Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ambra, dziedziczka jubilerskiej fortuny, kupuje na aukcji w Nowym Jorku platynowe tiary, które okazują się królewskimi klejnotami. Brakuje im jednak ważnego elementu – brylantu o bardzo charakterystycznym kształcie. Ambra przy pomocy babci Svevy podejmuje poszukiwania. Trop wiedzie do Albanii…
Trójka bohaterów wyrusza do Tirany.
Jaki związek z klejnotami ma żyjący w XV wieku albański bohater narodowy – Skanderbeg?
Kim jest tajemniczy rywal z licytacji kroczący ich śladem?
I jak skończy się wyprawa pełna niebezpieczeństw i nieoczekiwanych zwrotów akcji?
Pierwsza książka Weroniki Umińskiej „Klejnot z Bizancjum” wyróżniona została tytułem „Najlepszej książki jesieni 2021 roku” w kategorii „z historią w tle” w plebiscycie serwisu Granice.pl.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Valentino
Nowy Jork
– Brawo! Wspaniały zakup! – Marc Everett pogratulował Ambrze Azzurri sukcesu w licytacji.
Siedzieli w pierwszym rzędzie głównej sali nowojorskiej siedziby Domu Aukcyjnego Sotheby’s. Everett znał Ambrę, odkąd jeszcze jako dziecko regularnie przybywała wraz z rodzicami – właścicielami rzymskiego salonu jubilerskiego Azzurri Gioielli – do Nowego Jorku na odbywające się z początkiem roku aukcje kamieni szlachetnych i biżuterii. W tamtych czasach był młodym absolwentem Wydziału Historii Sztuki Uniwersytetu w Oxfordzie i rozpoczynał pracę w waszyngtońskim Smithsonian Institution – jednej z najbardziej szanowanych instytucji muzealnych na świecie. Ambra stała teraz na czele rodzinnej firmy, po tym jak kilka miesięcy wcześniej odniosła wielki sukces, prezentując debiutancką kolekcję autorskiej biżuterii. Natomiast Everett pełnił od kilku lat funkcję dyrektora działu klejnotów Smithsonian’s.
Ambra weszła właśnie w posiadanie wystawionego na tegorocznej aukcji zestawu próbek marmurów. Na zbiór składało się kilkadziesiąt bajecznie kolorowych kamieni. Wszystkie równo przycięte do regularnych kostek tej samej wielkości leżały podpisane w szufladkach małej komódki z fornirowanego orzecha włoskiego. Całość przykrywał blat z karraryjskiego marmuru. Takie zestawy były rodzajem ekskluzywnej pamiątki. Bogaci zagraniczni turyści chętnie przywozili je z włoskich wojaży w XIX wieku. Decydując się na ten zakup, Ambra dobrze wiedziała, co robi! W głowie miała już gotowy pomysł na kolejną kolekcję biżuterii. Zgodnie z przyświecającym jej rodzinnej firmie hasłem: „Dove l’idea incontra la tradizione” – „Gdzie pomysł spotyka tradycję” planowała zaprojektować biżuterię wykonaną w technice mikromozaiki. Ta starożytna metoda była bardzo chętnie wykorzystywana przez włoskich artystów w XIX wieku[1]. Z mikroskopijnych kostek różnobarwnych kamieni układali wizerunki rzymskich zabytków, scenki rodzajowe i inne motywy. Pięknie oprawione stanowiły później dekorację oryginalnej biżuterii. Ambra nie chciała jednak ograniczyć się do kopiowania starych wzorów. Postanowiła, że tę szlachetną antyczną technikę wykorzysta do ułożenia nowych dekoracji, nawiązujących do współczesnych Włoch! Planowała, że miniaturowe mozaiki zdobiące zaprojektowaną przez nią biżuterię będą ukazywać najnowszą architekturę włoskiej stolicy. Zamiast wizerunku placu Świętego Piotra czy Koloseum chciała pokazać na przykład Audytorium projektu Renzo Piano albo już kultową choć dopiero wznoszoną, zaprojektowaną przez Zahę Hadid siedzibę Muzeum MAXXI[2]. Poza współczesnymi rzymskimi landmarkami na mikromozaikach projektu Ambry swoje miejsce miały też znaleźć rozpoznawalne na całym świecie symbole nowoczesnych Włoch, takie jak kultowy skuter Vespa albo nawet... słoik Nutelli! Ambra wiedziała, że zakupiony przez nią przed momentem XIX-wieczny próbnik kolorowych marmurów, wystawiony na witrynie jubilerskiego salonu jej rodzinnej firmy, sprawdzi się fantastycznie jako reklama najnowszej kolekcji, którą planowała zaprezentować światu pod nazwą „Grand Tour”.
– Dziękuję. Wygląda na to, że mam to, po co przyjechałam! – Ambra zaczęła się już zbierać, gdy zdziwiony Everett spytał: – Ale jak to? Nie czekasz na koniec aukcji?
– Myślałam, że aukcja się już skończyła... – Aby się upewnić, zajrzała jeszcze do katalogu licytacji. Tak jak myślała, jako ostatni wystawiony tego dnia na sprzedaż figurował w nim zakupiony przez nią przed momentem zestaw próbek marmurów.
– Zobacz tu! – Everett wyciągnął z kieszeni marynarki telefon i na stronie Domu Aukcyjnego Sotheby’s szybko odnalazł internetową wersję katalogu licytacji, w której brali właśnie udział. W ostatnim momencie, już po wydrukowaniu katalogu, do aukcji włączono jeszcze jeden przedmiot, a właściwie dwa...
Na ekranie komórki Everetta ukazało się zdjęcie dwóch identycznych tiar.
– Mogę? – Ambra sięgnęła po telefon Everetta.
– Oczywiście! Proszę.
– One są niesamowite! Ile diamentów! Co to jest? – spytała. Srebro?
– Nie, to nie srebro. Obie tiary są platynowe.
W tym momencie spojrzenia Ambry i Everetta się przecięły. Jako znawcy biżuterii obydwoje wiedzieli, co to oznacza. Pomijając rynkową wartość kruszcu, dużo wyższą od srebra, platyna była też świetnym datownikiem wykonanych z niej klejnotów. Tego szlachetnego materiału zaczęto używać do produkcji biżuterii dość późno. Miało to związek z jego temperaturą topnienia. O ile złoto i srebro topią się w stosunkowo niskich temperaturach, które można było uzyskać nawet w prostych, stosowanych już w starożytności paleniskach, o tyle platyna była bardziej wymagająca. Przełomem w jej obróbce stało się wynalezienie pod sam koniec XVIII wieku tak zwanej mieszaniny piorunującej[3], którą jubilerzy zaczęli stosować w palnikach. Powszechniej zaczęto z nich korzystać dopiero z początkiem XX wieku. Dlatego też, mając do czynienia z wykonaną z platyny biżuterią, z dużą dozą pewności można stwierdzić, że została wykonana najprawdopodobniej w latach dwudziestych lub trzydziestych ubiegłego wieku. To wtedy była najbardziej popularna. Biały metal idealnie pasował do eleganckiego, charakteryzującego tamte lata stylu art déco.
– Widzę, że wpadły ci w oko! – zauważył Everett.
– Są przepiękne! – przyznała Ambra.
– Sam bym je kupił dla naszego muzeum, ale już wyczerpałem limit na tę aukcję. Dla ciebie to chyba jednak nie powinno stanowić problemu – prawda?
– Nie, cena nie stanowi problemu. Poza tym obydwoje wiemy, że wartość tego rodzaju klejnotów może tylko pójść w górę. Trudno sobie wyobrazić lepszą lokatę kapitału. Gdybym się zdecydowała na zakup, na pewno na nich nie stracę, ale... Zawsze gdy kupuję kamienie lub nawet gotowe klejnoty, to po to, by wykorzystać je w nowych projektach. Tych tiar jednak nie ośmieliłabym się nigdy przerobić. One są świadkami swojej epoki. Zasługują na to, by pozostały takimi, jakie są. Poza tym na pewno stoi za nimi jakaś historia...
– Całkowicie się zgadzam i wiesz, jak bardzo szanuję takie podejście do historycznych klejnotów. Szkoda, że nie wszyscy jubilerzy wykazują się taktem i poszanowaniem dzieł swoich poprzedników.
– Masz na myśli Van Cleef & Arpels?
– Na przykład! To, czego się dopuścili z diademem Marii-Luizy, woła o pomstę do nieba![4]. Ale takie praktyki są na porządku dziennym nawet teraz. Pamiętasz, jak Laurence Graff kupił rok temu Niebieski Diament Wittelsbachów?
– Oczywiście, że pamiętam! To była licytacja dziesięciolecia!
– Od tego czasu nikt diamentu nie widział, ale... krążą wieści, że Graff nosi się z zamiarem jego przeszlifowania albo nawet już to zrobił.
– To skandal! Jakby nie wystarczyło mu, że historyczny diament nosi teraz jego imię!
– Niektórym najwyraźniej to nie wystarcza... Licytacja za chwilę się zacznie. Podjęłaś już decyzję, czy weźmiesz udział?
– Sama jeszcze nie wiem... Te tiary w zasadzie nawet nie przypominają stylu naszej firmy. Są platynowe. My od zawsze do produkcji klejnotów wykorzystujemy wyłącznie 24-karatowe żółte złoto. Tiary dekorowane są przeźroczystymi brylantami. My po diamenty nie sięgamy prawie nigdy! A jak już, to po kolorowe i zawsze obrobione w formie kaboszonów, a nie jak te z tiar – fasetowane! Te tiary nie mają nic wspólnego z bizantyjskim stylem Azzurri Gioielli, a jednak... Coś takiego w nich jest, że... Tak! Wezmę udział w licytacji!
– Dobra decyzja!
– Ale wcześniej jeszcze cię wykorzystam!
– Jestem do twoich usług!
– Co wiesz o tych tiarach?
– Szczerze mówiąc... bardzo niewiele. Ich pochodzenie jest nieznane. Na rynku antykwarycznym wypłynęły niedawno. To, że nie zostały uwzględnione w drukowanej wersji katalogu aukcyjnego, nie jest raczej przypadkiem. Z tego co wiem, Sotheby’s do końca wahał się, czy je wystawić... Nie wiadomo, kto je wykonał i do kogo wcześniej należały, ale zapewniam cię, że klejnoty takiej klasy nie mogły wyjść spod ręki byle kogo. Jestem przekonany że za ich realizacją stoi któryś z najwybitniejszych jubilerów okresu międzywojennego.
– Obstawiasz kogoś konkretnego? Tiffany? Harry Winston? Oscar Heyman & Brothers?
– Jako Amerykanin i jako specjalista od amerykańskich klejnotów znam dobrze produkcję i styl naszych jubilerów. Nie sądzę, żeby te tiary wyszły z któregoś z amerykańskich warsztatów. Moim zdaniem zarówno ich zleceniodawców, jak i twórców należy raczej szukać po drugiej stronie Atlantyku...
– W Europie? – zdziwiła się Ambra, która do tego momentu była przekonana, że ma do czynienia z amerykańskimi klejnotami. Dlaczego tak sądzisz?
– Widzisz te inkrustowane diamentami dekoracje w kształcie liści dębu, w dolnej części tiar?
– Tak.
– Wyglądają na motyw heraldyczny.
– Masz rację! U nas we Włoszech dąb widnieje w herbach rodu della Rovere i Chigi... Rafael, malując Juliusza II, nawet zwieńczeniom oparcia fotela, na którym siedzi ukazany na jego obrazie papież, nadał kształt żołędzi, aby podkreślić, że ten pochodzi właśnie z rodu della Rovere i w jego herbie figuruje wizerunek dębu.
– Dokładnie to mam na myśli! Po takie motywy nigdy nie sięgano przypadkowo... One zawsze o czymś świadczą. Najczęściej odnoszą się do osoby, której głowę tiara miała zdobić, do jej pochodzenia, rodziny... A gdzie jest najwięcej rodzin mogących się poszczycić tytułem arystokratycznym i własnym herbem jak nie na Starym Kontynencie? Zastanawia mnie jednak coś jeszcze...
– Co takiego?
W centralnej części tiar... Tam gdzie normalnie umieszcza się główny i najwyższy, wieńczący całą kompozycję element zdobniczy... Tu go nie ma!
– Masz rację! Wygląda, jakby czegoś brakowało... Jakby kompozycja była niepełna...
– I zapewne również i to nie jest przypadkowe. Podobnie jak to, że tiary są dwie! Po co komuś dwie identyczne tiary? Coś się za tym musi kryć. I pewnie jest to fascynująca historia, która tylko czeka, aż ktoś ją rozwikła!
– Ladies and Gentlemen, rozpoczynamy licytację ostatniego punktu programu dzisiejszego dnia – rozległ się głos prowadzącego aukcję. Dwie platynowe tiary zdobione brylantami. Cena wywoławcza – 300 tysięcy dolarów. Czy mam jakieś oferty?
Z samego końca sali ktoś dał znak, że jest gotów zapłacić taką cenę.
– 300 tysięcy po raz pierwszy.
Tymczasem do aukcji włączały się kolejne osoby zainteresowane tajemniczymi tiarami.
– 320 tysięcy od Nataszy Josupow reprezentującej klienta z Rosji.
Ambra wciąż jeszcze wstrzymywała się z dołączeniem do licytacji. Wcześniej chciała się zorientować, kto bierze w niej udział. Świat klientów aukcji kamieni szlachetnych jest bardzo hermetyczny. Wszyscy się znają, choć niektórzy robią wiele, aby ich tożsamość jako kupujących nie została ujawniona. Znając jednak gusta głównych graczy, osoby z tego środowiska są w stanie szybko się zorientować, kim jest licytujący, nawet jeśli korzysta z pomocy pośrednika, któremu w czasie aukcji przekazuje dyspozycje przez telefon. Ambra nie miała wątpliwości, którego rosyjskiego oligarchę reprezentuje Natasza Josupow. Gdy kilka lat temu pojawił się na arenie kupujących ekskluzywne klejnoty, od razu można było zauważyć jego predylekcję do biżuterii art déco. Olbrzymi budżet, jaki mógł przeznaczyć na swoją kolekcjonerską pasję, wpłynął nawet na nagły wzrost cen klejnotów z tego okresu. Najwyraźniej zdał sobie z tego sprawę i wolał kupować przez pośredników.
– 360 tysięcy od Williama Changa reprezentującego klienta z Hongkongu.
Do aukcji dołączali kolejni gracze, w większości dobrze Ambrze znani. Czasami zdarza się, że licytujący korzysta z pomocy osoby trzeciej, mimo że sam jest obecny na aukcji. Nie chcąc ujawnić swoich personaliów, siedzi dyskretnie w sali i dzięki ukrytej w uchu słuchawce pozostaje w kontakcie z występującym w jego imieniu pracownikiem Domu Aukcyjnego.
– 380 tysięcy od pana z tyłu sali. 400 tysięcy od Salmy al-Jasin reprezentującej klienta ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Ambra uznała, że przekroczenie bariery 400 tysięcy dolarów jest najlepszym momentem na włączenie się w licytację. Dyskretnym ruchem głowy dała znać, że deklaruje chęć podbicia stawki.
– 420 tysięcy od pani Ambry Azzurri.
William Chang przekazał, że jego klient rezygnuje z dalszego udziału w aukcji.
– 440 tysięcy od pana z tyłu sali.
Informację o odstąpieniu od licytacji przekazała również reprezentująca klienta z Półwyspu Arabskiego Salma al-Jasin. Pozostali już tylko trzej gracze. Bardziej niż dobrze znany rosyjski miliarder, którego najprawdopodobniej reprezentowała Natasza Josupow, Ambrę intrygował tajemniczy licytujący z końca sali. Próbowała dyskretnie go dojrzeć, ale z pierwszego rzędu, w którym siedziała, w panującym w pomieszczeniu półmroku nie było to łatwe.
– 460 tysięcy od pani Ambry Azzurri.
Na tym etapie licytacji również Natasza Josupow przekazała licytatorowi informację, że rezygnuje. Ambrę ciekawiło coraz bardziej, kim jest drugi licytujący.
– 480 tysięcy od pana w ostatnim rzędzie.
W sali dało się odczuć atmosferę wyczekiwania, kto wytrzyma do końca i przelicytuje rywala. Czy cena tiar przekroczy pół miliona dolarów? Wszyscy byli ciekawi...
– 500 tysięcy od pani Ambry Azzurri.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Napięcie gęstniało. Przyglądający się z ciekawością aukcyjnemu pojedynkowi zamarli w oczekiwaniu na jego rezultat, ale z tyłu sali, skąd spodziewano się kolejnego podbicia stawki, nie pojawił się żaden znak...
– 500 tysięcy po raz drugi...
Prowadzący aukcję spojrzał wymownie w stronę tajemniczego licytującego, ale bez efektu...
– 500 tysięcy po raz trzeci!
Głośnym uderzeniem drewnianego młotka aukcjoner przybił ofertę Ambry!
– Moje gratulacje! Szczęśliwą nabywczynią tiar jest pani Ambra Azzurri. Po aukcji zapraszam w celu dopełnienia formalności związanych z zakupem.
– Spokojnie, są warte każdego z tysięcy, które za nie zapłaciłaś – Everett szepnął do ucha lekko oszołomionej Ambrze.
Ale bardziej niż to, czy przepłaciła, czy nie, Ambrę interesowało co innego... Kim był drugi licytujący?
– Poczekasz tu na mnie? – Ambra zwróciła się do Everetta. Chciałam podziękować mojemu rywalowi za godną walkę. Wszyscy dawno zrezygnowali, a on wciąż licytował. Zasługuje na gratulacje.
Ambra wśród okazywanych jej wyrazów uznania mijała kolejne rzędy krzeseł sali aukcyjnej. Rozglądała się, próbując zorientować się, kto z obecnych w pomieszczeniu jest tajemniczym licytującym, którego przed chwilą pokonała. W pewnym momencie przystanęła. Nie miała wątpliwości... To był on... Kilka metrów od niej stał mężczyzna mniej więcej pięćdziesięcioletni. Rozmawiał przez telefon. Niezbyt głośno, ale mimo to w jego głosie dało się wyczuć wzburzenie.
– W jakim języku on mówi? – zastanawiała się.
Próbowała się wsłuchać w egzotycznie brzmiące słowa mężczyzny. Z jednej strony wydawało się jej, że już coś podobnego słyszała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Poza rodzimym włoskim całkiem nieźle władała kilkoma głównymi językami europejskimi. Dzięki częstym podróżom po całym świecie w poszukiwaniu najpiękniejszych kamieni szlachetnych, których mogłaby użyć w projektowanych przez siebie kolekcjach biżuterii, osłuchana była również z językami z bardziej odległych stron. Rozpoznanie brzmienia hindi, hebrajskiego, arabskiego czy nawet syngaleskiego nie stanowiłoby dla niej trudności. A jednak tego języka nie mogła zidentyfikować!
– Co to za język? – zachodziła w głowę... Gruziński? Ormiański? Czeczeński?!
W pewnym momencie tajemniczy mężczyzna zakończył rozmowę. Zamykając połączenie telefoniczne, wykonał jeszcze dziwny gest... Prawą, wolną od telefonu rękę zgiął w łokciu i prostopadle do piersi przyłożył do serca. W tym samym momencie jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Ambry. Na dłuższą chwilę obydwoje zamarli, wpatrując się w siebie. Ambrę przeszedł dreszcz. Odniosła wrażenie, że gdyby mógł, zabiłby ją wzrokiem. Jednocześnie w kącikach jego ciemnobrązowych oczu zauważyła ślady łez... Poczuła, że to nie jest dobry moment na podziękowania, gratulacje ani nawet przedstawienie się. Postanowiła się wycofać...
– Niektórzy ludzie podchodzą zbyt emocjonalnie do aukcji – pomyślała. Gdy nie uda im się wylicytować upatrzonego przedmiotu, wzbiera w nich gniew i poczucie krzywdy.
Zapewne tak właśnie było w przypadku jej tajemniczego rywala. Choć gdy wracała na swoje miejsce, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że tym razem pod zwykłym, uzasadnionym rozczarowaniem kryło się coś więcej...
– A... Jesteś! – ucieszył się na jej widok Everett. Co powiesz na wspólny lunch, aby uczcić twoje dzisiejsze udane zakupy?
– Dziękuję za propozycję! – odpowiedziała Ambra. Ale... Dzisiaj jestem już umówiona.
– Szkoda... W takim razie obiecaj mi coś innego! Amerykańska premiera twojej nowej kolekcji musi się odbyć w Smithsonian’s!
– Masz to jak w banku! Nikt tak nie organizuje prezentacji biżuterii jak wy! I pamiętaj, jak tylko będziesz w Rzymie, koniecznie się odezwij! Spotkamy się na pewno!
– Dziękuję! Było mi bardzo miło cię spotkać – Everett pocałował Ambrę w oba policzki. I... do zobaczenia niebawem. Pozdrów ode mnie babcię i tatę.
Ambra pożegnała się z amerykańskim przyjacielem i udała się w stronę biura Sotheby’s w celu sfinalizowania swoich dzisiejszych zakupów. Po dopełnieniu formalności i wydaniu dyspozycji dotyczących transportu wylicytowanych zestawów opuściła dom aukcyjny. Wsiadła do żółtej nowojorskiej taksówki i pojechała na Park Avenue do hotelu Waldorf Astoria, w którym zwykła się zatrzymywać w czasie każdego pobytu w Nowym Jorku. Dlaczego właśnie tu? Powodów można by podać wiele. Wprawdzie są w tym mieście hotele oferujące więcej udogodnień, ale ściany żadnego innego nie były świadkiem tylu historycznych wydarzeń co właśnie Waldorf Astoria, a Ambra od choćby nawet najbardziej luksusowych, ale anonimowych wnętrz zawsze bardziej ceniła sobie miejsca z historią.
Przypisy