Velvet – 20 opowiadań erotycznych na seksowny wieczór - B. J. Hermansson - ebook

Velvet – 20 opowiadań erotycznych na seksowny wieczór ebook

B. J. Hermansson

3,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Zamykam oczy. Przenoszę się całkowicie w ocean twoich smaków. Całuję, liżę, pieszczę, ustami, językiem, całą moją mocą."

Są walentynki. Przygotował wszystko, zadbał o każdy szczegół. Zaplanował dzień, w którym zasypie ją wszystkim, na co zasłużyła. Będzie ją czcił i adorował, podziwiał i wielbił, celebrując jej ciało w najdrobniejszym detalu, by wznieść się wraz z nią na wyżyny rozkoszy. Ze swoją ukochaną, tak doskonałą, że aż nieprawdopodobną, Amandą.

Oto erotyczne opowiadanie o wielkiej miłości i pożądaniu.

Zbiór składa się z 20 opowiadań erotycznych:

Amanda

Fuckboy

Rodzeństwo

Przypływ żądzy

Velvet

Wolna kobieta

Eros

Kochankowie

Łazarz

Sen nocy letniej

Maskarada

DILF

Walenty

Zjawiska paranormalne

Cisza na planie, kamera, seks!

Doktor i ja

Ojciec

MILF

Skóra

Bohema

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 290

Oceny
3,0 (3 oceny)
1
0
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
senoritaSindbad

Z braku laku…

Ciężko powiedzieć co bardziej drażni - zupełny brak polotu autora czy kaleczenie języka i ograniczone słownictwo tłumacza. Nie często zdarzają mi sie książki przez które nie mogę przebrnąć, ale ta przebija wszystkie. z każdą strona bardziej czujesz stratę czasu niż odmieniane przez wszystkie przypadki i opisywane na siłę podniecenie.
00

Popularność



Podobne


B. J. Hermansson

Velvet – 20 opowiadań erotycznych na seksowny wieczór

Lust

Velvet – 20 opowiadań erotycznych na seksowny wieczórprzełożyła LUST translators tytuł oryginału20 erotic stories for a sexy nightZdjęcia na okładce: Shutterstock Copyright © 2021, 2022 B. J. Hermansson i LUST Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788728182444 

1. Wydanie w formie e-booka, 2019 

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą LUST oraz autora.

Walentynki: Amanda

Amanda.

Masz na imię Amanda.

Po łacinie twoje imię oznacza: Ta, którą powinno się kochać.

Budzik nie dzwoni, nie dzisiaj. Światło wpada do środka przez firanki, jest późny poranek, słońce rozkłada wokół nas ciepłą narzutę senności. Na twojej twarzy rysują się linie, cień magnolii za oknem. Na twojej skórze gładko kładzie się blask. Jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Nie wstaję od razu, nie robię tego, co powinienem. Wciąż jeszcze leżę. Czekam. Chłonę twoją twarz, przyglądam się każdemu szczegółowi. Podziwiam, zapamiętuję, planuję. Naszą przyszłość. Nasze wspólne życie. Ty i ja.

Poznaliśmy się jakiś rok temu. Byłem zagubioną duszą, a ty po prostu przygarnęłaś mnie do swojego ciepła, w swoje bezpieczne objęcia. Ucałowałaś moje usta. Ja ucałowałem twoje. Niedługo później odsłoniłem przed tobą swoje wnętrze. Wcześniej ukrywałem, kim jestem. Ukrywałem swoją niepewność, udając kogoś innego. Wędrowałem, szukałem, lecz nigdy nie dotarłem do tego, czego najbardziej pragnąłem. Do tego, kogo pragnąłem. Dopiero gdy ty zjawiłaś się w moim życiu – dopiero wtedy wszystko się zmieniło.

Odnalazłem dom.

Długo, bardzo długo żyłem bez miłości. Dążyłem do celu, który związany był raczej z moimi zawodowymi ambicjami. Żeby wciąż się rozwijać, iść dalej i zbliżać się do kolejnych wyznaczonych punktów. To wokół tego kształtowała się moja idea szczęścia, a ścieżka, którą podążałem, prowadziła mnie ku coraz większym, coraz trudniej osiągalnym celom. Tym samym coraz bardziej oddalałem się od prawdziwego szczęścia. I od marzeń.

Po kilku nieudanych związkach, zacząłem powoli tracić nadzieję, co do miłości. Przestałem w nią wierzyć. Próbowałem, szukałem, znajdowałem – tak mi się wydawało. I rzeczywiście coś przeżyłem. Ale za każdym razem miłość uciekała ode mnie, jak woda przeciekałająca przez palce. Nie mam pretensji ani do niej, ani do siebie. Po prostu tak się działo. Oddalaliśmy się od siebie, a zatem i nasze uczucia. W końcu porzuciłem wizję życia w szczęściu aż po kres mych dni. Być może sukces, jakim jest wymarzona praca i zdobywanie kolejnych celów dzięki uporowi, wytrwałości i długim godzinom spędzonym przy komputerze, wystarczy.

Lecz potem pojawiłaś się ty. Ty, Amando. I zmieniłaś wszystko. Moje uczucia. Moje myśli. Zmieniłaś cały mój obraz świata. I nigdy, nigdy, w najśmiejszych snach nie przypuszczałem, że coś takiego mogłoby mnie spotkać.

Nadal ci się przyglądam. Wciąż mocno śpisz, twoja świadomość wędruje gdzieś pośród snów. Śledzę twoje oddechy, spokojne, długie. We śnie znajdujesz się w innym świecie, w innym wymiarze. A ja jestem tu, jestem tu, by cię chronić. Nie stanie ci się nic złego, ani we śnie, ani w tym świecie, w którym żyjemy

Masz suche wargi. Zmęczone, zanurzone we śnie. Nachylam się nad tobą, delikatnie cię całuję. Przebudzasz się i przez chwilę jesteś zawieszona między snem a rzeczywistością. Otwierasz oczy. Ostrożnie. Są nieco zamglone. Odwzajemniasz pocałunek. Uśmiechasz się z zadowoleniem. Potem znów zamykasz oczy i śpisz dalej.

Nie mogę przestać ci się przyglądać. Twoja niezwykła uroda sprawia, że trudno mi w to wszystko uwierzyć. Czy naprawdę na to zasłużyłem? Czy zasłużyłem na ciebie? Obok mnie leży najdoskonalsze stworzenie. Kobieta. Przyglądam się twoim zamkniętym powiekom. Skóra unosi się w rytm oddechów. Wdech, wydech. Twoje ciało otula gruba kołdra. Ogrzewa cię, a ja wkładam pod nią dłoń, żeby poczuć to ciepło. Przysuwam się. Obejmuję cię. Przytulam ciało do twojego. Głaskam. Obejmuję. Chronię.

Ze mną nigdy nie jesteś samotna.

Z tobą jestem wszystkim.

Potem wstaję, ostrożnie, żeby cię nie zbudzić. Patrzę na ciebie jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że nadal śpisz. Tak, śpisz. Idę do kuchni, tam opiekam dwie grzanki, nastawiam kawę, przygotowuję tacę. Wczoraj kupiłem ci coś, złoty łańcuszek. Gdy kawa jest gotowa, rozlewam parujący, pachnący, czarny napój do dwóch filiżanek. Grzanki smaruję masłem, kładę na nie ser i ozdabiam kilkoma plasterkami pomidora. Nalewam też dwie szklanki soku pomarańczowego, do dwóch głębokich talerzy wlewam jogurt, posypuję go suszonymi jagodami. Na tacy kładę też białą kopertę, w której schowany jest bilecik z ozdobnym wpisem. Wyznanie miłości, dla ciebie, Amando. Wiersz, którego tytuł brzmi tak samo, jak o twoje imię. Spoglądam na zegarek, podejmuję dezycję, że już pora, i wnoszę do sypialni tacę.

Zapach świeżej kawy budzi cię w nowym dniu, tym dniu.

– Och, jak pięknie! Jaka niespodzianka!

– Jest Dzień Zakochanych. Śniadanie do łóżka jest wliczone.

– Ach tak?

– A to tylko początek.

– Początek czego?

– Dnia. Twojego i mojego.

Widzę, jak miłość błyszczy ci w oczach. Jesteś szczęśliwa. Prawie tak samo szczęśliwa jak ja. Pochylasz się i całujesz mnie prosto w usta. Moje wnętrze wypełnia się ciepłem. Czuję się kochany. Zakochany.

Spokojnie zjadamy śniadanie. Patrzymy na siebie, obserwujemy wzajemne ruchy. Uśmiechamy się.

– Zaraz, a co to jest?

Jesteś zaskoczona. Dopiero teraz dostrzegłaś kopertę. Otwierasz i czytasz. Po chwili wybuchasz zachwytem, rzucając mi się w objęcia.

– Kocham cię! Tak bardzo cię kocham, wiesz o tym, prawda?

Wiem o tym.

Kiedy już zjedliśmy, odstawiam tacę na stolik obok.

– I co teraz?

W twoim głosie jest wyczekiwanie, ciekawość, pożądanie. Jesteś niecierpliwa, nie potrawisz trzymać emocji w ryzach. Nic nie mówię. Za to zbliżam twarz do twojej. Całujeszcz mnie. Ściągasz z siebie kołdrę, odsłaniając wszystko, co po nią. Masz na sobie tylko białe majtki. Twoje piersi są nagie, piękne. Ja mam na sobie czarne slipki, które zaczynają się napinać na twardniejącym członku.

– Podniecasz mnie.

– Wiem.

Uśmiechasz się. Znów się do mnie pochylasz, tym razem całujesz mi szyję. Mam wrażenie, jakby przez moje ciało przebiegały tysiące małych iskierek. Czuję łaskoczące pulsowanie. Masz chłodne dłonie. Nie zimne ani nie letnie. Chłodne. Gładzisz mi ramię, podnosisz się i siadasz na mnie okrakiem. Opadam w tył, opieram się o zagłówek łóżka. Przez ciebie twardnieję.

Zaczynasz pieścić swoim ciałem moje. Przyciskasz pupę do penisa. Chwytasz ustami moje wargi, moje policzki, szyję, moją nagą klatkę piersiową. Schodzisz w dół i zostawisz ślinę na moich brodawkach. Nie tylko je całujesz, na przemian delikatnie i mocno, czule i figlarnie. Drażnisz je wargami. Zaczepiasz, gryziesz. Nie mocno, to nie boli. Ale też nie nazbyt delikatnie, dokładnie na właściwej granicy.

Od tej chwili jestem twoim więźniem, całkowicie oddanym w twoje ręce. Oddanym pod twoją władzę. Twoją erotyczną, kobiecą władzę.

Mój kutas rośnie. Podniecenie bije w nim coraz mocniej. Czuję, jak erekcja rodzi się pod slipkami i jak zaczyna napierać, naciskać w stronę twojej pupy. A im mocniej cię czuję, im mocniej pocierasz ciałem o moje, tym szybciej rośnie mój wzwód. Doskonale wiesz, co robisz. I co potrafisz zrobić.

Twoje pocałunki są długie, pewne, wygłodniałe, ale nie żarłoczne. Nie spieszysz się. Starasz się, by każdy pocałunek był imponujący, wspaniały, idealny. Całujesz mnie słodkimi ustami. Są przyjemne, sentymentalne, dobre. Wypełniasz mnie pocałunkami. Miłością. Podnieceniem, pożądaniem i prośbą o więcej. Infiltrujesz mnie całego za pomocą pocałunków, moją skórę, moje wnętrze. Twoje pocałunki napełniają mnie wibracjami, falami, wstrząsami, impulsami, lekkością i siłą. Uczucie wypływa z dotyku między naszymi wargami i przechodzi przeze mnie całego, do środka. I aż do penisa. A wtedy mój penis staje się gruby. Nie ma w tym niczego prócz potężnego pragnienia, by zespoliły się ze sobą nasze dwa ciała. By te dwa ciała stały się jednym. I byśmy się kochali żarliwie, aż między nami, w nas, nad nami ekslodują zwielokrotnione orgazmy.

Energia w penisie narasta do granic wytrzymałości. Głaszczę cię po plecach, po ramionach. Całuję twoje piersi. Pieszczę je dłońmi. Twoja skóra jest taka przyjemna. To, co pod nią, żarzy się, płonie. Ty. Całuję twoje usta. Całuję twoje brodawki. Dłużej nie wytrzymam. Dłużej nie wytrzymam. Choć uczucie w tym wszystkim jest ogromne, nie jest totalne. Totalne będzie wtedy, gdy spotkają się nasze organy płciowe. Dla mnie to największa siła, najsilniejsze uczucie. Długo mogę cię całować i pieścić jak teraz. Długo, długo. Rozkoszuję się bez końca, uwielbiam każdy pocałunek, każdy ruch, każde tarcie w tym, co powstaje, gdy skóra spotyka skórę. Ale muszę iść dalej. Muszę pozwolić penisowi ucałować waginę. Wznieść się. Uspokoić. Dostać. Muszę poczuć, jak mnie otaczasz. Jak ty, twoje ciało, twoja wagina, cała twoja kobiecość, wypełniacie mnie tym, co stanowi twoje wewnętrzne jestestwo.

Podnoszę cię. Układam cię na łóżku. Ściągam z ciebie majtki. Chichoczesz z zachwytu, w porywie radości. Potem się na tobie układam. Zbliżam twarz. Ostrożnie, bez pośpiechu. Spotykam twoje spojrzenie. Chcę cię podrażnić, żebyś poczekała, żebyś bardziej zapragnęła. Może poprosisz? Zatrzymuję się w połowie ruchu. A potem mówię:

– Czekam.

Uśmiecham się zalotnie. Wiesz. I ja wiem.

– Liż mnie. Błagam, liż mnie. Proszę cię.

Jest między nami zrozumienie, porozumienie. Jesteśmy podobni. Do tego stopnia podobni, że znamy się dokładnie, tak, jak to tylko możliwe. Otaczam twoją waginę ustami, jak ramką. Za pomocą warg zamykam przestrzeń między mną a tobą, między ustami a twoim sromem. Usta tworzą największą świętość, spojenie między nami. Przestrzeń, gdzie nie ma miejsca na nic poza pożądaniem. Nieubłaganym, bezgranicznym podnieceniem.

Całuję twoją łechtaczkę. Całuję wargi sromowe. Powoli, bardzo powoli. W każdym razie na początku. Coś w tobie pulsuje, czujesz rozkosz. Dyszysz, oddychasz ciężko, gwałtownie, szybko. Wszystko jednocześnie. I chcesz więcej, prosisz.

Więcej, więcej.

A ja ci to daję.

A ty dostajesz.

Jak i ja dostaję. Wnętrze kobety. Jądro kobiety. Najskrytsze zakamarki. Jej waginę. Jej klitoris, jej boginię. Liżę jej łechtaczkę. Całuję jej waginę. I wypełniam się. Wypełniam się tą wszechpotężną siłą. Wypełniam się jej emfazą, jej wigorem, jej wielkością. Spijam jej soki. Pożądanie i płodność łączą się ze sobą. Karmię się jej wolą, przyjmuję ją do siebie. I kocham. W tym momencie świat jest ogromny. Ludzkość, człowiek. W tym momencie osiągam to, co największe. Cel. Marzenie. Możliwość.

Całuję cię z wdzięcznością. Świadomy tej łaski. Wdzięczny wobec Boga, kobiety i mężczyzny, że mogę w tym uczestniczyć. Że mogę być tu. Że mogę ci dać z siebie wszystko.

Twoje stopy, łydki i uda. Wiją się z rozkoszy. Słyszę, jak zmienia się twój głos, jak coraz bardziej się oddala, jak przywdziewa inny ton, dźwięk, który jest totalnym zachwytem. Czujesz rozkosz. Rozkoszujesz się tą chwilą. Rozkoszujesz się tym, co stanowi twoje prawo.

Dotyk.

Podziw.

Ubóstwienie.

Stworzona przez bogów. Zrodzona, by wielbić cię jak boginię.

Zamykam oczy. Przenoszę się całkowicie w ocean twoich smaków. Całuję, liżę, pieszczę, ustami, językiem, całą moją mocą. A wtedy ty znikasz. Pomiędzy nami płeć zamienia się w powietrze, w próżnię. Szybko otwieram oczy, boję się, że cię stracę albo że ja zniknę, zostanę bez ciebie, poza tobą. Ale mój lęk jest niepotrzebny. Klękasz. Prowadzisz mnie dokoła siebie, przechylasz mnie w tył i kładziesz moją głowę na ciepłym materiale, na pościeli, którą przed chwilą rozgrzałaś swoim kwileniem, dyszeniem.

Teraz ty mnie całujesz. Mojego penisa. Żołądź. Sam wierzchołek mojego członka, który buzuje, tętni, jakby nigdy niczego nie pragnął tak bardzo jak tego, byś go wzięła. Pręży się, wzdryga, wygina, jęczy i żąda. A ty to robisz. Obejmujesz go ustami. Otaczasz go swymi pięknymi, żywymi, miękkimi wargami. Jesteś cudowna, cudowna. I mokra. Idealna, doskonale idealna. Moje ciało się poddaje. Tracę zmysły. Zostaje tylko to uczucie, większe niż cokolwiek. Łaskocze, wibruje, ciągnie i rozluźnia się. A wszystko dzieje się, gdy prowadzisz wargi i język wzdłuż mojego wielkiego wzwodu. Obciągasz go z taką pewnością. Z taką zachłannością. Z taką pasją. Wiem, że to uwielbiasz. Uwielbiasz to robić, czuć, próbować. I dawać.

– Oszaleję… przez… ciebie….

– Przeze mnie?

– Wiesz o tym.

– Tak.

– Dobrze o tym wiesz. Zbyt… dobrze.

Moje słowa się urywają. Podniecenie objawia się w pojękiwaniu, w sile, której nie da się powstrzymać. Wypowiadając słowa, muszę zapanować nad wszystkim. Muszę się bardzo wysilić, żeby słowa nie zniknęły całkowicie w jękach, w braku tchu, kontroli. Moje skupienie jest na granicy między snem a rzeczywistością, między bezgraniczną rozkoszą podniecenia a instynktem głodu i dzikości.

A mój kutas, mój penis, mój członek, moja męskość. Jestem cały w twoich rękach. Cały w twoich ramionach, ustach, pocałunkach, ślinie. Cały jestem schwytany w twą erotyczną pułapkę. Twój głód, moje ciało. Dwie dzikie istoty. Liżesz także moje jądra. Jedno, potem drugie. Bierzesz je w usta, najpierw jedno, potem drugie. Jednocześnie spoglądasz na mnie. Nasze spojrzenia się spotykają, rejestrując uczucie zamknięte w tej chwili. Masz teraz w sobie to, co we mnie najświętsze. Masz to w ustach, między swoimi zachwycającymi, wspaniałymi wargami. Zaraz potem znów wypełnia je mój kutas, moja żołądź, moja pulsująca erekcja.

– Muszę… się… pieprzyć…

Nie przerywasz. Obciągasz mi, coraz bliżej eksplozji. Zamykam oczy. Tak wyraźnie czuję twoje usta. Każdy ruch tworzy we mnie przyjemny prąd. Muszę się skoncentrować, żeby nie dojść. Czuję w sobie, jak cię penetruję, jak znajduję się wewnątrz ciebie, pod twoją skórą. Jak cię dosięgam, jak jest mi cudownie. Podniecenie, moc i siła hulają po skórze najcudowniejszym dotykiem, podobnym do łaskotek. Wyobrażam sobie, że twoje usta są teraz twoją cipką. Czuję ścianki pochwy. Czuję na sobie jej różowe, miękke, mokre i ciepłe wnętrze. Na moim kutasie.

Już nie mogę.

Dłużej.

Czekać.

Zbieram w sobie siłę. Unoszę się i przez moment przytrzymuję ci głowę. Zmieniamy pozycję. Ściągam całkiem slipy ssunięte nad kolana, pomięte po tym, co wyprawiałaś z ich zawartością. Leżysz na brzuchu i rozkładasz na bok ramiona w geście, który mówi, że to ty się teraz oddajesz, całkowicie oddajesz swoje ciało, mnie.

– Co chcesz, żebym zrobił?

Chcę to znów od ciebie usłyszeć. Powiedz to, powiedz, czego chcesz. Czego pragnie twoje wnętrze. Albo raczej – czego żąda.

– Pieprz mnie. Chcę, żebyś mnie pieprzył.

Kładziesz nacisk na ostatnie słowo. I wiem, że naprawdę tego chcesz. Wiem, że ja sam nie chcę niczego innego, nigdy nie pragnąłem niczego, tylko tego. Teraz, teraz chcę poczuć twoją pochwę wokół siebie. Teraz, teraz chcę, by dwie płcie stały się jednym, tym samym ciałem. Dwa ciała połączą się w dzikiej, erotycznej ekstazie. Teraz, teraz chcę, byśmy się połączyli. Całowali. Płonęli. Teraz, teraz chcę, by nasze podniecenie osiągnęło apogeum. By sunęło, wznosiło się, szalało jak we śnie.

Twoja wagina bez problemu wpuszcza do środka mojego kutasa. Jesteś ciasna, ale podniecona. Podniecenie sprawia, że skóra natychmiast rozluźnia się, otwiera, zaprasza do środka. Przyciągasz mnie do siebie, przybliżasz się do moich ust, całujesz mnie. Jednocześnie przyciskasz biodra do moich, wystawiasz je do góry, wypinasz ciało do mojego stęsknionego wzwodu. Pulsuję. W moich żyłach narasta tętno. Wszystkie moje organy, moje stawy, ścięgna, żyły, wszystkie uczucia zamieszkujące w moim ciale koncentrują się teraz na jednym twoim punkcie. W tej gwałtownej chwili, kiedy łączą się dwie płcie. Penetruję cię. Mój kutas infiltruje twoją pochwę. Zamykasz się wokół mnie, wokół mojego wzwodu. Od wewnątrz zamykamy się jedno w drugim. Wydech. Westchnienie. Napieram jeszcze głębiej. I jest cudownie, nieskończenie cudownie. Moje ciało pręży się. W ruchach, które tylko zwiększają tempo, coraz pewniej, coraz głębiej, impuls przejmuje dowodzenie. Zostaję z boku, a jakaś siła przejmuje nade mną władzę. Zmysły uciekają do przestrzeni uczuć, tam się układają, opanowuje je coraz więcej doznań tego, co wspaniałe, twarde, miękkie. Cudowne. Wpycham się jeszcze głebiej. Dociskasz rękoma, uczepiasz się moich pleców, wbijasz palce w moją skórę na granicy bólu. Przycisksz mnie do siebie, swoim ciężarem, swoją siłą i swoim pragnieniem. Dociskasz, walczysz. Więcej, więcej. I głębiej.

Czucie ciebie jest tak piękne. Czucie ciebie ma w sobie wszystko, co niemożliwe i niedostępne. Penis szaleje w wibracjach. Rośnie, krew płynie w nim coraz szybciej. Spieszy się, biegnie. Uwielbiasz to. Głośno pojękujesz. Dyszysz, szepcząc moje imię. Mówisz, że chcesz jeszcze, jeszcze. A ja daję. I ponownie dostaję. Więcej, więcej i więcej.

Twoje rozgrzane ciało paruje, dopobnie jak moje. Krople potu ściekają mi po klatce piersiowej, po karku i plecach. Masz dzikie, potargane włosy, które kołyszą się z każdym ruchem.

Wagina kurczy się w rytm penisa. Skóra przyciska się do skóry, wybucha, pieści, prosi o więcej. Tarcie pobudza płyny, pot płynie, tempo się zwiększa. Jeszcze bardziej. A ja wchodzę w ciebie jeszcze głębiej. Teraz mieści się w tobie cały mój kutas. Nigdy wcześniej moje emocje nie były tak ogromne. Ani moja wdzięczność. Ani ja, cały.

Zmieniamy pozycję. Układam się za tobą, przyciskam ciało do twoich pleców. Jesteśmy jak dwie wpasowane w siebie łyżeczki. Wiem, jak bardzo lubisz tę pozycję. Widzę to w twoich oczach, także tym razem. Rzucasz mi spojrzenie emanujące pożądaniem. Leżysz na boku, na prawym biodrze. Plecy ułożyłaś blisko mojego brzucha. Pot ścieka pomiędzy naszymi ciałami. Jesteśmy rozgrzani, pokój wypełniają nasze gorące oddechy. Nasze ciała są tak blisko, blisko siebie. Podnoszę włosy na twoim karku, całuję cię. To wielkie pocałunki, głębokie i wygłodniałe, zostawiam na skórze odciski ze śliny. Potem prowadzę moją prawą dłoń ku twojej waginie, a ona płonie. Przyciskam do niej rękę i wchodzę w ciebie. A ty mnie przyjmujesz. Ponownie. Obejmujesz mnie zasapana, krzyczysz i pojękujesz. Wplatam nogi między twoje, są jak wijące się żmije, zwinięte jedna z drugą. Pieprzę cię intensywnie. Mocno, mocno, mocno cię pieprzę. Gdy tylko między naszymi genitaliami robi się przestrzeń, natychmiast wypinasz pupę i przywierasz do mnie. Wypinasz się z tęsknoty i dalej się pieprzymy w tej idealnej pozycji. Tej, która obojgu oferuje możliwość dawania i brania. Jednocześnie. Tak samo intensywnie, z miłością, gorąco, surowo, zwierzęco.

Dochodzisz.

Dochodzisz, a twój orgazm wypełnia mnie sokami całej twojej kobiecości. Tryskasz. Wydajesz z siebie odgłos, w którym miesza się podniecenie, ciemność, światło, lekkość i absolutna wolność. Odgłosy pochodzące z twojego ciała są świdectwem doskonałości. Ciało eksploduje.

Śpiewasz w ekstazie.

Niedługo potem znów tu jesteś. Twoje spojrzenie nabiera ostrości. Czekam na twoją inicjatywę. Wspinasz się na moje ciało, siadasz na mnie okrakiem. Chcesz więcej. I więcej. Wiem o tym, za każdym razem jest tak samo. Nigdy ci nie wystarcza. Twoja cipka usilnie błaga o więcej.

Z łatwością wprowadzasz w siebie kutasa. Jesteś ciepła, miękka. Zaczynasz mnie ujeżdżać. Wbijasz mnie w siebie głęboko już przy pierwszym dotknięciu. Opuszczasz ciało coraz niżej, nade mną, aż cały kutas wchodzi w ciebie, do samego końca, a potem odpychasz się ode mnie i znów unosisz się ku nicości. Masujesz kutasa cipką. Żołądź od pieszczot aż błyszczy. Twój sok spływa między naszymi genitaliami. Zaraz dojdę. Ponownie sprawisz, że dojdę. I już teraz wiem, że będzie to najlepszy ze wszystkich orgazmów. Bo za każdym razem przechodzisz samą siebie, Amando. Za każdym razem.

Jestem już blisko. Czuję to w całym ciele. Podniecenie nie mieści się już w penisie. Czuję w środku narastający, niepohamowany pęd. Pęd, który się przeze mnie przelewa. Który przygotowuje każdą żyłę, każdą komórkę krwi, każdą tętnicę. Zaczynam się gotować, płonąć. Płyny w środku i skóra, nogi i to uczucie. Wszysto się łączy. Wszystko się ściska w intensywnych szarpnięciach. Czuję, że za moment penis będzie gotowy. Mój kutas za chwilę eksploduje, ja eksploduję. I zrobię to dla ciebie, Amando. To dzięki tobie to wszystko przeżywam, cały jestem tym uczuciem. To dzięki tobie czuję tę rozkosz. To ty, ty sprawiasz, że kurczę się, jęczę, tęsknię, łaknę, wołam.

I wtedy wrzeszczę.

Ryczę.

Z moich usta wylewa się orgazm. Z penisa tryska sperma. Wystrzeliwuje. Wszystko to, co się we mnie znajduje, w moim ciele, zbiera się i strzela ze mnie twardymi pociskami. Moje ciało krzyczy. Moje organy się prężą. Serce wali jak szalone. A mój człowiek, mój kutas, moja twarda, nieruchoma erekcja puszcza nareszcie niczym hamulec zaciągnięty przez lata, przez wiele, wiele dni. Sperma wypompowuje się ze mnie. Więcej i więcej. I zostawia mnie w absolutnym ukojeniu, w totalnym szczęściu, w całkowitym spokoju, w których nie istnieje teraz nic innego poza echem orgazmu. Ja. Tutaj. Ty.

Pozostaje spełnienie. Oddechy spowalniają. Do płuc znów dostarczany jest tlen. Otacza mnie spokój. Cisza buduje gniazdo w mojej piersi. Wdzięczność szepcze do ucha, że nigdy, przenigdy nie chcę zostać bez ciebie, Amando. Chcę na zawsze być z tobą. Tak. Właśnie tak. Już zawsze chcę się budzić przy tobie. Chcę przeżyć z tobą każdy mój dzień. Dzielić z tobą myśli. Dzielić z tobą ciało. Mój penis. Twoja wagina. Nasze żądze, nasze myśli i pragnienia. Podniecenie. Chcę dzielić z tobą wszystko. Wszystko. Tak silna jest twoja moc. Taki jestem tobą oczarowany.

Amando.

Amando.

Rozpoczyna się dzień. Walentynki. Przygotowałem wyprawę do miejsca, gdzie spotkaliśmy się po raz pierszy, gdzie po raz pierwszy powiedzieliśmy coś do siebie, gdzie zobaczyliśmy się naprawdę. Po raz pierwszy. Przygotowałem dzień pełen niespodzianek. Kupiłem prezenty, czekoldki w kształcie serduszek i po jednej czerwonej róży za każdy wspólnie spędzony dzień. Będziesz się śmiać, dziwić i płakać ze szczęśca, będziesz mnie całować w porywach radości. Będziesz mówić, że nie byłaś na to przygotowana. A ja, ja zaskoczę cię ponownie. Tego dnia, w walentynki. I każdego kolejnego. Przysięgam, Amando. Zasypię cię moją miłością. Ze wszystkich sił. Bo jesteś tego warta. Bo jesteś dla mnie światem.

Amando.

Amando.

Gdybyś tylko istniała.

Gdybyś była czymś więcej niż tylko marzeniem.

Miłością.

Tą, którą powinno się kochać.

Tak właśnie bym cię kochał. Tak bym się tobą zajął.

Fuckboy

Jeśli dzielimy się po równo, nikt nie traci. Każdy dostaje to, czego potrzebuje, nikt nie wypada z gry. Tak myślałyśmy. Ja, Nelli i Isa.

Znałyśmy się od początku szkoły. Pochodziłyśmy z tego samego osiedla, dlatego szybko znalazłyśmy wspólne punkty. Ja byłam tą, która zwykle kierowała się rozumem. Rozważałam wszystkie za i przeciw, by wybrać jak najlepsze rozwiązanie. Bez względu na to, czego dotyczyło. Nelli wahała się ciągle i zastanawiała, zanim w ogóle doszła do sedna. Często zmieniała zdanie, nigdy nie było wiadomo, co pomyśli albo poczuje. Niektórzy powiedzieliby, że jest kapryśna, i słusznie. Isa natomiast była marzycielką. Tęskniła, pisywała z wiersze o miłości i jakie wszystko będzie piękne, kiedy już go spotka, tego, z którym zwiąże się na wieki.

M ożna by krótko scharakteryzować nasze osobowości, określając mnie jako rozważną, Nelli niepewną, a Isę romantyczną. Byłyśmy drużyną, jak siostry. Świetnie się razem bawiłyśmy. Żadna z nas nie brała nauki na poważnie, jak zresztą większość innych. Żadna z nas nie snuła planów i nie analizowała zbyt wiele. Wszystkie żyłyśmy chwilą i byłyśmy w miarę zadowolone z życia.

To znaczy do momentu, gdy on  pojawił się w naszej klasie.

Seb dołączył do nas w środku semestru. Jest opalony, włosy sięgają mu do ramion. Pewnie jest surferem, myślimy od razu, dlatego kiedy przedstawia się klasie, mówiąc, że jego wielkim hobby jest przecinanie fal, czujemy zadowolenie. Ma jasnobłękitne oczy i wyraziste rysy. Jest wysoki i dobrze zbudowany. Na jego twarzy maluje się pewność siebie.

Niedługo potem Isa oświadcza:

– Zakochałam się!

Przewracamy oczami. To jasne, że się zakochała. Mnie trudno się zdecydować. Czy faktycznie jest atrakcyjny, czy może po prostu tak bardzo pewny siebie, że wie, że mógłby mieć każdą, i dlatego jest arogancki – a zatem wysoce nieatrakcyjny? Budzi się we mnie dyplomatka, zaczynam go analizować na kilka różnych sposobów. Jakie sprawia wrażenie? A jaki rzeczywiście jest? Może to tylko fasada w nowym otoczeniu? Staram się być sceptyczna. Staram się nie ulec pochopnie jego urokowi i sposobowi bycia, o którym już niebawem zaczynam myśleć, że jest czarujący.

Ciężko tu być krytyczną. Trudno być obiektywną. Bo tak, Seb jest naprawdę przystojny. Chętnie bym go poznała. Niewiele o nim wiem, poza tym, że pochodzi z innego miasta, jego rodzina właśnie się tu przeniosła, a jego wielką pasją jest surfing. W każdym razie wkrótce zaczynam czuć do niego miętę. Jego piękne oczy, wysportowane ciało, uśmiech, który cały czas coś skrywa, może jakąś tajemnicę albo wielkie pragnienie – to wszystko sprawia, że się zatracam. I dokładnie tak jak Isa, zakochuję się w nim.

Nelli potrzebuje więcej czasu, to jasne. Jednego dnia powtarza: nie, on nie jest w moim typie, a następnego: czuję, że mamy ze sobą tyle wspólnego. Po kilku dniach dociera do mnie, że Seb prędzej czy później skłóci nas ze sobą. Wiem, że wchodząc między nas, nieodwracalnie coś zmieni. Wiem, że ma w sobie całkowicie wyjątkową moc. Uświadamiam sobie, że każdej z nas wpadł w oko i że każda będzie chciała zostać dostrzeżona.

Zbliżamy się do walki.

Jeden z naszych wspólnych przyjaciół organizuje imprezę. Wszystkie jesteśmy zaproszone. Ale ani Nelli, ani Isa nie mogą iść, bo obie akurat w ten weekend gdzieś wyjeżdżają. Część mnie mówi, że powinnam wziąć się za pisanie pracy, którą niebawem trzeba oddać, ale druga część przypomina, że w sumie dość dawno nie bawiłam się w innym towarzystwie niż z Nelli i Isą. Postanawiam więc iść na imprezę. Z góry wiem, że przyjdzie większość ludzi z klasy, i myślę, że może być fajnie.

No bo cóż mogłoby być nie tak?

To tego wieczoru on mnie zauważa. Podchodzi do mnie od tyłu. Zakrywa mi dłońmi oczy i pyta:

– Zgadniesz, kto to?

Natychmiast rozpoznaję jego głos. Wypowiadam głośno jego imię i zaczynam chichotać. Opuszcza dłonie, a ja się odwracam. Oczywiście, że to on.

W ogóle nie sądziłam, że mnie dostrzeże na tym etapie. A tym bardziej, co miało się niebawem okazać, że będzie mną zainteresowany. Fakt, że stoi tu przede mną, totalnie mnie zaskakuje.

Jest otwarty. I bardzo zabawny. Ma cięty dowcip i niezliczone błyskotliwe skojarzenia, które nie są ani wymuszone, ani stereotypowe. Zabawia mnie. Między nami zaczyna się coś dziać. A jednak staram się postawić temu opór, jakiś mój wewnętrzny głos mówi, że nie może mi aż tak na nim zależeć. Przecież nawet jeszcze do końca nie wiem, co o nim myślę. Poza tym, że jest przystojny. I że zakochałam się w jego wyglądzie. Tak, brzmi idiotycznie. Ale zupełnie nic o nim nie wiem. Staram się być obiektywna, rozsądna, myśląca. No i mam świadomość tego, co sądzą o nim moje przyjaciółki. Podoba im się. Dlatego wydaje mi się niewłaściwe zachęcanie go do siebie. No, może troszkę, okej. Ale tylko trochę. Mogę być uprzejma. Może też miła. Ale nie za bardzo. Nie do takiego stopnia, żeby… do czegoś między nami doszło. To nie może się wydarzyć. Tak myślę. I postanawiam słuchać intuicji i zdrowego rozsądku, które nigdy mnie nie zawiodły.

Rozmawiamy. On mówi coś o zerwaniu z dziewczyną, z którą chodził przez kilka lat. O swojej wielkiej miłości. Pozostali wrzeszczą, pokrzykują, śpiewają, tańczą, biegają, puszczają muzykę, pokazują sobie filmiki na telefonach, obgadują innych albo próbują rozwiązać problemy tego świata. Po jakimś czasie on bierze mnie za rękę i szepcze mi do ucha:

– Znajdźmy jakieś spokojniejsze miejsce.

Idę za nim. Wiem, co to oznacza. I chociaż postanowiłam, że tego nie zrobię, i tak idę. Przecież chcę. A wszystkie konsekwencje wypieram, w tym momencie całkowicie je odrzucam. Nie tylko go chcę. Muszę. Go. Mieć. Co się ze mną dzieje? Nie bardzo rozumiem. Ale czuję na pewno, że muszę. I nagle wszystko inne jest nieważne. Czyżby chodziło o moje podniecenie? Błagające, krzyczące, że chce. Czyżby to ono sprawiło, że teraz bez namysłu przesuwam granice, zmieniam regulamin? Nie wiem. Może to kombinacja wszystkiego. Ale najbardziej chodzi o niego. I gdybym miała ten wybór tu i teraz, wybrałabym tak samo. Jego moc erotyczna jest tak potężna, że niczego nie pragnę tak bardzo, jak być z nim. Niech to sobie kosztuje, ile ma kosztować. Z całym szacunkiem dla rozsądku, ale nie może mi on teraz podstawiać nogi. Nie tym razem.

Siedzimy na brzegu łóżka w pokoju, który musi być sypialnią rodziców. Siedzimy blisko siebie, milczymy. On patrzy na mnie, ja na niego. Nie odzywamy się ani słowem, a jednak mam wrażenie, że widzę i rozumiem go na głębszym poziomie, właśnie dlatego, że jesteśmy tak blisko siebie.

Jego usta są miękkie, już patrząc na nie, czuję ich delikatność. Ma przyjazne, a jednocześnie pewne spojrzenie. A jego długie, jasne, nieco falujące włosy wydają się takie przyjemne. Ma skupiony wzrok, a jednak jest rozluźniony. Czuję, jak coś zaczyna we mnie wibrować. Czuję, jak ciało się napina i jak się ku niemu wyciąga. Ale próbuję się powstrzymać. W ostatnim odruchu myślę, że może, może jednak powinnam przestać, zanim będzie za późno. Ale kiedy się do mnie nachyla, kiedy spoglądam mu w oczy, jego spojrzenie jest tak skoncentrowane, tak figlarne i urocze, jak cały on. A kiedy się coraz bardziej zbliża z tymi swoimi cudownymi ustami, nie mogę zrobić uniku. Nie chcę – i dlatego nie mogę.

Puszczają wszystkie moje hamulce. Cała moja rozwaga schodzi na dalszy plan, staje się niewidzialną mgiełką rozproszoną w powietrzu. On całuje mnie po szyi, a moje ciało dygocze. Nasze języki się wiją, obejmują, plączą. Moja skóra drży z podniecenia. Jestem gorąca i zimna jednocześnie. Rozpina mi bluzkę zwinnymi palcami, odsłania moje piersi. Niebawem jego erekcja jest już widoczna. Nic nie wydaje się bardziej właściwe. Ściągam z niego białą koszulkę i po raz pierwszy widzę jego umięśniony tors i brzuch niezasłonięte żadnym materiałem. Niezły kaloryfer. Mamy suche wargi. Oblizuję je. Dostrzega to, rozumie. Kładę dłoń na jego klatce piersiowej, czuję go. Mięśnie są twarde. Jego ciało jest tak pięknie wyrzeźbione. Idealnie.

Czuję, jak między nogami robię się mokra. Czuję, że jestem coraz bardziej podniecona. Chcę go mieć w sobie. Przejmuję inicjatywę i prowadzę jego prawą rękę do moich spodni. Instruuję go, naprowadzając jego palce na górny guzik. Rozumie. Robi to, czego chcę, rozpina mi spodnie. Potem kieruję jego rękę do moich majtek, wkładam ją pod nie. Widzę, jak u niego rośnie wybrzuszenie. Z jego spojrzenia znika figlarność, zostaje podniecenie i pożądanie. Musi. Musi mnie mieć. Tak samo jak ja muszę mieć jego, on musi mieć mnie.

Zaczyna mnie penetrować palcami. Moje ciało śpiewa. Po pokoju roznosi się echo, a jedyne, co słychać, to odgłos mojego niepohamowanego jęku. Czuję rozkosz do tego stopnia, że podniecenie przestaje się we mieścić. On najpierw wkłada we mnie palec, powoli i delikatnie. Potem dwa. Potem trzy. Coraz pewniej. Mocniej. Po prostu pieprzy mnie palcami. Zauważam, że z każdym jego wejściem we mnie jestem coraz bardziej mokra i coraz bardziej napalona. W skupieniu patrzy to na swoje ruchy, to na moją twarz. Podąża za moim pragnieniem. Moim pożądaniem. Moją cipką. Moją totalną, całkowicie bezgraniczną rozkoszą.

Jest pewny swoich ruchów, nie ma wątpliwości, że chce mnie zaspokoić. Poddaję się. Odrzucam do tyłu głowę, a potem opadam na narzutę, kołdrę i miękki materac. Jego kutas pulsuje. Niczym oszczep wymierzony we mnie. Widać, że niczego tak nie chce, jak mnie poczuć. A ja niczego tak nie pragnę, jak go przyjąć.

Kładzie się nade mną. Opiera się na umięśnionych ramiona, dłonie układa tuż przy mnie na wysokości piersi. Za chwilę kieruje stojącego penisa, swoją błyszczącą żołądź, w moją stronę. Jestem gotowa.

Robię głośny, zwierzęcy wydech. Przez sekundę rozkosz przerywa myśl, że ktoś może nas nakryć, więc wysilam się, żeby nie wykrzyczeć najdzikszego uczucia ekstazy. Mocno mnie pieprzy. Pozwalam się pieprzyć. Wypełnia każdy milimetr mnie. Biorę go w siebie, każdą jego część, każdy centymetr. Nie chcę niczego stracić, niczego. Jego kutas jest dziki. Całkowicie gorący. Pulsuje.

Moje ciało się pręży. To się spina, to rozluźnia.

Gdy dochodzę, eksploduję tysiącem pocisków.

Nie czuję żadnej winy. A jednak czuję. Tak i nie, jednocześnie. Coś we mnie mówi, że to było niewłaściwe, że to, co zrobiłam jest okropne. Druga część mnie zachęca, by podążać za własnym pragnieniem, a więc kierować się swoim prawem.

Nie chodzi o to, czy chcę tworzyć z Sebem jakiś związek. Nie jestem czymś takim zainteresowana, z nikim. Chcę się w życiu skoncentrować na czymś innym, choć jeszcze nie wiem do końca na czym. Wciąż nie czuję się gotowa, by wejść z kimś w stałą relację. Może być sobie idealny, ale związek nie interesuje mnie na tyle, bym pragnęła go ponad wszystko inne, cokolwiek miało by to być. Może chodzi o wolność, potrzebę niezależności.

Ale seks jest wspaniały. Chcę więcej Seba.

Więc spotykamy się przy kolejnych okazjach.

Czekam na niego, gdy wychodzi z lekcji. Jego szafka znajduje się w jednym z mniejszych korytarzy, chowam się tam, żeby go zaskoczyć. Kiedy on grzebie w szafce, pojawiam się tuż przy nim. Dostrzegam zdziwienie w jego oczach. Rzucam się z ustami na jego wargi, całujemy się, gwałtowny potok pocałunków. Żeby nikt nas nie widział, stajemy w kącie, zasłonięci szafkami. Nie jestem gotowa, by ujawniać światu swoje pocałunki.

Wszystko jest dobrze. Nie analizuję. Po prostu działam. Działam z takim samym prawem, jak inni. I wtedy to się wydarza.

– Jak możesz!

Isa jest cała czerwona. Wściekła. Spocona. Wkurzona. Isa i Nelli stoją między nami. Teraz muszę się tłumaczyć. Przed moimi przyjaciółkami. Seb szybko zgarnia rzeczy i odchodzi.

Po chwili zbieram się w sobie. Tłumaczę, jak jest. Mówię, że uwielbiam uprawiać z nim seks. Mówię, że pieprzy jak jakiś bóg.

– Jak jakiś cholerny fuckboy? – Isa próbuje być zabawna. Patrzy na Nelli, sprawdza, czy ta ją poprze. Tak, ona też się śmieje, w każdym razie trochę. Niepewna, jak zawsze.

– Tak – przyznaję.

Wypowiadam to szczerze i spokojnie. Nigdy pieprzenie nie było tak przyjemne, takie dobre, nigdy nikt nie doprowadził mnie do orgazmu w takim stopniu jak zrobił to on. Więc owszem, potrafi pieprzyć. Jest fuckboyem. Oczywiście, że ma mnóstwo doświadczenia, mówię.

Siadamy. Nie odzywamy się przez dłuższy czas. Nie patrzymy na siebie. Tylko myślimy, wyczuwamy. Rozumiem, że chodzi o zazdrość. Rozumiem, że i Isa, i Nelli go pragną. Rozumiem, że chcą z nim być dokładnie w taki sam sposób, w jaki ja z nim byłam. Nie ma w tym nic złego. Rozumiem to. Wyobrażam sobie, że większość dziewczyn chciałaby z nim być. Zaczyna we mnie działać dyplomatka. Rozumie. Kombinuje. Namyśla się, czy lepszym wyjściem byłoby to czy to, a może tamto. Jak wspomniałam, nie interesuje mnie związek. Jeśli chodzi o Seba, nie jestem zaborcza. Mogę odpuścić. Nie należy do mnie przecież jego ciało, jego pragnienia ani chęci. Wiem tylko, że jest królem pieprzenia. I jestem przekonana, że robi to chętnie, często i z wieloma dziewczynami.

Wtedy w mojej głowie pojawia się myśl. Niczym piorun z jasnego nieba.

– Możemy się nim podzielić.

Widzę w ich oczach zaskoczenie. Najpierw się zastanawiają, czy dobrze usłyszały. Potem pytają, czy mam na myśli to samo, co one. Potem odzywa się Isa:

– Chyba zwariowałaś! Jak  niby sobie to wyobrażasz?

– Dlaczego nie?

Między nami zapada cisza. Po chwili odzywa się Nelli:

– Dobra. Zróbmy to. Jeśli myślisz, że on się zgodzi.

– Jestem tego pewna.

Postanowione. Seb będzie naszym wspólnym fuckboyem. Zamiast pozwolić, by nas poróżnił, będziemy się nim dzielić. Każda dostanie swoją część. Żadna nie wypadnie z gry. Wszystkie, wszystkie trzy będziemy czuć rozkosz, będziemy sięgać po to, co tylko może nam dać jego cudowne ciało. Rozkosz. Ekstaza.

Co mogłoby pójść nie tak?

Uśmiecham się, kiedy dziś o tym myślę.

Ponieważ już go znam, zostaję wybrana na tę, która ma mu przedstawić nasz pomysł. Robię to, gdy jesteśmy sami. Zgadza się bez wahania. Potem się upewnia, czy mówię poważnie, czy może żartuję. Mówi, że najpierw tak pomyślał. Więc się zastanawia. Mówi coś o miłości i o poprzedniej dziewczynie. Ale jasne, lubi się bzykać, przyznaje. Opowiadam mu, jak bardzo go pragniemy i jak bardzo chcemy go zaspokoić. Że nie stawiamy żadnych warunków. Że może robić, co chce, może być z innymi, że może skończyć, kiedy tylko zechce. Wszystko jest jego decyzją. Wyznaje, że nigdy dotąd nie dostał podobnej propozycji. Mówię, że dla mnie też jest to kompletna nowość. Że ja również na początku miałam wątpliwości, ale tylko przez ułamek sekundy. Ale potem dostrzegłam, że to genialny pomysł.

Mówi, że podnieca go już sama myśl. Jak bardzo szalona by nie była.

Więc dlaczego nie?

Uśmiecham się.

Utkwiłam w nim spojrzenie.

Zgadza się.

I uśmiecha.

Tak, tak, tak.

Następuje okres poliamorii, równy podział między naszą trójkę.

Ja spotykam się z Sebem u niego w domu. Nelli w szkolnej przebieralni. Isa i Seb u niej w domu. Ustalamy dokładnie miejsca i dni. Każda ma swoje. Poza tym nie mamy żadnych reguł. I obiecujemy sobie nawzajem, że nikomu nie będziemy odmawiać. Ani żadnej z nas trzech, ani jeśli Seb zechce być z kimś innym.

Przychodzę do Seba w czwartki.

Dzwonię do drzwi, po chwili on otwiera. W jego spojrzeniu widzę, że jest gotowy, tak samo jak ja. Nie może się doczekać. Dlatego w sypialni pospiesznie zrzuca z siebie ubranie. Wszystko dzieje się w przeciągu kilku krótkich sekund. Ja, nieco bardziej ostrożna w ruchach, co z pewnością wynika z braku obycia, ściągam swoje. Niebawem nie możemy się już powstrzymać. Siedzę na nim okrakiem, czuję, jak jego kutas wchodzi w moją pochwę. Początkowo jestem ciasna, ale w miarę jak mnie penetruje swoim twardym, wygłodniałym członkiem, moja wagina robi się coraz bardziej miękka i teraz obejmuje go idealnie, zapewniając mu jeszcze wspanialsze doznania. Na horyzoncie rozkoszy zaczyna majaczyć orgazm. Uwielbiam go ujeżdżać. To uczucie, gdy mam go między udami, wypełnia mnie pożądaniem, które przejmuje stery nad całym ciałem. Moja skóra robi się gorąca, podobnie jak jego. Czuję wilgoć, skurcz i szaleństwo.

Pieprzę go aż do mojego pierwszego orgazmu.

Moje stawy się poddają. Ruchy słabną i zanikają. Cała ja znikam. Jedyne, co pozostaje, to unoszące się ciało. I wagina, która chce więcej.

Kiedy leżę na plecach mam nad sobą całe jego ciało. Chwytam go za ramiona i przyciągam do siebie jego twarz. Nasze usta przywierają i miesza się nasza ślina. Przeczesuję palcami jego włosy. Posuwa mnie pchnięciami, a każde sprawia, że coraz głośniej sapie. Jesteśmy w całkowitym władaniu seksu. Uczucie przenosi nas w wymiar, który różni się od wszystkiego innego. Wciąga nas w przestrzeń pożądania. Nasze zwyczajne ja  porzuciliśmy, jeszcze zanim przekroczyliśmy próg tego pokoju. Tu podniecenie eskaluje w pełną ekstazę. Wszystko inne znika.

Coraz mocniej mnie pieprzy, rytmicznie, w naturalnym tempie. Kołyszę się na materacu w górę i w dół, gdy on uderza ciałem o moją waginę. Jestem całkowicie mokra. Przyciągam go do siebie udami i łydkami, otaczam go. Jego tyłek jest wilgotny od potu, na którym ślizgają się kostki. Błyszczą mu policzki. Jego spojrzenie płonie. A ja uczepiam się go najmocniej jak potrafię. Nie chcę go puścić. Chcę go jeszcze głębiej, mocniej, więcej.

– Nie kończ!

W jego oczach dostrzegam frustrację.

– Muszę! Nie dam rady dłużej się wstrzymywać!

Nic więcej nie mówię, ale on już pojmuje, słysząc mój pewny siebie ton. Jest teraz moim fuckboyem. Każę mu położyć się na plecach. Jego kutas sterczy, wycelowany prosto w sufit. Pulsuje, buzuje, tętni od rozsadzającego go pożądania. Jest taki sztywny, że wydaje się niemal na granicy wybuchu. Ale chcę, żeby jeszcze wytrzymał. Staję obok łóżka i tylko mu się przyglądam. On chce, by go dotykać, pieścić, szarpać, ciągnąć, lizać, pieprzyć. Wszystkiego chce. Nawet nie musi mi tego mówić, jego spojrzenie i jego penis same to zdradzają. Ale ja zmuszam go, by cierpliwie czekał. Ta narastająca frustracja jeszcze bardziej go podnieca. A ja chcę, żeby był podniecony do granic możliwości, kiedy wytryśnie na mnie białą spermą.

– Niebawem, kiedy zdecyduję, że nie chcę już przedłużać jego męki, siadam na nim okrakiem. Kładę jego dłonie nad głową i mocno trzymam. Ujeżdżam go, siedząc na jego kutasie, który twardnieje jeszcze bardziej, aż wypełnia każdy zakamarek mojej waginy.

Nelli opowiada:

„Umówiliśmy się w przebieralni na konkretną godzinę. Kiedy otworzyłam drzwi, w środku było całkiem ciemno, nie udało mi się zapalić światła. Oczywiście pomyślałam, że powinnam się cofnąć, ale jakaś część mnie podszeptywała, żeby zostać. Po chwili zdecydowałam i to był krok w kierunku czegoś, co miało się okazać całkowicie szalone. Weszłam w ciemność. Nagle poczułam na karku pocałunek. Czyjeś dłonie zakryły mi oczy. Na sekundę struchlałam, zupełnie zamarłam. Ale zanim strach zdążył opanować moje ciało, odwróciłam się i zaczęliśmy się całować. On był nagi. Wyczułam dłonią penisa, chwyciłam go i zaczęłam pieścić. Całowaliśmy się intensywnie, a potem uklękłam i zaczęłam mu obciągać. To szalone. Klęczałam tam, pośrodku kompletnych ciemności, i mu obciągałam. Nigdy wcześniej nie robiłam nic tak ekscytującego. Potwornie mnie to podnieciło. Byłam tak napalona, że doszłam z jego penisem w ustach. Wyobrażacie to sobie?”

Isa przejmuje pałeczkę:

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.