Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Życie można wygrać i przegrać. Nie nam sądzić całe życie innych, ale nam przychodzi oceniać własne życie i musimy zdawać sobie sprawę, (…) że przyjdzie rachunek sumienia, który powie, że to w życiu zrobiliśmy dobrze, a to źle.” Krzysztof Zanussi
To pierwsza takaksiążka w RTCK. Wybitny artysta i filozof dzieli się swoim spojrzeniem na współczesny świat. Mówi o życiu, jako o arcydziele, do stworzenia którego wezwany został każdy z nas. Z prawdziwą wirtuozerią porusza najważniejsze zagadnienia współczesnej kultury, diagnozuje bolączki człowieka XXI w. i mierzy się z tematem, jak żyć naprawdę, a nie byle przeżyć. Wszystko to przeplata barwnymi historiami z wypraw po świecie i zaskakującymi sytuacjami z planu filmowego. Książka iskrzy humorem i zachwyca nieprzeciętną erudycją autora - z której jest znany.
Krzysztof Zanussi zaprasza Cię do wspólnego poszukiwania odpowiedzi na pytania:
- W jaki sposób zmierzyć, że ktoś żyje lepiej, a ktoś inny gorzej?
- Czym jest honor na wagę życia i śmierci?
- Czym jest prawda?
- Dlaczego wygasa w nas motywacja do działania?
- Co nas czeka za 10 i 20 lat?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 83
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
UCZYŃ ZE SWOJEGO ŻYCIA ARCYDZIEŁO
Krzysztof Zanussi dla RTCK
© RTCK 2018
Książka powstała na podstawie treści konferencji pod tym samym tytułem. Książka zawiera niepublikowane w audiokonferencji dodatkowe uwagi i historie autora.
Wydanie I
ISBN 978-83-65927-20-0
Redakcja: Krystyna Sadecka
Uwagi redakcyjne: Renata Czerwicka
Korekta: Seiton, www.seiton.pl
Skład i łamanie: Barbara Wrzos, Graphito, www.graphito.pl
Zdjęcia: Marcin Sarota – Tresura Aparatu
Zdjęcie na okładce: Mikołaj Rutkowski
Projekt okładki: Jakub Kosakowski
Na okładce wykorzystano font Fabiana de Smeta Butler – Typeface, http://fabiandesmet.com / CC BY-SA 4.0
Dołącz do społeczności ludzi, którzy chcą robić to, co kochają.
Zapisz się na www.rtck.pl.
RTCK
ul. Zielona 27C, 33-300 Nowy Sącz
NIP: 734-328-68-44
sklep: www.rtck.pl/sklep
tel. 531 009 119
Wersja epub i mobi | Graphito studio graficzne, www.graphito.pl
Kiedy patrzę na dzieci bawiące się pod oknami, czuję zazdrość, bo jako dorosły (a nawet mocno podstarzały dorosły) nie umiem się bawić, gdyż nie jestem zdolny do beztroski, a dzieci mają tę zdolność. Do czasu.
Kultura, w której żyjemy przez ostatnie pół wieku (a mówię tu o mieszkańcach rozwiniętych gospodarczo krajów świata), to kultura zabawy, wiecznego karnawału, pogoń za tym, co przyjemne.
W dużym stopniu kultura beztroski. W sztuce masowy odbiorca wybiera utwory, które bawią, nie zmuszają do refleksji, są przyjemne, lekkie. Rzecz poważną określamy mianem „cegły”, a jej autora oskarżamy o to, że tworzy utwory ciężkie, więc nudne. Każdy człowiek pamięta czas dziecinnej beztroski i każdy chciałby do niego powrócić – co w tym złego?
Na pozór nic. Gdybym widział ludzi dorosłych nieustannie śmiejących się jak dzieci, uwierzyłbym, że żyję w lepszym świecie. Ale przecież wiem, że tak nie jest. Nie można wiecznie być dzieckiem.
Dobrobyt sprzyja temu, byśmy przez całe życie pozostali dziecinni, czyli infantylni. Infantylne są środki komunikowania, tabloidy, czyli prasa, dawniej zwana brukową, i jej odpowiednik w telewizji czy – jeszcze częściej – w Internecie. Infantylne są „lajki” i „hejty” jako skrótowa reakcja na zjawiska czasem złożone i wymagające subtelnego sądu. Dzieciństwo nie zna subtelności, wyraża się prostą reakcją: „tak – nie”, „lubię – nie lubię”.
Co w tym złego? Na pozór nic. Ktoś przewrotny przypomni ewangeliczne zdanie o tym, by mowa nasza była prosta – „tak” i „nie”. Tyle że tutaj chodzi o podstawowe wartości, czyli o dobro i zło. Natomiast życie jest złożone i nasze sądy, żeby były słuszne, muszą trafiać precyzyjnie w rzeczywistość. Inaczej są bałamutne niczym nagłówki w brukowej prasie czy paski w telewizyjnych dziennikach.
Co złego w karnawale? Niby nic. Pod warunkiem że przeplata się z postem. Beztroska winna splatać się z zastanowieniem. Dziecinność – z dorosłością. Piękna jest wiara dzieci, ale jakże szybko gaśnie wobec złożoności świata.
Z perspektywy człowieka, który zbliża się już do osiemdziesiątki, postrzegam życie jako dramatyczną przygodę. Życie można wygrać i przegrać. Można mieć życie udane i zmarnowane – oczywiście z zastrzeżeniem, że nawet życie świętych nie bywa udane do końca (Kościół składa się ze świętych grzeszników), a i zmarnowane nie bywa ostatecznie – czasem jeden gest, jeden wybór dźwiga człowieka z upadku i odwraca ocenę jego dokonań – nieudane staje się udanym. Nie nam sądzić życie innych, ale powinniśmy oceniać własne życie i musimy zdawać sobie sprawę z tego, że ucieczka w karnawał się nie uda, dziecinność nas nie uratuje, przyjdzie rachunek sumienia, kiedy będziemy musieli przyznać, że to w życiu zrobiliśmy dobrze, a tamto źle.
Kiedy brak mi racjonalnych argumentów, odwołuję się do dwóch obrazów, które mogą stać się metaforą naszych zapatrywań na życie.
Jeden obraz pochodzi z kultury masowej, z tygodników ilustrowanych, drukowanych na glansowanym papierze – są w nich zawsze roześmiani młodzi ludzie, pojawiają się piękne stroje, wnętrza, samochody, rozkoszna przyroda, słowem – raj na ziemi; raj niezliczonych gadżetów i usług, które mają zapewnić nam niemal nieśmiertelność (kosmetyka wyzwoli nas od smutków przemijania!). W takim przekazie życie przypomina beztroski spacer po ogrodzie, w którym wszystko wolno. Można pójść w każdą stronę – trawa jest krótko strzyżona, strumyk płytki (nikt w nim nie utonie), można cieszyć się życiem bez żadnych zobowiązań, przeżywać wieczne odprężenie, relaks, jednym słowem – być wiecznym dzieckiem pozbawionym odpowiedzialności. Bo człowiekowi w tym rajskim ogrodzie nic nie grozi, nie ma pokus, gdyż wszystko wolno i każde pragnienie można zaspokoić, a każde wydaje się niewinne, czyli dobre. Dobry jest ogród, w którym przebywamy, i dobrzy jesteśmy my, wędrowcy, dopóki nie zostaniemy skażeni przez rodzinę i społeczeństwo (to wszystko poglądy szkół oświeceniowych filozofów).
A co stoi po przeciwnej stronie? Jaki obraz życia kontrastuje z tym idyllicznym marzeniem o raju na ziemi? Ten obraz to droga przez dżunglę. Każdy fałszywy krok grozi zagładą; ani chwili odprężenia. Za moment nieuwagi przyjdzie zapłacić wielką cenę – można utonąć, poranić się czy zostać zaatakowanym przez dzikie zwierzę.
Wędrowałem w życiu przez takie tereny, w których jeden fałszywy krok grozi śmiercią. Nie zawsze była to dżungla, czasem zwykłe pole minowe, przez które prowadziła pośpiesznie oczyszczona ścieżka. Z wieloletniej obserwacji świata wiem, że obraz drogi przez dżunglę jako metafora życia jest prawdziwszy niż wizja ogrodowej sielanki. Życie skrywa masę zagrożeń i nie wiemy, czy jutro nie spadnie meteoryt, nie wybuchnie zaraza czy wojna. Musimy być gotowi i na dobre, i na złe, dlatego warto myśleć poważnie o życiu oraz własnych wyborach, warto dążyć do dorosłości, a nie wieść życia wiecznego bachora zanurzonego w niekończącym się karnawale. Warto sprawdzać, co w życiu innych było motorem powodzenia, a co doprowadziło ich do klęski, i czy próbowali chociaż podźwignąć się z upadku. A upadkiem człowieka jest utrata nadziei, czyli rozpacz. To najstraszniejszy stan ducha, który może nas dotknąć, jeśli stracimy wszystko, czego można by się uchwycić, kiedy opadamy na dno.
Jeśli przyjąć moje założenie, że życie jest walką o przetrwanie w dżungli, egzystencja „na luzie” wydaje się głupstwem. W obliczu zagrożenia każde zwierzę staje się czujne i każde ćwiczy swe umiejętności: walki albo ucieczki dla ratowania skóry. W świecie karnawału są tylko luz, relaks, odprężenie, podczas kiedy rzeczywistość wymaga od nas sprawności i ćwiczeń analogicznych do sportowego treningu, kiedy przychodzi walczyć nam z bólem, zmęczeniem, kiedy jesteśmy bliscy rezygnacji, ale podnosimy się znowu i odczuwamy satysfakcję ze zwycięstwa nad sobą. Cóż bardziej cieszy w życiu niż pokonanie własnej słabości czy akt bezinteresownej dobroci podjęty wbrew egoistycznym instynktom? Kultura w najszerszym rozumieniu to dla mnie zdolność przekraczania siebie, sięgania tam, „gdzie wzrok nie sięga”.
Na przeciwległym biegunie kultury leżą prymitywizm, barbarzyństwo, chamstwo, zbydlęcenie. Wiem, że te brutalne, mocne słowa mogą ranić.
Nie używajmy ich lekkomyślnie, gdy mówimy o innych, odnośmy je przede wszystkim do siebie.
Wiem też, że trafnie użyte mogą być zachętą, by wspinać się ku kulturze, wznosić się na wyższe rejony człowieczeństwa, w których każdy przezwycięża drzemiące w nim zwierzę.
Wierzę, że sztuka może być pomocna w życiu człowieka, dlatego ją uprawiam, przekonany, że moja dziedzina, sztuka opowiadań, ta narracja, a więc zarówno kino, jak i teatr czy powieść, dają nam szansę, by dowiedzieć się czegoś o życiu innych i przemyśleć cudze doświadczenia, zanim nam samym przyjdzie decydować, co począć i jak postąpić. Dlatego wymagam od sztuki, żeby była nie tylko piękna, prawdziwa, ale i mądra (bo mądrość i prawda to to samo!). Cieszy mnie sztuka wesoła, śmieję się do łez na komediach, ale one też muszą być mądre. Jak dzieła Plauta, Moliera czy Chaplina, a nawet Monty Pythona z ich poczuciem absurdu, który czasem uświadamia nam sens świata.
Obcowanie ze sztuką działa niekiedy na odbiorcę niczym szczepionka – utożsamiając się z bohaterami, stawiamy się w ich położeniu i myślimy, co byśmy zrobili na ich miejscu. Ta szczepionka może się w życiu przydać. Katastroficzne hollywoodzkie obrazy o zagładzie naszej planety, czasem prostackie i kiczowate, uświadamiają nam ewentualność katastrofy i o tę świadomość będziemy bogatsi w chwili, gdy groźba zagłady się urzeczywistni; przeżywanie świata „na niby” jest niewinną próbą doświadczenia tego, co może przynieść rzeczywistość. Daj Boże, by nie przyniosła. Ale zawsze lepiej być gotowym, niż żyć w beztrosce i zdziecinnieniu, które uderza w godność człowieka i pozbawia go aspiracji do tego, by przeżywać życie w całej pełni. To są podniosłe słowa, ale, mówiąc potocznie, powtórzę: lepiej wędrować przez groźną dżunglę niż przez przystrzyżony ogródek. Kto zderzył się z niebezpieczeństwem, ten żyje bardziej świadomie, czyli wzrasta, a przed człowiekiem stoi odwieczne pytanie, czy duchowo rośniemy, czy też zamieniamy się w karzełków.
Wspomniałem już, że będę opowiadał o życiu i kulturze z perspektywy mocno podstarzałego dorosłego, człowieka, który zbliża się do osiemdziesiątki i jest tym bardzo zdziwiony, nawet zaskoczony.
Każdy z Państwa kiedyś też się zdziwi, że jest stary...
Masę rzeczy odsuwałem na starość i pewnego dnia ze zdumieniem zorientowałem się, że starość dawno przyszła, a ja tych rzeczy nadal nie zrobiłem. Choćby książki... Odkładałem je z myślą, że przeczytam na starość, a okazuje się, że ciągle nie znajduję na to czasu, a poza tym z oczami coraz gorzej.
Z perspektywy tych moich wielu lat mogę sobie pozwolić na luźne dywagacje o życiu, a to z racji tego, że wiele obserwowałem, z wieloma ludźmi miałem kontakt, śledziłem przebieg przeróżnych życiorysów. To doświadczenie traktuję jako przyczynek do różnorodnych uogólnień, na które sobie pozwalam.
Jestem przedstawiany z tytułem profesora, ale proszę potraktować ten tytuł z przymrużeniem oka. Fakt, że artystom przyznaje się tytuły profesorskie, jest częścią spuścizny po Polsce Ludowej. Osobiście boleję nad tym. Gdybyśmy byli monarchią, to co innego. Gdyby Lech Wałęsa został królem Polski, wtedy ja bym prawdopodobnie został lordem, co by mi odpowiadało. A tak? Moi koledzy z Wielkiej Brytanii szczycą się tytułami lordów, a ja muszę się mienić profesorem. I to takim profesorem, któremu nie trzeba wierzyć.
Co więcej, początkowo byłem profesorem nadzwyczajnym i to mi bardziej odpowiadało, bo każdy artysta uważa się za nadzwyczajnego. A potem przyszło zawiadomienie, że jestem zwyczajny – poczułem się zdegradowany, chociaż... księgowość podniosła mi pensję.
Tak więc te wszystkie tytuły proszę brać w cudzysłów i pamiętać, że jeśli artysta posiada tytuł profesora, to nie znaczy to samo, co prawdziwy tytuł profesora matematyki czy filozofii.
Pozwalam sobie na ton żartobliwy, kiedy chodzi o mój własny autorytet, bo ani tytuł akademicki, ani długie doświadczenie życia nie są jeszcze rękojmią mądrości. A przecież coś takiego jak mądrość życiowa istnieje! Mam wrażenie, że przez całe moje życie szukam tej mądrości i jeśli znajdę jakieś jej ślady, chcę się nią dzielić z innymi w nadziei, że może nie popełnią kilku błędów i zdobędą się na lepszy wybór, kiedy będą decydować, jak postąpić.
Zapożyczyłem od Jana Pawła II powiedzenie: „Czyńcie ze swego życia arcydzieło”. Te słowa uświadamiają nam, że życie jest dziełem, a dzieło może być bardziej albo mniej udane. Wielu ludzi kwestionuje dziś samą możliwość oceny dzieła, ale ja się z nimi nie zgadzam, a Państwo, czytając tę książkę, mogą nie zgadzać się ze mną. Jednak nawet wtedy z naszego spotkania może wyniknąć pożytek. Bo samo spotkanie jest dobrem. Dobrem jest zapanowanie nad sobą i nad życiem. A wnioski każdy musi wyciągnąć samodzielnie.