Trzecia Rzesza u władzy - Richard J. Evans - ebook

Trzecia Rzesza u władzy ebook

Richard J. Evans

4,5

Opis

"Cud syntezy i wnikliwego osądu, kiedy to dzieło zostanie ukończone będzie wyczerpującym studium na przynajmniej całe pokolenie (…). Wspaniałe osiągnięcie (…). Gdy wznosi się na wyżyny, a przeważnie tak właśnie jest, niewielu może rywalizować z jego talentem do czytelnego opisywania historii. Podana na zimno, precyzyjna, na wskroś niepokojąca opowieść Evansa zapewnia najbardziej wszechstronną jak do tej pory odpowiedź na pytanie, które będzie dręczyć ludzkość przez następne tysiąclecie: dlaczego naród niemiecki – czasami bierny, czasami rozpalony – poparł brutalnych, momentami całkowicie niedorzecznych zbirów rządzących nim przez niemal dwanaście lat?”. -  Benjamin Schwartz, The Atlantic Monthly (wybór redakcji)

 

„Nowa książka Evansa jest mistrzowska i wyczerpująca (…) imponujące studium”. - Foreign Affairs

 

„Wydaje się, że Evans nie zapomniał o niczym. Jego (trylogię) wyróżnia (…) narracyjne panowanie nad niezliczonymi składnikami tej historii oraz ogromną głębią jego syntezy”. - The Washington Times

 

Richard J. Evans jest jednym z czołowych historyków zajmujących się nowoczesną historią Niemiec. Urodził się w Londynie w 1947 roku. Od 1989 do 1998 r. był profesorem historii w Birkbeck College, University of London. Od 1998 r. był profesorem historii nowoczesnej na Cambridge University. W 1994 r. został wyróżniony Hamburskim Medalem Sztuki i Nauki za kulturalne zasługi wobec miasta, a w roku 2000 był głównym biegłym w procesie o zniesławienie Davida Irvinga. Wśród jego książek znajdują się The Feminist Movement in Germany, 1894-1933; Death in Hamburg (laureatka Wolfson Literary Award for History), In Hitler’s Shadow Rituals of Retribution (laureatka Fraenkel Prize in Contemporary History), In Defence of History (książka przetłumaczona do tej pory na osiem języków), Telling Lies About Adolf Hitler oraz Nadejście Trzeciej Rzeszy (nominowana do Los Angeles Times Book Prize).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1538

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (15 ocen)
8
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ligea1313

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
elathir

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna książki historyczna dla pasjonata ale nie osoby profesjonalnie związanej z historią. Większość książek historycznych pisana jest albo z myślą o nic nie wiedzących laikach albo akademikach. Ta na szczęście adresowana jest do osób pomiędzy, takich co się hobbystycznie trochę historią interesują i chcą pogłębić wiedzę dotyczącą tematu a nie tylko dostać garść ciekawostek lub podstawowych informacji. Książka silnie umocowana w faktach i odniesieniami do źródeł a nie jak to często bywa niestety oparta na wyobrażeniach autora, mitach i dawno obalonych hipotezach. Język też przyjemny, nie jest to opracowanie akademickie, które choć konkretne nie nadają się do czytania jako całość a bardziej do wyszukiwania informacji. Jedna z najlepszych książek historycznych jakie czytałem.
00

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645559318558193

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Tytuł oryginału

The Third Reich in Power

© Copyright 2003 Richard J. Evans

© All Rights Reserved

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2016

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Mateusz Grzywa

Redakcja:

Rafał Mazur

Korekta:

Artur Gajewski

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl

Sprzedaż detaliczna:www.napoleonv.pl

Numer ISBN: 978-83-7889-545-9

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

Dla Matthew i Nicholasa

O AUTORZE

Richard J. Evans jest jednym z czołowych historyków zajmujących się nowoczesną historią Niemiec. Urodził się w Londynie w 1947 roku. Od 1989 do 1998 r. był profesorem historii w Birkbeck College, University of London. Od 1998 r. był profesorem historii nowoczesnej na Cambridge University. W 1994 r. został wyróżniony Hamburskim Medalem Sztuki i Nauki za kulturalne zasługi wobec miasta, a w roku 2000 był głównym biegłym w procesie o zniesławienie Davida Irvinga. Wśród jego książek znajdują się The Feminist Movement in Germany, 1894-1933; Death in Hamburg (laureatka Wolfson Literary Award for History), In Hitler’s Shadow Rituals of Retribution (laureatka Fraenkel Prize in Contemporary History), In Defence of History (książka przetłumaczona do tej pory na osiem języków), Telling Lies About Adolf Hitler orazNadejście Trzeciej Rzeszy (nominowana do Los Angeles Times Book Prize).

PROLOG

I

Trzecia Rzesza przejęła władzę w pierwszej połowie 1933 r. na ruinach niefortunnej Republiki Weimarskiej, pierwszej próby z demokracją w Niemczech. Do lipca naziści stworzyli dosłownie wszystkie zasadnicze elementy reżimu, który miał panować w Niemczech do chwili upadku niemal dwanaście lat później, w maju 1945 roku. Wyeliminowali jawną opozycję na wszystkich szczeblach, stworzyli państwo jednopartyjne i „skoordynowali” wszystkie najważniejsze instytucje niemieckiego społeczeństwa z wyjątkiem armii i Kościołów. Wielu ludzi starało się wytłumaczyć, jak udało im się całkowicie zapanować nad niemiecką polityką i społeczeństwem z taką szybkością. Jedno z tradycyjnych objaśnień tego zagadnienia wskazuje na długofalowe słabości niemieckiego charakteru narodowego, które nastawiały go wrogo do demokracji, sprawiały, że miał skłonność do podążania za bezwzględnymi przywódcami i był podatny na przekaz militarystów oraz demagogów. Lecz spoglądając na wiek XIX, trudno dostrzec dowody potwierdzające te przymioty. Ruchy liberalne i demokratyczne w Niemczech wcale nie były słabsze niż w innych państwach. Przypuszczalnie większe znaczenie mogło mieć w tym przypadku stosunkowo późne ustanowienie niemieckiego państwa narodowego. Po upadku Świętej Rzeszy Rzymskiej w 1806 r., stworzonej przez Karola Wielkiego tysiąc lat wcześniej – była to słynna Tysiącletnia Rzesza, którą Hitler pragnął naśladować – Niemcy były rozczłonkowane aż do czasu wyreżyserowanych przez Bismarcka wojen z lat 1864-1871, które doprowadziły do sformowania czegoś, co później zostanie nazwane Drugą Rzeszą, Imperium Niemieckiego rządzonego przez cesarza. Na wielu płaszczyznach było to państwo nowoczesne: posiadało parlament narodowy, który, w przeciwieństwie do na przykład jego brytyjskiego odpowiednika, był wybierany przez wszystkich mężczyzn; frekwencja w wyborach przekraczała 80%; a partie były świetnie zorganizowane i stanowiły akceptowaną część systemu politycznego. Największa z nich przed 1914 r., Partia Socjaldemokratyczna, miała ponad milion członków i opowiadała się za demokracją, równością, emancypacją kobiet oraz położeniem tamy dyskryminacji i uprzedzeniom rasowym, z antysemityzmem włącznie. Niemiecka gospodarka była najbardziej dynamiczna na świecie, na przełomie stuleci wyprzedziła brytyjską, a na najlepiej rozwiniętych polach, takich jak przemysł elektryczny czy chemiczny, rywalizowała nawet z amerykańską. Na przełomie wieków w Niemczech dominowały wartości, kultura i postawy klasy średniej. Nowoczesna sztuka i kultura zaczynały dawać o sobie znać w obrazach ekspresjonistów, na przykład Maxa Beckmanna i Ernsta Ludwiga Kirchnera, sztukach Franka Wedekinda oraz nowelach Thomasa Manna.

Oczywiście, Rzesza Bismarcka miała i złe strony. Na niektórych polach arystokracja zachowała swoje przywileje, uprawnienia parlamentu narodowego były ograniczone, a wielcy przemysłowcy, podobnie jak ich odpowiednicy z USA, żywili głęboką wrogość do zunionizowanej klasy robotniczej. Prześladowania Bismarcka, najpierw, w latach 70. XIX wieku, wymierzone w katolików, a następnie, w kolejnej dekadzie, w raczkującą Partię Socjaldemokratyczną, sprawiły, że Niemcy przywykli do myśli, iż rząd może określić całą grupę ludności mianem „wrogów Rzeszy” i drastycznie uszczuplić jej swobody obywatelskie. Katolicy zareagowali próbując bardziej zintegrować się z systemem społecznym i politycznym, socjaldemokraci rygorystycznie trzymając się prawa oraz odrzucając ideę gwałtownego oporu czy gwałtownej rewolucji; oba te wzorce zachowań miały ponownie objawić się w roku 1933, z katastrofalnym skutkiem. W latach 90. XIX w. pojawiły się także niewielkie, ekstremistyczne ugrupowania polityczne i ruchy argumentujące, że zjednoczeniowe dzieło Bismarcka jest niekompletne, gdyż miliony etnicznych Niemców nadal żyją poza Rzeszą, przede wszystkim w Austrii, ale również na wielu innych terenach Europy Wschodniej. Podczas gdy część polityków zaczęła dowodzić, że Niemcy potrzebują potężnego zamorskiego imperium, na wzór posiadanego przez Brytyjczyków, inni poczęli odwoływać się do poczucia przytłoczenia niższej klasy średniej przez wielki biznes, lęku małych sklepikarzy przed domami towarowymi, rozżalenia urzędników płci męskiej wywołanego przez coraz częstszą obecność żeńskich sekretarek w przedsiębiorstwach, burżuazyjnego poczucia zagubienia po zderzeniu z ekspresjonizmem oraz sztuką abstrakcyjną, a także z wieloma innymi, niepokojącymi skutkami pędu Niemiec ku społecznej, kulturalnej i gospodarczej nowoczesności. Dla tych grup społecznych mikroskopijna mniejszość niemieckich Żydów, ledwie 1% ludności, która od czasu wyzwolenia się z ciążących jej prawnych ograniczeń w XIX wieku święciła nadzwyczajne sukcesy w niemieckim społeczeństwie oraz kulturze, stała się łatwym celem. Dla antysemitów Żydzi byli źródłem wszelkich problemów. Twierdzili, że swobody obywatelskie Żydów muszą zostać ograniczone, a ich aktywność ekonomiczna wzięta w ryzy. Wkrótce partie takie jak Partia Centrum czy Konserwatyści zaczęły tracić głosy na rzecz owych antysemickich ugrupowań politycznego marginesu. Odpowiedziały włączając do własnych programów obietnicę zmniejszenia, jak to określano, przewrotnego wpływu Żydów na niemieckie społeczeństwo i kulturę. W tym samym czasie, na zupełnie innym obszarze społeczeństwa, darwiniści społeczni oraz eugenicy zaczęli głosić, że rasa niemiecka musi zostać wzmocniona poprzez odrzucenie tradycyjnego, chrześcijańskiego szacunku do życia; poprzez sterylizowanie, a nawet zabijanie słabych, upośledzonych, kryminalistów i chorych umysłowo.

Przed rokiem 1914 były to nadal prądy myślowe mniejszości; ponadto nikt nie złączył ich w spójną całość. Antysemityzm był w niemieckim społeczeństwie szeroko rozpowszechniony, lecz otwarta przemoc wobec Żydów nadal była rzadkością. Tę sytuację zmieniła I Wojna Światowa. W sierpniu 1914 r. wiwatujące tłumy powitały wybuch wojny na głównych placach niemieckich miast, podobnie jak w innych państwach. Cesarz oświadczył, że od tego momentu nie uznaje już żadnych partii politycznych, a tylko Niemców. Duch roku 1914 stał się mitycznym symbolem jedności narodowej, tak samo jak wspomnienie Bismarcka wyczarowywało mityczną tęsknotę za silnym, stanowczym przywódcą politycznym. Wojskowy pat, który wywiązał się do 1916 r. sprawił, że pieczę nad niemieckim wysiłkiem wojennym powierzono dwóm generałom, którzy mieli na swoim koncie wielkie zwycięstwa na froncie wschodnim, Paulowi von Hindenburgowi i Erichowi Ludendorffowi, lecz pomimo ich zdyscyplinowanej organizacji owego wysiłku, Niemcy nie były w stanie przeciwstawić się potędze Amerykanów, kiedy ci w 1917 r. włączyli się w konflikt. W listopadzie 1918 r. wojna była przegrana.

Klęska w I Wojnie Światowej miała katastrofalny wpływ na Niemcy. Warunki pokoju, choć nie bardziej surowe niż te, które Niemcy planowali narzucić innym krajom w razie swego zwycięstwa, do głębi oburzyły niemal wszystkich w kraju. Wśród nich znajdowały się żądania spłaty ogromnych reparacji finansowych za szkody, jakie niemiecka okupacja przyniosła w Belgii oraz północnej Francji, zniszczenia niemieckiej marynarki i lotnictwa, ograniczenia liczebności niemieckiej armii do 100 000 żołnierzy oraz zakazu używania przez nią nowoczesnej broni, na przykład czołgów, a także oddania terytoriów na rzecz Francji i przede wszystkim Polski. Wojna zrujnowała także międzynarodową gospodarkę, która miała nie podnieść się przez kolejnych trzydzieści lat. Należało pokryć jej olbrzymie koszty, ale oprócz tego upadek Imperium Habsburskiego zaowocował powstaniem nowych niezależnych państw w Europie Wschodniej, co napędzało egoizm ekonomiczny i uniemożliwiało międzynarodową współpracę gospodarczą. Zwłaszcza Niemcy musiały płacić za wojnę drukując pieniądze i licząc, że pokryją je dzięki aneksji przemysłowych obszarów Francji oraz Belgii. Niemiecka gospodarka nie mogła sprostać reparacjom bez podniesienia podatków, a żaden rząd nie chciał zdecydować się na ten krok, ponieważ wówczas opozycja mogłaby oskarżyć go, że opodatkowuje Niemców, żeby płacić Francuzom. Rezultatem była inflacja. W 1913 r. dolar był wart cztery marki; pod koniec 1919 r. już 47 marek; w lipcu 1922 r. 493, a w grudniu tego samego roku 7000. Reparacje trzeba było spłacać w złocie i dobrach, a przy tym tempie inflacji Niemcy ani nie chcieli, ani nie mogli im podołać. W styczniu 1923 r. Francuzi i Belgowie zajęli Zagłębie Ruhry i zaczęli przejmować majątki oraz dobra przemysłowe. Niemiecki rząd ogłosił politykę biernego oporu. Wywołało to spadek wartości marki w stosunku do dolara na bezprecedensową skalę. W lipcu 1923 r. dolar amerykański kosztował 353 000 marek; w sierpniu 4,5 mln; w październiku 25 260 mln; a w grudniu bilion, czyli jedynkę z dwunastoma zerami. Niemcy stanęły w obliczu załamania ekonomicznego.

Koniec końców inflacja została powstrzymana. Wprowadzono nową walutę; pasywny opór wobec francusko-belgijskiej okupacji dobiegł końca; zagraniczne wojska się wycofały; wznowiono spłatę reparacji. Inflacja podzieliła klasę średnią zrażając do siebie poszczególne grupy interesów tak, że żadna partia polityczna nie była w stanie ich zjednoczyć. Poinflacyjna stabilizacja, cięcia i racjonalizacja wydatków przyniosły wielu ludziom utratę pracy, zarówno w przemyśle, jak i służbie cywilnej. Począwszy od 1924 r. bezrobocie czekało miliony. Biznes miał za złe, że rząd nie pomógł mu w czasie deflacji i zaczął rozglądać się za innymi alternatywami. Dla ogólnie rozumianej klasy średniej inflacja oznaczała moralną i kulturalną dezorientację, a pogarszała ją dla wielu zbyt nowoczesna kultura lat 20., począwszy od jazzu i berlińskich kabaretów, po sztukę abstrakcyjną, muzykę atonalną oraz literackie eksperymenty, jak poezja konkretna dadaistów. Poczucie dezorientacji było obecne również w polityce, bowiem przegrana wojna doprowadziła do upadku Rzeszy, ucieczki cesarza na wygnanie oraz, w rewolucyjnym listopadzie 1918 r., stworzenia Republiki Weimarskiej. Republika Weimarska miała nowoczesną konstytucję z prawem głosu dla kobiet i przedstawicielstwem proporcjonalnym, ale nie pomogło to uchronić jej przed zgubą. Prawdziwym problemem konstytucji był niezależnie wybieralny prezydent, który na podstawie artykułu 48 ustawy zasadniczej posiadał rozległe uprawnienia nadzwyczajne pozwalające mu rządzić za pomocą dekretów. Szeroko korzystał z nich już pierwszy prezydent Republiki, socjaldemokrata Friedrich Ebert. Kiedy w 1925 r. Ebert zmarł, na jego następcę wybrano Paula von Hindenburga, zatwardziałego monarchistę, który nie był szczególnie przywiązany do konstytucji. Artykuł 48 w jego rękach miał okazać się śmiertelny dla Republiki.

Ostatnim dziedzictwem I Wojny Światowej był kult przemocy wyrażany nie tylko przez weteranów, takich jak członkowie radykalnie prawicowego Stalowego Hełmu, ale w szczególności przez młodszą generację mężczyzn, którzy byli zbyt młodzi, by walczyć na wojnie i teraz próbowali dorównać heroicznym czynom starszych, tocząc zmagania na froncie wewnętrznym. Wojna spolaryzowała scenę polityczną, na lewicy pojawili się komunistyczni rewolucjoniści a na prawicy rozmaite ugrupowania radykalne. Najbardziej osławionym z nich były Wolne Korpusy, uzbrojone bandy wykorzystywane przez rząd do tłumienia komunistycznych i radykalnie lewicowych powstań w Berlinie oraz w Monachium zimą przełomu lat 1918-1919. Wczesną wiosną 1920 r. Wolne Korpusy podjęły próbę dokonania siłowego przewrotu w Berlinie, który doprowadził do zbrojnego powstania lewicowego w Zagłębiu Ruhry, a do kolejnych lewicowych i prawicowych rewolt doszło w roku 1923. Nawet w realiach względnie stabilnych lat 1924-1929 w walkach ulicznych śmierć poniosło przynajmniej 170 członków rozmaitych politycznych bojówek paramilitarnych; na początku lat 30. liczba zabitych i rannych drastycznie wzrosła, w samych tylko dwunastu miesiącach od marca 1930 r. do marca 1931 r., w starciach na ulicach oraz w salach zebrań zginęło 300 osób. Polityczna tolerancja ulegała temu brutalnemu ekstremizmowi. W połowie lat 20., kiedy to widmo rewolucji komunistycznej zniknęło za horyzontem, a klasa średnia głosowała na bardziej prawicowe ugrupowania, partie liberalnego centrum oraz umiarkowanej lewicy poniosły spektakularne porażki wyborcze. Wreszcie, legitymacja Republiki była dodatkowo podkopywana przez stronniczość systemu sądownictwa działającego na rzecz prawicowych zabójców i powstańców twierdzących, że działali z pobudek patriotycznych, oraz w wyniku neutralnej postawy armii, która było coraz bardziej rozżalona tym, że Republika nie zdołała nakłonić społeczności międzynarodowej do uchylenia restrykcji nałożonych traktatem wersalskim na jej liczebność oraz wyposażenie. Niemiecka demokracja, naprędce zaimprowizowana po militarnej porażce, w żadnym razie nie była z góry skazana na klęskę, lecz wydarzenia lat 20. sprawiły, że nie dostała większych szans, by okrzepnąć.

II

W 1919 r. na skrajnej prawicy istniało całe mrowie rozmaitych ekstremistycznych i antysemickich ugrupowań, zwłaszcza w Monachium, lecz do 1923 r. jedno z nich wybiło się nad pozostałe: Narodowosocjalistyczna Partia Robotników kierowana przez Adolfa Hitlera. O sile i oddziaływaniu Hitlera oraz nazistów napisano już tak wiele, że ważne, aby podkreślić, iż aż do samego końca lat 20. jego partia znajdowała się na dalekich peryferiach sceny politycznej. Innymi słowy, Hitler nie był politycznym geniuszem, który samotnie zdobył masowe poparcie dla siebie i swojej Partii. Urodzony w Austrii w 1889 r., Hitler był niespełnionym artystą wiodącym życie wśród bohemy, który posiadał jednak jeden wielki dar: zdolność poruszania tłumów słowami. Jego założona w 1919 r. Partia była bardziej dynamiczna, bezwzględna i brutalna niż jakiekolwiek inne skrajnie prawicowe ugrupowanie z politycznego marginesu. W 1923 r. poczuła się na tyle pewnie, żeby zdecydować się na próbę przewrotu w Monachium, który miał być preludium do marszu na Berlin, podobnego do uwieńczonego sukcesem „marszu na Rzym” Mussoliniego z poprzedniego roku. Ale nie udało mu się pozyskać armii oraz bawarskich kręgów politycznego konserwatyzmu, a pucz został rozpędzony w gradobiciu kul. Hitlera skazano i umieszczono w więzieniu w Landsbergu, gdzie podyktował swojemu „chłopcu na posyłki”, Rudolfowi Hessowi, autobiograficzny traktat polityczny Mein Kampf: dla tych, którzy zechcieli go przeczytać, z całą pewnością nie był to projekt przyszłych działań, lecz kompendium idei Hitlera, przede wszystkim antysemityzmu oraz idei rasowych podbojów w Europie Wschodniej.

Do chwili wyjścia z więzienia Hitler „złożył” ideologię nazistowską z różnorodnych elementów antysemityzmu, pangermanizmu, eugeniki oraz tak zwanej higieny rasowej, geopolitycznego ekspansjonizmu, wrogości wobec demokracji i kultury modernistycznej, które od pewnego czasu krążyły w Niemczech, lecz do tej pory nie zostały połączone w spójną całość. Zgromadził wokół siebie zespół bezpośrednich podwładnych – utalentowanego propagandzistę Josepha Goebbelsa, stanowczego człowieka czynu Hermanna Göringa, i innych – którzy stworzyli jego wizerunek wodza i wzmocnili jego poczucie przeznaczenia. Lecz nawet pomimo tego, a także wbrew agresywnemu, ulicznemu aktywizmowi jego odzianej w brunatne koszule bojówki paramilitarnej, aż do samego końca lat 20. na niwie politycznej nie osiągnął nic. W maju 1928 r. naziści zdobyli jedynie 2,6% głosów, rządy w Berlinie objęła „wielka koalicja” partii centrowych i lewicowych. Jednak w październiku 1929 r. krach na Wall Street pociągnął za sobą niemiecką gospodarkę w przepaść. Amerykańskie banki wycofały pożyczki, dzięki którym od 1924 r. finansowano ekonomiczną odbudowę Niemiec. W odpowiedzi niemieckie banki musiały zażądać zwrotu kredytów udzielonych niemieckiemu biznesowi, z kolei przedsiębiorstwa mogły jedynie zwalniać pracowników lub bankrutować, co rzeczywiście wiele z nich spotkało. Po niewiele ponad dwóch latach co trzeci niemiecki pracownik był bezrobotny, a kolejne miliony pracowały dorywczo lub za pomniejszone stawki. System ubezpieczeń od bezrobocia kompletnie się załamał, a coraz więcej ludzi popadało w nędzę. Załamało się także rolnictwo, już wcześniej znajdujące się pod sporą presją ze względu na zmniejszenie popytu na całym świecie.

Wielki kryzys przyniósł tragiczne skutki polityczne. Wielka koalicja rozpadła się w zamęcie; podziały dzielące partie w kwestii pomysłów na poradzenie sobie z kryzysem były tak głębokie, że nie można było liczyć na zgromadzenie parlamentarnej większości w celu podjęcia jakichkolwiek stanowczych działań. Prezydent Hindenburg mianował gabinet ekspertów pod kierownictwem katolickiego polityka Heinricha Brüninga, zaprzysięgłego monarchisty. Rząd zabrał się za wprowadzanie bolesnych cięć budżetowych, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Co więcej, czynił to wykorzystując prawo prezydenta do sprawowania władzy za pomocą dekretów, zgodnie z artykułem 48 konstytucji, całkowicie omijając przy tym Reichstag. Władza polityczna przesunęła się z parlamentu w górę, do kręgu osób zgromadzonego wokół Hindenburga, który mógł wykorzystywać swe uprawnienie rządzenia za pomocą dekretów, oraz w dół, na ulice, gdzie przemoc napędzana przez liczących już setki tysięcy „szturmowców” Hitlera narastała w postępie geometrycznym. Dla tysięcy młodych mężczyzn, którzy wstąpili w szeregi SA, przemoc stała się sposobem na życie, niemal narkotykiem. Furię, przez starsze pokolenie wyładowywaną na wrogach w latach 1914-1918, kierowali przeciwko komunistom i socjaldemokratom.

Na początku lat 30. wiele brunatnych koszul nie miało pracy. Lecz to nie bezrobocie skłoniło ludzi do poparcia nazistów. Bezrobotni garnęli się przede wszystkim do komunistów – ich poparcie stopniowo rosło, aż osiągnęło 17%, co w listopadzie 1932 r. dało partii sto miejsc w Reichstagu. Agresywna rewolucyjna retoryka komunistów, obietnice zniszczenia kapitalizmu oraz stworzenia radzieckich Niemiec, zatrwożyły klasę średnią, która aż za dobrze wiedziała co spotkało jej odpowiedniczkę w Rosji po 1918 roku. Oburzona tym, że rząd nie potrafi rozwiązać kryzysu, na śmierć przerażona coraz większą siłą komunistów, klasa średnia zaczęła odwracać się od zwalczających się małych frakcji konwencjonalnej prawicy i zwracać ku nazistom. W jej ślady poszły inne grupy ludności, w tym wielu niewielkich protestanckich rolników oraz pracowników fizycznych z obszarów o słabej kulturze i tradycjach socjaldemokratycznych. Podczas gdy wszystkie partie polityczne klasy średniej kompletnie się załamały, Partia Socjaldemokratyczna oraz Partia Centrum zdołały ograniczyć straty, ale w 1932 r. były jedyną pozostałością po umiarkowanym centrum, pozostałością bezsilnie ściśniętą pomiędzy 100 umundurowanymi komunistami a 196 deputowanymi do Reichstagu w brunatnych koszulach. Polaryzacja sceny politycznej raczej nie mogła być już bardziej dramatyczna.

A zatem, jak dowiodły wybory z września 1930 i lipca 1932 r., Partia Nazistowska była uniwersalnym ugrupowaniem społecznego niezadowolenia, ze szczególnie silnym poparciem ze strony klasy średniej oraz stosunkowo słabym, lecz i tak istotnym, wsparciem przy urnach klasy robotniczej. Naziści wykroczyli poza swój sztandarowy elektorat złożony z protestanckich przedstawicieli niższej klasy średniej i społeczności rolniczej. Inne partie, zatrwożone stratami, próbowały pokonać nazistów w ich własnej grze. Nie miało to nic wspólnego z programem politycznym, a raczej z dynamicznym wizerunkiem kreowanym przez nazistów. Znienawidzona, fatalna Republika Weimarska musi zostać zniesiona, a naród ponownie zjednoczony w ramach wspólnoty nie znającej partii politycznych ani klas społecznych, tak jak w 1914 r.; Niemcy muszą odzyskać pozycję na scenie międzynarodowej i ponownie stać się czołowym mocarstwem: mniej więcej do tego ograniczał się program polityczny nazistów. Naziści modyfikowali poszczególne założenia swej polityki w zależności od widowni, przykładowo, tam gdzie nie spotykał się z odzewem, a należy stwierdzić, że w roku 1928 było tak w przypadku większości grup elektoratu, nie obnosili się z antysemityzmem. Oprócz nazistów i komunistów zwalczających się na ulicach oraz intrygantów zgromadzonych wokół prezydenta Hindenburga i rywalizujących o względy tego sędziwego człowieka, do gry włączył się trzeci poważny gracz: armia. Coraz bardziej zaniepokojona wzmocnieniem komunistów i narastającym chaosem na ulicach, armia również uznała nową sytuację polityczną za szansę na pozbycie się demokracji weimarskiej i narzucenie autorytarnej dyktatury wojskowej, która odrzuciłaby traktat wersalski i, w ramach przygotowań do wojny mającej na celu odbicie terenów utraconych przez Niemcy, a może nawet dalszych, ponownie uzbroiła kraj.

Atutem armii był fakt, że stanowiła jedyną siłę mogącą skutecznie przywrócić porządek w rozbitym państwie. Kiedy reelekcja prezydencka Hindenburga w 1932 r. została osiągnięta jedynie dzięki pomocy socjaldemokratów popierających go, ponieważ był mniejszym złem niż jego główny rywal, Hitler, dni kanclerza Brüninga były policzone. Zawiódł w niemal wszystkich swoich przedsięwzięciach, od rozwiązania kryzysu ekonomicznego po przywrócenie porządku w niemieckich miastach i miasteczkach, a teraz jeszcze uraził samego Hindenburga nie będąc w stanie zapewnić mu reelekcji bez sprzeciwu i wysuwając propozycję rozparcelowania posiadłości ziemskich, takich jak te, które Hindenburg posiadał w Prusach Wschodnich, żeby pomóc żyjącemu w nędzy chłopstwu. Armii zależało, żeby pozbyć się Brüninga, gdyż jego program oszczędnościowy uniemożliwiał zbrojenia. Podobnie jak inne środowiska konserwatywne, liczyła na pozyskanie nazistów, wówczas największej partii politycznej w kraju, żeby wzmocnili jej legitymację i poparli zlikwidowanie demokracji weimarskiej. W maju 1932 r. Brüninga zmuszono do rezygnacji i zastąpiono katolickim arystokratą ziemskim i zarazem osobistym przyjacielem Hindenburga, Franzem von Papenem.

Wraz z dojściem von Papena do władzy wybiła ostatnia godzina weimarskiej demokracji. Posłużył się armią, aby usunąć krajowy rząd socjaldemokratów w Prusach i przygotował się do reformy konstytucji weimarskiej, ograniczając prawo wyborcze oraz redukując legislacyjne uprawnienia Reichstagu. Zaczął zabraniać wydawania krytycznych numerów dzienników i ograniczać swobody obywatelskie, lecz wybory, które rozpisał na lipiec 1932 r. przyniosły jedynie jeszcze lepszy wynik nazistom, który tym razem wyniósł aż 37,4% głosów. Podjęta przez von Papena próba zwerbowania Hitlera i nazistów do grona zwolenników jego rządu spaliła na panewce, bowiem Hitler upierał się, że to on sam, a nie von Papen powinien stać na jego czele. Kiedy armia straciła doń cierpliwość i wysunęła własnego kandydata na stanowisko kanclerza, niemal całkowicie pozbawiony poparcia w państwie von Papen został zmuszony do rezygnacji. Nowy szef rządu, generał Kurt von Schleicher, nie poradził sobie wiele lepiej w przywracaniu porządku czy też przeciąganiu nazistów na swoją stronę w celu nadania pozorów powszechnego poparcia budowie państwa autorytarnego. Po tym jak w wyborach do Reichstagu z listopada 1932 r. naziści stracili dwa miliony głosów, ich wyraźnie mniejsza popularność oraz oczywisty brak funduszy doprowadziły do poważnych podziałów w szeregach Partii. Jej organizator i praktycznie rzecz biorąc drugi człowiek po Hitlerze, Gregor Strasser, w wyniku frustracji spowodowanej tym, że Hitler nie chciał układać się z Hindenburgiem i von Papenem, zrezygnował z członkostwa w NSDAP. Wydawało się, że nadszedł właściwy moment, by wykorzystać słabość nazistów. 30 stycznia 1933 r. Hindenburg, przy zgodzie armii, wyznaczył Hitlera na szefa nowego rządu, w którym wszystkie krzesła, z wyjątkiem dwóch, były obsadzone przez konserwatystów – na ich czele stał zastępca kanclerza, von Papen.

III

W rzeczywistości 30 stycznia 1933 r. wyznaczył początek przejmowania władzy przez nazistów, a nie świt konserwatywnej kontrrewolucji. Hitler uniknął błędów popełnionych dekadę wcześniej: wspiął się na urząd bez formalnego pogwałcenia konstytucji oraz przy poparciu konserwatywnego establishmentu i armii. Teraz stanął przed problemem, jak przekształcić swoje stanowisko w kolejnym koalicyjnym gabinecie weimarskim w dyktaturę w państwie jednopartyjnym. Początkowo przyszło mu na myśl jedynie zintensyfikowanie przemocy na ulicach. Przekonał von Papena, żeby mianował Hermanna Göringa pruskim ministrem spraw wewnętrznych, a w tym charakterze Göring bezzwłocznie zwerbował SA do roli policji pomocniczej. Brunatne koszule zabrały się do szaleńczego działania demolując biura związków zawodowych, bijąc komunistów i rozpędzając zebrania socjaldemokratów. 28 lutego nazistom pomógł ślepy los: działający samotnie holenderski anarchosyndykalista, Marinus van der Lubbe, podpalił gmach Reichstagu w proteście przeciwko niesprawiedliwości i bezrobociu. Hitler i Göring bez problemu przekonali ochoczy gabinet do zmiażdżenia Partii Komunistycznej. Cztery tysiące komunistów, w tym dosłownie całe kierownictwo partii, natychmiast aresztowano, bito, torturowano i wtrącono do nowo utworzonych obozów koncentracyjnych. W następnych tygodniach kampania przemocy i brutalności nie ustawała. Pod koniec marca pruska policja meldowała, że w więzieniach znajduje się 20 000 komunistów. Do lata aresztowano ponad 100 000 komunistów, socjaldemokratów, związkowców i innych osób, a nawet oficjalne szacunki mówiły o 600 zabitych po zatrzymaniach. Wszystko to usankcjonowano dekretem nadzwyczajnym podpisanym przez Hindenburga w noc po pożarze. Dokument zawieszał swobody obywatelskie i pozwalał gabinetowi na podejmowanie wszelkich koniecznych środków dla ochrony bezpieczeństwa publicznego. Samotny czyn van der Lubbego został przedstawiony przez Josepha Goebbelsa, już wkrótce ministra propagandy Rzeszy, jako wynik komunistycznego spisku mającego na celu rozpętanie zbrojnego powstania. Przekonało to wielu wyborców z klasy średniej, że dekret jest słuszny.

A jednak rząd nie zdelegalizował Partii Komunistycznej w formalnym, prawnym sensie, ponieważ bał się, że podczas wyborów zaplanowanych przez Hitlera na 5 marca wszyscy jej wyborcy przejdą pod skrzydła socjaldemokratów. Pomimo nawałnicy nazistowskiej propagandy, opłaconej dzięki świeżemu napływowi funduszy z niemieckiego przemysłu, i brutalnego zastraszania, w ramach którego delegalizowano lub zakłócano spotkania większości przeciwników politycznych, naziści nie zdobyli absolutnej większości, osiągając 44% i przekraczając granicę 50% jedynie dzięki pomocy partnerów z koalicji, narodowców. Komuniści i tak zdobyli 12%, socjaldemokraci 18%, a Partia Centrum pewnie utrzymała swoje 11% głosów. Oznaczało to, że Hitlerowi i jego współpracownikom z gabinetu nadal brakowało deputowanych do większości dwóch trzecich, koniecznej do zmiany konstytucji. Lecz 23 marca 1933 r. dopięli swego grożąc wojną domową, jeżeli spotkają się z oporem, i zdobywając poparcie deputowanych Partii Centrum obietnicą kompleksowego, zabezpieczającego prawa katolików konkordatu z papiestwem. Tak zwane „Ustawowe Upoważnienie” przeforsowane tego dnia w Reichstagu dało gabinetowi prawo do rządzenia za pomocą dekretów bez odwoływania się do parlamentu czy prezydenta. Wraz z dekretem promulgowanym po pożarze Reichstagu zapewniło legalną przykrywkę budowy dyktatury. Przeciwko jego zatwierdzeniu głosowało jedynie 94 obecnych na sali plenarnej deputowanych Partii Socjaldemokratycznej.

W wyborach do Reichstagu z listopada 1932 r. socjaldemokraci i komuniści zdobyli w sumie 221 mandatów, podczas gdy naziści 196, a ich sojusznicy, narodowcy, 56 miejsc w parlamencie, ale zupełnie nie udało im się stawić jakiegokolwiek skoordynowanego oporu wobec przejmowania władzy przez nazistów. Toczyły ich pełne zaciekłości podziały. Komuniści, kierujący się napływającymi z Moskwy poleceniami Stalina, nazywali socjaldemokratów „socjalfaszystami” i dowodzili, że są gorsi od nazistów. Z kolei socjaldemokraci nie chcieli współdziałać z partią, której krętactw i braku skrupułów słusznie się obawiali. Ich bojówki paramilitarne twardo walczyły z nazistami na ulicach, ale nie miałyby szans z armią popierającą rząd Hitlera przez cały 1933 r., a ponadto liczebnie zdecydowanie ustępowały „szturmowcom”, których w lutym 1933 r. było dobrze ponad 750 000. W tej sytuacji socjaldemokraci pragnęli uniknąć rozlewu krwi i pozostali wierni swej tradycji przestrzegania prawa. Komuniści wierzyli, że rząd Hitlera jest ostatnim tchnieniem dogorywającego systemu kapitalistycznego i szybko upadnie torując drogę rewolucji proletariatu, a zatem nie widzieli powodów, dla których mieliby szykować się na powstanie. Wreszcie, przy bezrobociu sięgającym 35%, nie mogło być mowy o strajku generalnym; strajkujący robotnicy szybko zostaliby zastąpieni przez bezrobotnych rozpaczliwie pragnących uchronić siebie i swoje rodziny przed nędzą.

Goebbels uzyskał zgodę liderów związków zawodowych na poparcie przez nich ogłoszenia nowego święta narodowego 1 maja, co było postulatem wysuwanym przez związki od bardzo dawna, i przekształcenia go w tak zwany narodowy dzień pracy. Setki tysięcy robotników zgromadziły się pod sztandarami ze swastykami na publicznych placach w całych Niemczech, aby wysłuchać nadawanych przez głośniki przemówień Hitlera i innych nazistowskich przywódców. Nazajutrz w całym państwie „szturmowcy” uderzyli na biura i lokale związków zawodowych oraz Partii Socjaldemokratycznej, ograbili je, zawłaszczyli znalezione pieniądze i zamknęli. Masowe aresztowania działaczy związkowych i przywódców socjaldemokratów, z których wielu pobito i więziono w prowizorycznych obozach koncentracyjnych, w przeciągu kilku tygodni złamały ducha ruchu robotniczego. Teraz na celowniku znalazły się inne partie. Partie liberalne oraz odłamowe, po wyborczych niepowodzeniach skurczone do niewielkich ugrupowań marginesu politycznego, zmuszono do samorozwiązania. Rozpoczęła się kampania zakulisowych oszczerstw wymierzona w partnerów koalicyjnych Hitlera z Partii Narodowej, połączona z nękaniem i aresztowaniami jej działaczy oraz deputowanych. Czołowy sojusznik Hitlera z Partii Narodowej, Alfred Hugenberg, został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska w rządzie, podczas gdy szef przedstawicielstwa partii w Reichstagu został znaleziony martwy we własnym biurze, jego śmierć nastąpiła w podejrzanych okolicznościach. Protesty Hugenberga spotkały się z histerycznym wybuchem Hitlera, w czasie którego zagroził, że jeżeli narodowcy nadal będą się sprzeciwiać, to rozpęta krwawą łaźnię. Partia Narodowa również została rozwiązana przed końcem czerwca. Ten sam los spotkał ostatnie duże niezależne ugrupowanie, Partię Centrum. Naziści zagrozili, że zwolnią ze służby cywilnej katolików i zlikwidują katolickie organizacje świeckie, co w połączeniu z panicznym strachem papiestwa przed komunizmem, doprowadziło do zawarcia w Rzymie porozumienia. Partia Centrum przystała na samorozwiązanie w zamian za finalizację konkordatu obiecanego już w czasie uchwalania „Ustawowego Upoważnienia”. Miało to zagwarantować integralność Kościoła katolickiego w Niemczech, wraz z zachowaniem przezeń całego majątku oraz przetrwaniem wszystkich powiązanych z nim organizacji. Czas pokaże, że ta obietnica nie była warta nawet papieru, na którym ją spisano. Jednakże na ten moment Partia Centrum podążyła w otchłań ścieżką wydeptaną przez inne ugrupowania polityczne. Do połowy lipca 1933 r. Niemcy stały się państwem jednopartyjnym, ten stan rzeczy został usankcjonowany prawem formalnie zakazującym istnienia wszelkich partii oprócz Nazistowskiej.

Jednak nie tylko partie polityczne i związki zawodowe uległy likwidacji. Ataki nazistów na funkcjonujące w Niemczech instytucje odbiły się na całym społeczeństwie. Każdy rząd i każdy parlament krajowy będące elementem niemieckiego systemu federalnego, wszystkie rady miejskie, powiatowe i lokalne, zostały poddane bezwzględnym czystkom; dekret ogłoszony po pożarze Reichstagu oraz „Ustawowe Upoważnienie” wykorzystano do zdymisjonowania rzekomych wrogów państwa, czyli wrogów nazistów. Każde dobrowolne stowarzyszenie w państwie i każdy lokalny klub – od przemysłowych i rolniczych grup nacisku po towarzystwa sportowe, kluby piłkarskie, chóry męskie i organizacje kobiece – poddano nazistowskiej kontroli. Mówiąc krótko, cała tkanina życia stowarzyszeniowego została znazyfikowana. Konkurencyjne, zorientowane politycznie kluby czy towarzystwa scalano w jednolite organa nazistowskie. Przywódców ochotniczych stowarzyszeń albo bezceremonialnie wyrzucano, albo zmuszano do „dobrowolnego” ustąpienia. Wiele organizacji wydalało lewicowych czy liberalnych członków i deklarowało lojalność wobec nowego państwa i jego instytucji. Ten proces (w nazistowskim żargonie nazwany „koordynacją”) toczył się od marca do czerwca 1933 r. na terenie całych Niemiec. Po jego zakończeniu dosłownie jedynymi nienazistowskimi organizacjami jakie ostały się w państwie były armia oraz Kościoły i ich laickie przybudówki. W tym czasie rząd wprowadził ustawę pozwalającą mu na oczyszczenie służby cywilnej, ogromnej struktury obejmującej nauczycieli, pracowników uczelni wyższych, sądownictwo i wiele innych profesji, które w innych państwach nie były kontrolowane przez gabinet. Tutaj także wydalono socjaldemokratów, liberałów, a także niemało katolików i konserwatystów. Aby ocalić posady w czasach bezrobocia osiągającego zatrważające rozmiary, pomiędzy 30 stycznia a 1 maja 1933 r., kiedy to kierownictwo zabroniło przyjmowania większej liczby członków, do Partii Nazistowskiej wstąpiło 1,6 mln ludzi, podczas gdy liczebność SA do lata 1933 r. wzrosła do ponad dwóch milionów.

Odsetek pracowników administracji, sądownictwa i innych podobnych instytucji, którzy naprawdę zostali zdymisjonowani z przyczyn politycznych, był bardzo mały. Główny powód zwolnień nie był polityczny, a rasowy. Ustawa o służbie cywilnej przeforsowana przez nazistów 7 kwietnia 1933 r. dopuszczała zwalnianie żydowskich pracowników służby cywilnej, choć Hindenburgowi udało się włączyć do niej klauzulę chroniącą posady żydowskich weteranów wojennych oraz pracowników mianowanych przez cesarza przed 1914 rokiem. Hitler twierdził, że Żydzi są przewrotnym, pasożytniczym elementem, którego należy się pozbyć. W rzeczywistości większość z nich należała do klasy średniej i, o ile w ogóle mieli jakieś zapatrywania polityczne, to znajdowali się w obrębie spektrum politycznego sięgającego od liberalizmu do konserwatyzmu. Niemniej jednak Hitler wierzył, iż podczas I Wojny Światowej Żydzi celowo podkopywali Niemcy i sprokurowali rewolucję, która doprowadziła do stworzenia Republiki Weimarskiej. To prawda, że kilku liderów socjaldemokratycznych i komunistycznych było Żydami, ale większość nie należała do tych ugrupowań. Dla nazistów nie miało to żadnego znaczenia. Nazajutrz po marcowych wyborach „szturmowcy” zaczęli szaleć po Kurfürstendamm, modnej ulicy handlowej Berlina, łapiąc i bijąc Żydów. Demolowano synagogi, podczas gdy w całych Niemczech bandy brunatnych koszul wpadały do sądów i wywlekały z gmachów żydowskich sędziów oraz prawników, biły ich gumowymi pałkami i ostrzegały, żeby nie wracali. Żydzi znajdujący się wśród aresztowanych komunistów i socjaldemokratów byli traktowani wyjątkowo surowo. Do końca czerwca 1933 r. „szturmowcy” zamordowali ponad czterdziestu Żydów.

Tego rodzaju incydenty były szeroko opisywane w zagranicznej prasie. Dało to Hitlerowi, Goebbelsowi oraz nazistowskiej wierchuszce pretekst do zrealizowania od dawna rozważanego planu ogólnopaństwowego bojkotu żydowskich sklepów i przedsiębiorstw. 1 kwietnia 1933 r. „szturmowcy” zajęli stanowiska przed żydowskimi lokalami przestrzegając ludzi, by nie przekraczali ich progów. Większość nieżydowskich Niemców posłusznie się zastosowała, lecz bez entuzjazmu. Największe żydowskie firmy nie zostały objęte bojkotem, gdyż wnosiły zbyt duży wkład do niemieckiej gospodarki. Zdając sobie sprawę, że nie wzbudziła powszechnego entuzjazmu, kilka dni później Goebbels odwołał całą akcję. Lecz pobicia, brutalność oraz bojkot wywarły wpływ na społeczność niemieckich Żydów, do końca roku z kraju wyemigrowało 37 000 jej członków. Zainicjowana przez reżim czystka Żydów, których ten definiował nie w oparciu o przynależność wyznaniową, lecz kryteria rasowe, miała wyjątkowo duże oddziaływanie na naukę, kulturę i sztukę. Żydowscy dyrygenci i muzycy, tacy jak Bruno Walter i Otto Klemperer, byli doraźnie zwalniani lub też uniemożliwiano im występy. Przemysł filmowy oraz radio zostały szybko oczyszczone zarówno z Żydów, jak i politycznych przeciwników nazistów. Nienazistowskie gazety zamykano lub poddawano kontroli, podczas gdy związek dziennikarzy i stowarzyszenie wydawców poddały się nazistowskiemu kierownictwu. Lewicowym oraz liberalnym pisarzom, jak Bertoltowi Brechtowi, Thomasowi Mannowi i wielu innym, zabroniono publikować; wielu z nich opuściło Niemcy. Hitler żywił szczególną wrogość wobec artystów modernistycznych, takich jak Paul Klee, Max Beckmann, Ernst Ludwig Kirchner i Vassily Kandinsky. Przed 1914 r. nie został przyjęty do wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, ponieważ jego rysunki przedstawiające staranne odwzorowania budynków uznano za pozbawione talentu. W czasach Republiki Weimarskiej artyści abstrakcjoniści oraz ekspresjoniści zdobywali bogactwo i szacunek dzięki, jak uważał Hitler, brzydkim i pozbawionym sensu bohomazom. Podczas gdy w swoich przemówieniach wygłaszał tyrady wymierzone w sztukę nowoczesną, dyrektorzy galerii oraz muzeów wylatywali na bruk i byli zastępowani przez ludzi, którzy z zapałem usuwali modernistyczne dzieła z wystaw. W państwowym systemie edukacji stanowisko zajmowało wielu modernistycznych twórców i kompozytorów, na przykład Klee czy Schoenberg. Wszyscy zostali zdymisjonowani.

W sumie w 1933 r. i w kolejnych latach z Niemiec wyemigrowało ok. 2000 osób aktywnych na niwie sztuki. Wśród nich znajdowali się praktycznie rzecz biorąc wszyscy artyści cieszący się międzynarodową sławą. Nazistowski antyintelektualizm został jeszcze bardziej zaakcentowany wydarzeniami rozgrywającymi się na uniwersytetach. I tutaj wyrzucono żydowskich profesorów wszelkich dziedzin. Wielu, a wśród nich Albert Einstein, Gustav Hertz, Erwin Schrödinger, Max Born oraz dwudziestu wcześniejszych lub przyszłych laureatów Nagrody Nobla, wyjechało z kraju. Do 1934 r. ok. 1600 z 5000 wykładowców uniwersyteckich zostało zmuszonych do ustąpienia ze stanowisk, jedna trzecia z nich dlatego, że byli Żydami, pozostali ponieważ należeli do politycznych przeciwników nazizmu. Wyemigrowało 16% profesorów i adiunktów fizyki. Na uczelniach to przede wszystkim studenci pomagali nakręcać czystki niewielkiemu gronu nazistowskich profesorów, takich jak filozof Martin Heidegger. Wymusili odejście żydowskich i lewicowych profesorów agresywnymi manifestacjami, a następnie, 10 maja 1933 r., na głównych placach dziewiętnastu uniwersyteckich miast i miasteczek zorganizowali demonstracje, w czasie których ułożyli w stosy i spalili ogromną liczbę książek żydowskich i lewicowych autorów. Naziści starali się doprowadzić do rewolucji kulturalnej, w ramach której obce wpływy kulturalne – zwłaszcza żydowskie, ale również szeroko rozumiana kultura modernistyczna – miały zostać wyeliminowane, a niemiecki duch odrodzony. Niemcy nie mieli jedynie biernie pogodzić się z nastaniem Trzeciej Rzeszy, mieli wspierać ją z całego serca i duszy, a głównym środkiem, za pomocą którego naziści pragnęli osiągnąć ten cel, było ustanowienie Ministerstwa Propagandy Rzeszy pod wodzą Josepha Goebbelsa, które szybko przejęło kontrolę nad całą sferą kultury i sztuki. Niemniej jednak na wielu płaszczyznach nazizm był na wskroś nowoczesnym zjawiskiem, chętnym posługiwać się najnowszą technologią, najnowocześniejszą bronią i najbardziej naukowymi metodami dostosowywania niemieckiego społeczeństwa do własnych wymagań. Dla nazistów rasa była pojęciem naukowym, a czyniąc z niej podstawę całej swej polityki opowiadali się za tym, co sami pojmowali jako zastosowanie metody naukowej wobec ludzkiego społeczeństwa. Nic, ani przekonania religijne, ani skrupuły etniczne, ani z dawien dawna poważana tradycja, nie mogło stanąć na drodze owej rewolucji. A jednak latem 1933 r. Hitler uznał, że musi ogłosić swoim zwolennikom, że nadszedł czas zatrzymania rewolucji. Niemcy potrzebowały okresu stabilności. Niniejsza książka rozpoczyna się właśnie w tym momencie. W chwili, w której likwidowanie resztek Republiki Weimarskiej dobiegło końca, i nareszcie rozpoczęło się panowanie Trzeciej Rzeszy.

WSTĘP

Niniejsza książka opowiada o dziejach Trzeciej Rzeszy – reżimu stworzonego w Niemczech przez Hitlera i narodowych socjalistów – począwszy od momentu, w którym latem 1933 r. zakończyło się przejmowanie przez nich władzy, do chwili, kiedy to na początku września 1939 r. pogrążyli Europę w II Wojnie Światowej. Jest drugim tomem po opowiadającym o korzeniach nazizmu, analizującym rozwój jego ideologii i opisującym zdobywanie przezeń władzy w latach nieszczęsnej Republiki Weimarskiej Nadejściu Trzeciej Rzeszy. We właściwym czasie pojawi się tom trzeci, Wojna Trzeciej Rzeszy, obejmujący okres od września 1939 r. do maja 1945 r., oraz zgłębiający dziedzictwo nazizmu w Europie i na świecie w późniejszych latach XX wieku, aż po dzień dzisiejszy. Ogólne założenia całej trylogii zostały przedstawione we wstępie do Nadejścia Trzeciej Rzeszy i nie ma potrzeby wnikać w nie w tym miejscu. Czytelnicy, którzy zapoznali się z pierwszym tomem, mogą przejść bezpośrednio do pierwszego rozdziału; lecz niektórzy mogą życzyć sobie, aby przypomniano im najważniejsze argumenty poprzedniego tomu, a ci, którzy go nie czytali, mogą zechcieć przeczytać Prolog zarysowujący główne wydarzenia sprzed czerwca 1933 r., kiedy to rozpoczyna się opowieść przedstawiona na dalszych stronach.

Podejście zastosowane w tej książce jest z konieczności tematyczne, lecz podobnie jak w poprzednim tomie w każdym rozdziale starałem się mieszać narrację, opis i analizę, oraz stworzyć zapis dynamicznego rozwoju wydarzeń. Trzecia Rzesza nie była statyczną czy monolityczną dyktaturą; była dynamiczna i zmienna, od samego początku zżerana przez zaciekłą nienawiść oraz ambicje. Nad wszystkim unosiło się widmo dążenia do wojny, wojny, którą Hitler i naziści postrzegali jako drogę do przemodelowania Europy Środkowej i Wschodniej przez rasę niemiecką, i do przywrócenia Niemcom dominującej pozycji na kontynencie europejskim oraz poza nim, na całym świecie. W każdym z rozdziałów, opisujących kolejno aparat utrzymywania porządku i represji, kulturę i propagandę, religię i edukację, gospodarkę, społeczeństwo i życie codzienne, politykę rasową i antysemityzm, oraz politykę zagraniczną, jako wyraźny wspólny wątek wyłania się nadrzędny imperatyw przygotowania państwa i narodu niemieckiego na wielką wojnę. Lecz ów imperatyw nie był sam w sobie racjonalny, ani realizowany w spójny sposób. Na kolejnych płaszczyznach pojawiały się sprzeczności oraz wewnętrzny brak racjonalności reżimu; pęd nazistów do wojny niósł w sobie zapowiedź przyszłej zagłady Trzeciej Rzeszy. Jak i dlaczego tak było, to najważniejsze pytania przewijające się przez całą książkę i spajające jej poszczególne części. Pojawia się również wiele innych kwestii: zakres w jakim Trzecia Rzesza zjednała sobie naród niemiecki; sposób jej funkcjonowania; stopień w jakim Hitler, a nie szersze czynniki systemowe inherentne dla struktury Trzeciej Rzeszy jako całości, napędzał jej politykę; możliwości powstania opozycji, oporu, sprzeciwu czy choćby braku zgody na dyktaty narodowego socjalizmu w realiach dyktatury wymagającej całkowitej lojalności wszystkich obywateli; charakter stosunku Trzeciej Rzeszy do nowoczesności; sposoby w jakie jej polityka na rozmaitych płaszczyznach przypominała lub różniła się od rozwiązań stosowanych w innych rejonach Europy i świata lat 30.; oraz wiele innych. Wątek narracyjny znajduje wyraz w układzie rozdziałów, które z biegiem stron książki coraz bardziej zbliżają się do wojny.

Jednakże nie da się uniknąć tego, że choć podział poszczególnych aspektów funkcjonowania Trzeciej Rzeszy na odrębne tematy ułatwia ich spójne przedstawienie, to istnieje również druga strona medalu, bowiem dane zagadnienia na wiele sposobów zazębiały się ze sobą. Polityka zagraniczna miała wpływ na politykę rasową, polityka rasowa na politykę edukacyjną, propaganda szła w parze z represjami, itd. A zatem konkretne tematy nie są we właściwych im rozdziałach potraktowane wyczerpująco, a poszczególne rozdziały nie powinny być traktowane jako wszechstronne opisy zagadnień, których dotyczą. Przykładowo pozbycie się Żydów z życia gospodarczego jest opisane w rozdziale dotyczącym gospodarki, a nie w rozdziale o polityce rasowej; sformułowanie przez Hitlera jego celów wojennych w tak zwanym memorandum Hossbacha z 1937 r. jest przedstawione w części dotyczącej zbrojeń, a nie w rozdziale o polityce zagranicznej; a znaczenie niemieckiego zajęcia Austrii dla antysemityzmu w Trzeciej Rzeszy jest omówione w ostatnim rozdziale, a nie we fragmencie podejmującym temat antysemityzmu w roku 1938. Liczę, że owe decyzje co do struktury książki mają sens, lecz ich logika będzie jasna jedynie dla tych, którzy przeczytają książkę po kolei, od początku do końca. Każdy, kto pragnie wykorzystać ją po prostu jako źródło, do którego może się odwoływać w poszukiwaniu poszczególnych zagadnień, powinien przejść do indeksu, gdzie szczegółowo przedstawiono umiejscowienie poszczególnych kwestii, postaci oraz wydarzeń na stronach książki.

Przygotowując niniejszą pracę ponownie skorzystałem z niezrównanych zasobów Cambridge University Library, Wiener Library oraz German Historical Institute w Londynie. Staatsarchiv der Freien- und Hansesstadt Hamburg oraz Froschungsstelle für Zeitgeschichte w Hamburgu uprzejmie pozwoliły mi na zapoznanie się z niepublikowanymi dziennikami Luise Solmitz, a Bernhard Fulda hojnie zaopatrzył mnie w kopie najważniejszych numerów niemieckich gazet. Pierwszoplanową rolę odegrały rady i wsparcie wielu moich przyjaciół i współpracowników. Mój agent, Andrew Wylie, oraz jego pracownicy, zwłaszcza Christopher Oram i Michal Shavit, na wiele sposobów poświęcili tej książce swój czas. Stephanie Chan, Christopher Clark, Bernhard Fulda, Christian Goeschel, Victoria Harris, Robin Holloway, Max Horster, Valeska Huber, Sir Ian Kershaw, Scott Moyers, Jonathan Petropoulos, David Reynolds, Kristin Semmens, Adam Tooze, Nikolaus Wachsmann i Simon Winder przeczytali wczesne szkice, uchronili mnie przed wieloma błędami i poczynili wiele użytecznych uwag: jestem wdzięczny za ich pomoc. Christian Goeschel ponadto życzliwie sprawdził poprawność przypisów i bibliografii. Simon Winder i Scott Moyers byli wzorowymi redaktorami, a ich rady oraz entuzjazm były nieodzowne przez cały czas pracy nad książką. Bezcenne były także rozmowy i rady Norberta Freia, Gavina Stampa, Riccardy Tomani, David Welcha oraz wielu innych. David Watson był wzorowym adiustatorem; Alison Hennessy zadała sobie wiele trudu wyszukując ilustracje; a praca nad mapami z Andrásem Bereznáyem była niezwykle pouczająca. Christine L. Corton przeczytała cała maszynopis, a oprócz jej fachowej opinii na jego temat, na przestrzeni lat jej praktyczne wsparcie było niezastąpione dla cegło projektu. Nasi synowie Matthew i Nicholas, którym, podobnie jak poprzednik, dedykowany jest również ten tom, przynosili witaną z szeroko otwartymi ramiona ulgę od podejmowanych w nim mrocznych tematów. Jestem im wszystkim wdzięczny.

Richard J. Evans

Cambridge, maj 2005 r.

ROZDZIAŁ IPAŃSTWO POLICYJNE

„NOC DŁUGICH NOŻY”

I

6 lipca 1933 roku Hitler zgromadził najważniejszych nazistów, żeby dokonać ogólnej oceny sytuacji. Powiedział im, że rewolucja narodowosocjalistyczna się powiodła; władza należy do nich i tylko do nich. Nadszedł czas, rzekł, na ustabilizowanie reżimu. Powinny ustać pogłoski krążące wśród wyższych członków odzianej w brunatne mundury organizacji paramilitarnej Partii, Sturmabteilung, czyli SA, na temat „drugiej rewolucji”, mającej nadejść po „zdobyciu władzy”:

„Rewolucja nie jest stanem permanentnym. Nie może przejść w stan permanentny. Potok rewolucji został uwolniony, lecz musi zostać skierowany do bezpiecznego koryta ewolucji (…). Hasło drugiej rewolucji było usprawiedliwione dopóki w Niemczech nadal istniały stanowiska mogące służyć jako punkty krystalizacji kontrrewolucji. Teraz nie ma już o tym mowy. Nie pozostawiamy żadnej wątpliwości co do faktu, że jeżeli zajdzie konieczność, to utopimy każdą taką próbę we krwi. Albowiem druga rewolucja może się zwrócić jedynie przeciwko pierwszej”1.

W kolejnych tygodniach za powyższą deklaracją poszły kolejne podobne oświadczenia, choć może nie zawierały aż tak otwartych gróźb, innych nazistowskich przywódców. Ministerstwa Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych wywierały naciski, aby rozprawić się z samowolnym stosowaniem przemocy, a Ministerstwo Gospodarki Rzeszy obawiało się, że dalsze niepokoje zrodzą w międzynarodowej społeczności finansowej wrażenie ciągłego braku stabilności Niemiec, co odstraszy inwestycje międzynarodowe i uniemożliwi odbudowę gospodarki. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych skarżyło się na aresztowania pracowników służby cywilnej, Ministerstwo Sprawiedliwości na aresztowania prawników. Przemoc napędzana przez brunatne koszule trwała w całym państwie, w najbardziej ponury sposób objawiła się podczas „krwawego tygodnia w Köpenick” w czerwcu 1933 r., kiedy to na berlińskim przedmieściu prowadząca obławę grupa „szturmowców” trafiła na opór młodych socjaldemokratów. Po tym jak socjaldemokraci zastrzelili trzech „szturmowców”, SA zmobilizowały całe tłumy swoich członków, aresztowały ponad 500 miejscowych mężczyzn i torturowały ich tak brutalnie, że 91 z nich zmarło. Wśród nich znajdowali się przeważnie dobrze znani socjaldemokraci, w tym były minister-prezydent Meklemburgii, Johannes Stelling2. Było jasne, że tego rodzaju brutalności należy położyć tamę: minęły czasy kiedy przeciwników nazizmu trzeba było zmuszać do posłuchu biciem i budować jednopartyjne państwo. Co więcej, Hitler zaczął martwić się władzą, jaką szaleństwa wciąż rozrastających się SA dawały ich przywódcy, Ernstowi Röhmowi, który 30 maja 1933 r. oświadczył, że zadanie dokończenia rewolucji narodowosocjalistycznej jest „wciąż przed nimi”. „To, że każdego dnia napływają deklaracje lojalności od ‘skoordynowanych’ klubów kręglowych i pszczelarskich nie ma znaczenia”, dodał Röhm, „podobnie jak to, że ulice w miastach otrzymują aktualnie modne nazwy”. Inni mogą świętować nazistowskie zwycięstwo, ale polityczni żołnierze, którzy je wywalczyli, rzekł, muszą wziąć sprawy w swoje ręce i jeszcze je powiększyć3.

2 sierpnia 1933 r. zatroskany tymi deklaracjami Hermann Göring, działając w ramach uprawnień ministra spraw wewnętrznych Prus, uchylił lutowe zarządzenie werbujące brunatne koszule do roli pruskiej policji pomocniczej. Ministrowie pozostałych krajów związkowych poszli w jego ślady. Teraz prawdziwa policja miała większe pole manewru w rozprawianiu się z ekscesami „szturmowców”. Pruskie Ministerstwo Sprawiedliwości ustanowiło centralny Urząd Prokuratora Publicznego, zajmujący się morderstwami oraz innymi poważnymi zbrodniami popełnianymi w obozach koncentracyjnych, choć zarządziło również przerwanie trwających procesów przeciwko członkom SA i SS oskarżonym o brutalne przestępstwa, oraz ułaskawienie nielicznych, którzy rzeczywiście zostali skazani. Wydano ścisłe regulacje określające kto ma prawo umieszczać ludzi pod „kuratelą zapobiegawczą” i jakie należy stosować przy tym procedury. Wskazówką świadczącą o dotychczas stosowanych praktykach są ograniczenia zamieszczone w ujednoliconych przepisach ogłoszonych w kwietniu 1934 r.: nikt nie mógł zostać objęty kuratelą zapobiegawczą z powodów personalnych, takich jak oszczerstwo, czy też dlatego, że był odpowiedzialny za zwolnienia pracowników, działał jako prawny przedstawiciel później uwięzionych osób, czy też podejmował budzące sprzeciw działania prawne przed sądem. Pozbawione swej pierwotnej racji bytu jako walczące na ulicach, awanturujące się w piwiarniach zbrojne ramię ruchu nazistowskiego, a także pozycji kierowniczej nad wieloma niewielkim, improwizowanymi placówkami więziennymi i ośrodkami tortur, SA nagle utraciły swoje główne zajęcia4.

Poważna walka wyborcza ucichła, więc „szturmowcy” zostali pozbawieni szans na prowadzenie nieustannej agitacji wyborczej, jak to było na początku lat 30., co wiązało się z paradowaniem ulicami i atakowaniem wieców przeciwników. Zaczęło kiełkować rozczarowanie. Wiosną 1933 r., dzięki napływowi zwolenników oraz oportunistów ze wszystkich zakątków państwa, SA przeszły ogromną rozbudowę. W marcu 1933 r. Röhm obwieścił, że może do nich wstąpić każdy „patriotycznie nastawiony” Niemiec. Kiedy w maju 1933 r. ustała rekrutacja do Partii Nazistowskiej, ponieważ kierownictwo obawiało się, że w jej szeregi wstępuje zbyt wielu oportunistów, a ruch nazistowski zalewają ludzie niewykazujący prawdziwego zaangażowania w jego sprawę, wielu ludzi uznało zaciąg do brunatnych koszul za rodzaj alternatywy, tym samym osłabiając więzi łączące Partię i jej paramilitarne skrzydło. Wcielenie do struktur brunatnych koszul ogromnej organizacji weteranów, Stalowego Hełmu, w drugiej połowie 1933, jeszcze bardziej zwiększyło rozmiary SA. Na początku 1934 r. szturmowców było sześć razy więcej niż rok wcześniej. Łączna liczebność członków „oddziałów szturmowych” wynosiła niemal trzy miliony ludzi; a gdyby liczyć Stalowy Hełm oraz inne wcielone do SA bojówki paramilitarne, to cztery i pół miliona. Całkowicie przyćmiewało to liczebność niemieckich sił zbrojnych, które traktat wersalski formalnie ograniczył do 100 000 żołnierzy. Jednakże równocześnie, pomimo ograniczeń narzuconych traktatem, armia była zdecydowanie lepiej wyposażoną i wyszkoloną siłą bojową. Widmo wojny domowej, które tak złowieszczo unosiło się nad Niemcami na początku 1933 r., znowu zaczęło podnosić głowę5.

Niezadowolenie „szturmowców” nie ograniczało się do zazdrości o armię oraz irytacji stabilizacją polityki po lipcu 1933 roku. Wielu „starych bojowników” przyjmowało wrogą postawę wobec „nowicjuszy”, którzy wskoczyli do nazistowskiego wagonu na początku roku. Szczególnie duże napięcie panowało w stosunkach z byłymi członkami Stalowego Hełmu, którzy wstąpili w szeregi organizacji. W pierwszych miesiącach 1934 r. coraz częściej znajdowało ujście w walkach i burdach. Na Pomorzu policja zdelegalizowała jednostki dawnego Stalowego Hełmu (obecnie zorganizowane w Narodowosocjalistyczny Związek Niemieckich Żołnierzy Frontowych), po tym jak pewien dowódca SA został zamordowany przez byłego członka Stalowego Hełmu6. Lecz resentymenty „starych” brunatnych koszul można było odczuć także w szerszej skali. Wielu oczekiwało hojnych nagród za pozbycie się rywali nazistów i było rozczarowanych kiedy doświadczeni lokalni politycy oraz konserwatywni partnerzy nazistów zgarnęli wiele najsmakowitszych kąsków. Pewien urodzony w 1897 r. działacz SA napisał w roku 1934:

„Po przejęciu władzy sprawy uległy dramatycznej zmianie. Ludzie, którzy do tej pory mną pogardzali, teraz zalewali mnie pochwałami. Po latach zażartych waśni, teraz w rodzinie i wśród wszystkich krewnych byłem postrzegany jako numer jeden. Mój oddział szturmowy z miesiąca na miesiąc rósł w oczach, i tak (od 250 w styczniu) 1 października 1933 r. miałem 2200 członków – co w święta Bożego Narodzenia doprowadziło do mojego awansu na starszego dowódcę oddziałów szturmowych. Jednak im bardziej filistrzy mnie wychwalali, tym większych nabierałem podejrzeń, że te kundle sądziły, iż mają mnie w garści (…). Po włączeniu Stalowego Hełmu, kiedy sprawy stanęły, zwróciłem się przeciwko reakcyjnej klice, która podstępnie starała się ośmieszyć mnie przed przełożonymi. Donoszono na mnie na wszelkie sposoby do wyższych biur SA oraz do władz publicznych (…). Wreszcie, udało mi się i zostałem mianowany lokalnym burmistrzem (…) więc mogłem przetrącić karki wszystkim prominentnym filistrom oraz reakcyjnym reliktom starych czasów”7.

Podobne odczucia były jeszcze silniejsze wśród licznych weteranów SA, którym nie udało się wspiąć na stanowiska związane ze sprawowaniem władzy tak skutecznie jak temu człowiekowi.

Kiedy okazało się, że agresywna energia młodych brunatnych koszul została pozbawiona jawnie politycznego punktu ujścia, ci zaczęli brać udział w coraz większej liczbie bójek i starć w całych Niemczech, często nie kierując się oczywistą, polityczną motywacją. Bandy „szturmowców” upijały się, wzniecały niepokoje w późnych godzinach nocnych, biły niewinnych przechodniów i atakowały policję, jeżeli ta próbowała je powstrzymać. Sytuację jeszcze bardziej pogorszyła podjęta przez Röhma w grudniu 1933 r. próba wyłączenia brunatnych koszul spod jurysdykcji policji oraz sądów; „szturmowców” poinformowano, że od tej chwili wszelkie kwestie dyscyplinarne mają być rozstrzygane przez samą organizację. Była to licencja na bezkarność, choć czasami dochodziło do oskarżeń. Większą trudność sprawiło Röhmowi ustanowienie odrębnej jurysdykcji SA, która wstecznie zajęłaby się ponad 4000 procesów członków SA i SS za rozmaite zbrodnie, które w maju 1934 r. nadal toczyły się przed sądami. Większość oskarżeń dotyczyła pierwszych miesięcy roku 1933. Wiele innych oskarżeń zostało anulowanych, a przede wszystkim jeszcze więcej przestępstw w ogóle nie było ściganych, lecz owe 4000 i tak stanowiło pokaźną liczbę. Ponadto, armia posiadała własne sądy wojskowe; tworząc podobny system w łonie SA Röhm w dużej mierze uzyskałby dla własnej organizacji status równy armii. W lipcu zeszłego roku oświadczył prywatnie, że dowódca SA posiadający władzę sądowniczą nad sprawą o zabójstwo członka organizacji będzie miał prawo skazać na śmierć nawet dwunastu członków „wrogiej organizacji, która była odpowiedzialna za morderstwo”. Stanowiło to ponurą zapowiedź tego, jaki charakter miał mieć system sądownictwa, który chciał stworzyć8. Ewidentnie należało znaleźć sposób na skierowanie całej tej nadmiernej energii na pożyteczne tory, lecz kierownictwo SA jedynie pogarszało sytuację, pragnąc ukierunkować agresywny aktywizm ruchu ku, jak publicznie opisał to gauleiter ze wschodu, Edmund Heines, „kontynuacji rewolucji niemieckiej”9. Ernst Röhm, jako dowódca SA, w pierwszych miesiącach 1934 r. przemawiał podczas licznych wieców i pochodów, podkreślając w podobnym stylu rewolucyjną naturę nazizmu i wyprowadzając otwarte ataki na kierownictwo Partii, a zwłaszcza na niemiecką armię. SA obwiniało jej starszych oficerów za przejściową delegalizację organizacji w 1932 r., z rozkazu byłego kanclerza Rzeszy Heinricha Brüninga. Röhm wywołał ogromne poruszenie w hierarchii sił zbrojnych kiedy ogłosił, że pragnie, aby „szturmowcy” stworzyli rdzeń gwardii narodowej, praktycznie omijając, a w ostatecznym rozrachunku być może nawet zastępując armię. Hitler próbował zaspokoić jego ambicje mianując go w grudniu 1933 r. ministrem bez teki z miejscem w gabinecie, lecz biorąc pod uwagę coraz mniejsze znaczenie rządu na tym etapie, krok ten miał minimalne znaczenie praktyczne i nie był w stanie spełnić prawdziwej ambicji Röhma, czyli objęcia władzy nad Ministerstwem Obrony, w którym w tym czasie zasiadał przedstawiciel armii, generał Werner von Blomberg10.

Pozbawiony realnej władzy w centrum reżimu, Röhm zaczął budować kult własnego przywództwa w łonie SA i nadal głosił konieczność kontynuowania rewolucji11. W styczniu 1934 r. „szturmowcy” dali praktyczny wyraz swego radykalizmu. Wdarli się do hotelu Kaiserhof w Berlinie i zakłócili obchody urodzin byłego cesarza, świętowane tam przez wielu oficerów armii12. Nazajutrz Röhm przesłał von Blombergowi memorandum. Być może wyolbrzymiając wydźwięk jego treści dla własnych celów, von Blomberg stwierdził, że Röhm pisał w nim, iż SA powinny zastąpić armię w roli głównej siły bojowej państwa, a tradycyjne wojsko powinno ograniczyć się do szkolenia „szturmowców” mających przejąć jego obowiązki13. Brunatne koszule zaczęły jawić się dowództwu armii jako poważne zagrożenie. Począwszy od lata 1933 r. von Blomberg przesuwał armię od jej wcześniejszej neutralności politycznej ku coraz bardziej otwartemu poparciu dla reżimu. Wraz ze swoimi sojusznikami dał się uwieść składanym przez Hitlera obietnicom potężnej rozbudowy niemieckiego potencjału militarnego poprzez przywrócenie poboru. Zjednały ich zapewnienia Hitlera, że będzie prowadził agresywną politykę zagraniczną, której uwieńczeniem będzie odzyskanie terytoriów straconych na mocy traktatu wersalskiego oraz rozpętanie nowej wojny agresywnej na wschodzie. W zamian von Blomberg ostentacyjnie zamanifestował swą lojalność względem Trzeciej Rzeszy przyjmując „paragraf aryjski” zabraniający Żydom służby w armii i włączający symbol swastyki do jej insygniów. Choć były to głównie symboliczne gesty – przykładowo na nalegania prezydenta Hindenburga żydowscy weterani nie mogli zostać wydaleni, a rzeczywiście ze służby zwolniono jedynie ok. siedemdziesięciu żołnierzy – i tak były znaczącymi ustępstwami na rzecz nazistowskiej ideologii, wskazującymi jak dalece armia pogodziła się z nowym ładem politycznym14.

Jednak równocześnie armia nadal absolutnie nie była znazyfikowaną instytucją. Jej stosunkową niezależność podtrzymywało bliskie zainteresowanie jej losami prezydenta Rzeszy Paula von Hindenburga, formalnego naczelnego przywódcy. W rzeczy samej, Hindenburg odmówił mianowania Walthera von Reichenau, pronazistowskiego kandydata Hitlera i von Blomberga na następcę zdymisjonowanego konserwatywnego i antynazistowskiego Kurta von Hammersteina na stanowisku szefa armii. Miast tego wymusił nominację generała Wernera von Fritscha, popularnego sztabowca o silnych, konserwatywnych poglądach, cechującego się zamiłowaniem do jeździectwa i rygorystycznym, protestanckim podejściem do życia. Nieżonaty, pracoholik o wąskich, wojskowych perspektywach, von Fritsch żywił typową dla pruskich oficerów arogancką pogardę dla prostactwa nazistów. Jego konserwatywne wpływy wzmacniało wsparcie ze strony szefa Truppenamt, generała Ludwiga Becka, mianowanego na to stanowisko pod koniec 1933 roku. Beck był ostrożnym, cichym i wycofanym mężczyzną, wdowcem, którego główną przyjemnością także była jazda konna. Przy ludziach takich jak von Fritsch i Beck na dwóch wyższych stanowiskach w dowództwie armii nie było szans, aby ta ugięła się pod presją SA. Von Blomberg doprowadził do spotkania z Hitlerem oraz kierownictwem SA i SS 28 lutego 1934 r., w czasie którego Röhm został zmuszony do podpisania porozumienia, że nie będzie starał się zastąpić armii swą gwardią w brunatnych koszulach. Hitler oświadczył stanowczo, że w przyszłości siłą zbrojną Niemiec będzie zawodowa, dobrze wyposażona armia, a brunatne koszule mogą jedynie sprawować względem niej funkcje pomocnicze, lecz gdy oficerowie armii wyszli ze zorganizowanego po spotkaniu przyjęcia, Röhm powiedział swoim ludziom, że nie zamierza słuchać „zabawnego kaprala” i zagroził, że wyśle Hitlera „na urlop”. Ta niesubordynacja nie przeszła niezauważona. Zaiste, świadomy jego nastawienia Hitler już wcześniej objął go obserwacją policyjną15.

Rywalizacja z SA skłoniła von Blomberga i przywódców wojskowych do zabiegania o względy Hitlera na rozmaite sposoby. Armia widziała w SA potencjalne źródło rekrutów, lecz obawiała się, że może to prowadzić do jej politycznej infiltracji, a fakt, że w kierownictwie SA znajdowali się ludzie, którzy zostali niechlubnie wydaleni z armii, wzbudzał jej pogardę. W związku z tym armia wolała nawoływać do przywrócenia poboru, czemu dała wyraz w planie przygotowanym przez Becka w grudniu 1933 roku. Hitler już wcześniej, podczas lutowej rozmowy z dowódcami armii w lutym, obiecał, że do tego dojdzie. W rzeczy samej, powiedział brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, Anthony’emu Edenowi, że pozwalanie na istnienie „drugiej armii” byłoby błędem, że zamierza roztoczyć kontrolę nad SA i uspokoić opinię międzynarodową rozbrajając tę organizację16. Jednakże pomimo tego zaczęły się mnożyć opowieści o lokalnych i regionalnych dowódcach brunatnych koszul wieszczących nadejście „państwa SA” oraz o „nocy długich noży”. Doniesiono, że Max Heydebreck, dowódca SA w Rummelsburgu, powiedział: „Niektórzy oficerowie armii to wieprze. Większość oficerów jest zbyt stara i muszą zostać zastąpieni młodszymi. Chcemy poczekać aż Papa Hindenburg umrze, a wówczas SA ruszy przeciwko armii. Cóż może 100 000 żołnierzy wobec o wiele liczniejszych sił członków SA?”17. „Szturmowcy” poczęli zatrzymywać transporty armii oraz konfiskować jej broń i zaopatrzenie. Jednak ogólnie rzecz ujmując owe przypadki były lokalne, sporadyczne i nieskoordynowane. Röhm nigdy nie opracował żadnego spójnego planu. Wbrew późniejszym oskarżeniom Hitlera, nie żywił bezpośredniego zamiaru rozpoczęcia puczu. Prawdę mówiąc na początku czerwca ogłosił, że na zalecenie lekarza udaje się na wypoczynek do Bad Wiessee niedaleko Monachium i dał SA wolne na cały lipiec18.

II

Ciągłe niepokoje oraz radykalna retoryka wystarczyły, żeby zaniepokoić przywódców armii, ale również niektórych konserwatywnych współpracowników Hitlera z rządu. Do czasu uchwalenia „Ustawowego Upoważnienia” gabinet zbierał się regularnie, żeby przygotowywać projekty dekretów i przedłożyć je do podpisu prezydentowi, jednak począwszy od końcówki marca Kancelaria Rzeszy oraz poszczególne ministerstwa zaczęły go pomijać. Hitlerowi nie podobały się rozwlekłe, a czasami krytyczne dyskusje z jakimi wiązały się zebrania gabinetu. Preferował doprowadzanie dekretów do jak najpełniejszej formy przed przedstawianiem ich na spotkaniu wszystkich ministrów. Przeto coraz częściej gabinet spotykał się jedynie po to, aby potwierdzić uprzednio ustalone akty prawne. Aż do przerwy letniej 1933 r. nadal spotykał się cztery, pięć razy w miesiącu, do względnie częstych zebrań dochodziło również we wrześniu i październiku 1933 roku. Jednak począwszy od listopada można zauważyć wyraźną zmianę. W tym miesiącu gabinet spotkał się tylko raz, trzy razy w grudniu, raz w styczniu 1934 r. oraz po dwa razy w lutym i marcu. Następnie, w kwietniu 1934 r., nie udało mu się zebrać ani raz, ministrowie raz spotkali się w maju, a w czerwcu ponownie nie doszło do ani jednej sesji. W tym czasie gabinet już od dawna nie był zdominowany, nawet liczebnie, przez konserwatystów, gdyż w marcu 1933 r. w jego skład wszedł Joseph Goebbels jako minister propagandy Rzeszy, 1 maja w jego ślady poszli Rudolf Hess i Ernst Röhm, a 1 maja 1934 r. minister edukacji Bernhard Rust. Narodowiec Alfred Hugenberg zrezygnował 29 czerwca 1933 r. i został zastąpiony na stanowisku ministra rolnictwa przez nazistę Walthera Darré. W gabinecie mianowanym przez Hindenburga 30 stycznia 1933 r. znajdowało się jedynie trzech nazistów – Hitler, minister spraw wewnętrznych Wilhelm Frick oraz Hermann Göring jako minister bez teki, jednak już w maju 1934 r. spośród siedemnastu ministrów będących członkami gabinetu wieloletni naziści stanowili większość – było ich dziewięciu. Nawet dla człowieka tak bardzo skłonnego oszukiwać samego siebie i ulegać politycznej ślepocie jak konserwatywny wicekanclerz Franz von Papen, stało się jasne, że pierwotne nadzieje z jakimi on i jego konserwatywni towarzysze formowali gabinet 30 stycznia 1933 r. zostały całkowicie rozwiane. To nie oni manipulowali nazistami, lecz naziści manipulowali nimi, przy okazji ich zastraszając i tyranizując19.

A jednak, co zadziwiające, von Papen absolutnie nie porzucił swego marzenia wyrażonego otwarcie, gdy w 1932 r. sprawował urząd kanclerza. Marzenia o konserwatywnej odbudowie osiągniętej przy masowym poparciu Partii Nazistowskiej. Człowiek odpowiedzialny za pisanie jego przemówień, Edgar Jung, latem 1933 r. nadal orędował za wizją „niemieckiej rewolucji” wiążącej się z „odpolitycznieniem mas i wykluczeniem ich z kierowania państwem”. Nieokiełznany populizm SA wydawał się poważną przeszkodą dla antydemokratycznego, elitarystycznego reżimu, jakiego pragnął von Papen. Wokół wicekanclerza skupiła się grupa młodych konserwatystów podzielających te poglądy. Tymczasem von Papen stał się adresatem narastającej liczby skarg na nazistowską przemoc i samowolkę, płynących od najróżniejszych osób z całego kraju, co sprawiło, że zarówno on, jak i jego pracownicy mieli coraz bardziej negatywne spojrzenie na skutki „rewolucji narodowej”, którą do tej pory popierali, a jego krąg szybko przekształcał się w punkt ogniskowy wszelkiego rodzaju niezadowolenia20. W maju 1934 r. Goebbels narzekał w swoim dzienniku na von Papena, który według plotek miał ochotę na urząd prezydenta po śmierci sędziwego Hindenburga. Inni konserwatywni członkowie gabinetu również nie uniknęli wzgardy ze strony szefa nazistowskiej propagandy („trzeba jak najszybciej przeprowadzić tam prawdziwe porządki”, napisał)21. Istniało oczywiste niebezpieczeństwo, że grupa von Papena, objęta już policyjną obserwacją, sprzymierzy się z armią. W rzeczy samej, sekretarz prasowy von Papena, Herbert von Bosse, zaczął nawiązywać kontakty z najważniejszymi generałami i wyższymi oficerami zaniepokojonymi działaniami SA. Wszyscy wiedzieli, że Hindenburg, od dawna działający niczym bufor pomiędzy armią i konserwatystami z jednej strony oraz czołowymi nazistami z drugiej, w kwietniu 1934 r. poważnie zachorował. Szybko stało się jasne, że już nie wyzdrowieje. Na początku czerwca wycofał się do swego majątku ziemskiego w Neudeck w Prusach Wschodnich, gdzie oczekiwał końca. Jego śmierć bezspornie wywołałaby kryzys, na który reżim musiał być gotowy22.

Moment był dla reżimu tym bardziej krytyczny, że entuzjazm wobec „narodowej rewolucji” z 1933 r. w kolejnym roku zauważalnie osłabł i wielu ludzi zdawało sobie z tego sprawę. Brunatne koszule nie były jedyną rozczarowaną jej rezultatami grupą w Niemczech. Agenci socjaldemokratów meldowali kierownictwu partii przebywającemu na wygnaniu w Pradze, że ludzie są apatyczni, nieustannie narzekają i bez przerwy opowiadają polityczne dowcipy o nazistowskich przywódcach. Spotkania Partii cieszyły się małą popularnością. Hitler nadal był powszechnie podziwiany, ale ludzie zaczęli już kierować krytykę nawet pod jego adresem. Wiele obietnic nazistów nie zostało dotrzymanych, a w niektórych częściach kraju lęk przed kolejną inflacją czy nagłą wojną prowadził do panicznego wykupywania i gromadzenia towarów. Wykształcone klasy bały się, że niepokoje wywoływane przez „szturmowców” mogą przerodzić się w chaos, czy też jeszcze gorzej, w bolszewizm23. Czołowi naziści mieli świadomość, że pod pozornie gładką powierzchnią życia politycznego da się słyszeć pomruki niezadowolenia. W odpowiedzi na pytanie amerykańskiego dziennikarza Louisa P. Lochnera, Hitler odpowiedział wymijająco podkreślając, że wymaga od swoich podwładnych bezwarunkowej lojalności24.

Sprawy stanęły niemal na ostrzu noża. Minister-prezydent Prus Hermann Göring, niegdyś dowódca SA, był tak zaniepokojony biegiem wydarzeń, że 20 kwietnia 1934 r. zgodził się przekazać kontrolę nad pruską policją polityczną Heinrichowi Himmlerowi, umożliwiając młodemu, ambitnemu dowódcy SS kierującemu już policją polityczną na pozostałych obszarach Niemiec scentralizowanie aparatu policyjnego w swoich rękach. SA, a na ten moment SS nadal formalnie stanowiło ich część, było dla niego oczywistą przeszkodą na drodze do celu25. Podczas czterodniowego rejsu u wybrzeży Norwegii na pokładzie okrętu marynarki Deutschland wydawało się, że Hitler, von Blomberg i najważniejsi oficerowie doszli do porozumienia, iż SA należy wziąć w ryzy26. Minął maj, następnie pierwsza połowa czerwca, a Hitler nie wykonał żadnego otwartego ruchu. Goebbels nie pierwszy raz był sfrustrowany pozornym niezdecydowaniem swojego przełożonego. Pod koniec czerwca napisał: „sytuacja staje się coraz poważniejsza. Führer musi działać. W innym wypadku Reakcja nas przerośnie”27.

Hitler został wreszcie zmuszony do czynu, gdy 17 czerwca 1934 r. von Papen wygłosił publiczne przemówienie na Uniwersytecie w Marburgu. Ostrzegał w nim przed „drugą rewolucją” i zaatakował kult jednostki otaczający Hitlera. Przyszedł czas, żeby nieustanne konwulsje nazistowskiej rewolucji dobiegły końca, stwierdził. W mowie, napisanej przez doradcę von Papena Edgara Junga, silnie zaatakował „samolubność, brak charakteru, nieszczerość, brak rycerskości i arogancję” tkwiące w sercu tak zwanej „niemieckiej rewolucji”. Słuchacze nagrodzili ją burzą oklasków. Wkrótce potem, pojawiwszy się na modnym spotkaniu miłośników wyścigów konnych w Hamburgu, von Papen został przywitany brawami oraz dochodzącymi z tłumu okrzykami „HeilMarburg!”28. Po powrocie z irytującego spotkania z Mussolinim w Wenecji, Hitler dał upust swej złości na aktywność von Papena jeszcze zanim dowiedział się o przemówieniu wicekanclerza w Marburgu. Zwracając się do wiernych zwolenników Partii w Gera, Hitler zaatakował „małych pigmejów” próbujących powstrzymać zwycięstwo nazistowskiej idei. „To absurdalne, gdy taki nędzny robak stara się walczyć z ogromnym przebudzeniem narodu. Absurdalne, kiedy taki mały pigmej roi sobie, że jest w stanie stanąć na drodze gigantycznego odrodzenia narodu dzięki kilku pustym frazesom”. Zaciśnięta pięść narodu, zagroził, „zmiażdży każdego, kto poważy się choćby na najdrobniejszy akt sabotażu”29. W tym samym czasie skarga von Papena skierowana do Hitlera, połączona z groźbą rezygnacji, spotkała się z przyrzeczeniem, że dążenie SA do „drugiej rewolucji” zostanie powstrzymane, oraz sugestią, na którą von Papen przystał zbyt ochoczo, że cała sytuacja winna zostać omówiona we właściwym czasie ze schorowanym prezydentem30. Nie po raz pierwszy von Papen dał się omamić obłudnymi obietnicami Hitlera oraz bezpodstawną wiarą we wpływy Hindenburga, i pogrążyć w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa.

Hitler pośpiesznie udał się na konsultacje z Hindenburgiem. Przybywszy do Neudeck 21 czerwca został skonfrontowany z von Blombergiem, który omawiał z prezydentem przemówienie von Papena. Szef armii postawił sprawę jasno – jeżeli brunatne koszule nie zostaną okiełznane, Hindenburg nie zawaha się wprowadzić stanu wyjątkowego i oddać władzy w ręce armii31. Hitler nie miał wyboru, musiał działać. Rozpoczął planowanie obalenia Röhma. Policja polityczna we współpracy z Himmlerem oraz jego zastępcą Reinhardem Heydrichem, szefem Służby Bezpieczeństwa SS, zaczęła fabrykować dowody świadczące o tym, że Röhm i jego „szturmowcy” szykują ogólnopaństwowy przewrót. 24 czerwca czołowym oficerom SS zaprezentowano owe „dowody” i poinstruowano ich jak mają rozprawić się z rzekomym puczem. Sporządzono listy osób „niepewnych politycznie”, a lokalnych przywódców SS poinformowano, że gdy 30 czerwca nadejdzie czas działania, zostaną wezwani, by zabić wiele z nich, zwłaszcza wszystkich stawiających opór. Armia oddawała swoje zasoby do dyspozycji SS na wypadek poważnego konfliktu32. Rudolf Hess ostrzegł w audycji radiowej z 25 czerwca, że każdego, kto zamierza sprzeniewierzyć się lojalności względem Führera i prowadzić oddolną agitację rewolucyjną, czeka marny los33.

27