś przyniósł, to mu podał, to zawiązał jakiś supeł. Jase w miarę możliwości tłumaczył mojemu bratu istotne rzeczy lub pokazywał, jak taki węzełzrobić.

Podoba mi się ten widok – przyznałam nieskromnie wmyślach.

Uśmiechałam się pod nosem i tak naprawdę częściej spoglądałam na nich niż na krajobrazdookoła.

– Głodna? – Jase podszedł do koszyka, pocierając dłońmi o siebie, aby je rozgrzać, i wyciągnął kanapki oraztermos.

– Herbata czy kawa? – zapytałam.

– Herbata. – Podał mi kubek oraz zawiniątko zjedzeniem.

Po jeziorze pływaliśmy jeszcze paręnaście minut, a potem powoli wracaliśmy do brzegu. Byliśmy zmarznięci. Przy porcie czekał czarny SUV, który podrzucił nas do domku, mimo że do przejścia mieliśmy raptem kilkadziesiąt metrów. Nie protestowałam jednak, bo sama chciałam znaleźć się jak najszybciej w ciepłympomieszczeniu.

Kiedy wróciliśmy, Jase rozpalił ogień w kominku, a Leo pobiegł na górę pod pretekstem przebrania się i poczytania książki. Miał tu ze sobą książkę? Czy w tym domku była biblioteczka, a ja o tym nie wiedziałam? Musiałam jeszcze dzisiaj wypytać o toJasego.

Może ja znajdę sobie zajęcie na wieczór? – zastanawiałamsię.

Ostatnio prawie w ogóle nieczytałam.

Stanęłam przy oknie, akurat gdy lunął deszcz. Dobrze, że szybciej skończyliśmy wyprawę. Inaczej do domu weszlibyśmy oprócz że zmarznięci, to w dodatku przemoknięci. Zagwarantowalibyśmy sobie niezłeprzeziębienie.

– Wszystko dobrze? – zapytał Jase, kładąc dłonie na mojej talii tak delikatnie, że prawie ich niepoczułam.

Spojrzeliśmy na siebie w odbiciuszyby.

– Nie musisz cały czas o to pytać, Jase – odparłam łagodnie. – Skoro wciąż stoję na nogach, to jest dobrze – dodałam pół żartem, półserio.

Zbliżył się nieznacznie, aż poczułam jego oddech w pobliżu swojego ucha. Skrzyżowałam ramiona na piersi, która uniosła się, drżąc. Przysunął policzek i lekko podrapał mnie swoim zarostem, jednocześnie wywołując ciarki na ramionach. Przymknął powieki i nabrał powietrza. Kiedy otworzył oczy, dostrzegłam, że pojawiły się w nich ogniki. Intensywność spojrzenia Jasego zwiększyłasię.

– Martwię się – wyznał. – Momentami wyglądasz tak smutno, twój wzrok jest tak smutny i udręczony… a ja czuję się bezradny, bo nie wiem, jak te wszystkie negatywne emocje z ciebie zabrać. – Przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Tak blisko, że jego klatka piersiowa mocno przylegała do moich napiętych jak struna pleców. Musnął ustami rozgrzany policzek, a ja niekontrolowaniewestchnęłam.

– Jase, czy my jesteśmy parą? – wypaliłam ni stąd, ni zowąd. Odwróciłam się w jego ramionach, by móc zobaczyć jegoreakcję.

Tego się po sobie nie spodziewałam, ale to pytanie dręczyło mnie już od czasu imprezy halloweenowej i nie dałam rady się teraz powstrzymać. Nie w chwili, gdy napięcie między nami wzrastało corazbardziej.

Co się stało, to się nie odstanie – pomyślałam.

Emocje na twarzy Jasego zmieniały się jak w kalejdoskopie. Jego oczy były zatopione w moich i wyglądało na to, że nawet nie miały zamiaru zmieniać kierunku patrzenia. Chyba przestałam oddychać. Tak mi się wydawało. Mimowolnie oblizałam spierzchnięte usta, a jego wzrok zapłonął pragnieniem. Mężczyzna zacisnął palce na moich biodrach, ale nie boleśnie. Wręcz przeciwnie, delikatnie. Rysy twarzy Jasego wyostrzyły się. Miałam wrażenie, że toczył ze sobą jakąś bitwę. Walczył z pokusą pocałowania mnie? A może zastanawiał się nad odpowiedzią? Z tej mieszanki emocji przelewającej się w jego oczach nie byłam w stanie wyczytać kompletnie nic. Zero.

Gdy chciałam się cofnąć, nie pozwolił mi nato.

– Mam nadzieję, że to, co za chwilę zrobię, da ci wystarczającąodpowiedź.

Wtedy mnie pocałował. Ale to nie był pocałunek z rodzaju tych słodkich i czułych, którymi zazwyczaj obdarzał moje usta. Był to namiętny, pożądliwy pocałunek odbierający zdolność myślenia, poruszania się i oddychania. Jego ręce błądziły dosłownie wszędzie, pełzały po mojej sylwetce jak mrówki. Raz pojawiły się na policzkach, przytrzymując je nieco, potem na szyi i ramionach, które gładził swoimi knykciami. Pozostawiał tym dziwne uczucie odrętwienia, szlak ciepła docierający do każdego zakamarka mojego ciała. Jego wargi były wręcz sfrustrowane, desperacko prosiły o więcej, a ja starałam się dać im od siebie tyle, ilemogłam.

Kiedy otrząsnęłam się z chwilowego otumanienia, sama sięgnęłam rękami do jego koszulki i pociągnęłam za jej krawędź, by znaleźć się jeszcze bliżej niego. Potem badałam nimi każdy twardy mięsień na brzuchu Jasego. Czując mój dotyk, spinały się, co było tak samo niesamowite, jakprzerażające.

Ja byłam przerażona tym, co czułam. Tym, że pragnęłam więcej i więcej. Tym, że nie mogłam wręcz się od niego oderwać. Nowe doświadczenie przenikało mnie do głębi. Jak to ogarnąć? Jak to opisać? Po prostu się niedało.

Zastygłam nieruchomo, gdy Jase oderwał usta od moich i ruszył ścieżką pocałunków przez mój policzek, do brody i szyi. Posunęliśmy się dalej niż dotychczas. Nie powstrzymywałam go, nagle zaś opanował mnie tak silny niepokój, że zaczął przyćmiewać nawet pragnienie. Przełknęłam głośno ślinę, chcąc to od siebie odpędzić, a potem jeszcze nieco bardziej odchyliłam głowę, by dać mu lepszy dostęp. Musnął językiem miejsce, w którym bił mój puls. Mimowolnie jęknęłam pod nosem. Czułam wszechogarniającą przyjemność dzięki jego bliskości i jednocześnie porażający strach wspomnień oraz doświadczeń z przeszłości. Nie wiedziałam już, którego z nich powinnam się trzymać. Moje ciało robiło, co chciało, walcząc z umysłem o prawo głosu. Serce biło szybko, za szybko, a oddech niekontrolowanie przyspieszał. Kiedy jednak zaczęłam się dusić, pomyślałam, czy to na pewno tylko przezJasego.

W końcu jego ręce wślizgujące się pod moją bluzkę przeważyły szalę. Nabrałam tak głębokiego oddechu, że niemal się nim udławiłam. Gorąco wywołało pot na skórze, szara mgła powróciła, przywodząc ze sobą najmroczniejsze wspomnienie. Rozmyta twarz Jasego przekształciła się w inną. W twarz, której bałam się od ponad czterech lat, która przychodziła do mnie nawet we śnie, nie chcąc zostawić wspokoju.

Tenmoment.

Jeden moment, który zmienił we mniewszystko.

Dotykające mojego brzucha dłonie nie należały już do Jasego. Te trzymające mnie obecnie były natarczywe, wręcz brutalne. Uparcie ściskały moje żebra, a potem niżej, powodując siniaki i ból. Czułam go. Właśnie teraz. Był tak silny, że odbierał dech wpiersiach.

Oddech. Cuchnący alkoholem i papierosami. Buchał mi prosto wtwarz.

Siłą torował sobie drogę do moich ust, które nie chciały pozwolić na jakikolwiekkontakt.

Próbowałam się wyrwać, ale on trzymał mnie zbyt mocno. Był silniejszy. Większy.

Krzyczałam. Błagałam. Prosiłam.

A z każdym kolejnym słowem na policzek spadało następne siarczysteuderzenie.

– May! May, ocknijsię!

Głos próbował przedrzeć się przez gęstą mgłę mojego umysłu. Tak gęstą jak nigdy przedtem. Każdy by w niej zabłądził i nie znalazłby już drogi do wyjścia. Ta część mózgu, która jeszcze w miarę kontaktowała, odganiała dym, krzycząc, żebym wreszcie sięogarnęła.

Wtedy ciemna mgłazniknęła.

Znów stałam w przestronnym salonie w domku w lesie. Dyszałam ciężko. Błądziłam wzrokiem niczym szaleniec. Szukałam punktu zaczepienia. Przerażenie ściskało mnie w całym ciele. Czyjeś ręce złapały za moje policzki. Spojrzałam w wystraszone oczy Jasego, który coś mówił. Ruszał ustami, ale nic nie słyszałam. Nie potrafiłam z nich nic wyczytać. Odskoczyłam jak poparzona na kontakt z jego skórą i uciekłam do sypialnianej łazienki, po czym zamknęłam się odśrodka.

Zjechałam po drzwiach na ziemię, a potem rozpłakałam się jak małedziecko.

Dlaczego przytrafiało się to właśnie mnie? Co ja takiego zrobiłam, że strach zawsze przezwyciężał wszystko inne? Raniłam tym nie tylko siebie, ale i najbliższych, bo całkowicie się przed nimi zamykałam. Co było ze mną nietak?

– May! Otwórz te drzwi, do cholery jasnej! – Usłyszałam wściekły krzyk Jasego po drugiejstronie.

Wstrząsnął mnądreszcz.

Przez chwilę nie reagowałam. Wciąż siedziałam na ziemi, a łzy same płynęły po policzkach. Wsłuchiwałam się w jego głos. Pragnęłam pobyć sama, lecz kiedy Jase zagroził, że jeśli za moment nie otworzę, on wejdzie tu siłą, wstałam, otarłam mokrą twarz i wpuściłam go dośrodka.

Wpadł tutaj jakszalony.

Zmierzył mnie od góry do dołu, sprawdzając, czy nic mi nie jest. Fizycznie niebyło.

– Dlaczego… Co się stało? Zrobiłem coś nie tak? – Minę miał grobową. Nie. Udręczoną, jakby obwiniał siebie o to, co sięwydarzyło.

Uparciemilczałam.

W końcu nie wytrzymał ikrzyknął:

– Powiedz mi! Chyba mam prawo po czymś takim wiedzieć, co siędzieje!

Spuściłam wzrok. Nie przeszłoby mi to przez gardło. Gdybym mu powiedziała, odszedłby. Wtedy dopiero by zobaczył, jak naprawdę byłam zniszczona od środka. Że nie warto marnować na mnie czasu. Że nie jestem dostatecznie dobra dla niego i nie chce być z kimś takim jak ja. Ile razy już to słyszałam. Jase też miał swoje potrzeby, które musiał spełniać. Które chciał spełniać. Ale w tym sęk, że ja nie mogłam mu w tym pomóc. Próbowałam, ale nie mogłam. Nie potrafiłam mu tego dać. Prawdopodobnie nigdy nie będępotrafiła.

– Nie jestem na to gotowa – wydusiłam, znów na niegopatrząc.

Ostatnio to była moja stałaśpiewka.

Jase cofnął się z wściekłym wyrazem twarzy. Szczęki miał mocno zaciśnięte, rysy wyostrzone, a wzrok chłodny i zdystansowany. Nienawidziłam tego chłodu. A jeszcze bardziej, gdy kierował go domnie.

Nagle rozbrzmiał huk, a dopiero po chwili dotarło do mnie, że pięść Jasego wylądowała na framudze drzwi. Tak. Był wkurzony. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Patrzyłam więc tylko, ledwo stojąc na nogach pośrodkułazienki.

Odetchnął, a potem powiedział spokojnie, zbytspokojnie.

– Chcę ci pomóc. Czuję przeklętą bezradność, bo nie wiem, jak mam to zrobić, jeśli mi nic nie mówisz. Martwię się, a ciebie to najwyraźniej nie obchodzi. – Wyprostował się i wyszedł złazienki.

Po chwili usłyszałam trzaśnięciedrzwiami.

Upadłam na ziemię z głośnym zawodzeniem. Dusiłam się nim, dławiłam. Tym razem nie byłam w stanie gopowstrzymać.

Poczołgałam się do sypialni, a następnie do łóżka. Nie miałam nawet siły iść sprawdzić, co u Leo. Wtuliłam się w poduszkę i po prostupłakałam.

Rozdział 3

Tonęłam w swoich łzach przez długie godziny, aż w końcu zasnęłam i obudziłam się dopiero nad ranem. Z nadzieją, że Jase leżał obok i spał, podniosłam się dosiadu.

Druga strona łóżka była pusta oraz zimna. Idealniezaścielona.

Nie wszedł tu nawet namoment.

Gdzie spędziłnoc?

Bolały mnie głowa i serce. W dodatku czułam się podle. Będąc w łazience, nie mogłam spojrzeć w lustro. Brzydziłam się sobą. Raniłam wszystkich. Traciłam wszystkich, którzy są mi bliscy. Czemu? To najgorsze pytanie, jakie sobie kiedykolwiek zadałam. Znalezienie odpowiedzi było równie trudne, co znalezienie igły w stogu siana. Zanim uległam pokusie stłuczenia tafli, wyszłam stamtąd. Ubrałam się po domowemu w legginsy i koszulkę, a potem otworzyłam drzwi na korytarz. Wstrzymałam oddech, nasłuchując. Nic. Kompletna cisza. Pojechał gdzieś? Zostawił mnie tu samą z Leo? Sprawdziłam w jego pokoju, ten jednak wciąż spał. Zeszłam więc na dół. Pusto.

Znów miałam ochotę płakać. Czy w ogóle mogłam? Czy ciało było w stanie gromadzić tyle łez? Gdyby nie okoliczności, sama zaczęłabym się o siebie martwić. Szczerze współczułam Jasemu, że musiał się ze mnąużerać.

Żeby się czymś zająć i nie błądzić w myślach, zrobiłam śniadanie – omlet z pomidorem, serem mozzarella oraz oliwkami. Lekkie, ale pożywne i smaczne. Zaparzyłam również kawę, jakby Jase jednak postanowił sięzjawić.

Zapachy ściągnęły do kuchni zaspanego Leo. Usiadł przy blacie, ziewającprzeciągle.

– Głodny? – zapytałam z niemrawymuśmiechem.

– Bardzo. Co przygotowałaś? – Przetarł oczy i spojrzał na talerz, który przed nim postawiłam. – Omlet! Robisz pyszneomlety.

– W takim razie musisz zjeść wszystko. – Odwróciłam się w momencie, gdy woda w czajniku się zagotowała. – Herbaty?

– Owocowej, poproszę.

Zmarszczyłambrwi.

– Skąd wiesz, że jest tu herbataowocowa?

– Jase mi ją zrobił wczoraj wieczorem. – Wzruszył ramionami. – Sobie zresztą też. Rozmawialiśmy chwilę, a potem poszedł do swojegogabinetu.

Czyli zaszył się w gabinecie. Pracował? Całą noc? Miałam nadzieję, że się niezamęczył.

Wyrzuty sumienia coraz bardziej mnie zżerały. Próbowałam sobie wmówić, że dobrze zrobiłam, nic mu nie mówiąc. Uspokajałam się tym, że wkrótce mu przejdzie, pozłości się i znów będzie tak jakwcześniej.

Prychnęłam w myślach na swoją głupotę. Przecież nie chodziło o byle co. Nigdy przedtem Jase nie zachowywał się w ten sposób. Nie to, żeby nie miał powodu. Bo miał. I ja doskonale zdawałam sobie z tegosprawę.

Byłam po prostutchórzem.

Bałam się wyznać mu prawdę. Bałam się kolejnego odrzucenia, a po tym wszystkim tego już bym chyba nie zniosła. W mojej głowie panował zupełny chaos, totalny mętlik. Nawet swojego omleta spaliłam, bo nie potrafiłam sięskupić!

Pisnęłam pod nosem i zabrałam patelnię z płyty indukcyjnej. Zakryłam twarz rękoma, stojąc pośrodku zadymionej kuchni. Co się ze mnądziało?!

– Pokłóciliście się? – wypalił nagleLeo.

Spojrzałam na niego, niemo prosząc, aby nie zadawał mi teraz takichpytań.

Otworzyłam okno, a potem ściągnęłam brata ze stołka i wyprowadziłam go z talerzem i herbatą dosalonu.

– Włączyć ci jakąś bajkę? Może razem coś obejrzymy? – zaproponowałam.

– Króla Lwa? Zabrałem płytę z domu! – ucieszyłsię.

Na smutki tylko jeszcze bardziej dołująca bajka Disneya! Super! Nie potrafiłam mu jednakodmówić.

***

Do południa Jase siedział w gabinecie. Co on robił tam tyle czasu? Wyszedł dokądś w nocy i byliśmy sami z Leo? Miałam nadzieję, że nie… Jak o tym pomyślałam, strach ściskał mi wnętrzności. W takim razie jak ja będę funkcjonować we własnym mieszkaniu, kiedy wrócimy do Charleston, w dodatku ze świadomością, że Teija miała do niego dostęp? Wprawdzie nie wiadomo, jak przedstawiała się sytuacja po wymianie zamków, ale podejrzewałam, że skoro bez problemu otworzył poprzednie, a w