W innych wymiarach - Joanna Piłatowicz - ebook

W innych wymiarach ebook

Joanna Piłatowicz

0,0

Opis


„W innych wymiarach” Joanny Piłatowicz to kolejny zbiór opowiadań z gatunku fantasy.

Tematyka nadal w formie metafor jak w pierwszej książce autorki „Opowieści z pogranicza światów”, lecz nie jest jej kontynuacją, dotyczy jednak wciąż ważnych spraw w egzystencji człowieka. Poruszane tematy w poszczególnych opowiadaniach to kwestie wiary w przeznaczenie, reinkarnację, w wyższą instancję osobistej filozofii, złożoność psychiki człowieka, relacja z innymi i ze światem.

Na przykład opowiadanie „Pociągi” to metafora na kierunek, w którym podąża człowiek, ku szczęściu bądź odwrotnie. W innej treści „Precz demonie” w najbardziej lekki z możliwych sposobów poruszona jest tematyka opętań przez niepożądane byty. W noweli „Zima” następuje personifikacja pory roku,która jest wzmianka, iż duchy przyrody być może też mają swoje problemy, a nie tylko Ziemianie.

Lektura jest lekka, swobodna, przeznaczona, by inspirować, bawić, wprowadzać w dobry nastrój. Czasami pojawiają się dialogi i rozmowy usłyszane tu i ówdzie, jednak jakiekolwiek podobieństwo do bohaterów opowiadań jest całkowicie przypadkowe.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joanna Piłatowicz "W innych wymiarach"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Joanna Piłatowicz, 2015

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: G. T. Randolph

Projekt graficzny tytułu: Drey Gibson

Korekta: Paweł Markowski

ISBN: 978-83-7900-365-5

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin

Joanna Piłatowicz
W innych wymiarach

 Spis rozdziałów

POCIĄGI

W INNYCH WYMIARACH – CZĘŚĆ I 

Rada Najwyższa 

Siske

Wysłannik 

Obrady Rady

PRECZ DEMONIE 

W INNYCH WYMIARACH – CZĘŚĆ II 

Aloha van Dath 

Bezbronność

Błoga nieświadomość 

Zmiany 

Gorąca debata Rady 

GŁÓD WIEDZY

ZIMA

W INNYCH WYMIARACH – CZĘŚĆ III

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale też do wiedzy

Mrok

Kwiaty Babci

Lustro

W poszukiwaniu osobistej mocy

Odwiedziny 

IRENKA 2 – Rozmowy skype’owe 

POCIĄGI

Te pociągi nie miały rozkładu jazdy. Nikt nie podawał ani godziny przyjazdu, ani odjazdu. Pojawiały się niespodziewanie na różnych peronach różnych miast i krain, czasem nawet się nie zatrzymywały, aczkolwiek zwalniały na tyle, że można było jeszcze do nich wskoczyć. Jeśli już się zatrzymywały, nie wiadomo było, jak długo potrwa postój. Zazwyczaj nie było też jasne dokąd jadą, chociaż kierunku można było się domyślać, szczególnie jeśli ktoś miał dar przewidywania.

Te pociągi przez jednych były poszukiwane z nadzieją, desperacją, pożądaniem, a dla innych były normalnością i codziennością. Byli też tacy, którzy w ogóle nie mieli pojęcia o ich istnieniu.

Dla tych, którzy korzystali z nieprzewidywalnych pociągów, jasne było, że transport pojawi się i będzie zmierzał w pożądanym kierunku. Po prostu myśleli, że zamawiają podróż, a zatem nic prostszego niż iść na peron i poczekać.

Liliana siedziała właśnie w jednym z takich pociągów, dyskretnie obserwując pasażerów. Można powiedzieć, że trafiła tu celowo i przypadkiem zarazem. Od dwudziestu lat próbowała złapać jeden z tych pociągów, o których tyle słyszała. Zwyczajne pociągi nie interesowały jej. Specjalnie badała tę grupę osób, dla których takie pociągi były normalnością. Sama zamówiła taki pociąg w myślach, a potem czekała na peronie cierpliwie, ale pociąg jakoś się nie pojawiał. Zaczęły mijać lata i odechciało jej się czekać. Zrezygnowała zatem, chociaż często z tęsknotą spoglądała w kierunku peronów. Niestety, w tej okolicy żaden wymarzony pociąg nie przejeżdżał od lat, albo ona na niego nie trafiła. Zmieniała zatem otoczenie co jakiś czas, przemieszczając się zwyczajnymi pociągami. Czas jednak mijał. Cóż to za życie, takie wyczekiwanie i powracanie do swoich obowiązków.

- Na co ty czekasz, zrób coś – bliscy zwyczajnie się niepokoili. – To jakaś bujda z tymi pociągami, odpuść sobie. Przecież są też tacy, którzy nigdy nie podróżowali i jakoś żyją.

Właśnie, rozmyślała Liliana, jakoś…. żyją, i to „jakoś” jej nie przekonywało.

Jeszcze kilka minut temu przechodziła obok stacji, kiedy ktoś ją zatrzymał.

- Przepraszam, czy może nam pani pokazać drogę na peron? – Liliana zobaczyła dwie kobiety z tobołkami.

- Tu nie ma schodów ruchomych – powiedziała Liliana nieco zrezygnowana – Pomogę wam – podniosła jedną z toreb. – To blisko. A który peron i dokąd?

- No właśnie nie mamy rozkładu jazdy – powiedziała starsza.

- No, zgubiłyśmy – młodsza jakby się tłumaczyła.

Kobiety szły za Lilianą po schodach. Wkrótce stały na peronie. Pociąg wydawał się spokojnie czekać na pasażerów.

- Tego pociągu nie ma w rozkładzie – powiedziała Liliana. – Bardzo ładny, wygląda ekskluzywnie. No to szerokiej drogi – wstawiła walizkę, a kobiety podziękowały.

Liliana już ruszyła do wyjścia, kiedy nagle zatrzymała się i nieco uważniej popatrzyła na pociąg. Poczuła, że ten pociąg zmierza tam, dokąd i ona zmierzała. Niewiele myśląc, Liliana została w pociągu.

Kroczyła korytarzami, czując coraz większą lekkość, radość, swobodę, tak, jakby nagle budziła się z zimowego, bardzo długiego i beznadziejnego snu. Znalazła sobie bardzo wygodne miejsce przy oknie z widokiem na całe wnętrze wagonu. Miejsca były dziwnie porozmieszczane, oryginalnie, trochę tu, trochę tam, po dwa miejsca, po trzy i po jednym, albo kilka naokoło stolika. Pasażerowie jeszcze się schodzili. Nie było ich wielu. Tutaj nie było tłoku.

Liliana dostrzegła przed sobą parę wyglądającą na szczęśliwych zakochanych. Co jakiś czas głośno się śmiali.

Jakiś mężczyzna wszedł zdecydowanym krokiem, rozsiadł się na dwóch miejscach i zaczął czytać gazetę.

- Gdzie moja kawa? – rozejrzał się po chwili z miną niezadowolenia.– Nie rozumiem dlaczego mam tyle czekać? Co to znaczy? – mężczyzna irytował się i nerwowo potrząsał kolanem.

Inna pasażerka siedziała w samym kącie wagonu tak, jakby wręcz chciała się wcisnąć i pozostać niezauważoną. Liliana pomyślała, że może ta kobieta wcale nie chciała jechać i bała się jazdy, zatem czemu wsiadła?

- Przepraszam, dokąd ten pociąg jedzie? – kolejny pasażer właśnie dotarł do przedziału.

– Ledwo zdążyłem, ale i tak wydaje mi się, że pomyliłem kierunki.

- Na pewno jedzie w góry – odezwała się Liliana, do której po chwili dotarło, że przecież sama nie wie dokąd, ale jest pewna, że w góry i już.

- A skąd pani wie? – wtrącił się nagle zirytowany mężczyzna oczekujący na kawę.

- Nie wiem, ale wiem.

- Ha, ha, pani jest nielogiczna.

Liliana wzruszyła ramionami.

- A zresztą nieważne dokąd – mężczyzna z gazetą mówił pewnym głosem. – Ważne, że jedziemy i zamierzam dobrze się bawić. Zaraz podadzą jedzenie i picie. – Wyjął cygaro.

- Chyba nie zamierza pan tu palić – zaprotestowała Liliana.

- A co, wyrzucicie mnie? – mężczyzna wstał, sam być może dostrzegając, że wagon jest dla niepalących, na co wskazywała naklejka przekreślonego papierosa. – W porządku – wyszedł.

Liliana nie mogła się doczekać kiedy ten pociąg ruszy. Pasażerowie nadal się schodzili. Skąd oni wiedzieli, że to tutaj? Może oni tak przypadkiem? Może naprawdę pomylili pociągi i będą potem rozczarowani? Tak naprawdę nie miała pojęcia gdzie te pociągi jadą, miała tylko przeczucie, że tam, gdzie ona by chciała być. Tylko gdzie by to miało być?

Całkiem nagle, w biegu, do wagonu wpadła kobieta rozmawiająca przez telefon.

-…. Przepraszam – tłumaczyła się do słuchawki – bo ja jak czasami mówię do kogoś pieszczotliwie, to mówię: ty świnio… nie myśl sobie , że się upaliłam trawą. Po prostu mam dobry humor, bo jest wiosna i jestem zakochana. Generalnie wszystko ze mną w porządku. Wyglądam świetnie, jak miss sporty. Wszystkie portki ze mnie spadają.

Kobieta usiadła tuż przy Lilianie

- Mogę? – Liliana przerwała jej rozmowę, bo właśnie zauważyła, że ta trzyma przy sobie interesujące kobiece pismo.

- Tak – odparła tamta. – Co? A jakie było pytanie?

- Gazetę mogę na chwilę?

- A to, tak - kobieta wróciła do rozmowy. - Ja mam dopiero trzydzieści dwa lata, a tu wyrok... spadł tak niespodziewanie… "Ma pani guza w piersi i trzeba będzie operować." Tak mi powiedzieli, to ja na to: "No wie pan co, to mnie pan zaskoczył." To prawda, że miałam chodzić na badania częściej, ale naprawdę nie miałam czasu. Do pracy wychodzę rano, wracam zawsze późnym wieczorem, a i tak nie wszystko zrobię. I teraz ten guz, tak szybko? Może za dziesięć lat, ale teraz? Ja nie mam kiedy, ja muszę pracować – całkiem spontanicznie powiedziała, jakby to miało ją uchronić przed operacją.

Liliana przysłuchiwała się rozmowie. Porównywała swój spokój z kobiety żywiołowością, na pewno w słowach. Cóż to za pracowita osoba, rozmyślała. Znała takich pracowników, co to z

wytrzymałością godną maratończyka pracowali przy komputerze przez kilka godzin bez przerwy. Czas mijał szybko. Z dni tworzyły się tygodnie, miesiące, lata. Ona to już znała i wiedziała jak będzie, z nią i z innymi. Stąd ta nadzieja, że pojawi się... pociąg. Czy ta kobieta w ogóle wie gdzie wsiadła? Słuchała jej dalej.

- No może trochę przesadzam z tą pracą – wnioskowała, szukając przyczyny choroby.

– Właściwie to prawie nie sypiam – analizowała – No, ale może dwie godziny snu mi starcza. No dobrze, zapominam jeść. Przecież to się zdarza nie tylko mnie. Nie mam teraz czasu na takie numery. Do tego się zakochałam… Co? Poczekaj, wezmę cię na głośny, bo mi rąk tu nie starcza, muszę sprawdzić grafik i rozkład jazdy...

- Nie, na głośny to może nie... - rozmówca już był słyszalny wokół, ale nic więcej Liliana nie usłyszała, bo ktoś, kto jakoś musiał niezauważalnie dla Liliany wejść już do wagonu wychylił się zza swojego miejsca i prawie krzyknął:

- Te... panna, ciszej może? Co pani tu teatr robi?

- Panie! Mnie to już teraz wszystko wolno, jak pan nie chce słuchać, się pan zamknie. Raka mam, tak? To mi już wszystko jedno! - ostatnie słowa wypowiedziała ze łzami w oczach, uświadamiając sobie nagle, jak bardzo się boi. - Przepraszam bardzo - odwróciła się do Liliany - ma pani proszki na uspokojenie?

Liliana szeroko otworzyła usta zdumiona pytaniem, bo raczej nigdy nie brała tego rodzaju leków.

- Niestety nie, ale mam przeciwbólowe.

- Ja mam na uspokojenie - pasażer, co to przed chwilą krzyczał, wstał i pojawił się przed zapłakaną kobietą. - Pani weźmie - powiedział już bardziej ze współczuciem. - Piętnaście kropelek. Sam biorę, bo mam nerwicę. A tu mam tabletkę, to jest mocniejsze.

- Da mi pan to mocniejsze? - kobieta już wyciągnęła rękę.

- E, ale to psychotrop jaki. Musi pani przepisowo 0, 25 miligrama.

- Życie mi to uratuje, przynajmniej chwilowo.

Kobieta wydawała się już nagle swobodna na samą myśl o tabletce i całkiem realistycznym widoku tabletek na dłoni mężczyzny.

- Tu wodę też mam, pani popije. Woda na nerwy to też dobrze działa.

- Gizela jestem - podała rękę mężczyźnie i Lilianie, prawie równocześnie.

- Liliana.

- Euralian.

Czy to się Lilianie wydawało, czy Gizela wpadła w słowotok nie do opanowania? Szczebiotała już pogodnie jak słowik, rozmyślała Liliana.

- Ludzie są niereformowalni, ale ja to nie jestem reformowalna w stosunku do nich… tu nie chodzi o zdrowie… wiem, wiem, za dużo mówię, ale posłuchajcie mnie.. nikt mnie nie chce słuchać…

- Mów, mów - Liliana zachęcająco skinęła głową. Poczuła sympatię do Gizeli, a ta musiała się wygadać.

- Wreszcie mnie ktoś wysłucha – ucieszyła się Gizela – o Boże, skarpetki mam brudne, ale to nieważne. Ale dokąd ten pociąg jedzie? Służbowo mnie wysłali, dali bilet i mówią, bym wsiadła. Czasu nie miałam sprawdzić, odstawili mnie taxi na peron, pod sam peron mi ta taxi podjechała... no mówię wam. Zupełnie, jakby mnie z tej firmy wypychali. Pytam czy to na wolne, ale oni nie, że to praca. Jak praca, to jadę, jak nie, to nie mam czasu na odpoczynki.

To jedziemy gdzie? Zaraz... co tu do kur.... nędzy na tym bilecie... to jest... patrzcie... tu są jakieś głupoty popisane...

Liliana i Euraliusz spojrzeli na bilet. Oboje przybliżyli się, próbując odgadnąć, co tam jest napisane, bo napisane coś było, ale nie w języku, który można było odczytać.

- Wygląda jak arabski, ale arabski to nie jest.

- No to zrobili mnie w konia i jadę na gapę i do tego nie wiem gdzie. Do sanatorium bałwany mnie wysłali!

- Spokojnie, pani się nie denerwuje, tabletka zaraz zacznie działać.

- No jak mam się nie denerwować. Ruszył już, skur....

Pociąg ruszył i owszem, ale Liliana nawet tego nie zauważyła.

- Gdzie jest najbliższa stacja?

- Te pociągi nie mają stacji, one od razu do celu - Liliana uznała, że ta informacja teraz jest na miejscu.

- A gdzie to jest?

- Tak naprawdę to nikt nie wie, ale na pewno jedziemy tam, gdzie chcemy - wyjaśniła Liliana.

- Nie żartuj sobie z niej teraz - Euraliusz popatrzył na Lilianę z prośbą w oczach.

- Haha, niech sobie żartuje, ja nie jestem upośledzona tylko chora. Dobry żart - Gizela się roześmiała. - Gdzie jest konduktor?

- Tu nie ma konduktorów - Liliana była poważna.

- Też dobre! No to lepiej, bo ja na gapę.

- Tu wszyscy na gapę.

- No to jesteśmy w domu. Ciekawe ile godzin będziemy jechać.

- Może być do kilku lat - Liliana powiedziała to cicho, dość cicho, ale w Gizeli wywołało to kolejną salwę śmiechu. - A, no i stamtąd się zazwyczaj nie wraca, bo i po co, nie ma do czego.

- No dobra, ale tak naprawdę to dokąd jedziesz Euraliusz?

- Ja to muszę się trochę uspokoić. Ja jadę odpocząć. Taki mam zamiar. Dzwonią do mnie ciągle i ciągle coś chcą ode mnie. Ja już mam dosyć. Jadę sam, nawet bez kobiety, bo widzicie, nie ma kobiety to może i jest tęsknota, ale jest też i spokój. A ostatnio była kobieta i był niepokój.

- Uciekasz od swojej lubej?

- Jakiej tam lubej? Wystawiła mnie do wiatru.

- No i proszę, mamy złamane serce.

- E tam od razu złamane, co ja się będę męczyć. Nie, to nie. Ale dzwoni do mnie codziennie... - jakby na hasło, jego telefon nagle zadzwonił. - Przepraszam - Euraliusz odbierał już telefon. - O dziki losie! - niemal krzyknął do aparatu po chwili słuchania wyraźnie głośnego kobiecego głosu. - Aha, taaa, przyniosę flaszkę...

- Patrz, wszystkie kobiety takie same, nie należy przerywać rozgadanej niewieście - Gizela szepnęła do Liliany. Obie z ciekawością słuchały rozmowy.

- Szampan, winko, piwko. Nie ma jak po piwku! Ta, północne wiatry z bronchitem, to stamtąd cię tak męczy. Co za dramat!

Kobiety nic nie mogły z tego zrozumieć, więc słuchały jeszcze bardziej.

- Ściskam ciał, szał ciał - Euraliusz wyłączył się. - Widzicie? I tak jest codziennie, po kilka razy, dzwonią i gadają, a ja tego mam słuchać, tak? To kto by to wytrzymał. Ludzie, ja już nie mogę! Nie przyjmuję! Nie ma mnie! - prawie krzyczał.

- Ej ty, kochany, może masz biopolar jak ja. Weź sobie kilka kropelek co mi dałeś. - Gizela podała stojące opodal kropelki i zwróciła się do Liliany. - A bo ja mam biopolar też, wiesz?

- Jaki miś polarny? - spytał Euraliusz.

- Masz, popij sobie.

Przez chwilę wszyscy troje siedzieli w ciszy i wydawałoby się w spokoju.

Aż do momentu gdy weszli kolejni pasażerowie z innych wagonów, szukając więcej miejsca. To musi być rodzina, pomyślała Liliana.

Wszyscy usiedli wokół stołu. Starsze małżeństwo, młodsze małżeństwo i chyba babcia.

Mężczyzna w sile wieku wyjął laptopa, a jego małżonka czytała zapewne książkę na tablecie.

- Patrzcie! - powiedział mężczyzna do wszystkich. - Najnowsze wiadomości. Znowu wojna.

- Tak, dzieci się prochem bawią - skomentował młodszy mężczyzna.

- Bójcie się Boga! Co to się na tym świecie dzieje! - dodała starsza pani. - A co ty tak ten komputer jak telewizor używasz? A wiecie, dostałam ostatnio nowy telewizor, ale nie używam. Jakoś nie mogę się zebrać, by stary odstawić.

- Ja też nie lubię gwałtownych zmian. Taki telewizor nowy to poważna rzecz - zgodziła się młoda dziewczyna.

Dłuższą chwilę wszyscy oglądali wiadomości w milczeniu, w końcu dziewczyna powiedziała.

- Babciu, powiedz coś.

- Widzisz babciu? Widzisz? Ja mam z nią tak codziennie - małżonek szukał pocieszenia u babci.

Podaj mi ten kod, bo coś mi się tu zblokowało - kobieta w średnim wieku zwróciła się do małżonka.

- Ja nie pamiętam.

- Jak to nie pamiętasz? Co ty Alzheimera masz?

- Ty stara babo – odgryzł się małżonek.

- No, do młodych się nie zaliczam, więc przykrości mi nie robisz.

- Bo cię zamienię na młodszy model – pogroził.

- A dasz radę temu młodszemu modelowi? – z satysfakcją dopytała małżonka i temat został zmieniony.

- Co wy wszyscy z tymi kodami? Ostatnio włożyłem pieniądze do bankomatu, patrzę, a tam olej napędowy. To dzwonię do Orlenu, a ona chce mój kod pocztowy. Ja nie pamiętam – można powiedzieć, że mąż wrócił do tematu.

- Ty żadnego nie pamiętasz.

- A pamiętam, a ten… - wymienił numer.

- Tam, to mieszkaliśmy dwadzieścia lat temu.

- No to jednak coś pamiętam. A jaki mamy tu kod?

Zadzwonił telefon. Córka usiłowała połączyć się z rodzicami przez skype’a.

- Weź na głośny - radziła żona.

- Czemu was nie ma na skypie? – pytała córka.

- Nie ma skype’a, tata usunął.

- Telefon też usuniemy, bo za drogo, będzie można za darmo przez komputer dzwonić – włączył się tata.

- Nie wygłupiaj się, tylko załóż skype’a.

- Może na razie nic nie usuwajcie, bo już kompletnie nie będę miała się z wami jak skontaktować.

- Na razie nic nie usuwamy, zaraz tata założy skype’a.

Liliana starała się nie patrzeć tak zupełnie wprost, więc zerkała to w szybę, to na rodzinę. Proszki psychotropowe i kropelki okazały się nasenne, bo Gizela i Euraliusz wygodnie sobie już spali, a przynajmniej wyglądali jakby im było wygodnie.

Czy ja na pewno dobrze zrobiłam, że tu wsiadłam? Może ja nie mam wszystkich danych? A może to normalny pociąg? Czy ci ludzie wiedzą dokąd jadą?

- Co pani tam tak sama siedzi? Zapraszamy na lampeczkę czegoś mocniejszego - starszy mężczyzna zwrócił się do Liliany, a ta, wyrwana z własnych myśli, nie miała czasu na reakcję negatywną, więc wstała.

- O dziękuję, a państwo dokąd?

- Jak to dokąd? Ten pociąg to już jedzie tylko na wakacje.

Na wakacje, pomyślała Liliana. Czy ja na pewno chciałam na wakacje? A co, jeśli każdy jedzie gdzieś indziej, tylko inaczej to nazywa?

- Na zdrowie. Wiśnióweczka babeczki. Najlepsza.

- O! Rzeczywiście bardzo dobra! - pochwaliła Liliana.

- No i takim pociągiem to myśmy w życiu nie jechali. To dopiero! Każdy wagon wygląda inaczej. Konduktora nie ma. Mówili nam, by wsiąść, to sobie pomyśleliśmy, że bilet kupimy w pociągu. Spóźniliśmy się trochę, ale poczekał, no to jak poczekał, to wsiedliśmy. Życie jest proste - dokończył mężczyzna filozoficznie. - Tylko ludzie sobie komplikują, a tu wystarczy wsiąść i już dalej samo jedzie.

- Chce pani kluski? Małżonka robi takie dobre, nadziewane.

- A czym?

- A różnymi rzeczami. Jem i nie zaglądam do środka. Muszę lecytynę przy tym brać.

 - Na co?

- Bo mi pamięć siada, nic do głowy nie wchodzi. Żona mówi bierz, bo zapomnisz kto ja jestem.

Liliana obejrzała się, słysząc otwierające się drzwi między wagonami.

- Chcą państwo kurczaka kupić? - Postawna kobieta w chuście na głowie ciągnęła wózek z martwymi kurczakami.

- Pani, te kurczaki to takie małe. Większe nie będą?

- Kurwa, nie będą, martwe są, to już nie urosną.

- No to jak, bierzemy? - mężczyzna zwrócił się do małżonki.

- A gdzie ja ci tu kurczaka zrobię? Zwariowałeś już zupełnie.

- Tam na przodzie jest wagon kuchenny, można robić co się chce. Państwo jeszcze mało widzieli.

- To bierzemy dwa.

- Dwa? Na taką rodzinę? Ja tu nie będę ciągle przechodzić.

- Trzy.

- Trzy… może być.

Liliana obserwowała dobicie targu i kobietę wolno oddalającą się ze swoimi kurczakami do kolejnego wagonu. Czy to możliwe, że wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku? Każdy z nas jest kompletnie inny w tym wagonie. Dźwięk telefonu, niczym gong przywracający uwagę rzeczywistości, wyrwał ją z rozmyślań już nie po raz pierwszy.

- Weź ją na głośny, co ona znowu chce. - To musiała być córka, wnioskowała Liliana.

- No co tam nowego?

- A ty już wyrzuciłeś te swoje korki stare? - zwróciła się żona do małżonka - filozofa i jak się teraz okazało miłośnika piłki nożnej.

- Nie, powiesiłem. No wiesz, czasami jest trudno pozwolić odejść temu, co się kocha – filozof był od krok od płaczu.

- Mówisz o korkach? – zdezorientowana córka starała się słuchać. – Możesz mówić głośniej, bo jakoś cię ciszej słychać niż mamę.

- A bo mama to ryczy. To dlatego.

- Aha... a jak w pracy?

- Tyle lat przeżyłem i co? I trafiłem do biura, gdzie siedzę z komunistą! Komunista jeden! No, ale co ja mogę zmienić? Jeden próbował i się taki spalił na stadionie ostatnio.

- No, ale po co tak drastycznie?

- Jestem altruistą, ale nie na sto procent. Pomagam i jak na razie to do tyłu na tym wychodzę, ale nie jest tragicznie. Jeszcze pociągnę, ale niedługo, bo stos papierów na biurku mi rośnie. E tam, jedziemy na wakacje. No to co chciałaś? Skype’a założyłem właśnie, a cię nie ma.

- A, bo się ukrywam.

- A jak tam ten twój... - mama chciała spytać, ale córka szybko jej przerwała.

- Tylko nie mów imienia, bo tu siedzi, po polsku nie kuma, ale imię zrozumie. Jak ja coś mówię i nie wspominam imion, to mam powód. Nikogo to nie rani, a ja mogę się wyrazić lepiej... - czyżby córka się zdenerwowała.

- Nie rozumiem, dlaczego - mama się wtrąciła i znów jakby zamierzała wypowiedzieć imię.

- Nie rozumiesz? - wtrącił się tata do mamy. - Głupia się urodziłaś i głupia umrzesz.

- No pięknie - teraz córka się roześmiała. - Ale sobie dajecie. Lepiej powiedzcie, jak to jest z tą zdradą?

- Wszyscy faceci zdradzają, oprócz tatusia - wtrącił tata.

- To zapytaj go czy wierny jest do córki, czy do mnie? - zasugerowała mama.

- Zdradzałeś mamę?

Cisza.

- Jestem dobrym mężem - filozof odezwał się w końcu.

- To nie była odpowiedź wprost.

- Partnerzy nie muszą wszystkiego wiedzieć - teraz mama dodała.

- Nie wychowaliśmy jej dobrze. Ona jest za bardzo prawdomówna - stwierdził tata.

- I co ja mam z tego wnioskować? - córka nie wydawała się zadowolona z ich odpowiedzi.

- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - zakończyła mama.

- Tak, to zdecydowanie pomocne - czyżby Liliana słyszała ironię w jej głosie? - No dobra, zadzwonię potem - córka już miała się wyłączyć, ale jakby jej się przypomniało. - A nie! Poczekajcie, babcie dajcie, gdzie babcia.

- A siedzi tu i na drutach robi. Przeziębiła się trochę.

- Nie gadajcie jej głupot, dobrze jest wszystko - babcia się odezwała, zajęta do tej pory swoją robótką.

- A masz leki babciu?

- Mam.

- A bierzesz? - wnuczka jakoś nie dowierzała.

- No.

- A jakie leki masz?

- Nie wiem. Mleko z miodem i sok malinowy. A ty jak? Co robisz?

- Ach, to samo, przygotowuję nową książkę do publikacji.

- To co, teraz będziesz książki pisać?

- Same się piszą.

- Nie męcz się, bo potem po nocach nie dosypiasz tylko piszesz i piszesz. Mama nie dzwoniła długo. Jak przejdzie na emeryturę, to zadzwoni, tak myślałam, tylko nie będzie do kogo. Tak to jest.

- No co ty jej wygadujesz? No przecież jedziemy razem na wakacje.

- No to udanej podróży, to gdzie wy właściwie jedziecie.

- Cicho, niespodzianka!

- Dobra, dobra, to zadzwońcie jak dojedziecie - córka wyłączyła się.

- A gdzie jest Szymek? - spytała małżonka.

- A szlaja się gdzieś po wagonach. Pewnie co załatwia jak zwykle. Szymek to nasz starszy syn - zwrócił się do Liliany. - Powinien tu gdzieś być - rozejrzał się, jakby nagle sobie o nim przypomniał.

- Załatwiłeś tego dentystę przed wyjazdem? Byłeś?

- No, nie byłem. Wysłałem mu smsa, ale się nie odezwał.

- Zobaczysz, zęba stracisz. Trzeba było się zatroszczyć.

- Patrz, jedziemy tyle i myśmy się nawet nie przedstawili - filozof wyciągnął rękę do Liliany.

- Józio jestem.

- Liliana.

- A to moja małżonka szacowna i ukochana: Mirella. I dzieciaki: Pola, to nasza, a syna małżonka przygarnęliśmy, niech ma Serwacy - Liliana podawała ręce wszystkim. - I matula, babcia, dla każdego co innego: Witosława. Szymek zaraz przyjdzie, a córcia druga to pisarka. Ostatnio mi kawał na urodziny zrobili, artykuł napisała, że to ja niby z Santaną grałem. Dałem kolegom w pracy tę gazetę do poczytania. Oni czytają ten kawałek o Santanie i nagle kolega jakby uwierzył i mówi: "ja to jebie, z Santaną grał!" No wiesz, po czymś takim to głupio prostować. No, a ty na wakacje sama? Ci, tam to przysypiają w kącie.

- A ci… Poznałam ich tutaj. Mili bardzo, przedstawię, niech no się tylko dobudzą. Koleżankę miałam, fajna była, ale... zmarło się jej - Liliana się zadumała.

- Taa, to większość ludzi czeka, a nawet prawie wszystkich - Józio bardzo szybko ulegał filozoficznym nastrojom. - Jakoś tak mnie morzy, chyba wszyscy się zdrzemniemy.

Po kilku minutach ciszy wszyscy już spali. Stukot pociągu niejako kołysał pasażerów, którzy na szczęście znaleźli wygodne pozycje w tym dziwnym pociągu. Zmorzyło i Lilianę.

&&&

- Drodzy podróżujący! Witamy w naszym pociągu Lepszego Przeznaczenia - głos odezwał się gdzieś z głośników i podziałał jak budzik na śpiących już od dłuższego czasu pasażerów. Liliana rozejrzała się dookoła, dostrzegając malutkie, całkiem artystycznie wykonane głośniki w różnych kolorach, przymocowane u góry niczym kwiaty. Zupełnie nie zwróciła na to wcześniej uwagi. W ogóle nie miała czasu spojrzeć tam, zajęta rozmowami. - Życzymy wszystkim fantastycznej podróży i za chwilę podamy kilka ważniejszych informacji.

Gizela i Euralian też już się wybudzili, zauważając, że właściwie to spali jedno na drugim, zatem dyskretnie się od siebie odsunęli.

- Zapraszamy do nas, do okrągłego stołu na obrady - odezwał się Józio. - Józio jestem - nastąpiła cała procedura wymiany imion, którą znów przerwał głos z głośników.

- Uwaga, zbliżamy się do stacji, której nie ma w grafiku, w tym grafiku oczywiście, którego nie ma. - Głos się zaśmiał przekonany zapewne, że powiedział dobry żart. - Na stacji Ogryzek co prawda się nie zatrzymujemy, ale znacząco zwalniamy. Przypominam, że nie jest to cel naszej podróży, nie zachęcam do wyskakiwania. W celach rozrywki, gorąco polecam popatrzeć na lewo, oczywiście dla siedzących w kierunku jazdy. Będziemy mijać pociąg Piekiełko, który tu się zatrzymał. Szczególnie warto przyjrzeć się wagonom, podaję: Desperacja, Rozpacz i Niezaspokojenie. Prosimy się nie przesiadać w ramach poszukiwania wrażeń. Dziękuję za uwagę, a w ramach pytań proszę dzwonić na tę linię, podaję: gwiazdka, 777, wykrzyknik, duże N. Linia działa raz na dzień przez jedną godzinę. Do usłyszenia.

- Że co? Zapisałaś? - Józio zwrócił się do Mirelli.

- Ja zawsze zapisuję, ty wszystko zapominasz. Kiedyś głowy zapomnisz.

- Ale gdzie to dzwonić?

- Może co przy głośnikach będzie? Kto widział słuchawkę?

Wszyscy wstali, jakby nagle głównym celem było znalezienie tajemniczej słuchawki.

- Gdzie Szymek jest?

- Szymka wcięło pewnie gdzie - odpowiedziała Pola. - Ten to się pojawia i znika.

Jakby na to hasło, Szymek postanowił się pojawić. Drzwi się otworzyły i do przedziału wkroczył młody, zadowolony mężczyzna.

Całkiem przystojny, pomyślała Liliana gotowa na kolejną turę prezentacji imion. Czy jej się wydawało, że podczas tej prezentacji stół, okrągły, zwyczajny stół nagle się powiększył? Nie, to złudzenie optyczne, nie ma czegoś takiego, upomniała siebie.

- Szymek, nie widziałeś gdzieś słuchawki?

- Po co ci słuchawka? W tych czasach słuchawki to przeżytek.

- Ale mówili, żeby dzwonić.

- Mama, w razie pytań, żeby dzwonić. Masz pytania?

- Zawsze mogę mieć pytania. O której będziemy? I gdzie?

- Gdzie to niespodzianka. I nie o której, tylko kiedy. Mówili w biurze, że to długa podróż.

- My to zawsze na wariackich papierach jeździmy, wszystko na ostatnią chwilę - narzekała Mirella. - Nikt nigdy nie gotowy, tylko ja stoję i czekam na wszystkich. Przygód się zachciało, to macie.

- E tam od razu przygód, ale będzie ciekawie. Zawsze wiemy dokąd jedziemy, to jak raz nie wiemy, to nic się nie stanie.

Całkiem bez ostrzeżenia rozległy się głuche jęki i wszyscy pasażerowie tego przedziału zwrócili swe głowy w stronę okna. Pociąg poruszał się tak wolno, że prawie nie można tego było odczuć. Pierwszy wagon, który mijali okazał się niesamowicie długi i zapełniony tłumem ludzi, którzy ledwo mogli się ruszyć. Zupełnie jakby wszyscy stali w kolejce, nie wiadomo dokąd i po co.

- Drodzy Podróżujący, przypominamy, cokolwiek zobaczycie po lewej stronie, prosimy nie otwierać okien i nie usiłować pomagać przesiadać się do nas z pociągu obok!

- Ale naładowany, my to mamy luksus. Ale co oni tak jęczą? - Szymek oglądał przez szybę dziwną kolejkę.

- Pchać by się przestali to by nikt nikogo nie uciskał, może chcą do drugiego wagonu się dostać. Ścisk i już. Ja bym wysiadł - Józio zawsze miał rozwiązanie.

- No, kończy się - powiedziała Liliana, mając niemiłe wrażenie spowodowane głuchym jękiem, nadal całkiem słyszalnym.

Oczom wszystkich ukazał się następny wagon. Był równie długi co poprzedni. Było tu jednak mniej osób i przez to zdecydowanie więcej miejsca. Był też barek, stoliki, kanapy. Ludzie jednak nie wydawali się wykazywać dobrym humorem. Ich twarze, jakby znieczulone alkoholem i dymem, wykręcone były w grymasie cierpienia. Niektórzy grali w karty. Gdzieś w rogu ktoś bił kogoś, by wrócić zaraz do stołu i rozegrać kolejną partię. Na kanapach nie było par, lecz kilka na wpół rozebranych osób, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie, oddawało się wątpliwym rozkoszom erotycznym. Czy też Lilianie wydawało się, że widziała strzykawki leżące opodal na stoliczku? Nie, nie wydawało jej się, to Euraliusz powiedział:

- No i proszę, w żyłę sobie dają. Jak to przeżyć?

- To nie może być naprawdę, kto by tak robił. To jakiś cyrk.

- Nie cyrk, tylko burdel na kółkach.

- Nie odzywajcie się tak brzydko, nie wypada - rzuciła babcia i nagle przyjrzała się nieco uważniej. Do tej pory raczej tylko zerkała, zajęta robieniem na drutach. - O mój ty Boże! Co to się porobiło na świecie! O matko przenajświętsza! Bójcie się Boga! To się nie godzi! - babcia podniosła się, by popatrzeć z bliska na to, czego tak się nie godzi.