W objęciach mroku - J.L. Drake - ebook + książka

W objęciach mroku ebook

Drake J.L.

3,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Emily McPhee wpadła w szpony potwora...

Pomimo opieki, jaką otoczył dziewczynę jej chłopak, Seth Connors, a także jego koledzy z policji, psychopatyczny Jimmy Lasko więzi Emily w swojej piwnicy. Dziewczyna jest przerażona jego dziwacznym zachowaniem. Na domiar złego mężczyzna wysyła Sethowi link, na którym uwiecznił warunki, w jakich przetrzymuje Emily. Pomimo wsparcia policji i FBI mężczyzna jest bezradny, mimo to jednak podejmuje kolejne starania, by ją odnaleźć.

Wolność słono kosztuje, a bezpieczeństwo to tylko złudzenie...

Choć Emily w końcu ucieka z piwnicy, jej życie w dalszym ciągu jest zagrożone. Podczas uwięzienia nabrała podejrzenia, że Lasko nie pracuje sam. Dziewczyna wie, że psychopata dołoży wszelkich starań, żeby ją odzyskać, i że tym razem nie cofnie się przed niczym. A jeśli faktycznie ktoś mu pomaga, to nie może być pewna, komu wolno zaufać.

Nie da się wieść normalnego życia, kiedy więzy rodzinne boleśnie nas krępują.

Seth uświadamia sobie, że ich znajomość może narazić Emily na większe niebezpieczeństwo, dlatego - ku jej rozpaczy - usuwa się z jej życia. Na domiar złego jej matka powraca z kolejnej podróży po świecie i próbuje zjednać sobie wszystkich... za wyjątkiem córki.

Niekiedy wszystkie elementy układanki stają się wyraźne dopiero wtedy, gdy przyjrzysz się im z bardzo bliska…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 285

Oceny
3,8 (17 ocen)
8
3
2
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

🔥Połączenie romansu z emocjonującym thrillerem owocuje w dawkę tajemnic,strachu i obawy o swoje życie. 🔥Powieść przyprawia o ciarki na skórze,ponieważ psychopata nie działa sam.Każdy szczegół jest ważny a osaczenie jest niebezpieczne.Poznawanie różnych perspektyw bohaterów sprawia,że możemy poczuć się jak w dobrym kinie.Raz towarzyszymy funkcjonariuszom i ich działaniom,za moment czujemy strach bohaterki oraz działania psychopaty działającego według własnego planu. 🔥W tej książce odkrywamy sekrety przeszłości,które wcale nie są oczywiste,wręcz odwrotnie-są tak pokręcone,że prawda jest szokująca. 🔥Idealna historia dla osób szukających mocnych wrażeń oraz zrozumienie psychopaty,który zabijając inne osoby czuje satysfakcję ze swojego działania!Jest mrocznie,tajemniczo i ciekawie. Czytajcie-polecam
00
Krzemisia

Całkiem niezła

Nie przekonała mnie pokręcona fabuła. Wątek milości Setha do Emily też jest naciągany
00

Popularność




Rozdział pierwszy

Pierwszy dzień w piwnicy

Emily

Gdzieś w pobliżu mia­rowo kapała woda. Gwał­tow­nie zamru­ga­łam, ale świa­tło było za ostre. Łupało mnie w gło­wie, czu­łam smak krwi. Coś zasła­niało mi usta. Pró­bo­wa­łam wypchnąć to języ­kiem, ale się nie dało.

Znowu otwo­rzy­łam oczy. Widzia­łam nie­wy­raź­nie, jak przez mgłę; dopiero po kilku mru­gnię­ciach odzy­ska­łam ostrość widze­nia. Chcia­łam poru­szyć rękami, lecz nawet nie drgnęły. Jesz­cze raz wytę­ży­łam wzrok w nadziei, że zoba­czę, gdzie jestem. Boże, jakie jaskrawe to świa­tło.

Mój wzrok padł na czarne opa­ski zaci­skowe, któ­rymi przy­wią­zano mnie do drew­nia­nego krze­sła za nad­garstki i kostki nóg. Ranę na łydce mia­łam opa­trzoną. Opa­tru­nek był prze­są­czony krwią, ale trzy­mał się dobrze.

Moje serce gwał­tow­nie zało­mo­tało, zakrę­ciło mi się w gło­wie. Szarp­nę­łam rękami i usi­ło­wa­łam kop­nąć nogą, ale wywo­łało to jedy­nie ostry ból. Spró­bo­wa­łam raz jesz­cze, z całej siły. Na próżno, znowu tylko zabo­lało. Mia­łam wra­że­nie, że jestem pijana. Czym była nasą­czona ta prze­klęta szmata?

Zebrało mi się na płacz, ale zakrztu­si­łam się od kne­bla. „Oddy­chaj”, naka­za­łam sobie, przy­wo­łu­jąc całą wewnętrzną odwagę. Po trzech odde­chach zdo­ła­łam się tro­chę uspo­koić. Nie naj­go­rzej, zawsze to coś. Sta­ra­łam się myśleć trzeźwo, zmu­si­łam się do sku­pie­nia.

Nagle drzwi się otwo­rzyły i coś gło­śno stuk­nęło. Moja wewnętrzna odwaga pierz­chła, a serce zaczęło mi walić, jakby miało zamiar wyrwać się z piersi. Po chwili usły­sza­łam kroki. Zaczę­łam dygo­tać.

Przede mną poja­wił się męż­czy­zna w czar­nej masce. Cią­gnął za sobą meta­lowe krze­sło, któ­rego nogi zgrzy­tały po beto­no­wej pod­ło­dze. Dźwięk był prze­szy­wa­jący. Męż­czy­zna usta­wił krze­sło naprze­ciwko mnie, usiadł i zało­żył nogę na nogę. Strze­lił pal­cami i wska­zał na zie­mię, a szary pit­bul, ten z lasu, posłusz­nie zajął miej­sce u jego stóp. Męż­czy­zna spra­wiał wra­że­nie spo­koj­nego i odprę­żo­nego, co tylko pod­sy­cało mój strach. Ostre świa­tło biło zza jego ple­ców, więc nie widzia­łam wyraź­nie jego twa­rzy. Przy­glą­dał mi się, prze­krzy­wiw­szy głowę.

– Nie­ła­two cię zła­pać. – O w dupę, to Lasko. Złą­czył palce rąk i oparł je na podołku. – Pil­nują cię praw­dziwi goryle, Emily. – Miał nie­ty­pową dyk­cję, wyma­wiał każde słowo tak, jakby było rów­nie ważne jak kolejne. – A teraz odcho­dzą od zmy­słów, żeby cię zna­leźć. I nie zdają sobie sprawy, że jesteś tak bli­sko.

Poczu­łam ucisk w brzu­chu. Rozej­rza­łam się po pomiesz­cze­niu. Byłam w piw­nicy – co do tego nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, bo przez szparę mię­dzy deskami wpa­dało świa­tło dzienne. Co on miał na myśli? Czy mnie usły­szą, jeżeli zacznę krzy­czeć?

Nagle zadzwo­nił jego tele­fon. Lasko wycią­gnął go z kie­szeni dłu­gimi, kości­stymi pal­cami, ode­brał i słu­chał.

– Poło­ży­łeś tam, gdzie trzeba? – Słu­chał dalej. – Wła­śnie zna­leźli, tak? Dosko­nale.

Wło­ski na przed­ra­mio­nach sta­nęły mi dęba. Zasta­na­wia­łam się, z kim roz­ma­wia. Lasko wykrzy­wił wargi w led­wie widocz­nym uśmie­chu. Z pew­no­ścią wła­śnie padł jakiś tylko dla niego zro­zu­miały żar­cik.

– Dobra robota.

Rzu­cił mi krót­kie spoj­rze­nie, roz­łą­czył się i scho­wał tele­fon.

Z tru­dem pano­wa­łam nad odru­chami wymiot­nymi. Em, musisz się uspo­koić, tłu­ma­czy­łam sobie.

Lasko przy­glą­dał mi się przez chwilę, po czym powoli się pochy­lił i stuk­nął w kla­wia­turę. Zaja­śniał ekran kom­pu­tera i uka­zała się na nim twarz Setha.

– O mój Boże. – Jego głos zagrzmiał z gło­śni­ków roz­miesz­czo­nych chyba wokoło mnie. Prze­nio­słam wzrok na Lasko, a on wska­zał na okienko kamery lap­topa.

– Uśmiech­nij się, kocha­nie, jesteś na fil­mie – szep­nął.

– Ona nas sły­szy? – wark­nął do kogoś Seth. Zer­k­nę­łam na ekran i kiw­nę­łam głową.

Twarz Setha stę­żała i przy­su­nęła się bli­żej.

– Boże, mała. – Widzia­łam jego prze­ra­że­nie. – Nic ci nie jest?

Pokrę­ci­łam głową i łzy pocie­kły mi po policz­kach. Na dźwięk jego głosu bole­śnie ści­snęło mnie w sercu. Gdzieś w tle Gar­rett zawo­łał sier­żanta.

Teraz na ekra­nie poja­wił się Gar­rett.

– Emily, jesteś sama?

Prze­nio­słam wzrok na Lasko, a on uśmiech­nął się i mach­nął ręką, dając mi znak, żebym śmiało odpo­wie­działa. Jak miło z jego strony, pomy­śla­łam cynicz­nie. Znowu spoj­rza­łam na ekran i pokrę­ci­łam głową. Lasko wstał i powoli pod­szedł za opar­cie mojego krze­sła. Nie byłam w sta­nie ode­rwać wzroku od ekranu.

Seth zaci­snął zęby, gdy Lasko powiódł ręką po mojej szyi. Odczu­łam ten dotyk jak głę­bo­kie opa­rze­nie. Chcia­łam się odsu­nąć, ale on chwy­cił mnie za włosy, przy­trzy­mał i nachy­lił się, by je pową­chać. Zaci­snę­łam powieki. Pró­bo­wa­łam zacho­wać spo­kój.

– Ofi­ce­rze Con­nors, jak ta pań­ska dziew­czyna cudow­nie pach­nie – zamru­czał Lasko. Świa­do­mość, że spra­wuje cał­ko­witą kon­trolę nad sytu­acją, naj­wy­raź­niej spra­wiała mu przy­jem­ność.

Oczy Setha pociem­niały.

– Lasko, wiem, że to ty. Zdej­mij tę pie­przoną maskę. – Seth zaci­snął zęby.

Lasko sta­nął teraz z boku krze­sła. Po chwili namy­słu lekko ski­nął głową.

– Zgoda. Dzięki temu cała sytu­acja nabie­rze bar­dziej oso­bi­stego cha­rak­teru. – Zdjął maskę, odsła­nia­jąc twarz, która wyglą­dała dokład­nie tak samo jak na zdję­ciu. – Witaj, Seth. Tak, to ja, Jimmy Lasko. Cie­szę się, że w końcu mogę cię poznać.

Sły­sząc jego uprzejmy, for­malny ton, dziw­nie się prze­ra­zi­łam.

Gar­rett szep­nął coś Sethowi na ucho, a Seth kiw­nął głową na zgodę.

– Witaj, O’Brian. – Lasko powiódł pal­cem po moim oboj­czyku.

– Czego od niej chcesz? – Twarz Gar­retta posza­rzała.

Lasko dotknął mojego ramie­nia. Zamar­łam. Zaśmiał się, ujął mnie za brodę i nachy­lił się nade mną.

– Tego samego, czego Seth.

Pocią­gnął języ­kiem po mojej skó­rze, od brody aż po kącik oka. Z obrzy­dze­niem szarp­nę­łam głową. Zebrało mi się na wymioty. Mia­łam wra­że­nie, że jego ślina parzy.

Gar­rett chwy­cił Setha za ramię.

– Chce cię tylko wku­rzyć – zabrzmiał jego głos w gło­śni­kach. Zwy­kle Gar­rett dosko­nale stu­dził Setha, ale wie­dzia­łam, że teraz to nie zadziała.

Lasko zaśmiał się i pod­szedł bli­żej.

– Po pro­stu się pod­daj, kocha­nie. To znacz­nie uła­twi sprawę. – Powiódł ręką po moim ramie­niu. Szarp­nę­łam się. To, że byłam unie­ru­cho­miona, dopro­wa­dzało mnie do szału.

Lasko odwró­cił się do kamery.

– Zawsze jest taka waleczna, Seth?

Seth stał bez ruchu. Na wizji zja­wił się Gar­rett.

– Znaj­dziemy cię, Emily. Trzy­maj się.

Poki­wa­łam głową i znowu zaczę­łam pła­kać.

Lasko zaśmiał się i nie­spiesz­nym ruchem zgar­nął mi włosy z szyi.

– Wybacz­cie, pano­wie, ale jeste­śmy umó­wieni na kola­cję. Mój skarb musi się jesz­cze odświe­żyć. Poże­gnaj się, kocha­nie.

Sły­sza­łam krzyk Setha. Ogar­nęła mnie nagła panika. Lasko zła­pał mnie za ramię i wbił w nie igłę. Wszystko stało się zama­zane.

Seth

Gar­rett ujął mnie za ramiona i odcią­gnął od kom­pu­tera.

– Znaj­dziemy ją. Nie pękaj.

Zało­ży­łem ręce na piersi i gwał­tow­nie odwró­ci­łem głowę. Pot wystą­pił mi na czoło.

– Jasne – sap­ną­łem. Naj­waż­niej­sze, że żyje.

Pod­szedł do nas ofi­cer śled­czy Micha­els.

– Prze­cze­sali teren co do metra. Nic nie zna­leźli. Zmie­niamy miej­scówkę. Za dzie­sięć minut ruszamy.

Poje­cha­li­śmy z Gar­ret­tem za SUV-em Micha­elsa do hotelu. Micha­els wysiadł z vana w towa­rzy­stwie John­niego, Rig­gsa, Camp­bella, Avery’ego i Mat­thewsa.

Avery pod­szedł do mnie i powie­dział:

– Mamy świetny zespół. Wszy­scy ją znają i lubią, więc staną na rzę­sach, żeby ją zna­leźć. – Ski­ną­łem głową i ruszy­łem w stronę budynku. Nie chcia­łem słu­chać fra­ze­sów o nadziei. Chcia­łem uwol­nić Emily i zostać na dzie­sięć minut sam na sam z Lasko.

Wraz z sied­mioma innymi poli­cjan­tami w mil­cze­niu sta­łem w win­dzie jadą­cej na ostat­nie pię­tro, gdzie mie­ściły się pen­tho­use’y. Nikt się nie odzy­wał. W małym sta­lo­wym pomiesz­cze­niu pano­wała iście gro­bowa atmos­fera. Przy wyj­ściu z windy cze­kał na nas wysoki, potęż­nie zbu­do­wany Afro­ame­ry­ka­nin, który ski­nął głową do Micha­elsa i popro­wa­dził nas do jed­nego z apar­ta­men­tów.

– Patrick, agent spe­cjalny – przed­sta­wił się czło­wiek w ciem­nym gar­ni­tu­rze. – A to agentka Weathers, spe­cja­listka od komu­ni­ka­cji, i agent Crew od IT. Jeste­śmy z FBI.

– FBI? – spy­ta­łem zdez­o­rien­to­wany.

Micha­els odwró­cił się do mnie i wyja­śnił:

– Sądzą, że Lasko ma zwią­zek z porwa­niem, które miało miej­sce kilka lat temu w Tek­sa­sie. To sprawa mię­dzy­sta­nowa… – więc się włą­czą, dokoń­czy­łem w myślach. – Prócz tego są mi winni parę przy­sług.

– Dzięki – ode­zwa­łem się schryp­nię­tym gło­sem. Co dwie pary oczu, to nie jedna.

– Podzię­ku­jesz, jak ją uwol­nimy.

Agent Crew wycią­gnął do mnie rękę.

– Przyj­rzyjmy się temu kom­pu­te­rowi. – Popra­wił oku­lary na nosie, a ja wrę­czy­łem mu lap­top.

– Pod­rzu­cił go spe­cjal­nie? Żeby­ście łatwo zna­leźli? – spy­tał.

– Tak – odpo­wie­dzia­łem szybko, roz­glą­da­jąc się po pokoju, w któ­rym trwała ogólna krzą­ta­nina.

Pode­szła do nas Weathers.

– Ofi­ce­rze – zaga­iła – zdaje się, że to z panem muszę poroz­ma­wiać.

Ode­szli­śmy na bok i usie­dli­śmy przy okrą­głym stole. Agentka wycią­gnęła notes, zgar­nęła włosy i zatknęła je za ucho. Była szczu­pła, ale silna i twarda, co było po niej widać, trzy­mała się pro­sto.

– Zna pan panią McPhee od dawna?

Kiw­ną­łem głową.

– Jak by pan okre­ślił rela­cję, która was łączy?

Odchrząk­ną­łem.

– Bli­ska.

– Jeste­ście parą?

– Tak.

Agentka znowu odgar­nęła z twa­rzy brą­zowe włosy.

– Czy pani McPhee i ofi­cer O’Brian też są ze sobą bli­sko?

– Tak. Jak brat i sio­stra.

– Ni­gdy nie miał pan wra­że­nia, że łączy ich coś wię­cej? – Badaw­czo patrzyła mi w oczy.

Wytrzy­ma­łem jej spoj­rze­nie.

– Nie, ni­gdy.

Agentka noto­wała. Cie­kaw byłem, jaki to ma zwią­zek ze sprawą.

– Czy przy­cho­dzi panu do głowy jakiś powód, dla któ­rego Lasko mógłby być nią zain­te­re­so­wany?

Zamkną­łem oczy i unio­słem rękę do ust.

– Nie. – Pokrę­ci­łem głową. – To pyta­nie nie do mnie, ale do Hanka Wal­lace’a – doda­łem. Agentka unio­sła brew i zmarsz­czyła czoło. – Prze­słu­chu­jemy Wal­lace’a już od ponad tygo­dnia. Oka­zuje się, że ma nie­złą kar­to­tekę, ale dotąd nie udało nam się go zła­mać. Cią­gle prosi o spo­tka­nie z Emily, lecz Micha­els nie chciał jej wyko­rzy­sty­wać. No i teraz oczy­wi­ście już nie może. Nie mam poję­cia, dla­czego Lasko ją sobie upa­trzył.

Crew pod­niósł rękę.

– Znowu mamy łącz­ność, pano­wie. Widzimy McPhee.

Zerwa­łem się od stołu i pod­bie­głem do kanapy. Emily sie­działa na tym samym krze­śle, co wcze­śniej, ze zwie­szoną na dół głową. Przy­su­ną­łem się do mikro­fonu.

– Em, sły­szysz mnie?

Ani drgnęła.

– Pró­bu­jemy namie­rzyć ten sprzęt? – Pokój wypeł­nił się ochry­płym gło­sem Patricka.

Crew przy­tak­nął. Otwo­rzył wła­sny lap­top, pod­piął go do tam­tego i zaczął coś pisać, po czym zde­gu­sto­wany pokrę­cił głową.

– Nic z tego. Prze­kie­ro­wuje na różne adresy.

Nie wyda­wał się tym spe­cjal­nie zdzi­wiony.

Emily lekko poru­szyła głową.

– Patrz­cie! – Gar­rett wska­zał pal­cem na ekran. Obser­wo­wa­li­śmy, jak Emily pró­buje poru­szyć rękami i nogami. Powoli pod­nio­sła powieki. Rozej­rzała się wokół sie­bie i zaczęła cicho pła­kać. Wyda­wała się przy­mu­lona, miała kło­pot z utrzy­ma­niem głowy w pio­nie.

Prze­łkną­łem gulę w gar­dle.

– Pew­nie dał jej coś na uspo­ko­je­nie.

– Emily, sły­szysz mnie? – spy­ta­łem pod­nie­sio­nym gło­sem. Z lewej strony na dole ekranu poja­wił się jakiś cień. – Cze­kaj­cie, co to było? – spy­ta­łem, sta­ra­jąc się powstrzy­mać panikę.

Crew odtwo­rzył nagra­nie na swoim kom­pu­te­rze i prze­wi­nął je do tyłu. W chwili, gdy zja­wił się cień, wci­snął pauzę i powięk­szył obraz.

– Wygląda jak pies.

– Pit­bul – szep­ną­łem.

Crew zmru­żył oczy.

– Tak, sądząc po kształ­cie głowy, powie­dział­bym, że rze­czy­wi­ście pit­bul – zawie­sił głos. – Skąd wie­dzia­łeś?

Prze­nio­słem wzrok na Weathers.

– Zanim ją dopadł, roz­ma­wia­łem z nią przez tele­fon. Powie­działa, że pit­bul na nią patrzy. A potem zaata­ko­wał.

Na ekra­nie dostrze­głem ruch. Z boku mignęła ręka Lasko. Coś robił. Ści­snęło mnie w żołądku.

– Jest.

Lasko uka­zał się na wizji. Miał wście­kłą minę. Poka­zał ręką psa i wydał jakiś roz­kaz. Pit­bul znik­nął z ekranu.

– Pass auf sie auf – roz­legł się za mną głos Patricka. – Po nie­miecku „pil­nuj jej”.

Okry­łem się gęsią skórką.

– Czy­tasz z ruchu warg? – spy­tał Gar­rett, pod­cho­dząc do Patricka.

– Tak. W sze­ściu języ­kach. – Patrick wska­zał na ekran. – Lasko wła­śnie wyszedł.

Emily

Wyci­snę­łam czer­wony barw­nik spo­żyw­czy na cukier i wymie­sza­łam, naj­pierw powoli, a potem dokład­nie. Wzię­łam nóż i roz­sma­ro­wa­łam lukier na cia­stecz­kach w kształ­cie gwiaz­dek, po czym posy­pa­łam je kolo­rową posypką. Się­gnę­łam po ścierkę, a kiedy znów się odwró­ci­łam, bra­ko­wało dwóch cia­stek.

– Co to ma być? – Rozej­rza­łam się po kuchni, ale nikogo nie było. Lukro­wa­łam dalej, aż wszyst­kie moje świą­teczne wypieki ape­tycz­nie lśniły. Wkła­da­jąc brudne naczy­nia do zlewu, wychwy­ci­łam wzro­kiem odbi­cie taty w szy­bie.

– Tato! – zawo­ła­łam i rzu­ci­łam w niego ścierką. Przy­ła­pa­łam go, gdy z pira­midką cia­stek w dłoni wyco­fy­wał się do biura. Tata się zaśmiał i uciekł na schody. – Nie pod­kra­daj mi cia­stek!

Roze­śmia­łam się i nasta­wi­łam gło­śniej muzykę. Kuch­nię wypeł­nił głos Judy Gar­land, śpie­wa­ją­cej Have Your­self a Merry Lit­tle Chri­st­mas.

Co? Odwró­ci­łam głowę w lewo, potem w prawo, ale głos Judy Gar­land ucichł, a zastą­pił go natrętny jęk wio­lon­czeli. Smy­czek, prze­su­wa­jąc się po stru­nach, wydo­by­wał mnie z otę­pie­nia. Pod­nio­słam rękę i potar­łam się po gło­wie.

Uświa­do­mi­łam sobie, co wła­śnie zro­bi­łam i drgnę­łam. Jak to? Mogę ruszać rękami? Gwał­tow­nie otwo­rzy­łam oczy i stwier­dzi­łam, że leżę. Sku­pi­łam wzrok na sufi­cie. Pęk­nię­cia betonu cią­gnęły się w stronę drzwi. Drzwi?

Chcia­łam się pod­nieść, ale za bar­dzo krę­ciło mi się w gło­wie. Dopiero za trze­cim razem udało mi się usiąść i spu­ścić nogi z łóżka, jed­nak kiedy to zro­bi­łam, prze­ko­na­łam się, że mam kosz­marną migrenę. Byłam ubrana w długą jedwabną koszulę nocną. Gdy zda­łam sobie sprawę, co to ozna­cza, żołą­dek pod­szedł mi do gar­dła. Prze­wró­ci­łam się na bok i zwy­mio­to­wa­łam.

Lasko mnie prze­brał! Siłą powstrzy­ma­łam się od roz­wa­żań na ten temat. Nie­pew­nie wsta­łam i jak pijana ruszy­łam w stronę meta­lo­wych drzwi. Sub­stan­cja, którą mi wstrzyk­nął, na­dal dzia­łała.

Muzyka umil­kła, zapa­dła dziwna cisza. Z przy­spie­szo­nym odde­chem, cała pokryta gęsią skórką pospiesz­nie maca­łam ścianę wzdłuż obwodu drzwi i dra­pa­łam drewno futryny. Musia­łam się stąd wydo­stać. Nagle usły­sza­łam jakiś dźwięk. Ktoś patrzył na mnie przez wizjer.

Prze­stra­szona, odsko­czy­łam i zato­czy­łam się na komodę. Drzwi się otwo­rzyły, Lasko sta­nął w nich i mie­rzył mnie wzro­kiem. Zmarszczki wokół jego oczu pogłę­biły się jesz­cze bar­dziej.

– Dobry wie­czór – ode­zwał się dziw­nym, niskim gło­sem. – Kola­cja za czter­dzie­ści minut. Może umy­jesz się i prze­bie­rzesz? Nie chcemy, żebyś się spóź­niła. On nie lubi cze­kać.

Chwila, co? Kto nie lubi cze­kać?

– Zbie­raj się, moja droga. Radzę ci, zrób, co każę.

Deli­kat­nie, lecz sta­now­czo zła­pał mnie za ramię i wypro­wa­dził za drzwi. Powłó­czy­łam nogami po zim­nej, wil­got­nej pod­ło­dze. Zauwa­ży­łam, że na­dal jeste­śmy w piw­nicy. Krze­sło, na któ­rym wcze­śniej sie­dzia­łam, stało teraz z boku. Zer­k­nę­łam na moni­tor, ale kom­pu­ter był wyłą­czony.

Lasko zwró­cił uwagę na moje spoj­rze­nie.

– Pomy­śla­łem, że ucie­szysz się z pry­wat­no­ści.

Chcia­łam coś odpo­wie­dzieć, ale byłam zbyt zdez­o­rien­to­wana jego zacho­wa­niem. Doszli­śmy do sta­rej prze­no­śnej wanny, sto­ją­cej w rogu. Lasko nalał do niej wody. Krew zasty­gła mi w żyłach, gdy uświa­do­mi­łam sobie, co zaraz będzie.

– Nie, bła­gam – wymam­ro­ta­łam. Mia­łam wra­że­nie, że ogromny język nie mie­ści mi się w ustach.

Poczu­łam jego rękę na ramie­niu.

– Przy­kro mi, moja droga. Będzie tak, jak musi być. Pod­nieś ręce.

Krę­ci­łam głową, gdy maj­stro­wał przy jedwab­nych ramiącz­kach. Zsu­nął mi je z ramion i koszula opa­dła na pod­łogę. Sta­łam przed nim zupeł­nie naga.

Na sekundę prze­bu­dziła się moja wewnętrzna odwaga, dum­nie unio­słam pod­bró­dek i spoj­rza­łam mu pro­sto w twarz. Nie będę oka­zy­wać sła­bo­ści. Lasko mru­gnął ze zdzi­wie­nia, ale szybko się opa­no­wał i odchrząk­nął.

– A teraz wejdź do wanny, pro­szę.

Drżąc na całym ciele, wsparta na jego ramie­niu weszłam do gorą­cej wody. Krzyk­nę­łam, bo rana na łydce mocno mnie zapie­kła. Lasko cmok­nął i pomógł mi odchy­lić się do tyłu. Wziął mydło i zaczął myć mi stopy. Mia­łam dziwne wra­że­nie, że robi to nie­mal z… naboż­no­ścią?

Intymne czę­ści ciała omi­nął, co nie zna­czy, że prze­sta­łam się trząść. Raczej się nie odzy­wał, wyda­wał jedy­nie pole­ce­nia. Spu­ścił wodę z wanny, kazał mi się pochy­lić i deli­kat­nie umył mi głowę. Parę razy sły­sza­łam, że coś mówi, ale nie rozu­mia­łam. Ten chory psy­chol pew­nie się raj­co­wał, uda­jąc, że się o mnie trosz­czy.

Wytarł mnie, a potem ubrał w ciem­no­nie­bie­ską wie­czo­rową saty­nową sukienkę, przy­pro­wa­dził z powro­tem do pokoju i kazał cze­kać. Wszystko to było tak dziwne, że tylko spo­tę­go­wało mój strach. Jeżeli to nie z Lasko mia­łam jeść kola­cję, to z kim?

I dla­czego nagle stał się dla mnie taki – bałam się nawet tak pomy­śleć – miły? Mimo że nie mia­łam butów, zaczę­łam krą­żyć po pokoju. Musia­łam się stąd wydo­stać. Czu­łam nara­sta­jącą panikę.

Na dźwięk otwie­ra­nych drzwi zamar­łam. Momen­tal­nie zaschło mi w ustach. Na widok Lasko w smo­kingu oblał mnie zimny pot. O co tu kurwa cho­dzi?

– Och, jak uro­czo wyglą­dasz, kocha­nie – powie­dział swoim daw­nym gło­sem i wycią­gnął do mnie rękę. – Chodźmy. Kola­cja czeka.

Cof­nę­łam się o krok; nie chcia­łam iść. Wolę już gnić tu, w tym pokoju, niż jeść kola­cję z psy­cho­lem, ale mina Lasko jasno pod­po­wia­dała, żeby z nim nie zadzie­rać. Prze­łknę­łam ślinę, żeby zwil­żyć gar­dło. Posta­wi­łam jeden nie­pewny krok naprzód.

– Mądra decy­zja – stwier­dził i mocno zła­pał mnie za ramię.

Decy­zja?

Pośrodku piw­nicy stał okrą­gły stół nakryty czer­wo­nym obru­sem. Było ciemno, pomiesz­cze­nie oświe­tlały tylko poroz­sta­wiane wszę­dzie świece. Na stole zoba­czy­łam dwa usta­wione naprze­ciw sie­bie tale­rze z pokry­wami. Z umiesz­czo­nego obok sta­rego adap­teru pły­nęła nie­po­ko­jąca muzyka wio­lon­cze­lowa, ta sama, co wcze­śniej.

Na ekra­nie dostrze­głam Setha i Gar­retta. Na mój widok obaj wstali i zaczęli coś mówić, ale z powodu gło­śnej muzyki nie sły­sza­łam, co.

Lasko odsu­nął dla mnie krze­sło.

– Sia­daj, pro­szę.

Kiedy nie posłu­cha­łam od razu, mocno pchnął mnie na sie­dzi­sko i roz­ło­żył mi ser­wetkę na kola­nach, po czym zajął miej­sce naprze­ciwko. Zer­k­nę­łam na lewo, na ekran. Czu­łam, jak łomo­cze mi serce.

– Patrz tu na mnie, kocha­nie – ode­zwał się łagod­nie Lasko. Nie­zręczną ciszę wypeł­niała muzyka. Lasko przy­mknął powieki i kiwał ręką w rytm melo­dii. – Uwiel­biam Bacha.

Bach jest dla mnie na zawsze stra­cony.

– Bach koi duszę.

Duszę? Boże, muszę się stąd wydo­stać!

Lasko nalał nam wina i uniósł kie­li­szek w górę.

– W końcu jesteś tu, gdzie twoje miej­sce.

Ten gość był zde­cy­do­wa­nie chory psy­chicz­nie. Nie poru­szy­łam się. Sie­dzia­łam jak przy­mu­ro­wana. On pochy­lił się ku mnie i stuk­nął swoim kie­lisz­kiem w mój.

– Twoje zdro­wie. – Uśmiech­nął się sze­roko i upił łyk. – Mmm, dobre, nie sądzisz? – Zer­k­nął na ety­kietę. – Dwa tysiące jede­na­sty, Mer­lot St Michelle, jedno z moich ulu­bio­nych. – Kla­snął w ręce. – To co? Zjemy?

To rze­kł­szy, zdjął pokrywę z mojego tale­rza, uka­zu­jąc pie­czeń wie­przową z ziem­nia­kami i zie­loną fasolką. Lasko z zado­wo­le­niem wcią­gnął powie­trze i przy­stą­pił do posiłku. Jego brak manier przy stole nie lico­wał z pró­bami nada­nia kola­cji roman­tycz­nej atmos­fery. Z tru­dem hamo­wa­łam odruch wymiotny. Lasko nawet nie ocie­rał brody, po któ­rej ście­kał mu sos z pie­czeni.

Wola­łam nie ryzy­ko­wać, więc nie patrzy­łam już w stronę kom­pu­tera. Bar­dzo chcia­łam, by Seth mi towa­rzy­szył, a wie­dzia­łam, że jeżeli spoj­rzę na ekran, Lasko wyłą­czy kamerę, więc zostanę z tym pomy­leń­cem sama.

– Jedz! – roz­ka­zał, wyry­wa­jąc mnie z zamy­śle­nia.

Nie poru­szy­łam się.

Odło­żył wide­lec i wresz­cie otarł usta. Zabęb­nił pal­cami w stół. Twarz mu stę­żała, ale po chwili poja­wił się na niej uśmiech.

– Mówi­łem ci już, że pięk­nie wyglą­dasz? Do twa­rzy ci w tym kolo­rze. Wprost pro­mie­nie­jesz. – Bęb­nił w stół jesz­cze gło­śniej. – Ale jeśli nic nie zjesz, to sam będę musiał zadbać o wygląd two­jej buźki.

Wzię­łam wide­lec, oddzie­li­łam maleńką por­cję mięsa i zaczę­łam ją prze­żu­wać, nie czu­jąc smaku.

– Dobre, prawda? – spy­tał z uśmie­chem.

Jedli­śmy dalej, aż oboje skoń­czy­li­śmy. Kon­cen­tro­wa­łam się wyłącz­nie na tym, by prze­ły­kać. Robi­łam to tylko z myślą o ener­gii, którą da mi posi­łek i która pozwoli mi sta­wić opór temu zwie­rzę­ciu, gdy nadej­dzie odpo­wied­nia chwila… bo na pewno kie­dyś taka nadej­dzie.

Nagle zadzwo­niła jego komórka. Lasko wydo­był ją z kie­szeni.

– Wybacz na moment, kocha­nie, muszę ode­brać.

Ści­szył muzykę i ode­brał tele­fon.

– Cze­kaj chwilę – powie­dział do słu­chawki.

Wyjął opa­ski zaci­skowe i przy­mo­co­wał mi ręce i nogi do krze­sła. Upew­nił się, czy wszystko dobrze się trzyma, a następ­nie zało­żył mi kne­bel.

– Wolę się upew­nić, że nie wpad­niesz na żaden głupi pomysł – zażar­to­wał i wyszedł na górę. Usły­sza­łam stuk zamy­ka­nych drzwi i jego stłu­miony głos.

Szybko zer­k­nę­łam na ekran. Seth z kimś roz­ma­wiał. Cie­szy­łam się, że są z Gar­ret­tem przy mnie choćby w ten spo­sób. Pró­bo­wa­łam się przy­su­nąć do kom­pu­tera, żeby coś usły­szeć. Prze­nio­słam cię­żar ciała na przód krze­sła i szarp­nę­łam. Po trzech takich akcjach byłam może dwa cen­ty­me­try bli­żej.

Stęk­nę­łam z bez­rad­no­ści i wście­kło­ści, ale to wystar­czyło, by zwró­cić uwagę Setha. A więc on też mnie sły­szał?

Roz­le­gło się mia­rowe stu­ka­nie. Zasty­głam. Po chwili usły­sza­łam ciężki oddech i w polu mojego widze­nia zja­wił się pit­bul. O, nie! Z psiego gar­dła wydo­był się głę­boki war­kot. Zwie­rzę oparło się łapami o moje nogi, mocno wbi­ja­jąc mi pazury w skórę. Przy­su­nęło pysk tuż do mojej twa­rzy i świ­dro­wało mnie spoj­rze­niem żół­tych ślepi. Z pasz­czy śmier­działo mu zgni­łym mię­sem. Musia­łam wstrzy­mać oddech, bo bałam się, że zwy­mio­tuję. Ten smród był nie do znie­sie­nia. Pies postał tak przez chwilę, by zazna­czyć swoją obec­ność, po czym zesko­czył na zie­mię, zosta­wia­jąc na mojej nodze ślady pazu­rów. Sap­nął, wró­cił do swo­jego kąta i ciężko legł na pod­łogę. Wypu­ści­łam powie­trze w dłu­gim, roz­dy­go­ta­nym odde­chu.

Słowo „prze­ra­że­nie” za słabo opi­suje to, co czu­łam.

Mój mózg bła­gał, żeby go wyłą­czyć, ale zwal­czy­łam pokusę. Byłam wycień­czona.

Gwał­tow­nie pode­rwa­łam głowę, gdy usły­sza­łam nade mną kroki Lasko. Nękały mnie wąt­pli­wo­ści. A jeśli już ni­gdy nie zoba­czę Setha? Dla­czego mu nie powie­dzia­łam, że go kocham, kiedy mia­łam szansę to zro­bić? Och, cóż bym dała, żeby jesz­cze raz poczuć uścisk jego objęć!

Lasko

Miał się zja­wić dopiero po mojej randce. Ten Danny zawsze albo się spóź­niał, albo przy­jeż­dżał za wcze­śnie. Mia­łem tego dość. No ale z dru­giej strony, chciało mu się jechać z dostawą aż tutaj, dopóki więc nie znajdę sobie kogoś głup­szego i tań­szego, muszę go zno­sić.

Wzią­łem pisto­let i wsu­ną­łem go za pasek spodni z przodu, tak aby dobrze było widać ręko­jeść. Odsło­ni­łem brudną zasłonę. Pod dasz­kiem stał sku­lony Danny i osła­niał się przed desz­czem.

Powoli prze­krę­ci­łem zamek i otwo­rzy­łem drew­niane drzwi. Spoj­rzał na mnie ciem­nymi oczami o roz­sze­rzo­nych źre­ni­cach. Natych­miast wzmo­głem czuj­ność.

– Siema – ode­zwał się, kiwa­jąc się na pię­tach. – Wpu­ścisz mnie?

Adler sta­nął przy mojej nodze. Musną­łem pal­cami czu­bek jego wypu­kłej głowy. To był sygnał, że ma uwa­żać, ale kaza­łem mu wra­cać na dół pil­no­wać mojej Emily.

– Pokaż – rzu­ci­łem, nie rusza­jąc się z miej­sca. Danny wywró­cił oczami, roz­su­nął poły kurtki i odwró­cił się tak, bym widział, że nie ma broni. – Właź.

Wpro­wa­dzi­łem go do salonu i prze­chy­li­łem krze­sło, by zrzu­cić baj­zel z sie­dzi­ska. Danny się­gnął po leżący na pod­ło­dze por­nos i uniósł brew.

– Co, kręcą cię blon­dynki?

– Kręci mnie to, co masz w kie­szeni. – Nie chcia­łem roz­pra­wiać o tym, od czego mi staje. Chcia­łem tylko dostać pier­do­lony koks.

– Oto – Danny wycią­gnął wore­czek, ale kiedy chcia­łem po niego się­gnąć, szybko scho­wał go za plecy – moje naj­now­sze dzieło. – Wziął pismo i zaczął na nim for­mo­wać kre­skę. Z uśmie­chem pod­su­nął mi, żebym spró­bo­wał. Roz­krę­ci­łem dłu­go­pis i wcią­gną­łem pro­szek przez pustą obu­dowę. Trzy­ma­łem się za głowę, gdy prze­ni­kał mi do wnę­trza nosa. – Nie­zły towar, co?

Wrę­czy­łem mu plik dwu­dzie­stek i pod­sze­dłem do drzwi.

– To samo za tydzień. Powiem ci, dokąd przy­wieźć.

Danny rozej­rzał się i wstał.

– Długo się tu do cie­bie jedzie. Mogę tro­chę posie­dzieć?

– Nie. – Otwo­rzy­łem drzwi i poka­za­łem mu, by wyszedł.

– Strasz­nie jesteś miły – prych­nął i posta­wił koł­nierz.

Musia­łem parę razy mru­gnąć, bo zaczęła mnie ogar­niać nie­od­parta chęć, by wci­snąć mu dłu­go­pis do gar­dła. Potrzą­sną­łem głową – koks zaczy­nał dzia­łać. Niech ten Danny już idzie, bo ina­czej będę musiał wyko­pać cho­ler­nie wielki dół, żeby go tam zmie­ścić.

Danny wyszedł na dwór i coś tam jesz­cze mówił, ale bły­ska­wiczne zatrza­sną­łem za nim drzwi. Wynoś się, kurwa!

Kiedy sta­ną­łem u szczytu scho­dów, Byłem już twardy. Musia­łem się dwa razy potrzeć, zanim zsze­dłem na dół.

Seth

Agent Crew pod­szedł do ekranu i popra­wił oku­lary.

– Cie­kawe, kto przy­szedł. Bie­daczka. – Crew prze­cze­sał ręką włosy. – Pró­bo­wała się prze­su­nąć z krze­słem bli­żej ekranu, ale zja­wił się ten pies i ostrzegł ją, że ma sie­dzieć w miej­scu.

Poja­wił się Avery.

– Idę po coś do jedze­nia. Przy­nieść wam?

Crew pokrę­cił głową.

– Dla mnie cokol­wiek – odparł Gar­rett, nie odry­wa­jąc oczu od ekranu.

Avery odchrząk­nął.

– W porządku. – Zwró­cił się teraz do mnie: – Lecę po żar­cie, chcesz coś? – Wrę­czył mi kartkę z menu.

Zer­k­ną­łem i szybko mu ją odda­łem.

– Kanapka z indy­kiem, białe pie­czywo.

Nawet nie pod­nio­słem na niego oczu. Byłem pochło­nięty tym, co się działo na ekra­nie.

– O Boże – syk­nął Crew. – Znowu ma towa­rzy­stwo.

– Daj to na duży ekran – zarzą­dził Patrick, wska­zu­jąc na ekran rzut­nika, wła­śnie przed chwilą roz­wi­nięty na sto­jaku.

Prze­sia­dłem się na kanapę i jak zahip­no­ty­zo­wany patrzy­łem, jak Lasko wbija w Emily kolejną igłę, a ona odpływa. Psy­chol poma­chał nam i wyłą­czył kamerę.

☆☆☆

Otar­łem pot z czoła. Nie mia­łem poję­cia, jak długo jesz­cze zdo­łam na to patrzeć. Zer­k­ną­łem na zega­rek. Dwa­dzie­ścia pięć minut do pół­nocy. Czter­na­ście godzin od porwa­nia, dwa­dzie­ścia jeden – od chwili, gdy ostatni raz trzy­ma­łem ją w ramio­nach. Byłem men­tal­nie, fizycz­nie i emo­cjo­nal­nie wykoń­czony. Prze­tar­łem oczy.

– Idź się tro­chę prze­śpij, Con­nors. – Sier­żant spoj­rzał na mnie z tro­ską.

Pokrę­ci­łem głową.

– Nie, jest okej.

– To był roz­kaz.

Spoj­rza­łem na Gar­retta, a on ze zro­zu­mie­niem poki­wał głową. Wie­dzia­łem, że da mi znać, kiedy Emily się obu­dzi.

Otwo­rzy­łem drzwi do jed­nej z sypialni apar­ta­mentu na pod­da­szu i zapa­li­łem lampkę przy łóżku. Cisza wręcz bolała. W pokoju było chłodno. Z cięż­kim ser­cem powlo­kłem się do łazienki. Poło­ży­łem kosme­tyczkę na bla­cie i odkrę­ci­łem gorącą wodę.

Odrę­twia­łymi pal­cami chwy­ci­łem koszulę, by ścią­gnąć ją przez głowę i roz­pią­łem spodnie, które sko­pa­łem z nóg. Wsze­dłem pod prysz­nic, sta­ną­łem dokład­nie pod stru­mie­niem wody i zadar­łem głowę. Woda lała mi się pro­sto na twarz. Musia­łem oprzeć się o ścianę, bo pierw­szy raz od ośmiu lat naprawdę się zała­ma­łem.

Bła­gam, niech nic się jej nie sta­nie. Potrze­buję jej.

Wyzuty z resz­tek ener­gii roz­pią­łem torbę z ubra­niami, po którą Gar­rett szczę­śli­wie posłał John­niego. Wło­ży­łem dżinsy i białą koszulkę, ucze­sa­łem się i spoj­rza­łem na swoje odbi­cie w lustrze. Dotkną­łem pal­cem opu­chli­zny wokół oczu. Umy­łem zęby, pod­łą­czy­łem tele­fon do łado­warki i nasta­wi­łem alarm na piątą rano.

Wypi­łem dusz­kiem butelkę wody. Boże, ale mi się chciało pić. Posta­wi­łem torbę na łóżku, roz­pią­łem ją i zaczą­łem szu­kać prosz­ków prze­ciw­bó­lo­wych. Łupała mnie głowa, czu­łem pul­so­wa­nie jakie­goś nerwu w szyi. Potar­łem to miej­sce ręką, ale oczy­wi­ście nie przy­nio­sło mi to ulgi. Wyrzu­ci­łem z torby wszyst­kie ciu­chy i nagle zamar­łem. Do mojego swe­tra nie­chcący przy­cze­piła się zie­lona bluzka Emily.

Ostroż­nie oddzie­li­łem ją od swe­tra, przy­tkną­łem do nosa i głę­boko wcią­gną­łem jej zapach. Zaci­sną­łem pię­ści. Łzy znowu napły­nęły mi do oczu. Poło­ży­łem się, zwi­ną­łem w kłę­bek i wtu­li­łem twarz w bluzkę. Zamkną­łem oczy i wyobra­zi­łem sobie, że Emily jest tu przy mnie.

Roz­le­gło się stu­ka­nie do drzwi. Wszedł Gar­rett.

– Seth, Em zaczyna się budzić.

Wró­ci­łem do kosz­maru zwa­nego rze­czy­wi­sto­ścią. Przez okno do pokoju wpa­dało słońce, a Gar­rett miał na sobie inne ubra­nie niż wcze­śniej.

– Która godzina? Chyba nie sły­sza­łem budzika.

– Za sie­dem jede­na­sta. – Gar­rett uśmiech­nął się do mnie z powagą. – Nie chcia­łem cię budzić, nie było potrzeby.

Ziew­ną­łem i odrzu­ci­łem koc. Byłem otę­piały. Spa­łem bez prze­rwy jakieś trzy godziny. Nie­jed­no­krot­nie zaczy­na­łem służbę po krót­szej nocy, ale ni­gdy nie byłem przy tym tak wyczer­pany emo­cjo­nal­nie.

– Riggs ma kawę i baj­gle. Dziś czeka nas kolejna obława w lesie, ale ty masz sie­dzieć przy kame­rze. Ona musi wie­dzieć, że przy niej jesteś.

Gar­rett przy­su­nął sobie krze­sło i usiadł naprze­ciwko mnie. Upił łyk kawy i prze­tarł twarz. Musiał być rów­nie zmę­czony jak ja, a przy­naj­mniej tak wyglą­dał.

– No, gadaj.

Pokrę­ci­łem głową. Nie byłem pewny, czy potra­fię.

– Śmiało, Seth. – Wzru­szył ramio­nami i ski­nął głową w stronę drzwi. – Jeżeli nie chcesz gadać ze mną, to musisz z któ­rymś z nich.

Zamkną­łem oczy. Wie­dzia­łem, że sier­żant dużo ryzy­kuje, pozwa­la­jąc mi brać udział w śledz­twie. Musiał spraw­dzić, czy nie świ­ruję i dobrze, że wyzna­czył do tego Gar­retta, a nie kogoś obcego. Pró­bo­wa­łem upo­rząd­ko­wać myśli.

– Jest w porządku.

– Prze­cież to cho­dzi o Emily – mruk­nął, a po jego minie widzia­łem, że cierpi razem ze mną. Na dźwięk jej imie­nia serce mi się ści­snęło. Odru­chowo pod­nio­słem rękę i poma­so­wa­łem się po piersi. Chcia­łem jakoś ulżyć sobie w bólu, ale na próżno.

– Nie wiem, co powie­dzieć.

Gar­rett wes­tchnął i odchy­lił się na opar­cie.

– To zupeł­nie tak jak ja.

Roz­pro­sto­wa­łem palce na prze­ście­ra­dle, po czym zaci­sną­łem je w pię­ści. Emo­cje, które skry­wa­łem głę­boko w sobie, zaczy­nały wypły­wać na wierzch. Wsta­łem, pod­sze­dłem do okna i wyj­rza­łem na świat, w któ­rym życie toczyło się dalej, pod­czas gdy ja sta­łem w miej­scu. Nie mogłem iść naprzód, nie mogłem też się cof­nąć. Po pro­stu tkwi­łem w tym pie­przo­nym pie­kle, z któ­rego nie było wyj­ścia.

Gar­rett sta­nął obok mnie. Przez dłuż­szy czas obaj mil­cze­li­śmy. Mia­łem wra­że­nie, że mój orga­nizm zaraz nie wytrzyma, zała­mie się, straci nad sobą kon­trolę. Pró­bo­wa­łem to zwal­czyć, ale czu­łem, że moje serce nie może bić nor­mal­nie. Gdy Emily nie było obok, gubiło rytm.

– Wiesz – zaczą­łem, odchrząk­ną­łem i zaczą­łem jesz­cze raz. – Ja… – Zaci­sną­łem zęby i nie byłem już w sta­nie otwo­rzyć ust. Zalała mnie fala bólu.

Gar­rett poło­żył rękę na moim ramie­niu i na­dal patrzył w okno.

Pie­kły mnie oczy. Widzia­łem jak przez mgłę, wszyst­kie kolory zlały się w jeden.

– Hm. – Z tru­dem nabra­łem powie­trza. – Czuję się tak, jak­bym już cho­dził po jej gro­bie.

Jego ręka na moim ramie­niu zesztyw­niała.

– Nie, nie, nie, tylko nie idź w tę stronę.

Szybko zaczerp­ną­łem powie­trza. Zadrża­łem na myśl o sce­nie, którą sobie wyobra­zi­łem.

– Nie wiem… – Pokrę­ci­łem głową. Jak to się mogło stać? Ten psy­chol mi ją ode­brał. – Ona jest moja.

Gar­rett ski­nął głową i rzu­cił mi szyb­kie spoj­rze­nie.

– Twoja – potwier­dził. Spu­ścił głowę i zni­żył głos. – Z każdą minutą ta chwila jest coraz bli­żej – przy­po­mniał mi. Przy­su­nął palec do ust. – Uprze­dza­jąc bieg zda­rzeń, nie­po­trzeb­nie budu­jemy napię­cie. A zosta­jąc za bar­dzo w tyle, tra­cimy z oczu to, co się naprawdę dzieje.

– Skup się i dzia­łaj powoli, tak żeby mózg nadą­żał za sytu­acją – wsze­dłem mu w słowo. Opar­łem się rękami o ramę okna i zwie­si­łem głowę. Przy­wo­ła­łem zdrowy roz­są­dek i skon­cen­tro­wa­łem się tylko na tym, co muszę zro­bić za chwilę.

W drzwiach sta­nął sier­żant. Zer­k­nął na Gar­retta, a ten szybko ski­nął do niego głową.

– Świet­nie. – Sier­żant prze­niósł wzrok na mnie. – Zjedz coś i wra­caj na sta­no­wi­sko. Jesteś tam potrzebny.

– Tak jest.

Spoj­rza­łem w ślad za nim, gdy wycho­dził i wie­dzia­łem, że z całego serca nie chcę wra­cać do obser­wo­wa­nia tego, co się dzieje na ekra­nie. Przy­po­mi­nało to oglą­da­nie hor­roru – z jed­nej strony film cię prze­raża, z dru­giej – boisz się odwró­cić wzrok, żeby cię coś nie omi­nęło. Skąd on w ogóle o nas wie? I czemu aku­rat my? Czym sobie na to zasłu­ży­li­śmy? Emily ma w sobie tyle cie­pła, że można się ogrzać samym jej uśmie­chem, takim, który prze­nika do jej oczu, a wtedy poja­wiają się wokół nich drob­niut­kie zmarszczki.

– Kurwa mać – syk­ną­łem, bo czu­łem, że się roz­kle­jam.

Gar­rett objął mnie za szyję i oparł moją głowę na swoim ramie­niu. Nie wytrzy­ma­łem i uwol­ni­łem szloch, który od dawna nara­stał mi w piersi. Pozwo­li­łem sobie na wspo­mnie­nie. Po pro­stu musia­łem je przy­wo­łać.

Obu­dzi­łem się, trzy­ma­jąc ją w ramio­nach. Pach­niała domem, bez­pie­czeń­stwem. Wtu­li­łem nos w jej włosy. Poczu­łem, że zalewa mnie czy­sta adre­na­lina – jak zawsze, gdy byłem przy niej bli­sko. Przy­ci­sną­łem się do jej drob­nych twar­dych poślad­ków. Poru­szyła się i pożą­dli­wie wes­tchnęła, a ja uśmiech­ną­łem się i przy­war­łem do niej moc­niej. Deli­kat­nie uszczyp­ną­łem zębami jej wraż­liwą skórę w miej­scu, gdzie szyja zbiega się z ramie­niem. Zata­cza­jąc kręgi języ­kiem, prze­su­ną­łem usta wyżej, do jej ucha i lekko ugry­złem pła­tek. Przy­gry­zła dolną wargę. Myśla­łem, że osza­leję.

– Pra­gnę cię, mała – szep­ną­łem chra­pli­wie. Wie­dzia­łem, że to uwiel­bia.

Coś wymam­ro­tała i odwró­ciła się do mnie przo­dem. Powio­dłem pal­cem wzdłuż ramiączka jej koszulki, a potem wzdłuż skraju koronki, cia­sno opi­na­ją­cej jej pierś.

– Mmm… – Poru­szyła się, choć na­dal się nie obu­dziła. Nakry­łem ustami jej sutek i zaczą­łem ssać go przez koszulkę. Jej bio­dra zesztyw­niały, co tylko mnie napę­dziło. Poli­za­łem jej skórę tuż przy skraju koronki, a potem zaha­czy­łem o nią pal­cem, odsła­nia­jąc różowy sutek. Oto­czy­łem go języ­kiem i… zawi­bro­wał mój tele­fon.

Do dia­bła. Odsu­ną­łem się, by prze­czy­tać wia­do­mość.

Gar­rett: Uszko­dzone drzwi i okno szopy. Musimy jechać do mia­sta. Davis z nią zosta­nie. OK?

Spoj­rza­łem na Emily – na jej lśniące włosy, roz­sy­pane po poduszce, na mio­dową skórę na bia­łej pościeli. Była piękna, naga i gotowa, a mój cho­lerny part­ner, który miał po pro­stu ide­alne wyczu­cie czasu, wła­śnie zapra­gnął jechać do Home Depot. W dupę. Wzią­łem tele­fon.

Seth: Kupimy tapetę, może deski pod­ło­gowe, coś takiego. Będę za dzie­sięć minut.

Gar­rett: Możemy się nie wyro­bić.

Zaśmia­łem się. Obaj uwiel­bia­li­śmy ten film – Old School. Nie­za­li­czona. Popra­wi­łem ramiączko jej koszulki i ostatni raz poca­ło­wa­łem w szyję.

– Nawet nie wiesz, jak mi ciężko. – Uśmiech­ną­łem się, zaklą­łem pod nosem i wsta­łem, żeby się ubrać.

– Będzie dobrze. – Gar­rett klep­nął mnie w ramię, spro­wa­dza­jąc do bole­snej rze­czy­wi­sto­ści. Ski­ną­łem głową i wyrzu­ci­łem z głowy wspo­mnie­nia. Choć o niczym innym nie marzy­łem, nie mogłem teraz zanu­rzyć się w prze­szło­ści. Musia­łem być obecny tu i teraz. Jeżeli chcia­łem odzy­skać Emily.

Cof­ną­łem się o krok i wzią­łem głę­boki oddech.

– Jest okej.

– Wiem.

Drugi dzień w piwnicy

Emily

Wstrzy­ma­łam oddech i cze­ka­łam, aż tata to powie.

– Do góry! A teraz wszy­scy pod spód! – krzyk­nął. Ja i cała banda innych dzie­cia­ków trzy­ma­li­śmy brzegi kolo­ro­wej chu­sty-spa­do­chronu. Nacią­gnę­li­śmy go na sie­bie, a on utwo­rzył nad nami wielką, falu­jącą kopułę. – Jes­sie, jesteś pierw­sza. Stań pośrodku. – Jes­sie wysta­wiła głowę przez dziurę pośrodku cza­szy i zaśmiała się z widoku. – Teraz ty, kwia­tuszku! – Pod­peł­złam do otworu i wysta­wiłam głowę na zewnątrz. – Ha, wyglą­dam jak krab!

Powoli pokrę­ci­łam głową. Prze­cią­głe dzwo­nie­nie wytrą­ciło mnie z bez­piecz­nej przy­stani snu. Krę­ci­łam głową dokoła, pró­bu­jąc wydo­być się ze spo­wi­ja­ją­cej wszystko wokół lep­kiej mgiełki. Chwi­leczkę, znam ten dźwięk. Cze­ka­łam, aż umilk­nie, a potem poli­czy­łam: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, sie­dem, osiem, dzie­więć, dzie­sięć… jede­na­ście. Z wysił­kiem roz­war­łam powieki i spoj­rza­łam na szparę w sufi­cie. Prze­świe­cało przez nią słońce. Jede­na­sta rano!

Nie wie­dzieć czemu, popra­wiło mi to nastrój. Zna­łam godzinę, a więc odro­binę nad czymś pano­wa­łam. Wczo­raj nawet nie sły­sza­łam zegara. Dobrze. To zna­czy, że udało mi się prze­żyć ponad dwa­na­ście godzin. Czy to nie powód do dumy?

– Dzień dobry, kocha­nie – zagrzmiał od strony drzwi głos Lasko.

Niech to szlag, nawet nie sły­sza­łam, kiedy je otwo­rzył. Lasko wszedł do pokoju, a pit­bul zajął sta­no­wi­sko przy drzwiach.

– Cze­ka­łem, aż się obu­dzisz, aby­śmy mogli się troszkę poba­wić.

Poba­wić? Prze­łknę­łam ślinę, a on pomógł mi się pod­nieść. Krę­ciło mi się w gło­wie.

– Teraz bądź grzeczna i pod­nieś ręce.

Ścią­gnął mi koszulę. Prze­łknął ślinę, poże­ra­jąc mnie wzro­kiem. Prze­su­nął drżą­cymi pal­cami po moim brzu­chu.

– Miękka i deli­katna.

Przy­gry­złam wnę­trze policzka, ale nie odwró­ci­łam wzroku. Musia­łam być silna. Prze­cią­gnął ręką mię­dzy moimi pier­siami do szyi. Zamknął oczy i wcią­gnął mój zapach, jak­bym była nar­ko­ty­kiem.

– Lepiej się ubierz, zanim prze­stanę zacho­wy­wać się jak dżen­tel­men.

Puścił mnie, wyjął z komody spodnie i koszulkę na ramiącz­kach i rzu­cił je na łóżko. Znowu nie dał mi butów.

Przy­glą­dał się, jak wcią­gam na sie­bie ubra­nie. Spie­szy­łam się, jak mogłam, co wcale nie było łatwe, bo moje ciało nie chciało współ­pra­co­wać z mózgiem. Wola­ła­bym, żeby ściany się nie ruszały, to pomo­głoby uspo­koić się żołąd­kowi.

– M-muszę do łazienki – wyszep­ta­łam, a on wska­zał na sto­jące w kącie wia­dro. Fuj, ohyda. Pode­szłam tam i zała­twi­łam, co trzeba. Pra­wie się przy tym prze­wró­ci­łam, więc musia­łam pode­przeć się o ścianę. Kiedy skoń­czy­łam, Lasko zła­pał mnie za ramię i pocią­gnął na krze­sło naprze­ciw kamery. Zało­żył mi kne­bel i opa­ski zaci­skowe na ręce i nogi, po czym włą­czył moni­tor, bym zoba­czyła Setha, który już cze­kał. Na widok jego miny zapie­kło mnie w środku. Wie­dzia­łam, że źle wyglą­dam. Moje oczy były oknem duszy, a Seth dostrzegł cza­jący się w nich mrok.

Mru­gnął dziel­nie, by zmie­nić wyraz twa­rzy. Wyglą­dał strasz­nie. Panicz­nie wyszep­tał led­wie sły­szal­nym gło­sem:

– Cześć, mała.

Pokrę­ci­łam głową. Na wię­cej nie było mnie stać.

– Będziesz grzeczna, jak zabiorę kne­bel? – Lasko ostrzegł mnie spoj­rze­niem, żebym się nie odzy­wała. Ski­nę­łam głową, a on polu­zo­wał kne­bel, a potem opu­ścił mi go na szyję. Następ­nie deli­kat­nie dotknął moich policz­ków tam, gdzie skóra była zaczer­wie­niona. – Obtarły się.

Pod­nio­słam na niego wzrok. W takich chwi­lach chcia­łam, żeby myślał, że powoli mięknę i w końcu mu się pod­dam, zro­bi­łam więc naj­bar­dziej nie­winną minę, na jaką było mnie stać w takich oko­licz­no­ściach.

– Pro­szę. – Lasko wycią­gnął do mnie sty­ro­pia­nowy kube­czek z sokiem poma­rań­czo­wym i skie­ro­wał czer­woną rurkę do moich ust. – Wypłu­cze z cie­bie pro­chy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki