Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„To mocna lektura i dobra książka. Uważam, że to jedna z ważniejszych prac na temat antypolskich czystek UPA, jakie dotąd powstały” – prof. Grzegorz Motyka
Chociaż rzeź wołyńska z 1943 roku należy obecnie do najbardziej nagłośnionych w Polsce wydarzeń historycznych, nie wszyscy zdają sobie sprawę, że nie była to jedyna masowa zbrodnia ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej w okresie II wojny światowej. Ludobójstwo dokonane w latach 1943–1945 na obszarze Galicji Wschodniej pochłonęło prawdopodobnie około 30 tysięcy istnień ludzkich i było nie mniej brutalne od ludobójstwa wołyńskiego.
Książka Damiana Markowskiego, znakomitego historyka, znawcy dziejów Europy Wschodniej, byłego członka Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, jest pierwszą publikacją poświęconą wyłącznie tym zapomnianym wydarzeniom. Praca zawiera najdokładniejsze jak dotąd ustalenia, powstałe w oparciu o polskie, ukraińskie, niemieckie i sowieckie źródła, niekiedy zupełnie wcześniej nieznane.
W jakim stopniu wydarzenia w Galicji Wschodniej przypominały te z Wołynia? Jak przebiegała czystka i co oznaczała dla polskich mieszkańców regionu? Jak wyglądały próby oddolnej samoobrony, a jak reakcja zorganizowanego polskiego podziemia? W jaki sposób ustosunkowali się do niej niemieccy, a następnie sowieccy okupanci? I wreszcie – na czym polega polskoukraiński konflikt pamięci historycznej?
Przelana podczas tamtych wydarzeń krew na dziesiątki lat podzieliła dwie bliskie sobie społeczności żyjące na wspólnej ziemi. Podczas pracy autorowi przyświecał ważny cel: ponownie zbliżyć Ukraińców i Polaków. Książka W cieniu Wołynia napisana jest z szacunkiem dla ofiar poległych po obu stronach, ale przede wszystkim z pokorą i respektem wobec źródeł. Podejmuje temat bolesny, przy całej świadomości tego, że dopiero rzetelne mówienie o historycznej prawdzie, a nie przemilczanie faktów, zbuduje wolne od resentymentów relacje polsko-ukraińskie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 655
WSTĘP: NIE TYLKO WOŁYŃ
24 lutego 2022 roku historia powróciła do Europy. Federacja Rosyjska rozpoczęła w pełnej skali zbrojną agresję na niepodległą Ukrainę, kontynuując swą zaborczą politykę wobec tego państwa trwającą od zajęcia Krymu i części Donbasu osiem lat wcześniej. Tak długo niewidziana w tej części świata wojna przyniosła wszystkie swoje okrucieństwa, dobrze znane Europejczykom z odległej przeszłości: bombardowania miast, zbrodnie popełniane na cywilach i jeńcach wojennych, masową przemoc seksualną wobec kobiet. Wydawać by się mogło, że uśpiony do tej pory w dobrobycie i pokoju Stary Kontynent został wyrwany z błogiego snu. Naród ukraiński przy wsparciu znacznej części społeczności międzynarodowej stanął do heroicznej walki o przetrwanie. Ogromny wysiłek Ukraińców włożony w dzieło obrony kraju okupiony już został dziesiątkami tysięcy ofiar – żołnierzy poległych na polu walki i bezbronnych mieszkańców zamordowanych przez najeźdźców. Polska była jednym z pierwszych państw Unii Europejskiej i Paktu Północnoatlantyckiego, które udzieliły Ukrainie wydatnej pomocy humanitarnej, wojskowej i finansowej. Miliony ukraińskich uchodźców znalazły schronienie i opiekę w polskich domach. Rosyjska agresja pozwoliła Polsce i Ukrainie na otwarcie nowego rozdziału stosunków sąsiedzkich, opartych na przyjaźni, zaufaniu i wzajemnym wsparciu. W cień odeszły dawne niesnaski, także i te związane z najciemniejszymi kartami historii, tak odmiennie interpretowanymi przez Polaków i Ukraińców. Obywatele Ukrainy dowodzą miłości ojczyzny każdego kolejnego dnia – w obronie Kijowa i Mariupola, w zwycięskiej charkowskiej kontrofensywie, w bojach pod Bachmutem, wreszcie – na tyłach frontu, gdzie toczy się inna wojna, mniej spektakularna, lecz nie mniej ważna – o energię elektryczną, o ciągłość dostaw zaopatrzenia, o życie i zdrowie rannych. Nowe, jakże liczne pokolenie ukraińskich bohaterów zdaje się zastępować w panteonie narodowych herosów tych, którzy trafili tam wcześniej. Także tych, których działalność związana była nie tylko z walką narodowowyzwoleńczą, ale i ze zbrodniami przeciwko ludzkości. Historia Ukrainy, lecz również Polski, pisze się obecnie na nowo, na oczach całego świata. To dobra okazja do jej oczyszczenia z tych bolesnych spraw, które dotąd nie doczekały się pełnego omówienia i swoistego katharsis.
Na pierwszym planie sporu o historię znajduje się od kilkunastu lat temat zbrodni wołyńskiej. Trudną do przecenienia rolę odegrał w tym procesie film fabularny Wołyń w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, poświęcony dziejom jednej rodziny i jednej wiejskiej społeczności w czasie ludobójstwa na Wołyniu, dokonanego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) (frakcję Bandery) i jej zbrojne formacje (Służba Bezpieczeństwa OUN-B, Ukraińska Powstańcza Armia – UPA) oraz ludność ukraińską. Po upadku komunizmu przed polskimi historykami otworzyła się możliwość prowadzenia badań w archiwach niepodległej Ukrainy. Zgromadzona w nich dokumentacja naświetliła historię ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia oraz losy polskiej ludności na terenach okupowanych. Wołyń, który dotąd przebijał się jedynie w relacjach i wspomnieniach, doczekał się wielu opracowań naukowych. Jednocześnie powstawały prace oparte przede wszystkim na relacjach osób ocalałych z rzezi, a wśród nich znaczenie fundamentalne, wręcz kanoniczne w odniesieniu do wołyńskiego ludobójstwa, ma praca Władysława i Ewy Siemaszków, w której zawarte zostały po raz pierwszy wiarygodne szacunki dotyczące strat ludzkich, otwierające rzeczową dyskusję w tej materii[1].
O Wołyniu zatem mówi się i pisze dużo. Do tego stopnia, że do tematu wołyńskiej rzezi zalicza się niekiedy nawet wydarzenia z innych terenów dawnych polskich ziem południowo-wschodnich, a także konflikt polsko-ukraiński. Taka komasacja różnych, nierzadko nieprzystających do siebie pojęć, wydarzeń i postaci wpływa negatywnie na świadomość historyczną tych wydarzeń. Znacznie mniej uwagi poświęca się natomiast zagadnieniu zbrodni galicyjskiej, czyli działań ukraińskich formacji nacjonalistycznych wymierzonych w polską ludność cywilną na terenie Galicji Wschodniej, obszarze o wiele rozleglejszym od przedwojennej części Wołynia leżącej w granicach Polski, rozciągającym się od nadbużańskich błot po Karpaty i od Sanu po Zbrucz. Zbrodnia ta, która pochłonęła prawdopodobnie około 30 tysięcy istnień ludzkich, była nie mniej brutalna od ludobójstwa wołyńskiego, aczkolwiek wybrane jej wątki są często błędnie zaliczane do historii Wołynia[2].
Pomnik Polaków pomordowanych w trakcie zbrodni w Hucie Pieniackiej.
Rzeź wołyńska, wydarzenie ze wszech miar straszliwe i decydujące o kresie istnienia zorganizowanej polskiej społeczności na Wołyniu, stanowiła wszakże jedynie wstęp do dalszych działań ukraińskich nacjonalistów, zdecydowanych na fizyczne usunięcie polskiej ludności z innych ziem mieszanych etnicznie. Zagłada Żydów oraz „antypolska akcja” na Wołyniu uświadomiły ukraińskim nacjonalistom, że możliwe jest z użyciem masowej i zorganizowanej przemocy skuteczne przeprowadzenie „oczyszczenia” terenów, które w ich założeniu miały znaleźć się w niepodległym państwie ukraińskim. Te doświadczenia stanowiły jeden z argumentów, na podstawie których podjęto decyzję o fizycznej eliminacji Polaków. Akcję „usuwania” ludności polskiej i mieszanej z Galicji rozpoczęto w drugiej połowie 1943 roku. Sygnałem do rzezi było wymordowanie najbardziej aktywnych jednostek oraz pracowników leśnych. Ginęli duchowni, nauczyciele, urzędnicy, wszyscy ci, wokół których w czasie kryzysu mogłaby się skupić ludność, aby podjąć obronę. Mordy pojedyncze, jak nazywam zabójstwa poszczególnych osób, były pierwszą fazą „antypolskiej akcji” w Galicji. Niemal równolegle banderowcy przystąpili do mordów zbiorowych, których ofiarą padało od kilku do kilkunastu osób, zwykle członków jednej rodziny albo nawet kilku rodzin lub niewielkich grup osób znajdujących schronienie w napadniętym gospodarstwie. Z czasem zasięg „akcji” został rozszerzony. Od połowy stycznia 1944 roku rosnące w siłę oddziały UPA przystąpiły do systematycznego wyniszczania galicyjskich Polaków. Tysiące osób bez względu na wiek i płeć zostało zamordowanych, nierzadko w brutalny sposób. Pozostałych przy życiu planowano wypędzić na zachód. Doszło wówczas do wielu mordów masowych (jak traktuję zabójstwa większych grup ludzi, powyżej dwudziestu osób), w tym do takich, podczas których liczba ofiar sięgała dwustu i więcej zabitych. Zbrodnie miały charakter zorganizowany, ich sprawcy zaś działali z zimną krwią, przy czym – jak pisał Grzegorz Motyka – podobnie jak wcześniej na Wołyniu, w okupowanych województwach południowo-wschodnich: lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim banderowcy starali się stwarzać pozory, że chodzi o odruch ludowej zemsty ze strony społeczności ukraińskiej.
We wsiach, które przetrwały pierwsze ataki lub nie zostały nimi objęte, mieszkańcy przystąpili do gorączkowej organizacji samoobrony. Rozpoczęła się walka o przetrwanie, brutalna, pierwotna, toczona z użyciem wszelkich środków i broni, pochodzących z każdego dostępnego źródła, nie wyłączając tych przekazanych przez niemieckiego czy sowieckiego okupanta. Polska społeczność Galicji Wschodniej stanęła przed koniecznością podjęcia dramatycznego wyboru, determinującego los przyszłych pokoleń. Ulec presji rozpętanego terroru, wyjechać w nieznane na tereny centralnej Polski, pozostawić dobytek wielu pokoleń i unieść głowę swoją i najbliższych z pożogi czy też stanąć do desperackiej walki, nierokującej powodzenia na zwycięstwo. Dla tysięcy osób samo przeżycie kolejnych napadów już było zwycięstwem.
Sytuację dodatkowo skomplikowało pojawienie się w Galicji Wschodniej oddziałów partyzantki sowieckiej. Sowieci udzielali polskim miejscowościom ograniczonego wsparcia w czasie działań obronnych. Jednocześnie rozpracowywali polskie podziemie, a ich operacje, podejmowane bez względu na skutki dla cywilów, sprowadziły na wybrane polskie miejscowości zagładę w postaci pacyfikacji z rąk niemieckich grup przeciwpartyzanckich i kolaboracyjnych formacji ukraińskich na służbie nazistów.
Polskie podziemie niepodległościowe, skupione wokół Armii Krajowej (AK), w myśl rozkazów koncentrującej się na przygotowaniach do zbrojnej demonstracji przeciwko Niemcom, tylko do pewnego stopnia stanęło na wysokości zadania, jeśli chodzi o ochronę własnej ludności. W kręgach Komendy Głównej AK istniała uzasadniona obawa, że zbyt wczesne zmobilizowanie własnych oddziałów partyzanckich wpłynie na rozpalenie konfliktu i doprowadzi do przedwczesnego wybuchu powstania na terenach objętych rzezią. Dla ludności cywilnej kwestia wierności państwu polskiemu schodziła na dalszy plan w sytuacji, gdy ze strony Polskiego Państwa Podziemnego jakakolwiek forma współpracy z niemieckimi władzami okupacyjnymi była początkowo postrzegana w kategoriach zdrady narodowej. Przygotowując się do zbrojnej demonstracji przeciwko Niemcom i politycznego wystąpienia przeciwko Sowietom, AK została zaskoczona skalą ukraińskich działań. Krwawo płaciła za to ludność cywilna aż do czasu powstania większych baz samoobrony, zdolnych do wytrwania w terenie.
Wraz ze zmianą sytuacji politycznej i w związku z ponownym ustanowieniem sowieckich rządów w regionie banderowcy ograniczyli zasięg i wyniszczający charakter akcji wymierzonej w Polaków. Pomimo to mordy zbiorowe trwały do połowy 1945 roku. Największa ich fala podczas drugiej okupacji sowieckiej rozpoczęła się jesienią 1944 roku i trwała do wiosny kolejnego roku, zgodnie z rozkazami UPA, aby „pomóc” Polakom w podjęciu decyzji o wyjeździe na zachód w ramach operacji wymiany ludności między sowiecką Ukrainą a komunistyczną Polską. Natomiast do zabójstw pojedynczych osób dochodziło jeszcze kilkanaście miesięcy później.
Kiedy w końcowych miesiącach II wojny światowej dopełniał się los polskiej obecności na dawnych ziemiach wschodnich, jedynie nieliczni zdecydowali się pozostać na terenach ponownie anektowanych przez Związek Sowiecki. Większość postanowiła skorzystać z możliwości „ewakuacji” do Polski w jej nowych granicach pod presją totalitarnych władz oraz w wyniku ostatniej fali czystki. „Antypolska akcja” ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia i partyzantki wygasła w chwili rozwiązania „problemu” istnienia znaczącej liczebnie polskiej społeczności we Lwowskiem, w Stanisławowskiem i Tarnopolskiem. Pojedyncze napady i zabójstwa wybranych rodzin i jednostek trwały wszak jeszcze przez kilka miesięcy. Próby porozumienia między polskim podziemiem poakowskim a OUN i UPA, wymuszone trudną sytuacją obu tych grup wobec wspólnego przeciwnika w postaci Sowietów, wpłynęły na ograniczenie rozlewu krwi.
W świetle prawodawstwa międzynarodowego, ustanowionego w pierwszych latach po zakończeniu wojny, zbrodnia dokonana na polskich mieszkańcach Galicji Wschodniej (gdy potraktować jako jedno zjawisko i wielotorowy proces falę antypolskiej przemocy, zabójstw, terroru i wypędzeń od lata 1943 do wiosny 1945 roku) spełniała definicję ludobójstwa. Termin ten, określony i sprecyzowany w Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, obowiązującej na mocy decyzji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych z 9 grudnia 1948 roku, zakładał, że ludobójstwem jest zabicie członków grupy (narodowej, etnicznej, rasowej lub wyznaniowej), spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy, rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia powodujących ich całkowite lub częściowe wyniszczenie fizyczne, stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy oraz przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy innej grupie[3]. Zbrodnia dokonana przez ukraińskich nacjonalistów na polskiej ludności Galicji Wschodniej pokrywa się z co najmniej dwoma pierwszymi członami definicji oraz (częściowo) członem trzecim. Można zatem – jak sądzę – umieścić ją wśród innych zbrodni ludobójstwa popełnionych w XX wieku.
Temat niniejszej książki podejmowali już w swoich pracach przy okazji szerzej zakrojonych badań tak znakomici badacze jak Grzegorz Motyka, Grzegorz Hryciuk czy Ihor Iliuszyn. Ich studia przyniosły wiele cennych ustaleń związanych z tą odsłoną konfliktu polsko-ukraińskiego, nadal jednak brakowało pełnego ujęcia ludobójczej akcji w Galicji Wschodniej, wykraczającego poza ramy rozdziału czy też tylko podrozdziału, w świetnych skądinąd książkach wspomnianych wyżej historyków. U genezy niniejszego tomu legła bowiem chęć przygotowania możliwie przekrojowego opisu tamtych dramatycznych wydarzeń.
Jest to próba zmierzenia się z tym trudnym, a jednocześnie słabo obecnym w historiografii tematem, oparta na istniejących już monografiach, wspomnieniach i – przede wszystkim – dokumentach wytworzonych przez „aktorów” tamtych wydarzeń, zarówno polskich i ukraińskich, jak i niemieckich oraz sowieckich. Jest zarysowaniem historii dramatu, podczas którego przelaną krwią na dziesiątki lat podzielone zostały dwie bliskie sobie społeczności żyjące na wspólnej ziemi. Narrację zacząłem od upadku państwa polskiego w 1939 roku, aby zakończyć ją wraz z ostatnim akordem „antypolskiej akcji” wiosną 1945 roku i odwetowymi działaniami polskiego podziemia, przeprowadzonymi w tej części Galicji Wschodniej, która pozostała w granicach powojennej Polski. Na pytanie, czy przelana krew nie dzieli nadal, próbowałem odpowiedzieć we fragmencie książki poświęconym jednemu z wątków polsko-ukraińskiego konfliktu pamięci. Podjąłem również zagadnienie różnorodności ludzkich postaw wobec wydarzenia tak skrajnego jak „antypolska akcja”. Podstawowe pytania, na które próbowałem udzielić odpowiedzi, brzmiały: w jakim stopniu wydarzenia w Galicji Wschodniej przypominały te z Wołynia, wcześniejsze o kilka/kilkanaście miesięcy? Jak przebiegła „antypolska akcja” i w jakim stopniu dotknęła ona polskich mieszkańców regionu? Jak zareagowało na nią polskie podziemie? Jak kształtował się stosunek do tej czystki niemieckich, a następnie sowieckich okupantów?
Ocena tamtych tragicznych wydarzeń pozostaje jednym z głównych punktów zapalnych między narodami polskim i ukraińskim. Z jednej strony część ukraińskich historyków z uporem godnym lepszej sprawy stara się uczynić z OUN i UPA demokratyczny, niemal nieskazitelny antysowiecki i antyniemiecki ruch oporu, odrzucając inne narracje, prostujące ten czarno-biały obraz. Wołodymyr Wiatrowycz, jeden z architektów polityki historycznej Ukrainy w ostatnich latach, sporo wysiłku poświęcił karkołomnym pod względem logiki próbom przedstawienia zbrodni ludobójstwa na Polakach jako kolejnej odsłony „wojny” polsko-ukraińskiej. Jego zdaniem nie może być mowy o ludobójstwie tam, gdzie żadna ze stron nie panowała nad terenem, a jedna dysponowała możliwością podjęcia choćby ograniczonej tylko obrony. Wiatrowycz wpada wszakże we własne sidła, stosując podobną retorykę. Jako badacz ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia i jego oddziałów partyzanckich doskonale zdaje on sobie sprawę z tego, że banderowcy dążyli do utworzenia powstańczych „republik” na terenie wyrwanym spod niemieckiej kontroli, czemu zresztą dawał wielokrotnie wyraz w swoich książkach, artykułach i publicznych wypowiedziach. Jego wykładnia jest w tym wypadku zaskakująco wybiórcza. Rzeź polskiej ludności podczas kulminacji „antypolskiej akcji” w pierwszych czterech miesiącach 1944 roku Wiatrowycz nazwał „zawziętą wojną między podziemnymi ruchami obu narodów”. Przypadki mordów dokonywanych przez SB nazwał „aktywną pracą” tej formacji. Przyznał jedynie, że napady na Polaków dotknęły te miejscowości, które „były ośrodkami polskiego podziemia”[4]. Tyle tylko że analogicznej narracji używali sami banderowcy jako „usprawiedliwienia” dla prowadzonej czystki.
Znaczenie przypisywane w narodowej mitologii walce OUN i UPA o niepodległą Ukrainę jest wciąż podtrzymywane mimo upływu lat od uzyskania niepodległości przez to państwo[5]. Proces ten można również uznać za rodzaj leczenia narodowej traumy po sowieckim okresie. Pytanie tylko, ile czasu potrzebuje naród, aby raz na zawsze przegnać demony przeszłości i sięgnąć po przyszłość, czerpiąc z wersji historii pozbawionej propagandy. Problem tkwi zasadniczo w przyznaniu podmiotowości ofiarom cywilnym drugiej strony. Zadziwiająco łatwo przychodzi to licznym obserwatorom i analitykom, zarówno historykom, jak i politologom. Innych cechuje brak choćby próby odejścia od narodowocentrycznej wykładni własnej wizji historii i zrodzonej przez nią wadliwej pamięci zbiorowej, odrzucającej a priori choćby tylko możliwość popełnienia przez własną wspólnotę narodową czynów zasługujących na potępienie[6].
Z drugiej strony barykady także nie brak historyków i publicystów nazbyt łatwo przyjmujących jednostronną wykładnię historii, pozbawioną różnych odcieni szarości, których pełen był konflikt polsko-ukraiński. Niektórzy polscy badacze nad wyraz łatwo zapisują wszystkie ukraińskie ofiary cywilne do grona „nacjonalistów” i „banderowców”, usprawiedliwiając akty przemocy przeciwko Ukraińcom dokonane przez Polaków zbrodniami popełnionymi przez ukraińskie podziemie. Nieakceptowalnym i niepokojącym zjawiskiem pozostaje chęć niektórych polskich historyków i popularyzatorów historii, nie wspominając o politykach, do całkowitego odmówienia narodowi ukraińskiemu prawa do własnej martyrologii, także tej związanej ze zbrodniczymi działaniami polskiego podziemia podczas konfliktu polsko-ukraińskiego w latach czterdziestych XX wieku. Takie działanie prędzej czy później obróci się przeciw jego inicjatorom i zredukuje pozycję moralną polskiej strony, domagającej się szacunku dla własnych ofiar, pozbawionych możliwości godnego pogrzebu i spoczywających po dziś dzień w dołach śmierci na terenie obecnej Zachodniej Ukrainy. Przypadłość „wartościowania” ofiar ze względu na ich narodowość pozostaje jedną z nieuleczalnych jak dotąd chorób narodowych historiografii. Skłonność do wartościowania życia ludzkiego jednostki i całych społeczności w zależności od ich narodowości skłania do postawienia stale aktualnego pytania o stan kondycji moralnej nowoczesnych europejskich narodów[7].
Pracując nad książką, starałem się dotrzeć do możliwie jak największej liczby źródeł, pozwalających na uzyskanie jak najpełniejszego obrazu opisywanych wydarzeń. Najważniejsze materiały, z których korzystałem, pochodzą z kijowskich archiwów: Wydzielonego Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Kijowie, Centralnego Archiwum Państwowego Organizacji Społecznych Ukrainy, Centralnego Archiwum Państwowego Wyższych Organów Władzy Ukrainy oraz archiwum elektronicznego Centrum Badań nad Ruchem Wyzwoleńczym we Lwowie. Duże znaczenie miały również materiały pozyskane z archiwów państwowych o szczeblu lokalnym (obwodowym) we Lwowie, w Tarnopolu i Iwano-Frankiwśku (dawnym Stanisławowie). Spośród dokumentów z polskich placówek archiwalnych i bibliotecznych najważniejsze okazały się materiały zgromadzone w Archiwum Akt Nowych w Warszawie i Bibliotece Zakładu Ossolińskich we Wrocławiu. Użyteczne okazały się także niektóre dokumenty znajdujące się w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej. Marginalne znaczenie miały natomiast dokumenty z Archiwum Narodowego w Krakowie. Rozczarowująca okazała się lektura wybranych materiałów śledztw prowadzonych przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w sprawie zbrodni dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów. Istotnym uzupełnieniem wiedzy zdobytej w archiwach skrywających dokumenty były informacje zawarte w kilkuset relacjach zebranych przez Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów oraz znajdujących się w Archiwum Wschodnim Ośrodka KARTA w Warszawie. Uzupełniający charakter miało też kilkanaście zebranych przeze mnie relacji uczestników opisywanych wydarzeń, a także wspomnienia i kolekcje osobiste żołnierzy AK ze zbiorów Pawła Naleźniaka.
Spośród opublikowanych drukiem zbiorów dokumentów skorzystałem najbardziej z wartościowych wydawnictw przygotowanych przez ks. Józefa Wołczańskiego, pracowników Zakładu Historii Ruchu Ludowego oraz z wielotomowych serii Armia Krajowa w dokumentach i Litopys UPA, poświęconych działalności polskiego i ukraińskiego podziemia podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu[8]. Rzecz jasna, skorzystałem również z wielu innych opracowań i zbiorów dokumentów. Pełna ich lista znajduje się w bibliografii. Zrezygnowałem natomiast z wymienienia wszystkich wykorzystanych w książce wspomnień, decydując się na umieszczenie odnośników jedynie do części z nich.
Ogromne znaczenie dla powstania tej książki miały prace Grzegorza Motyki i Grzegorza Hryciuka, którzy swoimi badaniami przetarli szlak w tej trudnej tematyce, zarówno w kwestii tak zwanej antypolskiej akcji, jak i jej wpływu na losy polskiej społeczności na terenach objętych ludobójczymi działaniami banderowców. Grzegorz Hryciuk jest bez wątpienia najbardziej kompetentnym polskim historykiem zajmującym się wojenną historią południowo-wschodnich województw II Rzeczypospolitej[9]. Grzegorza Motykę nazwać można jednym z ojców badań stosunków polsko-ukraińskich doby II wojny światowej i pierwszych lat powojennych. Opublikowane przezeń prace o niezmiennie wysokim poziomie naukowym i literackim na stałe weszły do kanonu literatury przedmiotu[10].
Krzyż i figura Matki Boskiej w Ostrówkach, postawione w miejscu kościoła.
Inne wartościowe opracowania dotyczące różnych wątków konfliktu polsko-ukraińskiego wyszły spod pióra Jerzego Węgierskiego, Grzegorza Mazura, Michała Klimeckiego, Tomasza Berezy i Mariusza Zajączkowskiego oraz innych historyków i politologów. Mogłem dzięki nim poznać działalność polskiego podziemia w omawianym okresie, a także poszczególne mikrohistorie, za sprawą których można było odkryć tajniki „antypolskiej akcji” w skali wybranych powiatów[11]. Jednym z bardziej interesujących i wnikliwych studiów poświęconych zagadnieniom lokalnych wspólnot wiejskich oraz ich podejściu do tożsamości, nacjonalizmu i patriotyzmu była bez wątpienia monografia z pogranicza historii i etnologii autorstwa Olgi Linkiewicz. Badaczka w sposób przekonujący wytłumaczyła w niej mechanizmy podziałów wiejskich społeczności i wyborów dokonywanych przez chłopów, którzy z czasem stawali się Ukraińcami lub Polakami[12]. Cenne informacje zaczerpnąłem również ze znakomitej książki Andrzeja Leona Sowy traktującej o planach operacyjnych AK podczas kulminacji konfliktu polsko-ukraińskiego w latach 1943–1945[13].
Książki autorów związanych ze środowiskami kresowymi, choć pełne błędów, pomyłek i powtórzeń, także okazały się przydatne jako punkt wyjścia (wielokrotnie korygowany) do obliczania strat ludzkich. Mam tu na myśli przede wszystkim cykl opracowań autorstwa Szczepana Siekierki (świadka historii i jednego z ocalałych z masakry w Toustobabach w 1944 roku) oraz jego współpracowników. Doceniając tytaniczny wysiłek autorów wspomnianych książek, którzy zdołali zebrać wiele tysięcy relacji od osób ocalałych z galicyjskiej rzezi, należy wskazać na nagminnie występujące w tych pracach błędy i pomyłki, między innymi przy podawaniu liczb ofiar, ich personaliów, wieku, a nawet przy przywoływaniu chronologii zdarzeń. Pamięć ludzka bywa zawodna, stąd też wykorzystane przez autorów źródła moim zdaniem mogły im pozwolić na jedynie częściowe dotarcie do kulis opisywanych faktów. Pomijam tu też takie praktyki jak „powiększanie” liczby ofiar ukraińskich nacjonalistów przez dodawanie doń ofiar okupantów niemieckiego i sowieckiego, a nawet przypadki podciągania pod ofiary OUN i UPA poległych w regularnej walce (z wojskami najeźdźców) żołnierzy Wojska Polskiego we wrześniu 1939 roku[14]. Warto jednak raz jeszcze podkreślić, że wspomniane opracowania mimo ich wad stanowią do tej pory jeden z najważniejszych opublikowanych drukiem wykazów ofiar zbrodni dokonanych przez OUN i UPA. Liczby ofiar podawane w tych publikacjach mogłem częściowo zweryfikować przez badania archiwalne. Z kręgów zbliżonych do środowisk kresowych wymienić należy opracowania autorstwa Lucyny Kulińskiej, która wniosła duży wkład w badanie zbrodni na Polakach w województwach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej[15].
Korzystałem również z ukraińskiej literatury przedmiotu, przy czym – niestety – w sferze interpretacyjnej część wspomnianych publikacji nie różniła się zbytnio od nacjonalistycznej propagandy ukraińskiego podziemia lat czterdziestych XX wieku. Prace takich autorów jak Wasyl Ilnyćki czy Iwan Patryliak ukierunkowane zostały na przedstawienie wysiłku zbrojnego OUN i UPA i pod tym względem wnoszą one wiele ustaleń. Autorzy wspomnianych prac, choć źródłowych i podejmujących ciekawe wątki odnośnie do stosunków między Ukraińcami a Polakami podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej, zdają się nieraz bezkrytycznie przyjmować język swoich źródeł, zwłaszcza w kontekście pozytywnej oceny działań OUN i UPA[16]. Na tym tle na korzyść wyróżniały się prace Ihora Iliuszyna, Ołeha Kłymenki i Serhija Tkaczowa, które charakteryzuje wysoki poziom obiektywizmu[17].
Do literatury anglo- i niemieckojęzycznej odwołuję się głównie w wypadku kwestii związanych z historią Holokaustu i udziałem w tej zbrodni członków OUN i formacji kolaboracyjnych w służbie nazistów. Wielowątkowe i kapitalnie opracowane książki takich badaczy, jak Omer Bartov, Katrin Boeckh, Wendy Lower, Dieter Pohl i inni, pozwoliły mi na głębsze zrozumienie postaw mieszkańców okupowanego Dystryktu Galicja wobec „ostatecznego rozwiązania” i wpływu tego dramatycznego wydarzenia na postawy ludzkie[18]. Korzystałem też – w niewielkim stopniu – z prac niepublikowanych, takich jak złożone na różnych uczelniach prace dyplomowe, a także z kolekcji prywatnych. Materiały pochodzące z tych źródeł miały jednak wyłącznie charakter uzupełniający i drugorzędny.
Opisując napady i akty terroru OUN i UPA wobec ludności polskiej oraz akcje odwetowe (i nie tylko) Polaków wymierzone w ludność ukraińską, zmuszony zostałem do wyboru najważniejszych spośród tych tragicznych wydarzeń. Zdaję sobie sprawę, że część z nich została opisana skrótowo lub całkiem pominięta. Niestety skala przemocy i ludzkich dramatów związanych z „antypolską akcją” w Galicji Wschodniej była tak wielka, że próba opisu wszystkich tych historii w jednej książce byłaby z góry skazana na niepowodzenie. Co więcej, nie istnieje – jak sądzę – możliwość, aby dotrzeć źródłowo do wszystkich tych wydarzeń i wiele z nich zapewne na zawsze już zakrył mrok czasu.
Za pomoc w zdobyciu części wykorzystanych tutaj materiałów oraz lekturę maszynopisu dziękuję Grzegorzowi Motyce, Mariuszowi Zajączkowskiemu, Mariuszowi Sawie, Tomaszowi Berezie i Piotrowi Olechowskiemu. Wszystkim wymienionym historykom składam serdeczne podziękowania za uwagi na temat książki (najcenniejsze były te krytyczne), które pozwoliły na wprowadzenie znaczących korekt i usunięcie największych popełnionych przeze mnie błędów.
Zdaję sobie sprawę, jak obfitą w emocje dyskusję wywołać może ta publikacja i jak bardzo zawarte w tej dyskusji ładunki emocjonalne mogą wpłynąć na napiętą atmosferę wokół polsko-ukraińskich sporów o prawo do odmiennego postrzegania wydarzeń z przeszłości. Oddając ją do rąk czytelnika, moim niezmiennym i największym życzeniem jest, aby mogła się ona przysłużyć do porozumienia między Polakami a Ukraińcami i budowy wzajemnego zrozumienia wokół prawdy historycznej i świadomości, jak potężnym i niszczącym narzędziem wojny może okazać się nacjonalizm.
SPIS ŹRÓDEŁ ILUSTRACJI
wikipedia.org: Lelek 2v (s. 10), Glaube (s. 19)
PRZYPISY