34,99 zł
Wyobraź sobie, że jesteś zupełnie spokojny. Stres, rozkojarzenie, irytacja - zupełnie ich do siebie nie dopuszczasz. Twoje myśli są skupione wokół tego, co właśnie robisz. Co jakiś czas podnosisz wzrok i dostrzegasz otaczające cię piękno. W ciągu dnia czerpiesz z nich energię do dalszego działania.
Erik Bertrand Larssen wykorzystuje w tej książce swoje własne doświadczenia, zarówno z kariery trenera mentalnego, jak i osobistego życia. Przy ich pomocy obrazuje, jak czerpać niezwykłą moc z życia tu i teraz. Chodzi przede wszystkim o zmobilizowanie swojej wewnętrznej siły. Tylko dzięki niej będziesz w stanie być naprawdę obecnym w twoim życiu. Właśnie TU i TERAZ! przyszedł czas na zmianę.
Poznaj metodę najbardziej fenomenalnego trenera mentalnego w Norwegii! Autora bestsellerowych książek "Bez litości" i "Hell week"!
Zastanawiasz się, jak uwolnić swój potencjał i osiągać wyniki, których się po sobie nie spodziewasz? Trener mentalny Erik Bertrand Larssen sprawia, że rekiny biznesu, najlepsi norwescy sportowcy i zupełnie zwykli ludzie osiągają swoje cele, zarówno w życiu codziennym jak i zawodowym. Jego metoda odnosi sukces, raz za razem.
Erik Bertrand Larssen jest zawodowym żołnierzem, służył w wojskach spadochronowych, ukończył także ekonomię. Uczestniczył w wielu misjach zagranicznych prowadzonych pod egidą norweskich sił specjalnych i został odznaczony medalem za zasługi dla obronności kraju. Ma również duże doświadczenie w biznesie. W 2010 roku założył firmę Bertrand AS i jest obecnie rozchwytywanym mówcą motywacyjnym zarówno w Norwegii, jak i poza jej granicami. Jego pierwsza książka, Bez litości, zyskała status bestsellera.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 238
Dla Evy i Marcusa
PRZEDMOWA
Nie sposób przyćmić światła, które świeci od wewnątrz
Maya Angelou
Życie toczy się teraz. Próbuję wyobrazić sobie ciebie, w tej właśnie chwili, kiedy otwierasz książkę i zaczynasz czytać. Widzę, jak twój wzrok wędruje wzdłuż linii: śledzi te litery. L – i – t – e – r – y, te czarne łuki, kreski i brzuszki tworzące symbole, za pomocą których nauczyliśmy się ze sobą komunikować. Przekształcają się one w twojej głowie w coś, co ma sens. W tej właśnie chwili twoje spojrzenie jest tutaj. T – u – t – a – j. Tylko tego jestem teraz co do ciebie pewien. Nie mogę wiedzieć, czy czytając te słowa, siedzisz w bezruchu, stoisz wyprostowany, a może spacerujesz nerwowo po pokoju, ale zakładam, że siedzisz. Istnieje także prawdopodobieństwo, że odległość książki od twoich oczu to jakieś 40 centymetrów. Zgaduję, że jeśli masz książkę w rękach, a nie umieściłeś jej na stole albo na kolanach, to trzymasz ją w obu dłoniach. Gdzie zaś siedzisz – nie mam pojęcia. Może w swoim salonie lub pokoju hotelowym – a może w więzieniu, bibliotece lub na tarasie. Nie mogę również wykluczyć, że znajdujesz się na pokładzie łodzi podwodnej, na głębokości stu metrów pod powierzchnią Morza Północnego. Zobaczyłem wczoraj na Instagramie zdjęcie jakiejś kobiety z moją książką Bez litości na grani Besseggen; może i ty jesteś w górach. Albo leżysz w łóżku i zaraz zaśniesz po długim dniu. Nie wiem.
Pisząc te słowa, siedzę na pokładzie samolotu, odbywając rejs numer DY1904 z Oslo do Dubrownika. Patrzę na litery pojawiające się jedna za drugą na moim ekranie, 40 000 stóp gdzieś nad Europą. Zadaję sobie pytanie: Jak się teraz czuję? Dochodzę do wniosku, że towarzyszy mi mieszanina różnych emocji, myśli i wrażeń zmysłowych. Jestem skoncentrowany – kabinę samolotu wypełnia wiele dźwięków, których staram się nie dopuszczać do swojej świadomości. Myślę nad przyszłością: Zastanawiam się, jak zostanie odebrane to, co właśnie piszę. Jednocześnie nie mogę się już doczekać lądowania w Dubrowniku, bo lecę tam na ślub dobrego przyjaciela, któremu życzę jak najlepiej. Cieszę się na myśl o ceremonii.
Ale przede wszystkim zachodzę w głowę, gdzie jesteś ty, w tym właśnie momencie. Nie chodzi mi o twoje spojrzenie, bo wiem, że ono śledzi w tej chwili to zdanie, ale o resztę ciebie. Co myślisz? Co czujesz? Dokładnie teraz?
Chwila jest krótka i ulotna, nie ma jej, potem się pojawia, by zaraz znów odejść w niebyt. Niektóre chwile łatwiej jest przeżywać i zapamiętać. Te cudowne, piękne, magiczne, wielkie, doniosłe. Inne są natomiast zupełnie zwyczajne, przynajmniej na pozór. Nie zastanawiamy się nad nimi i szybko wyrzucamy je z naszej pamięci. Jeszcze inne potrafią być smutne, tragiczne, niesprawiedliwe, bolesne. Często chce się o nich zapomnieć. Ale wszystkie są chwilami. Okruchami rzeczywistości, które w nas uderzają niezależnie od tego, czy angażujemy w nie swoje myśli i uczucia. Jestem przekonany, że wszystkie chwile niosą w sobie wartość. Wartość, którą często się bagatelizuje. Jest ona z reguły większa, niż zdajemy sobie sprawę, i uświadamiamy ją sobie dopiero, gdy pojmujemy, że nasze życie jest ulotne.
Od dawna odnoszę wrażenie, że ludzie w podeszłym wieku albo poważnie chorzy spoglądają na minione lata z żalem, że nie radzili sobie lepiej z życiem chwilą. Gdyby każdy z nas usiadł na moment i trochę nad tym pomyślał, zapewne doszlibyśmy wszyscy do bardzo podobnych wniosków. Stwierdzilibyśmy, że warto byłoby świadomie przeżywać każdą chwilę, być w niej bardziej obecnymi, niż jesteśmy teraz.
Wierzę, że z jak najczęstszego i jak najbardziej świadomego doświadczania każdej chwili może wyniknąć wiele dobrego. Jeśli opanujemy tę sztukę, nasze życie wymiernie się poprawi. Ludzie wokół nas zaczną się lepiej czuć. Będziemy osiągać coraz lepsze wyniki i czerpać więcej satysfakcji z drogi do naszych celów. Dlaczego tak się stanie, dowiesz się, czytając tę książkę. Bo do tego sprowadza się cały jej sens: Świadome przeżywanie chwili to coś, co możesz wytrenować. Masz możliwość wyuczenia się tego.
Ale najlepsze jest to, że wcale nie wymaga to wielkiego trudu. Drobna korekta sposobu myślenia potrafi otworzyć przed człowiekiem całkiem nowy świat, codzienność złożoną ze świadomie przeżywanych chwil. Nowy sposób myślenia może wlać w ciebie nowe siły, sprawić, że każde doznanie będzie bardziej intensywne. Wystarczy nieduża zmiana, by odzyskać stracone chwile – przecież jako dziecko żyłeś tu i teraz, więc czemu do tego nie wrócić.
„Trochę” to często bardzo wiele!
Erik Bertrand Larssen
Gdzieś nad Europą, czerwiec 2015
WSTĘP
Bo swego losu jestem panem
I kapitanem duszy swojej.
William Ernest Henley[1]
Wielu ludzi, z którymi rozmawiam, skarży się, że czas przepływa im przez palce. Ich dni są wypełnione tak dużą ilością zadań i zobowiązań, spotkań, wydarzeń i wyzwań, że często mają wrażenie nieobecności we własnym życiu. Wielu z nich doświadcza stresu. Myślą głównie o tym, co już się stało lub co się wydarzy, zapominając, co dzieje się teraz. Mówią mi, że gdy już uda im się skoncentrować na teraźniejszości, często odczuwają lęk, jakąś negatywną emocję, która nie daje im spokoju.
A przecież nie musi tak być. Dzięki mojemu doświadczeniu trenera mentalnego wiem, że człowiek potrafi się zmienić. Chodzi tylko o zyskanie większej świadomości siebie. Jeśli zdecydujesz się poważnie zastanowić nad swoim sposobem myślenia, zobaczysz, że będziesz w stanie dokonać serii wyborów, które w rezultacie naprowadzą cię na zupełnie nowy tor. Tor, dzięki któremu staniesz się bardziej obecny w tym, co dzieje się tu i teraz. Moim celem jest pomóc ci w postawieniu pierwszego kroku na tej drodze, a także wyposażyć cię w narzędzia umożliwiające wprowadzenie pożądanych zmian.
Nie musisz zgadzać się ze wszystkim, co piszę, nie musisz też w to wierzyć. Wiem, że niektórzy gwałtownie reagują na moje argumenty oraz mój sposób formułowania myśli, i bardzo mnie to cieszy! Przede wszystkim nie mam zamiaru wpływać na twoje opinie, chcę tylko być kimś, kto przyczyni się trochę – a może więcej niż trochę – do tego, że twoja podróż przez życie stanie się łatwiejsza i da ci więcej radości. Nie chodzi mi o to, żebyś się ze mną zgadzał – chcę natomiast, byś zaczął myśleć.
Wiele ważnych decyzji podejmujemy nieświadomie, dlatego że robimy to, czego oczekują od nas inni lub czego oczekujemy od siebie sami. Próbuję w pewnym stopniu zakwestionować te oczekiwania i postawić kilka pytań. Jeśli obudzę w tobie negatywne emocje, jeśli uznasz, że jestem zbyt ostry, to zachęcam cię, byś przerwał na chwilę lekturę i zastanowił się, skąd wypływa ta reakcja. Może faktycznie nie zgadzamy się ze sobą w danej kwestii. Sądzę, że oboje będziemy w stanie z tym żyć. Ale zastanów się, czy coś w tym, co piszę, nie trafia przypadkiem w jakiś twój czuły punkt. Bo może właśnie w tym punkcie drzemie potencjał zmiany. Ponieważ zrozumienie tego, że zmiana jest potrzebna, bywa bolesne.
Możesz, rzecz jasna, znaleźć się w sytuacjach będących poza twoją kontrolą. Możesz zachorować lub stanąć w obliczu wyzwania, z którym nawet nie powinieneś próbować radzić sobie na własną rękę. Możliwe, że część tematów, które poruszam w tej książce, nie będzie ciebie dotyczyć.
Tylko ty znasz prawdę o swoim życiu. Tylko ty możesz wiedzieć, które z zadawanych przeze mnie pytań i poruszanych kwestii odnoszą się właśnie do ciebie. To ty wiesz, jak pragniesz żyć, co jest ważne i co byłoby wspaniale osiągnąć. Wszyscy ludzie są w stanie czerpać z życia bardzo wiele i jeśli ta książka w ten czy inny sposób odniesie jakiś pozytywny skutek, chociażby przez sprawienie, że zastanowisz się nad jakimś zdaniem dwa razy, to moim zdaniem fantastycznie! Wierzę w refleksję, świadome korzystanie z narzędzi treningu mentalnego – wierzę w moc ludzkiej myśli. Jeśli znajdziesz w tej książce motywację, by zrobić chociaż trochę, chociaż na jednym obszarze, to uda mi się osiągnąć to, o co mi chodziło.
W dzisiejszym świecie zmuszeni jesteśmy do życia w coraz większym tempie. Obserwujemy ekspansywny rozwój w wielu obszarach, doświadczamy mnóstwa zmian, mamy o wiele więcej niż kiedyś możliwości wyboru, wszystko jest dużo bardziej dostępne, niż było. Nic dziwnego, że zapominamy o życiu tu i teraz. Nasz mózg nie zdążył jeszcze po prostu wymyślić, w jaki sposób powinien w takiej codzienności dawać nam uczucie satysfakcji.
W zachodniej kulturze daje się ostatnio zaobserwować moda na zajęcia, które zmuszają nas do uważności, skupienia na „tu i teraz”, czyli do tego, z czym człowiek z założenia czuje się najlepiej – moda na wspinaczkę górską, skoki ze spadochronem, nurkowanie, siłownię, malowanie, medytację, czy nawet gotowanie. Przed tysiącami lat ludzie polowali na mamuty, zbierali zioła i dbali o schronienie przed deszczem i wiatrem – a to wszystko oznaczało, że przez większą część doby musieli być ekstremalnie skupieni na „tu i teraz”. Tak przynajmniej myślę. Musieli wykonywać jedno zadanie naraz. Przez całe wieki ludzkie życie nie ulegało drastycznym zmianom; chodziło w nim przede wszystkim o zaspokajanie podstawowych potrzeb, więc życie chwilą przychodziło nam łatwo i z największą naturalnością. Nasz mózg nadal jest zbudowany tak, by radzić sobie z tym dawnym światem. Ewolucja nie zabrnęła tak daleko, byśmy w naturalny sposób byli w stanie dawać sobie radę z wyzwaniami stawianymi przez współczesne społeczeństwo. Nasz tryb życia i wszystkie kwestie, do których zmuszeni jesteśmy odnosić się każdego dnia, upośledzają naszą umiejętność skupienia na „tu i teraz”. Zastanów się tylko nad zmianami, które zaszły w społeczeństwie w ciągu ostatnich 150 lat – nie można oczekiwać, że ludzki mózg zacznie nagle automatycznie radzić sobie z tym szybkim i dramatycznym rozwojem.
WEWNĘTRZNA SIŁA
W jaki sposób masz być obecny w tym, co dzieje się właśnie teraz, w jaki sposób żyć chwilą? Uważam, że kluczem do tego jest wytrenowanie wewnętrznej siły. Musisz być silny. Znaleźć w sobie więcej spokoju. Wewnętrzna siła oznacza, że czujesz się ze sobą bezpiecznie, że sam stanowisz dla siebie fundament, niezawodne oparcie, nawet jeśli wokół szaleje burza. Dzięki temu zachowasz spokój i doświadczysz kontroli nad własnym życiem.
Uważność i wewnętrzna siła to tak naprawdę dwie strony tego samego medalu. Wzmacniają się nawzajem, wprowadzając cię w zbawienny krąg. Chociaż może należałoby to raczej nazwać reakcją łańcuchową, w której jedna dobra rzecz wyzwala następną, a ta uruchamia kolejny dobry proces.
Możesz mieć więcej wewnętrznej siły.
Możesz być bardziej obecny.
W chwili, gdy piszę te słowa, mija mniej więcej dziewięć lat, odkąd zacząłem pracować jako trener mentalny, bo tak właśnie określam swój zawód. Można powiedzieć, że przez te wszystkie lata odbywałem z ludźmi rozmowy jeden na jeden na cały etat. Gdybym miał oszacować ich liczbę, byłoby to jakieś 4000 rozmów. Czuję się niezwykle uprzywilejowany, ponieważ dane mi było rozmawiać z tak wieloma tak różnymi ludźmi, zetknąć się z tyloma różnymi stanowiskami, doświadczeniami i zamierzeniami, które pociągały za sobą konkretne wyzwania. Wielu z tych, z którymi rozmawiałem, odnosiło w swoich dziedzinach duże sukcesy. Najbardziej w tej pracy zaskakiwało mnie, jak wiele z tych rozmów schodziło – prędzej czy później – na temat pracy nad pewnością siebie i poczuciem bezpieczeństwa. Nawet ludzie ze szczytu drabiny społecznej – najlepsi kierownicy, wyczynowi sportowcy, rekiny finansjery i rządzący krajem politycy – wskazują ten właśnie temat jako kwestię, nad którą chcą pracować. I to często!
Moje zaskoczenie wynikało być może z faktu, że długo zakładałem, iż ta pewność siebie jest czymś, co wszyscy inni wykształcają w sobie bez żadnego wysiłku, że jestem osamotniony w mojej potrzebie nieustannej pracy nad poczuciem wewnętrznego bezpieczeństwa. Ale z czasem poczułem się uspokojony i zmotywowany: Nie tylko ja chcę być bardziej pewny siebie. Nie tylko ja życzę sobie więcej spokoju i wewnętrznej równowagi, dającej satysfakcję i przemożne, niezależne od otoczenia uczucie dobrostanu. Było to coś, czego pragnąłem od dawna, właściwie odkąd pamiętam. Są takie okresy, także teraz, kiedy czuję się po prostu niepewny. Czy jestem dość dobry? Czy wystarczająco dobrze sprawdzam się jako człowiek? Czy mam to, czego trzeba? Czy jestem dobrym partnerem? Ojcem? Czy daję z siebie tyle, ile powinienem? Niepewność ta bywa tak silna, że jestem nią sfrustrowany, czy wręcz rozwścieczony. Innym razem ogarnia mnie smutek. Wiem przecież, że obiektywnie rzecz ujmując, jest mi bardzo dobrze, że naprawdę wiele w moim życiu jest na właściwym miejscu. Uświadamiam to sobie i zaczynam się wstydzić swoich uczuć.
Wątpliwości i niepewność pojawiają się w krótszych lub dłuższych okresach, czuję je jak nieprzyjemny, bolesny ucisk w żołądku. Czasami mam przez nie kłopoty z zaśnięciem. Niepewność nachodzi mnie niekiedy w sytuacjach, które zdaniem innych są proste albo zupełnie codzienne. Sytuacje takie związane są często z koniecznością poznawania nowych ludzi, na przykład na przyjęciach, gdzie w dobrym tonie jest niezobowiązująca pogawędka. Całkiem niedawno miałem spotkać się z kilkoma potencjalnymi partnerami biznesowymi, właściwie zupełnie prosta sprawa, ale przed wyjściem na to spotkanie zacząłem kwestionować samego siebie. Czy jestem wart ich czasu? Może dojdą do wniosku, że to, co im zaprezentuję, jest beznadziejne? Będą wobec mnie krytyczni? Czy mnie polubią? Ostatecznie spotkanie mi się nie udało.
Opisane powyżej uczucia towarzyszyły mi często, gdy byłem dzieckiem, ale potrafią pojawiać się nadal. Co prawda już nie tak regularnie jak kiedyś, na całe szczęście. Z upływem czasu było coraz lepiej. Nie wiem do końca, skąd się one biorą, ale jestem bardzo zmotywowany do pracy nad sobą w tym zakresie! Wiem, że można wypracować wewnętrzną siłę. A wiedza ta inspiruje mnie do dalszych starań. I to w porządku, że raz jest lepiej, a raz gorzej, nie muszę być przecież cały czas na szczycie. Nieustanne utrzymywanie się na szczycie to nieosiągalna utopia. Ale trochę więcej wewnętrznej siły na pewno można wypracować. Mam nadzieję, że ta książka ci w tym pomoże. Że moje przemyślenia i doświadczenia przyczynią się choć trochę do tego, że wejdziesz na właściwą drogę. „Trochę” może bowiem znaczyć bardzo wiele.
Niektórzy noszą ten spokój w sobie. Pewność siebie i harmonia wręcz z nich promienieją. Podstawowym uczuciem prowadzącym ich przez codzienność jest przekonanie, że poradzą sobie z tym, co ich czeka. Chyba rozumiesz, o co mi chodzi. Masz może przyjaciela albo babcię, u których podziwiasz tę wewnętrzną siłę. Wzorów nie brakuje również w literaturze. Istnieje też wiele postaci historycznych, których nazwiska pojawiłyby się pewnie niejeden raz, gdybyśmy przeprowadzili ankietę i zapytali respondentów o wzory wewnętrznej siły. Nelson Mandela, Mahatma Gandhi, Matka Teresa, Martin Luther King Jr., Joanna D’Arc. Niektórym siła wewnętrzna kojarzy się ze starym mnichem, innym przychodzą na myśl bohaterowie filmów: Gandalf, pan Miyagi albo Yoda. Mogą oni nas inspirować i wiele nauczyć.
Pracując nad wewnętrzną siłą, nabierzesz cech, które podziwiasz u wymienionych wyżej postaci. Poczujesz także, jak wyzwalasz reakcję łańcuchową, dzięki której będziesz potrafił coraz lepiej żyć chwilą, być obecnym „tu i teraz”. Twoje życie nabierze dzięki temu nowej, lepszej jakości.
RZEKA
Wyobraź sobie, że unosisz się na spienionych wodach rzeki i płyniesz z jej nurtem. Nie zwracasz uwagi na odgłosy. Są wokół ciebie, ale nie mają znaczenia. To odgłosy wody. Ogłuszające, chaotyczne. Nie mają żadnego rytmu, nie rządzi nimi żaden system. Gdyby ktoś wyłączył dźwięk, zauważyłbyś jego brak. Ale nad jego obecnością się nie zastanawiasz. Stanowi on naturalne uzupełnienie otoczenia, ścieżkę dźwiękową twojego życia.
Ogromne masy wody przelewają się z miejsca na miejsce, raz szybko i gwałtownie, raz powoli, meandrując wielkimi łukami. Rzeka wydaje się cholernie pewna siebie. Porywa cię, unosi, płynie do przodu bez skrupułów i nie żałując niczego. Oczywiście, że tu jestem!, zdaje się szumieć. Oczywiście, że płynę do ujścia!
Woda jest zimna, gdzieniegdzie pływają w niej jeszcze nieroztopione grudki lodu. Masz na sobie piankę i kamizelkę ratunkową, ale twoja zmarznięta twarz zrobiła się cała czerwona. Twoje palce są skostniałe, ale nie zwracasz na to uwagi. Płyniesz z nurtem, utrzymując dokładnie tę samą prędkość, co woda. Jesteś przecież jej częścią. Skostniały. Niczym grudka lodu, miotany z miejsca na miejsce, za następny zakręt, w górę i w dół.
Woda pryska ci w twarz. Mrużysz oczy, a gdy próbujesz je otworzyć, zalewają je nowe masy wody, nie jesteś więc w stanie znów zmrużyć na czas powiek i rzeka cię oślepia. Nie ma nawet sensu próbować płynąć. W jednej chwili leżysz na brzuchu, w następnej – na plecach. Machasz rękoma i nogami, starając się utrzymać głowę nad wodą i złapać oddech. W chwili, gdy świeże powietrze wypełnia ci usta i krtań, czujesz, jak do środka wlewa się lodowata woda. Kaszlesz, charczysz, próbujesz pozostać na powierzchni. W następnej chwili zalewa cię nowa fala, jesteś pod wodą, w udo uderza cię kamień i zostajesz odwrócony na brzuch. Pracujesz rozpaczliwie rękoma, by znów się wynurzyć po haust życiodajnego powietrza, ale twoje ciało zdążyło zmienić pozycję. Ogarnia cię niepokój. Niepokój związany z tym, że to się może źle skończyć. W ślad za nim pojawia się zaś coś o wiele silniejszego, a zarazem gorszego: panika.
Nagle wszystko się uspokaja. Leżysz na plecach. Dzięki piance i kamizelce ratunkowej unosisz się na powierzchni bez większego wysiłku. Robisz głęboki wdech i ostrożnie się uśmiechasz. Wypuszczasz powietrze z lekkim westchnieniem. Rzeka płynie teraz szerszym korytem, nurt się uspokoił. Żadnych fal, tylko drobne, delikatne zmarszczki na wodzie.
Przymykasz oczy i płyniesz dalej z prądem. Uszy masz pod wodą. Jest cicho. Twoje ramiona unoszą się spokojnie wzdłuż boków ciała. Słyszysz niemal bicie własnego serca. Jesteś wolny. Sam. Wreszcie masz chwilę na oddech.
Starasz się nią cieszyć, ale nie do końca ci to wychodzi. Bo znów pojawia się niepokój: „Jak długo to potrwa?”. Płyniesz powoli przed siebie.
Wodne masy znów zwiększają tempo. Ogarnia cię poczucie beznadziei i niesprawiedliwości, twój żołądek się zaciska. Co dalej? Otwierasz oczy i unosisz głowę. Rzeka znów cię porywa: dostrzegasz, że koryto staje się węższe, a nurt bystrzejszy. Nie masz wyboru. Pojmujesz, że znów musisz podjąć walkę. Znów wytężyć wszystkie siły, znów mieć się na baczności. Tym razem z mniejszym przekonaniem. Jeśliby się dobrze zastanowić, to nie jesteś wcale pewien, czy masz jeszcze ochotę i wolę walczyć. Może brakuje ci sił. A może nie widzisz już sensu.
Dla wielu z nas życie jest właśnie taką rzeką. Kierują nami siły będące poza naszą kontrolą. Kiedyś mieliśmy wiele możliwości wyboru, ale po głębszym zastanowieniu nie jesteśmy wcale pewni, czy poszliśmy za głosem serca. Podejmując decyzję, miałeś może poczucie, że sam za nią odpowiadasz, ale jest tyle różnych zmiennych pchających nas w określonym kierunku – często nie jesteśmy ich nawet świadomi. Twoi rodzice mają konkretne oczekiwania co do tego, na jakie zajęcia pozalekcyjne masz uczęszczać i jakie zdobyć wykształcenie. W twoim kręgu znajomych obowiązuje zestaw reguł, których starasz się przestrzegać. Normy wyznaczane przez społeczeństwo mają na ciebie większy wpływ, niż przypuszczasz. Pilni kierownicy działów marketingu firm całego świata wydają miliardy na kierowanie twoimi wyborami. Robisz to, co większość z nas: wkładasz piankę, wskakujesz do rzeki i pozwalasz się nieść jej nurtowi. Płyniesz przez kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Unosisz się na rzece swojego życia z nadzieją, że wszystko jakoś się ułoży.
Oczywiście niektórzy odbywają w ten sposób całkiem miłą podróż. Można się nauczyć naprawdę dobrze nawigować w rzecznym nurcie. Zdobyć wiedzę o tym, jak pracować ciałem i odpychać się nogami, gdy na horyzoncie zamajaczy skała, jak nie dać się na nią rzucić fali. Całe ciało przestawia się z czasem na optymalne radzenie sobie z wodnymi masami. Jesteś w stanie zahamować albo zwiększyć tempo. Ale mimo to nigdy nie będziesz miał pełnej kontroli nad nurtem. Twoje możliwości będą zawsze ograniczone do tego, co pozwoli ci zrobić woda. I nie zdołasz zbyt długo płynąć pod prąd.
Unosząc się w korycie rzeki, nie masz oglądu tego, co czeka cię po drodze. Nie możesz planować kolejnych posunięć i nigdy nie czujesz, że panujesz nad swoim życiem i przyszłością. Zdałeś się na łaskę i niełaskę nurtu i wody. Nie jesteś wolny. Nie decydujesz o własnym życiu. Nie jesteś w nim obecny i masz poczucie, że czas przepływa ci przez palce.
A potem przychodzi dzień, w którym pojmujesz, że pragniesz być wolny i wytyczać swoją drogę tak, jak sam sobie tego życzysz. Masz bowiem możliwość, by wyjść z rzeki, zacząć podejmować własne decyzje i odbyć podróż marzeń.
ŚCIEŻKA
Idziesz przed siebie ścieżką. Nie wiesz do końca, ku czemu właściwie podążasz, ale jesteś bardzo zadowolony. Tak dobrze się czujesz we własnym ciele. Energia! Ścieżka wije się między zaroślami, w których rosną jagody, i między wysokimi świerkami. Musisz tylko uważać na korzenie drzew, które od czasu do czasu przecinają ścieżkę. Wystają trochę nad ziemię i łatwo się o nie potknąć. Promienie słońca próbują się przebić przez gałęzie, niczym reflektory szperacze, oświetlające gdzieniegdzie ziemię. Dokoła jest zielono.
Łatwo zapomnieć, jak dobrze się kroczy taką ścieżką. Dopiero po wejściu do lasu myślimy sobie, jakie to wspaniałe uczucie, i dochodzimy do wniosku, że warto robić to częściej. Idziesz lekkim krokiem. Przepełnia cię poczucie, że mógłbyś maszerować tak w nieskończoność, że nic nie jest w stanie cię powstrzymać, że jesteś niezwyciężony. W rzeczywistości wiesz, że to nieprawda, ale twoje uczucia mówią inaczej! Ciało słucha każdego polecenia wysyłanego przez mózg, myśli nie kłębią się w głowie. Jest w niej jasno i spokojnie. Zaczynasz biec i ogarnia cię szczęście, którym po prostu się cieszysz. Którym masz odwagę się cieszyć. Czujesz, że barki masz opuszczone. Docierasz do polany, słoneczne promienie grzeją ci kark, niemal parzą. Nad twoją głową przelatuje trzmiel. Mija cię, nie zdążając w żadnym określonym kierunku. Unosisz głowę i na niego spoglądasz, po czym ruszasz przed siebie, po chwili zawracasz i cofasz się o kilka kroków, cały czas patrząc na bezkresne niebo. Wzdychasz z rozkoszą. Powietrze jest czyste. Niebo – bezchmurne i błękitne.
Znów zawracasz i zaczynasz biec krótkimi, lekkimi susami. Czujesz, jak pot zrasza ci czoło, i masz ochotę przyspieszyć, twój krok staje się nieco dłuższy, przenosisz ciężar ciała na palce stóp, zaczynasz mocniej pracować ramionami. Unosisz kolana wyżej, dalej, szybciej. Tętno wzrasta, mięśnie pracują, czujesz wiatr we włosach. Cudownie! Biegniesz ścieżką, prawa, lewa, od czasu do czasu skracasz krok, by nie potknąć się o korzeń, ale tempo biegu jest zdecydowanie większe. Słyszysz uderzenia swoich stóp o podłoże, rosnące wzdłuż wąskiej ścieżki wrzosy smagają cię po łydkach. Oddychasz głębiej, otwierasz usta, napełniasz płuca powietrzem, robisz wydech. Ścieżka zaczyna piąć się w górę, a ty czujesz, że czas na nieco większy wysiłek. Ha! Tempo! Czujesz się szybki, silny! Coraz większa stromizna. Wbiegniesz na szczyt i trochę odpoczniesz. W górę, w górę, w górę!
I wreszcie możesz się zatrzymać. Opierasz dłonie na udach. Spoglądasz w dół. Po chwili uspokajasz oddech. Tętno również wraca do normy, to znaczy, że jesteś w dobrej formie. Ruszasz powoli dalej i stwierdzasz, że dotarłeś do wąskiej szutrowej drogi. Przystajesz. Rozglądasz się na prawo i lewo. Możesz wybrać. Albo pójdziesz dalej ścieżką, która wije się po drugiej stronie drogi, albo zmienisz trasę. Wolność. Twój wybór. To ty decydujesz i masz kontrolę. Jesteś w lesie sam, ale bezpieczny. Uśmiechasz się i cieszysz życiem.
Lubię metaforę życia jako podróży, górskiej ekspedycji. Na samym początku stoisz na niewielkim płaskowyżu i roztacza się przed tobą wspaniały widok na głębokie doliny i wysokie góry. Tuż pod tobą płynie przecinająca krajobraz rzeka. Wpływa do doliny i niknie ci z oczu gdzieś w oddali. Góry są monumentalne, dzikie i piękne. Biegnie przez nie wiele ścieżek i dróg. Sam możesz zdecydować, którą wybierzesz.
Jako mały chłopiec pakowałem plecak (zapewne z pomocą mamy), sznurowałem buty i szedłem jakieś dwa kilometry do szkoły. W plecaku miałem mnóstwo nadziei i oczekiwań. Wychodziłem z bezpiecznego „obozu bazowego”, gdzie miałem dobrych przewodników w osobach fantastycznych rodziców i bezcenne wsparcie młodszej siostry. Szedłem kilkaset metrów ulicą Olai Olsens vei, potem skręcałem w wąską ścieżkę, aż w końcu docierałem do głównej szosy wioski Skogn w okręgu Trøndelag, która wiodła już prosto do szkoły. Mimo że w drodze towarzyszył mi Ole Bernt, mój najlepszy przyjaciel, a przy okazji największy chłopak w klasie, który robił wszystko, by mnie wspierać, to czułem się malutki – nie tylko fizycznie, ale także duchem. Kroczyłem trudną, wymagającą trasą przez ciemną dolinę. Po pewnym czasie plecak zaczynał mi ciążyć. Nie było mi jakoś strasznie trudno, ale nie było też łatwo i przyjemnie. Nieczęsto spuszczano mi na szkolnym podwórku lanie, ale zdarzało się dokuczanie, przykre komentarze, popychanie i spojrzenia, od których nabierałem przekonania, że idę przez leśne grzęzawisko. Po roku w Skogn przenieśliśmy się do gminy Våler w dystrykcie Solør, gdzie poszedłem do drugiej klasy. Nowy „obóz bazowy” został rozbity zaledwie kilkaset metrów od szkoły, ale mimo to ja nadal byłem w tej dziwnej dolinie. Pamiętam, jak musiałem mobilizować się w drodze do szkoły, by powściągnąć niepewność i przygotować się na wyzwania, o których wiedziałem, że będą na mnie czekać. Powtarzałem sobie, że będę dziś pilnym uczniem, że będę się zgłaszał do odpowiedzi na każde pytanie nauczyciela. Zupełnie nieświadomie rozwinąłem u siebie poczucie kontroli nad sytuacją, znajdując coś, w czym jestem dobry, pomimo że wciąż szedłem doliną.
Na szkolnym podwórku często stałem samotnie, przyglądając się innym. Patrzyłem, jak się bawią, grają w piłkę, kapsle albo palanta. Z biegiem lat zacząłem się zastanawiać, co mnie od nich różni. A chodziło tylko o to, że byłem drobny, wymawiałem głoskę „r” inaczej niż oni, nie najlepiej grałem w piłkę i (co może było najważniejsze) brakowało mi wiary w siebie i pomysłu, jak dopasować się do grupy rówieśników. Ale w tamtym miejscu i czasie niełatwo mi to było zrozumieć.
Dlatego właśnie zacząłem szukać nowych rozwiązań – byłem ciekaw, czy uda mi się znaleźć inną drogę, ścieżkę, która wyprowadzi mnie z doliny. Żywo zainteresowany i niepewny, chciałem odkryć jakieś wyjście z mojej sytuacji. Nadzieja na to, że taka ścieżka istnieje, wezbrała we mnie, gdy zacząłem czytać książki o znanych ludziach. Takich, którzy zdołali uczynić ze swojego życia niezwykłą podróż – wspięli się na najpiękniejsze góry, oglądali najbardziej spektakularne widoki. Nie człapali biernie w dolinie, w której ja wtedy byłem. Ich podróż coś im dawała: poczucie sensu, kontroli nad sytuacją, satysfakcję. Byli częścią czegoś większego, dzielili się swoimi zasobami z innymi, ubogacając ludzi wokół siebie. Największą motywacją było dla mnie to, że wielu z nich opowiadało o trudnych epizodach ze swojego życia, miało za sobą niełatwe dzieciństwo. Było im dużo, dużo, dużo trudniej niż mnie, a mimo to im się udało! Sławni ludzie stali się dla mnie ogromną inspiracją, moimi tajemnymi, niewidzialnymi przyjaciółmi, z którymi mogłem na co dzień rozmawiać. Napoleon, Thor Heyerdahl, Mahatma Gandhi, Winston Churchill, Muhammad Ali i Thomas Edison pokazywali mi drogę. Byłem przekonany, że wszyscy oni doświadczyli w swoim życiu mnóstwa satysfakcji. Ja także do tego dążyłem.
Jako dziecko i nastolatek nauczyłem się bardzo wiele od bardzo wielu inspirujących ludzi. Również jako dorosły spotkałem w prawdziwym życiu osoby, na których się wzorowałem. Zacząłem bardziej świadomie myśleć o tym, jak powoli, lecz systematycznie ludzie ci podejmują kroki, by piąć się na coraz większe wysokości, by w końcu te niemal niewidoczne, robione na co dzień kroczki złożyły się na duże etapy trasy wiodącej przez niezwykłe krajobrazy z fantastycznymi widokami. Ludzie ci mieli w swoich plecakach coś, co im to umożliwiło. Nie tylko nadzieję i oczekiwania, które wszak ja sam także od początku ze sobą niosłem. Te małe kroczki, o których piszę, to wszystkie podejmowane przez nas na co dzień niewielkie decyzje. Z czasem doszedłem do tego, jakich narzędzi potrzeba, by odnieść sukces.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1] Tłumaczenie: Maciek Froński, http://maciek-fronski.liternet.pl/tekst/william-ernest-henley-1849-1903-invictus-ang-pol
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Tytuł oryginału: Nå! Grip øyeblikket. Det er alt du har
Copyright © Erik Bertrand Larssen
Published in agreement with Stilton Literary Agency, Norway and Book/lab Literary Agency, Poland.
All rights reserved.
Copyright © 2019 for the Polish edition by Smak Słowa
Copyright © for the Polish translation by Karolina Drozdowska
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być publikowana ani powielana w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Edytor: Anna Świtajska
Redakcja i korekta: Anna Mackiewicz
Projekt okładki: Agnieszka Karmolińska
Fotografia autora: Jeton Kacaniku
ISBN 978-83-65731-81-4
Smak Słowa
ul. Sobieskiego 26/4,
81-781 Sopot
Tel. 507-030-045
Szukaj nas także na
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl