To tylko dżuma - Ludmiła Ulicka - ebook + książka

To tylko dżuma ebook

Ulicka Ludmiła

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Co się stanie, gdy w przededniu wojny w sercu reżimu totalitarnego wybuchnie epidemia, nie tylko strachu?

Rok 1939. Mikrobiolog Rudolf Meier prowadzi w Saratowie badania nad patogenem dżumy. Przez nieostrożność zaraża się bakterią i przywozi chorobę do stolicy. Trafia do szpitala, zostaje poddany kwarantannie. Trwa stalinowski terror, a policja polityczna skrupulatnie namierza wszystkich, którzy mieli kontakt z chorym. Nic nie może przedostać się do opinii publicznej. Czarne furgonetki rozjeżdżają się po mieście. NKWD próbuje stłumić epidemię w zarodku, a do walki z nowym wrogiem wykorzystuje doświadczenie w inwigilacji rosyjskich obywateli.

Zwieńczona wywiadem z autorką, porażająco aktualna opowieść, która stawia pytania o wolność jednostki w obliczu represyjnej władzy państwa.

Terror i czarna komedia w jednym.

„Financial Times”

Wyobraźnia Ulickiej jest niezwykle żywa, filmowa. Ta książka powinna być czym prędzej przeniesiona na ekran.

„Times”

Dzieło Ulickiej zadaje kluczowe pytania o epidemię i autorytaryzm.

„Economist”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 98

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: Просто чума
Opieka re­dak­cyjna: EWA SMOL, SE­BA­STIAN BREJ­NAK
Re­dak­cja: BIANKA DZIAD­KIE­WICZ
Ko­rekta: JA­CEK BŁACH, ANNA PO­INC-CHRA­BĄSZCZ
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: ANNA NI­KLE­WICZ
Fo­to­gra­fia na okładce: VA­LE­RIYA SI­MAN­TO­VSKAYA | Stocksy | Adobe Stock
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Ljud­miła Ulicka, all ri­ghts re­se­rved. Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with EL­KOST In­ter­na­tio­nal li­te­rary agency and GRAAL li­te­rary agency © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Agnieszka So­wiń­ska © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07987-4
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Gdy mia­łam czter­dzie­ści pięć lat, na­pi­sa­łam sce­na­riusz Dżuma. Chcia­łam za­cząć nim kurs sce­no­pi­sar­stwa u Wa­le­rija Frida. Nie przy­jął mnie, po­wie­dział, że wszystko już umiem i nie mam czego się uczyć. Mi­nęły trzy­dzie­ści dwa lata, a sce­na­riusz zy­skał na ak­tu­al­no­ści.

1988–2020

Przez ogromne śnieżne pust­ko­wie, prze­świe­tla­jąc re­flek­to­rami ro­ze­dr­ganą za­mieć, prze­ta­cza się skład wa­go­nów to­wa­ro­wych. Po­woli, długo. Mija za­wa­lone za­spami, le­dwo wi­doczne pod śnie­giem mia­sto. I roz­pływa się w śnież­nej mgle.

Długi par­te­rowy bu­dy­nek na ubo­czu ca­łego świata jest cał­kiem za­śnie­żony. W kilku oknach ma­ja­czy mętne świa­tło. Za­pró­szony szyld – nie spo­sób od­czy­tać na­pisu.

W por­tierni przy że­liw­nym pie­cyku sie­dzi stara Ta­tarka w chu­stce za­wią­za­nej ni­sko na czole, na nią na­rzu­ciła jesz­cze dużą chu­stę. Ma­łym no­żem od­krawa ka­wałki su­szo­nego mięsa, żuje bez­zęb­nymi dzią­słami. Spoj­rze­nie ma ni to bez­myślne, ni to sku­pione.

W la­bo­ra­to­rium sie­dzi Ru­dolf Iwa­no­wicz Me­ier. Jest w ubra­niu ochron­nym, w ma­sce. Twa­rzy nie wi­dać. Dło­nie w rę­ka­wicz­kach. Długą igłą umiesz­cza bak­te­rie w szal­kach Pe­triego. Ma­szynka spi­ry­tu­sowa się pali, pło­mień po­dry­guje przy każ­dym ru­chu Me­iera. Ge­sty męż­czy­zny są płynne, cza­ro­dziej­skie.

Te­le­fon na stole przed por­tierką dzwoni długo i na­chal­nie. Ko­bieta nie spie­szy się z pod­nie­sie­niem słu­chawki.

– Ech, ty szaj­ta­nie, czego tak wrzesz­czysz, czego się drzesz... – mam­ro­cze sta­ruszka. Te­le­fon się nie pod­daje. Sta­ru­cha wresz­cie od­biera.

– La­bo­ra­to­rium! Noc jest! I czego się drzesz? Ni­kogo nie ma. Nie, nie mogę pi­sać. Me­ier jest! Cze­kaj! No, cze­kaj, mó­wię prze­cie!

Sta­ru­cha idzie w głąb ko­ry­ta­rza, puka do drzwi na jego końcu i krzy­czy:

– Me­ier! Te­le­fon! Mo­skwa do cie­bie! No, idź!

Szar­pie klamkę, ale drzwi są za­mknięte. Znów puka, krzy­czy:

– Me­ier! Rusz się! Na­czel­nik się zło­ści i cię wzywa!

Me­ier w se­pa­ratce od­kłada igłę, za­miera. Pu­ka­nie go drażni.

– Za­raz! Za­raz! – Głos brzmi głu­cho pod ma­ską. Ma­ska się tro­chę zsu­nęła, spadł uszczel­niacz pod pod­bród­kiem. Sta­ru­cha usły­szała, wraca do te­le­fonu i gło­śno wrzesz­czy do słu­chawki:

– No, cze­kaj, mó­wię prze­cie...

Me­ier zdej­muje w przed­sionku rę­ka­wiczki, ma­skę, kom­bi­ne­zon ochronny, coś wy­ciera, w końcu bie­gnie do te­le­fonu.

– Prze­pra­szam, by­łem w la­bo­ra­to­rium. Tak, tak, do­świad­cze­nia nocne. Nie je­stem go­towy, Wsie­wo­ło­dzie Alek­san­dro­wi­czu. No tak, tak, w za­sa­dzie. Je­stem pe­wien. Ale po­trze­buję jesz­cze z pół­tora mie­siąca, może dwóch. Tak, pół­tora... Ale re­fe­rat nie jest go­towy. No, je­śli pan tak sta­wia sprawę. Re­fe­rat uwa­żam jed­nak za przed­wcze­sny. Nie biorę za to od­po­wie­dzial­no­ści. Tak, tak, do wi­dze­nia.

Roz­draż­niony od­kłada słu­chawkę. Sta­ru­cha uważ­nie przy­gląda się Me­ie­rowi.

– Na mnie się drze, na cie­bie się drze. Szaj­tan, straszny na­czel­nik. Jedz! – Po­daje mu na nożu ka­wa­łek su­szo­nego mięsa.

Me­ier ma­cha ręką.

– Nie, dzię­kuję, Galu. – Au­to­ma­tycz­nie bie­rze jed­nak ka­wa­łek i żuje.

– Spać idź. Do domu! Czego tu sie­dzisz?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki