Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Od ciebie zależy, jakie będziesz mieć życie. A może być ono naprawdę cudowne!
To nie jest książka, która ma cię nauczyć, jak żyć. Bo tego nauczy cię samo życie. Ta książka może dodać otuchy, a czasem nawet i rozbawić. Jeśli się wahasz – wskaże właściwy kierunek. Jeśli się boisz – natchnie odwagą. Jeśli zbytnio przejmujesz – podpowie, co jest naprawdę ważne, a co niewarte ani chwili twojej uwagi.
Wszyscy jesteśmy uczniami w szkole życia i choć zwykle nie brak nam dobrych chęci – niektóre lekcje okazują się dla nas za trudne. Część z nich przegapiamy lub ignorujemy. Inne niewłaściwie interpretujemy. W efekcie cierpimy, błądzimy lub powtarzamy wciąż te same błędy. A przecież życie chce od nas tylko jednego: byśmy je pokochali – takim, jakie jest. I byśmy przeżyli je najlepiej, jak tylko potrafimy.
Psycholożka Katarzyna Miller wspólnie z dziennikarką Joanną Olekszyk w 24 rozmowach-lekcjach poruszają tematy bliskie każdemu z nas: problem z poczuciem własnej wartości, samotność w związku, lęk przed bliskością, sztywność w relacjach, nieumiejętność wyznaczania granic, głód akceptacji, bolesne dzieciństwo czy dawne urazy. Tłumaczą, skąd się wzięły i jaką rolę mają do odegrania. Radzą, by spojrzeć na nie w nowy sposób i włożyć trochę wysiłku w zmianę swojego myślenia (pomogą w tym praktyczne ćwiczenia pod koniec każdego rozdziału).
Ostatecznie to tylko od ciebie zależy, jakie będziesz mieć życie. A może być naprawdę cudowne!
Katarzyna Miller
Najsłynniejsza polska psycholożka. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu. Psychoterapeutka z kilkudziesięcioletnią praktyką terapeutyczną w zakresie terapii indywidualnej, małżeńskiej i grupowej. Ukończyła psychologię i filozofię na UW. Treningu psychologicznego i prowadzenia psychoterapii uczyła się w Ośrodku Synapsis od prof. dr. hab. Kazimierza Jankowskiego, a następnie od rzeszy nauczycieli polskich i zagranicznych (w tym Carla Rogersa). Wykładowczyni na licznych warsztatach rozwojowych dla kobiet. Felietonistka miesięcznika „Zwierciadło”. Autorka i współautorka wielu bestsellerowych poradników, m.in. Chcę być kochana tak, jak chcę, Nie bój się życia, Instrukcja obsługi faceta, Kup kochance męża kwiaty (Wydawnictwo Zwierciadło).
Joanna Olekszyk
Dziennikarka, redaktor naczelna miesięczników „Zwierciadło” i „Sens”. Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa UW. Współautorka książek, m.in. Daj się pokochać dziewczyno (Wydawnictwo Zwierciadło).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 281
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
LEKCJEDOROSŁOŚCI
PODZIĘKUJ RODZICOM
Za życie, za opiekę, za to, kim jesteś. Ale nie dziękuj za to, co było złe, to przepracuj w samotności lub na terapii. Podziękuj rodzicom też w tym sensie, że zwolnij ich z zajmowania się twoim życiem. Bo to już twoje zadanie.
Joasia: Wszyscy chcemy mieć dobre życie, czyli dostatek, spokój i taki rodzaj pewności, że dajemy radę. Że mamy przed sobą jakieś perspektywy, spełniamy swoje marzenia. I zwykle bardzo dużo wysiłku wkładamy w to, by takie życie sobie zbudować...
Kasia: ...a potem nam wybija szambo. Tak strasznie się napracowaliśmy i miało być nam tak dobrze, a nie jest. I o tym mówi jedna z pierwszych życiowych lekcji: „Jeśli chcesz mieć dobre życie, to ono musi być naprawdę twoje”. W tym sensie, że masz przestać się wiecznie oglądać na innych, a zwłaszcza na rodziców. Przestać patrzeć na nich jako na wzorzec albo jako na antywzorzec. Jeżeli dorastając w rodzinnym domu, mówimy sobie: „U mnie nigdy tak nie będzie”, to jest to nieprawda, bo na pewno czasem będzie. Prędzej czy później, w sposób osmotyczny, nauczymy się krzyczeć albo zamiatać problemy pod dywan, kłócić się lub chować urazę, o wszystko się obwiniać bądź robić wyrzuty innym albo za dużo sprzątać, albo nic w domu nie robić. Zdarzyło ci się przyłapać na tym, że to, czego tak nie lubiłaś u swoich rodziców, nagle staje się twoim nawykiem i na przykład czepiasz się partnera o głupoty czy straszysz swoje dzieci?
Zdarzyło mi się nawet przyłapać siebie na tym, że wypowiadam dokładnie takie same słowa jak oni...
No właśnie, to są wszystko odpryski naszego domu rodzinnego, który był, jaki był, i inny nie będzie. I to też trzeba sobie powiedzieć. Po to, by to zaakceptować i w jak najbardziej dorosły i mądry sposób z tym się pożegnać.
Kiedy jest ten najwłaściwszy moment, by się „odpępowić” od rodziców?
Trudno powiedzieć. Są osoby, które mówią: „Wiedziałem, że po maturze muszę się wyprowadzić, nie wiedziałem jeszcze dokąd, ale wiedziałem, że już nie mogę mieszkać z rodzicami”. Można powiedzieć, że to są ludzie, którzy mają dobrą intuicję, a matura rzeczywiście jest dość naturalną cezurą dorosłości, wcześniej raczej trudno jest się usamodzielnić, a przede wszystkim wyprowadzić, dlatego przeważnie do osiemnastki siedzimy w rodzinnych domach. Potem zwykle wyjeżdżamy albo za nauką, albo za pracą. Człowiek wtedy już coś zarabia, dorabia, ma stypendium – uczy się gospodarować pieniędzmi. Ma też własny kąt, wynajmowany wspólnie z kolegami, koleżankami lub narzeczonym – uczy się prowadzić dom. Podejmuje pierwsze samodzielne decyzje dotyczące własnego życia. To wielki test na dojrzałość i samodzielność. Jeśli przegapimy ten moment, to wciąż będziemy ciągnąć za sobą ogon, przez który nie mogą się za nami zamknąć drzwi dzieciństwa. Bo tatuś sobie życzył, żebym poszła na prawo, a mamusia chciała, żebym znalazła sobie porządnego chłopaka. A potem dopytują: „Kiedy dzieci?” albo: „Jak ty możesz mieszkać tak długo sama?”. Krytykują, jak urządziłaś mieszkanie i albo ci w nim wciąż sprzątają, albo kupują coś, czego ich zdaniem koniecznie potrzebujesz. Kwestia pieniędzy to jest w ogóle dobry sposób, by przycapić dzieci. W Polsce bardzo popularny. A to kupi się im mieszkanie, a to się dołoży do samochodu, a to coś drogiego sprezentuje – takie obdarowywane dziecko jest zobowiązane robić to, czego chcą rodzice. Bo skoro kupili, to mogą rozliczać.
To co robić: odmawiać takich prezentów?
Dzieciom się wydaje, że będzie im łatwiej, jeśli dostaną. Otóż będzie tylko trudniej. Będą się musiały ciągle z czegoś tłumaczyć i być w pogotowiu, bo a nuż mama przyjedzie i sprawdzi. A jak wydałaś nie na to, na co ona chciała? Troszkę prościej dostawać pieniądze w prezencie np. na urodziny, bo wtedy możesz już z tym prezentem zrobić, co chcesz. Chyba że to są duże pieniądze i tylko „przemycone” jako urodzinowy prezent – wtedy to znów jest próba uwiązania ciebie.
Rodzice zwykle reagują źle na odmowę wzięcia pieniędzy: „A komu mamy dać, jeśli nie tobie? Jesteś naszą córeczką”.
Wtedy trzeba im powiedzieć: „Ja wam serdecznie dziękuję za wasze dobre chęci, jesteście kochani, że chcecie mi dać pieniądze, ale bardzo was proszę, żebyście wierzyli we mnie, że ja sobie poradzę. I żebyście skorzystali z tych pieniędzy sami, bo wam się to należy po tylu latach starania się o to, bym miała dobre życie”. Rodzicom też trzeba robić prezenty, może niekoniecznie w postaci pieniędzy, ale dawać im kwiaty, czekoladki i jak najczęściej im dziękować. Ja mam w ogóle taką strategię postępowania wobec rodziców, którzy próbują dziecko jak najdłużej przy sobie utrzymać, by się z nimi nie kłócić i nie obrażać się na nich, tylko im dziękować.
Nawet jeśli nie do końca się spisali w swojej roli?
Jeśli mieliśmy z nimi dużo nieprzyjemnych przejść, to trzeba z tą przeszłością najpierw się rozliczyć. Na terapii. Nie osobiście, wymawiając im, jak to cię mocno skrzywdzili. Chyba że były to krzywdy oczywiste, jak tatuś, który się znęcał psychicznie w dzieciństwie, a teraz udaje, że tego nie było. Albo matka, która lała sznurem od żelazka. Wtedy należy to ujawnić. Dziecko musi zawalczyć o swoją godność, o szacunek dla siebie. Nie można przez całe życie połykać żaby i udawać, że była smaczna. Nie można też dziękować za zło. Dopiero kiedy to zło nazwiemy, ustalimy, kto za nie był odpowiedzialny i czy na pewno było tak wielkie, jak nam się wydaje, możemy zobaczyć też dobro.
Czasem dorosłe dzieci, w nieświadomym lub świadomym odwecie za pełne zakazów dzieciństwo, zaczynają się wtrącać w życie rodziców.
Ja nazywam to zemstą młodych. Takie gadanie: „A byście gdzieś wreszcie wyjechali..., a byście się rozwiedli, jeśli się ciągle kłócicie..., a byście już sprzedali ten dom..., a byście babcię oddali do domu starców”. Dzieci też często chcą się wtrącać i na siłę uszczęśliwiać rodziców. Zwykle kończy się to tak samo jak próby ich uszczęśliwiania przez rodziców w młodości. Skoro nie chcemy, by rodzice mówili nam, co mamy robić, nie rządźmy się w ich życiu. Nie jestem też zwolenniczką wyjeżdżania z rodzicami na wakacje, takiego właśnie uszczęśliwiania ich na zasadzie: „Mama zawsze chciała jechać na Kretę, to kupię wycieczkę i obie pojedziemy”. I potem taki wyjazd okazuje się koszmarem, bo mamie jest a to za gorąco, a to za drogo, a to jedzenie niedobre. Nie należy spełniać marzeń innych na naszych warunkach. Jeśli mama bardzo chce z tobą gdzieś pojechać, a do tego lubicie się i dobrze dogadujecie, to jedźcie, jak najbardziej. Mówię o mamusiach, które są nieszczęśliwe i cokolwiek byś zrobiła, to ich nie uszczęśliwisz. Jeśli chcesz, zafunduj jej wyjazd z tatą i niech sami zdecydują, dokąd chcą pojechać.
A co z klasycznymi niedzielnymi obiadami – nie zawsze mamy na nie ochotę, ale boimy się odmówić.
Może to niektórych zdziwi lub zaszokuje, ale uważam też, że po uzyskaniu dorosłości nie trzeba się zbyt często spotykać z rodzicami, chyba że ich jest łatwo kochać i że mamy z nimi naprawdę fajną, bliską i dobrą relację. Ale kiedy są marudni i wiecznie niezadowoleni, kiedy lubią nam wytykać ciągle te same winy i błędy, krytykować nas, wciągać w swoje rozgrywki – ograniczmy kontakty. Najlepiej wpadać do domu raz na jakiś czas, na kawkę i z kwiatkiem. I jak najczęściej mówić, że jesteśmy im wdzięczni; że to, jacy jesteśmy, co im zawdzięczamy. Co nam szkodzi tak powiedzieć? Nic na tym nie tracimy, a oni nareszcie mogą być spokojni i dumni, że dziecko zmądrzało i wreszcie doceniło ich trud. Rodzicom ostatecznie naprawdę tylko o to chodzi: chcą wiedzieć, że zrobili, co mogli, i że ich dziecko sobie radzi.
Że byli dobrymi rodzicami.
I jeszcze pamiętajmy, by jak najczęściej wysyłać kartki z wakacji, na urodziny, imieniny lub bez okazji (nie SMS-a, tylko kartkę napisaną ręcznie) – to dowodzi, że o nich pamiętamy, szanujemy ich, a jednocześnie zwalnia z częstego bywania u nich. Nie mówmy im wszystkiego, nie zwierzajmy się z naszych problemów: w pracy, w domu czy z dziećmi. Rodzice to jednak nie nasi przyjaciele. Można się z nimi nauczyć fajnie żyć, ale to zawsze będą rodzice, którzy zanadto się martwią i nie wszystko o tobie wiedzą, mają swoje uprzedzenia i inne zdanie. W Polsce wiecznie się podkreśla rolę rodziny, że taka szalenie istotna. A już najgorsze jest takie wychowanie na zasadzie „nikogo do domu nie zapraszamy i do nikogo nie chodzimy” czy „świat jest zły i może cię skrzywdzić, tylko rodziny możesz być pewien”. Tymczasem rodzina bywa też źródłem patologii. Ja to szybko zrozumiałam i postanowiłam sobie sama wybrać rodzinę spośród ludzi, których spotykałam. Raz mi to wychodziło lepiej, raz gorzej, ale wiele domów moich przyjaciół stało się moimi zastępczymi domami. Dlatego rozglądajmy się po świecie, po ludziach i różnych domach. I bierzmy z tego, inspirujmy się.
Po czym poznać, że potrzebuję oddzielić się od rodziców? Że jeszcze tego nie zrobiłam?
Na przykład po tym, że opowiadasz przyjaciółce czy partnerowi: „Matka zadzwoniła i oczywiście po pięciu minutach byłam już wściekła”. Odkładasz słuchawkę i przez pół dnia cię nosi. Znowu ci nagadała, znowu ci nie uwierzyła, znowu potraktowała cię jak smarkulę. A do tego jeszcze jutro musisz do niej zadzwonić. Bo gdy nie zadzwonisz, to powie: „Przecież miałaś wczoraj zadzwonić, czemu nie zadzwoniłaś?”. Cały czas w waszej relacji jest takie wylewanie pretensji. Masz męża, dzieci, jesteś kierowniczką działu w pracy, a tu nagle zachowujesz się jak nastolatka, która trzaska drzwiami i krzyczy na matkę, że jej nienawidzi. Mentalnie wracasz do dziecięcego pokoju.
Co jeśli wiem, że powinnam wyznaczyć jej granice, ale boję się, że to obudzi w niej opór?
Nie będzie oporu, jeśli postawisz na szacunek i wdzięczność. Jeżeli zwykle dzwonisz do mamusi i mówisz, że wszystko jest do dupy, to ona ma poczucie, że coś musi zrobić: albo się martwić, albo coś doradzać, a poza tym czuje, że jej misja jeszcze nie jest skończona. A jeśli będziesz powtarzać, że wszystko u ciebie w porządku, że radzisz sobie, raz lepiej, raz gorzej, ale radzisz – to ona będzie miała poczucie, że tego cię właśnie nauczyła: bycia dobrą żoną, matką, szefową, rozwiązywania swoich problemów. Jako dodatek możesz od czasu do czasu poprosić, by zdradziła ci przepis na te pyszne racuszki, co kiedyś je robiła. Uszczęśliwisz ją tym. I siebie przy okazji – racuszkami.
Może się zdarzyć, że kiedy tak jasno zaczniemy wyznaczać granice, jakiś głos w środku powie nam, że jesteśmy wyrodnymi dziećmi.
Nic dziwnego, skoro rodzice nam powtarzali, że kiedy żyjemy swoim życiem, to jesteśmy niewdzięczni. W ten sposób zrobili nam krzywdę, bo wychowywali nas dla siebie, nie dla nas samych. Nadal słychać w niektórych domach to straszne powiedzenie: „Mam dziecko, na starość nie będę sama”, a bzdura, takie dziecko, daj Boże, na starość wyjedzie do Anglii lub do Peru, żeby być jak najdalej.
Albo inny stereotyp, że dziecko jest moją wizytówką, czymś, czym mogę się pochwalić. Że ma dobrą pracę albo ładne dzieci, a jeśli nie ma, to mam pretensje, że robi mi to na złość. Uwolnijmy się od takich stereotypów i uwolnijmy się od takich rodziców. Oni są z innego pokolenia, z innego kawałka życia, od czasów ich młodości wiele się zmieniło, a poza tym sami od tego czasu wiele zapomnieli, bo gdyby nie zapomnieli, to byliby inni.
Poza tym oni też musieli na nas odreagować po swoich rodzicach.
Dlatego ktoś w końcu musi przerwać tę sztafetę. Powiedzieć: „Wystarczy, nie będziemy powtarzali w nieskończoność tych samych pierdół”. I to możesz być ty. Możesz im powiedzieć: „Będę żyła tak, jak chcę, i dziękuję wam serdecznie za życie i za to, że daliście mi tyle, ile mogliście”. I już. Dobrze też spojrzeć na nich jako na ludzi z określoną historią życia, z pewnymi deficytami z dzieciństwa i wyzwaniami dorosłości.
Mnie w zrozumieniu mamy i taty i pogodzeniu się z tym, jacy byli, pomogło to, że podczas nauki zawodu robiliśmy diagnozy psychologiczne naszym rodzicom. To była cudowna rzecz. Widzisz, w jakich czasach przyszli na świat, jak ich wychowywano, i od razu zaczynasz postrzegać rzeczy z właściwej perspektywy. A nie tylko jako twoją osobistą krzywdę. I pomagajmy sobie w związku lub małżeństwie z odcinaniem tej pępowiny.
O tak, to bardzo ważne!
Jeżeli twój mąż mówi do ciebie: „Pogadam z twoją mamą, bo ona mnie lubi, powiem jej to, czego ty nie możesz jej powiedzieć” – to podziękuj mu za to, nie krzycz: „No i znowu jej się podliżesz”. Jeśli twoja dziewczyna mówi: „Raz na jakiś czas przyjdź do mojej matki, bo ona się czuje urażona”, powiedz: „Dobrze, a ty raz na jakiś czas zrobisz dla mnie coś innego, co jest dla ciebie trudne, a na czym mnie zależy”. Załatwiajmy to w ten sposób. Jeżeli ona kocha swoją matkę, a ty jej nie znosisz, ale jej to nie przeszkadza i mówi „OK, nie musimy jej dziś zapraszać”, to jej powiedz: „Jesteś kochana”. Jeżeli on sobie nie radzi ze swoją matką, co jest bardzo częste, i leci do niej, gdy tylko ona zawoła, to zrozum i powiedz: „Bardzo ci współczuję, jeśli uważasz, że musisz, to pędź”. Ale masz też prawo powiedzieć: „Nie chcę do niej jeździć co niedziela, lecz od czasu do czasu mogę dla ciebie pojawić się na obiedzie”. Pamiętaj, jak najkrótsze spotkania. Kwiaty, kawa i wychodzisz, póki jest miło.
No i koniecznie powiedz teściowej: „Dziękuję ci za twojego syna, bo gdyby nie ty, nie byłby taki, jaki jest, a takiego go właśnie kocham”. Jeśli nawet bardzo nielubianej teściowej to powiesz, od razu zamykasz jej usta. A mówisz najczystszą prawdę.
Czyli trzeba wyjść z pozycji dziecka i rozmawiać w rodzicami jak dorosły z dorosłym?
Im więcej bierzemy od rodziców, na im więcej rzeczy liczymy, im bardziej uważamy, że powinni nam coś dawać, bo wcześniej nie dali – tym bardziej jesteśmy uwikłani w swoją krzywdę. I tym bardziej jesteśmy później niezadowoleni z siebie. Gdy jesteśmy dorośli, stać nas na to, by zdać sobie sprawę z tego, że nasi rodzice dali nam to, co mogli, a tego, czego nie mogli, to nam nie dali. Ale bardzo się starali. Bo wszyscy się starają, oprócz skrajnie patologicznych przypadków. I trzeba to docenić. Wiadomo, że sobie zawdzięczasz najwięcej, ale im też. Dlatego kiedy im podziękujesz, będą mogli odetchnąć i zająć się wreszcie swoim życiem. Przestaną się ciebie czepiać, a może nawet „zgłupieją”. „Co się temu dziecku stało? Jako kilkulatek marudziło, jako nastolatek krzyczało, a teraz nam wiecznie dziękuje”.
Praca domowa
Przez kilka wieczorów czy poranków usiądź w spokoju i napisz do taty i mamy list pod tytułem: „Za to wam dziękuję, a o to mam do was żal”. Zobacz, ile było jednych, a ile drugich rzeczy, trochę sobie powspominaj, może nawet trochę popłacz, poprzeżywaj, że pewne rzeczy już nie wrócą, a nawet zdaj sobie sprawę z tego, że jeśli rodzic nie powiedział ci, że jest z ciebie dumny do tej pory, to pewnie już ci nie powie (ale może powie ci to kto inny). No, chyba że go zaskoczysz i staniesz mocno na własnych nogach – to wzbudza we wszystkich szacunek, także w rodzicach.
Wracaj do tego listu parokrotnie, coś dopisuj, coś zmieniaj, może za jakiś czas już będzie inaczej i będziesz musiała lub mogła napisać inny list. Nie wysyłaj go. Może za jakiś czas napiszesz do rodziców list, w którym podziękujesz im i go wyślesz. Ale pamiętaj, żale wylej w samotności lub u terapeuty, rodzicom ofiaruj tylko podziękowania.