Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy mężczyźni mają jakieś wady? Zapewne większość kobiet odpowie, że tak. Ale jakie to są wady? Czy można generalizować i przyporządkowywać zespół takich a nie innych cech danej płci? Oczywiście że można! Autorka właśnie to robi, pisząc o tym z przymrużeniem oka, równocześnie nie lekceważąc tematu. Reprezentuje, co oczywiste, kobiecy punkt widzenia, będąc jawnie nieobiektywną, ale zachowując przy tym konieczny poziom realizmu.
Są również i tacy, którzy powiedzą, że mężczyźni żadnych wad nie mają. Zapewne będą to w większości sami Panowie, nie mający sobie nic do zarzucenie. Oni również, a może i w szczególności właśnie oni powinni tej tą książkę przeczytać i to kilkukrotnie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 116
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki: XAUDIO
© tekst by Anna Dodziuk
© for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o.o.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.
ISBN 978-83-66807-12-9
Wydanie II (zmienione)
XAUDIO Sp. z o.o.
Warszawa 2020
e-mail: [email protected]
Dziękuję Joannie Szczęsnej, Grażynie Płachcińskiej, Markowi Jaździkowskiemu i Andrzejowi Podlewskiemu za przeczytanie maszynopisu i poczynione uwagi, które były dla mnie bardzo cenne. Dziękuję też Romie Górnickiej i Joannie Nowickiej – pomysł cyklicznego opisywania męskich wad powstał podczas przemiłej współpracy przy tworzeniu rubryki w „Gazecie Rodzinnej”, kierowanej przez obydwie panie. Bez możliwości wykorzystania drukowanych tam artykułów, w których opisałam blisko połowę wad przedstawionych tutaj, nie byłabym oczywiście w stanie skonstruować tej książki.
Nie jestem wrogiem mężczyzn jak najbardziej zaciekle odłamy feministek. Przeciwnie, tak samo jak ogromna większość kobiet lubię ich w ogóle, jako gatunek, a wielu konkretnych to ogromnie ważne osoby w moim życiu. Jestem pewna, że życie bez mężczyzn byłoby pozbawione licznych i rozmaitych uroków.
Właśnie dlatego, chcąc wspierać i umacniać to, co we wzajemnych kontaktach kobiet i mężczyzn najlepsze, napisałam tę książeczkę. Bo z wadami jest tak, jak z chorobami: bez opisu i diagnozy nie sposób z sensem szukać środków zaradczych. A warto, bo zbyt wiele rzeczy złych i przykrych dzieje się między nami, zwłaszcza w bliskich związkach – tak ważnej części naszego życia, że nawet drobna poprawa ma duże znaczenie.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy mężczyzna ma wady, które się tu znalazły. I oczywiście wiem bardzo dobrze, że kobiety też mają swoje wady. Tylko nie ja będę je opisywać – myślę, że raczej powinien to zrobić jakiś pan. Wiem również, że w damskiej kolekcji wad można by umieścić część tych, które tutaj trafiły do przywar typowo męskich. Nie trzeba mnie przekonywać, że różnice między mężczyznami a kobietami są statystyczne, a rozmaitość układów cech – ogromna. Jednak można zaobserwować też zjawiska typowe. Gdybym nie wiedziała tego z życia, mogłabym opierać się na dowodach pośrednich: otóż dziwnie często kobiety, które czytały to, co napisałam o męskich wadach, potakiwały i dołączały nowe przykłady ze swojego życia.
Nie chciałam, żeby z moich obserwacji powstała książka pisana żółcią, a to z dwóch powodów. Po pierwsze – wady mężczyzn w znacznej części nie są przez nich zawinione: tak ich wychowano i w takiej wyrastali kulturze, że z wieloma spośród posiadanych przez nich cech nam, kobietom, trudno żyć. A po drugie – obserwowanie wad bez złości i z poczuciem realizmu stwarza nadzieję na lepsze wspólne życie.
Dobrze jest wiedzieć choćby to, które nieznośne cechy mężczyzn dadzą się zmienić w dużym stopniu, które tylko trochę, a które wcale. Myślę, że wtedy można mądrzej wybrać kierunek swoich wysiłków, na przykład nie ruszać z motyką na słońce pod transparentem „Zmień się, zmień się, ale już” w sytuacji, gdy warto raczej rozważyć, jak się przystosować czy ochronić siebie.
Może być jeszcze jeden pożytek z tej książki. Otóż gdyby się okazało, że któraś z nas połączyła swój los z mężczyzną nietypowym, który określonej wady nie posiada, to warto docenić jego wyjątkowość. Zauważyć to, ucieszyć się, a może i jemu powiedzieć parę miłych słów.
Jest to oczywiście książka pisana z myślą o kobietach. Do Was się zwracam i Wasz – czyli nasz, kobiecy – punkt widzenia przyjmuję. Nie chcę być obiektywna, bo obiektywność w tak gorącym temacie oznacza sztuczność albo fałszywą obojętność. Podejrzewam jednak, że Wady mężczyzn zainteresują również panów. Niech czytają na zdrowie. Jeśli będą się złościć albo coś ich zaboli – to dobrze, bo taka reakcja oznacza, że może poruszeni zaczną się zastanawiać nad czymś, co dotąd w układach z kobietami było dla nich oczywiste.
Niestety, niektórzy mężczyźni – przecież musiałam dać te Wady do poczytania również kilku panom – natychmiast, bez zastanowienia, zaczynali dowodzić, że to nieprawda albo że kobiety są zupełnie takie same. Nie chcieli nic przyjąć do wiadomości, a szkoda, bo ta książka mogłaby się im przydać jako rodzaj zwierciadła, czyli okazja do popatrzenia na siebie z boku, z dystansu, cudzymi oczami.
Chciałabym, żeby te – jak je dla siebie nazywam – „wadki” chociaż w niewielkim stopniu przyczyniły się do budowania pomostu pomiędzy nami a mężczyznami, z którymi łączy nas wieczna wzajemna fascynacja i dzielą nieustanne konflikty, a mimo to nie możemy bez siebie żyć.
Postscriptum.
Zadzwoniła do mnie przyjaciółka, której powiedziałam, że właśnie kończę książkę o męskich wadach. Była zdumiona: „Jak to kończysz? Przecież o tym można w nieskończoność”. Uspokoiłam ją: „Już planuję drugi tom”.
Byłam wczoraj w zaprzyjaźnionej firmie, gdzie jedna z pań szczególnie ładnie wyglądała. Przyjrzałam się: „Zmieniła pani fryzurę? Ta jest bardzo twarzowa”. Zamiast ucieszyć się z mojego komplementu, powiedziała ze smutkiem: „No proszę, pani też zauważyła. Wszyscy zauważyli, tylko mój mąż nie”.
Panowie bywają do tego stopnia nieuważni, że nowa płomiennoruda czupryna, wytworny płaszczyk do kostek w miejsce starej kurtki, całkiem inne talerze czy zasłony w Waszym wspólnym pokoju mogą przez parę dni, a nawet tygodni pozostać nie zauważone.
Która z nas nie ma czasem ochoty zrobić na nim wrażenia? Wpadamy wtedy na pomysł, żeby radykalnie coś zmienić w wyglądzie własnym albo domu. Tymczasem on, dla którego – przypominam – było to przeznaczone, wcale na to nie reaguje.
Załóżmy, że chodzi o nowe uczesanie (wielu kobietom, mnie zresztą też, właśnie włosy najchętniej służą do eksperymentów ze swoim wyglądem zewnętrznym). Wracamy od fryzjera zadowolone, podniecone, ale i trochę niepewne, chodzimy po mieszkaniu, czekamy na słowa uznania – a tu nic. Koleżanki w pracy pochwaliły, dzieci zwróciły uwagę, tylko mąż nie odezwał się na ten temat ani słowem, jakby nie widział.
Naturalnie, prawie wszystkie kobiety przyjmują to źle. „On się już w ogóle mną nie interesuje”, „Chyba przestałam mu się podobać”, „Traktuje mnie jak mebel albo jeszcze gorzej” – takie myśli zaczynają kołatać nam w głowie. Cała przyjemność z nowej fryzury popsuta, nastrój fatalny.
Z góry rezygnujemy z upominania się o jakąś reakcję („Zobacz, mam nowe uczesanie, ładnie mi?”), bo uważamy, że wymuszony komplement to już nie ta przyjemność. Poza tym często nie budzi zaufania: może odpowiedział coś miłego – myślimy sobie – z uprzejmości albo dla świętego spokoju, a nie dlatego, że mu się podobam. I trwamy w rozgoryczeniu.
Tymczasem ta wada wielu mężczyzn – albowiem jest to niewątpliwie wada – jest znacznie bardziej niewinna, niż nam się wydaje. Można powiedzieć, że coś szwankuje nie w jego stosunku do nas, lecz w sposobie widzenia. Albo że to nie wada nastawienia, tylko wada wzroku. Pewna część rodzaju męskiego NAPRAWDĘ NIE WIDZI wyników naszych starań.
Nie bez pewnej złośliwej intencji (a konkretnie w celu udowodnienia, że mężczyźni to gatunek dotknięty półślepotą wrodzoną) przez lata prowadziłam swoje prywatne badania nad ich spostrzegawczością. Zadawałam pytanie o kolor oczu żon, narzeczonych, dziewczyn, sympatii. Wyniki były jednoznaczne: pokaźna część odpowiadała, że nie wie, większość wahała się i poprzedzała swoją odpowiedź słówkiem „chyba”. Która kobieta miałaby wątpliwości w tak oczywistej sprawie?
Otóż z tego wcale nie wynika, że dla panów sprawa jest równie oczywista. Konstrukcję oka mają taką samą, ale zostali nauczeni zwracania uwagi na co innego, więc różne ważne dla nas szczegóły traktują jako nieistotne. Dlatego jeśli On (przez duże O) nie zauważy czegoś, czym chcesz go oszołomić – najpewniej nie jest to ani celowa złośliwość, ani zobojętnienie.
„Ale na początku było inaczej, wtedy wszystko, co się ze mną wiązało, było dla niego ważne” – mówią rozżalone kobiety. I nie biorą pod uwagę, że był to okres szczególnej koncentracji i wytężonej uwagi, a więc stan, w którym trudno pozostawać wiecznie. Pierwsze zakochanie minęło i nasz mężczyzna wrócił do swego normalnego sposobu widzenia. I nie ma powodu do wyciągania zbyt daleko idących wniosków z faktu, że nie zauważył nowej fryzury.
Można się z tym pogodzić i ulokować swoje ambicje gdzie indziej. Teoretycznie wszystkie wiemy, że o wiele większe szanse stwarza kuchnia: naprawdę rzadko który nie zauważy, że już drugi raz w tym tygodniu na stół wjeżdża jego ulubiona golonka. A może wystarczą zachwyty koleżanek nad nową fryzurą czy sukienką? Trzeba wyciągnąć wnioski ze znanej prawdy, że ubierać się i czesać warto nie dla mężczyzn, ale dla innych kobiet i dla samej siebie.
Tym, które się uparty, że właśnie Jemu chcą się podobać, pozostaje droga żmudna, ale nie beznadziejna. Nawet bardzo nieuważnego mężczyznę można nauczyć lepszej koncentracji na tym, o co nam – kobietom – chodzi. Ćwiczenie pozwala i w tej sprawie, tak jak w każdej innej, osiągnąć pewną biegłość. Trzeba więc cierpliwie i wytrwale upominać się o swoją porcję komplementów: „Patrz, wróciłam od fryzjera! Podoba ci się, prawda?” – i liczyć na to, że albo on nauczy się zauważać, albo my przyzwyczaimy się do zadawania takich pytań.
Muszę na koniec zrobić istotne zastrzeżenie: wada, o której mówię, nie jest wyłącznie męską cechą, a w dodatku nie wszyscy mężczyźni ją posiadają. Są panowie uważni, spostrzegawczy i jeszcze – choć to rzadkość – umiejący jasno dać wyraz swemu zadowoleniu z wyglądu zewnętrznego partnerki czy jej dbałości o wystrój domu.
Jeżeli Twój mężczyzna jest taki, doceń to, bo dostajesz od niego coś, czego kobietom zwykle brakuje. I odpowiedz mu czasem tym samym. Nie ma zwyczaju komplementowania mężczyzn, tak jakby im było wszystko jedno, czy się podobają, czy nie. A przecież nie jest.
Mężczyźni – życiowe kaleki, a więc tacy, którzy nie umieją przyszyć sobie guzika, usmażyć jajecznicy, uprać skarpetek, stanowią już właściwie ginący gatunek. Młodsi panowie na ogół nieźle sobie radzą z większością obowiązków domowych i rodzinnych. Radzą sobie, jeśli muszą.
Długoletnia propaganda równouprawnienia, uganianie się za „kartkowym” mięsem, a ostatnio też bezrobocie, które zmusiło wielu mężczyzn do przesiadywania w domu – wszystko to spowodowało, że mąż potrafi niemal zastąpić żonę w jej rodzinnej roli. Tylko że...
Zbyszek nawet zmywa, ale Ewa niechętnie go do tego dopuszcza, bo zawsze coś stłucze i tak nachlapie, że potem trzeba wycierać całą kuchnię. Artur, zwłaszcza kiedy z jakiegoś powodu czuje się nie w porządku, proponuje zrobienie zakupów, ale zwykle tylko połowa rzeczy zgadza się ze spisem, który mu przygotowała Krysia, więc i tak trzeba jeszcze raz wychodzić do sklepu. Krzysiek czasem weźmie się za pranie, jednak albo nie wypłucze porządnie, albo umieści jakiś czerwony ciuch razem z jasnymi rzeczami i wszystko zrobi się lekko różowe.
Żony oczywiście nie są w takich sytuacjach skore do pochwał, raczej burczą zirytowane i zadają sobie – czasem też jemu – pytanie, czy to możliwe, żeby sprawny fizycznie i w pełni władz umysłowych mężczyzna nie był w stanie wykonać tak prostych czynności. Oni tłumaczą się, że nie potrafią, że im nie wyszło, że przypadkiem tak się jakoś stało. I dalej: „Czego ty właściwie ode mnie chcesz? Przecież się starałem...” Dają do zrozumienia, że to ona jest czepialska, że powinna raczej z dobrą wiarą przyjąć jego starania i okazać wdzięczność.
Część kobiet daje się przekonać, godzi się z ukrytą w tych słowach sugestią, że ma zły charakter, i postanawia na przyszłość być lepsza. Nic bardziej mylnego! Drogie panie, moim zdaniem padacie ofiarą wyrafinowanego, choć nie do końca świadomego oszustwa.
Ta nieporadność i nieudolność to poza, która naszym mężczyznom bardzo się opłaca. Nie wypada przecież powiedzieć: „Nie chce mi się”. Znacznie skuteczniejsze jest zrobienie, ale tak, żeby na drugi raz żonie odechciało się prosić. I rzeczywiście, często postanawia ona, że taka mężowska pomoc to kiepski interes i nie opłaca się z niej korzystać. Czasem próbuje, ale stopniowo zaprzestaje prób, zrażona negatywnymi wynikami kolejnych eksperymentów.
Dlaczego twierdzę, że panowie tylko grają takie domowe fajtłapy, a faktycznie nie mają trudności z opanowaniem tajników gotowania, prania, sprzątania i zakupów? Bo ci, których przyciśnie prawdziwa życiowa konieczność, nagle odzyskują zdolność do szybkiego uczenia się tych – przecież nie aż tak skomplikowanych – umiejętności.
Ten sam Zbyszek, kiedy Ewa wyjechała na trzy miesiące do Niemiec, radził sobie z domem i dwójką dzieci nad podziw dobrze i jakoś nie wytłukł wszystkich naczyń. Artur podczas wakacji (Krysia zaczęła pracę w zagranicznej firmie i mogła nawet marzyć o urlopie) nie tylko nie zagłodził dzieci, lecz nawet doczekał się pochwał od swojej 11-letniej córki, jakim to dobrym był zaopatrzeniowcem i kucharzem. Krzysiek, oczekując żony ze szpitala z drugą pociechą-wcześniakiem, idealnie przegotował mieszkanie i rzeczy przeznaczone dla noworodka – oczywiście, łącznie z praniem – praktycznie bez pomocy teściowej.
Bo nawet jeśli niektórym mężom, ochranianym w rodzinnym domu przed przyłożeniem ręki do jakichkolwiek domowych obowiązków, brakuje wprawy czy umiejętności, mogliby – twierdzę stanowczo – szybko je osiągnąć, gdyby się przyłożyli. Ale często wolą wymigiwać się, zasłaniać nieporadnością i przepraszająco uśmiechać.
Trudno nawet obrażać się na nich, bo najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego, co robią. Gdyby byli w pełni świadomi swoich manewrów, musieliby ich zaprzestać – rozmawiamy przecież o mężach porządnych, pełnych dobrej woli, ceniących sobie partnerstwo. Właśnie dlatego lepiej nie tracić energii na irytację, tylko opracować strategiczny plan zmniejszenia tej skądinąd nieznośnej męskiej wady.
Punkt pierwszy polega na uznaniu, że my – kobiety – też nie jesteśmy bez winy. W pewien sposób pomagamy swojemu towarzyszowi życia zachować pozycję niezdary, już przy pierwszym niepowodzeniu wyjmując mu z ręki ścierkę, odsuwając go od pralki czy osobiście wyruszając do sklepu. W ten sposób same podsuwamy wygodne rozwiązanie.
Może być i tak, że dla niektórych z nas jest to okazja, żeby odczuć słodki smak przewagi – dom i dzieci to jedyna dziedzina, w której czujemy się lepsze i chciałybyśmy zachować tę wyższość, nawet gdyby miało nas to kosztować więcej wysiłku. Ale jeśli tak jest, tracimy uprawnienia do narzekania i pretensji. Bo nie można mieć tych dwóch rzeczy naraz: pełnowartościowej pomocy swojego męża i poczucia, że on nie nadaje się do żadnych obowiązków domowych. Albo – albo.
Jeśli nie o to chodzi, można przejść do punktu drugiego. Rzecz w tym, żeby nie rezygnować z wymagań aż do skutku, licząc się z gorszą jakością wykonania. Żeby dla drugiej strony stało się jasne, że nie damy się tak łatwo zrazić. Wtedy możemy mieć nadzieję, że z czasem zasłanianie się nieporadnością zaniknie jako nieskuteczne. I zacznie się normalny proces uczenia, który zresztą też wymaga czasu i wysiłku.
Wynika z tego bezpośrednio punkt trzeci: chwalić, nawet jeżeli mamy zastrzeżenia co do jakości. Za włożony czas i wysiłek, jeśli nie można za efekty. A o zastrzeżeniach warto poinformować, najpierw jednak doceniając to, co zostało zrobione. Wiadomo przecież, że starania zauważone i docenione chętniej podejmuje się znowu.
Na koniec chciałabym przeprosić wszystkich tych panów, którzy przedstawionej tu wady nigdy nie mieli albo się jej wyzbyli. Myślę, że są oni bliżej niż inni modelu mężczyzny przyszłości – zdolnego zadbać o siebie i swoją rodzinę nie tylko poza domem, ale i w domu. Podobne przeprosiny należą się wszystkim wyjątkowym i nadzwyczajnym mężczyznom, którzy są pozbawieni innych sportretowanych przeze mnie wad. To nieładnie z mojej strony, ale postanowiłam załatwić to hurtem, jeden raz za całą książkę: PRZEPRASZAM.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.